Napisane przez forgettandbehappy
Piszę tutaj bo tak bardzo mi dziś źle..
nie wiem co mam ze sobą zrobić, chyba jest coraz gorzej. 1.5 roku temu przeżyłam miłość życia(?). na początku bardzo jej nie chciałam, broniłam się, bo w mojej głowie siedziały glupie przekonania, bo młodszy o 2 lata, bo nie do końca mi się podobał-ale później kiedy poznałam jego charakter to i mnie dopadła strzała amora , zaczał pociągać mnie nieziemsko, zakochałam się najpierw w jego mózgu,mimo,że nie był to mój typ wizualnie to jednak pociągał mnie jak nikt inny . Do tego jego charakter- poza jego jednym aspektem..
Nigdy wcześniej nie spotkałam człowieka który byłby tak świadomy, miał takie zapatrywanie na świat, człowieka który tak bardzo analizował swój samorozwój, który zwracał uwagę na najmniejsze szczegóły do tego okazywał mi, że szaleje na moim punkcie. Jak okazywał? potrafił sprawić,że zaczęłam się zastanawiać, jak on w ogóle mógł na mnie spojrzeć- zaczęłam czuć się przy nim mała, był tak piekielnie inteligentny,ale też był tego bardzo świadomy. Nigdy wcześniej nikt nie pokazał mi takiego spojrzenia na ludzi, na świat.Ale ponieważ nigdy nie może być kolorowo bo ideały nie istnieją , miał jedną ogromną wadę- nie był.. lojalny? miał opinie podrywacza,miliony koleżanek, ciągle rozmowy z nimi na portalach spolecznościowych i ten nieszczęsny instagram o którym zaraz wspomnę. Z jednej strony chłopak potrafił przesiedzieć cały seans w kinie patrząc się tylko na mnie , potrafił patrzeć na mnie pół nocy kiedy śpie i mówić mi, że cieszy się, że potrafię tak beztrosko przy nim zasnąć, ze to oznacza ze czuję się bezpieczna i milion innych gestów które sprawiały, że motyle w brzuchu nie pojawiały się na 5 minut, one trwały całe dnie. ale.. w międzyczasie pojawiały się czerwone światła, komentarze o tym jakie to ta ma nogi do nieba, że kręcą go blondynki< jestem brunetką> sprawiały, że gdzieś tam moja samoocena bardzo bardzo spadła.szczegolnie kiedy okazywało się ,ze prowadzi długie konwersacje z innymi dziewczynami.. zaczelam być zazdrosna, ze jak to mu nie wystarczam? ze po co te ciagle rozmowy? ze po co co chwila nowe kolezanki . i ten nieszczesny facebook nas zabił. (wydawaloby sie, ze to najwiekszy idiotyzm XXI wieku, a jednak).on mówił ze dla niego zabawa w sieci to tylko zabawa i zebym nie szukala tam zycia, ale ja nie potrafilam tego zniesc, bo ta jego zabawa odbijala sie na moim poczuciu wlasnej wartosci.do tego dochodzily do sytuacji w ktorej przykladowo przegladajac jakies fotki sam z siebie zaczyna mi opowiadac, ze dziewczyna wyglada jak koń a pozniej jak przychodzilo co do czego to pod fotkami pisal im ze wygladają oszalamiająco, zjawiskowo. nie rozumialam tego. zaczelismy sie nawzajem sprawdzac. i wtedy wszystko sie posypalo. z jednej strony gwarantowal mi przezycia o jakich sobie nie snilam, spelnial moje psychiczne wymagania i potrzeby tak, ze nie zamieniłabym tego na nic innego, a z drugiej strony..
dla mnie związek to kroczenie razem przez swiat, razem przeciwko wszystkiemu, a doszlo do tego ,ze zaczelam w koncu byc zazdrosna o kazde polajkowanie zdjecia, o kazdy komentarz. ja wiem ,ze na swiecie sa miliony ladnych ludzi i zawsze znajdzie się ktoś ladniejszy, ale chcialam czuc sie najladniejsza kobieta na ziemi dla niego, a on tego piekna doszukiwał się u doslownie kazdej- kobiety po 40 , czy nastolatki, w kazdej znajdował cos co mu sie tak bardzo podobalo- jak nie usmiech to pupa, jak nie pupa to nogi, jak miala brzydką twarz to byłą dobrą dupą bo ma swietny brzuch- martwe koło. do tego stopnia, ze nawet ja obiektywnie spogladajac nie zwrocilabym na dziewczynę uwagi, nawet nie pomyslalabym ze na przyklad okularnica w porozciaganym swetrze z wadą zgryzu moze sie komus podobać,ale to wtedy jemu podobał mu sie jej usmiech , albo cokolwiek innego i dla mnie to zaczeło się robić chore. nigdy nie pomyslalabym, ze tak dziecinne problemy odbiją sie na moim zyciu. powoli zaczelo się sypać , kiedy po klotni byly ciche dni wygladalo to tak , ze ja plakalam a on w tym czasie robił sobie przyzwolenie do pisania do innych , co sam pozniej potwierdzal. ale mowil ,ze nawet jak pisal do nich i chcial sie spotkac to to byla zabawa, bo pozniej szybko zdawal sobie sprawe, ze to nie na miejscu i jednak do tych spotkan nigdy nie dopuszczal. tyle, ze nie wszystkie te dziewczynki zdawaly sobie sprawe,że to tylko fun. bo one myslaly ze on z nimi flirtuje, ja tez tak uwazalam, a on twardo trzymał się tego, ze to tylko zabawa w sieci a nie prawdziwe zycie. Do tego ten nieszczesny instagram. Wystarczyło ze poszlam na 5 minut do lazienki, a on w tym czasie potrafił tam wchodzić i lajkować zdjecia wszystkich mozliwych golych pośladkow, cyckow, kolezanek, obcych dziewczyn- nie mialo to dla niego roznicy. Najbardziej bolalo mnie to ze potrafilismy sie kochać, po seksie nawet nie chcial rozmawiac bo mowil ze chce tylko lezec, a 5.minut pozniej odpalal instagram i szalał. moje poczucie wlasnej wartosci spadlo chyba do zera. jak mozna byc zazdrosnym o jakies sztuczne plastikowe cycki w internecie..
a mimo to gdzieś to ogromne uczucie tam było, tylko chyba to nie wystarczało.
pomimo tego, ze przeszkadzało mi to nie potrafiłam odejść, bo uczucie było z mojej strony tak wielkie, powtarzałam sobie ze przeciez mowi ze kocha, ze tylko ja sie licze, ze nie poznalam nigdy nikogo takiego. to czlowiek ktorego nie da sie zapomniec..
Ironią losu po pewnej kłotni to on zdecydował się zakończyć związek ( wypomniałam mu sytucje sprzed miesiaca wczesniej bo dowiedziałam się, że pisał do jakiejś dziewczynki, że jestem tylko jego przyjaciółką,że nasze wspolne zdjecia to nic takiego; on tlumaczyl ze to juz za nami, ze skoro teraz jest dobrze to po co to wyciagam, ze wtedy bylismy pokloceni i ze tego zaluje ale ze jak moge znowu wracac do tego co bylo wczesnie). Zakończył, a ja nie mogłam się z tym pogodzić i chyba nie mogę do dziś.
Przez 8 miesiecy nie mielismy zadnego kontaktu, poblokowal mnie na wszystkich portalach, w teorii kazde zylo wlasnym zyciem. z tym ze ja nie potrafilam o nim zapomniec, az pewnego razu dodal mnie na snapchacie, jak gdyby nigdy nic, wysylal zdjecia, w sumie wysylalismy wzajemnie. doszlo do spotkania, do spotkania na ktorym zachowywalismy sie jakby nie bylo zadnego rozstania, kazde mialo tyle uczuc, tulilismy sie cala noc, byly pocalunki, byl seks,a dzien po zero kontaktu na nastepny miesiac. miesiac pozniej odezwal sie ,znowu rozmowy jakbysmy nigdy sie nie rozstawali..napisałam wtedy ze jesli nic do mnie nie czuje niech zniknie bo ja tak nie moge- przestał się odzywac, znowu mnie zablokowal. w sumie przez nastepne 4 miesiace spotkalismy sie kolejne dwa razy i bylo identycznie jak wyzej. co najgorsze mam świadomośc tego, ze jak raz coś zrobisz możesz określić to mianem błedu, jeśli to powtarzasz to już jest głupota. tylko, że ja go kochałam i nadal żyłam nadzieją, że jest jeszcze dla nas szansa, zapominałam o tym ,ze to on z własnej woli sie nie odzywa, że nic go nie stopuje, że jakby facetowi zależało to poruszyłby niebo i ziemie( bo na początku związku poruszał..)
minelo 1.5 roku, ja nie umialam zapomniec ale staralam sie tak bardzo - z marnym skutkiem. patrzylam co u niego, widzialam jak dalej szaleje na instagramie, i bolalo tak jakbym dalej z nim byla, a przeciez byl wolnym czlowiekiem. zmienilam swoje podejscie, w miedzy czasie zaliczylam przeprowadzke do wiekszego miasta , myslalam ze w koncu zapomne, ze zaczne normalnie zyc.ale musialam wrocic ze wzgledu na studia do miasta w ktorym wczesniej mieszkalam i w ktorym byl on.. zaczal sie znowu jakis kontakt, ale nic konkretnego,rozmawialismy od czasu do czasu. dowiedzialam sie ze nie mial od naszego rozstania nikogo, a tym bardziej z nikim nie spal.jakiś czas temu on wylądował w szpitalu. bylam pierwszą osoba ktora o tym poinformowal, a ja bylam gotowa od razu pojawic sie u niego. chcialam przyjsc i on na poczatku tez chcial zebym przyszla, ale pozniej zaczal cos krecic- mowil, ze moze dzis nie bo ma badania to niewiadomo ile to potrwa; innego dnia, ze jest zmeczony- gdzie w miedzy czasie na jednym z portali spolecznosciowych smial sie z innym, ze juz ma fajne pielegniarki na oku i zarty o seksualnym podtekscie. to mnie zabolalo tak bardzo, ze napisalam mu wprost ze skoro ma w głębokim powazaniu to,ze sie martwie to ja pasuje. napisał mi na to czy czasem nie przesadzam, dwa dni pozniej napisal czy moze jednak przyjde,ze bardzo by chcial- ale juz nie odpisalam, ciezko bylo ale milczałam. przyajciolki kazaly mi być twardą i odpuscic, znowu starałam się ułozyć swoje zycie. tak dużo o tym myslalam. nie odzywalismy sie do siebie przez miesiac, ale tak bardzo wtedy sie o niego martwilam, ze znowu sprawdzalam co u niego, zdrowiał chociaz nigdy nie odzyska juz 100 procent sprawnosci, ale w miedzy czasie jak zwykle portale byly pelne jego aktywnosci-dupeczki jak zwykle byly zjawiskowe i oszalamiajace wedlug jego komentarzy. a ja tak bardzo się martwiłam, tak bardzo ze łykałam łzy, ale starałam się być twarda. wszystko zmienilo sie tydzien temu. odezwal sie i jakby coś się zmieniło, znowu był to ten człowiek w ktorym gdzies tam kiedys sie zakochałam- znowu mówił o tym co czuje. byalm w szoku ,bo wcześniej się to nie zdarzało, nie wiedziałam co myślał przez te 1.5 roku. rozmawialismy o nas, opowiadal ze on przez ten czas kiedy nie bylismy razem, czesto myslal o tym ,ze jestem super, ze moze wtedy to nie byl nasz czas po prostu, ale ze jakos to bedzie ze moze na nowo warto sprobowac ( ale nie odzywal sie!).ja mu wtedy wypomniałam,ze skoro tak bylo to czemu w tym czasie wypisywal jak to inna dziewczyna jest w jego sercu albo czemu sie nie odzywal. on mi na to, ze to bylo pijackie jakies wyznanie, ktorego nawet nie pamietal i ze pamietał te świetne chwile ze mną . na to ja wspomnialam o szpitalu, o tych pielegniarkach- oburzył się, że znowu coś wypominam, ze on juz nie pamieta zlych chwil, ze je wymazal i ze myslal ze mozna ruszyc do przodu i ze mozemy sie z tego smiać, ale jak widac nie moge ruszyc na przod.
i chyba miał rację, bo ja nie potrafię się smiac z tego ze 1.5 roku cierpie i tesknie za nim, a on w tym czasie zachwycal sie milionem innych kobiet. a mimo to tak ogromnym uczuciem go darze, ze nie umiem przestać, nie umiem o nim zapomnieć. i katuje się tymi uczuciami, tymi wspomnieniami. nigdy wcześniej nie bylam tak glupia i naiwna, ale kiedy o nim mysle to jakbym postradała rozum, wiem, że to dla mnie złe, ze powinnam zapomniec ale nie umiem.. tyle razy myslalam ,ze potrzebuje juz stabilizacji, ze jesli mialabym się z kimś spotykać to z kimś z kim mogłabym już myslec o przyszlosci,a nie bawić się w szczeniackie zagrywki.
Nie było go w mieście i poprosil mnie o przysluge, dzis sie spotkalismy, tulil się do mnie, całował , opierałam się ale w koncu skapitulowałam. bylam bardzo czujna na tym spotkaniu, ostatnie dni wygladaly tak jakby mu zalezalo,mowil o tym ale.. kiedy przyszłam szybko zamknął facebooka, pozniej spedzilismy razem 7 godzin , skonczyło się pieczotami. bardzo balam sie zaczac temat nas na zywo po tym wszystkim ,czułam się jak na tykającej bombie wiec milczalam, on tez milczał, lezal a pozniej przy mnie odpalil facebooka i zamiast ze mna rozmawiac ,cieszyc sie ze widzimy sie po takim czasie to klikal likei, o ironio. troche powspominal o uczelni ze ma duzo zaliczen i przy mnie zadzwonil do kolezanki po materiały - powitał ją ' cześć Robaczku' a mnie jakby ktoś po buzi strzelil. ja czekam od 1.5 roku na jakieś czulości, kilak dni wczesniej mowi mi takie rzeczy, ciagle pisze,ja czekam na cokolwiek a on wita jakąs kolezankę z taką czulością? nie, do mnie nigdy tak nie mowil przy wszystkich. w koncu po takim szoku opanowując łzy tak zeby nie zauwazyl,ze mnie to ruszylo stwierdzilam ,ze pora do domu i ze juz idę- on na to, ze ok. pytam sie czy otworzy mi drzwi(zamkniete na klucz) to mówi, ze sa otwarte i cos patrzy w komputer. probuje wyjsc i mowie, ze zamkniete- on otworzyl i pozegnał mnie stwierdzeniem ' dzieki za pomoc, czesc' , odpowiedzialam ' no to baj' i wrociłam do domu. Wrocilam i sprawdzilam, oczywiscie w czasie kiedy lezałam obok niego na tym samym łozku zdążył polubić kilka nowych fotek jakichs rozneglizowanych kobiet.
jak ja mogłam upaść tak nisko?czy to ja przesadzam? jak ja moge dac się tak traktować, dlaczego nie mogę zapomnieć i jakiego upokorzenia jeszcze musze doswiadczyć, zeby zdać sobie sprawe, ze osoba którą kocham przestała istnieć.. nie, nie odezwał się pozniej cały dzien. a ja spłakałam się dopoki nie zasnęłam. powinnam się uczyć, jutro egzamin a ja nie mogę przestać o tym mysleć i się katować. moze nie jestem miss swiata i nie mam figury fitness bikini, ale są czasami faceci którzy zawieszą na mnie oko.mówią, że jestem mądra, piękna, a ja dalej katuje się kimś kto nigdy nie sprawi ze poczuję się najlepsza. tak bardzo chcialabym być najlepsza, dla niego.. nie potrafię być z kimś innym, boję się że już nigdy nie spotkam osoby tak świadomej, z takim spojrzeniem na świat, po czymś takim wszyscy inni wydają mi się zwyczajnie głupi... nie umiem wziąć się do kupy, nadzieja chyba umiera ostatnia. przecież po 1.5 roku już nawet nie powinnam o nim pamiętać a u mnie jest to żywe, jakby to się wydarzyło wczoraj. jak z tego wybrnać, jak poczuć się znowu szczęśliwą? .. tak, toksyczne , wiem, ale chyba sama nie umiem sobie z tym poradzić.
|