Czy to ze mną jest coś nie tak? - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2015-06-23, 01:15   #1
Aseti
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 15

Czy to ze mną jest coś nie tak?


Hej wszystkim! Na forum jestem już od ładnych kilku lat, ale nigdy nie byłam zwolenniczką zakładania tematów dotyczących własnego życia. I byłoby tak pewnie do dzisiaj, gdyby nie sytuacja z ostatniego weekendu... Otóż jestem z chłopakiem praktycznie od roku (wiem, krótko). W tym roku kończę 19 lat, a on 23. Ogólnie nam się układało. Czasem bywały kłótnie, jak to w każdym związku, ale zawsze rozwiązywaliśmy problemy szczerą rozmową.
Sądzę, że pomimo krótkiego stażu sporo przeszliśmy. W zeszłym roku zmarł mi tata, a co za tym idzie zachorowałam na depresję i nerwicę (spowodowaną także paroma innymi przeżyciami). Zaczęły się różnorakie terapie, leki, okaleczanie się, a nawet szpital. Gdyby nie wsparcie chłopaka, to sądzę, że byłoby mi naprawdę ciężko się pozbierać. Tylko, że prawie zawsze jest jakieś "ale". Równorzędnie z tym wszystkim były mniejsze bądź większe wybryki z alkoholem.
Jestem raczej osobą mało i rzadko pijącą - po pierwsze z racji wieku, a po drugie pochodzę z rozbitej rodziny, w której jeden z rodziców pił. Chłopak (nazwijmy go panem X) natomiast zawsze był typem imprezowicza, który od czasu do czasu lubił sobie wypić. Jakoś tak się złożyło, że wraz z byciem razem, X ograniczył zabawę i co za tym idzie alkohol. Na wstępie jeszcze dodam, że uważam alkohol za rzecz normalną i dla ludzi, o ile jest spożywany z głową Nie będę już się zgłębiać w szczegóły naszego związku, aczkolwiek zawsze sądziłam, że jesteśmy zgraną parą, opartą na mocnych fundamentach - w tym przede wszystkim na zaufaniu i przyjaźni. Wracając do tematu - wszystko zaczęło się po jakiś 3 czy 4 miesiącach związku. Wiem, że większość z was już wtedy zaleciłaby mi ucieczkę, bądź poważne zastanowienie się nad relacją, ale wierzyłam (i chyba do dzisiaj wierzę), że jest to rzecz, którą można wypracować bądź naprawić. A mianowicie - byliśmy z chłopakiem na jednej z imprez. Wszystko było super do czasu, kiedy X za bardzo zaszalał i mówiąc krótko - upił się. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że po procentach jest kłótliwy. Sama impreza miała miejsce na obrzeżach miasta, okolicy nie znałam. Nie ukrywam, że złapałam trochę stresa, bo chłop w nie najlepszym stanie, a ja nie wiem, co robić W końcu zdecydowałam się, abyśmy zaczekali na jego kolegę, który miał pomóc go odprowadzić pod jego dom. Wszystko zmierzało ku dobremu, jednakże nagle mój chłopak postanowił iść w tym stanie samemu do chałupy Gdyby nie idący już do nas kolega, to pewnie bym pobiegła za tym moim, ale stwierdziłam, że taki pijany to nie zajdzie daleko... W każdym razie mój luby zostawił mnie samą tuż przed lasem i bez gwarancji, że ten kumpel przyjdzie w miarę krótkim czasie. No dobra, nie ukrywam, że jednak mogłam pójść z tym ciołkiem i zadzwonić do tego kolegi, że jesteśmy w drodze, ale uwierzcie - nerwy wzięły górę. Kolega na szczęście szybko przyszedł i właśnie wtedy zaczęła się cała akcja. Otóż mojego chłopaka nigdzie nie było. Jako, że jego dom znajdował się daleko od miejsca, gdzie się bawiliśmy to postanowiliśmy przejść trasę na parę sposobów, aby go namierzyć. Niestety nie dało rady, po jakiejś godzinie, półtora byliśmy już pod jego domem. No i kolejne schody - miałam telefon Xa w ręku, a dom łącznie z bramą był zamknięty (a przynajmniej my nie byliśmy w stanie jej otworzyć). Po jakiś dwóch godzinach marznięcia przyjechał brat mojego TŻta, któremu zdaliśmy relację z całej sytuacji. Ogólnie pojechał na motorze go szukać, ale również spełzło to na niczym... Jak wrócił to zgarnął mnie do domu, abym nie marzła. Ja już wtedy byłam nieźle roztrzęsiona, martwiłam się o chłopaka, bo jednak w takim stanie to dużo głupot można zrobić, a jeszcze głupio mi było przed tym kumplem (chociaż to był najmniejszy problem). I teraz uwaga, było najlepsze - X cały czas był w domu, śpiąc sobie w ciepłym łóżeczku. Jak weszłyśmy z jego mamą na górę, to otrzymałam tylko pytanie o to, czy fajnie mi się czekało i parę innych, mniej przyjemnych słów Cóż, popłakałam się, była kłótnia i później jego przeprosiny, że sytuacja się nie powtórzy. Wybaczyłam. Był spokój na parę miesięcy, chłopak pił, ale kontrolował siebie i wierzyłam, że naprawdę był to jednorazowy wybryk... Problem powtórzył się parę miesięcy później, kiedy w lutym zaprosił mnie do siebie. Tego dnia akurat moja mama robiła u nas spotkanie z alkoholem w roli głównej, a TŻ nie chciał abym w tym uczestniczyła (źle wtedy reagowałam na widok rodzica pod wpływem). Siedzieliśmy zatem u niego. Mieli przyjechać koledzy Xa, ale obiecał mi, że będzie grzecznie i spokojnie... Cóż, nie było. Wyobraźcie sobie sytuację - trzech facetów na trzy butelki wódki i to jeszcze z jednym jedynym litrem pepsi na "popitę". Nie muszę chyba pisać w jakim stanie był X...
Skończyło się na tym, że stał się dosyć natarczywy w stosunku do mnie (rzucając też dziwne żarty do mnie przy kolegach). Jestem osobą asertywną, więc szybko ucięłam zbędną rozmowę tłumacząc, że nie życzę sobie takich odzywek i że porozmawiamy rano. Efekt? Usłyszałam, że mam się "pier****ć". Cóż. Wróciłabym od razu do domu i byłoby to najlepszym wyjściem, ale najwcześniejszy PKS był dopiero grubo nad ranem. Dodatkowo złapał mnie atak nerwicy, więc suma summarum zamknęłam się w łazience. W końcu jego mama się obudziła (słysząc jak przeklina pod drzwiami, abym wyszła) i wyrzuciła całe towarzystwo. Później zostaliśmy wzięci na rozmowę, aby wyjaśnić całą sytuację, ale X kompletnie nie pamiętał swoich słów. Usłyszałam wtedy całą tyradę, że jest mną zmęczony, że się potrafię "przyje***" o wszystko i ogólnie stał się agresywny (uderzył m.in. ręką o ścianę, a ja po raz pierwszy zaczęłam się bać tego człowieka). Zapewne zapytacie czemu już wtedy nie odeszłam? Nie wiem. Może znowu wierzyłam w jego obietnice i przeprosiny. Po tym wybryku moje zaufanie do niego całkowicie padło (w kwestii alkoholu). Mówiąc krótko zaczęło się psuć, ja myślałam, że wygasam, było blisko rozstania, ale oboje jeszcze jakoś to ratowaliśmy. Innym razem się zdarzyło, że po alkoholu zrobił się agresywny i uderzył pięścią w twarz delikwenta, który NIECHĄCY mnie przewrócił na zęby (podczas tańca). Wynikła z tego później duża awantura, bo znajomi zaczęli mieć pretensje. Prowadziłam z chłopakiem kolejne rozmowy... Pod koniec kwietnia zdaje się, że wyszliśmy na prostą, ale wtedy akurat znowu wypił za dużo (na szczęście nie było mnie przy nim) i skończyło się na bardzo nieprzyjemniej rozmowie na skype (którą szybko ucięłam, a której on następnego dnia wgl nie pamiętał).
Była rozmowa, długa. Powiedziałam wszystko co mi leżało na sercu, ogólnie zawsze rozmawialiśmy, ale tym razem naprawdę wygarnęłam na spokojnie każdy szczegół, który mi w tym związku nie pasował lub mnie niszczył. Ogólnie wspomnę, że długi czas upierałam się, że ma jakiś problem z alkoholem. W pewnym momencie głupio dałam sobie wmówić, że twierdzę tak przez syndrom DDA i że jak zwykle przesadzam. Pewnego dnia podjęłam decyzję, aby skonfrontować sytuację z moją mamą. Stwierdziła, że jak dla niej X ma już poważny problem, zwłaszcza, że te luki w pamięci występowały praktycznie zawsze, a on sam nie umiał powiedzieć "stop" podczas picia. I tak jak w kwietniu doszliśmy do kompromisu, że ograniczy picie do max. 4 piw w ciągu jednej imprezy i max. jednej kolejki wódki w przypadku czyiś urodzin, tak w maju postanowił nie pić wcale. Cóż... w praktyce zdarzało się jemu lub nam razem, wypić to jedno piwo raz czy dwa, ale tak jak wspomniałam wcześniej - wyszłam z założenia, że ja nie będę stawiać ultimatum, a najważniejszy tu jest umiar.
Maj minął spokojnie, połowa czerwca również. I chociaż zaufania nadal w pełni nie odbudowałam, to zaczęłam doceniać to jak TŻ się stara. Chciałam walczyć o nas, bo wiedziałam, że sama nie jestem idealna. Pamiętam jak trwał przy mnie, gdy miałam te akty samookaleczania się, czy myśli samobójcze. Wiem, że nie łatwo wytrwać z partnerem, który od ponad pół roku nie umie się pozbierać. Naprawdę byłam upierdliwa, często płakałam, nie potrafiłam cieszyć się niczym, ogólnie nie nadawałam się nawet czasem do rozmowy. To może być męczące. Z drugiej strony był ten jego problem z alkoholem i z nałogiem co do gier komputerowych (ale to drugie ograniczył, odkąd zaczął ze mną spędzać mniej więcej 4 dni w tygodniu, zostając praktycznie zawsze na noc). Cała sprawa pogorszyła się w ten weekend, kiedy pojechaliśmy do innego miasta na ślub i wesele mojego brata. Podjęliśmy wspólnie decyzję, że trochę wypijemy, ale obiecał, że będzie "trzymać fason". Nie powiem, mniej więcej do godziny 1:00 super się bawiliśmy, później zobaczyłam, że już alkohol u niego robi swoje, więc pod głupim pretekstem zaproponowałam abyśmy się przewietrzyli. Wtedy on zaczął naciskać czemu, dlaczego, miał pretensje do mnie. Wytłumaczyłam na spokojnie, że jeżeli mi ufa, to niech ze mną idzie, że spacer dobrze mu zrobi i oczyści umysł, abyśmy dalej mogli się dobrze bawić. Niestety X wziął to za atak na siebie, zaczęła się kłótnia, zaczął mi wmawiać, że znowu sobie ubzdurałam coś (w tym przypadku, że jest wstawiony). Ogólnie usłyszałam, że nikt poza mną tak nie sądzi i wtedy niepotrzebnie dałam jako przykład dziewczynę z którą tańczył - a która widać było, że średnio się bawiła, bo mojemu chłopowi po prostu rozjeżdżały się kroki... Zaznaczyłam, że to tylko moje odczucia, a on chciał od razu iść robić cyrk... Mając w pamięci ostatnią akcje z kolegą, awanturą i pięścią (chociaż wiem, że kobiety by nie uderzył), próbowałam go zatrzymać. Nie słuchał mnie, więc w końcu w złości powiedziałam jemu, aby wybrał, czy zostaje ze mną, czy idzie na salę robić aferę, bo w przeciwnym razie nie wrócę już na wesele. W odpowiedzi usłyszałam nie tylko abym "spierd*****", ale też, abym szła się utopić (było tam jakieś jezioro).
Nie wiem, pękło coś we mnie. Popłakałam się i miałam ochotę naprawdę nie wracać. Na szczęście ochłonęłam i wróciłam się, ale tylko po to, aby zorganizować powrót do hotelu (nie chciałam psuć nikomu zabawy). Wtedy też wyszedł po mnie X, ze szklanką w ręku, którą momentalnie przy mnie rozbił. Zaczęły się kolejne krzyki, w pewnym momencie chwycił mnie mocno za twarz powtarzając raz po raz abym się leczyła, bo jestem "poje***a". Nic do niego nie docierało, bałam się. Szarpnął mnie też za włosy, uderzył pięścią w słup i szarpnął mną ogólnie, gdy chciał abym wstała. Poczułam się jak śmieć. Dotarło do mnie, że robię z siebie cierpiętnicę. Z każdym jego słowem o tym, że od dawna chciał ze mną zerwać, bo jest mną zmęczony i że jestem wariatką, czułam jak się zapadam. Później, gdy nie potrafiłam przestać płakać, on krzyczał, że się nie rozstał, bo mnie kocha. Ale co to za miłość, gdzie nie ma szacunku?
Być może powielam schemat wyniesiony z domu. Tkwię w związku, gdzie jest alkohol, bo to samo miałam w dzieciństwie. Ale z drugiej strony mam świadomość sytuacji, a jednak coś mnie trzyma przy tym człowieku. Czasem też myślę, że może naprawdę to we mnie jest jakiś problem. Może przesadzam? Oczywiście nie mówię o ostatniej akcji, bo przemocy nijak nie będę akceptować. Bardziej chodzi mi o całokształt... Obwiniam siebie, że może to ja doprowadziłam do tego wszystkiego... Jak wróciliśmy na sale, to udawał przed innymi, że jest super, a że to ja jak zwykle "straciłam humor". Ostentacyjnie pił jeszcze przy mnie wódkę, a ja już nie miałam siły siedzieć pomimo próśb mojego brata. Ogarnęłam powrót, wiem, powinnam zrobić to właściwie od razu. X zdecydował się wracać ze mną, chociaż po tym wszystkim nie wyobrażałam sobie tego, jakby to rano wyglądało. W hotelu to samo - płacz, przeprosiny. Nad ranem powiedział, że gdyby był na moim miejscu to by zerwał. A ja? Znowu nie zerwałam. Pewnie napiszecie, że jestem sama wszystkiemu winna, że tkwię w tym i się godzę na takie traktowanie. Ale ja naprawdę tego człowieka kocham i zawsze wydawało mi się, że jest tym jedynym. Zdaję sobie sprawę, że wszystkiemu jest winny alkohol, na trzeźwo nigdy takiego zachowania nie było (pomimo jego trudnego charakteru).
Mamie skłamałam, że bawiliśmy się dobrze. Chyba boję się usłyszeć to, co od dawna do mnie dociera - że lepiej dać sobie spokój.

Dziewczyny, jestem jeszcze młoda (i głupia). Wiem, że ciężko ocenić cokolwiek, nie znając osób, których sprawa dotyczy. Ale czy widzicie jakiś sens w ratowaniu tej relacji? Teraz jesteśmy na etapie, że zachowujemy się "normalnie". Dzisiaj pojechał on do siebie do domu, od niedzieli się stara, przymila, widzę, że żałuje. Znowu przy nim płakałam, bo ciągle mam przed oczami tamtą noc. Z drugiej strony przeżyliśmy wiele świetnych chwil i nie chcę tego przekreślać. Tylko tu się pojawia pytanie - czy warto?

Przepraszam za ten chaos, ciągle mam łzy w oczach i ciężko o dobór słów...

Jeszcze dodam, że jesteśmy dla siebie pierwszymi "poważniejszymi" partnerami (przed nim zdarzały mi się raczej jakieś pojedyncze randki). Oboje jesteśmy także przed swoim pierwszym razem. Jeśli o to chodzi, to X nigdy na mnie nie naciskał, czeka, aż będę gotowa. I może po takim czasie i bym była, ale tak jak napisałam - sytuacja wygląda jak wygląda...

Edytowane przez Aseti
Czas edycji: 2015-06-23 o 01:34
Aseti jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-23, 01:21   #2
gamblenka
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2013-08
Wiadomości: 584
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Szczerze? Przestałam czytać w momencie, kiedy opisywałaś akcję z pierwszym upiciem się. Ja bym gościa zostawiła i sama wróciła do domu. Potem miałabym taki niesmak i brak zaufania, że pewnie byłby to nasz koniec. Tracisz na niego czas.

Edytowane przez gamblenka
Czas edycji: 2015-06-23 o 01:23
gamblenka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-23, 01:25   #3
Aseti
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 15
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Cytat:
Napisane przez gamblenka Pokaż wiadomość
Szczerze? Przestałam czytać w momencie, kiedy opisywałaś akcję z pierwszym upiciem się. Ja bym gościa zostawiła i sama wróciła do domu. Potem miałabym taki niesmak i brak zaufania, że pewnie byłby to nasz koniec. Tracisz na niego czas.
Też chciałam to zrobić, ale po pierwsze nawet nie wiedziałam zbytnio jak wrócić, a po drugie jak zaczął płakać, to naprawdę wierzyłam, że to się nie powtórzy... Kocham tego człowieka i tylko to sprawia, że jeszcze w tym wszystkim tkwię.

Edytowane przez Aseti
Czas edycji: 2015-06-23 o 01:35
Aseti jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-23, 06:04   #4
skazana_na_bluesa
.
 
Avatar skazana_na_bluesa
 
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 28 112
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Cytat:
Napisane przez Aseti Pokaż wiadomość
Hej wszystkim! Na forum jestem już od ładnych kilku lat, ale nigdy nie byłam zwolenniczką zakładania tematów dotyczących własnego życia. I byłoby tak pewnie do dzisiaj, gdyby nie sytuacja z ostatniego weekendu... Otóż jestem z chłopakiem praktycznie od roku (wiem, krótko). W tym roku kończę 19 lat, a on 23. Ogólnie nam się układało. Czasem bywały kłótnie, jak to w każdym związku, ale zawsze rozwiązywaliśmy problemy szczerą rozmową.
Sądzę, że pomimo krótkiego stażu sporo przeszliśmy. W zeszłym roku zmarł mi tata, a co za tym idzie zachorowałam na depresję i nerwicę (spowodowaną także paroma innymi przeżyciami). Zaczęły się różnorakie terapie, leki, okaleczanie się, a nawet szpital. Gdyby nie wsparcie chłopaka, to sądzę, że byłoby mi naprawdę ciężko się pozbierać. Tylko, że prawie zawsze jest jakieś "ale". Równorzędnie z tym wszystkim były mniejsze bądź większe wybryki z alkoholem.
Jestem raczej osobą mało i rzadko pijącą - po pierwsze z racji wieku, a po drugie pochodzę z rozbitej rodziny, w której jeden z rodziców pił. Chłopak (nazwijmy go panem X) natomiast zawsze był typem imprezowicza, który od czasu do czasu lubił sobie wypić. Jakoś tak się złożyło, że wraz z byciem razem, X ograniczył zabawę i co za tym idzie alkohol. Na wstępie jeszcze dodam, że uważam alkohol za rzecz normalną i dla ludzi, o ile jest spożywany z głową Nie będę już się zgłębiać w szczegóły naszego związku, aczkolwiek zawsze sądziłam, że jesteśmy zgraną parą, opartą na mocnych fundamentach - w tym przede wszystkim na zaufaniu i przyjaźni. Wracając do tematu - wszystko zaczęło się po jakiś 3 czy 4 miesiącach związku. Wiem, że większość z was już wtedy zaleciłaby mi ucieczkę, bądź poważne zastanowienie się nad relacją, ale wierzyłam (i chyba do dzisiaj wierzę), że jest to rzecz, którą można wypracować bądź naprawić. A mianowicie - byliśmy z chłopakiem na jednej z imprez. Wszystko było super do czasu, kiedy X za bardzo zaszalał i mówiąc krótko - upił się. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że po procentach jest kłótliwy. Sama impreza miała miejsce na obrzeżach miasta, okolicy nie znałam. Nie ukrywam, że złapałam trochę stresa, bo chłop w nie najlepszym stanie, a ja nie wiem, co robić W końcu zdecydowałam się, abyśmy zaczekali na jego kolegę, który miał pomóc go odprowadzić pod jego dom. Wszystko zmierzało ku dobremu, jednakże nagle mój chłopak postanowił iść w tym stanie samemu do chałupy Gdyby nie idący już do nas kolega, to pewnie bym pobiegła za tym moim, ale stwierdziłam, że taki pijany to nie zajdzie daleko... W każdym razie mój luby zostawił mnie samą tuż przed lasem i bez gwarancji, że ten kumpel przyjdzie w miarę krótkim czasie. No dobra, nie ukrywam, że jednak mogłam pójść z tym ciołkiem i zadzwonić do tego kolegi, że jesteśmy w drodze, ale uwierzcie - nerwy wzięły górę. Kolega na szczęście szybko przyszedł i właśnie wtedy zaczęła się cała akcja. Otóż mojego chłopaka nigdzie nie było. Jako, że jego dom znajdował się daleko od miejsca, gdzie się bawiliśmy to postanowiliśmy przejść trasę na parę sposobów, aby go namierzyć. Niestety nie dało rady, po jakiejś godzinie, półtora byliśmy już pod jego domem. No i kolejne schody - miałam telefon Xa w ręku, a dom łącznie z bramą był zamknięty (a przynajmniej my nie byliśmy w stanie jej otworzyć). Po jakiś dwóch godzinach marznięcia przyjechał brat mojego TŻta, któremu zdaliśmy relację z całej sytuacji. Ogólnie pojechał na motorze go szukać, ale również spełzło to na niczym... Jak wrócił to zgarnął mnie do domu, abym nie marzła. Ja już wtedy byłam nieźle roztrzęsiona, martwiłam się o chłopaka, bo jednak w takim stanie to dużo głupot można zrobić, a jeszcze głupio mi było przed tym kumplem (chociaż to był najmniejszy problem). I teraz uwaga, było najlepsze - X cały czas był w domu, śpiąc sobie w ciepłym łóżeczku. Jak weszłyśmy z jego mamą na górę, to otrzymałam tylko pytanie o to, czy fajnie mi się czekało i parę innych, mniej przyjemnych słów Cóż, popłakałam się, była kłótnia i później jego przeprosiny, że sytuacja się nie powtórzy. Wybaczyłam. Był spokój na parę miesięcy, chłopak pił, ale kontrolował siebie i wierzyłam, że naprawdę był to jednorazowy wybryk... Problem powtórzył się parę miesięcy później, kiedy w lutym zaprosił mnie do siebie. Tego dnia akurat moja mama robiła u nas spotkanie z alkoholem w roli głównej, a TŻ nie chciał abym w tym uczestniczyła (źle wtedy reagowałam na widok rodzica pod wpływem). Siedzieliśmy zatem u niego. Mieli przyjechać koledzy Xa, ale obiecał mi, że będzie grzecznie i spokojnie... Cóż, nie było. Wyobraźcie sobie sytuację - trzech facetów na trzy butelki wódki i to jeszcze z jednym jedynym litrem pepsi na "popitę". Nie muszę chyba pisać w jakim stanie był X...
Skończyło się na tym, że stał się dosyć natarczywy w stosunku do mnie (rzucając też dziwne żarty do mnie przy kolegach). Jestem osobą asertywną, więc szybko ucięłam zbędną rozmowę tłumacząc, że nie życzę sobie takich odzywek i że porozmawiamy rano. Efekt? Usłyszałam, że mam się "pier****ć". Cóż. Wróciłabym od razu do domu i byłoby to najlepszym wyjściem, ale najwcześniejszy PKS był dopiero grubo nad ranem. Dodatkowo złapał mnie atak nerwicy, więc suma summarum zamknęłam się w łazience. W końcu jego mama się obudziła (słysząc jak przeklina pod drzwiami, abym wyszła) i wyrzuciła całe towarzystwo. Później zostaliśmy wzięci na rozmowę, aby wyjaśnić całą sytuację, ale X kompletnie nie pamiętał swoich słów. Usłyszałam wtedy całą tyradę, że jest mną zmęczony, że się potrafię "przyje***" o wszystko i ogólnie stał się agresywny (uderzył m.in. ręką o ścianę, a ja po raz pierwszy zaczęłam się bać tego człowieka). Zapewne zapytacie czemu już wtedy nie odeszłam? Nie wiem. Może znowu wierzyłam w jego obietnice i przeprosiny. Po tym wybryku moje zaufanie do niego całkowicie padło (w kwestii alkoholu). Mówiąc krótko zaczęło się psuć, ja myślałam, że wygasam, było blisko rozstania, ale oboje jeszcze jakoś to ratowaliśmy. Innym razem się zdarzyło, że po alkoholu zrobił się agresywny i uderzył pięścią w twarz delikwenta, który NIECHĄCY mnie przewrócił na zęby (podczas tańca). Wynikła z tego później duża awantura, bo znajomi zaczęli mieć pretensje. Prowadziłam z chłopakiem kolejne rozmowy... Pod koniec kwietnia zdaje się, że wyszliśmy na prostą, ale wtedy akurat znowu wypił za dużo (na szczęście nie było mnie przy nim) i skończyło się na bardzo nieprzyjemniej rozmowie na skype (którą szybko ucięłam, a której on następnego dnia wgl nie pamiętał).
Była rozmowa, długa. Powiedziałam wszystko co mi leżało na sercu, ogólnie zawsze rozmawialiśmy, ale tym razem naprawdę wygarnęłam na spokojnie każdy szczegół, który mi w tym związku nie pasował lub mnie niszczył. Ogólnie wspomnę, że długi czas upierałam się, że ma jakiś problem z alkoholem. W pewnym momencie głupio dałam sobie wmówić, że twierdzę tak przez syndrom DDA i że jak zwykle przesadzam. Pewnego dnia podjęłam decyzję, aby skonfrontować sytuację z moją mamą. Stwierdziła, że jak dla niej X ma już poważny problem, zwłaszcza, że te luki w pamięci występowały praktycznie zawsze, a on sam nie umiał powiedzieć "stop" podczas picia. I tak jak w kwietniu doszliśmy do kompromisu, że ograniczy picie do max. 4 piw w ciągu jednej imprezy i max. jednej kolejki wódki w przypadku czyiś urodzin, tak w maju postanowił nie pić wcale. Cóż... w praktyce zdarzało się jemu lub nam razem, wypić to jedno piwo raz czy dwa, ale tak jak wspomniałam wcześniej - wyszłam z założenia, że ja nie będę stawiać ultimatum, a najważniejszy tu jest umiar.
Maj minął spokojnie, połowa czerwca również. I chociaż zaufania nadal w pełni nie odbudowałam, to zaczęłam doceniać to jak TŻ się stara. Chciałam walczyć o nas, bo wiedziałam, że sama nie jestem idealna. Pamiętam jak trwał przy mnie, gdy miałam te akty samookaleczania się, czy myśli samobójcze. Wiem, że nie łatwo wytrwać z partnerem, który od ponad pół roku nie umie się pozbierać. Naprawdę byłam upierdliwa, często płakałam, nie potrafiłam cieszyć się niczym, ogólnie nie nadawałam się nawet czasem do rozmowy. To może być męczące. Z drugiej strony był ten jego problem z alkoholem i z nałogiem co do gier komputerowych (ale to drugie ograniczył, odkąd zaczął ze mną spędzać mniej więcej 4 dni w tygodniu, zostając praktycznie zawsze na noc). Cała sprawa pogorszyła się w ten weekend, kiedy pojechaliśmy do innego miasta na ślub i wesele mojego brata. Podjęliśmy wspólnie decyzję, że trochę wypijemy, ale obiecał, że będzie "trzymać fason". Nie powiem, mniej więcej do godziny 1:00 super się bawiliśmy, później zobaczyłam, że już alkohol u niego robi swoje, więc pod głupim pretekstem zaproponowałam abyśmy się przewietrzyli. Wtedy on zaczął naciskać czemu, dlaczego, miał pretensje do mnie. Wytłumaczyłam na spokojnie, że jeżeli mi ufa, to niech ze mną idzie, że spacer dobrze mu zrobi i oczyści umysł, abyśmy dalej mogli się dobrze bawić. Niestety X wziął to za atak na siebie, zaczęła się kłótnia, zaczął mi wmawiać, że znowu sobie ubzdurałam coś (w tym przypadku, że jest wstawiony). Ogólnie usłyszałam, że nikt poza mną tak nie sądzi i wtedy niepotrzebnie dałam jako przykład dziewczynę z którą tańczył - a która widać było, że średnio się bawiła, bo mojemu chłopowi po prostu rozjeżdżały się kroki... Zaznaczyłam, że to tylko moje odczucia, a on chciał od razu iść robić cyrk... Mając w pamięci ostatnią akcje z kolegą, awanturą i pięścią (chociaż wiem, że kobiety by nie uderzył), próbowałam go zatrzymać. Nie słuchał mnie, więc w końcu w złości powiedziałam jemu, aby wybrał, czy zostaje ze mną, czy idzie na salę robić aferę, bo w przeciwnym razie nie wrócę już na wesele. W odpowiedzi usłyszałam nie tylko abym "spierd*****", ale też, abym szła się utopić (było tam jakieś jezioro).
Nie wiem, pękło coś we mnie. Popłakałam się i miałam ochotę naprawdę nie wracać. Na szczęście ochłonęłam i wróciłam się, ale tylko po to, aby zorganizować powrót do hotelu (nie chciałam psuć nikomu zabawy). Wtedy też wyszedł po mnie X, ze szklanką w ręku, którą momentalnie przy mnie rozbił. Zaczęły się kolejne krzyki, w pewnym momencie chwycił mnie mocno za twarz powtarzając raz po raz abym się leczyła, bo jestem "poje***a". Nic do niego nie docierało, bałam się. Szarpnął mnie też za włosy, uderzył pięścią w słup i szarpnął mną ogólnie, gdy chciał abym wstała. Poczułam się jak śmieć. Dotarło do mnie, że robię z siebie cierpiętnicę. Z każdym jego słowem o tym, że od dawna chciał ze mną zerwać, bo jest mną zmęczony i że jestem wariatką, czułam jak się zapadam. Później, gdy nie potrafiłam przestać płakać, on krzyczał, że się nie rozstał, bo mnie kocha. Ale co to za miłość, gdzie nie ma szacunku?
Być może powielam schemat wyniesiony z domu. Tkwię w związku, gdzie jest alkohol, bo to samo miałam w dzieciństwie. Ale z drugiej strony mam świadomość sytuacji, a jednak coś mnie trzyma przy tym człowieku. Czasem też myślę, że może naprawdę to we mnie jest jakiś problem. Może przesadzam? Oczywiście nie mówię o ostatniej akcji, bo przemocy nijak nie będę akceptować. Bardziej chodzi mi o całokształt... Obwiniam siebie, że może to ja doprowadziłam do tego wszystkiego... Jak wróciliśmy na sale, to udawał przed innymi, że jest super, a że to ja jak zwykle "straciłam humor". Ostentacyjnie pił jeszcze przy mnie wódkę, a ja już nie miałam siły siedzieć pomimo próśb mojego brata. Ogarnęłam powrót, wiem, powinnam zrobić to właściwie od razu. X zdecydował się wracać ze mną, chociaż po tym wszystkim nie wyobrażałam sobie tego, jakby to rano wyglądało. W hotelu to samo - płacz, przeprosiny. Nad ranem powiedział, że gdyby był na moim miejscu to by zerwał. A ja? Znowu nie zerwałam. Pewnie napiszecie, że jestem sama wszystkiemu winna, że tkwię w tym i się godzę na takie traktowanie. Ale ja naprawdę tego człowieka kocham i zawsze wydawało mi się, że jest tym jedynym. Zdaję sobie sprawę, że wszystkiemu jest winny alkohol, na trzeźwo nigdy takiego zachowania nie było (pomimo jego trudnego charakteru).
Mamie skłamałam, że bawiliśmy się dobrze. Chyba boję się usłyszeć to, co od dawna do mnie dociera - że lepiej dać sobie spokój.

Dziewczyny, jestem jeszcze młoda (i głupia). Wiem, że ciężko ocenić cokolwiek, nie znając osób, których sprawa dotyczy. Ale czy widzicie jakiś sens w ratowaniu tej relacji? Teraz jesteśmy na etapie, że zachowujemy się "normalnie". Dzisiaj pojechał on do siebie do domu, od niedzieli się stara, przymila, widzę, że żałuje. Znowu przy nim płakałam, bo ciągle mam przed oczami tamtą noc. Z drugiej strony przeżyliśmy wiele świetnych chwil i nie chcę tego przekreślać. Tylko tu się pojawia pytanie - czy warto?

Przepraszam za ten chaos, ciągle mam łzy w oczach i ciężko o dobór słów...

Jeszcze dodam, że jesteśmy dla siebie pierwszymi "poważniejszymi" partnerami (przed nim zdarzały mi się raczej jakieś pojedyncze randki). Oboje jesteśmy także przed swoim pierwszym razem. Jeśli o to chodzi, to X nigdy na mnie nie naciskał, czeka, aż będę gotowa. I może po takim czasie i bym była, ale tak jak napisałam - sytuacja wygląda jak wygląda...
chyba tylko głupota cię trzyma przy tym kolesiu
idź na terapię dla DDA i kopnij gnoja w tyłek. może nie jesteś tego świadoma, ale miłość tak nie wygląda. on cię nie kocha, bo jak się kogoś kocha to się go tak nie traktuje. weź sobie jego słowa do serca, żeby spier....ać i zakończ ten związek w podskokach. po alkoholu ludzie są często szczerzy i mówią rzeczy, których normalnie by nie powiedzieli, bo puszczają im hamulce. jeśli chcesz zmarnować sobie życie to droga wolna, ale przynajmniej się nie rozmnażajcie, bo dziecko będzie miało takie dzieciństwo jak ty. albo nawet gorsze.

---------- Dopisano o 07:04 ---------- Poprzedni post napisano o 07:03 ----------

i szczerze - szansę daje się RAZ, a jak ktoś nie potrafi jej wykorzystać to się kończy taką relację. ciekawe, czy następnym razem ty nie oberwiesz po twarzy, bo jego granice się już przesuwają.
__________________
-27,9 kg

skazana_na_bluesa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-23, 07:13   #5
wiekanka
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2012-04
Wiadomości: 4 071
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

KLASYKA
Kto ma miekkie serce ten ma twarda dupe.Juz teraz czwicz mocno i intensywnie posladki kilka razy dziennie,by twoja pupcia mogla przyjmowac co raz to solidniejsze kopy z powodu tego miekkiego kochania.

Gdyby tu chodzilo rzeczywiscie o kopniaki w dupe ... tu chodzi o kopniaki w serce w twoja psychike i pozniej cale twoje zycie,bo
rozumiem,ze ten chlopak to twoj potencjalny kandydat na meza?
Jest kochany dopoki nie wypije. A to dobre

Zadna jego wielka zasluga ,ze w chwili twojego nieszczescia wspieral ciebie .Tak zachowalby sie kazdy normalny chlopak ,ktory bylby w tedy z toba.
Nie mieszaj gowna z miodem.
.

Edytowane przez wiekanka
Czas edycji: 2015-06-23 o 07:53
wiekanka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-23, 10:09   #6
TakaSamaInna
live your passion
 
Avatar TakaSamaInna
 
Zarejestrowany: 2009-03
Wiadomości: 2 904
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Przyznam szczerze, że ciężko mi uwierzyć, że nadal z nim jesteś. Ja bym go zostawiła po pierwszej takiej akcji.
Naprawdę chcesz związać się z takim człowiekiem? Nawet na Twoim weselu może Cię poniżyć/popchnąć, bo przecież będzie tam picie. Chcesz potem z nim zostać? Mieć dzieci? Rodzinę? Przecież on już nie przestanie być agresywny. Ma problem z alkoholem i to duży. Kiedyś może Cię uderzyć, a Ty potulnie zostaniesz, bo go kochasz, a on Ciebie? Nie marnuj sobie życia. Uciekaj póki możesz.
__________________
Dbam o włosy.

angielski - C2
rosyjski - B2
hiszpański - ?
TakaSamaInna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-23, 10:43   #7
Aseti
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 15
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Dziewczyny, też się boję wszystkiego o czym tutaj piszecie. Wiem, że jakaś część mnie pragnie uciec jak najdalej, bo wyczuwa, jak ten związek może się zakończyć. Dotychczas nie wątpiłam nigdy, że mnie kocha, ale teraz sama już nie wiem. Zwłaszcza ostatnio jego słowa stały się dla mnie puste, zresztą co się dziwić, skoro nie szły za nimi żadne czyny. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nie chodzi o strach przed byciem samą. W ciągu tego roku zdążyłam tak zżyć się z tym człowiekiem, że porzuciłam wszystko na rzecz związku. Zrobiłam ten błąd, że zatraciłam siebie i w tej chwili, chociaż ewidentnie po raz kolejny mnie zranił, to i tak go bronię. A nie powinnam. Czuję się w tej chwili rozbita, bo umysł każe się rozstać, a serce walczyć. Terapeutka zaleciła mi jeszcze próbę ratowania tej relacji, powiem nawet, że myślałam nad zaciągnięciem Xa na terapię. Tyle, że moim zdaniem on nadal nie widzi problemu, a na pewno nie na taką skalę, aby się leczyć. Gdyby ktoś inny stał na moim miejscu, to doradziłabym dokładnie to samo, co wy radzicie mi. Zapominam jednak, że pięknie jest mówić, a wcielenie czegoś w życie to inna bajka, zwłaszcza gdy kogoś się mocno kocha. I tak jak wiem, że żadna z was tego za mnie nie zrobi, to mimo to staram się znaleźć jakieś inne rozwiązanie. Nie chcę kiedyś obudzić się ze świadomością, że zniszczyłam ileś tam lat swojego życia, niezależnie od decyzji, którą bym podjęła.
Na terapii dla DDA już jestem, ale w życiu bym nie pomyślała, że powielę schemat.
Aseti jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2015-06-23, 10:59   #8
gamblenka
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2013-08
Wiadomości: 584
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Cytat:
Napisane przez Aseti Pokaż wiadomość
Dziewczyny, też się boję wszystkiego o czym tutaj piszecie. Wiem, że jakaś część mnie pragnie uciec jak najdalej, bo wyczuwa, jak ten związek może się zakończyć. Dotychczas nie wątpiłam nigdy, że mnie kocha, ale teraz sama już nie wiem. Zwłaszcza ostatnio jego słowa stały się dla mnie puste, zresztą co się dziwić, skoro nie szły za nimi żadne czyny. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nie chodzi o strach przed byciem samą. W ciągu tego roku zdążyłam tak zżyć się z tym człowiekiem, że porzuciłam wszystko na rzecz związku. Zrobiłam ten błąd, że zatraciłam siebie i w tej chwili, chociaż ewidentnie po raz kolejny mnie zranił, to i tak go bronię. A nie powinnam. Czuję się w tej chwili rozbita, bo umysł każe się rozstać, a serce walczyć. Terapeutka zaleciła mi jeszcze próbę ratowania tej relacji, powiem nawet, że myślałam nad zaciągnięciem Xa na terapię. Tyle, że moim zdaniem on nadal nie widzi problemu, a na pewno nie na taką skalę, aby się leczyć. Gdyby ktoś inny stał na moim miejscu, to doradziłabym dokładnie to samo, co wy radzicie mi. Zapominam jednak, że pięknie jest mówić, a wcielenie czegoś w życie to inna bajka, zwłaszcza gdy kogoś się mocno kocha. I tak jak wiem, że żadna z was tego za mnie nie zrobi, to mimo to staram się znaleźć jakieś inne rozwiązanie. Nie chcę kiedyś obudzić się ze świadomością, że zniszczyłam ileś tam lat swojego życia, niezależnie od decyzji, którą bym podjęła.
Na terapii dla DDA już jestem, ale w życiu bym nie pomyślała, że powielę schemat.
Wyobraź sobie fantastycznego chłopaka, z którym mogłabyś być. Byłby przystojny, zabawny, uczciwy, zaradny, męski, uwielbiałabyś go, uśmiechałabyś się na sam jego widok. Czy naprawdę nie wolałabyś być z kimś takim? Czy naprawdę spośród wszystkich chłopaków świata wybrałabyś właśnie takiego?
gamblenka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-23, 11:01   #9
mysipyszczek
Raczkowanie
 
Avatar mysipyszczek
 
Zarejestrowany: 2011-11
Wiadomości: 282
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Jest coś nie tak z Tobą - i z nim.
Z Tobą, bo jak sama napisałaś, miałaś/masz problemy z emocjami. Co nie oznacza, że jest z Tobą źle, ale jednak mimo wszystko coś nie w porządku. Powinnaś spróbować znaleźć sobie takie miejsce (czytaj: sytuację), które pozwoli Ci wrócić do pionu, poradzić sobie z emocjami.
Mężczyzna, który nadużywa alkoholu i jest agresywny, nie pomoże Ci w tym.

Może zabrzmi to dziwnie, ale - znam facetów, którzy mając 20+ też szaleli. Chlali na imprezach na potęgę, palili jakieś rzeczy na h, całe ich życie kręciło się wokół pracy i picia. W sensie - rano praca, potem posiedzenie przed blokiem/u kogoś w gronie kumpli, piwo, piwo, piwo. Następnego dnia to samo, a w weekendy już tylko picie. Piwo, piwo, wódka, piwo, wódka.
Znam zwyczajnie takie jedno towarzycho, które dziś totalnie się rozpadło. Goście mają po 30+, część z nich to przykładni ojcowie i mężowie. Zwyczajnie dorośli, zaczęli zauważać (często dzięki temu, że poznali swoje kobiety - i oderwali się od towarzystwa) inne rzeczy do robienia poza chlaniem.
Ale nie każdy z nich dzisiaj to przykładny mąż i ojciec, bo jest i taki, który po pijaku zaciupał sąsiada obuchem siekiery i siedzi w pace, albo taki, który żyje tylko z zasiłków bo w ciągu 4 lat narobił sobie 3 dzieci z panienką bez skończonego gimnazjum, pieniędzy, pracy, wsparcia rodziny.

Zawsze jest szansa, że imprezowicz, który czasem się poszarpie - wyjdzie na lepszego człowieka. Jednak ja bym powiedziała, że wiązanie się z kimś takim to ryzyk-fizyk. Bo nie wiesz, czy picie to kwestia złego towarzystwa (nabrania nawyku do chlania) - czy już alkoholizm (to, że ktoś nie pije codziennie, nie oznacza, że nie może być alkoholikiem). Nie wiesz też, czy to poszarpanie kogoś w afekcie to chwilowy napływ zbyt dużej dawki testosteronu... czy zwyczajnie człowiek jest z natury agresywny.

Myśl o sobie. O swoim samopoczuciu, zdrowiu. Przez to, że pochodzisz z trudnej rodziny (jak wnioskuję z wpisu) - masz w sobie jakieś zapędy do "matkowania" temu człowiekowi.
Nawet w chwili, gdy go nienawidzisz, nie umiesz odwrócić się na pięcie i zostawić go, kiedy jest pijany i obawiasz się, że nie trafi do domu. A na pewno dobrze wiesz, że gdybyś się odwróciła i poszła... on nawet nie zauważyłby, że Cię nie ma.

Rozstań się z nim jak najszybciej.

Edytowane przez mysipyszczek
Czas edycji: 2015-06-23 o 11:02 Powód: pogrubienie
mysipyszczek jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-23, 11:01   #10
zlotniczanka
plum plum
 
Avatar zlotniczanka
 
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 4 384
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Cytat:
Napisane przez Aseti Pokaż wiadomość
Dziewczyny, też się boję wszystkiego o czym tutaj piszecie. Wiem, że jakaś część mnie pragnie uciec jak najdalej, bo wyczuwa, jak ten związek może się zakończyć. Dotychczas nie wątpiłam nigdy, że mnie kocha, ale teraz sama już nie wiem. Zwłaszcza ostatnio jego słowa stały się dla mnie puste, zresztą co się dziwić, skoro nie szły za nimi żadne czyny. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nie chodzi o strach przed byciem samą. W ciągu tego roku zdążyłam tak zżyć się z tym człowiekiem, że porzuciłam wszystko na rzecz związku. Zrobiłam ten błąd, że zatraciłam siebie i w tej chwili, chociaż ewidentnie po raz kolejny mnie zranił, to i tak go bronię. A nie powinnam. Czuję się w tej chwili rozbita, bo umysł każe się rozstać, a serce walczyć. Terapeutka zaleciła mi jeszcze próbę ratowania tej relacji, powiem nawet, że myślałam nad zaciągnięciem Xa na terapię. Tyle, że moim zdaniem on nadal nie widzi problemu, a na pewno nie na taką skalę, aby się leczyć. Gdyby ktoś inny stał na moim miejscu, to doradziłabym dokładnie to samo, co wy radzicie mi. Zapominam jednak, że pięknie jest mówić, a wcielenie czegoś w życie to inna bajka, zwłaszcza gdy kogoś się mocno kocha. I tak jak wiem, że żadna z was tego za mnie nie zrobi, to mimo to staram się znaleźć jakieś inne rozwiązanie. Nie chcę kiedyś obudzić się ze świadomością, że zniszczyłam ileś tam lat swojego życia, niezależnie od decyzji, którą bym podjęła.
Na terapii dla DDA już jestem, ale w życiu bym nie pomyślała, że powielę schemat.
szczerze? zmień terapeutkę.
__________________
May the Force be with You!

zlotniczanka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-23, 11:06   #11
skazana_na_bluesa
.
 
Avatar skazana_na_bluesa
 
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 28 112
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

ja bym zmieniła terapeutkę. chyba, że ściemniałaś jej odnośnie swojego związku.
__________________
-27,9 kg

skazana_na_bluesa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2015-06-23, 11:35   #12
robcia
Zakorzenienie
 
Avatar robcia
 
Zarejestrowany: 2009-11
Wiadomości: 4 592
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Bierz nogi za pas.Miłość to nie wszystko ,kiedy człowiek nie do życia.Dążysz do samozagłady?Jeśli on już teraz ma takie akcje po alkoholu,potrafi złapać cię za twarz to już tylko chwila dzieli go od ciosu w twoją stronę.Na dodatek on wie ,że może sobie pozwolić praktycznie na wszystko bo ty wszystko wybaczysz. Paradoksalnie ,być może jeśli z nim zerwiesz uratujesz nie tylko siebie ale też może on się otrząśnie.
To ,że ci kiedyś pomógł nie znaczy ,że masz być mu dozgonnie wdzięczna. Będąc w związku ludzie sobie pomagają ,tak to już jest a potem bywa ,że się rozstają zachowując dobre wspomnienie o partnerze a ty jak tak dalej pójdzie dorobisz się śliwki pod okiem ,nie daj bóg ciąży z takim typem.
robcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-24, 13:02   #13
Elfir
Zakorzenienie
 
Avatar Elfir
 
Zarejestrowany: 2006-07
Lokalizacja: Poznań
Wiadomości: 14 836
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

jak facet płacze, to bardzo często nie z powodu ciebie, tylko z użalania się nad sobą. Więc nie nabieraj się na płacz!
__________________
https://wizaz.pl/forum/showthread.ph...story by Elfir

***
Kiedy stwórca składał ten świat, miał mnóstwo znakomitych pomysłów, jednak uczynienie go zrozumiałym jakoś nie przyszło mu do głowy.
T.Pratchett
Elfir jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-24, 15:25   #14
Dziwactwo
Raczkowanie
 
Avatar Dziwactwo
 
Zarejestrowany: 2008-06
Lokalizacja: Poznań/Szczecin
Wiadomości: 238
GG do Dziwactwo
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Autorko, wiem, że trudno jest powziąć decyzję o rozstaniu, lecz pomyśl o tym, że skoro już teraz (przy tak krótkim stażu) chłopak bywa agresywny, to kiedyś się nie opamięta i faktycznie Ciebie uderzy. Wtedy Ty będziesz jeszcze bardziej do niego przywiązana i z czasem zaczniesz wybaczać mu coraz więcej - to właśnie jest schemat, który wplątuje kobiety na całe życie u boku pijaków czy awanturników.

Na początku zawsze wierzy się w odmianę, lecz ona rzadko przychodzi.
__________________
Zaobserwowane na tym forum...
Dziwactwo jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-07-04, 00:39   #15
Aseti
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 15
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Cytat:
Napisane przez gamblenka Pokaż wiadomość
Wyobraź sobie fantastycznego chłopaka, z którym mogłabyś być. Byłby przystojny, zabawny, uczciwy, zaradny, męski, uwielbiałabyś go, uśmiechałabyś się na sam jego widok. Czy naprawdę nie wolałabyś być z kimś takim?

Sęk w tym, że jasne, że bym wolała...
Akurat a propos terapeutki, to nigdy nie mijam się z prawdą - terapia jest po to, aby pomóc. Ale muszę pomyśleć nad jej zmianą, bo coraz częściej widzę braki w kompetencji

Dziękuję za wasze odpowiedzi. Wiem, że każda z was ma rację i że powinnam ten związek jak najszybciej uciąć. Nie chcę tkwić w relacji bez szacunku, gdzie partner ma gdzieś drugą osobę, ubliża jej, robi co mu się żywnie podoba i w zasadzie stosuje wobec niej szantaż czy przemoc.
I wiecie co? Cieszę się, że taka sytuacja miała miejsce teraz, a nie w sytuacji gdy bylibyśmy po ślubie i mielibyśmy dzieci. Otworzyłam oczy i chociaż ciężko będzie oczyścić serce, to z perspektywy czasu wiem, ile rzeczy mnie ominęło i ile zdrowia straciłam na ratowaniu tego człowieka. Najciężej (a może najłatwiej?) będzie się pozbierać i stanąć na nogi. Wierzę, że zasługuję na człowieka, który ma jakiś cel w życiu, który będzie mnie kochać, a przede wszystkim - człowieka bez nałogów takich, jak alkohol.
Trzymajcie za mnie proszę kciuki czuję się dziwnie lekka, odkąd przejaśniło mi się nie tyle w sercu, co w głowie. Na serce przyjdzie jeszcze czas.
Także toksycznym związkom mówię NIE i zaczynam walkę o siebie i o własne szczęście
Aseti jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i WyprzedaĹźe

REKLAMA
Stary 2015-07-04, 10:35   #16
aneta111332
Raczkowanie
 
Avatar aneta111332
 
Zarejestrowany: 2012-11
Wiadomości: 368
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

Cytat:
Napisane przez Aseti Pokaż wiadomość
Sęk w tym, że jasne, że bym wolała...
Akurat a propos terapeutki, to nigdy nie mijam się z prawdą - terapia jest po to, aby pomóc. Ale muszę pomyśleć nad jej zmianą, bo coraz częściej widzę braki w kompetencji

Dziękuję za wasze odpowiedzi. Wiem, że każda z was ma rację i że powinnam ten związek jak najszybciej uciąć. Nie chcę tkwić w relacji bez szacunku, gdzie partner ma gdzieś drugą osobę, ubliża jej, robi co mu się żywnie podoba i w zasadzie stosuje wobec niej szantaż czy przemoc.
I wiecie co? Cieszę się, że taka sytuacja miała miejsce teraz, a nie w sytuacji gdy bylibyśmy po ślubie i mielibyśmy dzieci. Otworzyłam oczy i chociaż ciężko będzie oczyścić serce, to z perspektywy czasu wiem, ile rzeczy mnie ominęło i ile zdrowia straciłam na ratowaniu tego człowieka. Najciężej (a może najłatwiej?) będzie się pozbierać i stanąć na nogi. Wierzę, że zasługuję na człowieka, który ma jakiś cel w życiu, który będzie mnie kochać, a przede wszystkim - człowieka bez nałogów takich, jak alkohol.
Trzymajcie za mnie proszę kciuki czuję się dziwnie lekka, odkąd przejaśniło mi się nie tyle w sercu, co w głowie. Na serce przyjdzie jeszcze czas.
Także toksycznym związkom mówię NIE i zaczynam walkę o siebie i o własne szczęście

Powodzenia i szczęścia
__________________
"W chwili, kiedy zastanawiasz się, czy kogoś kochasz, przestałaś go już kochać na zawsze."
aneta111332 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-07-05, 18:33   #17
chmura lamp neonowych
chaos maker
 
Avatar chmura lamp neonowych
 
Zarejestrowany: 2014-09
Wiadomości: 399
Dot.: Czy to ze mną jest coś nie tak?

W ogóle, to początek posta brzmiał tak, jakbyście serio byli dobrą parą, a wasz problem był jakichś błahy. A czytając okazało się, że JESTEŚCIE W TOKSYCZNYM, ZŁYM ZWIĄZKU i zaczęło się źle dziać już dawno. Nie wybaczyłabym po pierwszym razie, gdyby mnie chłopak (jakkolwiek mocno by nie był pijany) zostawił samą w środku nocy na jakimś zadupiu.

Myślę, że on ma problem i to spory, ale ty także - ponieważ był w domu alkohol, to za bardzo jesteś na niego wyczulona mimo swoich zapewnień, że nie. Twój chłopak ma problem - jeżeli nie stricte alkoholowy, to na pewno problem z kontrolowaniem emocji, kiedy wypije. Ze swojej strony pomyśl tylko, czy aby na pewno nie zdarzyło ci się przesadzić ze swoją reakcją na jego pijaństwo? Myślę, że masz gdzieś w sobie lęk, że stworzysz relację pełną alkoholu czy przemocy i ... tworzysz ją mimo tego lęku.
Idź na terapię dla DDA albo do psychologa, żeby pomógł ci ogarnąć nerwicę i zerwij z kolesiem, bo cię nie szanuje po alkoholu.
__________________
"I didn't ask for this pain, it just came over me(...)
I'm so suprised you want to dance with me now,
I was just getting used to living life without you around."


"Boję się (...), że on zniknie, wiesz,
ten ktoś, kogo pokocham całym sercem bladym,
chociaż mówią, że go już nie mam."

Edytowane przez chmura lamp neonowych
Czas edycji: 2015-07-05 o 18:35
chmura lamp neonowych jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2015-07-05 19:33:42


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 18:33.






© 2000 - 2025 Wizaz.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Jakiekolwiek aktywności, w szczególności: pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie, lub inne wykorzystywanie treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, w szczególności w celu ich eksploracji, zmierzającej do tworzenia, rozwoju, modyfikacji i szkolenia systemów uczenia maszynowego, algorytmów lub sztucznej inteligencji Obowiązek uzyskania wyraźnej i jednoznacznej zgody wymagany jest bez względu sposób pobierania, zwielokrotniania, przechowywania lub innego wykorzystywania treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, jak również bez względu na charakter tych treści, danych i informacji.

Powyższe nie dotyczy wyłącznie przypadków wykorzystywania treści, danych i informacji w celu umożliwienia i ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz umożliwienia pozycjonowania stron internetowych zawierających serwisy internetowe w ramach indeksowania wyników wyszukiwania wyszukiwarek internetowych

Więcej informacji znajdziesz tutaj.