Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu - Strona 145 - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Forum plotkowe > Wizażowe wyliczanki

Notka

Wizażowe wyliczanki Wizażowe wyliczanki, to miejsce gdzie porozmawiasz o pogodzie, jedzeniu, twoim samopoczuciu lub o tym co ostatnio dostałaś od swojego ukochanego.

Zamknij wątek
 
Narzędzia
Stary 2009-07-06, 13:14   #4321
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- Czasami wydaje mi się, że wolisz, kiedy jestem wilkiem.
- Czasami też mi się tak wydaje. To chyba ma coś wspólnego i tym, że nie możesz wtedy mówić.
W zamyśleniu zacisnął swoje grube wargi.
- Nie, to nie to. Sądzę, że jest ci łatwiej ze mną przebywać, kiedy nie jestem człowiekiem, bo nie musisz wtedy udawać, że ci się nie podobam.
Mimowolnie rozdziawiłam usta, ale zaraz zamknęłam je i zazgrzytałam zębami. Usłyszawszy to, Jacob znowu się uśmiechnął. Zanim znowu się odezwałam, musiałam wziąć głębszy oddech.
- Nie, nie. Jestem prawie w stu procentach przekonana, że to dlatego, że nie możesz wtedy mówić.
Westchnął.
- Nie męczy cię to ciągle oszukiwanie samej siebie? Nie ma szans, żebyś nie zdawała sobie sprawy, jak na ciebie działam.
- Jacob, ty na wszystkich działasz. Nie zapominaj, że jesteś olbrzymim potworem, który zupełnie nie szanuje cudzej przestrzeni osobistej.
- Robisz się przy mnie spięta. Ale tylko wtedy, kiedy jestem człowiekiem. Kiedy jestem wilkiem, czujesz się przy mnie bardziej swobodnie.
- Bycie spiętym i bycie poirytowanym to nie to samo.
Przyglądał mi się przez dobrą minutę. Z jego twarzy znikło rozbawienie. Nastroszył brwi, aż jego oczy zrobiły się czarne w ich cieniu. Chociaż zmniejszył tempo do spacerowego, oddychał coraz szybciej. Powoli zbliżył twarz do mojej.
Wpatrywałam się w niego hardo, wiedząc doskonale, co ma zamiar zrobić.
- Droga wolna - stwierdziłam. - To twoja szczęka.
Zaśmiał się głośno i na powrót przyspieszył.
- Nie, dzisiejszy wieczór to nie jest najlepsza pora na pojedynek z twoim krwiopijcą - może innym razem. Mamy jutro zadanie do wykonania. Byłbym idiotą, gdybym pozbawił się jednego sojusznika. Naszych musi być jak najwięcej.''


''- Co ja takiego powiedziałem?
- To nie twoja wina. To ja... Jestem okropna. Zrobiłam coś strasznego.
Patrzył na mnie zdezorientowany.
- Edward nie bierze udziału w jutrzejszej bitwie - wyszeptałam. - Zmusiłam go, żeby ze mną został. Taki ze mnie potworny tchórz.
Zmarszczył czoło.
- Boisz się, że nasz plan nie zda egzaminu? Że cię tu znajdą? Wiesz o czymś, o czym ja nie wiem?
- Nie, nie, to nie to. Po prostu... nie chcę, żeby tam był. Gdyby nie wrócił...
Wzdrygnęłam się i przymknęłam powieki, żeby uciec przed tą myślą. Jacob milczał.
Nie otwierając oczu, szeptałam dalej:
- Jeśli komukolwiek coś się stanie, to zawsze będzie moja wina. Nawet jeśli nikomu włos z głowy nie spadnie, to i tak... Za chowałam się podle. Musiałam sięgnąć dna, żeby go przekonać, żeby ze mną został. Nigdy mi tego nie wypomni, ale ja sama nie zapomnę, do czego jestem zdolna.
Wyrzuciwszy to z siebie, poczułam się odrobinkę lepiej, nawet mimo tego, że moją widownią był tylko Jacob.
Prychnął. Powoli otworzyłam oczy i widząc, że maska wróciła, posmutniałam.
- Nie mogę uwierzyć, że dal ci się przekonać. Ja tam bym w życiu czegoś takiego nie przegapił.
Westchnęłam.
- Wiem.
- Ale to nic nie znaczy - zaczął się nagle zarzekać. - To wcale nie znaczy, że on kocha cię bardziej niż ja.
- Dopiero, co się przyznałeś, że nie zostałbyś ze mną, nawet gdybym cię o to błagała.
Wykrzywił usta i przez chwilę myślałam, że będzie starał się temu zaprzeczyć, chociaż oboje znaliśmy prawdę.
- Tylko, dlatego, że lepiej cię znam - powiedział w końcu. - Wszystko pójdzie jak z płatka. Nawet gdybyś mnie poprosiła, a ja bym ci odmówił, nie byłabyś później na mnie wściekła.
- Jeśli wszystko rzeczywiście pójdzie jak z płatka, to masz rację - pewnie szybko by mi przeszło. Ale pomyśl o tych długich godzinach oczekiwania! Przecież ja się pochoruję ze zmartwienia, Jake. Chyba oszaleję.
Naburmuszył się.
- Już widzę, jak się przejmujesz, że coś mi się stało.
- Nie mów tak. Dobrze wiesz, ile dla mnie znaczysz. Przykro mi, że nie aż tyle, ile byś chciał, ale nic na to nie poradzę. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, a przynajmniej nim byłeś. I czasami nadal jesteś... kiedy sobie na to pozwalasz.
Obdarzył mnie swoim starym uśmiechem, który tak ubóstwiałam.
- Nie czasami, tylko zawsze - poprawił. - Nawet kiedy... kiedy nie zachowuję się tak, jak powinienem. Pod spodem zawsze jestem taki sam.
- Wiem o tym. Myślisz, że inaczej jeszcze bym się z tobą zadawała?
Zawtórował mi śmiechem, a potem przygasł.
- Ach, kiedy wreszcie zrozumiesz, że jesteś we mnie zakochana?
- Ten to zawsze potrafi wszystko popsuć.
- Nie upieram się przy tym, że go nie kochasz. Nie jestem głupi. Ale można być zakochanym w więcej niż jednej osobie naraz, Wiem, co mówię.
- Jacob, ja nie jestem wilkołakiem ani żadnym innym dziwolągiem.''

---------- Dopisano o 13:11 ---------- Poprzedni post napisano o 13:09 ----------

''- Czyli nie ma sposobu, żeby cię tu zatrzymać, skoro już tu jesteś? - spytałam w desperacji. - A gdybym tak padła przed tobą na kolana? Albo zaproponowała w zamian niewolnicze oddanie do końca moich dni?
- Brzmi kusząco, ale nie, dziękuję. Chociaż, zaczekaj, to padanie na kolana warto byłoby zobaczyć. Możesz spróbować, jeśli chcesz.
- Naprawdę nic cię nie przekona?
- Nic. No, chyba że zagwarantujesz mi tu ciekawsze starcie. Zresztą, to Sam decyduje, gdzie mam być, a nie ja.''

''- Tak? Czyli nie jesteś teraz oficjalnym zastępcą Sama?
Zamrugał, szczerze zaskoczony.
- Ach, to.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- A po co? To nic takiego.
- Nie wiem po co. Ot tak. To ciekawe. I jak to wygląda? Jak to się stało, że Sam jest Alfą, a ty... Betą?
Rozśmieszyłam go tymi określeniami.
- Sam był pierwszy i jest z nas najstarszy. To, że zostanie przywódcą, rozumiało się samo przez się.
Ściągnęłam brwi.
- Ale czy, w takim razie, zastępcą nie powinien być Jared albo Paul? To oni zmienili się następni.
- Hm... to bardziej skomplikowane - powiedział Jacob wymijająco.
- No to mi to wytłumacz.
Westchnął.
- Widzisz, ważniejsza jest linia dziedziczenia. Taka staro świecka głupota - jakby było ważne, kto był czyim dziadkiem.
Przypomniało mi się coś, co opowiedział mi dawno, dawno temu, zanim jeszcze któreś z nas dowiedziało się o istnieniu wilkołaków.
- Czy to nie Ephraim Black był ostatnim wodzem Quileutów?
- Tak, to prawda. Bo to on był Alfą. Wiesz, że Sam jest teraz teoretycznie wodzem plemienia? - Zaśmiał się. - Ach, te zwariowane tradycje.
Zamyśliłam się na moment, starając się dopasować wszystkie elementy układanki.
- Ale przecież mówiłeś też, że ludzie słuchają twojego taty bardziej niż kogokolwiek innego z rady, bo jest wnukiem Ephraima?
- No i co z tego?
- Skoro takie ważne jest dziedziczenie... to czy nie ty powinieneś być wodzem?
Nie odpowiedział. Zapatrzył się w gęstniejący pomiędzy drzewami mrok, jakby nagle musiał się koncentrować, żeby się nie zgubić.
- Jake?
- Nie. To zadanie dla Sama.
Nie odrywał wzroku od swojej nieoznaczonej ścieżki.
- Ale dlaczego? Jego pradziadkiem był Levi Uley, prawda! Czy Levi też był Alfą?
- W sforze jest tylko jedna Alfa - odpowiedział odruchowo.
- Więc kim był Levi?
- Pewnie kimś w rodzaju Bety. - Jacob prychnął, używszy mojego określenia. - Jak ja.
- To się nie trzyma kupy.
- To nieistotne.
- Ale mnie interesuje.
Spojrzał mi wreszcie prosto w oczy, po czym westchnął.
- Tak. Miałem być Alfą. Zmarszczyłam czoło.
- Sam nie chciał ustąpić ci miejsca?
- To ja nie chciałem go zająć.
- Czemu?
Skrzywił się, skrępowany moimi pytaniami. Cóż, nadeszła kolej na bycie skrępowanym.
- Nie chciałem mieć z tym nic wspólnego, Bella. Nie chciałem, żeby cokolwiek się zmieniło. Nie chciałem zostać jakimś kolejnym legendarnym wodzem. Nie chciałem nawet zostać wilkołakiem, a co dopiero ich przywódcą. Sam złożył mi propozycję, ale ją odrzuciłem.
Przez dobrą minutę zastanawiałam się nad tym, co powiedział. Nie przerywał mi. Znowu patrzył w las.
- Sądziłam, że jesteś szczęśliwszy - wyszeptałam w końcu. - Że pogodziłeś się z tym, co się stało.
Uśmiechnął się, żeby podnieść mnie na duchu.
- Bo się pogodziłem. Naprawdę, nie jest tak źle. Czasami to w ogóle jest super - na przykład, ta bitwa jutro, supersprawa. Ale na początku czułem się tak, jakby z dnia na dzień wzięli mnie do wojska i wysłali na wojnę, a ja nawet nie wiedziałem, że jest taka wojna. Rozumiesz, nie miałem wyboru, nie miałem jak przed tym uciec. A teraz... - Wzruszył ramionami. - Nawet się cieszę. Mamy robotę do wykonania. Po co wierzyć, że kto inny wszystkiego dopilnuje, skoro sami możemy się tym zająć?
Ku swojemu zaskoczeniu, poczułam do niego nagle głęboki szacunek. Okazał się być o wiele bardziej dojrzały, niż się spodziewałam. Dostrzegłam też w nim coś nowego - coś, co zauważyłam także na ognisku u Billy'ego - wrodzoną godność, bijący od jego osoby majestat.
- Wódz Jacob - szepnęłam, uśmiechając się na dźwięk tych dwóch słów wypowiedzianych jedno po drugim.
Wywrócił oczami.''

---------- Dopisano o 13:14 ---------- Poprzedni post napisano o 13:11 ----------

''Zastaliśmy Edwarda przechadzającego się nerwowo w tam i z powrotem po ograniczonej przestrzeni przed namiotem.
- Bella! - zawołał z nieskrywaną ulgą.
Jego sylwetka na ułamek sekundy rozmyła się w powietrzu, że by zmaterializować się u mojego boku. Z grymasem dezaprobat; na twarzy Jacob postawił mnie na ziemi. Edward zignorował go i porwał mnie w objęcia.
- Dziękuję - powiedział do niego nad moją głową. Poznałam po tonie jego głosu, że nie kieruje nim tylko kurtuazja. - Myślałem, że zajmie wam to więcej czasu. Jestem naprawdę wdzięczny za ten pośpiech.
Obróciłam się, żeby zobaczyć reakcję Jacoba. Wzruszył tylko ramionami, ani trochę nie sprawiając wrażenia przyjaźnie nastawionego.
- Niech Bella się schowa. Zaraz rozpęta się tu piekło - włosy już stają mi dęba na karku. Dobrze zamocowałeś ten na miot?
- Mogę jeszcze co najwyżej stopić śledzie i skalę w jedno.
- No to w porządku.
Jacob zerknął na niebo - było już zupełnie czarne, nakrapiani płatkami śniegu. Rozszerzył nozdrza.
- Pójdę się przeobrazić - oznajmił. - Chcę się dowiedzieć, co słychać w domu.''


Okeeeej teraz ide z Moim Edwardem ;D Do niego do domu ...no i ta niespodzianka xD okeeeej jak wroce to dokoncze ;D;D;D;D baaaaaaaj:cmo k:

Edytowane przez Liquidgold
Czas edycji: 2009-07-06 o 13:11
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 13:33   #4322
AleksisM
Raczkowanie
 
Avatar AleksisM
 
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: :)
Wiadomości: 431
GG do AleksisM
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Jejku...to jakieś zawody?
A ja dodam jak mi się jakiś spodoba i gitara
Ale dziś jadę do siostry więc mnie nie będzie
__________________

Olejmy wszystko, liczy się tylko to co
teraz,
Ty jesteś blisko, więc mogę nawet dziś
umierać!


60kg->58->55->54->53




AleksisM jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 13:33   #4323
Evasive
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: somewhere over the rainbow :)
Wiadomości: 157
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez AleksisM Pokaż wiadomość
Witam Intruzeczki - laseczki

Mam dobrą wiadomość...od dziś zbieram ponownie moje cytaciki i te z forum i z książek ( ale to później ) te najfajniejsze dodam tutaj
Ponawiam moją proźbę z e-bookami, bo nikt nie przesłał wredne :P
chciałam Ci wysłać, ale poczta mi się wali i nie chcą się załączniki dodawać

'Nie obchodzi mnie to, że jest zimno. Nie obchodzi mnie to, że cuchnę jak pies. Spraw, żebym zapomniała jaka jestem okropna. Żebym zapomniała o nim. Żebym zapomniała jak się nazywam. Zawalcz o mnie!'
__________________
''Its fun to lose
And to pretend.''
Evasive jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 13:43   #4324
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez Liquidgold Pokaż wiadomość
Okeeeej teraz ide z Moim Edwardem ;D Do niego do domu ...no i ta niespodzianka xD okeeeej jak wroce to dokoncze ;D;D;D;D baaaaaaaj:cmo k:

Kobieto wyluzuj... bo zaraz sama wszystko skończe... to, że dałam Wam czas do 17.00 to nie znaczy, że macie wszystko wypisać ;* xD
A tak na poważnie, to zabrałyście mi właśnie moje drugie ulubione zajęcie. ;(((
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 13:45   #4325
AleksisM
Raczkowanie
 
Avatar AleksisM
 
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: :)
Wiadomości: 431
GG do AleksisM
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez Evasive Pokaż wiadomość
chciałam Ci wysłać, ale poczta mi się wali i nie chcą się załączniki dodawać

'Nie obchodzi mnie to, że jest zimno. Nie obchodzi mnie to, że cuchnę jak pies. Spraw, żebym zapomniała jaka jestem okropna. Żebym zapomniała o nim. Żebym zapomniała jak się nazywam. Zawalcz o mnie!'
Dzięki, za dobre chęci


„- Naprawdę się cieszę, że Edward cię nie zabił - wyznał mi Emmett.
- Dzięki tobie zawsze się coś dzieje.“
~Zaćmienie~
__________________

Olejmy wszystko, liczy się tylko to co
teraz,
Ty jesteś blisko, więc mogę nawet dziś
umierać!


60kg->58->55->54->53




AleksisM jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 13:46   #4326
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

AleksisM ebooki?
Które części? i daj meila
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 13:53   #4327
AleksisM
Raczkowanie
 
Avatar AleksisM
 
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: :)
Wiadomości: 431
GG do AleksisM
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez AleksisM Pokaż wiadomość
mam wielką proźbę
no bo wiecie ten format... i teraz nie mam żadnego e-booka nic...pusta...przerażając a pustka
czy mogłaby mi któraś wysłać:
~Zmierzch
~KwN
~Zaćmienie
~By Edward 12 rozdziałów,
~i wycięte sceny?

Błagam

Edit: email to już chyba znacie...podawałam go tyle razy, ale podam go jeszcze raz:
ola-git@o2.pl

z góry dziękuję
__________________

Olejmy wszystko, liczy się tylko to co
teraz,
Ty jesteś blisko, więc mogę nawet dziś
umierać!


60kg->58->55->54->53




AleksisM jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 13:57   #4328
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

AleksisM wysłałam Ci Zmierzch, KwN, Zaćmienie.. resztę wyslę Ci potem.. tzn, za jakąś godzinke, bo musze iśc zrobić obiad tatusiowi, i muszę je znaleźć.

__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 14:17   #4329
AleksisM
Raczkowanie
 
Avatar AleksisM
 
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: :)
Wiadomości: 431
GG do AleksisM
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Dzięki, będę czekać

„- No nie wiem, nie wiem. Na kanapie nie dałoby się zrobić tego i owego“ ~Edward
~Zaćmienie~


Edit: Muszę się pochwalić, że jestem już z Wami 80 stron

---------- Dopisano o 14:17 ---------- Poprzedni post napisano o 13:59 ----------

macie Intruza?
__________________

Olejmy wszystko, liczy się tylko to co
teraz,
Ty jesteś blisko, więc mogę nawet dziś
umierać!


60kg->58->55->54->53





Edytowane przez AleksisM
Czas edycji: 2009-07-06 o 14:01
AleksisM jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 14:36   #4330
talkshit
Zakorzenienie
 
Avatar talkshit
 
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: bawimy się powietrzem.
Wiadomości: 16 564
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Z niedbałym uśmiechem na ustach i błękitnymi, psotnymi oczami anioł uformował Bellę w taki sposób, abym nie mógł przejść obok niej obojętnie. Niewiarygodnie silny zapach - aby przyciągnąć mą uwagę, cichy umysł - by pobudzić ciekawość, spokojna uroda - aby zatrzymać na niej mój wzrok, bezinteresowna dusza - żeby wymusić mój szacunek. Pozbawił ją instynktu samozachowawczego - tak, by Bella mogła znieść moją obecność - i na dokładkę dorzucił niesamowitego pecha.
__________________
Dopiero gdy ulegamy pasji, jesteśmy naprawdę sobą.
Ze wszystkich naszych namiętności
najbardziej określają nas te,
których nie potrafimy okiełznać.

Motocykl
- mój sposób na życie.



talkshit jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 14:47   #4331
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

AleksisM wysłałam, i się chyba nawet za bardzo rozpędziłam, więc proszę weź na mnie poprawkę, jako na największego zmierzchomaniaka i nie gryź..
Intruza niestety nie mam, i też bardzo proszę niech mi któraś wyśle.


Teraz Was opuszczam, dzisiaj muszę przeczytać Przed Świtem, skoro jutro mają cytaty polecieć...

Pamiętajcie, z Zaćmieniem macie czas do 17.00 potem ja go biorę i uzupełniam



A teraz spadam, macie pozdrowienia od Rosalie, Alice, Esme, Jaspera, Emmetta, Carlisle'a i oczywiście ode mnie i Edwarda ;*


Kochane moje!
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 14:54   #4332
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez Evasive Pokaż wiadomość

'Nie obchodzi mnie to, że jest zimno. Nie obchodzi mnie to, że cuchnę jak pies. Spraw, żebym zapomniała jaka jestem okropna. Żebym zapomniała o nim. Żebym zapomniała jak się nazywam. Zawalcz o mnie!'
Ajjjjjc no nie moge ten twoj Av ;D Booooskiiiii mdleje:

Cytat:
Napisane przez Maaarcia Pokaż wiadomość
Kobieto wyluzuj... bo zaraz sama wszystko skończe... to, że dałam Wam czas do 17.00 to nie znaczy, że macie wszystko wypisać ;* xD
A tak na poważnie, to zabrałyście mi właśnie moje drugie ulubione zajęcie. ;(((
Okej okej ;P Kochana nie zapominaj ze sama beze mnie skonczylas KwN !! xD ale jeszcze przed nami Przed Switem ho ho ho ,D;D;D
Cytat:
Napisane przez AleksisM Pokaż wiadomość
Dzięki, będę czekać

„- No nie wiem, nie wiem. Na kanapie nie dałoby się zrobić tego i owego“ ~Edward
~Zaćmienie~


Edit: Muszę się pochwalić, że jestem już z Wami 80 stron

---------- Dopisano o 14:17 ---------- Poprzedni post napisano o 13:59 ----------

macie Intruza?
Hmmm ja mam ale w domku ... ale jak chcesz to masz linka i tutaj jest ;D http://☠☠☠☠☠☠☠☠☠☠☠☠/kathy_00/twilight/ksiazki/intruz


A to nie sa zadne zawody taktylko z Maaarcia cytujemy na raz cala Sage ;D takie porycie ;D

---------- Dopisano o 14:54 ---------- Poprzedni post napisano o 14:51 ----------

Maaarcia jakie warunki ;P hah spoko ;D to do 17 to skoncze Zacmienie ;D tzn powinnam a Ty uzupelnisz jak zapomne o jakims meeegaaaa cytacie a od jutra Przed Switem ;D

no a co do intruza linka Wam wyslalam ... ale jak ktos ma na komp to ja tez poprosze tak samo Przed Switem ... oryginalny przeklad .... bym prosila na '' ten_teges_ziooom@wp.pl '' ten o to adres xD

Talkshit jaki avv ;O
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 15:01   #4333
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Liquidgold jak skończysz Zaćmienie, to zobaczysz co ja zrobię....
będę miała bardzo ciężką noc, robiąc TO i odganiając od siebie Edwarda, ale to zrobię! więc spokojnie... zostaw mi coś z Zaćmienia!
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 16:01   #4334
kochaam
Wtajemniczenie
 
Avatar kochaam
 
Zarejestrowany: 2009-04
Lokalizacja: tam gdzie jest szczęście :*
Wiadomości: 2 490
GG do kochaam
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

hej moje psychopatki
ja cytatów nie bede dodawała zrobi to za mnie Marcia albo Liquidgold
to już sie jakoś podzielicie



moje klony otarły do mnie
wczoraj przed północą ale było fajne
najpierw wszyscy siedzieliśmy u mnie w ogrodzie i rozmawialiśmy
a potem był długi spacer z Edem
dziś od rana zakupy z Alice [ uparła sie że musze uzupełnic swoją garderobe ]

__________________


Poznaje na nowo siebie
Znowu zapuszczam włosy
Nadaje na innych częstotliwościach
kochaam jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 16:26   #4335
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez Maaarcia Pokaż wiadomość
Liquidgold jak skończysz Zaćmienie, to zobaczysz co ja zrobię....
będę miała bardzo ciężką noc, robiąc TO i odganiając od siebie Edwarda, ale to zrobię! więc spokojnie... zostaw mi coś z Zaćmienia!
Maaarcia nie nie odwazysz sie sama zacyytowac calego Przed Switem bo popadne w czarna rozpacz i sie zabije! i to tak ze moje serce raz dwa przestnie bic i bedziesz miala na sumieniu nie tylko mnie ale i Edwarda ! tzn tego mojego ;D i innych Cullenow bo oni beda pograzeni w zalobie po mnie i Edzie! xD ..... kurcze wgl to tez bys mi mogla na maila wyslac wszystko tzn cala sage i MS i wyciete fragmenty ;D

Cytat:
Napisane przez kochaam Pokaż wiadomość
hej moje psychopatki
ja cytatów nie bede dodawała zrobi to za mnie Marcia albo Liquidgold
to już sie jakoś podzielicie



moje klony otarły do mnie
wczoraj przed północą ale było fajne
najpierw wszyscy siedzieliśmy u mnie w ogrodzie i rozmawialiśmy
a potem był długi spacer z Edem
dziś od rana zakupy z Alice [ uparła sie że musze uzupełnic swoją garderobe ]

Haha spoko wyreczymy Cie ;D
No to fajnie ze juz dotarli! ;D haha zapewne byla noc pelnawrazen;D xD
ok to ja lece dalej z cytatami

Maaarcia kochana wiem ja polece teraz z Zacmieniem i nie dodam az tak wiele cytatow ale dojde do konca i Ty to uzupelnisz a od jutra polecimy z Przed Switem okej ? Nooo weeez bo mi sie nudzi noo ;D ;**** Tak tak ja tez Cie Kocham xD

---------- Dopisano o 16:26 ---------- Poprzedni post napisano o 16:18 ----------

''- Lepszy niż twoje - odezwał się Jacob. Drgnęłam, zaskoczona dźwiękiem jego ludzkiego głosu. - „Chyba, że skoczysz po przenośny grzejnik”! Też mi coś! Nie jestem bernardynem!
Usłyszałam, że rozpina szybko zamek błyskawiczny wokół wejścia do namiotu. Wpełzł do środka przez najmniejszy otwór z możliwych, wpuszczając z sobą nieco arktycznego powietrza i kilka wirujących płatków. Zadrżałam z taką siłą, jakbym miała konwulsje.
- Nie chcę, żebyś tu został - syknął Edward, kiedy Jacob obrócił się, żeby zapiąć płachtę. - Daj jej to i już cię nie ma.
W mroku widziałam tylko niewyraźne kształty - Jacob przyniósł z sobą kurtkę, którą zostawił wcześniej wiszącą na gałęzi. Usiłowałam spytać, o co im chodzi, ale wyjąkałam tylko:
- O c - c - co....
Zupełnie już nie panowałam nad swoim dygotem.
- Kurtka to na jutro - jest zimna jak lód, a Bella sama sobą jej nie ogrzeje. - Jacob porzucił ją przy wejściu. - Prosiłeś o przenośny grzejnik, to go masz.
Rozłożył ramiona tak szeroko, jak pozwalały mu na to ściany namiotu. Jak zwykle, gdy przewidywał przemianę w wilka, miał na sobie tylko niezbędne minimum w postaci spodni od dresu, co oznaczało nagi tors i gole stopy.
- J - j - jake, z - z - zamarzniesz - zaoponowałam.
- Co to, to nie - powiedział wesoło. - Ostatnio mam stale czterdzieści dwa siedem. Ani się obejrzysz, jak się spocisz.
Edward warknął, ale Jacob nawet na niego nie spojrzał. Zamiast tego, podczołgał się do mnie i zabrał do rozpinania mojego śpiwora. W okamgnieniu na jego ramieniu zacisnęła się dłoń mojego ukochanego, śnieżnobiała na tle jego ciemnej skóry. Jacob drgnął pod dotykiem lodowatych palców. Zacisnął zęby, nadął nozdrza i spiął mięśnie w gotowości.
- Ręce przy sobie - mruknął.
- To ty trzymaj łapy przy sobie - odparował Edward.
- N - n - nie w - w - walczcie - poprosiłam.
Przeszedł mnie kolejny dreszcz. Wrażenie było takie, jakby zęby miały mi się lada chwila roztrzaskać, z taką siłą o siebie uderzały.
- Jestem pewien, że Bella ci za to podziękuje, kiedy jej palce u stóp poczernieją i odpadną - stwierdził z sarkazmem Jacob.
Edward zawahał się, a potem cofnął rękę i wrócił do poprzedniej pozycji.
- Ale miej się na baczności - zagroził mu przerażająco bez barwnym głosem.
Jacob zaśmiał się.
- Zrób mi miejsce - zwrócił się do mnie, wracając do odpinania śpiwora.
Posłałam mu oburzone spojrzenie. Nic dziwnego, że Edward zareagował tak ostro.
- S - s - spadaj - wyjąkałam.
- Nie bądź głupia. - Zaczynał tracić cierpliwość. - Tak bardzo nie lubisz swoich palców u stóp, czy co?
Jakimś cudem zdołał wcisnął się do śpiwora, po czym zapiął za sobą zamek.
Nie było sensu protestować. Nie miałam już ochoty protestować. Był taki ciepły! Otoczył mnie ściśle ramionami i przytulił do swojej nagiej piersi. Bijącemu od niego gorącu nie można było się oprzeć, jak powietrzu po przebywaniu zbyt długo pod wodą. Wzdrygnął się, kiedy przywarłam do niego zziębniętymi dłońmi.
- Boże, Bella, jesteś jak lodówka - pożalił się.
- P - p - przepraszam.
- Spróbuj się rozluźnić - doradził mi, czując, że znowu mam atak drgawek. - Rozgrzejesz się w okamgnieniu. Oczywiście najlepiej byłoby, gdybyś wyskoczyła z ciuchów.
Edward warknął.
- To potwierdzone naukowo - zaczął się bronić Jacob. - Jedna z podstawowych zasad survivalu.''


''- Pijawką się nie przejmuj - oświadczył z uśmiechem. - Jest tylko zazdrosny.
- Oczywiście, że jestem zazdrosny. - Głos Edwarda, na powrót aksamitny i opanowany, był jak melodyjny pomruk w ciemnościach. - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo chciałbym móc cię zastąpić przy jej boku, kundlu''


''Moje dreszcze słabły, aż stały się zupełnie znośne.
- No - ucieszył się Jacob. - I co, lepiej?
- Lepiej - potwierdziłam, tym razem już się nie jąkając.
- Wargi masz wciąż sine - zauważył. - Może też ci je rozgrzać? Tylko powiedz.
Edward westchnął ciężko.
- Zachowuj się - mruknęłam do Jacoba, przyciskając twarz do jego barku. Wzdrygnął się znowu, bo czoło także miałam zimne.
Uśmiechnęłam się, zadowolona, że odpłaciłam mu pięknym za nadobne.''


''Uzmysłowiłam sobie, że jego skóra pachnie mieszanką piżma i żywicy - pasowało to do okoliczności, bo jak by nie było, znajdowaliśmy się w środku lasu. Była to bardzo przyjemna woń. Zaciekawiło mnie, czy Cullenowie i Quileuci nie odstawiają cyrków z marszczeniem nosów tylko dlatego, że są do siebie uprzedzeni. Ja tam nie mogłam się dopatrzyć w ich zapachach niczego odrażającego.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 16:31   #4336
7a1f522eb83de308935e9eb654607f24bf1b13c1_64013893eb394
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2008-07
Wiadomości: 6 625
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez AleksisM Pokaż wiadomość

macie Intruza?
wysłałam.
7a1f522eb83de308935e9eb654607f24bf1b13c1_64013893eb394 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 16:44   #4337
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- Jake? - wymamrotałam sennie. - Czy mogę cię o coś spytać? Nie chcę cię rozzłościć, przysięgam. Jestem po prostu ciekawa. Tych samych słów użył kiedyś w mojej kuchni... ile to już tygodni temu?
Zorientował się, że go cytuję, i uśmiechnął się.
- Jasne.
- Dlaczego masz o wiele dłuższą sierść niż reszta watahy? Nie musisz mi odpowiadać, jeśli uważasz, że to nie mój interes.
Nie wiedziałam, czy nie łamię czasami jakiegoś wilczego tabu, ale spojrzał na mnie rozbawiony. Ulżyło mi, że go nie uraziłam.
- To dlatego, że mam dłuższe włosy - wyjaśnił.
Potrząsnął głową, tak, że jego potargana czupryna, sięgająca mu już do podbródka, połechtała mnie w policzek.
- Och.
Tego się nie spodziewałam, ale tak, to było logiczne. Więc to z tego powodu wszyscy obcinali się na jeża na samym początku, po dołączeniu do sfory.
- To czemu sobie ich nie obetniesz? Lubisz chodzić taki za puszczony?
Tym razem nie odpowiedział od razu, za to Edward cicho się zaśmiał.
- Przepraszam. - Ziewnęłam. - Nie chciałam być wścibska. Nie musisz się tłumaczyć.
Jacob mruknął z irytacją.
- Ech, on ci i tak pewnie powie, więc lepiej sam to zrobię. Zapuszczam włosy, bo... bo wydawało mi się, że bardziej podobam ci się z długimi.
- Och. - Poczułam się skrępowana. - Wiesz... no... podobają mi się i takie, i takie. Nie musisz... robić sobie kłopotu.''


''- Błagam! - syknął Edward znienacka. - Daruj sobie!
- Co? - spytał Jacob szeptem, zdziwiony.
- Może byś tak chociaż spróbował kontrolować swoje myśli, co?
Był naprawdę rozgniewany.
- Nikt ci nie każe ich podsłuchiwać - burknął mój przyjaciel, ale wyraźnie się zawstydził. - Wynocha z mojej głowy.
- Wierz mi, chciałbym się wyłączyć, ale nawet nie wiesz, jak głośno wykrzykujesz te swoje fantazje.
- Postaram się myśleć ciszej - obiecał Jacob z przekąsem.''

---------- Dopisano o 16:37 ---------- Poprzedni post napisano o 16:35 ----------

''- Wiesz, Bella może jeszcze zmienić zdanie - dogryzł mu Jacob. - Jak weźmie pod uwagę wszystko to, co mogę dla niej zrobić, a czego ty nie możesz. To znaczy, czego ty nie możesz, bo byś ją zabił w trakcie.
- Lepiej idź spać, chłopie. Zaczynasz działać mi na nerwy.
- Żebyś wiedział, że cię posłucham. Tak mi tu wygodnie...
Edward nie zareagował.
Wolałabym, żeby przestali rozmawiać o mnie, jakby mnie tam nie było, ale nie chciało mi się już o to prosić. Nie byłam zresztą do końca przekonana, czy to jeszcze jawa.
- Może - odpowiedział Edward na kolejne pytanie rywala.
- Ale nie będziesz się wymigiwał?
- Zapytaj, to się dowiesz.
Chyba miał to być dowcip, ale nie znałam jego kontekstu.
- Ty możesz zaglądać mi do głowy, to daj sobie dziś zajrzeć do swojej dla odmiany - zaproponował Jacob. - Tak będzie bardziej fair.
- Tyle masz tych pytań. Które na pierwszy ogień?
- Sądzę, że zżera cię zazdrość. Ta twoja niewzruszona pewność siebie to tylko fasada. No, chyba że nie posiadasz żadnych uczuć.
- Nie zaprzeczę, masz rację. - Edward nie wydawał się już być rozbawiony. - Teraz, na przykład, czuję się tak fatalnie, że ledwo kontroluję swój głos. A jak nie widzę Belli, bo jest z tobą, jest jeszcze gorzej. Dużo o tym myślisz? Trudniej ci się skoncentrować, kiedy jej przy tobie nie ma?
- I tak, i nie. - Edward dotrzymywał słowa i starał się być szczery. - Mój umysł nie działa tak, jak twój. Potrafię myśleć o wielu rzeczach naraz. Oczywiście, oznacza to, że zawsze mogę o tym myśleć, zawsze mogę zastanawiać się, gdzie jest Bella myślami, kiedy milknie.
Na moment zapadła cisza. To Jacob zadawał kolejne pytanie.
- Tak - odezwał się Edward - chyba często o tobie myśli. Częściej, niż mi się to podoba. Martwi się, że jesteś nieszczęśliwy. No, ale o tym, to wiesz aż za dobrze. I świetnie to wykorzystujesz.
- Tonący brzytwy się chwyta - mruknął Jacob. - Masz nade mną dużą przewagę - przede wszystkim Bella wie, że jest w tobie zakochana.
- To pomaga - przyznał mój ukochany łagodniejszym tonem.
- Ale we mnie też jest zakochana. Edward nic nie powiedział.
Jacob westchnął.
- Tyle że o tym nie wie.
- Nie jestem w stanie ocenić, czy się mylisz, czy nie.
- A chciałbyś być w stanie? Chciałbyś wiedzieć, co myśli?
- Tak... i nie. Znowu, i tak, i nie. Tak, jak jest, bardziej jej się podoba, i chociaż doprowadza mnie to do szału, wolę, żeby była zadowolona.
Namiot poruszył się gwałtownie, jakby zaczęło się trzęsienie ziemi. Jacob przytulił mnie mocniej.
- Dziękuję - szepnął Edward. - To może brzmi dziwnie, ale cieszę się, że tu jesteś.
- Najchętniej byś mnie zabił, ale jest jej ciepło - o to ci chodzi?
- To nasze przymierze potrafi dawać się we znaki, prawda?
- Wiedziałem, że skręca cię z zazdrości tak samo, jak mnie - powiedział Jacob z triumfem w głosie.
- Tyle że ja nie jestem taki głupi, żeby się z tym obnosić. Do niczego jej w ten sposób nie przekonasz.
- Masz więcej cierpliwości niż ja.
- To chyba oczywiste. Miałem sto lat, żeby się w nią uzbroić. Sto lat czekałem na Bellę.
- Kiedy dokładnie postanowiłeś być taki wyrozumiały?
- Kiedy zrozumiałem, jak bardzo boli ją to, że musi dokonać wyboru. Zwykle nie tak trudno mi się kontrolować. Przez większość czasu potrafię... zdusić w sobie te mniej cywilizowane uczucia, jakie do ciebie żywię. Czasami wydaje mi się, że Bella to widzi, ale nie jestem pewny.
- Myślę, że nie chciałeś dłużej stawiać jej przed takim wyborem, bo bałeś się, że nie padnie na ciebie.
Edward nie odpowiedział mu od razu.
- Po części, tak - zgodził się w końcu - ale tylko w bardzo nie wielkiej mierze. Każdego z nas nachodzą czasem wątpliwości. Martwiłem się raczej o to, że zrobi sobie krzywdę, próbując się do ciebie wymknąć. Odkąd uznałem, że nic jej przy tobie nie grozi - o ile kiedykolwiek nic jej nie grozi, zważywszy na jej gigantycznego pecha - przestała przynajmniej realizować różne swoje dzikie pomysły.
Jacob westchnął.
- Zrelacjonuję jej całą naszą rozmowę, ale nigdy mi nie uwierzy.
- Właśnie.
Domyśliłam się, że mój ukochany się uśmiecha.
- Myślisz, że pozjadałeś wszystkie rozumy - zarzucił mu Jacob.
- Nie wiem, co przyniesie przyszłość - odparł Edward, nagle poważniejąc.
Zasłuchali się w wycie wichru.
- Jak byś się zachował, gdyby zmieniła zdanie? - spytał po chwili Jacob.
- Tego też nie wiem.
Jacob zaśmiał się cicho.
- Próbowałbyś mnie zabić?
W jego głosie pobrzmiewała ironia, jakby nie wierzył, że Edwardowi może się udać.
- Nie.
- A to dlaczego? - Jacob nadal sobie z niego drwił.
- Sądzisz, że zrobiłbym jej coś takiego?
Jacob zawahał się, a potem westchnął.
- Tak, masz rację. Tak nie można. Ale czasami...
- ...czasami człowieka kusi.
Jacob wtulił twarz w śpiwór, żeby stłumić śmiech.
- Ano kusi - przyznał.''

---------- Dopisano o 16:39 ---------- Poprzedni post napisano o 16:37 ----------

- Jak się czułeś, kiedy myślałeś, że ją straciłeś? - spytał Jacob dziwnie ochrypłym głosem, już jak najbardziej na serio. - Kiedy myślałeś, że straciłeś ją na zawsze? Jak... jak sobie z tym poradziłeś?
- Niełatwo mi się z tego zwierzać.
Jacob nie naciskał.
- Przydarzyło mi się to dwa razy. - Edward zaczął mówić wolniej niż zazwyczaj. - Kędy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że mógłbym ją opuścić... Ta myśl była nawet do zniesienia. To dlatego, że sądziłem, że o mnie zapomni i będzie tak, jakby nigdy mnie nie spotkała. Trzymałem się od niej z daleka przez ponad pół roku, przez ponad pół roku dotrzymywałem słowa i nie wtrącałem się w jej życie. Było ciężko - walczyłem ze sobą, ale wiedziałem, że nie wygram. Wymyśliłem, że wrócę tylko po to, żeby... żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Tak bym się w każdym razie przed sobą usprawiedliwiał. Gdybym zastał ją szczęśliwą... Wmawiałem sobie, że umiałbym zostawić ją wtedy w spokoju.
Ale nie była szczęśliwa. A ja bym został. Gdybyś miał wątpliwości, tak właśnie mnie przekonała do tego, żebym został z nią dzisiaj. Zastanawiałeś się wcześniej, jakim cudem mnie przekonała... i dlaczego tak bardzo to sobie wyrzuca. Przypomniała mi, jak się czuła po tym, jak ją zostawiłem - jak nadal się czuje, kiedy czasem zostawiam ją samą. Ma wyrzuty sumienia, że sięgnęła po ten chwyt, ale taka jest prawda - nigdy jej tego nie wynagrodzę, ale i nigdy nie przestanę starać się jej tego wynagrodzić.
Jacob albo zamyślił się nad tym, co usłyszał, albo się na moment zdekoncentrował.
- A za drugim razem - kiedy myślałeś, że nie żyje? - szepnął.
- Tak - Edward odpowiedział na inne jego pytanie. - Nic dziwnego, że tak byś to odbierał. Biorąc pod uwagę to, jak nas postrzegasz, możesz nie zdołać dostrzec w nowej Belli swojej starej przyjaciółki. Ale wciąż nią będzie.
- Nie o to pytałem.
- Nie powiem ci, jak się wtedy czułem - odparował Edward z goryczą. - Tego się nie da opisać.

---------- Dopisano o 16:41 ---------- Poprzedni post napisano o 16:39 ----------

- Ale przecież wyjechałeś, bo nie chciałeś zrobić z niej następnego krwiopijcy. Chcesz, żeby została człowiekiem. Edward staranie dobierał słowa.
- Jacob, kiedy tylko zorientowałem się, że ją kocham, zrozumiałem, że są jedynie cztery możliwości. Po pierwsze, i to według mnie byłoby dla Belli najlepsze, mogłaby tak za mną nie szaleć - wtedy mogłaby się we mnie łatwo odkochać i żyć dalej, jak gdyby nigdy nic.
Pogodziłbym się z tym, chociaż moich uczuć do niej by to nie zmieniło. Masz mnie za... za coś w rodzaju żyjącego posągu. Myślisz, że obce mi są ludzkie emocje. To nieprawda. Nasze uczucia są silne i trwałe, i bardzo rzadko doświadczamy jakichś uczuciowych rewolucji. Kiedy jednak się nam przydarzają, tak jak mnie, kiedy poznałem Bellę, zmieniamy się na dobre. Nie ma dla mnie odwrotu...
Druga opcja, na którą z początku postawiłem, polegała na tym, żeby towarzyszyć Belli do końca jej ludzkiego życia. Nie było to dla niej korzystne rozwiązanie, bo, po co miała marnować życie z kimś, kto nie mógł dać jej tego, co drugi człowiek, ale najłatwiej było mi się do niego dostosować. Planowałem skończyć jakoś ze sobą zaraz po jej śmierci. Te sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat to, w moim odczuciu, nie było wcale tak dużo. Ale potem okazało się, że Bella nie ma szans przeżyć tyle przy moim boku. Wszystko, co mogło pójść źle, poszło źle. Albo przynajmniej dało o sobie znać, żebyśmy drżeli z niepokoju, czy lada moment nam się nie przytrafi. Zadając się z Bella, narażałem ją na zbyt wielkie ryzyko.
I tak zdecydowałem się usunąć z jej świata, co, jak dobrze wiesz, było z mojej strony niewybaczalnym błędem. Miałem nadzieję, że nie wcielam w życie planu C, tylko wracam do wersji A, ale się przeliczyłem. Mało brakowało, a oboje przypłacilibyśmy mój wybór życiem.
Cóż mi więc pozostało prócz ostatniej, czwartej opcji? Tego chce Bella, a przynajmniej wydaje jej się, że tego właśnie chce. Staram się wszystko opóźniać, żeby miała jak najwięcej czasu do namysłu, ale jest bardzo... bardzo uparta. Znasz ją. Będę szczęściarzem, jeśli uda mi się to odwlec o następne kilka miesięcy. Bella boi się obsesyjnie, że się starzeje, a we wrześniu ma urodziny...

---------- Dopisano o 16:44 ---------- Poprzedni post napisano o 16:41 ----------

- Wiesz doskonale, jak trudno mi to zaakceptować - dodał Jacob - ale widzę, że naprawdę ją kochasz... na swój sposób. Nie mogę już się upierać, że tak nie jest. Mimo to - ciągnął - uważam, że nie powinieneś rezygnować z planu A. Jeszcze na to za wcześnie. Myślę, że z dużym prawdopodobieństwem Bella by wydobrzała. Po pewnym czasie. Gdyby nie skoczyła wtedy w marcu z klifu... a ty, gdybyś odczekał jeszcze pól roku ze sprawdzeniem, co u niej... chyba zastałbyś ją całkiem zadowoloną z życia. Miałem wszystko zaplanowane.
Edward zaśmiał się.
- Rzeczywiście, miałeś. Kto wie, może by ci się udało.
- Tak - Jacob westchnął. - Wiesz co... - Nagle zaczął mówić tak szybko, że wręcz niewyraźnie. - Daj mi rok, tylko jeden rok. Zobaczysz, załatwię to tak, że będzie ze mną szczęśliwa. Jest uparta, to prawda, nikt nie wie tego lepiej ode mnie, ale dojdzie do siebie. Wtedy też doszłaby w końcu do siebie. Będzie mogła pozostać człowiekiem, będzie mogła spotykać się z Charliem i z Renee, dorosnąć, mieć dzieci... być Bella. Kochasz ją dostatecznie mocno, żeby widzieć, ile zalet ma ten plan. Ma cię za bardzo nieegoistycznego - ale czy jesteś taki naprawdę? Czy potrafisz chociaż wyobrazić sobie, że życie ze mną mogłoby być dla niej lepszym rozwiązaniem niż życie z tobą?
- Już się nad tym zastanawiałem - odpowiedział Edward cicho. - Pod wieloma względami pasujesz do tej roli bardziej niż jakikolwiek inny człowiek. Bellę trzeba otoczyć opieką, a ty jesteś dość silny, żeby chronić ją zarówno przed nią samą, jak i przed tymi wszystkimi spiskami, które zagrażają jej życiu. Już ją ogromnie wsparłeś i jestem ci za to dozgonnie wdzięczny - a może raczej będę ci za to wdzięczny aż po kres wieczności. Pytałem nawet Alice, czy jest w stanie zobaczyć to w swoich wizjach - zobaczyć, czy Bella byłaby z tobą szczęśliwsza - ale, oczywiście, to niemożliwe: nie widzi wilkołaków, a zresztą Bella nie podjęła przecież odpowiedniej decyzji. Tak, więc brałem to pod uwagę, ale nie jestem na tyle głupi, żeby drugi raz popełnić ter błąd. Nie będę wymuszał na Belli planu A. Tak długo, jak tego chce, zostanę przy jej boku.
- A jeśli postanowi związać się ze mną? Jestem już gotowy przyznać, że to pobożne życzenie, ale co, jeśli jednak...
- Pozwolę jej odejść.
- Ot tak?
- Jeśli chodzi ci o to, że nie dam po sobie poznać, jak bardzo to dla mnie bolesne, tak. Ale będę miał was na oku. Widzisz, Jacob, ty też możesz ją kiedyś zostawić, tak jak Sam zostawił Lei dla Emily. Nie będziesz miał wyboru. A ja zawsze będę czekał, nie tracąc nadziei, że ci się to przytrafi.
Jacob prychnął, ale się nie obraził.
- Kurczę, opowiedziałeś mi wszystko prawie jak na spowiedzi. Naprawdę wpuściłeś mnie do swojej głowy. Nie spodziewałem się tego po tobie. Dzięki... Edward. Jak już mówiłem, paradoksalnie, cieszę się, patrząc teraz na was, że jesteś obecny w jej życiu. Chociaż tyle mogłem dla niej zrobić, że się na to zgodziłem. Gdybyś nie był moim naturalnym wrogiem i nie próbował mi wykraść sensu mojego istnienia, mógłbym cię nawet polubić.
- Kto wie... Gdybyś nie był odrażającym wampirem, który zamierza wyssać życie z dziewczyny, którą kocham... Nie, chyba nawet to by nie pomogło.
Edward zachichotał.
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 16:47   #4338
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- Czy mogę cię o coś spytać? - odezwał się po chwili.
- Ty? Od kiedy to jesteś zmuszony prosić o pozwolenie?
- Musisz o czymś pomyśleć, żebym się o tym dowiedział. Chodzi mi o taką jedną historię, której Bella z jakichś powodów nie chce mi opowiedzieć. Występuje w niej jakaś trzecia żona...
- No i co?
Edward nie odpowiedział, zasłuchawszy się w myśli swojego rozmówcy. W ciemnościach rozległ się cichy syk.
- No i? - powtórzył Jacob.
- Pięknie - warknął Edward. - Po prostu fantastycznie! Że też członkowie starszyzny nie mogli zachować tej legendy dla siebie!
- Co, nie podoba ci się, że pijawki są w niej czarnymi charakterami? - zadrwił Jacob. - Cóż, to nadal aktualne.
- Tym akurat zupełnie się nie przejąłem. Nie domyślasz się, z którą z postaci utożsamia się Bella?
Jacob zamyślił się.
- O, cholera. No tak. Trzecia żona, Teraz cię rozumiem.
- Bella chce być na polanie. Chce się „jakoś do tego przyczynić”, jak to ujęła. - Westchnął. - To był drugi powód, dla którego dziś tu z nią zostałem. Potrafi być bardzo pomysłowa, kiedy jej na czymś zależy.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 16:52   #4339
BloodType
Raczkowanie
 
Avatar BloodType
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: woj. Łódzkie
Wiadomości: 37
GG do BloodType
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

witam kochane intruzki!!!

talkshit no av wymiata!!!! zakochalam sie normalnie!!!!

dziewczyny widze wyscig zrobily która pierwsza sage na watek przepisze

bardzo chcialabym z wami zabawic dłużej ale poznalam swojego Edzia i planuje rozgrzać jego lodowate serce
__________________
"Przywykłam już, że władające mną emocje nie kierują się powszechnie przyjętymi prawami logiki."

BloodType jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:02   #4340
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''A to nasze tymczasowe przymierze, kiedy dobiegnie końca? - spytał Jacob.
- O świcie? Czy zaczekamy do końca bitwy?
Obaj się zamyślili.
- O świcie - zadecydowali jednocześnie i zaraz parsknęli śmiechem.''


''- Ale wyjść byś mógł - zapewnić nam odrobinę prywatności.
- Jacob, czy mam pomóc ci zasnąć? - zaoferował Edward.
- Spróbować zawsze warto - mruknął mój przyjaciel, niezrażony. - Ciekawe, kto by wtedy wyszedł?
- Te, wilk, nie podjudzaj mnie. Moja cierpliwość kiedyś się skończy.''


''- Może byś mi tak pomógł? - zwróciłam się do Edwarda.
Uśmiechnął się.
- Mam odciągnąć od ciebie jego ręce?
- Nie trzeba. Po prostu mnie uwolnij, bo dostanę tutaj udaru z przegrzania.
Edward rozpiął zamek jednym raptownym ruchem. Jacob wypadł na ziemię, uderzając nagimi plecami o lodowatą podłogę namiotu.
- Hej! - jęknął, otwierając oczy. Instynktownie przesunął się na śpiwór, byle jak najdalej od zimna, zapominając w zaspaniu o mojej obecności. Pod jego ciężarem cały mój zapas powietrza opuścił mi płuca w jednym stęknięciu.
A potem nagle nic mnie już nie przygniatało, za to zatrząsł się namiot, bo Jacob wleciał w jeden z jego masztów.
Zewsząd dobiegło mnie groźne warczenie. Edward kucał przede mną, gotowy do skoku - nie widziałam jego twarzy, ale od tego, co wychodziło z jego gardła, włos jeżył się na głowie. Jacob przybrał podobną pozycję, a jego ciałem wstrząsały gwałtowne dreszcze. Na zewnątrz odbijały się od skał porykiwania wzburzonego Setha.
- Przestańcie, ale to już! - wrzasnęłam, pospiesznie przeczołgując się na środek namiotu, żeby znaleźć się pomiędzy nimi.
Miejsca było tak mało, że nie musiałam nawet prostować rąk, żeby obu przyłożyć dłoń do piersi.
Edward objął mnie w talii, chcąc wynieść mnie na zewnątrz.
- Ani mi się waż - ostrzegłam go.
Czując mój dotyk, Jacob zaczął się uspokajać. Dygotanie ustępowało, ale nadal obnażał zęby i świdrował Edwarda rozwścieczonym spojrzeniem.''


''Zaczekałam, aż Jacob wreszcie na mnie zerknął.
- Nic ci nie jest? - spytałam.
- Jasne, że nie! - syknął.
Przeniosłam wzrok na Edwarda. Wciąż rozogniony, śmiało patrzył mi prosto w oczy.
- Co to miało być? Powinieneś go przeprosić. Zdegustowany, zmarszczył nos.
- Chyba żartujesz - o mało nie połamał ci żeber!
- Bo zrzuciłeś go na podłogę! Nie zrobił tego celowo i nic mi się nie stało.
Edward żachnął się, ale pokonując wewnętrzny opór, spojrzał na Jacoba. Obaj wciąż nie byli do siebie pokojowo nastawieni.
- Przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte - odparł Jacob nieco szyderczym tonem.''

---------- Dopisano o 17:00 ---------- Poprzedni post napisano o 16:56 ----------

''- Nie mówię, że to nie była najlepsza noc w moim życiu, tylko że się nie wyspałem. Myślałem już, że Bella nigdy nie przestanie, tyle nadawała. Skrzywiłam się, zachodząc w głowę, co też mogłam wygadywać przez sen. Na samą myśl o niektórych możliwościach przechodziły mnie ciarki. - -Cieszę się, że ci się podobało - oświadczył Edward. Jacob otworzył oczy.
- A tobie nie? - spytał ze złośliwym uśmieszkiem.
- Najgorsza noc mojego życia to nie była, jeśli na to liczyłeś.
- Ale z pierwszej dziesiątki już tak, co? W zadowoleniu mojego przyjaciela było coś perwersyjnego.
- Być może. Usatysfakcjonowany Jacob przymknął powieki. - Jednakże - ciągnął Edward - gdybym mógł zamienić się wczoraj z tobą miejscami, nie byłaby to, bynajmniej, jedna z dziesięciu najlepszych nocy w moim życiu''

''- Trzymamy się razem. Choćby nie wiem co.
- Choćby nie wiem co - powtórzył ze ściśniętym gardłem.
- Ja też się o nich strasznie boję.
- Wiedzą, jak o siebie zadbać - pocieszył mnie, starając się lepiej panować nad brzmieniem swojego głosu. - Zły jestem tylko, że omija mnie cała zabawa.
Zabawa. Jazda. Zjeżyłam się. Objął mnie ramieniem.''

''- Chcesz, to odwrócę twoją uwagę od tego, co tam się będzie działo.
Przesunął zimnym opuszkiem palca po moim policzku. Zadrżałam odruchowo - poranek był, mimo wszystko, dość chłodny.''


''- Mógłbyś mi, na przykład, opowiedzieć o dziesięciu najlepszych nocach w swoim życiu. Jestem ich bardzo ciekawa.
Parsknął śmiechem.
- Spróbuj sama zgadnąć.
Pokręciłam głową.
- O zbyt wielu nic mi nie wiadomo. Zanim się spotkaliśmy, żyłeś sto lat.
- No to uściślę, że wszystkie wydarzyły się po tym, jak cię spotkałem.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Te, które wcześniej uważałem za najlepsze, nie mogły się im równać.
Zamyśliłam się na chwilę.
- Do głowy przychodzą mi tylko moje własne.
- Może to te same - zachęcił mnie.
- No to, oczywiście, ta pierwsza. Pierwszy raz, kiedy byłeś przy mnie, gdy spałam.
- Tak, ta też jest na mojej liście. Tyle że ty, oczywiście, byłaś nieprzytomna.
- Racja. I mówiłam przez sen.
- Mówiłaś - potwierdził.
- A jaka jest twoja druga najlepsza noc? - wrócił do tematu.
- Powrót do domu z Włoch. Edward ściągnął brwi.
- Nie jest na twojej liście? - zdziwiłam się.
- Nie, nie, owszem, ale zaskoczyło mnie to, że i ty ją wybrałaś. O ile dobrze pamiętam, byłaś przekonana, że kierują mną wyłącznie wyrzuty sumienia i dam drapaka, gdy tylko samolot wyląduje.
- Zgadza się. - Uśmiechnęłam się. - Ale przynajmniej byłeś przy mnie.
Pocałował moją głowę.
- Kochasz mnie bardziej, niż na to zasługuję.
Rozbawił mnie tym bzdurnym stwierdzeniem.
- A trzecia byłaby pierwsza noc po powrocie z Wioch - kontynuowałam Tak, moja też. Byłaś taka zabawna.
- Zabawna? - obruszyłam się.
- Nie miałem pojęcia, że miewasz takie realistyczne sny. Musiałem cię przekonywać całą wieczność, żebyś uwierzyła mi, że nie śpisz.
- Do dzisiaj nie jestem tego taka pewna - przyznałam. - Zawsze wydawałeś mi się zbyt idealny, żeby być prawdziwy. Teraz twoja kolej. Zgadłam twoje pierwsze miejsce?
- Nie, na pierwszym jest przedwczorajsza, kiedy zgodziłaś się wreszcie za mnie wyjść.
Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Co, sama nie brałaś jej pod uwagę?
Pomyślałam o tym, jak mnie wtedy całowali i co osiągnęłam - zmieniłam więc zdanie.
- No, niech będzie. Ale z licznymi zastrzeżeniami. Nie rozumiem, dlaczego to moje przyrzeczenie jest dla ciebie takie ważne. Przecież i tak nigdy cię nie opuszczę.
- Wytłumaczę ci za sto lat, kiedy będziesz w stanie spojrzeć na to z innej perspektywy i należycie docenić moją odpowiedź.
- No to się przypomnę - za sto lat, tak?''

---------- Dopisano o 17:02 ---------- Poprzedni post napisano o 17:00 ----------

''Zarumieniłam się, bo znowu zaczęłam się zastanawiać, co mogłam powiedzieć, śpiąc wtulona w Jacoba. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, co mi się śniło ani czy w ogóle coś mi śniło, więc nie miałam jak tego wydedukować.
- Co wygadywałam przez sen dzisiaj w nocy? - wyszeptałam nieśmiało.
Wzruszył tylko ramionami. Skrzywiłam się.
- Aż tak było źle?
- Nie, nie. - Westchnął.
- Powiedz mi, proszę.
- Głównie powtarzałaś moje imię, jak ci się to często zdarza.
- No to ujdzie - przyznałam, mając się jednak na baczności.
- Ale pod koniec zaczęłaś mamrotać coś w rodzaju „Och, Jacob. Gdzie jest mój Jacob”. - Edward mówił szeptem, ale i tak słyszałam w jego głosie ból. - Cóż, twój Jacob był wniebowzięty. Wyciągnęłam szyję, żeby móc pocałować go w krawędź szczęki. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy, bo wpatrywał się w sufit namiotu.
- Wybacz - powiedziałam. - Tak ich sobie rozróżniam.
- Kogo rozróżniasz?
- Doktora Jekylla i pana Hyde'a - wyjaśniłam. - Jest dwóch Jacobów: „mój” Jacob, ten, którego lubię, i ten drugi, który doprowadza mnie do szalu.
- No tak. - Chyba podniosłam go nieco na duchu.''

''Panującą wokół ciszę rozdarło ogłuszające wycie. Zwierzęcy jęk bólu odbił się rykoszetem od nagich skal wzniesienia, przez co, zwielokrotniony, doszedł nas ze wszystkich stron. Przez mój umysł przetoczył się jak tornado. Był niesamowity i zarazem znajomy: niesamowity, bo nigdy wcześniej nie słyszałam tak rozpaczającej żywej istoty, znajomy, ponieważ od razu ją rozpoznałam - nie tylko rozpoznałam, ale i zrozumiałam doskonale, co w tej chwili przeżywała. To, że Jacob nie był człowiekiem, kiedy zawył, nie miało żadnego znaczenia. Żaden tłumacz nie był mi potrzebny.
Jacob był w pobliżu. Słyszał każde słowo z naszej rozmowy. I teraz niewyobrażalnie cierpiał.
Ryk przeszedł w coś, co można było określić na wyrost jako stłumione łkanie, a potem mój przyjaciel zamilkł.''


''- Ponieważ twój przenośny grzejnik doszedł do wniosku, że więcej nie wytrzyma - odpowiedział mi z opóźnieniem Edward. - I po naszym przymierzu - dodał tak cicho, że nie byłam pewna czy naprawdę powiedział właśnie to.
- Jacob nas słuchał - szepnęłam.
Nie było to pytanie.
- Tak.
- I wiedziałeś o tym.
- Tak.
Wpatrywałam się w ścianę namiotu niewidzącymi oczami.
- Nigdy nie obiecywałem, że będę walczył o ciebie fair - przypomniał mi. - Zasłużył sobie na to, żeby wiedzieć.
Ukryłam twarz w dłoniach.
- Zła jesteś na mnie? - spytał.
- Na ciebie nie. To swoim zachowaniem jestem przerażona.
- Nie zadręczaj się - poprosił.
- Tak - powiedziałam z sarkazmem. - Powinnam oszczędzał siły, żeby móc mu jeszcze jakoś dołożyć. Niech się zupełnie załamie.
- Wiedział, co robi.
- A co to ma do rzeczy? - Mruganiem powstrzymywałam falę łez i było to doskonale słychać w moim głosie. - Myślisz, że obchodzi mnie to, czy jest w tym jakaś sprawiedliwość, albo czy do statecznie dużo razy go ostrzegliśmy? Ja mu sprawiam ból. Star czy, że otworzę usta i bach, znowu go ranie. - Mówiłam córa: głośniej, coraz bardziej histerycznie. - Jestem okropna.
Przytulił mnie do siebie.
- Wcale nie.
- Jestem, jestem! Co jest ze mną nie tak? - Usiłowałam się wyrwać z jego objęć, więc mnie puścił. - Muszę go znaleźć.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:02   #4341
kochaam
Wtajemniczenie
 
Avatar kochaam
 
Zarejestrowany: 2009-04
Lokalizacja: tam gdzie jest szczęście :*
Wiadomości: 2 490
GG do kochaam
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Liquidgold tylko zaznacz które ode mnie
[żarcik]
__________________


Poznaje na nowo siebie
Znowu zapuszczam włosy
Nadaje na innych częstotliwościach
kochaam jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:09   #4342
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- Ponieważ twój przenośny grzejnik doszedł do wniosku, że więcej nie wytrzyma - odpowiedział mi z opóźnieniem Edward. - I po naszym przymierzu - dodał tak cicho, że nie byłam pewna czy naprawdę powiedział właśnie to.
- Jacob nas słuchał - szepnęłam.
Nie było to pytanie.
- Tak.
- I wiedziałeś o tym.
- Tak.
Wpatrywałam się w ścianę namiotu niewidzącymi oczami.
- Nigdy nie obiecywałem, że będę walczył o ciebie fair - przypomniał mi. - Zasłużył sobie na to, żeby wiedzieć.
Ukryłam twarz w dłoniach.
- Zła jesteś na mnie? - spytał.
- Na ciebie nie. To swoim zachowaniem jestem przerażona.
- Nie zadręczaj się - poprosił.
- Tak - powiedziałam z sarkazmem. - Powinnam oszczędzał siły, żeby móc mu jeszcze jakoś dołożyć. Niech się zupełnie załamie.
- Wiedział, co robi.
- A co to ma do rzeczy? - Mruganiem powstrzymywałam falę łez i było to doskonale słychać w moim głosie. - Myślisz, że obchodzi mnie to, czy jest w tym jakaś sprawiedliwość, albo czy do statecznie dużo razy go ostrzegliśmy? Ja mu sprawiam ból. Star czy, że otworzę usta i bach, znowu go ranie. - Mówiłam córa: głośniej, coraz bardziej histerycznie. - Jestem okropna.
Przytulił mnie do siebie.
- Wcale nie.
- Jestem, jestem! Co jest ze mną nie tak? - Usiłowałam się wyrwać z jego objęć, więc mnie puścił. - Muszę go znaleźć.''
''- Przepraszam, Bello - szepnął. - Przepraszam za to, co zrobiłem.
- Nic nie zrobiłeś. To moja wina. To ja wszystko schrzaniłam. Mogłam... Kiedy Jacob... Nie powinnam...
Rozszlochałam się bezsilnie.
- Powinnam była... powiedzieć mu... powinnam była... powiedzieć...
Co? Jakimi słowami bym to naprawiła?
- To straszne, że... że właśnie tak się o tym dowiedział...''


''Przypominałam Cathy, bohaterkę Wichrowych Wzgórz, z tym, że znajdowałam się w o niebo lepszej sytuacji, bo żaden z moich dwóch mężczyzn nie był ani niegodziwcem, ani safandułą. Siedziałam, zalewając się łzami i nie robiąc nic produktywnego, żeby zaradzić swoim problemom. Cała Cathy.''


''Musiałam pozbyć się tego irracjonalnego poczucia, że moja przyjaźń z Jacobem stanowiła nierozerwalną cześć mojego życia. Jacob nie mógł być „moim” Jacobem, nie mógł do mnie „należeć”, skoro ja należałam do kogoś innego.''


''Wzdłuż kręgosłupa ściekła mi chłodna stróżka potu. Co, jeśli już się zaczęło? Jeśli Jacob i Edward dotarli prawie do polany? Jeśli Edward zdecydował się jednak dołączyć do walczących?''


''Strach ścisnął mi gardło. A może Seth zaniepokoił się z zupełnie innych powodów? Może pisnął przecząco? Co, jeśli w tej chwili, gdzieś w głębi lasu, Edward i Jacob nie rozmawiali z sobą, ale z sobą walczyli? Nie, chyba nie byliby do tego zdolni, prawda?''


''Przeszedł mnie zimny dreszcz, bo zdałam sobie sprawę, że to jak najbardziej możliwe - wystarczyło, że jeden z nich źle dobrał słowa.
Przypomniało mi się, co wydarzyło się rano w namiocie, i pomyślałam, że chyba przeceniałam ich opanowanie.''


''Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że zasłużyłam sobie na to, gdybym miała stracić ich obu.
Wokół mojego serca stężała warstwa lodu.''


''- Pojawiły się pewne komplikacje - powiedział, kontrolując swój ton. - Wezmę teraz Setha na bok i spróbuję wszystko wy prostować. Nie odejdę daleko, ale nie będę też podsłuchiwał. Wiem, że nie chcesz publiczności, niezależnie od tego, co postanowisz.
Tylko pod sam koniec w jego głosie dało się słyszeć ból.
Nie mogłam go już nigdy zranić - taka miała być moja życiowa misja. Nigdy więcej nie miałam przyczynić się do tego, żeby patrzył na mnie w ten sposób.
Byłam zbyt przybita, żeby spytać, co to za nowe komplikacje. Dość już miałam na głowie.
- Wracaj szybko - wyszeptałam.
Pocałował mnie delikatnie w usta, po czym zniknął w lesie z Sethem u boku.''


''- Przepraszam, że jestem taka okropna - szepnęłam. - Przepraszam, że byłam taka samolubna. Najlepiej byłoby, gdybyśmy nigdy się nie poznali, bo wtedy nikt by cię tyle razy nie zranił. Ale z tym już koniec, obiecuję. Będę się trzymać od ciebie z daleka. Wyprowadzę się do innego stanu. Nie będziesz mnie już musiał więcej oglądać.
- To nie za bardzo przeprosiny - stwierdził gorzko.
- To doradź mi, jak to zrobić, jak należy.
- A co, jeśli nie chcę, żebyś wyjechała? Co, jeśli wolałbym, żebyś została, choćby i samolubna? Czy nie mam nic do powiedzenia, skoro o moje dobro tu chodzi?
- Tak nie można, Jacob. Źle postąpiłam, że nie pożegnałam się z tobą grzecznie, gdy tylko dowiedziałam się, że przyjaźń ci nie wystarcza. To będzie droga przez mękę. W kółko będę ci sprawiać ból. Nie chcę już cię więcej ranić. Nienawidzę siebie za to.
Mój głos zadrżał i przeszedł w dyszkant. Jacob westchnął.
- Nie musisz mówić nic więcej. Rozumiem.''

---------- Dopisano o 17:09 ---------- Poprzedni post napisano o 17:08 ----------

''
''- Nie tylko ty jesteś zdolna do poświęcenia - oświadczył z uczuciem. - Ja też mogę włączyć się do tej gry.
- Co takiego?
- Sam zachowywałem się nieraz po chamsku. Komplikowałem, zamiast ułatwiać. Mogłem odejść z honorem już na samym początku, a tak też cię raniłem.
- Ale z mojej winy.
- Bella, nie pozwolę ci wziąć wszystkiego na siebie - ani całej winy, ani całej chwały. Wiem, jak odkupić swoje grzechy.
- Odkupić swoje grzechy?
Dziwny błysk w jego oczach zaniepokoił mnie na żarty. Jacob zerknął na słońce, a potem posłał mi pogodny uśmiech.
- Szykuje się niezła bitwa. Nie sądzę, żebym miał kłopot z opuszczeniem tej bajki.
Jego słowa zatopiły się w mój mózg, jedno po drugim, zapierając mi dech w piersiach. Pomimo że planowałam usunąć Jacoba z mojego życia, nie brałam pod uwagę, że może potraktować moją propozycję aż tak dosłownie.
- O Boże, Jake - wykrztusiłam. Zaczęły mi się trząść kolana. - Chyba nie mówisz poważnie. Nie rób tego, opamiętaj się, błagam.
- A co za różnica? Tak będzie dla wszystkich najwygodniej. Nie będziesz się musiała wyprowadzać...
- Przestań! - krzyknęłam. - Nie, nie możesz...
- A jak mnie powstrzymasz? - zadrwił, uśmiechając się, żeby złagodzić swój ton.
Gdybym była w stanie się ruszyć, padłabym przed nim na kolana.
- Jacob, błagam, zostań.
- Daj spokój z tym swoim „zostań”. Najpierw ominie mnie cała zabawa, a jak tylko dojdziesz do wniosku, że jestem już bezpieczny, to zaraz się zmyjesz ze swoją pijawką. Mam zostać? Chyba żartujesz.
- Nie zmyję się. Zmieniłam zdanie. Coś razem wymyślimy. Osiągniemy kompromis. Nie idź tam, proszę!
- Kłamiesz.
- Nie kłamię. Wiesz, że jestem w tym beznadziejna. Popatrz mi prosto w oczy. Jeśli zostaniesz, to ja też zostanę.
Twarz mu stężała.
- I będę mógł być świadkiem na waszym ślubie?
Na moment zaniemówiłam, a kiedy odzyskałam władzę nad językiem, potrafiłam udzielić mu tylko jednej odpowiedzi:
- Proszę.
- Tak myślałem.
Jego rysy się wygładziły, tylko w oczach płonął wciąż ogień.
- Kocham cię - powiedział cicho.
- Ja też cię kocham. Uśmiechnął się.
- Wiem o tym lepiej od ciebie. Odwrócił się, żeby odejść.
- Zaczekaj - zawołałam za nim zduszonym głosem. - Spełnię każde twoje życzenie. Tylko tego nie rób.
Zatrzymał się i powoli zwrócił do mnie przodem.
- Nie wierzę, że każde.
- Zostań - jęknęłam.
Pokręcił głową.
- Nie. Idę. - Zamyślił się, jakby podejmował jakąś decyzję. - Ale mogę zostawić to losowi.
- Co zostawić?
- Nie muszę się celowo narażać na niebezpieczeństwo - mogę po prostu dać z siebie wszystko i zobaczyć, co się stanie. - Wzruszył ramionami. - Jeśli przekonałabyś mnie, że naprawdę chcesz, żebym wrócił...
- Jak mam to zrobić?
- Mogłabyś mnie poprosić.
- Wróć - wyszeptałam. Jak mógł wątpić w to, że mówiłam serio?
- Pocałuj mnie, proszę.
Zaskoczony, otworzył szerzej oczy, ale zaraz ściągnął podejrzliwie brwi.
- Nabijasz się ze mnie.
- Pocałuj mnie. Pocałuj mnie na pożegnanie, idź i wróć.
Zawahał się. Walczył teraz sam ze sobą. Wykręcił tułów, żeby zerknąć sobie przez ramię na zachód, nie odrywając przy tym stóp od podłoża, a potem, rozluźniwszy szyję, ale wciąż na mnie nie patrząc, zrobił niepewnie krok w moim kierunku - jeden, drugi... Spojrzał na mnie. W jego oczach było widać, że targają nim wątpliwości. Nie zdawałam sobie sprawy, jaką sama miałam minę.
Przeniósł ciężar ciała z pięt na palce i ruszył do przodu. Żeby pokonać dzielące nas metry, wystarczyły mu trzy susy.
Wiedziałam, że wykorzysta tę okazję do maksimum
- niczego innego się nie spodziewałam. Zwiesiłam luźno ręce, zamknęłam oczy, zwinęłam palce w pięści i znieruchomiałam.
Ujął moją twarz w obie dłonie, a jego usta odszukały mojej z żarliwością, której niedaleko było do brutalności. Wyczulam, że, rozgniewał się, kiedy natrafił na mój bierny opór. Jedną dłoń przesunął mi na kark i wplótłszy palce w moje włosy, zacisnął je tuż j przy skórze, a drugą schwycił mnie mocno za ramię, aż na moment straciłam równowagę. Przyciągnął mnie do siebie. Dłoń z ramienia przesunęła się ku nadgarstkowi i szarpnięciem zmusiła mnie, żebym objęła go za szyję. Cały ten czas zapamiętale mnie całował, usiłując wykrzesać ze mnie, choć odrobinę entuzjazmu. Nie byłam przyzwyczajona do tak miękkich i ciepłych warg.
Zyskawszy pewność, że się nie odsunę, puścił mój nadgarstek i uwolnioną ręką zawędrował w okolice mojej talii, gdzie rozogniona dłoń odnalazła w plecach zagłębienie na linii bioder. Pchnięta do przodu, wygięłam się w łuk, po czym przywarłam Jacoba całym ciałem.
Jego usta oderwały się od moich, ale wiedziałam, że do końca jeszcze daleko. Wpierw przeniósł się na skraj mojego policzka, a potem podążył w dół szyi. Wyplątane z włosów palce sięgnęły po mój drugi nadgarstek, żebym przytuliła go obiema rękami.
Kiedy trzymał mnie już oburącz w pasie, jego wargi znalazły się koło mojej skroni.
- Za dużo myślisz - szepnął ochryple. - Stać cię na więcej.
Zadrżałam, bo musnął zębami płatek mojego ucha.
- Tak lepiej - zamruczał. - Daj się nareszcie ponieść emocjom.
Odruchowo pokręciłam głową, ale zatrzymał mnie, chwyciwszy mnie znowu za włosy. Ton głosu zmienił na zjadliwy:
- Jesteś pewna, że chcesz, żebym wrócił? A może tak naprawdę wolałabyś, żebym zginął?
Gniew rozlał się po mnie z taką siłą, jakbym dopiero, co dostała w twarz. Tego było za wiele - nie przestrzegał żadnych zasad.
Koniec dobroci dla zwierząt! Ignorując ból przeszywający moją prawą dłoń, złapałam obiema rękoma tyle kruczoczarnych włosów, ile tylko mieściło mi się w garściach, i spróbowałam go od siebie odciągnąć.
Tyle, że mylnie to zinterpretował.
Był zbyt wytrzymały, żeby zorientować się, że chcę sprawić mu ból i tym samym powstrzymać. Moje rozeźlenie wziął za objaw namiętności. Pomyślał, że oto w końcu odpowiadam na jego pieszczoty.
Dysząc ciężko, wpił się znowu w moje wargi, a palce zacisnął mi jeszcze mocniej w talii.
Jeśli mój wcześniejszy przypływ gniewu rozluźnił i tak już słaby chwyt, którym czepiałam się samokontroli, to niespodziewany odzew Jacoba na moje domniemane podniecenie wytrącił mi ją z rąk. Gdybym wyczuła jedynie, że triumfuję, być może mogłabym mu się oprzeć, ale bezbronność kryjąca się za tym wybuchem niekłamanej radości zupełnie przygasiła moją determinację. Mózg odłączył mi się od ciała i ani się obejrzałam, całowałam Jacoba z taką samą gorliwością, co on mnie. Wbrew wszystkiemu, moje wargi złapały ten sam rytm, by wypróbowywać nieznane sobie ewolucje. Nie musiałam przy nim na nic uważać, a on z pewnością na nic nie uważał przy mnie.
Złapałam go mocniej za włosy, ale tym razem po to, żeby przyciągnąć go bliżej do siebie.
Był wszędzie. Padające na nas ostre słońce zabarwiło przestrzeń pod moimi powiekami na czerwono i kolor ten idealnie pasował do tego, co się pomiędzy nami działo. Zrobiło mi się okropnie gorąco. Widziałam, słyszałam i dotykałam tylko jego.
Jeden jedyny skrawek mojego mózgu, w którym ostały się resztki rozsądku, bombardował mnie pytaniami.
Dlaczego tego nie przerywałam? Dlaczego, co gorsza, nawet nie chciałam tego przerywać? Dlaczego czepiałam się tak kurczowo jego ramion i podobało mi się to, że są szerokie i umięśnione? Dlaczego, przywierając do niego ściśle całym ciałem, uważałam, że to jeszcze nie dość blisko?
Były to głupie pytania, bo znałam na nie odpowiedź: oszukiwał tam do tej pory samą siebie.
Jacob miał rację. Miał rację od samego początku. Był dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. To, dlatego nie sposób było mi się z nim rozstać - ponieważ byłam w nim zakochana. Byłam zakochana w nich obu. Kochałam go, kochałam o wiele bardziej, niż powinnam była, a mimo to nadal nie dość mocno. Byłam w nim zakochana, ale to nie wystarczało, by cokolwiek zmienić - ta miłość mogła nas tylko co najwyżej jeszcze bardziej zranić. Zranić go jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek byłabym w stanie.
Tylko to mnie obchodziło - to, czy go znowu nie skrzywdzę. Ja sama na wszystko to, co to uczucie miało mi przynieść, zasłużyłam. Miałam nadzieję, że wiele wycierpię.
Czułam w tym momencie, jakbyśmy byli jedną osobą. Jego ból od zawsze był moim bólem, ale teraz i jego radość była moją radością. Tyle że była to radość przemieszana właśnie z cierpieniem. Niemalże namacalne, niczym kwas piekło moją skórę powolną torturą.
Przez jedną krótką, niekończącą się chwilę pod powiekami moich załzawionych oczu ukazała się zupełnie inna wizja przyszłości niż ta, którą dotąd pielęgnowałam. Patrząc jak gdyby przez filtr myśli Jacoba, zobaczyłam dokładnie, z czego zamierzałam zrezygnować, przed czego utratą ta nowo zdobyta wiedza nie miała mnie uratować. Zobaczyłam dziwny kolaż, na który składali się Charlie i Renee wraz z Billym, Samem i La Push. Zobaczyłam, jak mijają lata, lata, które coś znaczyły, które coś we mnie zmieniały. Zobaczyłam olbrzymiego rdzawobrązowego wilka, którego kochałam i który zawsze stał na straży, gotowy mnie chronić. Przez ułamek sekundy mignęła mi też dwójka kilkuletnich czarnowłosych dzieci, które, oderwawszy się od moich nóg, biegły w kierunku znajomego mi lasu. Znikając, zabrały z sobą i wszystko inne.
A potem, całkiem wyraźnie, poczułam, że moje serce rozszczepia się wzdłuż dzielącej go bruzdy i od jego wnętrza odłącza się jakaś jego mniejsza część.
Usta Jacoba znieruchomiały przed moimi. Kiedy otworzyłam oczy, wpatrywał się we mnie oszołomiony i uradowany.
- Muszę już iść - szepnął.
- Nie odchodź.
Uśmiechnął się - moja odpowiedź sprawiła mu przyjemność.
- Wrócę szybko - przyrzekł. - Ale najpierw...
Pochylił się, żeby znowu mnie pocałować. Nie miałam powodu się przed tym bronić. Jaki miałoby to sens?
Tym razem było inaczej. Jego dłonie spoczęły miękko na moich policzkach, a wargi przemieszczały się niespodziewanie delikatnie, niemal z wahaniem. Był to pocałunek bardzo krótki i bardzo, bardzo słodki.
Jacob otoczył mnie ramionami i mocno uściskał, szepcząc mi do ucha:
- To taki powinien być nasz pierwszy raz. Lepiej późno niż wcale.
Przy jego piersi, tam, gdzie nie sięgał jego wzrok, łzy przelały się ponad kącikami moich oczu i pociekły mi po policzkach.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:18   #4343
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''Nie ostrzegł mnie żaden dźwięk - poczułam nagle, że chłodna dłoń Edwarda głaszcze mnie po skołtunionych włosach. Zżerana przez wyrzuty sumienia, zadrżałam pod jego dotykiem.''


''- Nic ci nie jest? - spytał z troską.
- Nie. Chcę umrzeć.
- Nigdy na to nie pozwolę. Jęknęłam głośno.
- Być może zaraz zmienisz zdanie.
Edward zamilkł na dłuższy moment.
- Och - wyrwało mu się w końcu.
Usłyszawszy ton jego głosu, pożałowałam gorzko, że lawina się spóźniała. Zerknęłam na niego. Tak jak się tego spodziewałam, miał nieobecny wzrok, bo słuchał relacji z czegoś, czego wstydziłam się tak bardzo, że najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Na powrót ukryłam twarz w śpiworze.
- A sądziłem, że to ja stosuję niedozwolone chwyty - powiedział z podziwem zmieszanym z odrazą. - Przy nim to ja jestem święty. - Pogłaskał mnie po fragmencie policzka nie przykrytym materiałem. - Nie jestem na ciebie zły, kochanie. Jacob jest bardziej przebiegły, niż przypuszczałem. Żałuję tylko, że sama go poprosiłaś.
- Edward... - szepnęłam w szorstki nylon. - Tak mi... Nie wiem...
- Cii. - Znowu mnie pogłaskał, kojąc moje stargane nerwy. - Nie to miałem na myśli. I tak by cię pocałował, nawet gdybyś nie połknęła haczyka, tyle, że tak nie mam wymówki, żeby móc mu złamać szczękę. A sprawiłoby mi to ogromną przyjemność.
- Gdybym nie połknęła haczyka? - powtórzyłam z niedowierzaniem.
- Bello, naprawdę uwierzyłaś, że jest taki szlachetny? Że odszedłby w blasku chwały, dobrowolnie robiąc dla mnie miejsce?
Uniosłam powoli głowę i spojrzałam Edwardowi prosto w oczy. Dostrzegłam w nich jedynie wyrozumiałość i cierpliwość, a nie wstręt, na który sobie zasłużyłam.
- Tak, uwierzyłam mu - przyznałam, uciekając wzrokiem w bok.
Nie byłam nawet na Jacoba wściekła - w moim ciele nie było już miejsca na więcej nienawiści prócz tej, którą czułam do samej siebie. Edward znowu cicho się zaśmiał.
- Taki kiepski z ciebie kłamca, że dajesz się nabrać każdemu, kto jest choć odrobinę bardziej uzdolniony.
- Dlaczego nie jesteś na mnie zły? - zaprotestowałam. - Dlaczego mnie nie nienawidzisz? A może jeszcze nie wysłuchałeś tej historii do końca?
- Myślę, że poznałem już wystarczająco dużo szczegółów - stwierdził pogodnie. - Jacob tworzy bardzo wyraziste obrazy mentalne. Współczuję pozostałym członkom sfory niemal tak bardzo, jak sobie. Biednego Setha aż zemdliło. Ale Sam wziął już Jacoba w obroty i chłopak ma teraz co innego na głowie.''

---------- Dopisano o 17:15 ---------- Poprzedni post napisano o 17:12 ----------

''- Jesteś tylko człowiekiem - szepnął Edward, znów mnie głaszcząc.
- To najbardziej żałosna linia obrony, jaką w życiu słyszałam.
- Jesteś człowiekiem i Jacob też nim jest, chociaż bardzo chciałbym, żeby było inaczej. I to, zrozum, w wielu aspektach życia daje mu nade mną przewagę, której nie jestem w stanie nad nim zyskać.''


''- Kochasz go - przypomniał mi łagodnie.
Każda komórka w moim ciele rwała się do tego, by móc temu zaprzeczyć.
- Ale ciebie bardziej - wykrztusiłam.
Jeśli chciałam być szczera, nie mogłam mu zaoferować nic lepszego.
- To też wiem. Ale... kiedy cię opuściłem, Bello, zostawiłem cię z otwartą, krwawiącą raną. To Jacobowi udało się ją zszyć. I po tej operacji pozostał ślad - u was obojga. Nie jestem pewien, czy to taki rodzaj szwów, które z czasem same się rozpuszczają. Nie winię żadnego z was za to, co sam wymusiłem. Mój postępek może mi wybaczono, ale to nie oznacza jeszcze, że nie miały dosięgnąć mnie jego konsekwencje.
- Powinnam była się domyślić, że wynajdziesz jakiś sposób na to, żeby móc próbować wziąć winę na siebie. Proszę, przestań. To nie do zniesienia.''


''- Chcę, żebyś wykrzyczał mi w twarz wszystkie wyzwiska, jakie ci tylko przyjdą do głowy, w każdym języku, który znasz. Chcę, żebyś powiedział mi, że się mnie brzydzisz i że chcesz mnie rzucić, a ja padnę ci do stóp i będę się czołgać, i błagać cię, żebyś został.
Westchnął.
- Wybacz, ale nie spełnię twojej prośby.
- To przynajmniej przestań mnie pocieszać. Pozwól mi cierpieć. Zasłużyłam sobie na to.
- Nie ma mowy.
Pokiwałam głową.
- Wiesz co, masz rację. Bądź dalej taki miły. Tak chyba jest jeszcze gorzej.''


''-...Akurat tyle, żebym mógł coś jeszcze dodać...
Czekałam na to, co powie. Jego głos przeszedł w szept:
- W odróżnieniu od Jacoba, ja potrafię być szlachetny, Bello. Nie zamierzam zmuszać cię do tego, żeby wybierała pomiędzy nami dwoma. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Weź ze mnie, co tylko chcesz, albo i nie, jeśli tylko taka jest twoja wola. Nie czuj się do niczego wobec mnie zobowiązana, kiedy będziesz podejmować decyzję. Odepchnęłam się od podłogi, żeby jak najszybciej przybrać pozycję siedzącą.
- Do jasnej cholery, przestań! - wrzasnęłam.
Otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Nie rozumiesz mnie. Nie próbuję ciebie pocieszyć - naprawdę, mówię po prostu to, co myślę.
- Wiem - jęknęłam. - Tylko, co z walką o mnie? Nie gadaj mi tu o szlachetnym poświęcaniu się, tylko walcz!
- Jak? - spytał. Smutek zmienił jego oczy w oczy starca.
Wdrapałam mu się na kolana i objęłam go ramionami.
- Nie obchodzi mnie to, że jest zimno. Nie obchodzi mnie to, że cuchnę jak pies. Spraw, żebym zapomniała, jaka jestem okropna. Żebym zapomniała o nim. Żebym zapomniała, jak się nazywam. Zawalcz o mnie!
Nie czekałam, aż coś postanowi - ani aż mnie odepchnie, mówiąc, że nie jest zainteresowany takim okrutnym, nielojalnym potworem jak ja. Przywarłam do niego i przycisnęłam łapczywie swoje usta do jego chłodnych warg.
- Ostrożnie, skarbie - mruknął, wymykając mi się.
- Żadnego ostrożnie.
Odsunął mnie od siebie delikatnie o kilkanaście centymetrów.
- Nie musisz mi niczego udowadniać.
- Nie staram ci się niczego udowodnić. Powiedziałeś, że mogę wziąć z ciebie, co tylko chcę, to biorę. To właśnie to, czego chcę.
Objąwszy go za szyję, spróbowałam dosięgnąć jego ust. Schylił się, żeby mi to ułatwić, ale moje rosnące zniecierpliwienie sprawiło, że wciąż miał się na baczności. Moje ciało zdradzało moje intencje.''

---------- Dopisano o 17:16 ---------- Poprzedni post napisano o 17:15 ----------

''- Dlaczego? - spytałam zrzędliwym tonem, ale opuściłam ręce.
Skoro zamierzał być rozsądny, nie było sensu się z nim kłócić.
- Przede wszystkim jest naprawdę zimno.
Podniósł śpiwór i owinął go wokół mnie jak koc.
- Nieprawda. Przede wszystkim to, jak na wampira, masz obsesję na punkcie moralności.
Zaśmiał się.
- Niech ci będzie, przyznaję się bez bicia: chłód jest u mnie na drugim miejscu. A po trzecie... cóż, jak sama zauważyłaś, okropnie cuchniesz.
Zmarszczył nos. Westchnęłam.
- Po czwarte - zamruczał mi do ucha - obiecałem ci, że spróbujemy, i nie złamię danego ci słowa, ale wolałbym, żeby nie do szło do tego tylko dlatego, że chcesz odreagować Jacoba Blacka. Krzywiąc się, wtuliłam twarz w jego ramię. - A po piąte...
- Coś długa ta lista.
Uśmiechnął się.
- To już ostatni punkt. Chyba chcesz podsłuchiwać, co się dzieje na polanie, prawda?''

---------- Dopisano o 17:18 ---------- Poprzedni post napisano o 17:16 ----------

''- Nowonarodzeni dotarli do końca szlaku - poszli jak po sznurku, ten Jasper to geniusz - i złapali trop tych, co są na pola nie, więc rozdzielają się teraz na dwa oddziały, tak jak to przewidziała Alice.
Edward był teraz myślami daleko stąd, dosłownie.
- Sam prowadzi nas okrężną drogą na spotkanie z tymi, co mają być posiłkami dla pierwszej grupy - dodał.
Był już tak skupiony na tym, w co się wsłuchiwał, że bezwiednie przerzucił się na używaną przez sforę liczbę mnogą. Zerknął na mnie znienacka.
- Bello, bo się udusisz.
Posłuchałam go, ale przyszło mi to z trudem. Słyszałam, jak Seth dyszy ciężko tuż za ścianą namiotu i spróbowałam oddychać w jego tempie.
- Pierwszy oddział jest już na polanie. Słyszymy, jak walczą.
Zacisnęłam szczęki. Edward zaśmiał się.
- Słyszymy Emmetta - świetnie się bawi.
Zmusiłam się do wzięcia kolejnego oddechu równo z Sethem.
- Druga grupa już się szykuje - są podochoceni, jeszcze nas nie usłyszeli.
Warknął.
- Co? - wykrztusiłam.
- Rozmawiają o tobie. - Zazgrzytał zębami. - Mają dopilnować, żebyś się nie wymknęła... Świetne posunięcie, Leah! Mm, ta dziewczyna to ma refleks - zamruczał z aprobatą. - Jeden z nowonarodzonych nas wywęszył i Leah powaliła go, zanim jeszcze zdążył się obrócić. Sam pomaga jej z nim skończyć. Paul i Jacob dorwali następnego, ale pozostali są już bardziej uważni. Nie mają pojęcia, pod co nas podpiąć. Obie strony pozorują teraz ataki... Nie, niech Sam dowodzi. Nie wchodźcie im w drogę - mruknął. - Rozdzielcie ich - niech nie mogą chronić sobie nawzajem tyłów. Seth pisnął.
- Tak lepiej - ucieszył się Edward. - Zagońcie ich na polanę.''


''Zamrugałam, oślepiona jaskrawym światłem. Nie widziałam nic prócz Setha, którego pysk znajdował się zaledwie kilkanaście centymetrów od twarzy mojego ukochanego. Przez ciągnącą się w nieskończoność sekundę obaj patrzyli sobie w skupieniu prosto w oczy. Po sierści wilka tańczyły migoczące odblaski, bo skóra wampira skrzyła się w słońcu.
To dopiero minęły dwie sekundy? Zdawało mi się, że dwie godziny.
Świadomość, że na polanie wydarzyło się coś strasznego, wywołała u mnie mdłości. Otworzyłam usta, żeby rozkazać Edwardowi zanieść się tam, i to już. Potrzebowali go i potrzebowali mnie. Mogłam sobie rozciąć dowolną część ciała, żeby ich ocalić, proszę bardzo. Byłam gotowa nawet wykrwawić się na śmierć, jak trzecia żona. Nie miałam wprawdzie pod ręką srebrnego sztyletu, ale coś się miało wymyślić...''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:20   #4344
kochaam
Wtajemniczenie
 
Avatar kochaam
 
Zarejestrowany: 2009-04
Lokalizacja: tam gdzie jest szczęście :*
Wiadomości: 2 490
GG do kochaam
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

zostawiam was moje Intruzki
Alice znowu mnie gdzieś wyciąga
potem znowu spacerek z mym Edwardem [trzeba sie lepiej poznać]
bede późnym wieczorkiem
__________________


Poznaje na nowo siebie
Znowu zapuszczam włosy
Nadaje na innych częstotliwościach
kochaam jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:27   #4345
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''Kiedy oprzytomniałam, plecy miałam przyciśnięte do górującej nad obozowiskiem ściany skalnej, a Edward stał przede mną w pozie, która od razu rozpoznałam.
Po moim umyśle rozlała się ulga, ale jednocześnie żołądek podszedł mi do gardła.
Źle zinterpretowałam zachowanie swoich kompanów.
Ulga brała się stąd, że na polanie nie doszło jednak do niczego tragicznego.
A ewolucje żołądka stąd, że kryzys miał miejsce tutaj.
Pozycja, którą przybrał mój ukochany, była pozycją obronną. Ugięte nogi, uniesione nieco ręce - znałam ją aż za dobrze. Skała za moimi plecami mogła równie dobrze być starym ceglanym murem we włoskiej uliczce, do którego przywarłam zasłonięta przez Edwarda, kiedy przybyli zakapturzeni Volturi.
Zbliżał się ktoś, kto chciał nas zabić.
- Kto? - szepnęłam.
Odpowiedział mi zza zaciśniętych zębów zaskakująco głośnym warknięciem. Zbyt głośnym. Odgadłam, że jest już za późno, żeby się kryć. Złapano nas w pułapkę i było wszystko jedno, kto miał nas usłyszeć.
- Victoria. - Zabrzmiało to jak obelga. - Nie jest sama. Natrafiła na mój ślad, idąc za nowonarodzonymi, żeby przyjrzeć się, jak walczą - nigdy nie zamierzała do nich dołączyć. Podjęła spontaniczną decyzję, żeby mnie odnaleźć, domyślając się, że będziesz tam, gdzie ja.
Miała rację. I ty miałaś rację. To ona za wszystkim stoi.''


''Victoria.
Stała jakieś dwa metry od niego, nieco z tylu, i patrzyła prosto, na mnie.
Jej rude włosy, o bardziej nasyconej barwie, niż to zapamiętałam, przypominały języki ognia. Nie wiał wiatr, ale i tak wydawały się poruszać delikatnie, jakby były żywe.
Jej oczy były czarne z głodu. Nie uśmiechała się, jak to zawsze czyniła w moich snach, tylko zaciskała usta w cienką linię. W jej pozie było coś niespodziewanie kociego - przypominała lwicę gotującą się do skoku. Spojrzenie miała dzikie i niespokojne. Co jakiś czas zerkała na Edwarda, ale tylko po to, żeby sprawdzić, co ten robi - nie mogła oderwać ode mnie wzroku tak samo, jak ja nie mogłam oderwać wzroku od niej.''


''Była tak blisko spełnienia swoich marzeń - doprowadzenia do tego, na czym od ponad roku koncentrowała wszystkie swoje wysiłki.
Mojej śmierci.
Jej plan był równie oczywisty, co praktyczny. Blondyn miał zaatakować Edwarda, ona zaś, pozbywszy się mojego obrońcy, miała zająć się mną.
Żadne gierki czy tortury nie wchodziły w rachubę, nie było na to czasu. Zamierzała działać szybko, ale skutecznie - na tyle skutecznie, żeby nie można było mnie odratować. Nawet przy pomocy wampirzego jadu.
Kluczem było tu zniszczenie mojego serca. Może zamierzała wbić mi dłoń w klatkę piersiową i jednym ruchem je zgnieść? Nie miała zbyt dużego pola manewru, więc musiała planować coś w tym rodzaju.''

---------- Dopisano o 17:22 ---------- Poprzedni post napisano o 17:20 ----------

''- Riley - odezwał się Edward błagalnym tonem.
Blondyn zamarł, otwierając szeroko oczy.
- Riley, posłuchaj mnie - powiedział Edward. - Ona cię okłamuje. Okłamuje cię tak samo, jak wcześniej okłamała tych, którzy teraz giną na polanie. Dobrze wiesz, że ich oszukała, bo przecież sam na jej żądanie przyrzekłeś im, że ich nie zostawicie. Czy tak trudno uwierzyć, że i ciebie wykorzystuje?
Riley wyglądał na zdezorientowanego.
Mój ukochany przesunął się o kilka centymetrów w bok i chłopak odruchowo zrobił to samo.
- Ona cię wcale nie kocha - przekonywał Edward, hipnotyzująco aksamitnym głosem. - Nigdy cię nie kochała. Kochała niejakiego Jamesa, a ty jesteś jedynie narzędziem w jej rękach.
Na dźwięk imienia swojego partnera Victoria odsłoniła zęby w koszmarnym grymasie. Ani na moment nie spuszczała mnie z oczu. Blondyn rzucił jej pełne wątpliwości spojrzenie. Nie wiedział, co robić.
- Riley? - spytał Edward.
Chłopak mimowolnie na powrót skupił na nim uwagę.
- Ona wie, że cię zabiję, Riley. Chce, żebym cię zabił, bo wtedy nie będzie musiała dłużej grać. Tak - sam to zauważyłeś, prawda? Wyczytałeś w jej twarzy niechęć, wyłapałeś fałszywy ton w jej obietnicach. Miałeś rację. Nigdy cię nie pragnęła. Każdy jej pocałunek, każda jej pieszczota były kłamstwem.
Znowu się przemieścił, żeby znaleźć się jeszcze bliżej blondyna, a dalej ode mnie.
Victoria przeniosła wzrok na rosnącą pomiędzy nami dwojgiem odległość. Zabicie mnie miało zabrać jej ułamek sekundy, ale musiała mieć jeszcze szansę na ucieczkę.
Riley ponownie dostosował się do nowej pozycji Edwarda, jednak tym razem z pewnym opóźnieniem.
- Nie musisz ginąć - ciągnął mój ukochany, patrząc przeciwnikowi w oczy. - Można być jednym z nas i żyć inaczej, niż ona ci to pokazała. Nie trzeba mordować i kłamać. Możesz teraz po prostu odejść, Riley. Nie musisz umierać za jej łgarstwa.
Zrobił kolejny kroczek do przodu. Dzieliło nas już więcej niż trzydzieści centymetrów. Blondyn przesunął się tym razem o kawałek na zapas. Victoria przeniosła ciężar ciała z pięt na palce.
- Ostatnia szansa - szepnął Edward.
Chłopak zerknął z rozpaczą na swoją mentorkę, domagając się odpowiedzi.
- To on kłamie, Riley - przemówiła w końcu - Mówiłam ci o ich sztuczkach z czytaniem w myślach. Wiesz, że kocham tylko ciebie. Jej głos tak mnie zaskoczył, że rozdziawiłam usta. Nie był to, bynajmniej, drapieżny alt, jakiego się spodziewałam po jej minie i pozie, ale piskliwy sopran, jakby przedrzeźniała małe dziecko. Kojarzył mi się ze złotymi loczkami i różową gumą balonową. Jakim cudem coś takiego mogło dochodzić zza obnażonych zębów wampirzycy?
Riley zesztywniał. W jego oczach nie widać już było zdezorientowania czy podejrzliwości - nie było widać zupełnie nic. Chyba w ogóle przestał myśleć. Szykował się do ataku.''


''Wielki beżowy kształt przeleciał przez środek polanki i powalił Rileya na ziemię.
- Nie! - krzyknęła Victoria, jej dziecięcy głosik był pełen nie dowierzania.
Półtora metra ode mnie olbrzymi wilk, kłapiąc zębiskami, szarpał wijącego się pod nim wampira. Coś białego i twardego uderzyło o skałę u moich stóp. Cofnęłam się ze wstrętem.
Victoria nawet nie spojrzała na chłopaka, któremu chwilę wcześniej wyznawała miłość. Nadal świdrowała mnie wzrokiem. Była
tak poruszona tym, co się wydarzało, że wyglądała, jakby odchodziła od zmysłów.
- Nie - powtórzyła, kiedy Edward zaczął przemieszczać się w jej stronę, zasłaniając mnie swoim ciałem.
Riley był nieco sponiewierany, ale udało mu się podnieść i kopniakiem karateki trafić w bark Setha. Moich uszu doszedł chrzęst skruszonej kości. Wilk odskoczył w tył i zaczął okrążać blondyna, kulejąc, ten zaś obracał się powoli z otwartymi ramionami, gotowy zgnieść przeciwnika w śmiertelnym uścisku. Chyba brakowało mu kawałka jednej z dłoni...''

---------- Dopisano o 17:23 ---------- Poprzedni post napisano o 17:22 ----------

'Zaledwie kilka metrów od nich „tańczyła” druga para - Edward i Victoria. Ci się już nie okrążali, bo mój ukochany nie pozwalał wampirzycy się do mnie zbliżyć, więc przesuwała się tylko to w prawo, to w lewo, próbując go przechytrzyć. Idealnie skoncentrowany powtarzał po niej z gracją każdy ruch, a wreszcie zaczął ją o ułamek sekundy wyprzedzać, wychwytując z jej myśli intencje.''


''- Victorio, nie odchodź - zamruczał, używając tego samego hipnotyzującego tonu, co przy Rileyu. - Już nigdy nie będziesz miała takiej szansy.
Syknęła na niego, znowu obnażając zęby, ale najwyraźniej nie była w stanie mnie sobie odpuścić.
- Wymknąć możesz mi się później - zapewnił ją. - Będziesz miała na to dużo czasu. To właśnie na tym polega twój talent, prawda? To dlatego James lubił mieć cię w pobliżu. Jeśli się prowadzi zabójcze gry, warto mieć przy sobie kogoś takiego. Partnera o niezawodnym instynkcie ucieczki. Nie powinien jechać do Phoenix sam - mógłby skorzystać z twoich umiejętności, kiedy go tam dopadliśmy.
Spomiędzy jej warg dobyło się warknięcie.
- Tylko dlatego zabiegał o twoje względy. Głupio marnować tyle energii na pomszczenie kogoś, kto dbał o ciebie mniej niż myśliwy o swojego konia. Byłaś dla niego tylko narzędziem. Kto jak kto, ale ja powinienem o tym wiedzieć. Uśmiechnął się ironicznie i poklepał się po skroni.
Victoria rzuciła się na niego z przeraźliwym piskiem. Natychmiast ustawił się w gotowości i ich taniec zaczął się od nowa.''


''Proszę...
Chciałam zacząć błagać wampira o litość dla Setha, ale nie mogłam zmusić mięśni do otwarcia ust.
Proszę, zostaw go, to jeszcze dziecko!''

---------- Dopisano o 17:27 ---------- Poprzedni post napisano o 17:23 ----------

''Seth już nie kulał, a otaczając przeciwnika, znalazł się zaledwie kilka centymetrów od Edwarda. Kiedy musnął ogonem jego plecy, Victoria wytrzeszczyła oczy.
- Nie, nie zaatakuje mnie - odpowiedział mój ukochany na jej nieme pytanie. Korzystając z jej rozproszenia, przysunął się do niej bliżej. - Dzięki tobie zyskaliśmy wspólnego wroga. I staliśmy się sojusznikami.
Zacisnąwszy zęby, spróbowała na powrót skupić się wyłącznie na nim.
- Przyjrzyj mu się, Victorio - zachęcił, umiejętnie odwracając jej uwagę. - Czy naprawdę jest taki podobny do tego potwora, którego James tropił w poprzek Syberii?
Otworzyła oczy jeszcze szerzej. Zaczęła skakać dzikim wzrokiem z Edwarda na Setha, z Setha na mnie, ze mnie na Edwarda i tak w kółko.
- Niemożliwe! - krzyknęła, jej cienki głosik był odrażający. - To nie może być ten sam osobnik!
- Wszystko jest możliwe - poprawił ją mój ukochany słodkim jak miód barytonem, przesuwając się o kolejny centymetr w jej kierunku. - Poza tym, czego pragniesz ty sama. Nigdy nawet jej nie tkniesz.''


''Pogłębiła swój przysiad, znowu zmieniając się w przyczajonego drapieżnika. Śmiało zrobiła krok do przodu.
Edward też zmienił pozycję. Zbliżali się do siebie jako lwica i lew. Ich taniec nabrał tempa.
Przypominali pojedynkujących się Alice i Jaspera, bo tak samo rozmywali się w powietrzu, gdy przyspieszali, tyle, że ich starcie nie miało tak perfekcyjnej choreografii - co jakiś czas któreś popełniało błąd i od skał odbijały się echem chrupnięcia i trzaski. Niestety, nie sposób było dojrzeć, komu powijała się noga...''


''Wampir zawył i odpowiedział na atak potężnym ciosem z backhandu, który trafił wilkołaka w sam środek szerokiej piersi. Seth wyleciał na trzy metry w powietrze i uderzył o skalną ścianę nad moją głową z takim impetem, iż zdawało się, że zatrzęsła się cała góra. Usłyszałam, jak powietrze opuszcza ze świstem jego płuca i skuliłam się, żeby, spadając, nie otarł się o mnie. Obsypał mnie grad ostrych odłamków. Wilk wylądował z cichym jękiem nieco ponad metr przede mną''


''Po mojej prawej ręce ześlizgnął się poszarpany, podłużny fragment skały. Zacisnęłam na nim odruchowo palce, bo i we mnie odezwał się instynkt przetrwania: ponieważ nie miałam szansy na ucieczkę, moje ciało - nie przejmując się tym, że nie ma to sensu - przygotowało się do walki.
W żyłach zagrała mi adrenalina. Wiedziałam, że usztywnienie wpija mi się w dłoń. Wiedziałam, że szczelina w moim kłykciu protestuje. Wiedziałam to, ale nie czułam bólu.''


''Drugi przypływ adrenaliny podziałał na mnie jak kopnięcie prądem. Nagle wszystko stało się jasne.
Oba pojedynki miały się ku końcowi. Seth miał zaraz przegrać swój, a co do Edwarda, nie miałam pojęcia, czy wygrywa, czy przegrywa. Potrzebowali pomocy. Należało zdekoncentrować ich przeciwników, żeby mogli zyskać nad nimi przewagę.
Schwyciłam odłamek z taką siłą, że pękło coś w usztywnieniu.
Czy byłam dostatecznie silna? Czy byłam dostatecznie dzielna? Jak głęboko potrafiłam wbić sobie w ciało ten szorstki kamień? Czy Seth miał zyskać dzięki temu dość czasu, żeby wstać? Czy miał wydobrzeć na tyle szybko, by moje poświęcenie na cokolwiek się przydało?
Podciągnęłam sobie kamiennym sztyletem rękaw swojego grubego swetra, żeby odsłonić połać nagiej skóry, a następnie przyłożyłam koniec ostrza do zagięcia łokcia. Miałam już w tym miejscu jedną długą bliznę, pamiątkę z osiemnastych urodzin. Kiedy skaleczyłam się tamtego pamiętnego wieczoru, wszystkie otaczające mnie wampiry zamurowało. Modliłam się, żeby i dziś efekt był ten sam. Zbierając się na odwagę, wzięłam przez ściśnięte gardło głębszy oddech.
Dźwięk, który z siebie wydałam, przykuł uwagę Victorii. Na ułamek sekundy nasze oczy się spotkały. W jej spojrzeniu kryła się dziwaczna mieszanka wściekłości i zaciekawienia.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:36   #4346
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''W tej samej sekundzie tańczący rozdzielili się gwałtownie. Wszystko potoczyło się tak błyskawicznie, że nie nadążałam za biegiem wydarzeń. Mój mózg dawał z siebie wszystko, żeby w głowie nie zapanował mi chaos.
Wpierw od zamazanej plamy oderwała się Victoria. Wyleciawszy wysoko w powietrze, uderzyła o jeden z rosłych świerków, mniej więcej w połowie jego wysokości, ale kiedy spadła na ziemię, wylądowała na obu nogach, znowu przyczajona jak kot.
Jeszcze zanim wylądowała, Edward - prawie niewidzialny w pędzie - obrócił się i złapał niczego niespodziewającego się Rileya za rękę. Chyba oparł się też nogą o jego plecy, a potem uniósł...
Obozowisko wypełnił przeszywający jęk bólu.
Seth zerwał się jak na rozkaz, przesłaniając mi widok.
Ale wciąż widziałam Victorie. I chociaż nie wyglądała normalnie - najwyraźniej nie mogła się do końca wyprostować - na jej ustach pojawił się uśmiech, który nawiedzał mnie w snach.
Skuliła się i skoczyła.
Coś niewielkiego i białego świsnęło i zderzyło się z nią w połowie drogi. Rozległ się huk, jak przy eksplozji. Wampirzyca, odrzucona w bok, trafiła w kolejne drzewo - tym razem złamało się pod jej ciężarem.
Znowu wylądowała na obu nogach, gotowa do ataku, ale Edward znalazł się przy niej w mgnieniu oka. Stał wyprostowany, bez jednej szramy. Widząc, że jest cały, odetchnęłam z ulgą.''



''Seth znowu okrążał blondyna, ale teraz ten się wycofywał. Jego twarz wykrzywiało cierpienie. Przesłonił się pozostałą mu ręką.
Wilk zamarkował sus i kompan Victorii stracił równowagę. Basior tylko na to czekał. Zatopiwszy zęby w barku przeciwnika, odrzucił łeb do tyłu.
Przy wtórze przeraźliwych zgrzytów, Riley stracił drugie ramię.
Seth zamachnął się i odrzucił kończynę w las. Urwany syk, który dobył się z jego pyska, przypominał pogardliwy śmiech.
- Victoria! - krzyknął chłopak z rozpaczą.
Na dźwięk swojego imienia nawet nie drgnęła. Nie odwróciła głowy.
Wilkołak rzucił się na wampira z siłą kuli do wyburzania budynków i wepchnął go pomiędzy drzewa. Znikli mi z oczu. Potworne wrzaski, które zagłuszały od czasu do czasu metaliczne zgrzyty, po chwili urwały się raptownie i panującą w lesie ciszę zakłócał odtąd tylko odgłos rozszczepianej skały.''



''- Nie odchodź - poprosił ją słodko mój ukochany. - Zostań jeszcze troszkę.
Obróciła się na pięcie i puściła biegiem, jak strzała wypuszczona z łuku.
Ale Edward był szybszy - tak szybki jak karabinowy nabój.
Dopadł jej niechronionych pleców na skraju polanki. Był to ostatni krok w ich wspólnym tańcu.
Jego wargi musnęły jej szyję, jakby chciał ją pocałować. Trudno było uwierzyć, że tak nie jest w istocie - jeśli krzyknęła, jeśli warknął, utonęło to w kakofonii rodem z kamieniołomu. Akt prze mocy zdawał się być pieszczotą.
A potem płomienne pukle przestały być częścią Victorii. Spadłszy na ziemię, podskakując jak piłka, poturlały się w las.''




---------- Dopisano o 17:31 ---------- Poprzedni post napisano o 17:29 ----------

''Mój ukochany wziął głęboki wdech i powoli odwrócił się w moją stronę.
Jego mina zbiła mnie z pantałyku. Spojrzał na mnie tak nieufnie, jakbym była kolejnym jego przeciwnikiem - więcej niż nieufnie, spojrzał na mnie z lękiem. Ale przecież przy Victorii i Rileyu wcale nie okazywał strachu... Nic mi się nie zgadzało, mózg miałam równie bezużyteczny, co resztę ciała. Wpatrywałam się w Edwarda zaskoczona.
- Bello, kochanie - odezwał się jak najbardziej łagodnym tonem.
Przesuwał się w moją stronę krok za krokiem, pokazując mi, że ma puste dłonie. Mimo oszołomienia, skojarzyłam sobie, że zachowuje się jak podejrzany, który zbliżając się do policjanta, chce go zapewnić, że nie jest uzbrojony...
- Bello, czy możesz, proszę, odłożyć ten kamień? Tylko ostrożnie. Nie zrób sobie krzywdy.
Zupełnie wyleciało mi z głowy, że wciąż go trzymam. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo boli mnie kłykieć. Czyżby złamanie się odnowiło? Tym razem Carlisle miał mnie jak nic wsadzić w gips. Edward przystanął z wahaniem półtora metra ode mnie, nie opuszczając rąk i nie przestając wyglądać na przerażonego.
Musiało minąć kilka długich sekund, zanim przypomniałam sobie, jak porusza się palcami. Odłamek skały uderzył głośno o ziemię, ale moja dłoń pozostała w tej samej pozycji.
Edward rozluźnił się odrobinę, widząc, że pozbyłam się ostrego narzędzia, ale nie podszedł bliżej.
- Nie musisz się mnie bać - powiedział cicho. - Nic ci nie grozi. Nic ci nie zrobię.
Ta dziwna obietnica tylko zwiększyła moje zdezorientowanie. Gapiłam się na niego jak kretynka, próbując zrozumieć jego postępowanie.
- Wszystko będzie dobrze, Bello. Wiem, że się boisz, ale już po wszystkim. Nic ci nie grozi. Nawet cię nie dotknę. Nic ci nie zrobię.
Zamrugałam rozdrażniona i nareszcie odzyskałam głos.
- Po co mi to wszystko tłumaczysz?
Zrobiłam pierwszy niezdarny krok do przodu. Edward od razu się cofnął.
- Coś nie tak? - szepnęłam. - O co ci chodzi?
- Nie jesteś... - Był teraz tak samo zdziwiony, co ja. - Nie boisz się mnie?
- Co ty gadasz? Ja miałabym się ciebie bać?
Chciałam do niego podejść, ale potknęłam się o coś - pewnie o własne stopy. Złapał mnie w porę, a ja wtuliłam twarz w jego koszulę i wybuchłam płaczem.
- Bello, och, Bello, przepraszam, już po wszystkim, już dobrze.
- Nic mi... nic mi nie jest - wyjąkałam. - Po prostu... To wszystko... Daj mi... minutkę.
Przytulił mnie mocniej.
- Przepraszam, przepraszam - powtarzał mi do ucha.
Czepiałam się go, dopóki nie wrócił mi oddech, a potem zaczęłam go całować - po torsie, po ramionach, po szyi - wszędzie tam, dokąd sięgałam. Mój umysł powoli odzyskiwał równowagę.
- Nie jesteś ranny? - spytałam pomiędzy pocałunkami. - Nic ci nie zrobiła?
- Nic a nic - zapewnił mnie, wtulając mi twarz we włosy.
- A co z Sethem? Edward zachichotał.
- Jest w siódmym niebie. To dla niego spełnienie marzeń.
- A pozostali? Alice, Esme? Wilki?
- Mają się dobrze. Tam też jest już po wszystkim. Nie mieli żadnych trudności, tak jak ci obiecałem. Najgorzej było tutaj.''


''- Powiedz mi, dlaczego myślałeś, że się ciebie boję?
- Przepraszam - powtórzył znowu, nie wiadomo, po co. - Przepraszam, że cię na to wszystko naraziłem. Że mnie takim zobaczyłaś. Wiem, jakie to musiało być dla ciebie straszne doświadczenie.
Zastanowiłam się nad tym. Przypomniałam sobie, w jaki sposób mnie podchodził, jak trzymał wtedy ręce... Jakby obawiał się, że lada moment ucieknę z krzykiem.
- Mówisz serio? Myślałeś... Co właściwie sobie myślałeś? Że napędziłeś mi stracha?
Prychnęłam z wyższością. Wyszło idealnie - głos ani mi nie zadrgał, ani się nie załamał.
Edward zadarł mi podbródek, żeby spojrzeć w moje oczy.
- Bello, przecież ja dopiero co... - zawahał się, ale nie użył żadnych eufemizmów - ...dopiero co, nie dalej jak siedem metrów od ciebie, pozbawiłem głowy i rozczłonkowałem rozumną istotę. To cię nie odrzuca?
Zmarszczył czoło.
Wzruszyłam ramionami. To też wyszło idealnie - taki zblazowany gest.
- Nie za bardzo. A jeśli się bałam, to tylko o ciebie i Setha.
Chciałam wam jakoś pomóc, a że niewiele mogę...
Zamilkłam, bo się zdenerwował.
- Tak - powiedział cierpko. - Zachciało ci się zostać nową trzecią żoną. O mało nie dostałem ataku serca, kiedy zobaczyłem, co knujesz, a niełatwo doprowadzić wampira do takiego stanu.
- Chciałam wam tylko pomóc - wydukałam nieśmiało. - Seth mógł się już nie podnieść, a...
- Bello, on tylko udawał, że coś mu się stało. To był taki fortel. A potem wyskoczyłaś z tym kamieniem! - Pokręcił głową zdegustowany. - Seth cię nie widział, więc musiałem zareagować, i teraz ma mi złe, że nie może przypisać pokonania Rileya wyłącznie sobie.
- Seth tylko udawał? - wykrztusiłam.
Potwierdził.
- Och.''

---------- Dopisano o 17:35 ---------- Poprzedni post napisano o 17:31 ----------

''Poczekaj tylko, aż będę wampirem! Następnym razem nie będę siedzieć bezczynnie w kącie!
Edward nie wiedział początkowo, jak zareagować na mój wybuch, ale po namyśle postawił na rozbawienie.
- Następnym razem? A co, planujesz już kolejną bitwę?
- Przy moim pechu wszystko jest możliwe.''


''- Mamy tylko minutę, ale nie panikuj, dobra? Już ci mówiłem, że wszystko będzie dobrze. Tylko mi zaufaj.
Skinęłam głową, starając się ukryć narastające we mnie przerażenie. Ile jeszcze mogłam znieść bez popadnięcia w obłęd?
- Wszystko będzie dobrze. Okej, rozumiem.
Zastanawiał się przez moment, czy czegoś nie dodać, lecz spojrzał na Setha, jakby ten coś do niego powiedział.
- Co ona wyprawia? - spytał.
Seth pisnął, nagle mocno zaniepokojony. Przeszły mnie ciarki. Na wydającą się stuleciem sekundę zapadła cisza.
- Nie! - jęknął Edward i zamachnął się, jakby chciał złapać coś niewidzialnego. - Uważaj!
Ciałem Setha wstrząsnął dreszcz. Wilk zawył w agonii. W tym samym momencie Edward upadł na kolana, krzywiąc się i chwytając się oburącz za głowę. I on poczuł ten sam ból. Krzyknęłam ze strachu i bezradności. Przykucnąwszy, w idiotycznym odruchu spróbowałam oderwać Edwardowi dłonie od skroni, ale moje spocone palce ześlizgnęły się tylko po chłodnym marmurze.
- Edward! Edward!
Podniósł wzrok. Z wyraźnym wysiłkiem rozwarł zaciśnięte zęby.
- Wszystko w porządku. Nic nam nie będzie. To tylko... - przerwał, znowu się krzywiąc.
- Co się dzieje?! - zawołałam.
Seth zawył po raz drugi.
- Wszystko w porządku. Nic nam nie będzie. Sam... pomóż mu...
Dopiero kiedy wymówił to imię, uzmysłowiłam sobie, że nie ma na myśli siebie i Setha. Nie atakowała ich żadna niewidoczna siła. Tym razem kryzys miał miejsce daleko stąd.
Używał liczby mnogiej.
Spaliłam już cały swój zapas adrenaliny - mojemu organizmowi nic już nie zostało. Osunęłam się na ziemię, ale mój ukochany złapał mnie, zanim upadłam. Wziąwszy mnie w ramiona, zerwał się na równe nogi.
- Seth! - krzyknął.
Wilk, nadal w boleściach, siedział przyczajony ze sprężonymi mięśniami. Wyglądał tak, jakby zamierzał lada moment rzucić się pędem w las.
- Nie ma mowy! - zarządził Edward. - Wracasz prosto do domu!
W tej chwili! Seth pisnął i pokręcił przecząco łbem.
- Seth, zaufaj mi.''


''- Musimy jak najszybciej znaleźć się na polanie - wyjaśnił mi ściszonym głosem. - To żadna niespodzianka - wiedzieliśmy, że z dużym prawdopodobieństwem tak właśnie się to skończy. No i rzeczywiście, Alice nawiedziła wcześnie rano odpowiednia wizja. Przekazała mi jej treść przez Sama i Setha. To Volturi. Podjęli decyzję, że czas zainterweniować.
Volturi.
- Tylko nie wpadaj w panikę. Nie przybywają tu z naszego powodu. Wysłali tylko niewielki oddział strażników, jak to mają w zwyczaju, gdy trzeba gdzieś zaprowadzić porządek. Od tego są. Oczywiście, nie zaprzeczę, że ta ich zwłoka jest podejrzana. Najwyraźniej - ciągnął ze wstrętem - nikt we Włoszech zbytnio by nie rozpaczał, gdyby nowonarodzonym udało się przy okazji zmniejszyć stan liczebny naszej rodziny. Cóż, upewnię się, co chodziło im po głowie, kiedy spotkamy się z nimi na polanie.
- Czy po to musimy się tam zameldować? - szepnęłam.
Broniłam się przed tymi obrazami, ale i tak przypomniały mi się złowrogie sylwetki w czarnych pelerynach. Wzdrygnęłam się. Czy miałam znieść taką konfrontację? Byłam przecież już o krok od załamania.
- Po części. Przede wszystkim, będzie dla nas bezpieczniej, jeśli zmierzymy się z nimi w grupie. Nie mają powodów, by nas zaatakować, ale... widzisz, jest z nimi Jane. Gdyby zorientowała się, że przebywam z dala od innych, mogłoby wydać się jej to kuszące. Tak jak wcześniej Victoria, domyśliłaby się, że jesteś razem ze mną. A z nią z kolei jest Demetri. Gdyby go o to poprosiła, odnalazłby mnie.
Nie chciałam nawet myśleć o posiadaczce tego imienia. Jej pięknej dziecięcej buzi nie chciałam zobaczyć nawet w myślach. Z głębi gardła wyrwał mi się dziwny dźwięk.
- Cii, kochanie, cii. Wszystko będzie dobrze. Alice widziała, że nic nam nie zrobią.
Alice coś widziała? Ale... to gdzie były wilki? Gdzie była wataha?
- A co z sforą?
- Musieli się szybko wycofać. Volturi nie honorują naszego paktu z wilkołakami.
Usłyszałam, że oddech mi przyspiesza, ale nie miałam nad nim żadnej kontroli. Zaczęłam posapywać.
- Przysięgam, że nic im nie grozi - dodał. - Volturi wiedza o wilkołakach tylko tyle, że te istnieją. Nie rozpoznają ich zapachu, więc nie będą nawet wiedzieć, że Sam i reszta są w pobliżu. Włos im z głowy nie spadnie.''

---------- Dopisano o 17:36 ---------- Poprzedni post napisano o 17:35 ----------

''- Co się stało? - spytałam szeptem. - Wcześniej, kiedy Seth zawył. Kiedy cię bolało.
Edward zawahał się.
- Powiedz mi!
- Było już niby po wszystkim... - Ledwie go słyszałam, tak świszczało mi w uszach od pędu. - A przynajmniej tak się wilkom wydawało. Tyle, że nie policzyły swoich ofiar. Alice, rzecz jasna, nie mogła służyć im pomocą...
- I co się stało?
- Okazało się, że jeden z nowonarodzonych się schował. To Leah go znalazła. Powinna była poczekać na posiłki, ale chciała chyba coś sobie głupio udowodnić... Nie zaczekała. Zaatakowała w pojedynkę.
- A więc to Leah. - Byłam zbyt słaba, żeby zawstydzić się, że poczułam ulgę. - Wyjdzie z tego?
- Nic jej nie jest.
Podniosłam wzrok, żeby spojrzeć Edwardowi w oczy. „Sam... pomóż mu...”. Mu, a nie: jej.
- Jesteśmy już prawie na miejscu - stwierdził, zerkając na niebo.
Odruchowo spojrzałam w tym samym kierunku. Nisko, nad koronami drzew wisiała ciemnofioletowa chmura. Jak to? Przecież było tak słonecznie... Nie, to nie była chmura - rozpoznałam gęsty słup dymu, takiego samego jak ten bijący od ogniska, które zostawiliśmy za sobą.
- Nie zwódź mnie - szepnęłam na granicy słyszalności. - Wiem, że ktoś jest ranny. Widziałam na własne oczy, jak obaj z Sethem wili się z bólu.
- Tak - wyznał wreszcie.
- Kto? - spytałam, choć znałam już odpowiedź.
No tak. Któżby inny.
Pnie drzew stały się na powrót widoczne. Zaraz mieliśmy wybiec na polanę.
Nie odpowiedział mi od razu.
- Jacob. Skinęłam głową.
- No tak - zdołałam jeszcze szepnąć.
A potem wpadłam w ową mroczną otchłań, nad którą wisiałam już od dawna.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:42   #4347
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- Alice, ile mamy jeszcze czasu? - spytał Edward.
Był wciąż spięty - kojące zapewnienia Carlisle'a nic nie zdziałały. Głos Alice dobiegł z pewnej odległości. Na szczęście był pełen optymizmu.
- Jeszcze pięć minut. A Bella otworzy oczy za trzydzieści siedem sekund. Nie wykluczam, że już nas słyszy.
- Słyszysz mnie, skarbie? - odezwała się czule Esme. - Już dobrze. Nic ci nie grozi.
Mnie nie, ale co to była za pociecha?
Ktoś przytknął mi do ucha chłodne wargi. Był to Edward. Dopiero siła jego słów przerwała tortury i wyswobodziła mnie z zamknięcia.
- Nic mu nie będzie, Bello. Wyliże się z tego. Przeżyje. Jego rany goją się w oczach.
Ból i lęk osłabły. Odnalazłam drogę do swojego ciała i zatrzepotałam powiekami.
- Dzięki Bogu - westchnął. Pocałował mnie delikatnie w usta.
- Edward...
- Jestem przy tobie.
Nakazałam swoim powiekom się otworzyć. Wpatrywała się we mnie para złocistomiodowych oczu.
- Jacob się wyliże?
- Wyliże się - obiecał.
Przyjrzałam mu się uważnie, żeby upewnić się, że mnie nie zwodzi, ale nie doszukałam się niczego, co wzbudziłoby moje podejrzenia.
- Sam go badałem - wtrącił Carlisle.
Odwróciłam głowę - od twarzy doktora dzielił mnie tylko metr. Jego mina, choć pełna powagi, dodała mi otuchy. Nie sposób było mu nie wierzyć.
- Jego życiu nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Dochodzi do siebie w niesamowitym tempie. Część jego obrażeń jest wprawdzie na tyle poważna, że zajmie mu to parę dni, ale i tak to rewelacyjna prognoza. Gdy tylko załatwimy to, co mamy tu do załatwienia, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby mu pomóc. Na razie, przy wsparciu Sama, usiłuje zmienić się w człowieka. Ułatwi mi to zadanie. - Doktor uśmiechnął się odrobinę. - Nigdy nie szkoliłem się na weterynarza.
- Co mu się stało? - spytałam słabym głosem. - Co to za poważne obrażenia?
Carlisle na powrót spoważniał.
- Inny wilk był w opałach...
- Leah.
- Tak, Leah. Odepchnął ją na bok, ale sam nie miał już czasu się osłonić. Nowonarodzony złapał go w pasie. Złamał mu większość kości w prawej połowie ciała.
Drgnęłam.
- Na szczęście Sam i Paul zdążyli w samą porę. Kości zaczęły mu się zrastać, już gdy nieśli go do La Push.
- Będzie kuśtykał albo coś takiego?
- Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Nawet ślad nie zostanie. Wzięłam głęboki wdech..''


''Byłam zbyt odrętwiała, by zszokowało mnie moje odkrycie - poczułam się tylko zaskoczona.
Na polanie było osiem wampirów.
Ciemnowłosa dziewczyna, której przyglądał się Jasper, siedziała skulona z kolanami pod brodą i rękami splecionymi na łydkach. Była młodsza ode mnie, szczuplutka - miała może z piętnaście lat.
Świdrowała mnie wzrokiem, a oczy miała intensywnie czerwone, jeszcze bardziej czerwone niż Riley. Prawie, że płonęły. Łypała nimi dziko.
Edward zauważył moje zdziwienie.
- Poddała się - wytłumaczył mi. - Tylko Carlisle mógł zaproponować coś takiego komuś tak młodemu. Jasper tego nie pochwala.''


''Jasper potarł sobie lewe przedramię.
- Nic mu nie jest? - szepnęłam.
- To nic takiego, swędzą go tylko resztki jadu.
- Ktoś go ugryzł? - przeraziłam się.
- Chciał być wszędzie naraz. Byle tylko Alice nie miała nic do roboty. - Edward pokręcił głową. - Alice nie potrzebuje taryfy ulgowej.
- Nad opiekuńczy głupek - skomentowała, krzywiąc się.''


''- Hm... - doszedł moich uszu wyprany z emocji pomruk. Od razu go rozpoznałam.
- Witaj, Jane - odezwał się uprzejmie Edward.
Plama podzieliła się na mniejsze, które rosnąc, przybierały coraz konkretniejsze kształty. Nietrudno było się domyślić, że Jane idzie na samym przedzie - miała na sobie najciemniejszą pelerynę, niemal czarną, i była niższa od swoich towarzyszy o ponad dwie głowy. Cień nie pozwalał w pełni docenić jej anielskiej urody.
Także czterej rośli kompani wampirzycy już z daleka wydali mi się znajomi. Byłam przekonana, że rozpoznałam najwyższego z nich i rzeczywiście, kiedy spojrzał w moją stronę, upewniłam się, że to Felix. Kaptur odsłaniał mu czoło, więc zauważyłam, że mrugnął do mnie z uśmiechem. Edward, spięty i znieruchomiały, nie opuszczał mnie, gotowy w razie potrzeby błyskawicznie zareagować.
Jane powiodła powoli wzrokiem po twarzach Cullenów, by zatrzymać się na siedzącej przy ognisku nowonarodzonej. Dziewczyna znowu trzymała się za głowę.
- Nie rozumiem... - powiedziała Jane.
Głos miała wciąż apatyczny, ale już nie tak bardzo.
- Poddała się - wyjaśnił Edward, odczytując z jej myśli, z czym ma kłopot.
Spojrzała na niego szybko.
- Poddała się?
Wzruszył ramionami.
- Carlisle dał jej wybór.
- Ci, którzy nie przestrzegają reguł, nie mają prawa wyboru - oświadczyła cierpko.
Do rozmowy włączył się Carlisle.
- Jej los jest w waszych rękach. Pomyślałem tylko, że gdyby zdecydowała się nas nie atakować, nie byłoby potrzeby jej likwidować. Nigdy nie uczono jej naszych praw.
- To nie ma tu nic do rzeczy - stwierdziła Jane.
- Nie będę się spierał.
Przez chwilę przyglądała mu się skonsternowana, a potem pokręciła ledwo zauważalnie głową i przybrała na powrót obojętny wyraz twarzy.
- Aro miał nadzieję, że zapuścimy się dostatecznie daleko na zachód, żeby się z tobą spotkać, Carlisle. Przesyła pozdrowienia.
Doktor lekko się skłonił.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś i mnie posłużyła za posłańca.
- Proszę bardzo. - Uśmiechnęła się. Była prześliczna, kiedy sobie na to pozwalała. Odwróciła się ku słupowi dymu. - Najwyraźniej nie zostawiliście nam nic do roboty... no, prawie nic. - Zerknęła na jeńca Cullenów. - Tak z zawodowej ciekawości, ilu ich było? Zdołali sterroryzować całe miasto.
- Z tą tu, osiemnastu - odpowiedział Carlisle.
Jane otworzyła szeroko oczy. Przyjrzała się ognisku uważniej, najwyraźniej chcąc ocenić, czy pomieściłoby tyle szczątków. Felix i pozostali wymienili dłuższe spojrzenia.
- Osiemnastu? - powtórzyła.
Po raz pierwszy widziałam ją tak niepewną.
- Sami nowonarodzeni - dodał Carlisle lekceważąco. - Zupełnie niedoświadczeni.
- Sami? To kto ich stworzył? - spytała ostrzejszym tonem.
- Na imię jej było Victoria - odparł Edward głosem bez wyrazu.
- Było?
Machnął głową i skupiła wzrok na tym, co jej wskazał. Czyżby na dymie bijącym od stosu w naszym obozowisku? Nie sprawdziłam. Jane długo patrzyła na wschód, a potem na powrót zainteresowała się bliższym jej ogniskiem.
- Czyli osiemnastu plus Victoria, tak?
- Zgadza się. Miała też jednego przy sobie - nie był taki młody, jak te tutaj, ale nie miał więcej niż rok.
- Zatem dwudziestu. - Była pod wrażeniem. - Kto zajął się Victoria?
- Ja - przyznał Edward.''

---------- Dopisano o 17:42 ---------- Poprzedni post napisano o 17:40 ----------

''- Jesteś pewien, że wyłapaliście wszystkich? Tych, co się rozdzielili, również?
Doktor skinął głową. Jeśli był podenerwowany, nic a nic go nie zdradzało.
- My też się rozdzieliliśmy - oświadczył. Na twarzy Jane pokazał się półuśmiech.
- Nie mogę zaprzeczyć, że mi zaimponowaliście.
Jej schowani w cieniu towarzysze także wyrazili pomrukami swoją aprobatę.
- Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby ktoś wygrał mimo takiej przewagi liczebnej przeciwnika i nie poniósł przy tym żadnych strat. Czy macie na to jakieś wytłumaczenie? To ekstremalne zachowanie, zważywszy na wasz styl życia. I czemu kluczem była ta wasza mała?
Jej oczy z niechęcią na sekundę skierowały się w moją stronę. Zadrżałam.
- Victoria żywiła do Belli urazę - zdradził jej Edward beznamiętnym tonem.
Jane parsknęła śmiechem - zachwycającym swoją melodyjnością śmiechem uradowanego dziecka.
- Wasza mała zdaje się wywoływać u przedstawicieli naszej rasy nadzwyczaj silne reakcje - zauważyła, obdarowując mnie przepięknym uśmiechem.
Edward zesztywniał. Kiedy na niego zerknęłam, przenosił wzrok ze mnie z powrotem na Jane.
- Czy mogłabyś tak nie robić? - poprosił ją ze ściśniętym gardłem.
Znowu się zaśmiała.
- Tak tylko sprawdzam. Nic jej nie jest, prawda?
Przeszły mnie ciarki. Byłam głęboko wdzięczna losowi, że nic się nie zmieniło i owa tajemnicza cecha nadal chroni mnie przed umiejętnościami Jane. Edward przycisnął mnie mocniej do siebie.
- Cóż - ciągnęła Jane - nie zostało nam wiele do roboty. Dziwne. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że się nas wyręcza. No i pluję sobie w brodę, że przegapiliśmy bitwę. Musiał być to wyjątkowo zajmujący spektakl.
- Tak, a byliście już tak blisko - stwierdził Edward. - Wystarczyło się tu zjawić pół godziny wcześniej. Mielibyście też wówczas okazję spełnić swój obowiązek.
Słysząc te aluzje, Jane nawet nie mrugnęła.
- Wielka szkoda, że wyszło, jak wyszło, nieprawdaż?
Edward skinął głową. Jego podejrzenia okazały się być słuszne.
Jane obróciła się ponownie w stronę Bree. Wyglądała teraz na znudzoną.
- Felix?
- Czekaj - przerwał jej Edward.
Uniosła jedną brew, ale mój ukochany patrzył na swojego ojca.
- Czy nie moglibyśmy wytłumaczyć jej, jakie są zasady? Wydaje się być skłonna do nauki. Nie wiedziała, że występuje przeciwko prawu.
- Oczywiście, że moglibyśmy się nią zająć - odpowiedział Carlisle. - Jestem gotowy przyjąć ją pod swoje skrzydła.
Mina Jane oscylowała pomiędzy niedowierzaniem a rozbawieniem.
- Nie robimy wyjątków - powiedziała. - I nie dajemy nikomu jeszcze jednej szansy. Zaszkodziłoby to naszej reputacji. Właśnie, a propos... - Spojrzała na mnie, a w jej policzkach pojawiły się dołeczki jak u cherubina. - Kajusza na pewno zainteresuje fakt, że jesteś ciągle człowiekiem, Bello. Być może zdecyduje się złożyć wam wizytę.
- Mamy już ustalony termin - po raz pierwszy zabrała głos Alice. - Być może to my za kilka miesięcy złożymy wam wizytę.
Jane nawet na nią nie zerknęła, ale jej uśmiech zgasł. Niby to lekceważąco, wzruszyła ramionami.
- Miło było cię znowu zobaczyć, Carlisle. A sądziłam, że Aro przesadza... Cóż, do następnego razu.
Doktor skłonił się, przygnębiony.
- Pospiesz się, Felix - nakazała swojemu kompanowi, nie ukrywając coraz większego znużenia. - Wracajmy już do domu.
- Zamknij oczy - szepnął mi do ucha Edward.
Nie musiał mi tego powtarzać dwa razy. Miałam już dość okropności jak na jeden dzień - dość na całe życie. Zacisnęłam powieki i wtuliłam twarz w jego pierś.
Ale nie zatkałam uszu.
Wpierw rozległo się basowe warknięcie Felixa, a później dołączył do niego znajomy, wysoki krzyk. Oba te odgłosy ucichły niemal natychmiast jak nożem uciął, ale jeszcze przez dłuższą chwilę słychać było odrażające chrupnięcia i trzaski.
- Idziemy - odezwała się Jane.
Podniosłam głowę. Volturi już odchodzili. Tak jak wcześniej w obozowisku, pachniało nieprzyjemnie kadzidłem. Szare peleryny rozmyły się w kłębach dymu.''


''- Starczy już tego - powiedziałam bezbarwnym głosem. - Chcę wrócić do La Push.
Ileż to godzin czekałam na to, żeby Charlie wreszcie opuścił dom Blacków, co umożliwiłoby mi odwiedzenie Jacoba? Każda minuta niepewności wydawała mi się całym stuleciem. A potem, kiedy w końcu pozwolili mi pojechać zobaczyć na własne oczy, że Jacob naprawdę żyje, czas zaczai płynąć tak szybko, że ledwie wzięłam jeden oddech, Alice już wołała Edwarda, upierając się, że musimy podtrzymać pierwotną wersję. Jakby było ważne, gdzie nocowałam.
- Jacob jest nadal nieprzytomny - zaoponowała. - Carlisle albo Edward zadzwonią, gdy tylko się ocknie. Zresztą, musisz najpierw zobaczyć się z Charliem. Był wtedy u Billy'ego, widział, że Carlisle i Edward wrócili z wycieczki, i na pewno nabrał jakichś podejrzeń. Musisz go uspokoić.
Zdążyłam już wykuć na pamięć odpowiedzi na wszystkie kłopotliwe pytania.
- Wszystko mi jedno. Chcę być przy Jacobie, kiedy się ocknie.
- Teraz musisz pomyśleć o Charliem. - Mówiła z powagą, prawie mnie łajała. - Masz za sobą długi dzień, ale to nie znaczy, że możesz wymigiwać się od obowiązków. To bardzo ważne, żeby Charlie niczego się nie domyślił. Niewiedza gwarantuje mu bezpieczeństwo. Odegraj swoją rolę, to będziesz miała wolną rękę. Jeśli chcesz być członkiem naszej rodziny, musisz być tak samo odpowiedzialna, co my.
Oczywiście miała rację. Tym samym argumentem posłużył się też Carlisle, żeby oderwać mnie od łóżka Jacoba. Ani moje wyrzuty sumienia, ani moje lęki, nie dorównywały siłą przekonywania chęci stania się jedną z Cullenów.
- Jedź do domu - nakazała mi. - Porozmawiaj z Charliem. Potwierdź swoje alibi. Chroń go.
Wstałam. Krew spłynęła mi do stóp, wdzierając się w nie boleśnie tysiącem igieł. Za długo siedziałam w bezruchu.
- Naprawdę ślicznie ci w tej sukience - zaświergotała Alice.
- Hę? - bąknęłam. - A tak. Ee... jeszcze raz dziękuję.
Powiedziałam tak jednak bardziej z grzeczności niż szczerze.
- Potrzebny ci był dowód rzeczowy i tyle. - Udawała niewiniątko. - Co to za wyprawa na zakupy bez nowego nabytku? A jeśli ja to mówię, to, wierz mi, wyglądasz rewelacyjnie.
Zamrugałam, niezdolna przypomnieć sobie, w co mnie ubrała. Moje myśli uporczywie się rozbiegały, jak robactwo po zapaleniu światła.
- Nic mu nie będzie, Bello - pocieszyła mnie Alice, trafnie interpretując moje rozproszenie. - I nie ma pośpiechu. Carlisle wpakował w niego tyle morfiny, że nie obudzi się jeszcze przez ładnych parę godzin. Tak strasznie szybko ją spalał, że trzeba było mu zaserwować końską dawkę.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:46   #4348
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- Czy chcesz może jeszcze o czymś ze mną porozmawiać przed wyjściem? - spytała z troską. - Przeżyłaś wielki wstrząs.
Wiedziałam, co ją intryguje, jednak miałam dla niej w zanadrzu inne pytanie.
- Czy właśnie taka będę? - wyszeptałam. - Jak ta nieszczęsna Bree?
Miałam do przemyślenia wiele spraw, ale nie mogłam zapomnieć o młodej nowonarodzonej, której nowe życie tak szybko dobiegło końca. Co chwila stawała mi przed oczami jej wykrzywiona żądzą krwi twarz.
Alice pogładziła mnie po ramieniu.
- Każdy jest inny, ale odpowiedź brzmi: tak - będziesz zachowywać się podobnie.
Znieruchomiałam, próbując to sobie wyobrazić.
- To mija - obiecała.
- Jak szybko?
Wzruszyła ramionami.
- Po kilku latach, czasami krócej. Zresztą, kto wie, jak to z tobą będzie. Nigdy nie znałam nikogo, kto poddał się przemianie dobrowolnie. Zapowiada się ciekawe doświadczenie.
- Ciekawe? - powtórzyłam.
- Będziemy cię pilnować.
- Wiem. Na to liczę.''


''- Alice, czy mogę zadać ci jedno pytanie? Związane z moją przyszłością.
Zrobiła się czujna.
- Wiesz, że nie widzę wszystkiego.
- Nie chodzi mi o nic konkretnego, tylko o to, że w ogóle miewasz wizje na mój temat. Jak myślisz, skąd to się bierze, że nic innego na mnie nie działa? Ani dar Jane, ani Edwarda, ani Ara...
Urwałam, bo moje zainteresowanie tą kwestią gdzieś uleciało - ciekawość zduszały we mnie inne, bardziej narzucające się emocje. Moje pytanie zaintrygowało za to Alice.
- Nie zapominaj o Jasperze, Bello - potrafi wpływać na reakcje twojego ciała tak samo, jak u innych. I w tym cala różnica, nie widzisz tego? Jasper manipuluje twoim ciałem, a nie twoim umysłem. To nie urojenie. Niczego ci nie wmawia, tylko naprawdę steruje tym, co się dzieje w twoim organizmie. A w moich wizjach pojawiają się końcowe efekty, a nie przyczyny czy rozmyślania, które doprowadziły do podjęcia takiej, a nie innej decyzji.
To też nie dotyczy procesów myślowych - to nie iluzja, tylko rzeczywistość, a przynajmniej jedna z jej wersji. Ale z Jane, Edwardem, Arem i Demetrim jest inaczej - oni pracują we wnętrzu umysłu. Jane tworzy jedynie iluzję bólu, bo przecież jej ofiary nie odnoszą żadnych fizycznych obrażeń. Rozumiesz, Bello? W swojej głowie możesz czuć się bezpieczna. Nikt tam nie przeniknie. Nic dziwnego, że Aro nie może się doczekać, aż pozna twoje przyszłe umiejętności.
Obserwowała mnie, żeby sprawdzić, czy za nią nadążam, ja jednak wciąż nie byłam w stanie się skupić. Już na początku monologu jej słowa zlały się w jedną całość, a poszczególne sylaby i dźwięki straciły swoje znaczenie. Mimo to, przytaknęłam, przybierając odpowiednio inteligentną minę.
Nie nabrała się. Pogłaskawszy mnie po policzku, mruknęła:
- Nic mu nie będzie. Nie potrzebuję wizji, żeby to wiedzieć. Gotowa do wyjścia?
- Jeszcze chwilka. Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie dotyczące mojej przyszłości? Nie zależy mi na szczegółach, powiedz tylko, tak czy nie.
- Zrobię, co w mojej mocy - mruknęła, na powrót nieufna.
- Czy nadal widzisz to, że zmienię się w wampira?
- Och, to proste. Jasne, że widzę.
Powoli pokiwałam głową.
Przyjrzała mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie znasz swoich własnych myśli, Bello?
- Znam. Chciałam się tylko upewnić.
- To, co widzę, jest pewne jedynie na tyle, na ile jesteś tego pewna ty sama. Wiesz o tym. Gdybyś zmieniła zdanie, i moja wizja by się zmieniła... albo, w tym przypadku, znikła.
Westchnęłam.
- Nie, nie. Nic nie zniknie.
Objęła mnie ramieniem.
- Żałuję, że nie mogę tak naprawdę wczuć się w twoją sytuację. Moje pierwsze wspomnienie jest takie, że mam wizję, w której widzę Jaspera. Nigdy nie miałam wątpliwości, że losy mój i jego są z sobą nierozerwalnie związane. Ale potrafię ci współczuć.
Tak trudno jest wybrać pomiędzy dwiema równoważnymi rzeczami. Wyślizgnęłam się z jej objęć.
- Nie przejmuj się mną tak bardzo.
Wielu ludzi zasługiwało na współczucie, ale ja się do nich nie zaliczałam. I wcale nie stałam przed żadnym wyborem - musiałam tylko złamać serce pewnego dobrego człowieka...
- Pojadę już do tego Charliego.''

---------- Dopisano o 17:46 ---------- Poprzedni post napisano o 17:43 ----------

''- Cześć, skarbie. I jak tam wyprawa na zakupy? Stał z rękami splecionymi na piersi, przyglądając mi się badawczo.
- Strasznie długo to trwało - wydukałam. - Dopiero co wróciłyśmy.
- Widzę, że już słyszałaś, co przytrafiło się Jake'owi.
- Tak. Cullenowie wrócili wcześniej niż my. Esme powiedziała nam, gdzie są Carlisle i Edward.
- Musiałaś bardzo to przeżyć.
- Martwię się o niego. Chcę pojechać do La Push, jak tylko zrobię obiad.
- Mówiłem ci, że jazda na motocyklu jest niebezpieczna. Mam nadzieję, że teraz już rozumiesz, że nie było to z mojej strony tylko ojcowskie przewrażliwienie.
Skinęłam głową i zaczęłam wyciągać różne rzeczy z lodówki. Charlie rozsiadł się za stołem. Wydawał się być o wiele bardziej rozgadany, niż to miał w zwyczaju.
- Tylko nie przesadzaj z tym zamartwianiem się o Jake'a. Skoro miał siłę puszczać takie wiązanki, jak go nieśli, to na pewno szybko wyzdrowieje.
Obróciłam się na pięcie.
- Widziałeś go, jak był przytomny?
- O tak, przytomny aż za bardzo. Żałuj, że go nie słyszałaś... Nie, właściwie dobrze, że cię tam nie było. Uszy więdły, a słyszeli go chyba wszyscy w promieniu pięciu kilometrów. Nie wiem, gdzie podłapał takie słownictwo. Mam nadzieję, że przy tobie się pilnuje?
- Dziś miał dobre usprawiedliwienie. W jakim był stanie?
- Był nieźle pokiereszowany. Przynieśli go koledzy. Na szczęście, są tak samo wielcy, co on, bo inaczej nie wiem, jak by tego dokonali. Carlisle powiedział, że ma złamaną prawą rękę, prawą nogę i jeszcze coś - ten cholerny motor tak go przycisnął do ziemi, że na dobrą sprawę zmiażdżył mu całą prawą połowę ciała. - Charlie pokręcił głową. - Jeśli dojdą mnie jeszcze kiedyś słuchy, że znowu jeździsz na tej przeklętej maszynie...
- Nie dojdą cię żadne słuchy, przysięgam. Sądzisz, że Jake'owi naprawdę nic nie grozi?
- Będzie zdrowy jak rydz. Zresztą nawet już się ze mną przekomarzał.
- Przekomarzał się z tobą? - powtórzyłam zszokowana.
- Tak. W przerwie pomiędzy obrażaniem czyjejś matki a wzywaniem imienia Pana nadaremno, powiedział: „Założę się, że cieszysz się dziś, że Bella jest z Cullenem, a nie ze mną, co, Charlie?” Odwróciłam się przodem do lodówki, żeby nie dojrzał wyrazu mojej twarzy.
- Miał świętą rację. Edward jest od niego o wiele dojrzalszy, jeśli chodzi o twoje bezpieczeństwo, to akurat trzeba mu przyznać.
- Jacob też jest dojrzały - zaprotestowałam. - Jestem pewna, że miał ten wypadek nie ze swojej winy.
Charlie zamilkł.''


''- Dopiero teraz się nad tym zastanawiam, bo wtedy zaraz przynieśli Jake'a i nie wilki były mi już w głowie. Ten basior tak wył i wył, a potem nagle słychać było tylko Jake'a - zupełnie go zagłuszył tym swoim przeklinaniem. Ma chłopak parę w płucach, nie powiem.
Zamyślił się na moment.
- Wiesz, to zabawne, ale to powiedzenie „szczęście w nie szczęściu” jest trafione. Gdyby nie ten wypadek, pewnie nadal byliby w La Push tak idiotycznie uprzedzeni do Cullenów, a tak ktoś, nawet nie wiem kto, zadzwonił po Carlisle'a i Billy był mu naprawdę wdzięczny, kiedy się pojawił. Uważałem, że powinni zabrać Jake'a do szpitala, ale Billy wolał go mieć w domu i Carlisle się zgodził. No cóż, w końcu to on jest lekarzem. To zresztą z jego strony miły gest, bo komu by się chciało jeździć przez kilka tygodni taki kawał na wizytę domową.''


''- A e... - zaczął, ale przerwał. Chyba nie miał ochoty mi tego powiedzieć, ale westchnął i się przełamał: - A Edward mnie zaskoczył. Wydawał się być tak zmartwiony stanem Jacoba, co ty teraz - jakby chodziło o jego brata czy coś. Tak na niego patrzył... - Charlie pokręcił głową. - To porządny facet, Bello. Postaram się o tym nie zapomnieć. Ale nic nie obiecuję - dodał w żartach.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:49   #4349
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

- Tak, to jak najbardziej możliwe. Ale na razie nie mamy pewności, więc musimy być gotowi na każdą ewentualność. Sypiesz dziś teoriami jak z rękawa, wiesz? Jestem pod wrażeniem.
Westchnęłam.
- Może to wpływ tego miejsca. Tak mi się z nią kojarzy, że wyczuwam tu jej obecność... jakby mnie teraz obserwowała.
Spiął mięśnie szczęki.
- Nawet cię nie tknie - obiecał.



Pojedynek Edwarda i Jaspera okazał się być bardziej wyrównany niż poprzednie. Jasper miał wprawdzie ponad stuletnie doświadczenie i usiłował całkowicie zdać się na instynkt, ale jego myśli zawsze w ostatnim momencie go zdradzały. Edward był od niego z kolei odrobinę szybszy, ale nie znał stosowanych przez brata manewrów. To rzucali się na siebie, warcząc, to od siebie odskakiwali, i tak bez końca - żaden nie potrafił zdobyć nad przeciwnikiem przewagi. Trudno było się temu przyglądać, ale jeszcze trudniej było odwrócić wzrok, chociaż na dobrą sprawę mało, co widziałam. Od czasu do czasu pozwalałam sobie zerknąć w stronę wilków. Miałam poczucie, że czerpią z tego pokazu o wiele więcej informacji niż ja. Może o wiele więcej, niżby wypadało.
Wreszcie Carlisle chrząknął znacząco.
Jasper zaśmiał się i cofnął. Edward wyprostował się z uśmiechem.
- Wracamy do pracy - zgodził się Jasper. - Powiedzmy, że był remis.
Następny walczył z nim Carlisle, potem Rosalie, Esme i znowu Emmett. Najgorzej było przy Esme - aż się wzdrygnęłam, kiedy Jasper ją zaatakował. Czasami zwalniał, choć nie na tyle, żebym widziała go wyraźnie, i wyjaśniał szczegółowo, co robi.



W końcu poddałam się - oparłam się o Edwarda i przymknęłam powieki.
- Już kończymy - szepnął.
Jasper potwierdził jego słowa, po raz pierwszy zwracając się do wilków. Znów zrobił niepewną minę.
- Jutro też będziemy tu trenować, o tej samej porze. Serdecznie zapraszamy.
- Przyjdziemy - odpowiedział mu Edward chłodnym głosem Sama. Z westchnieniem poklepał mnie po ramieniu, a potem wyszedł przed zebranych. - Sfora prosi o pozwolenie na zaznajomienie się z zapachem każdego z nas, żeby później nie popełniać błędów. Ułatwimy im sprawę, jeśli będziemy stać nieruchomo.
- Oczywiście wyrażamy zgodę - oświadczył Carlisle. - Skoro ma się wam to przydać.
Wilki podniosły się z ziemi z gardłowym pomrukiem. Natychmiast otrzeźwiałam.
Daleko, po drugiej stronie gór, zza horyzontu zaczynało wyłaniać się już słońce - chmury pojaśniały, a z mroku wychodziły powoli coraz to nowe kształty. Kiedy basiory wynurzyły się z lasu, można było nagle rozróżnić nie tylko ich sylwetki, ale i kolory.
Na przedzie szedł, rzecz jasna, Sam. Nieprawdopodobnie wielki i czarny jak smoła, był ucieleśnieniem archetypu potwora z moich najgorszych koszmarów - dosłownie, bo odkąd zobaczyłam watahę po raz pierwszy, nieraz nawiedzali mnie w snach.



- Bello, skarbie, nie możesz zostać w Forks. - Edward starał się załagodzić sprawę. - Wiedzą, gdzie cię szukać. Któryś może mimo wszystko tam dotrzeć.
Ścisnęło mnie w żołądku, a krew odpłynęła mi z twarzy.
- Charlie... - wyszeptałam.
- Będzie z Billym - zapewnił mnie szybko Jacob. - Tata jest gotowy dopuścić się morderstwa, jeśli będzie trzeba, byle tylko go do siebie ściągnąć. Zresztą chyba nie będzie to konieczne. To w sobotę, prawda? Wtedy jest zawsze jakiś mecz.



- Nie martw się, nie musisz wszystkich ewakuować - powiedział z czułością. - Ukrywamy cię tylko z przewrażliwienia. Nikt się nie prześlizgnie. Jest nas teraz na tyle dużo, że prędzej poumieramy z nudów, niż popełnimy błąd.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:49   #4350
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- Ehm, Bella, mogłabyś jeszcze chwilkę zostać?
- Zapomniałam o czymś? - spytałam, zezując na jego talerz.
- Nie, nie. Chciałem tylko... poprosić cię o przysługę. - Ściągnął brwi i spojrzał na podłogę. - Siadaj. To nie zajmie mi dużo czasu.
Zaskoczona, usiadłam naprzeciwko niego, próbując się skoncentrować.
- O co chodzi?
- Tak w dwóch słowach... - Zarumienił się. - Może to dziwne zachowanie Billy'ego tak na mnie wpłynęło, ale muszę ci się przyznać, że... że mam takie... przeczucie. Przeczucie, że już niedługo cię stracę.
- No co ty, tato - wymamrotałam, czując wzbierające wyrzuty sumienia. - Chyba chcesz, żebym poszła na studia, prawda?
- Obiecaj mi jedną rzecz.
- Okej... - zgodziłam się z wahaniem, gotowa się ze wszystkiego wycofać.
- Uprzedzisz mnie, jak podejmiesz jakąś życiową decyzję? Zanim z nim uciekniesz czy coś?
- Tato... - jęknęłam.
- Mówię serio. Nie będę ci robił awantur. Tylko daj mi w porę znać. Żebym miał szansę uściskać cię na pożegnanie.
Krzywiąc się w duchu, uniosłam prawą rękę.
- To idiotyczne, ale skoro to dla ciebie ważne... Obiecuję.
- Dzięki. Kocham cię, córeczko.
- Ja też cię kocham, tato. - Dotknęłam jego ramienia, a potem odsunęłam się od stołu.''

''- Hej - mruknęłam.
Nie odpowiedział mi od razu. Przez dłuższy czas patrzył na mnie bez słowa, po czym z pewnym wysiłkiem wykrzywił usta w nieco zjadliwym uśmieszku.
- Tak, właściwie to domyślałem się, że tak to wyjdzie. - Westchnął. - Mam dzisiaj cholernego pecha. Najpierw wybrałem złe miejsce, ominęła mnie najlepsza zabawa, a Seth zebrał wszystkie laury. Potem Leah zachowała się jak idiotka, starając się udowodnić sobie, że jest tak samo twarda, co my, a ja musiałem być tym idiotą, który uratował jej skórę. A teraz to.
Machnął na mnie ręką. Nadal kuliłam się nieśmiało na progu.
- Jak się czujesz? - wymamrotałam.
Co za głupie pytanie!
- Trochę jestem przyćpany. Doktor Fang* nie jest pewien, jaką zaserwować mi dawkę środków przeciwbólowych, więc stosuje metodę prób i błędów i myślę, że przeholował.
- Ale nic cię nie boli.
- Nie. A przynajmniej nic z tego, co dało się opatrzyć - oświadczył, nadal ironizując.''


''Jacob dal sobie spokój z sarkazmem i spojrzał na mnie przyjaźniej. Zmarszczył czoło, jak gdyby się czymś martwił.
- A co z tobą? - spytał ze szczerą troską w głosie. - Nic ci nie jest?
- Mnie? - zdziwiłam się. Chyba naprawdę był zamroczony. - A co miałoby mi niby być?
- No, wiedziałem, że facet nie zrobi ci krzywdy, ale nie byłem pewien, jak to teraz będzie. Jak tylko się ocknąłem, to zaraz zacząłem się zadręczać, że może zakaże ci mnie znowu odwiedzać albo coś w tym stylu. Myślałem już, że zwariuję, jeśli szybko nie przyjedziesz. No to jak poszło? Bardzo był wkurzony? Przepraszam, że musiałaś sama sobie z nim poradzić. Nie tak to miało być. Myślałem, że będę mógł być przy tobie.
Nawijał tak i nawijał, wyglądając na coraz bardziej skrępowanego, a ja nadal nie rozumiałam, o co mu chodzi. Kiedy wreszcie to do mnie dotarło, czym prędzej rzuciłam się go pocieszać.
- Jake, to nie tak. Nic mi nie jest, naprawdę. Edward wcale się nie zdenerwował. Chciałoby się!
Jacob otworzył szeroko oczy. Chyba był przerażony.
- Co takiego?!
- Wcale nie był na mnie zły - ba, nawet nie był zły na ciebie! Jest taki cudowny, że ma się od tego jeszcze większe poczucie winy. Żeby tak chociaż na mnie wrzasnął! I tak zasłużyłam sobie na dużo gorsze traktowanie. Ale jemu jest wszystko jedno. Chce tylko, żebym była szczęśliwa.
- Nie był zły?
- Nie. Był bardzo miły. Aż do przesady.
Patrzył na mnie długo w milczeniu, a potem nagle zmarszczył czoło.
- Cholera jasna!
- Co jest? Coś cię zabolało?
Rozejrzałam się bezradnie za jakimiś lekami.
- Nie - mruknął ze wstrętem. - Nie mogę w to uwierzyć! Nie postawił ci żadnego ultimatum ani nic?
- Nawet o nim nie napomknął. Hej, co z tobą?
Skrzywił się i pokręcił głową.
- Kurczę, a tak na niego liczyłem. Niech to szlag. Twardy z gościa zawodnik.
Przypomniało mi się, jak Edward pochwalił go rano w namiocie za brak skrupułów, tyle, że mój ukochany nie był przy tym taki zagniewany. Czyli Jake wciąż robił sobie nadzieje, wciąż walczył. Ukłuło mnie to w samo serce.
- Jake - powiedziałam cicho - on nie gra w żadną grę.
- Akurat. Gra tak samo ostro, co ja, tyle, że wie, co robi, a ja nie. Trudno, jest lepszym manipulatorem ode mnie. To kwestia doświadczenia - nie miałem tyle czasu, co on na doskonalenie swoich sztuczek.
- Edward mną nie manipuluje!
- Manipuluje, manipuluje. Kiedy wreszcie otworzysz oczy i uświadomisz sobie, że nie jest jednak chodzącym ideałem?
- Przynajmniej nie groził, że się zabije, żebym go pocałowała - odparowałam. Gdy tylko wyrzuciłam z siebie te słowa, zrobiło mi się głupio. - Przepraszam, nie chciałam. A obiecywałam sobie, że nie będę do tego wracać.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Zamknij wątek

Nowe wątki na forum Wizażowe wyliczanki


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 
Narzędzia

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Wyłączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2014-01-01 00:00:00


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 11:04.






© 2000 - 2025 Wizaz.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Jakiekolwiek aktywności, w szczególności: pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie, lub inne wykorzystywanie treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, w szczególności w celu ich eksploracji, zmierzającej do tworzenia, rozwoju, modyfikacji i szkolenia systemów uczenia maszynowego, algorytmów lub sztucznej inteligencji Obowiązek uzyskania wyraźnej i jednoznacznej zgody wymagany jest bez względu sposób pobierania, zwielokrotniania, przechowywania lub innego wykorzystywania treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, jak również bez względu na charakter tych treści, danych i informacji.

Powyższe nie dotyczy wyłącznie przypadków wykorzystywania treści, danych i informacji w celu umożliwienia i ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz umożliwienia pozycjonowania stron internetowych zawierających serwisy internetowe w ramach indeksowania wyników wyszukiwania wyszukiwarek internetowych

Więcej informacji znajdziesz tutaj.