2017-01-18, 13:23 | #1 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2014-01
Wiadomości: 113
|
Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Hej,
Mam dosyć trudną dla mnie sytuację obecnie, z którą do końca nie wiem, jak sobie poradzić. Chciałabym to tutaj opisać, może jakieś świeże i trzeźwe spojrzenia z zewnątrz się pojawią. Może coś mi się w głowie poukłada, bo w tej chwili jestem w stanie spojrzeć na to zarówno ze swojej perspektywy, jak i swojego partnera, i gubię się w tym już pomału - nie wiem, jak mam postępować, a w praktyce wychodzi do bani. Mam 30 lat, a mój TŻ 40. Jesteśmy w związku od 4 lat. Mieszkamy w tej chwili w mieszkaniu jego rodziców w mieście, do którego ja przyjechałam ze swojego domu rodzinnego na studia. Skończyłam studia przyrodnicze, po nich robiłam doktorat na swojej macierzystej uczelni. Utrzymywałam się ze stypendium i dodatkowej kasy, którą profesor wypłacał swoim doktorantom z prowadzonych projektów unijnych. W trakcie doktoratu poznałam swojego TŻ. Po obronie (czerwiec 2015) niestety nie dostałam pracy na uczelni - coraz mniej studentów, brak godzin dydaktycznych, brak możliwości zatrudniania nowych pracowników. Niezrażona tym zabrałam się optymistycznie i entuzjastycznie za szukanie innej pracy. Niestety, raczej mi to nie wychodziło. Mojej dotychczasowej pracy na uczelni nikt nie traktował jako warte uwagi na rynku doświadczenie zawodowe. Popełniłam też w tym poszukiwaniu kilka błędów, przyznaję. Jednak zawsze starałam się następnym razem to poprawić. TŻ wspierał mnie wówczas, chwalił, że bardzo dobrze podchodzę do szukania, i na pewno mi się w końcu uda. Po paru miesiącach szukania (listopad 2015), gdy byłam już nieźle tym wszystkim podłamana (znalazłam tylko jedną pseudo-pracę, nikt nie traktował tego poważnie - małe zlecenia robione w domu dla jednej firmy) tata zaproponował mi, że mogłabym w sumie wrócić do mojego miasta rodzinnego, i przejąć jego małą firmę - jest to firma działająca stricte w moim zawodzie ze studiów. Od razu pytałam TŻ, co o tym myśli - wiązałoby się to z koniecznością naszej przeprowadzki. Powiedział, że on nie widzi przeszkód, jednak on musi najpierw skończyć swoją specjalizację (był właśnie w połowie). OK - przyjęłam to za dobrą monetę. Specjalizacja zakończyć się miała pod koniec 2016, egzamin - w marcu / kwietniu 2017. Więc wynikało z tego, że przez rok - półtora muszę sobie jeszcze jakoś radzić, a potem będziemy się przeprowadzać. Szukałam pracy dalej. W styczniu 2016 odezwali się do mnie z mojej starej katedry na uczelni. Potrzebowali kogoś na parę miesięcy do analizy starych danych, napisania publikacji. Miało to być tylko na jakiś czas (w styczniu powiedzieli, że na 2 miesiące), ale dla mnie w mojej sytuacji wydawało mi się to idealne - zgodziłam się i rozpoczęłam tę pracę. W trakcie, gdy tam pracowałam, mimo że wiedziałam, że to tymczasowa sprawa - nie szukałam już nic innego. W międzyczasie pojawiały się w katedrze nowe zadania, no i ostatecznie z 2 miesięcy zrobił się z tego rok pracy. Ostatecznie zakończyłam z nimi współpracę w grudniu 2016. Przez ten czas jak tam pracowałam nie szukałam niczego innego. Z TŻ jakoś przez ten czas za dużo nie rozmawialiśmy o dalszych planach - oboje jakoś unikaliśmy tego tematu, pewnie oboje jakoś tam się go baliśmy, i odpychaliśmy to od siebie. Raz porozmawialiśmy odnośnie planów dotyczących dzieci. Ja powiedziałam, że ja bym chciała, on - że najpierw musi skończyć tę specjalizację, a ja - mieć stabilną pracę. OK, też logiczne. Chociaż coraz młodsza się nie robię, ale pewnie da jeszcze radę No i tak doszło do tego, że teraz mamy już ten punkt, gdy trzeba zaczynać działać. Ja od lutego zaczynam pracę w tej firmie rodzinnej. To ok. 130 km od naszego obecnego miejsca zamieszkania. Na razie będę tam jeździć na tygodnie, mieszkać w tym czasie u rodziców, i wracać do TŻ na weekendy. TŻ się uczy do egzaminu, który ma na początku marca. Po egzaminie mamy szukać sobie mieszkania w nowym mieście. Co do kasy na mieszkanie - ja mam trochę odłożone, ale niewiele. TŻ w tej chwili nie ma oszczędności. Jednak moja babcia ma dużo odłożone, i ma tylko 2 wnuków. Powiedziała, że nie ma absolutnie problemu, możemy kupować mieszkanie za jej pieniądze. Jestem wszystkim bardzo wdzięczna, bo bardzo mi pomagają, a jednocześnie nie ingerują - nic nie narzucają, nie wtrącają się. TŻ też byłam bardzo wdzięczna, że tak naprawdę postawi dla mnie całe swoje życie na głowie. No nie jest to łatwa sprawa. Niby on jako lekarz wszędzie łatwo znajdzie pracę, ale moje miasto jest mniejsze niż nasze obecne, no i może ta praca będzie jakaś gorsza? Poza tym tutaj ma już jakieś propozycje itp, a tam będzie musiał zaczynać kompletnie od zera. No i wczoraj się bardzo pokłóciliśmy. Zaczęło się od tego, że pracując przez ten rok w katedrze nie szukałam jednocześnie jakiejś normalnej, stałej pracy w naszym mieście. Że wszyscy jakoś potrafią sobie znaleźć pracę, a ja nie. Że najpierw nic mi nie wychodziło, a potem to olałam, bo miałam swój plan, który dla mnie jest dobry, a dla niego bardzo zły. A ja się tym nie przejmowałam, bo w końcu miało być po mojemu - ??? Że on przewraca całe swoje życie do góry nogami, a ja sobie idę po najmniejszej linii oporu i w ogóle się nie przejmuję, ani tego nie doceniam. A on się tego wszystkiego boi i się denerwuje. Że on tam nie będzie u siebie. Na mówienie o tym nieudacznictwie co do szukania pracy zrobiło mi się strasznie przykro, zaczęłam płakać i się rzucać, że wszystko przekreślił, że ja się cały czas starałam, żeby coś robić, a on tego nie docenia. Że przecież rozmawiałam z nim najpierw i powiedział, że ok, ale do końca specjalizacji siedzimy w naszym obecnym mieście. I ja się do tego dostosowałam, wszystko temu poświęciłam, denerwowałam się brakiem stałości i stabilizacji, ale wypełniałam swoją część umowy, a teraz przyszła jego kolej, i się okazuje, że ja jestem nieudacznikiem, moje miasto jest za małe, a w ogóle to cały ten plan jest tylko mój. Na to TŻ, że kobiety tak właśnie traktują związki - jako umowy (???). I że widocznie nasze wspólne życie tutaj było dla mnie tylko okresem przejściowym, podczas którego się strasznie poświęcałam, żeby potem było w końcu tak, jak ja chcę, a dla niego - źle. Ja strasznie płakałam przez to przez całe wczoraj. Poczułam się z jednej strony zraniona, a z drugiej - no kurde faktycznie tak to może wyglądać, że olałam wszystko i poszłam po najmniejszej linii oporu. Zamiast się dla niego jakoś postarać, żebyśmy mogli tu zostać. Może coś w tym jest, że chciałam, żebyśmy mieli w końcu coś naszego, co razem wybraliśmy, razem urządziliśmy. Że nie czułam się do końca w domu w mieszkaniu jego rodziców, które on kiedyś urządzał dla kogoś innego. Że nie czuję się w ten sposób jego rodziną. Może faktycznie dlatego nie szukałam już później tej pracy tutaj, bo dla mnie faktycznie ten drugi scenariusz jest lepszy i bezpieczniejszy. Jednak on może uważa, że czując się bezpieczniej w takim scenariuszu - gdzie mam coś swojego (praca, mieszkanie) - wykazuję brak zaufania i docenienia wobec niego i wobec tego, co mamy teraz? W tej kłótni powiedziałam jeszcze, że on sam mi kiedyś mówił, że związki nie są na zawsze, i nie można nic drugiej osobie obiecać, bo te obietnice są tylko po to, żeby zrobić dobre wrażenie w danym momencie, a potem po kilku latach może być inaczej. I że nie może się dziwić, że w tej sytuacji myślę o tym, żeby mieć jakieś zabezpieczenie, a nie żeby zostać za 5 czy 10 lat wykopana z jego domu, i nie mieć żadnej swojej pracy, ani w ogóle nic swojego. On na to, że to jest po raz kolejny to "interesowane podejście" (dla mnie te słowa to jak policzek). I że on nie będzie mi mówił takich słów, jak "na zawsze", bo on uważa, że takie słowa to kłamstwo, i mam patrzeć na jego czyny. I że przecież przeprowadza się dla mnie, stawia całe swoje życie na głowie, żeby mi było dobrze, i jak dla mnie to za mało to on już nie ma słów. Cała ta awantura i słowa, jakie w niej padały naprawdę zrównała mnie z ziemią. On potem przyniósł mi na pocieszenie moją ulubioną Colę zero i słodycze, mówił, że to tylko przez nerwy, że ja przecież też mówiłam w tej kłótni strasznie złe rzeczy, ale on w nie nie wierzy, bo wie - że nerwy. I że ja też mam nie wierzyć. Ale teraz już sama nie wiem. Może on faktycznie myśli, że jestem egoistką idącą po najmniejszej linii oporu, zapatrzoną tylko w swój własny plan, i go w tym wszystkim olewam. Może faktycznie tak jest? Mogłam faktycznie zrobić więcej z szukaniem pracy tutaj. Mam wyrzuty sumienia, a jednocześnie czuję się skrzywdzona, bo nie uważam, żebym totalnie olewała w tym wszystkim czy to swoje sprawy zawodowe czy jego. Ale może on to tak odbiera. Nie wiem, kto ma rację, jak Wy sądzicie? Nie wiem też, co mam teraz zrobić, żeby to wszystko się dobrze ułożyło. Jak się zachowywać. Czy jechać do siebie i zaczynać tę pracę pomimo tych wszystkich komentarzy? Jeżeli tak, to czego wymagać w tej kwestii od niego? Jak mu to jeszcze jakoś ułatwić, żeby nie czuł się olewany? A może jeszcze jakoś inaczej powinnam działać? Przepraszam za długi post. Po prostu wydawało mi się, że wszystko jest dobrze i OK, a tu taka afera. |
2017-01-18, 15:09 | #2 | |||||||||
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2015-11
Wiadomości: 3 503
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Jednym słowem nie chce dotrzymać swojej strony zobowiązania i ma zamiar swoją frustrację wyładowywać na Tobie, że to przez Ciebie, Ty go wmanipulowałaś (w coś na co sam się zgodził), tylko Ty czerpiesz korzyści (co jest bzdurą) żebyś zaczęła czuć się winna i skakała jak on Ci zagra, w ogóle nie patrzeć na swój komfort życia. Tylko na JEGO. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Przede wszystkim nie przepraszaj za to że żyjesz, przypomnij mu że to były wasze wspólne ustalenia i oczekuj wyjaśnień, czemu z dnia na dzień oświadczył że one są nieważne. Zacznij układać sobie życie w drugim mieście i on albo wejdzie z Tobą w dialog i spróbuje znaleźć dla was wspólną najlepszą opcję, albo nie ma sensu marnować na niego czas. Tylko to ma być najlepsza opcja DLA WAS, a nie dla niego. Rozmawiać ze sobą na bieżąco (kolejna sprawa - dzieck0 - konkrety, rozmawiać i rozmawiać). Nie unikać niewygodnych tematów. Ustalać plany wspólnie a potem wymagać dostosowania się do nich, a nie zmiany. Nie pozwalać sobie na wyrzuty i wzbudzanie poczucia winy. Edytowane przez januszpolak Czas edycji: 2017-01-18 o 15:10 |
|||||||||
2017-01-18, 15:18 | #3 | ||
High Quality Since 2007
Zarejestrowany: 2007-12
Lokalizacja: wild wild south
Wiadomości: 4 268
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Pogadajcie dziś/jutro jeszcze raz. Na spokojnie. Zapytaj się go, czego on chce. Zapytaj jakie ma wobec Ciebie plany. Nie macie po 15 lat. Musicie rozmawiać o takich rzeczach na bieżąco. Niepokojące jest to że jako powód do braku rozmów podajesz obawę. Jesteście w związku od 4 lat, masz 30 lat na karku i omijacie niewygodne tematy? Niefajnie. Staż związku + Wasz wiek jak dla mnie trochę też zobowiązuje do tego, żeby albo podjąć jakieś konkretne kroki i np. się zaręczyć albo zastanowić się nad tym, czy oboje tak samo chcecie być ze sobą. No chyba że podejmujecie oboje świadomą decyzję o braku ślubu i braku dzieci. Ale musicie o tym najpierw porozmawiać.
Bo za chwilę się okaże, że Ty jesteś przekonana o tym, że kiedyś będzie dziecko, a on wcale go nie chce.
__________________
Cytat:
Cytat:
|
||
2017-01-18, 18:20 | #4 | ||||||||
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2014-01
Wiadomości: 113
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
Cytat:
Mój problem polega tutaj bardziej na tym, że nie chciałabym, żeby miał o to duży żal do mnie, i żeby nie myślał, że postępuję egoistycznie i myślę w tej całej sprawie tylko o sobie. Że za mały wysiłek włożyłam w szukanie tutaj stałej pracy, żeby załatwić sobie sytuację bardzo komfortową dla siebie, a od niego wymagającą bardzo dużo. Nie chcę, żeby tak o mnie myślał, i żeby potem ciągle mi to wypominał. Cytat:
Cytat:
Tyle tylko, że on uważa, że jeśli mi było źle do tej pory, to znaczy, że nie doceniam naszego wspólnego życia tutaj i "ono było dla mnie tylko przejściowe w drodze do realizacji moich celów". Ja natomiast uważam, że jeżeli jemu ma być tak źle w moim mieście, to naprawdę nie wiem, czy powinnam teraz to wszystko przeprowadzać. W końcu nikt nie chce, żeby jego partnerowi było źle, i żeby "wszystko dla ciebie poświęcił". Cytat:
No więc chciałam się Was zapytać, czy faktycznie to nie może tak trochę być. I jak powinnam mu pokazać, że faktycznie go uwzględniam i doceniam. Cytat:
Nie chciałabym, żeby on myślał, że ja go nie uwzględniam i jego szczęscie się dla mnie nie liczy. Cytat:
Co do tych obietnic, to właśnie na początku było nam bardzo fajnie, i nie zastanawiałam się w ogóle, czy to na zawsze, czy nie na zawsze. On jest po poprzednim związku, w którym uważał, że będzie to na zawsze, i bardzo się na tym przejechał. Jak mi coś strzeliło do głowy i zaczęłam zadawać takie pytania, to on powiedział, że takie obietnice jak "na zawsze" nie są prawdziwe, bo człowiek nie wie, jak to z nim będzie za X lat. I że co z tego, że się coś komuś obieca, jak potem i tak jest inaczej. I że nie powinnam oczekiwać takich obietnic, bo one są dobre dla egzaltowanych 15-latków. Że powinnam patrzeć na czyny, a on się stara na codzień, żeby mi było dobrze (to fakt), a teraz jeszcze w dodatku się dla mnie przeprowadza. I że to mi niby nie wystarcza i chcę jakichś deklaracji jak z harlequina. Już sama nie wiem. Cytat:
Co do dziecka też fakt. Jak na razie były trzy sytuacje kiedy rozmawialiśmy na ten temat. 1) Październik 2015. Do tego czasu wydawało mi się, że to on powinien rozpocząć ten temat. Byłoby mi miło, że tego chce. Jednak ponieważ tego nie robił, zebrałam się na odwagę i zapytałam, czy chciałby mieć kiedyś dzieci. Bardzo go to zaskoczyło, a kiedy jesteśmy zaskoczeni i zdenerwowani często chlapnie się coś bez zastanowienia. No więc najpierw upewnił się zdziwiony, czy pytam na serio. Potwierdziłam. Na to on, że "kiedyś się zastanawiał, ale potem przestał, i od tego czasu nie zaczął" (chodziło mu pewnie o jego poprzedni związek). Na to mnie zatkało. On chyba widział, że przez resztę wieczoru byłam pogrążona w swoim świecie, było mi przykro i byłam w szoku. Następnego dnia powiedział mi, że po prostu nie zastanawiał się, bo my nic razem nie planowaliśmy i on nie wiedział, że ja chcę. Ale że on oczywiście chce także. Od tego czasu nic się w tej sprawie nie działo. 2) Czerwiec 2016. Byliśmy razem w ZOO, i on rozpoczął ten temat odnośnie widoku umęczonych rodziców z rozwrzeszczanymi pociechami. Powiedział, że on ma takie fale co do tego dziecka, że raz chce, a raz nie. Ja mu powiedziałam, że przecież rozmawialiśmy, że to dla mnie ważne, i że jeżeli nie chce, to tak właściwie powinniśmy się rozstać, bo to duża rozbieżność. Powiedział wtedy, że ogólnie jest pozytywnie nastawiony. Że bardziej chce. I że po specjalizacji, i jak ja będę miała stałą pracę do tego wrócimy. 3) Teraz, parę tygodni temu, chciałam się upewnić w tej sprawie. No bo nie chcę przecież, żeby się dla mnie przeprowadził, żebyśmy kupili razem mieszkanie i zbudowali sobie tam nowe życie, a potem by się okazało, że on tego dziecka nie chce, no i tak głupio wtedy się rozstawać z kimś, kto tyle dla ciebie zrobił. Zapytałam, czy w kwestii dziecka on dalej chce je mieć po specjalizacji i po tym wszystkim, co się teraz będzie działo. Jego odpowiedź: "myślę, że tak". Podzieliłam się z nim też wątpliwościami, że mogę być potem za stara itp. uspokajał mnie, że teraz dużo ludzi ma dzieci w takim wieku, i że to nic nadzwyczajnego. No i teraz nie wiem, czy to są wystarczające deklaracje i konkrety? Czy mam jeszcze czegoś wymagać w tej kwestii? No bo niby wygląda tak, że jesteśmy umówieni. Jakbym teraz chodziła i dalej o tym "truła", to wyszłoby, że znowu mam tylko swoje plany i w ogóle go nie uwzględniam. I że nie ufam temu, co ustaliliśmy. Jak jeszcze mam o tym rozmawiać (jeżeli w ogóle)? Na ślubie raczej mi nie zależy. Dzieci bym chciała mieć. |
||||||||
2017-01-18, 18:49 | #5 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2015-11
Wiadomości: 3 503
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
Bardzo u was słabo z komunikacją. 4 lata razem i 3 rozmowy o dziecku, kiedy to jest dla Ciebie tak istotne, że mogłabyś zerwać z tego powodu związek? Tragedia, na prawdę. Dziwię się, że nie zaczynasz sama tego typu rozmów. Wiele kobiet zwyczajnie nie chce mieć dzieci. Dla mnie taka rozmowa powinna się odbyć najdalej na trzeciej randce - nie po kilku latach - i być aktualizowana przynajmniej raz na jakiś czas, najlepiej częściej niż raz do roku. A odpowiedź "raczej tak" od faceta koło 40stki wygląda słabo. Trochę za wiele tego ex związku u Twojego partnera. Mówi tak jakby wszystko co potencjalnie wspaniałe w miłości go już ominęło. Nie chciałabym osobiście osoby na tyle cynicznej w miłości, ale to już Twoja decyzja czy Ci odpowiada takie coś. Poprzednio też "byliście umówieni". Ciężko wam będzie jeśli nie zaczniecie na bieżąco rozmawiać. Codziennie, co tydzień. Zwyczajnie o swoich planach na życie, o swoich marzeniach. Do przegadania jest wiele. W sumie ciężko mi sobie nawet wyobrazić, jak można unikać tych tematów żyjąc ze sobą na co dzień. Np. wracasz z tej tymczasowej pracy i stwierdzasz "o jak dobrze że już w lutym idę pracować do firmy, w końcu lepsza praca". |
|
2017-01-18, 19:21 | #6 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2016-11
Wiadomości: 128
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
a według mnie niepotrzebnie się obwiniasz. przecież mieliście umowę, prawda? dobrze wiedział, jak będzie wyglądała wasza przyszłość i co? nagle teraz mu to zaczęło przeszkadzać gdy macie się niedługo przeprowadzić? jak na moje to mu jest po prostu wygodnie w tym domu u rodziców. poza tym... ty już się poświęciłaś (co było częścią wasze planu na przyszłość- żeby nie użyć słowa umowy), a następnym krokiem była przeprowadzka, o której on doskonale wiedział! nie dałabym na siebie zrzucić winy, oj nie... walcz o swoje dziewczyno. ty już poświęciłaś rok życia, on się zadeklarował, a teraz się wycofuje? bardzo nie fair
|
2017-01-18, 20:17 | #7 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2016-09
Wiadomości: 903
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
A mnie strasznie denerwują faceci, którzy wyskakują do partnerki z pretensjami, że za mało zarabia albo nie ma pracy. Robiłaś co mogłaś, gdyby były inne, lepsze propozycje na pewno byś skorzystała...
Bałabym się, że w przyszłości jeśli miałabym chęć i warunki wychowywać sama moje dziecko i zostać z nim w domu, mąż by mi na to nie pozwolił. U Was głównym problemem jest niezdecydowanie Twojego faceta. Niby 4 lata razem, niby poważny wiek ale żadne poważne deklaracje nie padły. Spodziewałabym się raczej pierścionka zaręczynowego a nie kłótni, żali i fochów. |
2017-01-18, 20:42 | #8 |
.
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 28 112
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
czemu nie potrafił wcześniej otworzyć japy i powiedzieć, żebyś szukała jednak innej pracy?
__________________
-27,9 kg |
2017-01-18, 20:50 | #9 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2006-10
Lokalizacja: moje miasto...?
Wiadomości: 21 441
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Macie 30 i 40 lat, jesteście w stałym zwiazku i o planach dot. dzieci rozmawialiscie RAZ? Przecież na takie życiowe tematy rozmawia się dziesiątki, setki razy. Może nie zawsze jest to poważna dyskusja ale jakieś snucie planów, jakieś rozważania itp. (albo jasno ustalone ze dzieci nie planujemy). Jeśli nie są to tematy tabu.. W zdrowym, funkcjonującym normalnie związku, to nie powinny być tematy tabu.
|
2017-01-18, 20:57 | #10 |
BAN stały
Zarejestrowany: 2007-12
Wiadomości: 27 877
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
e tam
niezły z niego cwaniak i manipulancik miał milion możliwości by ci powiedzieć, że się rozmyślił, albo że opcja z firmą ojca jest awaryjną i żebyś szukała dalej a teraz zwala na Ciebie. Lepiej sobie wymuś konkret odnosnie dziecka, bo za kolejne 2 lata znowu Ci zrobi awanturę, że Ty coś wymyślasz a on jest biedny miś. 2. dzieci właśnie; facet ma 40 lat i jest ''myślę, że tak'', ''może tak może nie'', on nie chce dziecka. 3. nie ogarniam tej komunikacji w związku jak pies do jeża, to powinny być naturalne tematy do rozmów a nie czajenie się i jeszcze odpowiadanie partnera w stylu robiącego duże oczka ''ty tak serio..?'' (co on jest po liceum ) ---------- Dopisano o 22:57 ---------- Poprzedni post napisano o 22:52 ---------- 4 lata związku czyli od 2013 i Ty w 10.15, 06.16 i 12.16 poruszasz jakoś tam mimochodem (raz on) temat dzieci?? Poważna jesteś? On Cię zwodzi bo Ty się łatwo dajesz bo masz zerowe wymagania. Edytowane przez Hultaj Czas edycji: 2017-01-18 o 20:54 |
2017-01-18, 21:03 | #11 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2006-10
Wiadomości: 43 642
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Kilka osób tu ma rację: brak komunikacji aż bije po oczach. Poważny wiek, kilkuletni staż, a stan rozmów jak po kilku randkach dwudziestoparolatków. Poza tym nie widzi mi się ten pan, oj mocno nie widzi.
|
2017-01-19, 12:25 | #12 | ||
High Quality Since 2007
Zarejestrowany: 2007-12
Lokalizacja: wild wild south
Wiadomości: 4 268
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Autorko, może sobie spisz na kartce czego oczekujesz od podstawowych sfer w swoim życiu:
- związku - bycia matką - bycia pracownikiem/właścicielem firmy - planów na dalsze życie prywatne i zawodowe A potem dopiero siadaj do rozmowy z nim. I póki nie będziesz mieć czarno na białym czego on chce, czego Ty chcesz, w konkretnych ramach czasowych (czyli np. za 3 miesiące się przeprowadzacie, za rok jak ogarniesz nową pracę zachodzisz w ciążę), to nie rezygnuj z rozmowy. Tylko się zastanów nad tym najpierw sama. Bo jesteś póki co jak żagiel na wietrze - gdzie Cię obróci tam idziesz. I może też trochę racji jest w tym wszystkim tego Twojego faceta, że jak usłyszałaś o innej pracy to już nie walczyłaś o nic innego. Ale poza tym ten Twój facet to jest kuty na cztery nogi, zgadzam się z dziewczynami.
__________________
Cytat:
Cytat:
|
||
2017-01-19, 19:30 | #13 |
Zadomowienie
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Czy ta firma ktora masz przejac prynosi jakies konkretne dochody?
Piszesz ze mieszkanie jest jego rodzicow..oni tez tam mieszkaja? czy tylko wy a oni wlasciciele? To mieszkanie co chcesz kupic za pieniadze babci to ma byc "wasze" spolne tez na papierze czy tylko twoje? |
2017-01-19, 20:07 | #14 | |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2014-01
Wiadomości: 113
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Dałyście mi dużo do myślenia - dziękuję. Niby wiedziałam, że z komunikacją na trudne tematy to trochę ciężko u nas, ale wydawało mi się, że jak już się zbiorę na odwagę i porozmawiam raz, coś niby ustalimy, a potem się nic w tej kwestii nie zmienia, to to już wystarczy i wałkowanie tego wte i wewte świadczyłoby już o jakimś zafiksowaniu, obsesji i braku zaufania
Co do wyprowadzki, to myślę, że na razie wyprowadzę się, będę pracować, przyjeżdżać na weekendy i poczekam spokojnie do tego egzaminu, adaptując się w tym czasie do nowej pracy. Do początku marca niech TŻ się skupi tylko na nauce. Potem spróbuję nie wymiękać i konsekwentnie wymagać dynamicznego działania w kolejnych etapach USTALONEGO planu. Właściwie to nie wiem, co zrobię, jak coś się będzie odwlekać albo przedłużać. Bardzo kocham TŻ, mamy mnóstwo do roboty razem, podobne poczucie humoru i wrażliwość, dużo fajnych wspomnień i przyjemną codzienność. Nie bardzo chcę to wszystko przekreślać dlatego, że gość ma jedną wadę tzn jest oporny przed zmianami ale w końcu się jakoś przełamuje. Będę jednak już od teraz wspominać o poważnych planach tak mimochodem w codziennych rozmowach. Na przykład "a jak już będziemy mieli to dziecko, o którym rozmawialiśmy, to coś tam", albo "nie kupujmy lepiej mieszkania ze schodami, bo dziecko będzie z nich spadać" jak zobaczy, że traktuję to jako ustalony już plan (bo niby teoretycznie jest ustalony?), to może jeżeli tego dziecka jednak nie chce, to powie coś zanim się przeprowadzi ... Cytat:
1) Firma nie jest duża. Zarabia się w zależności od tego, jaki akurat jest ruch w interesie. Podobno między 3 a 4 tysiące miesięcznie to się na ogół mieści. Wiem, że oszałamiające to może nie jest, ale już na spokojne życie na pewno wystarczy - dla mnie to wystarczy. Poza tym - zanim znalazłam swoją pseudo-pracę - przez pół roku naprawdę intensywnie szukałam, i porównywalnie dobrej oferty po moich studiach (ochrona środowiska) naprawdę nie znalazłam. Kolejnym plusem jest to, że jest to praca w zawodzie, więc nawet jeśli po kilku latach coś z nią - odpukać - nie wypali, to zlikwiduję swój największy mankament obecnie, czyli brak sensownego doświadczenia na "prawdziwym" rynku pracy. Plusem jest też fakt, że firma działa od prawie 20 lat na rynku, ma wielu stałych klientów i stabilną sytuację. Minusem jest to, że TŻ się chyba na początku spodziewał, że na kierowniczym stanowisku w firmie to będę zarabiać dużo więcej niż te 3-4 k. Gdy się dowiedział, o jakich stawkach mówimy, zaczął coś kombinować, że może ja to będę jakoś rozwijać, skoro ta firma taka "nieopłacalna" itp. Boję się, że kiedyś mi wypomni, że on się dla mnie przeniósł, żebym mogła prowadzić tę firmę, a ta firma nie jest wg niego w ogóle tego warta. Ja umiem ciężko pracować, często na doktoracie siedziałam całymi godzinami. Nie robię błędów i wychodzi mi wszystko na ogół dobrze. Jestem pewna, że przy początkowej pomocy poradzę sobie z bieżącą pracą w tej firmie (mała firma - właściciel pracuje tak samo jak wszyscy). Jednak nie jestem jakimś przebojowym rekinem biznesu, więc obawiam się, że jakieś mega-rozkręcanie, żeby zarabiać dużo więcej, może mi akurat raczej nie wyjść. 2) To jest mieszkanie w kamienicy. Cała kamienica jest jego rodziców. Mieszkamy sami, ale w tej samej klatce w dwóch innych mieszkaniach mieszkają rodzice TŻ i jego siostra z rodziną. 3) No właśnie to jest trudny temat. Nie mam pojęcia. TŻ nie ma w tej chwili oszczędności, jego rodzice mają dość spore. Wiem też, że zastanawiają się nad potencjalnymi inwestycjami, bo trzymanie kasy po prostu na koncie obecnie staje się raczej ryzykowne. Nie wiem jednak, czy będą się chcieli dołożyć do naszego mieszkania. Ja na pewno najbardziej komfortowo bym się czuła, gdyby to była nasza współwłasność. Idealnie by było, gdyby nasze rodziny zrzuciły się na to mieszkanie, i wtedy nie byłoby żadnych wątpliwości ani kwasów. Jeżeli jednak jego rodzice się nie dołożą, ja nadal bym chciała współwłasności, bo nie chcę, żeby on się czuł tam niekomfortowo, skoro się dla mnie przeprowadza. Nie wiem jednak, czy zarówno on, jak i moja rodzina zgodziłyby się na współwłasność na takich warunkach. Generalnie ten temat bardzo mnie stresuje, bo za mało tu ode mnie zależy, a mogą wyjść jakieś duże kwasy. Nie bardzo wiem, jak ja mam operować w tej sytuacji, żeby to wszystko skończyło się OK i bez niczyich żali. |
|
2017-01-19, 21:21 | #15 |
Zadomowienie
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Taki troche ciezki temat - oboje chyba podswiadomie zakladacie rozpad tego zwiazku i sie zabezpieczacie - w sumie jak nabardziej slusznie.
On jest cfaniaczek i manipulancik - pewnie zgodzil sie sie na ta przeprowadzke bo spodziewal sie albo ze firma przynosi wiekszy dochod i wtedy moglo by to miec wiekszy sens albo wtedy moze i wydal mu sie ten pomysl w miare ok.ale gdy stal sie realny to jednak stwierdzil ze tego nie chce. Troche mu sie nie dziwie ze w wieku 40 lat nie chce przenosic sie do nowego mniejszego miasta, zaczynac od 0 i mieszkac w cudzym mieszkaniu (bardzo watpie by twoja rodzina zgodzila sie twojego CHLOPAKA bo tylko tym jest po 4 latach wpisac jako wspolwasciciela) Swoja droga 40 letni lekarz mieszkajacy u rodzicow pewnie tylko za oplaty nie ma oszczednosci? To brzmi wiec niewiarygonie, ze sie chlopina nic nie dorobil - zwlaszcza ze twoja potencjalna wyplata 3-4 wydala mu sie dosc marna. Moze jednak ma oszczednosci, ale nic ni wspomina, bo mu nie na reke wspolne kupowanie mieszkania (wiadomo ze u rodzicow moze zawsze sie szybko wymiksowac z niechcianej lokatorki) Ty natomiast skoczylas doktorat mimo ze chyba zdawalas sobie sprawe z faktu ze to raczej szkodzi niz pomaga na rynku pracy, a na zostanie na uczelni szanse mizerne. Pol roku szukalas pracy (nie twierdze ze sie nie przykladalas - ale jesli szukalas tylko w zawodzie, a po ochronie za wiele chyba ofert i tak nie ma --wiec chyba za duzo i tak sie nie dzialo w tych poszukiwaniach)..no i po takim niedlugim okresie (no niestety w polsce sie dlugo szuka jesli ma sie malo chciane wyksztalcenie) wpadlas na korzystny dla siebie pomysl (nie dziwie ci sie - sama majac mozliwosc pracy w rodzinnej firmie i mieszkanie w prezencie to bym podskoczyla z radosci)..zawaralas z nim umowe na przeprowadzke. Jak to wylgadalo nie wiemy - czy przyklasnal od razu i byl pelen entuzjazmu, czy moze czul sie przymuszony,i powiedzial ci to co chcialas usyszec liczac ze w miedzyczasie jednak cos ci sie trafi na miejscu (tak jak z tymi dziecmi) Jak dla mnie to jest wam jak tu czasem pisza na forum " nie po drodze"...po 4 latach w waszym wieku nie ma zareczyn, on cie zwodzi z dziecmi jak juz temat zostanie poruszony raz do roku, a przeprowadzic sie wcale nie chce. Z kolei ty jak najbardziej powinnas myslec o sobie by nie zostac zniczym. |
2017-01-19, 21:46 | #16 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-02
Wiadomości: 18 401
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Albo cie oklamuje albo cos tobi z kasa ze nic nie odzczedza. Ciezko uwierzyc.
Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Kiedy kobiety kogoś poznają to myślą, że to fajny facet. Jest już wstępnie zaakceptowany jako partner, a później może to tylko zepsuć lub nie. Kiedy mężczyźni kogoś poznają to myślą: „Ma niezłe nogi”. |
2017-01-19, 21:51 | #17 | |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2006-10
Wiadomości: 43 642
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
|
|
2017-01-20, 05:50 | #18 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-02
Wiadomości: 22 122
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
Tak, to brzmi z lekka przerażajaco. Nie bardzo ogarniam jak szybko lekarze wchodzą na rynek pracy, ale patrząc po swoich kolegach lekarzach mniej więcej równolatkach, to koło 40 raczej już byli bardzo dobrze opierzeni i raczej bardzo wystawali na + pod względem ogólnej (własnej a nie rodziców) zamożności, owszem dokształcali się, ale to u lekarzy raczej notoryczne a nie ze się muszą jakoś specjalnie zyciowo na tym skupiać. A tu nie wiem co sie stało, ze on nie ma nic, mieszka u rodziców, zrobienie czegoś (co on tam robi? dodatkowa specjalizację czy co?) to życiowa misja prawie że? Co on wcześniej robił? Nic? Nie chcę zaczynać i jątrzyć, ale mnie ten watek wygląda jak kalka z LovinLight i jej maharadży :/ Niedorobiony wiecznie doktór w wiecznym stanie przedegzaminacyjnym , mieszkający u rodziców i spławiający partnerkę wizją jakichś potencjalnych dzieci i ślubów "na wieczne potem".
__________________
Cava Z salamandrą w dłoni szedłem przez powierzchnię komety. Liz Williams |
|
2017-01-20, 05:59 | #19 |
Naczelna Nastolatka
Zarejestrowany: 2010-03
Lokalizacja: Podkarpacie
Wiadomości: 25 807
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Ha ha ha. Ja już wczoraj zglosilam wątek do moderacji zeby sprawdzili czy to nie nasza ulubiona bajkopisarka
wysłane telepatycznie
__________________
Małgorzata i spółka. Matka natura to suka. |
2017-01-20, 06:08 | #20 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-02
Wiadomości: 22 122
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Ja się bardziej przeraziłam, ze może to znów maharadża w roli głównej, rujnuje życie kolejnej kobiecie. :/
__________________
Cava Z salamandrą w dłoni szedłem przez powierzchnię komety. Liz Williams |
2017-01-20, 06:11 | #21 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-02
Wiadomości: 18 401
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Kiedy kobiety kogoś poznają to myślą, że to fajny facet. Jest już wstępnie zaakceptowany jako partner, a później może to tylko zepsuć lub nie. Kiedy mężczyźni kogoś poznają to myślą: „Ma niezłe nogi”. |
2017-01-20, 06:39 | #22 | |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2015-12
Wiadomości: 164
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
Ale wszystko to się jakoś kupy nie trzyma... |
|
2017-01-20, 08:52 | #23 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2014-01
Wiadomości: 113
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Co do oszczędności TŻ, to wątpię, że robi mnie w konia, bo wiele razy były rozmowy na ten temat, miałam dostęp do jego konta podczas robienia jednego przelewu, no i kurczę żyję z gościem na codzień, i wiem, jakie ma problemy, co go stresuje. Sytuacja wygląda tak, że miał odłożone ok. 100 k jak się poznaliśmy (miał wtedy 36 lat, 1 specjalizację, i 2 lata przerwy na pracę w zawodzie). Jak się poznaliśmy pracował w poradni i zarabiał całkiem nieźle. Niestety był wówczas w rozsypce psychicznej po poprzednim związku, po 4 miesiącach naszego rzucił tę pracę i przez pół roku jakoś niespecjalnie szukał kolejnej, żyjąc w tym czasie ze zgromadzonych oszczędności. Wspierałam go w tym czasie i byłam przy nim. Po tym czasie znalazł sobie inną pracę, trochę gorzej płatną. Przepracował tam 5 miesięcy, po czym zaczął obecną specjalizację. Na tej specjalizacji w samym szpitalu, za samo siedzenie na specjalizacji (a siedział tam 8:00-14:00 codziennie) nic mu nie płacili. Był za to strasznie wkurzony, często się denerwował na tę sytuację, bo umawiali się z szefem inaczej, a po drodze wyszło inaczej, a specjalizację - skoro już zaczął - to jednak chciał skończyć. Po paru miesiącach życia z oszczędności na początku specjalizacji zaczął chodzić 2 razy w tygodniu na 4 godziny do poradni do pracy dodatkowej. Uwzględniając jednak, że jako 1-osobowa działalność gospodarcza musiał miesięcznie płacić 1000 zł ZUS, to na rękę nie wychodziło z tej pracy jakoś specjalnie dużo. No i w ten sposób przez trzy lata specjalizacji - aż do teraz - spłukał się ze swoich oszczędności praktycznie do 0. Cały czas się o to wściekał, i powtarza, że jak już zrobi tę specjalizację, to idzie w końcu do normalnej pracy i zaczyna na nowo normalnie zarabiać.
Także, widzicie, różnie w życiu bywa. Problemy zawodowe, prywatne, z motywacją na pewnych etapach i z załatwianiem spraw z ludźmi mają nawet lekarze. Ja to wszystko widziałam na bieżąco, i, naprawdę, nie wydaje mi się, że była to jakoś szeroko zakrojona pantomima. Co do bieżących sytuacji natomiast, to po wczorajszych dwóch rozmowach jeszcze bardziej się pokomplikowała. Pokomplikowała się tak, że naprawdę siedzę cała w nerwach, boli mnie brzuch, i nie wiem, czy mam jeszcze ochotę na cokolwiek w jakiejkolwiek kwestii. Mam nadzieję, że coś mi poradzicie, a nie będziecie oskarżać o zmyślanie, bo naprawdę, może i żyłam do tej pory trochę pod kloszem, ale obecna sytuacja to dla mnie jakiś kosmos, i zupełnie nie wiem, jak ją ugryźć i kto chce dla mnie dobrze, a kto coś ściemnia Najpierw rozmawiałam z mamą. Jakiś czas temu babcia w rozmowie powiedziała mi, ile mniej więcej mogę przeznaczyć na to mieszkanie. Że ona to wszystko zapisała mojej mamie, ale tyle a tyle jest dla mamy, tyle a tyle dla mnie na start, i - tyle samo, co dla mnie - dla mojego brata. Podałam wtedy tę kwotę mojemu TŻ. W trakcie wczorajszej rozmowy mama powiedziała mi jednak, że chyba sobie żartuję, że cała ta kwota pójdzie od razu na mieszkanie. Że dadzą mi na razie mniej, i możemy sobie najpierw kupić coś mniejszego, a potem zawsze można sprzedać i zamienić na większe, a trochę pieniędzy w rezerwie przecież też warto mieć. No i ja się nawet zgadzam, zresztą, mi naprawdę nie zależy na wielkich mieszkaniach, ja chcę sobie mieszkać z TŻ nawet w mniejszym, ale we własnym, mieć stałą stabilną pracę, no i rodzinę. Nie będę się awanturować o pieniądze, pomimo, że wcześniejsze ustalenia z babcią były inne. Ale - dla mnie - już niech tam. Bałam się jednak reakcji TŻ. No i okazało się, że słusznie. Stwierdził, że to ogóle się nie opłaca rezygnować z większego, "własnego" mieszkania, jakie mamy obecnie, żeby mieszkać w jakimś mniejszym, tylko po to, żebym ja miała pracę, w której zarabiać będę ze 3-4 razy mniej niż on. Że na wspólne dorabianie się to on by poszedł z 10 lat temu, a teraz to nie ma sensu, skoro już tutaj coś mamy. Że nie ma co wymieniać mieszkania za kulka lat, gdy pojawi się dziecko, tylko trzeba od razu mieć duże i ładne - takie jak tutaj. Że on chce ze mną mieć dzieci po specjalizacji i mogłabym nawet w ogóle nie pracować (tylko ja cholera _chcę_ pracować). Że on mi wszystko zapewni, a moja mama zrobiła mnie w konia, i próbuje ingerować, żeby pokazać, że ma władzę - i dalej będzie pewnie tak samo, bo on się zna na ludziach. Że spokojnie jak poszuam, to tutaj też znajdę pracę (no niestety nie taką po ochronie środowiska z takimi warunkami...). Nie powiem, bo zrobiło mi się przykro od tej gadki. Sama już nie wiem, czego powinnam chcieć, i co zrobić. Potem zaczął mówić, że on pójdzie wszędzie tam, gdzie ja, że najważniejsze to być za sobą, że jakoś sobie poradzimy, że możemy nawet wynająć i dorobić się naprawdę swojego, żeby nikt nie ingerował, nie rządził się i nie zmieniał ustaleń w trakcie. Że będziemy mieli dzieci, bo to jest najważniejsze, i że wszystko będzie dobrze. Otulał mnie kocykiem i przytulał. Mówił, że będzie bardzo tęsknić, jak mnie tymczasowo nie będzie, że już tęskni, i że mnie kocha Dzisiaj rano powiedziałam mu, że mogę w takim razie zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że nie muszą nam nic dawać, i my sobie jakoś sami poradzimy. Powiedział, żebym dała spokój na razie, że nocne rozmowy po trzech piwach to nie jest coś, co jest zobowiązujące. Zapytałam, czy mam w takim razie nie brać pod uwagę wszystkiego, co wczoraj mówił. Powiedział, że nie, że poźniej porozmawiamy. Przytulał mnie chwilę. Ja naprawdę już zaczynam mieć serio DOSYĆ. Żadnej rozmowy z nikim nie mogę traktować jako zobowiązującą do czegokolwiek, i już zaczęło się dziać to, czego się najbardziej obawiałam w tej sytuacji - wszyscy na mnie krzyczą, każdy ma swoje racje, a ode mnie nic tak naprawdę nie zależy, a muszę zdecydować, co mam zrobić. Tylko jak mam zadecydować, skoro nawet nie wiem, co kto naprawdę myśli, i kto tak naprawdę jest po mojej stronie. TŻ mówił wczoraj, że najważniejsze, żebyśmy byli razem i mieli fajną rodzinę Myślę, że naprawdę tak uważa. A ta durna sytuacja zniszczy wszystko między wszystkimi. Naprawdę bardzo proszę o potraktowanie tego serio, i nie uważanie mnie za niczyi klon. Bardzo potrzebuję rady bardziej doświadczonych i bezstronnych osób, które w niczym tu nie mają swojego interesu i liczę, że będą mi co za tym idzie mogły bezstronnie powiedzieć, co ja powinnam właściwie zrobić, żeby to wszystko było DOBRZE. Jeżeli uważacie, że TŻ to cwaniak i manipulant, to ciekawe, czemu mi się ze wszystkiego zwierzał przez te 4 lata, czemu był ze mną w różnych trudnych momentach i mnie wspierał. I jak było dobrze i robiłam doktorat, i jak byłam biedna i miałam niepowodzenia w szukaniu pracy. Przytulał mnie i mówił, że bardzo mnie kocha jak jestem taka biedna. Pomagał mi w różnych trudnych dla mnie sytuacjach. Przytulał mnie wieczorami, dbał o to, co ja bym chciała robić, zabierał na nocne przejażdżki, kupował maskotki i różne rzeczy w kształcie mojego ulubionego zwierzaka. Jest bardzo dobry dla naszego kotka. Ta sytuacja jest dla niego też trudna i stresująca, a do tego wszystkiego ma jeszcze egzamin. Jednak ja sama nie wiem, czego on właściwie teraz chce. Nie wiem, czego ja chcę, i nie wiem, czego chcą moi rodzice i dlaczego. Pogubiłam się w tym wszystkim. |
2017-01-20, 09:10 | #24 |
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2016-08
Wiadomości: 2 056
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Autorko przykro mi, ale jestem po stronie Twojego faceta. Macie mieszkanie w prywatnej kamienicy rodzinnej- zapewne duże i przestronne i za minimalne opłaty, macie na miejscu jego rodzinę, zawsze można sobie nawzajem pomóc.
Pakowanie pieniędzy w mieszkanie w mneijszym mieście, po to żebyć mogła zarabiać 3-4k to kpina. Jakbyś chciała to byś znalazła pracę, jak nie w zawodzie to byś sie przekwalifikowała albo zrobiłą dodatkowe uprawnienia, kursy itd. Jesteś bardzo samolubna i krótkowzroczna. |
2017-01-20, 09:17 | #25 |
...
Zarejestrowany: 2013-01
Wiadomości: 451
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Ja tam nie wiem czy manipulant, ale zbyt stabilny psychicznie/emocjonalnie to nie jest
Gość robi Ci wodę z mózgu, mówi jedno, potem cofa, tu dosra z deczka, tam pogłaszcze i przytuli. Ja się nie dziwię, że wariujesz. A teraz co ja bym zrobiła: 1. Ogarnięcie czego TY chcesz, na liście w priorytetach 2. Wypisała jakie masz możliwości, ich wady i zalety 3. Zarządziła z facetem szczerą finalną rozmowę na temat tego jak będzie wyglądało wasze życie w najbliższym czasie, z zapowiedzeniem, że to co powie bierzesz jako ostateczne, więc żeby się ogarnął. Zobaczyć czy wam jest po drodze, czy da się jakoś pogodzić wasze wizje życia i plany. Wymagałabym od niego konsekwencji, jak mówił, że chce dzieci to kiedy możecie się zacząć starać (jak wcześniej ślub to kiedy planować). Nie daj grać mu na zwłokę i migać się od konsekwencji tego co mówi. Powodzenia |
2017-01-20, 09:20 | #26 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-02
Wiadomości: 22 122
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
2 lata nie pracował, potem pracował za darmo (NIE WOLNO!!!! w Polsce świadczyć pracy za darmo, jak oni to prawnie zakombinowali w tym szpitalu) poza tym, jakby był bardziej obrotny, to by się wkręcił w jakąś prywatną praktykę lekarską, przecież lekarzy w Polsce jest za mało, ja prywatnie czekam po 2-3 tygodnie na wizytę. Raczej Ci radzę, nie za bardzo polegać na nim finansowo i jednak swoje dochody mieć. Te 3-4 tysie miesięcznie na własnej zakorzenionej małej działalności, to jest stabilna dość przyszłość a nie "byle co". Bo gruszki na wierzbie to każdy może obiecywać, ale jak jest realnie, to sama widzisz. On raczej jest nauczony, ze bogata rodzina jakoś pomoże z tego co rozumiem, ale juz od Ciebie, 10 lat młodszej, to wymaga, żebyś zarabiała kokosy, dużego mieszkania i ładnego i ciekawe co jeszcze żeby to nie były jakieś żarty. Moze niech sam najpierw zacznie, bo wcale nie jest powiedziane że znów nie dostanie jakiegoś załamania nerwowego z powodu śmakiegoś (depresji poporodowej np. a czemu nie? Nagle do niego dotrze ze mu się młodość w pieluchach skończyła.), albo ze znów będzie robił darmo lub półdarmo, albo szef mu nie zapłaci, albo coś. Facet ma 40 lat, w tym wieku wielu ludzi ma już z 15-20 lat sensownej pracy za sobą i sa poustawiani i majątkowo i pracowo, a ten jakoś się wyzerował, mjają zawód który pozwala naprawdę dobrze zarabiać _równolegle_ z robieniem kolejnych specjalizacji, pisaniem prac, podwyższaniem stopni naukowych, prowadzeniem własnych praktyk, uganianiem się za ordynaturą. :/ Ja bym jeszcze uwierzyła, jakby był pielęgniarką. Ale lekarz w tym kraju robiący w szpitalu za darmo
__________________
Cava Z salamandrą w dłoni szedłem przez powierzchnię komety. Liz Williams |
|
2017-01-20, 09:23 | #27 | |||
High Quality Since 2007
Zarejestrowany: 2007-12
Lokalizacja: wild wild south
Wiadomości: 4 268
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
Naucz się raz na zawsze, że dorosłość NIE POLEGA na wiedzy czego chcą Twoi rodzice i dlaczego, tylko czego Ty sama chcesz. Zastanów się sama dla siebie co jest dla Ciebie priorytetem. Serio gadałaś z facetem po trzech piwach o Waszej przyszłości? Bo mnie by to nawet do głowy nie przyszło... Usiądźcie do rozmowy, z kartką, z Twoimi oczekiwaniami, spiszcie argumenty za i przeciw, a potem się tego trzymaj... Bo naprawdę to wygląda coraz słabiej.
__________________
Cytat:
Cytat:
|
|||
2017-01-20, 10:23 | #28 |
BAN stały
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
A gdzie te jego 16 tysięcy miesięcznie? Bo z takimi zarobkami chyba raczej można cokolwiek odłożyć? Czy dobrze rozumiem, że te zarobki to tylko takie teoretyzowanie, w nieokreślonej przyszłości, a póki co ty miałabyś te 3-4 tys., a on figę z makiem? Bo na dzień dzisiejszy, to jesteś o niebo zaradniejsza niż pan doktor.
|
2017-01-20, 10:46 | #29 | |
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2016-08
Wiadomości: 2 056
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
Wysłane z mojego ONE E1003 przy użyciu Tapatalka |
|
2017-01-20, 10:52 | #30 | |
BAN stały
|
Dot.: Nowa praca, przeprowadzka, kłótnia w związku
Cytat:
A autorka tak "nieogarnięta", że i bez "normalnej" pracy póki co lepiej sobie radzi niż on. |
|
Nowe wątki na forum Intymnie |
|
Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 12:46.