Odczuwacie kryzys gospodarczy?

[Ava_]

Napisane przez bleuclair

U mnie też wiele ciuchów jest jeszcze z czasów studiów, niektóre chyba jeszcze z liceum, a jestem po 30stce. Zawsze stawiałam na klasyczne kroje, stonowane kolory, mój rozmiar się nie zmienia i szkoda mi po prostu wyrzucić, jednocześnie lubię sobie kupić nowy ciuch, więc szafa pęka w szwach, a ubrania nie są znoszone, bo jest ich dużo.
Dziś mam np. na sobie spodnie minimum 10-letnie

Mam bardzo podobnie. Przy dużej rotacji rzeczy potrafią naprawdę przetrwać dekady. Jak niespecjalnie poddaje się sezonowym trendom, kupuje ubrania proste i dobrze skrojone, można nosić i nosić bez estetycznego kompromisu. Mam pare bawełnianych sukienek po kuzynkach z lat 80 i kardigany po babci z 70, jakościowo roznica jak niebo a ziemia w porównaniu z obecnymi ciuchami. Jeszcze mnie przeżyją.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

[bleuclair]

Napisane przez Ava_

Mam bardzo podobnie. Przy dużej rotacji rzeczy potrafią naprawdę przetrwać dekady. Jak niespecjalnie poddaje się sezonowym trendom, kupuje ubrania proste i dobrze skrojone, można nosić i nosić bez estetycznego kompromisu. Mam pare bawełnianych sukienek po kuzynkach z lat 80 i kardigany po babci z 70, jakościowo roznica jak niebo a ziemia w porównaniu z obecnymi ciuchami. Jeszcze mnie przeżyją.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Wyobrażam sobie, bo ja widzę bardzo dużą różnicę nawet między ciuchami kupionymi w tej samej sieciówce w okolicy 2010 a teraz.

[71253839b04673f7804766e160d807ea33c37805_6578f4849ccb9]

[1=26cabbdd88f595c38f9b7f8 139ef1472f28f75bc_65628a8 226dae;89638923]5 lat? Słyszałam, że odzieży jest do przodu na pokolenie albo więcej. Źródło - coś kiedyś słyszałam i w to wierzę.[/QUOTE]

Ale to w takim sensie, ze one są już wyprodukowane na te kilka lat do przodu i gdzieś leżą w magazynach?

Czy wy piszecie tych stosach ubrań powyrzucanych na wysypiska gdzieś w Ameryce Południowej np.?

[b872d78680f891d873273d31baaf276c9d6e57ec_6594a44f1cc14]

[1=71253839b04673f7804766e 160d807ea33c37805_6578f48 49ccb9;89638882]Ludzie odczuwają kryzys gospodarczy, bo chyba nawet ci zamożniejsi zamiast wyrzucać dobre rzeczy to się 'przemęczają' i wystawiają do sprzedaży na olx
Bo taki fajny plecak turystyczny niedawno upolowałam za 30 zł (cena sklepowa to 180). I kurtkę dziecięcą narciarską za 50 zl.
To może chociaż taki plusik kryzysu, że mniej śmieci i rzeczy mają dłuższe życie w drugim obiegu.[/QUOTE]

Myślę że to też trend zero waste, dają ubraniom 2gie życie.

[kasiunia788742]

[1=71253839b04673f7804766e 160d807ea33c37805_6578f48 49ccb9;89639166]Ale to w takim sensie, ze one są już wyprodukowane na te kilka lat do przodu i gdzieś leżą w magazynach?



Czy wy piszecie tych stosach ubrań powyrzucanych na wysypiska gdzieś w Ameryce Południowej np.?[/QUOTE]Raczej to drugie.

Wysłane z mojego SM-G990B przy użyciu Tapatalka

[kaledonia]

Miałam trochę ubrań pochowanych w mniejszym rozmiarze i teraz je noszę, ale czasem mam wrażenie, że są mało na czasie. Nie chcę się tego pozbywać, ale coś muszę zrobić by koszula czy jeansy wyglądały jakbym je nie kupiła 15 lat temu

[Rena]

Napisane przez skara

Ja mam problem z ubraniami lekko znoszonymi. Może nie nadają się już na oficjalne okazje, bo są już lekko zblaknięte albo trochę pokulkowane, ale zarazem nie mają dziur ani nic co by je kwalifikowało do śmietnika. Po domu nie, bo niewygodne, oddać też nie ma komu, a wyrzucić szkoda, bo na zwykłe okazje mogą być. Z tym, że ja nie mam zwykłych okazji, bo pracuję z domu, a jak się umawiam z klientem to na bardziej oficjalne spotkania.

A co do chodzenia po restauracjach to zauważyłam to samo co koleżanka przede mną - jest mnóstwo miejsc z jedzeniem przeciętnym, bez tego efektu Wow. A takie mnie nie zachęca do chodzenia po knajpach.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Ja tez mam tak ze znoszonym ubraniem. Poza dzinsami i skora, to nie lubie widocznych sladow znoszenia. A czesto jeszcze za wczesnie by wyrzucic.

Restauracje mnie nudza/mecza. A i jedzenie tam czesto tluste i ciezkie. I za to tyle placic? Tylko jako miejsce spotkania i z preferencja by tylko pic. A jak juz to wole kuchnie japonska -sushi czy hawajskie poke bowl.

[Timon i Pumba]

Treść usunięta

[26cabbdd88f595c38f9b7f8139ef1472f28f75bc_65628a8226dae]

Napisane przez Timon i Pumba

Treść usunięta

Wtedy restauracja żeby zarobić x kwotę musiałaby sprzedać 2 dania. Plus - ludzie zwykle chwalą duże porcje.

[4d032753774d1a68efa6ccfc57dfedd4115cfe72_6584d22253d76]

To tak jak z kebabem, duza ilosc miesa to bylo cos zawsze porzadanego. No ale ja np. nie lubie napychac sie bula z pol kilo miesa ktorej nie jestem w stanie ugryzc. Wystarczy mi niewiele miesa, wtedy mozna to normalnie jesc nie brudzac sie. Ale jak zamawiam to nie rozumieja tego, ze ja naprawde chce niewiele miesa, i i tak dokladaja duzo.
Tak samo pizza, zawsze mowie/pisze zeby tych produktow dali mi niewiele na pizze, ale jakos to nie dociera i i tak produktow jest tak duzo ze niejednokrotnie wszystko splywa i pizza jest mokra.

[3bab1895ed7a4a0113eb29e79654b8b86ef03e4e_657f8b8281285]

[1=26cabbdd88f595c38f9b7f8 139ef1472f28f75bc_65628a8 226dae;89639365]Wtedy restauracja żeby zarobić x kwotę musiałaby sprzedać 2 dania. Plus - ludzie zwykle chwalą duże porcje.[/QUOTE]
I największa pochwała od polaka - "było nie do przejedzenia" W jednym miejscu były porcje takie, że po sałatce nadal miałam ochotę na deser (dla mnie super, kocham desery) to przez innych opina o "maleńkich" porcjach poszła w świat.

[kasiunia788742]

Napisane przez Timon i Pumba

Treść usunięta

Niektóre miejsca faktycznie dają większe porcje (choc ja po prostu prosze o zapakowaniena wynos), ale coraz więcej miejsc to właśnie zmniejszyło porcje, zwiększyło ceny I wtedy za mały kawalatek rybki, 2 przekrojone ziemniaki i łyżeczkę jakiejś sałatki/puree z marchewki place 85 zł a sałatka grecka 50 zł sałatek to już w ogóle oduczyłam się brać bo właśnie ceny kosmos a to tylko sałatka.

Wysłane z mojego SM-G990B przy użyciu Tapatalka

[magbeth]

Napisane przez Ava_

Mam bardzo podobnie. Przy dużej rotacji rzeczy potrafią naprawdę przetrwać dekady. Jak niespecjalnie poddaje się sezonowym trendom, kupuje ubrania proste i dobrze skrojone, można nosić i nosić bez estetycznego kompromisu. Mam pare bawełnianych sukienek po kuzynkach z lat 80 i kardigany po babci z 70, jakościowo roznica jak niebo a ziemia w porównaniu z obecnymi ciuchami. Jeszcze mnie przeżyją.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Mam spodnice po ciotuni z lat 60-tych, czarna maxi z żorżety ( nie mam pojęcia jak to się nazywa, strzelam) na podszewce - obecnie ciut za szczupła, ale już za chwileczkę, już za momencik będzie z powrotem akuratna. I ta kiecka, starsza ode mnie, jest ciagle w dobrym stanie i tez myślę, ze mnie przeżyje.

Mialam tez kiedyś bluzkę z reserved, która uwielbiałam - kupiona pamietam w pierwszym ichnim sklepie w mojej okolicy na otwarciu - pojechała ze mną do No i tu ostatecznie padła, czyli spokojnie 20 lat miała. Obecne t-shirty i inne potrafią zamienić się w rozciągnięte szmatki do podłogi po kilku praniach.

Mam tez ramoneske po kuzynie, prawie tak stara jak ja. Dostałam ja jako młoda metalowa dziewczyna. Jest przetarta, owszem, widać ślady znoszenia, ale imho to nie wadzi i nadal można ja nosić. W każdym razie lepiej niż wyrzucić i kupić nowa.

[Gumisiowy]

Napisane przez magbeth

Mam spodnice po ciotuni z lat 60-tych, czarna maxi z żorżety ( nie mam pojęcia jak to się nazywa, strzelam) na podszewce - obecnie ciut za szczupła, ale już za chwileczkę, już za momencik będzie z powrotem akuratna. I ta kiecka, starsza ode mnie, jest ciagle w dobrym stanie i tez myślę, ze mnie przeżyje.

Mialam tez kiedyś bluzkę z reserved, która uwielbiałam - kupiona pamietam w pierwszym ichnim sklepie w mojej okolicy na otwarciu - pojechała ze mną do No i tu ostatecznie padła, czyli spokojnie 20 lat miała. Obecne t-shirty i inne potrafią zamienić się w rozciągnięte szmatki do podłogi po kilku praniach.

Mam tez ramoneske po kuzynie, prawie tak stara jak ja. Dostałam ja jako młoda metalowa dziewczyna. Jest przetarta, owszem, widać ślady znoszenia, ale imho to nie wadzi i nadal można ja nosić. W każdym razie lepiej niż wyrzucić i kupić nowa.

A pisząc ten skrót No, to ile czasu zaoszczędziłaś i co z nim teraz zrobisz? Chodzi o Norwegię? Pytam bo nie wiem serio. Często ktoś napisze jakiś skrót, a i tak trzeba dopytywać bo nie dla każdego jest takie oczywiste.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

[elizka1987]

[1=26cabbdd88f595c38f9b7f8 139ef1472f28f75bc_65628a8 226dae;89638966]Sama mam ubrania "zwykłych marek" nie licząc jakiś perełek z ciucha i nie ma opcji, aby przetrwały 10 lat. Niestety, ale jakość jest coraz gorsza i szybko ubrania niszczeją. Nawet kurtki po 3 sezonach wyglądają już średnio, piorę je jakieś 2 razy w sezonie. Zwykle w połowie i pod koniec.

Odnośnie knajp - chodziłabym częściej, gdyby nie spadek jakości. Jestem zmęczona knajpkami, gdzie ceny małe nie są, a jedzenie jest po prostu poprawne. Kiedyś czułam statysfakcję z wyjścia na jedzenie na mieście, dziś po prostu zjadam posiłek. Więc chodzę okazjonalnie.[/QUOTE]Podpisuje się jeśli chodzi o jakość jedzenia w knajpach ostatnio. Poprawne to idealne słowo. Bardzo dawno nie zjadłam niczego wow. A ceny poszły znacznie w górę.

Jeśli chodzi o ubrania to ostatnio kupuje dużo mniej. Sporo zamawiałam, ale malo co zostawiam. I jak się zastanowić to ogólnie u mnie ubrania i buty są na długo.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

[TheSunTheMoonTheStars]

Napisane przez kaledonia

Miałam trochę ubrań pochowanych w mniejszym rozmiarze i teraz je noszę, ale czasem mam wrażenie, że są mało na czasie. Nie chcę się tego pozbywać, ale coś muszę zrobić by koszula czy jeansy wyglądały jakbym je nie kupiła 15 lat temu

Spróbuj łączyć starsze rzeczy z nowymi. U mnie stara koszula ze starymi spodniami wygląda właśnie tak staro, niefajnie i dziwnie. Natomiast ta sama stara koszula z nowymi spodniami i butami wygląda super. Ja zawsze staram się łączyć starsze rzeczy z nowymi, dzięki temu stare ubrania i dodatki mają u mnie drugie życie.

[bleuclair]

Napisane przez Timon i Pumba

Treść usunięta

Rzadko chodzę do restauracji, ale rzeczywiście w większości jakie zdarza mi się odwiedzić porcje są bardzo duże. Nie wiem, mnie to aż odbiera apetyt. Dla przykładu poszłam z polecenia na schabowego z frytkami i surówką nad morzem, bo tyle osób chwaliło, że tam jest tak super. Zamówiliśmy dwa schabowe, po jakimś czasie przynoszą jeden ogromny ociekający tłuszczem i podpalony kawał mięsa na wieeeelkim talerzu(i na nim jeszcze jakieś pojedyncze mniejsze kawałki, które nie wiem,nie mieściły się i odkroili czy jak) , na oddzielnym jakieś spalone frytki i jakieś mikra porcja surówki. Myśleliśmy, że ten kotlet to sobie trzeba podzielić,jak podzeliliśmy na dwie porcje ledwo mieścił się na talerzu, bez szans, żeby sobie tam położyć choć kilka frytek czy tę odrobinę surówki, jemy to z trudem, bo zwyczajnie nidobre, czuć starym tłuszczem i ogromną ilość paniery. Wspołtowarzysz, zwolennik mięsnych obiadów już widzę ledwo to przeżuwa i mówi, że chyba jednak zostawimy resztę i w tym momencie kelnerka przynosi kolejny wielki talerz z kolejnym jeszcze bardziej spalonym wielkim kotletem ale ludziom się faktycznie takie coś chyba podoba, wkoło mówili o tym, że codziennie tam chodzą, że tak dużo jedzenia, że się oplaca. Pojechałam do innej miejscowości nadmorskiej i tam też była knajpa ze schabowymi, taka, że ludzie stali w ogromnej kolejce przed lokalem. Kolejka potrafiła mieć i z 40 osób, które to tesknie zagladały przez szybkę jedzącym ze smakiem te wielkie kawały mięsa Te porcje pałaszowały nawet kilkuletnie dzieci! Ale żeby nie było, w Warszawie ostatnio zaliczyłam podobną sytuację ze sznyclem, dla mnie to na trzy porcje.

[Ava_]

Napisane przez bleuclair

Rzadko chodzę do restauracji, ale rzeczywiście w większości jakie zdarza mi się odwiedzić porcje są bardzo duże. Nie wiem, mnie to aż odbiera apetyt. Dla przykładu poszłam z polecenia na schabowego z frytkami i surówką nad morzem, bo tyle osób chwaliło, że tam jest tak super. Zamówiliśmy dwa schabowe, po jakimś czasie przynoszą jeden ogromny ociekający tłuszczem i podpalony kawał mięsa na wieeeelkim talerzu(i na nim jeszcze jakieś pojedyncze mniejsze kawałki, które nie wiem,nie mieściły się i odkroili czy jak) , na oddzielnym jakieś spalone frytki i jakieś mikra porcja surówki. Myśleliśmy, że ten kotlet to sobie trzeba podzielić,jak podzeliliśmy na dwie porcje ledwo mieścił się na talerzu, bez szans, żeby sobie tam położyć choć kilka frytek czy tę odrobinę surówki, jemy to z trudem, bo zwyczajnie nidobre, czuć starym tłuszczem i ogromną ilość paniery. Wspołtowarzysz, zwolennik mięsnych obiadów już widzę ledwo to przeżuwa i mówi, że chyba jednak zostawimy resztę i w tym momencie kelnerka przynosi kolejny wielki talerz z kolejnym jeszcze bardziej spalonym wielkim kotletem ale ludziom się faktycznie takie coś chyba podoba, wkoło mówili o tym, że codziennie tam chodzą, że tak dużo jedzenia, że się oplaca. Pojechałam do innej miejscowości nadmorskiej i tam też była knajpa ze schabowymi, taka, że ludzie stali w ogromnej kolejce przed lokalem. Kolejka potrafiła mieć i z 40 osób, które to tesknie zagladały przez szybkę jedzącym ze smakiem te wielkie kawały mięsa Te porcje pałaszowały nawet kilkuletnie dzieci! Ale żeby nie było, w Warszawie ostatnio zaliczyłam podobną sytuację ze sznyclem, dla mnie to na trzy porcje.

Sorry, ale naprawde okropnie to brzmi.
Zawsze ogladajac Magde Gessler zastanawiam sie jaki normalny czlowiek wcisnie w siebie 3 daniowa kolacje w tych jej giga porcjach. Ale cos w tym jest, ilekroc ide to polskiej restauracji tutaj, za granica, wiem z gory, ze moge zapomniec o przystawkach, starterze i deserze. Danie glowne jest juz na styk. Tymczasem w "normalnej" restauracji startery sa wielkosci zacisnietej piesci, danie glowne wieksze, ale tez bez przesady. Na upartego idzie zaliczyc wszystkie 3 punkty i nie peknac.

Z kolei zauwazylam, ze u mnie pojawia sie coraz wiecej promocji i ofert zwiazanych z restauracjami. Koszty zycia poszybowaly w gore, ludzie czesciej sobie odmawiaja wyjsc, co zas odbija sie na restauracjach. Wiec te kombinuja, zeby jednak zwabic do siebie ludzi. W zeszlym miesiacu dostalam od pracodawcy liste miejsc, gdzie honorowane sa bony na -20/30% rabatu z uwagi, ze pracuje w danej lokalizacji. Normalnie pewnie bym nie poszla, ale jak juz przejrzalam liste, pogooglowalam restauracje to od razu zachcialo sie sprobowac.

[kasiunia788742]

Może te porcje też dlatego, że jednak spora część ludzi nie zamawia przystawki, dania głównego i deseru bo to bardzo podbije rachunek więc zazwyczaj albo zamawiaja sama zupę albo danie główne i czasem ew. deser?

Wysłane z mojego SM-G990B przy użyciu Tapatalka

[Soso]

Ava z tymi full opcjami - przystawka, danie główne i deser to ja też nie mam pojęcia, jak ludzie to robią

Chodzić do restauracji bardzo lubię, chodzę wciąż, ale po pierwsze chodzę do takich, w których podają to, czego totalnie nie chciałoby mi się gotować samej, dwa, jeśli gdzieś widzę spadek jakości, to przestaję tam chodzić, w Trójmieście jest mnóstwo naprawdę dobrych knajp.

Sent from my SM-F926B using Tapatalk

[Miami]

Nigdy nie zamawiam przystawek ani deserów. Najczęściej jedno danie + coś do picia.

Dla mnie najlepszym rozwiązaniem byłyby 2 rozmiary porcji każdego dania do wyboru. Wiadomo, że wysoka postawna osoba ważąca 90kg potrzebuje zjeść inną porcję niż drobna 50kg osoba.

[Timon i Pumba]

Treść usunięta

[26cabbdd88f595c38f9b7f8139ef1472f28f75bc_65628a8226dae]

Napisane przez Timon i Pumba

Treść usunięta

Założenie pogląd własny. Moja opinia. A tego, że ludzie jedzą aż o mało nie pekną... Inna sprawa. W moim otoczeniu zwykle słuchać "idź tam, jest smacznie i dużo".

Po za tym wiele dań można zabrać na wynos. Oczywiście dania, które po odchudzaniu lub zimne będą smaczne.

[Cudawianki_]

Innym probemem jest to, że zbyt często garmatury dania nie ma w karcie wcale, a kelner nie potrafi określić wielkości porcji. W związku z tym zamawiając nie wiem, czy główne danie mi wystarczy, czy powinnam wziąć jednak tą zupę. Jasne, mogę wziąć to danie, a jak będzie mało, to domówić przystawkę, albo zupę, ale ja lubię po bożemu: najpierw przystawka/zupa potem danie główne Poza tym wtedy muszę dodatkowo czekac po zjedzeniu dania, a nie zawsze mam czas, ochote kwitnąć w lokalu.

[skara]

Ja tam wolę duże niż takie maleństwa jak w niektórych lepszych knajpach dają. W sensie, że czasami zamawiam kilka rzeczy, rachunek już duży, a ja ciągle głodna.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

[kaylla]

To ja bym byla za mniejszymi porcjami i ciut mniejszymi cenami. Bo czasami widzę fajne zupy czy przystawki w menu i chętnie bym zjadła, ale wiem że sama zupa się nie najem, a z kolei zamawianie zupy i drugiego dania jest bez sensu, bo nie zjem tego i połowa dania mi zostanie.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

[Rena]

Napisane przez Cudawianki_

Innym probemem jest to, że zbyt często garmatury dania nie ma w karcie wcale, a kelner nie potrafi określić wielkości porcji. W związku z tym zamawiając nie wiem, czy główne danie mi wystarczy, czy powinnam wziąć jednak tą zupę. Jasne, mogę wziąć to danie, a jak będzie mało, to domówić przystawkę, albo zupę, ale ja lubię po bożemu: najpierw przystawka/zupa potem danie główne Poza tym wtedy muszę dodatkowo czekac po zjedzeniu dania, a nie zawsze mam czas, ochote kwitnąć w lokalu.

No ale jedzenie kilku dan ciezko podczepic pod codzienne jedzenie na szybko. Wiekszosc majac malo czasu je jedno danie.
Wybor restauracji i dwoch i wiecej dan kojarzy mi sie z biesiadowaniem.

Porcje mozna zobaczyc na innych stolikach, no chyba ze wybieracie lokal, gdzie jest malo klientow albo pora jest mniej popularna, albo danie rzadziej wybierane.

Jak naprawde duze sa to mozna albo na wynos wziasc, albo na spolke na dwie osoby. Czesto zgadzaja sie doniesc dodatkowy talerz oraz sztucce. Gorzej jak druga osoba chce jesc cos zupelnie innego. Ale znow w domu rzadko sa dwa rozne obiady i tez trzeba chodzic na rozne kompromisy.

[cava]

Ja bym w końcu oszalała ze szczęścia, ze mogę iść do restauracji i zjeść pełne menu: przystawkę, zupę, drugie, deserek i jeszcze to popić czymś.

A tak to daję radę góra przystawce lub zupie i i niepelnemu drugiemu. Albo biorę tylko drugie.

[71253839b04673f7804766e160d807ea33c37805_6578f4849ccb9]

Napisane przez kaylla

To ja bym byla za mniejszymi porcjami i ciut mniejszymi cenami. Bo czasami widzę fajne zupy czy przystawki w menu i chętnie bym zjadła, ale wiem że sama zupa się nie najem, a z kolei zamawianie zupy i drugiego dania jest bez sensu, bo nie zjem tego i połowa dania mi zostanie.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

My mamy przynajmniej jedną taka pizzerie gdzie można zamówić 1 pizze czy 1 sałatkę i poprosić o 2 lub 3 talerze do tego.
Wiem że to nie tak fajnie jak zamówić jedna MAŁĄ sałatkę czy np. Pół za pół ceny i faktycznie szkoda, że tak chyba nigdzie nie można.

[bleuclair]

W sumie też się nie spotykam z oznaczeniem wielkości porcji w karcie albo choćby z wtrąceniem kelnera, że to spokojnie na dwie-trzy osoby. Wyjątkiem była restauracja w Kołobrzegu, po rewolucjach wyżej wspomnianej Magdy Gessler. Jedzenie było pyszne, większość drugich dań spokojnie na dwie osoby, o czym uprzedzała kelnerka, część dań miało też oznaczenie w karcie, że to na 2-3 osoby. Tęsknię za tym miejscem (zamknęli się rok temu). Można tez było wziąć na wynos. Bywało, że sżłam tam na obiad sama to potem miałam jeszcze jeden albo dwa posiłki z tego. Przynajmniej naprawdę z apetytem się to odgrzane jedzenie zjadło, bo co z tego, że czasem zabrać może i się da, tylko to jest tak obrzydliwe, że lepiej już sobie o tym nie przypominać.