Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu - Strona 146 - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Forum plotkowe > Wizażowe wyliczanki

Notka

Wizażowe wyliczanki Wizażowe wyliczanki, to miejsce gdzie porozmawiasz o pogodzie, jedzeniu, twoim samopoczuciu lub o tym co ostatnio dostałaś od swojego ukochanego.

Zamknij wątek
 
Narzędzia
Stary 2009-07-06, 17:50   #4351
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

- Czekaj no - odezwał się Jacob, zwracając się z powrotem w naszą stronę. - Mój zapach was odrzuca, prawda?
- Hm, niezły pomysł. - Edward był dwa kroki do przodu. - To może się udać. Hej, Jasper! - zawołał do brata.
Upewniwszy się, że ma podejść, zaintrygowany Jasper ruszył w naszą stronę. Alice poszła za nim. Na jej twarzy znowu malowała się frustracja.
- Droga wolna, Jacob. - Edward skinął ku niemu głową.
Mój przyjaciel zawahał się. Z jednej strony był wyraźnie podekscytowany nowym planem, ale z drugiej, w pobliżu swoich naturalnych wrogów czuł się nadal nieswojo.
Nagle wyciągnął ku mnie ręce. Teraz to ja się zawahałam. Edward wziął głęboki wdech.
- Chcemy sprawdzić, czy da się ich zmylić, maskując twój trop moim zapachem - wyjaśnił mi Jacob.
Spoglądałam podejrzliwie na jego otwarte ramiona.
- Nie masz wyboru, Bello - powiedział Edward. - Musisz się zgodzić.
Głos miał spokojny, ale wyczuwałam w jego tonie tłumiony wstręt. Ja tam swojej niechęci nie kryłam.
Jacob wywrócił oczami, zniecierpliwiony, i jednym zdecydowanym ruchem wziął mnie na ręce.
- Nie bądź dziecinna - mruknął, ale zaraz potem zerknął na Edwarda, ja zresztą też. Mój ukochany wyglądał na w pełni opanowanego.
- Jestem bardzo wyczulony na zapach Belli - wytłumaczył Jasperowi - więc byłoby rozsądniej, gdyby tę próbę przeprowadził ktoś inny.
(...)
Przy moim ukochanym zmaterializowali się znienacka Jasper i Alice. Jacob zrobił jeszcze jeden krok do przodu, a potem postawił mnie na ziemi jakieś dwa metry od nich. Nie zaszczycając swojego tragarza nawet jednym spojrzeniem, podeszłam do Edwarda i wzięłam go za rękę.
- I jak tam? - spytałam.
- Nie wyobrażam sobie, żeby któreś z nich naszła ochota węszyć w tym smrodzie na tyle długo, żeby wyłapać w nim te śladowe ilości twojej woni - powiedział Jasper, wykrzywiając się z obrzydzenia. - O ile tylko niczego po drodze nie dotkniesz, niczego nie wyczują.
- Jednym słowem, sukces - potwierdziła Alice, marszcząc nos.




- Będę czuł się pewniej, wiedząc, że Seth stoi na warcie, nawet mimo tego, że sam nie będę miał z nim bezpośredniego kontaktu. Nie wiem, czy byłbym w stanie zostawić Bellę zupełnie samą. Ale z drugiej strony, kto to słyszał - ufać wilkołakom!
- Albo walczyć u boku wampirów zamiast z nimi! - żachnął się Jacob, przybierając identyczny ton.
- No, z kilkoma sobie powalczycie - zauważył Edward. Jacob uśmiechnął się.
- Z tego powodu się stawiliśmy.






- Czy zauważyłaś, że mnie dyskryminujesz? Bo ja tak.
- Ja cię dyskryminuję? Gdzie? Kiedy? Skrzywił się.
- Wszyscy mogą dawać ci, co chcą - nie masz do nich żadnych pretensji. Wszyscy z wyjątkiem mnie. Marzyłem o tym, żeby sprawić ci coś z okazji ukończenia szkoły, ale powstrzymałem się, bo wiedziałem, że będziesz na mnie zła. To nie fair. Czy możesz mi wyjaśnić, skąd to się u ciebie bierze?
- To proste. - Rozłożyłam ręce. - Jesteś dla mnie ważniejszy niż wszyscy inni. I dałeś mi siebie samego. Na samo to sobie nie zasłużyłam, a co dopiero na jakieś prezenty od ciebie. Tylko jeszcze bardziej zakłócają równowagę.




- Dziewczyna?
- Znasz ją. To Leah Clearwater.
- Leah jest wilkołakiem?! - wrzasnęłam. - Co takiego?! Od kiedy? Dlaczego Jacob nic mi nie powiedział?
- Pewnych informacji nie może zdradzać nikomu - na przykład tego, ilu ich jest.




-To jak magia... - Uśmiechnął się. - Po wpojeniu kocha się swoją wybrankę niemal tak mocno, jak ja ciebie.

---------- Dopisano o 17:50 ---------- Poprzedni post napisano o 17:49 ----------

- Mają jakiś problem z Embrym? - zdziwiłam się.
- Jego matka przeprowadziła się do La Push siedemnaście lat temu, kiedy była z nim w ciąży. Nie jest Quileutka, pochodzi z plemienia Makah, więc wszyscy założyli, że jego nieznany ojciec także. Tyle że później dołączył do watahy.
- No i co z tego?
- To, że w takim razie jego ojcem musiał być jeden z potomków poprzedniej sfory, więc najpewniejsi kandydaci to Quil Ateara Senior, Joshua Uley i Billy Black, a każdy z nich był w tamtym okresie żonaty.
- Żartujesz! - jęknęłam.
Edward miał rację - zupełnie jak w operze mydlanej.



- Tak, te mechanizmy rządzące sforą są fascynujące - przyznałam. - Prawie tak fascynujące jak ty, kiedy próbujesz odwrócić moją uwagę.




- Alice? - odezwał się zmęczonym głosem. - Mogłabyś przyjechać na trochę do Swanów popilnować Belli? - Uniósł znacząco jedną brew, żebym nie śmiała oświadczyć, że nie jestem niemowlęciem. - Muszę omówić coś z Jasperem.
Najwyraźniej od razu się zgodziła, bo odłożył telefon i na powrót zaczął się we mnie wpatrywać.
- Co chcesz omówić z Jasperem? - wyszeptałam.
- Moje... moje przejście do ławki rezerwowych.
Było widać jak na dłoni, jak trudno jest mu się z tym pogodzić.
- Przepraszam.
Naprawdę było mi przykro. Nienawidziłam się za to, że tak go zaszantażowałam. Ale nie na tyle, żeby móc uśmiechnąć się sztucznie i powiedzieć mu, że nie ma sprawy, jakoś sobie bez niego poradzę. Z pewnością nie na tyle.
- Nie przepraszaj. - Uśmiechnął się blado. - Zawsze mów mi śmiało o swoich odczuciach, Bello. Skoro mnie potrzebujesz... - Wzruszył ramionami. - Jesteś dla mnie najważniejsza.
- Nie chciałam, żeby to tak wyszło - jakbyś musiał wybierać pomiędzy mną a swoją rodziną.
- Wiem, że nie chciałaś. A poza tym, nie o to mnie prosiłaś. Zaproponowałaś mi dwa jedyne scenariusze, na które mogłaś przystać, a ja wybrałem z nich ten, na który z kolei mogę przystać ja sam. Na tym właśnie polega kompromis.
Pochyliłam się do przodu i oparłam czoło o jego pierś.
- Dziękuję - szepnęłam.
- Do usług - odparł, całując mnie we włosy. - O każdej porze dnia i nocy.
(...)
- Kim jest „trzecia żona”? - spytał mnie znienacka Edward.
- Co? - spytałam, grając na zwłokę. Nie przypominałam sobie, żeby znowu śniła mi się tamta scena.
- Mamrotałaś dziś przez sen coś o „trzeciej żonie”. Reszta nawet składała się na w miarę logiczną całość, ale przy tym się pogubiłem.
- Och. Hm... No tak. To tylko jedna z legend, które słyszałam wtedy na ognisku. - Wzruszyłam ramionami. - Mózg czasami coś wyłapie ze wspomnień na chybił trafił.
Edward odsunął się ode mnie i przekrzywił głowę. Moje skrępowanie musiało wzbudzić jego podejrzenia.
Zanim zdążył mnie o coś zapytać, na progu kuchni stanęła Alice. Miała skwaszoną minę.
- Ominie cię cała zabawa - oznajmiła naburmuszona.
- Dzięki, że przyjechałaś.
Obrócił się ku mnie i podparłszy mi brodę jednym palcem, pocałował mnie na pożegnanie.
- Wrócę wieczorem - obiecał. - Tylko wszystko ustalę z resztą. Trzeba będzie to i owo inaczej rozpracować.
- Okej.
- Za wiele do ustalania to tam nie ma - wtrąciła się Alice. Już im o wszystkim powiedziałam. Emmett nawet się ucieszył.
Edward westchnął.
- No jasne. Cały Emmett.
Wyszedł, zostawiając mnie z Alice sam na sam. Wpatrywała s we mnie z wyrzutem.
- Przepraszam - powiedziałam. - Czy przez to, że nie będzie z wami Edwarda, grozi wam większe ryzyko?
Prychnęła.
- Za dużo się martwisz, Bello. Przedwcześnie osiwiejesz.
- No to z jakiego powodu jesteś na mnie zła?
- Z Edwarda robi się straszna zrzęda, jak nie dopnie swego. Po prostu wyobrażam sobie, jak to będzie mieszkać z nim po jednym dachem przez następne parę miesięcy. - Wywróciła oczami. - Cóż, skoro ma cię to uchronić przed popadnięciem w obłęd to jednak warto. Ale mogłabyś postarać się zapanować nad swoim pesymizmem. Naprawdę przesadzasz.
- Tak? A pozwoliłabyś, żeby Jasper walczył bez ciebie? Skrzywiła się.
- My to, co innego.
- Jasne.




- Czy wiesz, że Alice znowu mnie porywa? Uśmiechnął się.
- Cóż, tak naprawdę to cię nie porywa.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Zaśmiał się cicho na widok mojej zagubionej miny.
- Tylko mnie wolno cię porywać, zapomniałaś? Alice wybiera się z całą resztą na polowanie. - Westchnął. - Chyba się bez tego obejdę.
- To ty mnie porywasz?
Pokiwał głową.





- Wszystko w porządku - odpowiedziałam, ubiegając Edwarda, który był już gotowy przełożyć mi jego pytanie. - Tak się tylko martwię.
Moje wyjaśnienie go nie zadowoliło.
- Chce wiedzieć, dlaczego - powiedział cicho Edward.
Jacob warknął - nie agresywnie, tylko z irytacją - i Edwardowi drgnęła warga.
- Co jest? - spytałam.
- Ma zastrzeżenia, co do mojego tłumaczenia. Tak naprawdę pomyślał: „Głupia jesteś. Czym tu się martwić?”, ale pominąłem to, bo uznałem za niegrzeczne.
Na mojej twarzy pojawił się półuśmiech, ale byłam zbyt zdenerwowana, żeby to nieporozumienie prawdziwie mnie rozbawiło.
- Mam wiele powodów do zmartwień - zwróciłam się do Jacoba. - Choćby to, że pewne znane mi wilki uparcie pakują się w tarapaty.
Zaśmiał się, co zabrzmiało ni to jak szczek, ni to jak kaszlnięcie. Edward odchrząknął.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:51   #4352
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

- Czy mogłabyś, chociaż na tę jedną noc, zapomnieć o wszystkim prócz tego, że jesteśmy razem? - zaapelował, wspomagając się siłą rażenia swoich niesamowitych oczu. - Jakoś nigdy nie mam dość takich chwil. Są mi potrzebne jak powietrze. Tylko ty i ja.
Nietrudno było przystać na taką propozycję, wiedziałam jednak, że jeśli chodziło o wypieranie ze świadomości lęków, o wiele łatwiej jest mi to przyrzec, niż wykonać. Na szczęście to, że mieliśmy znaleźć się sam na sam, skierowało część moich myśli ku innym torom, co mogło okazać się bardzo pomocne.



Chciałam być im wsparciem, a nie ciężarem. Edward już nigdy nie miał znaleźć się w sytuacji, w której musiałby wybierać pomiędzy mną a swoimi bliskimi. Mieliśmy być partnerami, tak jak Alice i Jasper. Następnym razem nie zamierzałam siedzieć bezczynnie.



Kiedy zajechaliśmy na podjazd, słońce zdążyło się już skryć za horyzontem, ale otaczająca dom łąka skąpana była w blasku, bo w każdym oknie pozostawiono palące się światła.
Ledwie zgasiłam silnik, Edward stał już na zewnątrz przy moich drzwiczkach. Jedną ręką wyciągnął mnie z szoferki, tuląc do siebie, drugą zaś sięgnął po torbę i zarzucił ją sobie na plecy. Jego wargi odszukały moje w tym samym momencie, w którym celnym kopniakiem zatrzasnął drzwiczki.
Nie przestając mnie całować, przesunął mnie nieco wyżej, żeby obojgu nam było wygodniej, po czym ruszył w kierunku domu.
(...)
Nie przeraził mnie bynajmniej ten wybuch czułości. W niczym nie przypominał ostatniego, kiedy to, pomimo tego, że Edward się kontrolował, wyczuwałam, jak bardzo jest spanikowany. Teraz całował mnie, nie drżąc ze strachu, lecz z entuzjazmem - wydawał się być równie podekscytowany, co ja tym, że będziemy mogli cały wieczór skupić się wyłącznie na sobie. Stojąc wciąż przy wejściu, nie puszczał mnie przez dobre kilka minut. Jego chłodne wargi były wyjątkowo łapczywe - chyba pilnował się mniej niż zwykle.
(...)
- Witaj w domu - powiedział ciepło.
- Co za miłe powitanie - szepnęłam zadyszana.
Postawił mnie delikatnie na ziemi. Objęłam go za szyję i przywarłam do niego całym ciałem. Nie chciałam, żeby dzielił nas choćby centymetr.
- Mam coś dla ciebie - oznajmił, niby to ot tak.
- Naprawdę?
- Pamiętasz naszą rozmowę o prezentach? Mówiłaś, że coś z drugiej ręki może być.
- Ach, tak. Rzeczywiście, chyba coś takiego mówiłam.



- Nie kupiłem tego - przypomniał surowym tonem.
Ujął mnie za lewy nadgarstek i przez sekundę manipulował przy wiszącej na nim bransoletce. Kiedy mnie puścił, zaciekawiona podniosłam dłoń do oczu. Po przeciwnej stronie łańcuszka niż miniaturowy wilk wisiało teraz kryształowe serduszko. Iskrzyło się cudnie mimo panującego w pokoju półmroku, bo jego niezliczone fasetki wyłapywały najlichsze nawet promienie światła. Z wrażenia wciągnęłam głośno powietrze do płuc.
- Należało do mojej matki. - Edward wzruszył ramionami, żeby podkreślić, że to nic takiego. - Odziedziczyłem po niej sporo podobnych drobiazgów. Wcześniej dałem już kilka Esme i Alice, więc nie możesz protestować, że cię jakoś specjalnie wyróżniam.
Uśmiechnęłam się smutno, słuchając jego zapewnień.
- Pomyślałem sobie - ciągnął - że nada się na symbol mojej osoby, bo jest takie twarde i zimne. - Zaśmiał się. - A w słońcu, tak jak ja, mieni się wszystkimi kolorami tęczy.
- Zapomniałeś o najbardziej oczywistej cesze, która was łączy - wtrąciłam. - Jest piękne.
- Moje własne serce jest równie ciche - stwierdził. - I tak, jak to tu, należy do ciebie.
Poruszyłam ręką, żeby serduszko zamigotało.
- Dziękuję. Dziękuję za oba.
- Nie, to ja dziękuję tobie. To niesamowite widzieć, że przyjmujesz ode mnie prezent bez żadnych zastrzeżeń. Odetchnąłem z ulgą. Oby tak dalej.


- Wiesz, o czym marzę.
- O zawarciu związku małżeńskiego - powiedziałam, wymawiając każde słowo z osobna, jakbym się ich brzydziła.
- Tak. - Uśmiechnął się szeroko. - To na początek. Zaskoczył mnie. Po mojej pokerowej minie nie zostało ani śladu.
- To dopiero początek?
- Cóż... - zamyślił się teatralnie. - Jeśli zostaniesz moją żoną, wszystko, co moje, stanie się twoje - takie, na przykład, fundusze na czesne... Nie będzie problemów z Dartmouth.
- Coś jeszcze? Skoro już pleciesz głupoty?
- Może tak trochę więcej czasu?
- Nie, nie. Nie ma mowy. To już by było wbrew umowie.
Westchnął tęsknie.
- Może, chociaż rok albo dwa?
Pokręciłam głową, zaciskając uparcie usta.
- Przejdź lepiej do następnego punktu.
- To już wszystko. Chyba że chcesz porozmawiać o samochodach...
Widząc, że się krzywię, uśmiechnął się od ucha do ucha, a potem wziął mnie za rękę i zaczął bawić się moimi palcami.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że jest coś jeszcze, czego pragniesz, poza przemianą w potwora takiego jak ja. Jestem zaintrygowany.
Mówił cicho i miękko. Gdybym nie znała go tak dobrze, nie domyśliłabym się, że w jego głosie kryje się niepokój.
Wpatrywałam się w nasze splecione dłonie. Nadal nie wiedziałam, jak zacząć. Czułam na sobie jego spojrzenie i bałam się podnieść wzrok. Byłam świadoma, że robię się czerwona. Pogłaskał mnie opuszkiem palca po policzku.
- Bello, co ja widzę? Ty się rumienisz? - zdziwił się szczerze. Tym bardziej wolałam patrzeć w inną stronę. - Powiedz wreszcie, o co chodzi. Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności.
Przygryzłam wargę.
- Bello!

---------- Dopisano o 17:51 ---------- Poprzedni post napisano o 17:51 ----------

-To ciebie chcę - wymamrotałam.
- I oto jestem.
Uśmiechnął się serdecznie, starając się skupić na sobie moje spojrzenie, ale znowu uciekłam wzrokiem w dół. Wzięłam głęboki wdech. Uklęknęłam przed nim na kapie, a potem objęłam go za szyję i pocałowałam.
Nie zaoponował, jak najbardziej chętny, tylko zaskoczony. Tym razem całował mnie bardzo delikatnie i wyczułam, że myślami jest gdzie indziej - że stara się odgadnąć, gdzie myślami jestem ja.
Zadecydowałam, że przyda mu się mała podpowiedz.
Nie przestając go całować, zdjęłam mu powoli ręce z szyi i nie zważając na to, że zaczęły się odrobinę trząść, przesunęłam opuszkami palców po jego obojczykach, by zatrzymać się przy kołnierzyku jego koszuli. Odpięłam pierwszy guzik. Spieszyłam się bardzo, wiedząc, że Edward zaraz mnie powstrzyma, ale drżenie utrudniało mi zadanie.
Jego wargi znieruchomiały. Kiedy skojarzył moje zachowanie z, tym, co wcześniej mówiłam, prawie że usłyszałam w jego głowie kwiknięcie.
Odepchnął mnie od razu z miną pełną dezaprobaty.
- Bądź rozsądna, Bello.



- Przecież wiesz, dlaczego musiałem ci odmówić - powiedział cicho. - Przecież wiesz, że też bym chciał.
- Chciałbyś? - szepnęłam z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że tak, moja ty nierozważna, nadwrażliwa piękności. - Zaśmiał się, a potem dodał ponuro. - Zresztą, nie tylko ja. Czuję się tak, jakby stała za mną kolejka i każdy w niej tylko czyhał na to, aż popełnię jakiś poważny błąd, by nareszcie móc się do ciebie dopchać. Ach, jesteś aż za bardzo atrakcyjna.
- Znowu gadasz głupoty.
(...)
- Mam rozesłać listę do podpisania, żebyś mi uwierzyła? Mam ci powiedzieć, jakie nazwiska znalazłyby się na pierwszych pozycjach na takiej liście? Kilka byś zgadła, ale parę innych byłoby dla ciebie niespodzianką.
(...)
- Powiedz mi, jeśli coś opuszczę. - Postarałam się, żeby mój głos nie zdradzał żadnych emocji. - Chcesz się ze mną ożenić - nie byłam w stanie wymówić tej zbitki słów bez grymasu - płacić za moje studia, mieć więcej czasu, a ponadto sprawić mi szybszy samochód. - Uniosłam brwi. - Czy to już wszystkie żądania? Całkiem ich sporo.
Tylko pierwsze to żądanie. - Chyba trudno mu było nie wybuchnąć śmiechem. - Pozostałe to co najwyżej prośby.
- A moim jedynym maleńkim żądaniem jest to, żebyśmy...
- Żądaniem? - przerwał mi, raptownie poważniejąc.
- Tak, a bo co? Ściągnął srogo brwi.
- Małżeństwo nie jest czymś, na co zgodzę się ot tak - oznajmiłam mu. - Muszę dostać coś w zamian.
Nachylił się, żeby sięgnąć mojego ucha.
- Jeszcze nie teraz - szepnął. - Później, kiedy już nie będziesz taka krucha. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
- Ale w tym cały problem - powiedziałam, starając się brzmię jak najbardziej rzeczowo. - Kiedy przestanę być taka krucha, to już nie będzie to samo. Ja nie będę już taka sama. Nie wiem nawet, czy nadal będę sobą.
- Obiecuję ci, że będziesz - przyrzekł.




- To wręcz nie do zniesienia. Tyle rzeczy chciałem ci dać, a ty żądasz akurat czegoś, co jest nie do załatwienia. Czy zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, jak mnie to boli, że muszę ci odmówić, chociaż tak mnie prosisz?
- Więc nie odmawiaj - zaproponowałam. Nie odpowiedział.
- Proszę - spróbowałam raz jeszcze.
- Bello...



W odpowiedzi położył mi dłonie na policzkach i pomyślałam, że zamierza mnie odepchnąć.
Jak bardzo się myliłam!
Nie tylko zaczął mnie całować, ale jeszcze zapomniał przy tym o delikatności, czuć było za to w jego ruchach konflikt wewnętrzny i desperację. Zacisnęłam ramiona wkoło jego szyi. Skórę miałam tak nagrzaną, że jego ciało wydało mi się w dotyku chłodniejsze niż kiedykolwiek. Zadrżałam, ale bynajmniej nie z zimna.
Nie przerywał - to ja oderwałam się pierwsza, żeby zaczerpnąć powietrza. Nawet wtedy nie oderwał jednak warg od mojej skóry, tylko przesunął je niżej. Zwycięstwo było słodkie i uderzyło mi do głowy niczym szampan. Nabrałam nagle pewności siebie. Nie musiałam się już zbierać na odwagę - robiłam po prostu to, co chciałam. Kiedy zabrałam się ponownie do rozpinania guzików jego koszuli, ręce nie zatrzęsły mi się ani razu. Tym razem mnie nie powstrzymał i już po chwili krążyłam dłońmi po jego lodowatym torsie. Był taki piękny... jak on to określił? To wręcz nie do zniesienia, powiedział. Tak, jego uroda była wręcz nie do zniesienia.
Odszukałam znowu jego usta - wpiły się zaraz w moje z niesłabnącym entuzjazmem. Jedną ręką nadal otulał mi twarz, a drugą przytrzymywał mnie w talii, żebym nie oddaliła się od niego ani na milimetr. Utrudniło mi to nieco sięgnięcie do guzików mojej bluzki, ale tylko utrudniło, a nie uniemożliwiło...
Na moich nadgarstkach zacisnęły się zimne kajdany, po czym podciągnęły mi ręce ponad głowę, która znienacka znalazła się na poduszce.
- Bello - zamruczał mi do ucha Edward swoim aksamitnym barytonem. - Czy mogłabyś być tak miła i przestać próbować się rozebrać?
- Sam chcesz to zrobić? - spytałam zdezorientowana.
- Nie dziś wieczór - odpowiedział łagodnie.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:52   #4353
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''-Przynajmniej mam chociaż to. Przynajmniej pokazałem ci, że mnie kochasz. To już coś warte.
- Tak? Lepiej tak, niż gdybym jednak nie wiedziała?
- A nie sądzisz, że powinnaś wiedzieć, co naprawdę czujesz? Bo inaczej mogłabyś się zorientować, jak by już było za późno? Jak byś była już żoną wampira?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie myślałam o sobie, tylko o tobie - o tym, co dla ciebie byłoby lepsze. Lepiej ci teraz czy gorzej, jak już wiem, że jestem w tobie zakochana? I tak nie robi mi to różnicy. Nie wolałbyś, żebym wybrała Edwarda, sądząc, że kocham tylko jego?
Pytałam na poważnie i tak też on potraktował moje pytania. Zanim mi odpowiedział, wszystko sobie starannie przemyślał.
- Tak. Wolę, że wiesz - zadecydował w końcu. - Gdybyś sama na to kiedyś nie wpadła... w kółko bym gdybał, czy może jednak wszystko nie potoczyłoby się inaczej. A teraz wiem, że bym się łudził. Zrobiłem wszystko, co mogłem.
Kiedy, skończywszy mówić, wziął wdech, zadrgała mu szczęka. Zamknął oczy.
Tym razem po prostu musiałam go pocieszyć - nie mogłam się powstrzymać. Uklękłam przy wezgłowiu łóżka, bojąc się na nim usiąść, żeby nic Jacoba nie zabolało, pochyliłam się nad nim i dotknęłam czołem jego policzka. Westchnął, a potem pogłaskał mnie po głowie.
- Przepraszam.
- Od początku wiedziałem, że mam małe szanse. To nie twoja wina, Bella.
- No nie, ty też mnie rozgrzeszasz - jęknęłam. - Błagam, odpuść to sobie.
Odsunął się, żeby móc mi się przyjrzeć.
- Co ty wygadujesz?
- To jest moja wina. I mam po dziurki w nosie wysłuchiwania, że plotę bzdury.
Uśmiechnął się, ale uśmiech nie sięgnął jego oczu.
- Mam cię przegonić po rozżarzonych węglach?
- Tak już lepiej.
Zacisnął wargi, oceniając, jak bardzo wierzę w to, co mówię. Na moment po jego twarzy znowu przemknął uśmiech, a zaraz potem wykrzywił ją grymas gniewu.
- Czemu mnie tak całowałaś? - warknął. - To niewybaczalne. Skoro wiedziałaś, że i tak się ze wszystkiego wycofasz, to może nie warto było być taką przekonywującą, co?
Spuściłam oczy.
- Tak bardzo mi przykro.
- To twoje przykro niczego nie naprawi. Co ty sobie myślałaś, że kim ja jestem?
- Nic nie myślałam - szepnęłam.
- Trzeba było mi powiedzieć: „A idź sobie na tę bitwę, mam cię gdzieś”, a nie wciskać mi kity.
- Przestań. Nigdy nie chciałam, żebyś zginął.
W oczach stanęły mi łzy.
- Ej, chyba nie płaczesz? - spytał nagle swoim normalnym głosem, po czym zaczął się niecierpliwie, acz niezdarnie przesuwać po materacu.
- A właśnie, że płaczę - wychlipałam przez łzy, nie wiedzieć, kiedy się rozszlochawszy.
Przeniósł gwałtownie ciężar ciała, tak że jego lewa noga znalazła się poza łóżkiem, jakby chciał wstać.
- Co ty wyprawiasz? - zaprotestowałam. - Kładź się, kretynie, bo zrobisz sobie krzywdę!
Zerwałam się z miejsca i pchnęłam go oburącz na poduszki.
Wrócił posłusznie do poprzedniej pozycji, raz czy dwa sycząc z bólu, ale złapał mnie jednocześnie w talii i przyciągnął mnie do swojego zdrowego boku. Zwinęłam się przy nim w kłębek, usiłując zdusić szlochanie, wtulając twarz w jego rozgrzaną skórę.
- Nie mogę uwierzyć, że się rozpłakałaś. Przecież wiesz, że naskoczyłem na ciebie tylko dlatego, że sama się tego domagałaś. Ja tak wcale nie myślę.
Pogładził mnie po ramieniu.
- Wiem. - Spróbowałam się opanować, kontrolując swój oddech. Jak to się stało, że to on musiał mnie teraz pocieszać? - Ale to i tak wszystko prawda. Dzięki, że jedynie powiedziałeś to głośno.
- Czy dostanę punkty za to, że przeze mnie się rozpłakałaś?
- Jasne. - Uśmiechnęłam się blado. - Ile tylko zechcesz.
- Nie martw się, maleńka. Wszystko się ułoży.
- Nie wiem jak - burknęłam.
Poklepał mnie po głowie.
- Ogłoszę kapitulację i będę grzeczny.
- To jakaś nowa gra?
Podniosłam wzrok, żeby sprawdzić, jaką ma minę.
- Może. - Zaśmiał się z pewnym wysiłkiem, a potem skrzywił. - Ale się przyłożę.
Ściągnęłam brwi.
- Nie bądź taką pesymistką. Okaż mi trochę zaufania.
- Co dokładnie rozumiesz przez „bycie grzecznym”?
- Będę twoim przyjacielem - powiedział cicho. - I nie będę domagał się niczego więcej.
- Chyba już na to za późno, Jake. Jak możemy być przyjaciółmi, skoro jesteśmy w sobie zakochani?
Popatrzył w skupieniu na sufit, jak gdyby odczytywał coś, co było na nim napisane.
- Może... to będzie musiała być przyjaźń na odległość.''




''- Znasz tę historię z Biblii? - spytał znienacka, wciąż wczytując się w pusty sufit. - Tę z królem i dwiema kobietami, które kłócą się o dziecko?
- Jasne. Król Salomon.
- Zgadza się, król Salomon - powtórzył. - Rozkazał rozciąć dziecko na pół... ale to był tylko taki test. Żeby zobaczyć, kto odstąpi swoją część, byle tylko ocalić malucha.
- Tak, pamiętam. Spojrzał wreszcie na mnie.
- Bella, już cię nie będę próbował rozciąć na pól. Rozumiałam, co ma na myśli. Chciał mi przekazać, że kocha mnie bardziej od Edwarda i że rezygnuje ze zdobycia mnie, żeby to udowodnić. Zapragnęłam bronić swojego ukochanego, wyjaśnić Jacobowi, że Edward postąpiłby tak samo, gdybym tylko go o to poprosiła, gdybym tylko mu na to pozwoliła. To ja egoistycznie starałam się zatrzymać ich obu. Nie było jednak sensu wszczynać dysputy, po której Jacob czułby się tylko jeszcze gorzej.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:52   #4354
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

- Boisz się, że tracąc cnotę, zejdziesz na złą drogę!
Zakryłam sobie usta dłonią, żeby stłumić chichot. „Stracić cnotę”, „zejść na złą drogę” - co za staroświeckie zwroty!
- Nie, głuptasku - mruknął wtulony w mój bark. - To ciebie chcę przed tym ochronić. Ale bronisz się rękami i nogami.
- W życiu nie słyszałam jeszcze...
- Zaczekaj - przerwał mi. - Pozwól sobie zadać jedno pytanie. Rozmawialiśmy już o tym, ale może tym razem łaskawie się ze mną zgodzisz. Ile osób w tym pokoju ma duszę? I szansę na dostanie się do nieba, czy co to tam nas czeka po śmierci?
- Dwie - odparłam z mocą.
- Niech ci będzie, może i masz rację. Teraz punkt drugi: dyskusje na ten temat trwają, ale większość ludzi jest chyba zgodna co do tego, że w życiu należy się kierować pewnymi zasadami.
- To już wampirze zasady ci nie wystarczają? Musisz się jeszcze przejmować ludzkimi?
- Lepiej dmuchać na zimne.




- Chyba nie zaprzeczysz, że przykazanie „nie zabijaj” pojawia się w większości religii. A ja, Bello, zabiłem w życiu naprawdę wielu ludzi.
- Tylko tych, którzy na to zasługiwali.
Wzruszył ramionami.
- Kto wie, czy bierze się to pod uwagę. W każdym razie, ty nie zabiłaś nikogo, a ja...
- Skąd wiesz? - mruknęłam.
Uśmiechnął się, ale poza tym zignorował moje wtrącenie.
- ...a ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby taki stan zachować.
- I będę ci za to wdzięczna. Tylko co to ma do rzeczy? Nie kłóciliśmy się o to, żebyś pozwolił mi kogoś zabić.
- Takim samym uniwersalnym przykazaniem jest zachowanie czystości przed ślubem - jedyna różnica polega na tym, że nie złamaliśmy go jeszcze oboje. Czy mogę nie złamać, chociaż jednej zasady?
- Chociaż jednej?
- Sama wiesz, że dopuszczałem się już kradzieży i kłamstwa, pożądałem czegoś, co nie było moje... Cnota to wszystko, co mi zostało.



- Czego takiego pożądałeś, co nie było twoje? - spytałam. - Przecież masz wszystko.
- Ale kiedyś nie miałem ciebie - przypomniał mi, poważniejąc. - Nie miałem prawa być z tobą, ale i tak o to zawalczyłem. I jaki jest tego efekt? Sama zobacz - usiłujesz uwieść wampira!
Pokręcił głową z udawanym przerażeniem.
- Ale tego, co już masz, możesz pożądać - zapewniłam go. - A poza tym, to przecież o moją cnotę ponoć się boisz.
- To prawda. Jak już mówiłem, dla mnie może być już za późno, ale mam jeszcze szansę uratować ciebie. Niech mnie piekło pochłonie, jeśli przeze mnie nie dostąpisz zbawienia - i nie wspominam tu o piekle w przenośni.
- Nie zmusisz mnie do tego, żebym trafiła na wieczność dokądś, gdzie cię nie będzie - zaprotestowałam. - Właśnie taka jest moja prywatna definicja piekła. Zresztą łatwo będzie nam uniknąć takiej sytuacji - po prostu oboje nie umierajmy, zgoda?


- Mnie osobiście spieszy się tylko do jednej rzeczy, natomiast cała reszta może poczekać... ale przyznaję, twoje młodzieńcze hormony to teraz moi najwięksi sojusznicy.
- Nie wierzę, że dałam się w to wpakować. Kiedy sobie pomyślę, jak zareaguje Charlie... i Renee! Wyobrażasz sobie minę Angeli? Albo Jessiki? O, nie - ta to dopiero będzie mnie obgadywać!



- Jesteś najbardziej niebezpieczną istotą, z jaką miałem do czynienia - mruknął, ale zaraz ześlizgnął się zgrabnie z łóżka, by uklęknąć na ułamek sekundy przy szafce nocnej.




- Mam nadzieję, że nie wydałeś na niego dużo pieniędzy? Jeśli był bardzo drogi, to skłam.
- Nie zapłaciłem ani centa - zapewnił mnie. - To kolejna pamiątka rodzinna. Ojciec dał go mamie.
- Och!
W moim głosie dało się słyszeć zaskoczenie. Spróbowałam podważyć wieczko, ale ani drgnęło.
- Jest chyba odrobinkę staromodny - powiedział Edward żartobliwie przepraszającym tonem. - Staroświecki, tak jak ja. Ale żartobliwie ci coś nowocześniejszego. Może od Tiffany'ego?
- Lubię staroświeckie rzeczy - podkreśliłam, podnosząc nieśmiało pokrywkę.



- Sprawdź, czy pasuje.
Lewą dłoń zacisnęłam w pięść.
- Bello - westchnął. - Nie przylutuję ci go do palca. Jeśli go przymierzysz, będzie po prostu wiadomo, czy nie trzeba zmienić rozmiaru. Zaraz potem możesz go zdjąć.
- No dobra - mruknęłam.


- Bardzo mi się podoba - szepnął mi do ucha. - Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Zaśmiałam się, dysząc.
- Wierzę ci bez bicia.
- Czy mogę coś zrobić? - zamruczał, przytulając mnie mocniej.
- Co tylko chcesz.
Puścił mnie i ześlizgnął się z łóżka. Zrzedła mi mina.
- Co tylko chcesz, byle nie to!
Puścił mój protest mimo uszu, za to wziął mnie za rękę i też zmusił do zejścia na podłogę. Kiedy stanęliśmy naprzeciwko siebie, z powagą położył mi dłonie na ramionach.
- Chcę, żeby wszystko było jak należy. Proszę, błagam, nie zapominaj, że się już zgodziłaś, więc teraz niczego nie popsuj. To dla mnie bardzo ważne.
- Nie, tylko nie to - jęknęłam, widząc, że przyklęka.
- Bądź grzeczna - rozkazał. Wzięłam głęboki oddech.
- Isabello Swan?
Spojrzał na mnie spoza zasłony swoich nienaturalnie długich rzęs. Jego złote oczy przepełniała czułość, ale jednocześnie udawało mu się świdrować mnie wzrokiem.
- Przyrzekam kochać cię przez całą wieczność - każdego dnia wieczności z osobna. Czy wyjdziesz za mnie?
Chciałam mu powiedzieć wiele rzeczy, z których cześć nie byłaby wcale miła, a inne z kolei zawierałyby tyle przesłodzonych wyrażeń, że pewnie samego Edwarda zaskoczyłabym swoim romantyzmem. Żeby się nie skompromitować w żaden z tych dwóch sposobów, szepnęłam:
- Tak.
- Dziękuję - odpowiedział prosto.
Wziął mnie za rękę i pocałował każdy z opuszków moich palców, a potem i należący od teraz do mnie pierścionek.

---------- Dopisano o 17:52 ---------- Poprzedni post napisano o 17:52 ----------

Wycieczka do Vegas to nie była w końcu taka duża rzecz. Zamierzałam też pójść o jeden krok dalej i zamiast starych dżinsów włożyć stary dres. A co do samej ceremonii, z pewnością nie miała trwać zbyt długo - zakładałam, że góra piętnaście minut. Tyle to chyba mogłam wytrzymać.



- Bello? - spytała smutno, przysuwając się do mojego boku.
Zabrzmiało to tak płaczliwie, że odruchowo przytuliłam ją do siebie, żeby ją jakoś pocieszyć.
- Coś nie tak, Alice?
- Czy ty mnie kochasz?
- Ależ oczywiście, że cię kocham. Przecież wiesz.
- Więc dlaczego chcesz się wymknąć po kryjomu do Vegas i wziąć ślub, nie zapraszając mnie na tę uroczystość?
Spłonęłam rumieńcem. Widziałam jak na dłoni, że bardzo ją zraniłam, więc spieszno było mi się usprawiedliwić.
- Wiesz, że nienawidzę pompy i skupiania na sobie uwagi. A tak w ogóle, to był pomysł Edwarda, a nie mój.
- Wszystko mi jedno, czyj to był pomysł. Jak mogłaś mi to zrobić? Spodziewałabym się czegoś takiego po Edwardzie, ale nie po lobie. Kocham cię tak, jakbyś była moją rodzoną siostrą.
- Alice, dla mnie jesteś moją siostrą.
- Tak tylko mówisz - jęknęła.
- Nie ma sprawy, możesz z nami pojechać. Nie będzie co oglądać, ale proszę bardzo.
Grymas na jej twarzy nie zniknął.
- Co? - mruknęłam.
- A jak bardzo mnie kochasz?
- Co to za głupie pytanie?
Spojrzała na mnie błagalnie. Trzęsły jej się kąciki ust. Na widok takiej miny nie sposób było pozostać obojętnym.
- Proszę, proszę, proszę, proszę - wyszeptała. - Jeśli naprawdę mnie kochasz... pozwól mi zorganizować swój ślub i wesele.
- Alice! Jak możesz! - Zerwałam się na równe nogi. - Nie zgadzam się! Nie ma mowy!
- Jeśli naprawdę mnie kochasz... Założyłam ręce.
- To nie fair. Dopiero co Edward z tym wyskoczył.
- Zapewniam cię, że Edward marzy o tradycyjnej ceremonii, tylko jest zbyt delikatny, żeby ci o tym powiedzieć. A Esme - sama pomyśl, jaka byłaby uszczęśliwiona. Jęknęłam.
- Wolałabym stanąć oko w oko z jednym z tych nowonarodzonych.
- Będę twoją dłużniczką przez dziesięć lat.
- Chyba przez sto. Oczy jej rozbłysły.
- Czyli się zgadzasz?
- Nie! Nie będzie żadnego wesela!
- Będziesz musiała tylko przejść te kilka metrów, a potem powtórzyć słowa przysięgi.
- Fuj! Ble! Tfu!
- Błagam. - Zaczęła skakać wokół mnie na jednej nodze. - Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę!
- Nigdy ci tego nie wybaczę, Alice!
- Hurra! Klasnęła w dłonie.
- Na nic się nie zgodziłam!
- Ale zgodzisz się, zgodzisz! - zawołała śpiewnie.
- Edward! - krzyknęłam, wychodząc na zewnątrz. - Wiem, że nas podsłuchujesz. Chodź tu i mnie wspomóż.
Alice podążyła za mną, wciąż wesoło poklaskując.
- Wielkie dzięki, siostrzyczko - powiedział Edward kwaśno, wyłaniając się zza moich pleców.
Obróciłam się na pięcie, żeby wylać przed nim swoje żale, ale wyglądał na tak zmartwionego, że nie potrafiłam. Zamiast tego, rzuciłam się mu na szyję, kryjąc twarz w jego koszuli, by nie zauważył, że w oczach stanęły mi łzy.
- Vegas - obiecał mi szeptem.
- Nic z tego. - Alice triumfowała. - Bella mi tego nie zrobi. Wiesz, Edwardzie, jako brat jesteś czasem rozczarowujący.




- Cóż, nawet jeśli jej ustąpisz, to nadal możemy wymigać się od pompy. Tylko najbliższa rodzina. Emmett załatwi sobie papiery duchownego przez Internet*.
Zachichotałam.
- To już brzmi lepiej.
Nie czułabym się zbyt oficjalnie, przysięgając coś przed Emmettem, a to byłby duży plus. Musiałabym się tylko powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.



Edytowane przez Maaarcia
Czas edycji: 2009-07-06 o 17:57
Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:53   #4355
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

- A teraz punkt programu, na który wszyscy czekali - biwak!
Rozbawił mnie tym swoim udawanym entuzjazmem.


- I jak tam? - spytał, szczerząc zęby uśmiechu. Wywróciłam oczami.
- Stara bieda.
- No tak - zgodził się. - Usiłuje cię zabić banda wampirów. Normalka.
- Normalka.


- Jeśli mnie poprosisz, żebym cię pocałował, to nie będzie miał powodu mnie atakować. Sam tak powiedział.
- Tylko nie czekaj na moją prośbę ze wstrzymanym oddechem, bo się udusisz. Albo nie, zmieniłam zdanie: wstrzymuj go sobie na zdrowie.


- Boże, Bella, jesteś jak lodówka - pożalił się.
- P - p - przepraszam.
- Spróbuj się rozluźnić - doradził mi, czując, że znowu mam atak drgawek. - Rozgrzejesz się w okamgnieniu. Oczywiście najlepiej byłoby, gdybyś wyskoczyła z ciuchów.
Edward warknął.
- To potwierdzone naukowo - zaczął się bronić Jacob. - Jedna z podstawowych zasad survivalu.


- Pijawką się nie przejmuj - oświadczył z uśmiechem. - Jest tylko zazdrosny.
- Oczywiście, że jestem zazdrosny. - Głos Edwarda, na powrót aksamitny i opanowany, był jak melodyjny pomruk w ciemnościach. - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo chciałbym móc cię zastąpić przy jej boku, kundlu.
- Czasem ma się to szczęście - skomentował Jacob, ale zaraz dodał rozżalonym tonem: - Przynajmniej masz tę świadomość, że wolałaby tu ciebie.


- Bardzo dobrze - szepnął. - Spij, maleńka, śpij. Westchnęłam półprzytomnie, usatysfakcjonowana.
- Przyszedł Seth - mruknął Edward do Jacoba i nagle zrozumiałam, po co ten drugi tak głośno wcześniej wył.
- Świetnie. Jak chcesz, też możesz stanąć na warcie, a ja już się tu Bella zajmę.
Edward nie odpowiedział, ale ja jęknęłam.
- Dałbyś spokój - wykrztusiłam zaspanym głosem.




- No to dobranoc - powiedział Edward. - Ciesz się chwilą.
Na kilka minut zapadła cisza. Wicher postanowił nie zmienić jednak namiotu w naleśnik i powoli dawał za wygraną. Edward cicho jęknął.
- To tylko taki zwrot. Nie traktuj tego tak dosłownie.
- Przepraszam - szepnął Jacob. - Ale wyjść byś mógł - zapewnić nam odrobinę prywatności.
- Jacob, czy mam pomóc ci zasnąć? - zaoferował Edward.
- Spróbować zawsze warto - mruknął mój przyjaciel, niezrażony. - Ciekawe, kto by wtedy wyszedł?
- Te, wilk, nie podjudzaj mnie. Moja cierpliwość kiedyś się skończy.

---------- Dopisano o 17:53 ---------- Poprzedni post napisano o 17:53 ----------

- Pocałuj mnie, proszę.
Zaskoczony, otworzył szerzej oczy, ale zaraz ściągnął podejrzliwie brwi.
- Nabijasz się ze mnie.
- Pocałuj mnie. Pocałuj mnie na pożegnanie, idź i wróć.
Zawahał się. Walczył teraz sam ze sobą. Wykręcił tułów, żeby zerknąć sobie przez ramię na zachód, nie odrywając przy tym stóp od podłoża, a potem, rozluźniwszy szyję, ale wciąż na mnie nie patrząc, zrobił niepewnie krok w moim kierunku - jeden, drugi... Spojrzał na mnie. W jego oczach było widać, że targają nim wątpliwości. Nie zdawałam sobie sprawy, jaką sama miałam minę.
Przeniósł ciężar ciała z pięt na palce i ruszył do przodu. Żeby pokonać dzielące nas metry, wystarczyły mu trzy susy.
Wiedziałam, że wykorzysta tę okazję do maksimum - niczego innego się nie spodziewałam. Zwiesiłam luźno ręce, zamknęłam oczy, zwinęłam palce w pięści i znieruchomiałam.
Ujął moją twarz w obie dłonie, a jego usta odszukały mojej z żarliwością, której niedaleko było do brutalności. Wyczulam, że, rozgniewał się, kiedy natrafił na mój bierny opór. Jedną dłoń przesunął mi na kark i wplótłszy palce w moje włosy, zacisnął je tuż j przy skórze, a drugą schwycił mnie mocno za ramię, aż na moment straciłam równowagę. Przyciągnął mnie do siebie. Dłoń z ramienia przesunęła się ku nadgarstkowi i szarpnięciem zmusiła mnie, żebym objęła go za szyję. Cały ten czas zapamiętale mnie całował, usiłując wykrzesać ze mnie, choć odrobinę entuzjazmu. Nie byłam przyzwyczajona do tak miękkich i ciepłych warg.
Zyskawszy pewność, że się nie odsunę, puścił mój nadgarstek i uwolnioną ręką zawędrował w okolice mojej talii, gdzie rozogniona dłoń odnalazła w plecach zagłębienie na linii bioder. Pchnięta do przodu, wygięłam się w łuk, po czym przywarłam Jacoba całym ciałem.
Jego usta oderwały się od moich, ale wiedziałam, że do końca jeszcze daleko. Wpierw przeniósł się na skraj mojego policzka, a potem podążył w dół szyi. Wyplątane z włosów palce sięgnęły po mój drugi nadgarstek, żebym przytuliła go obiema rękami.
Kiedy trzymał mnie już oburącz w pasie, jego wargi znalazły się koło mojej skroni.
- Za dużo myślisz - szepnął ochryple. - Stać cię na więcej.
Zadrżałam, bo musnął zębami płatek mojego ucha.
- Tak lepiej - zamruczał. - Daj się nareszcie ponieść emocjom.
Odruchowo pokręciłam głową, ale zatrzymał mnie, chwyciwszy mnie znowu za włosy. Ton głosu zmienił na zjadliwy:
- Jesteś pewna, że chcesz, żebym wrócił? A może tak naprawdę wolałabyś, żebym zginął?
Gniew rozlał się po mnie z taką siłą, jakbym dopiero, co dostała w twarz. Tego było za wiele - nie przestrzegał żadnych zasad.
Koniec dobroci dla zwierząt! Ignorując ból przeszywający moją prawą dłoń, złapałam obiema rękoma tyle kruczoczarnych włosów, ile tylko mieściło mi się w garściach, i spróbowałam go od siebie odciągnąć.
Tyle, że mylnie to zinterpretował.
Był zbyt wytrzymały, żeby zorientować się, że chcę sprawić mu ból i tym samym powstrzymać. Moje rozeźlenie wziął za objaw namiętności. Pomyślał, że oto w końcu odpowiadam na jego pieszczoty.
Dysząc ciężko, wpił się znowu w moje wargi, a palce zacisnął mi jeszcze mocniej w talii.
Jeśli mój wcześniejszy przypływ gniewu rozluźnił i tak już słaby chwyt, którym czepiałam się samokontroli, to niespodziewany odzew Jacoba na moje domniemane podniecenie wytrącił mi ją z rąk. Gdybym wyczuła jedynie, że triumfuję, być może mogłabym mu się oprzeć, ale bezbronność kryjąca się za tym wybuchem niekłamanej radości zupełnie przygasiła moją determinację. Mózg odłączył mi się od ciała i ani się obejrzałam, całowałam Jacoba z taką samą gorliwością, co on mnie. Wbrew wszystkiemu, moje wargi złapały ten sam rytm, by wypróbowywać nieznane sobie ewolucje. Nie musiałam przy nim na nic uważać, a on z pewnością na nic nie uważał przy mnie.
Złapałam go mocniej za włosy, ale tym razem po to, żeby przyciągnąć go bliżej do siebie.
Był wszędzie. Padające na nas ostre słońce zabarwiło przestrzeń pod moimi powiekami na czerwono i kolor ten idealnie pasował do tego, co się pomiędzy nami działo. Zrobiło mi się okropnie gorąco. Widziałam, słyszałam i dotykałam tylko jego.
Jeden jedyny skrawek mojego mózgu, w którym ostały się resztki rozsądku, bombardował mnie pytaniami.
Dlaczego tego nie przerywałam? Dlaczego, co gorsza, nawet nie chciałam tego przerywać? Dlaczego czepiałam się tak kurczowo jego ramion i podobało mi się to, że są szerokie i umięśnione? Dlaczego, przywierając do niego ściśle całym ciałem, uważałam, że to jeszcze nie dość blisko?
Były to głupie pytania, bo znałam na nie odpowiedź: oszukiwał tam do tej pory samą siebie.
Jacob miał rację. Miał rację od samego początku. Był dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. To, dlatego nie sposób było mi się z nim rozstać - ponieważ byłam w nim zakochana. Byłam zakochana w nich obu. Kochałam go, kochałam o wiele bardziej, niż powinnam była, a mimo to nadal nie dość mocno. Byłam w nim zakochana, ale to nie wystarczało, by cokolwiek zmienić - ta miłość mogła nas tylko co najwyżej jeszcze bardziej zranić. (...)Patrząc jak gdyby przez filtr myśli Jacoba, zobaczyłam dokładnie, z czego zamierzałam zrezygnować, przed czego utratą ta nowo zdobyta wiedza nie miała mnie uratować. Zobaczyłam dziwny kolaż, na który składali się Charlie i Renee wraz z Billym, Samem i La Push. Zobaczyłam, jak mijają lata, lata, które coś znaczyły, które coś we mnie zmieniały. Zobaczyłam olbrzymiego rdzawobrązowego wilka, którego kochałam i który zawsze stał na straży, gotowy mnie chronić. Przez ułamek sekundy mignęła mi też dwójka kilkuletnich czarnowłosych dzieci, które, oderwawszy się od moich nóg, biegły w kierunku znajomego mi lasu. Znikając, zabrały z sobą i wszystko inne.
A potem, całkiem wyraźnie, poczułam, że moje serce rozszczepia się wzdłuż dzielącej go bruzdy i od jego wnętrza odłącza się jakaś jego mniejsza część.
Usta Jacoba znieruchomiały przed moimi. Kiedy otworzyłam oczy, wpatrywał się we mnie oszołomiony i uradowany.
- Muszę już iść - szepnął.
- Nie odchodź.
Uśmiechnął się - moja odpowiedź sprawiła mu przyjemność.
- Wrócę szybko - przyrzekł. - Ale najpierw...
Pochylił się, żeby znowu mnie pocałować. Nie miałam powodu się przed tym bronić. Jaki miałoby to sens?
Tym razem było inaczej. Jego dłonie spoczęły miękko na moich policzkach, a wargi przemieszczały się niespodziewanie delikatnie, niemal z wahaniem. Był to pocałunek bardzo krótki i bardzo, bardzo słodki.
Jacob otoczył mnie ramionami i mocno uściskał, szepcząc mi do ucha:
- To taki powinien być nasz pierwszy raz. Lepiej późno niż wcale.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:54   #4356
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- Czy mogę ci się zwierzyć, co jest w tym wszystkim najgorsze? - spytał ostrożnie. - Nie masz nic przeciwko? Będę grzeczny.
- Czy to ci jakoś pomoże? - szepnęłam.
- Czy ja wiem. Na pewno nie zaszkodzi.
- To co jest najgorsze?
- Najgorsza w tym wszystkim jest świadomość, że byłoby nam razem tak dobrze.
- Być może - poprawiłam.
- Nie, nie. - Pokręcił przecząco głową. - Pasujemy do siebie idealnie. Ten związek nie wymagałby od nas żadnego wysiłku, bycie razem byłoby dla nas równie naturalne, co oddychanie. Gdyby nic nie stanęło ci na przeszkodzie, taką ścieżkę byś właśnie wybrała... - Przez moment wpatrywał się w przestrzeń, a potem dodał: - Gdyby świat był taki, jaki powinien być, nie byłoby żadnych potworów ani żadnej magii.''


''- On jest dla ciebie jak narkotyk. - Nie wypominał mi tego, po prostu stwierdził fakt. - Widzę, że nie potrafisz już bez niego żyć. Już za późno. Związek ze mną byłby dla ciebie zdrowszy.
Nie byłbym twoim narkotykiem, tylko twoim powietrzem, twoim słońcem.
Kącik moich ust wygiął się w smutnym półuśmiechu.
- Wiesz, że nawet kiedyś tak o tobie myślałam? Że jesteś moim słońcem, moim osobistym słońcem? Odganiałeś dla mnie chmury. Westchnął.
- Z chmurami sobie radzę, ale nie mogę walczyć z zaćmieniem.
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:54   #4357
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

- Nic ci nie jest? - spytał z troską.
- Nie. Chcę umrzeć.
- Nigdy na to nie pozwolę. Jęknęłam głośno.
- Być może zaraz zmienisz zdanie.
- Gdzie Jacob?
- Poszedł się bić - wymamrotałam w podłogę.
(...)
- A sądziłem, że to ja stosuję niedozwolone chwyty - powiedział z podziwem zmieszanym z odrazą. - Przy nim to ja jestem święty. - Pogłaskał mnie po fragmencie policzka nie przykrytym materiałem. - Nie jestem na ciebie zły, kochanie. Jacob jest bardziej przebiegły, niż przypuszczałem. Żałuję tylko, że sama go poprosiłaś.
- Edward... - szepnęłam w szorstki nylon. - Tak mi... Nie wiem...
- Cii. - Znowu mnie pogłaskał, kojąc moje stargane nerwy. - Nie to miałem na myśli. I tak by cię pocałował, nawet gdybyś nie połknęła haczyka, tyle, że tak nie mam wymówki, żeby móc mu złamać szczękę. A sprawiłoby mi to ogromną przyjemność.
(...)
- Dlaczego nie jesteś na mnie zły? - zaprotestowałam. - Dlaczego mnie nie nienawidzisz? A może jeszcze nie wysłuchałeś tej historii do końca?
- Myślę, że poznałem już wystarczająco dużo szczegółów - stwierdził pogodnie. - Jacob tworzy bardzo wyraziste obrazy mentalne. Współczuję pozostałym członkom sfory niemal tak bardzo, jak sobie. Biednego Setha aż zemdliło. Ale Sam wziął już Jacoba w obroty i chłopak ma teraz co innego na głowie.
Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową w rozpaczy. Ostre nylonowe włókna podłogi namiotu boleśnie podrapały mi skórę.
- Jesteś tylko człowiekiem - szepnął Edward, znów mnie głaszcząc.
- To najbardziej żałosna linia obrony, jaką w życiu słyszałam.
- Jesteś człowiekiem i Jacob też nim jest, chociaż bardzo chciałbym, żeby było inaczej. I to, zrozum, w wielu aspektach życia daje mu nade mną przewagę, której nie jestem w stanie nad nim zyskać.
- Bzdury! Na to, co zrobiłam, nie ma żadnego usprawiedliwienia! On nie ma nad tobą żadnej przewagi...
- Kochasz go - przypomniał mi łagodnie.
Każda komórka w moim ciele rwała się do tego, by móc temu zaprzeczyć.
- Ale ciebie bardziej - wykrztusiłam.
Jeśli chciałam być szczera, nie mogłam mu zaoferować nic lepszego.
- To też wiem. Ale... kiedy cię opuściłem, Bello, zostawiłem cię z otwartą, krwawiącą raną. To Jacobowi udało się ją zszyć. I po tej operacji pozostał ślad - u was obojga. Nie jestem pewien, czy to taki rodzaj szwów, które z czasem same się rozpuszczają. Nie winię żadnego z was za to, co sam wymusiłem. Mój postępek może mi wybaczono, ale to nie oznacza jeszcze, że nie miały dosięgnąć mnie jego konsekwencje.
- Powinnam była się domyślić, że wynajdziesz jakiś sposób na to, żeby móc próbować wziąć winę na siebie. Proszę, przestań. To nie do zniesienia.
- To jak mam zareagować na to, co się stało?
- Chcę, żebyś wykrzyczał mi w twarz wszystkie wyzwiska, jakie ci tylko przyjdą do głowy, w każdym języku, który znasz. Chcę, żebyś powiedział mi, że się mnie brzydzisz i że chcesz mnie rzucić, a ja padnę ci do stóp i będę się czołgać, i błagać cię, żebyś został.
Westchnął.
- Wybacz, ale nie spełnię twojej prośby.
- To przynajmniej przestań mnie pocieszać. Pozwól mi cierpieć. Zasłużyłam sobie na to.
- Nie ma mowy.
Pokiwałam głową.
- Wiesz co, masz rację. Bądź dalej taki miły. Tak chyba jest jeszcze gorzej.
Ucichł na chwilę. Wyczułam nagłą zmianę w panującej w namiocie atmosferze, jakieś nowe napięcie.
- To już zaraz - odgadłam.
- Tak, jeszcze tylko kilka minut. Akurat tyle, żebym mógł coś jeszcze dodać...
Czekałam na to, co powie. Jego głos przeszedł w szept:
- W odróżnieniu od Jacoba, ja potrafię być szlachetny, Bello. Nie zamierzam zmuszać cię do tego, żeby wybierała pomiędzy nami dwoma. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Weź ze mnie, co tylko chcesz, albo i nie, jeśli tylko taka jest twoja wola. Nie czuj się do niczego wobec mnie zobowiązana, kiedy będziesz podejmować decyzję. Odepchnęłam się od podłogi, żeby jak najszybciej przybrać pozycję siedzącą.
- Do jasnej cholery, przestań! - wrzasnęłam.
Otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Nie rozumiesz mnie. Nie próbuję ciebie pocieszyć - naprawdę, mówię po prostu to, co myślę.
- Wiem - jęknęłam. - Tylko, co z walką o mnie? Nie gadaj mi tu o szlachetnym poświęcaniu się, tylko walcz!
- Jak? - spytał. Smutek zmienił jego oczy w oczy starca.
Wdrapałam mu się na kolana i objęłam go ramionami.
- Nie obchodzi mnie to, że jest zimno. Nie obchodzi mnie to, że cuchnę jak pies. Spraw, żebym zapomniała, jaka jestem okropna. Żebym zapomniała o nim. Żebym zapomniała, jak się nazywam. Zawalcz o mnie!
Nie czekałam, aż coś postanowi - ani aż mnie odepchnie, mówiąc, że nie jest zainteresowany takim okrutnym, nielojalnym potworem jak ja. Przywarłam do niego i przycisnęłam łapczywie swoje usta do jego chłodnych warg.
- Ostrożnie, skarbie - mruknął, wymykając mi się.
- Żadnego ostrożnie.
Odsunął mnie od siebie delikatnie o kilkanaście centymetrów.
- Nie musisz mi niczego udowadniać.
- Nie staram ci się niczego udowodnić. Powiedziałeś, że mogę wziąć z ciebie, co tylko chcę, to biorę. To właśnie to, czego chcę.
Objąwszy go za szyję, spróbowałam dosięgnąć jego ust. Schylił się, żeby mi to ułatwić, ale moje rosnące zniecierpliwienie sprawiło, że wciąż miał się na baczności. Moje ciało zdradzało moje intencje. W końcu znowu mnie powstrzymał.
- To chyba nienajlepszy moment - zauważył spokojnie. Jak na mój gust, był za bardzo opanowany.

---------- Dopisano o 17:54 ---------- Poprzedni post napisano o 17:54 ----------

- Pierwszy oddział jest już na polanie. Słyszymy, jak walczą.
Zacisnęłam szczęki. Edward zaśmiał się.
- Słyszymy Emmetta - świetnie się bawi.
Zmusiłam się do wzięcia kolejnego oddechu równo z Sethem.
- Druga grupa już się szykuje - są podochoceni, jeszcze nas nie usłyszeli.
Warknął.
- Co? - wykrztusiłam.
- Rozmawiają o tobie. - Zazgrzytał zębami. - Mają dopilnować, żebyś się nie wymknęła... Świetne posunięcie, Leah! Mm, ta dziewczyna to ma refleks - zamruczał z aprobatą. - Jeden z nowonarodzonych nas wywęszył i Leah powaliła go, zanim jeszcze zdążył się obrócić.




Jej głos tak mnie zaskoczył, że rozdziawiłam usta. Nie był to, bynajmniej, drapieżny alt, jakiego się spodziewałam po jej minie i pozie, ale piskliwy sopran, jakby przedrzeźniała małe dziecko. Kojarzył mi się ze złotymi loczkami i różową gumą balonową. Jakim cudem coś takiego mogło dochodzić zza obnażonych zębów wampirzycy?




Mój ukochany wziął głęboki wdech i powoli odwrócił się w moją stronę.
Jego mina zbiła mnie z pantałyku. Spojrzał na mnie tak nieufnie, jakbym była kolejnym jego przeciwnikiem - więcej niż nieufnie, spojrzał na mnie z lękiem. Ale przecież przy Victorii i Rileyu wcale nie okazywał strachu... Nic mi się nie zgadzało, mózg miałam równie bezużyteczny, co resztę ciała. Wpatrywałam się w Edwarda zaskoczona.
- Bello, kochanie - odezwał się jak najbardziej łagodnym tonem.
Przesuwał się w moją stronę krok za krokiem, pokazując mi, że ma puste dłonie. Mimo oszołomienia, skojarzyłam sobie, że zachowuje się jak podejrzany, który zbliżając się do policjanta, chce go zapewnić, że nie jest uzbrojony...
- Bello, czy możesz, proszę, odłożyć ten kamień? Tylko ostrożnie. Nie zrób sobie krzywdy.
Zupełnie wyleciało mi z głowy, że wciąż go trzymam. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo boli mnie kłykieć. Czyżby złamanie się odnowiło? Tym razem Carlisle miał mnie jak nic wsadzić w gips. Edward przystanął z wahaniem półtora metra ode mnie, nie opuszczając rąk i nie przestając wyglądać na przerażonego.
Musiało minąć kilka długich sekund, zanim przypomniałam sobie, jak porusza się palcami. Odłamek skały uderzył głośno o ziemię, ale moja dłoń pozostała w tej samej pozycji.
Edward rozluźnił się odrobinę, widząc, że pozbyłam się ostrego narzędzia, ale nie podszedł bliżej.
- Nie musisz się mnie bać - powiedział cicho. - Nic ci nie grozi. Nic ci nie zrobię.
Ta dziwna obietnica tylko zwiększyła moje zdezorientowanie. Gapiłam się na niego jak kretynka, próbując zrozumieć jego postępowanie.
- Wszystko będzie dobrze, Bello. Wiem, że się boisz, ale już po wszystkim. Nic ci nie grozi. Nawet cię nie dotknę. Nic ci nie zrobię.
Zamrugałam rozdrażniona i nareszcie odzyskałam głos.
- Po co mi to wszystko tłumaczysz?
Zrobiłam pierwszy niezdarny krok do przodu. Edward od razu się cofnął.
- Coś nie tak? - szepnęłam. - O co ci chodzi?
- Nie jesteś... - Był teraz tak samo zdziwiony, co ja. - Nie boisz się mnie?
- Co ty gadasz? Ja miałabym się ciebie bać?
Chciałam do niego podejść, ale potknęłam się o coś - pewnie o własne stopy. Złapał mnie w porę, a ja wtuliłam twarz w jego koszulę i wybuchłam płaczem.
- Bello, och, Bello, przepraszam, już po wszystkim, już dobrze.
- Nic mi... nic mi nie jest - wyjąkałam. - Po prostu... To wszystko... Daj mi... minutkę.
Przytulił mnie mocniej.
- Przepraszam, przepraszam - powtarzał mi do ucha.
Czepiałam się go, dopóki nie wrócił mi oddech, a potem zaczęłam go całować - po torsie, po ramionach, po szyi - wszędzie tam, dokąd sięgałam. Mój umysł powoli odzyskiwał równowagę.
- Nie jesteś ranny? - spytałam pomiędzy pocałunkami. - Nic ci nie zrobiła?
- Nic a nic - zapewnił mnie, wtulając mi twarz we włosy.
- A co z Sethem? Edward zachichotał.
- Jest w siódmym niebie. To dla niego spełnienie marzeń.
- A pozostali? Alice, Esme? Wilki?
- Mają się dobrze. Tam też jest już po wszystkim. Nie mieli żadnych trudności, tak jak ci obiecałem. Najgorzej było tutaj.
Dałam sobie chwilę, żeby wszystko to poukładać w głowie.
Moi najbliżsi i moi przyjaciele byli bezpieczni. Victoria już nigdy nie miała po mnie wrócić. Koszmar dobiegł końca.
Mieliśmy teraz żyć długo i szczęśliwie.
Ale nie mogłam upajać się zwycięstwem, nie wyjaśniwszy jednej rzeczy.
- Powiedz mi, dlaczego myślałeś, że się ciebie boję?
- Przepraszam - powtórzył znowu, nie wiadomo, po co. - Przepraszam, że cię na to wszystko naraziłem. Że mnie takim zobaczyłaś. Wiem, jakie to musiało być dla ciebie straszne doświadczenie.
Zastanowiłam się nad tym. Przypomniałam sobie, w jaki sposób mnie podchodził, jak trzymał wtedy ręce... Jakby obawiał się, że lada moment ucieknę z krzykiem.
- Mówisz serio? Myślałeś... Co właściwie sobie myślałeś? Że napędziłeś mi stracha?
Prychnęłam z wyższością. Wyszło idealnie - głos ani mi nie zadrgał, ani się nie załamał.
Edward zadarł mi podbródek, żeby spojrzeć w moje oczy.
- Bello, przecież ja dopiero co... - zawahał się, ale nie użył żadnych eufemizmów - ...dopiero co, nie dalej jak siedem metrów od ciebie, pozbawiłem głowy i rozczłonkowałem rozumną istotę. To cię nie odrzuca?
Zmarszczył czoło.
Wzruszyłam ramionami. To też wyszło idealnie - taki zblazowany gest.
- Nie za bardzo. A jeśli się bałam, to tylko o ciebie i Setha.
Chciałam wam jakoś pomóc, a że niewiele mogę...
Zamilkłam, bo się zdenerwował.
- Tak - powiedział cierpko. - Zachciało ci się zostać nową trzecią żoną. O mało nie dostałem ataku serca, kiedy zobaczyłem, co knujesz, a niełatwo doprowadzić wampira do takiego stanu.
- Chciałam wam tylko pomóc - wydukałam nieśmiało. - Seth mógł się już nie podnieść, a...
- Bello, on tylko udawał, że coś mu się stało. To był taki fortel. A potem wyskoczyłaś z tym kamieniem! - Pokręcił głową zdegustowany. - Seth cię nie widział, więc musiałem zareagować, i teraz ma mi złe, że nie może przypisać pokonania Rileya wyłącznie sobie.
- Seth tylko udawał? - wykrztusiłam.
Potwierdził.
- Och.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:55   #4358
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

- Jeszcze pięć minut. A Bella otworzy oczy za trzydzieści siedem sekund. Nie wykluczam, że już nas słyszy.
- Słyszysz mnie, skarbie? - odezwała się czule Esme. - Już dobrze. Nic ci nie grozi.
Mnie nie, ale co to była za pociecha?
Ktoś przytknął mi do ucha chłodne wargi. Był to Edward. Dopiero siła jego słów przerwała tortury i wyswobodziła mnie z zamknięcia.
- Nic mu nie będzie, Bello. Wyliże się z tego. Przeżyje. Jego rany goją się w oczach.
Ból i lęk osłabły. Odnalazłam drogę do swojego ciała i zatrzepotałam powiekami.
- Dzięki Bogu - westchnął. Pocałował mnie delikatnie w usta.
- Edward...
- Jestem przy tobie.
Nakazałam swoim powiekom się otworzyć. Wpatrywała się we mnie para złocistomiodowych oczu.
(...)
- Jego życiu nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Dochodzi do siebie w niesamowitym tempie. Część jego obrażeń jest wprawdzie na tyle poważna, że zajmie mu to parę dni, ale i tak to rewelacyjna prognoza. Gdy tylko załatwimy to, co mamy tu do załatwienia, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby mu pomóc. Na razie, przy wsparciu Sama, usiłuje zmienić się w człowieka. Ułatwi mi to zadanie. - Doktor uśmiechnął się odrobinę. - Nigdy nie szkoliłem się na weterynarza.
- Co mu się stało? - spytałam słabym głosem. - Co to za poważne obrażenia?
Carlisle na powrót spoważniał.
- Inny wilk był w opałach...
- Leah.
- Tak, Leah. Odepchnął ją na bok, ale sam nie miał już czasu się osłonić. Nowonarodzony złapał go w pasie. Złamał mu większość kości w prawej połowie ciała.
Drgnęłam.
- Na szczęście Sam i Paul zdążyli w samą porę. Kości zaczęły mu się zrastać, już gdy nieśli go do La Push.
- Będzie kuśtykał albo coś takiego?
- Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Nawet ślad nie zostanie. Wzięłam głęboki wdech.
- Trzy minuty - oznajmiła Alice.




Patrzyłam na ich dwoje jak urzeczona. Jasper potarł sobie lewe przedramię.
- Nic mu nie jest? - szepnęłam.
- To nic takiego, swędzą go tylko resztki jadu.
- Ktoś go ugryzł? - przeraziłam się.
- Chciał być wszędzie naraz. Byle tylko Alice nie miała nic do roboty. - Edward pokręcił głową. - Alice nie potrzebuje taryfy ulgowej.
- Nad opiekuńczy głupek - skomentowała, krzywiąc się.



- Nie chodzi mi o nic konkretnego, tylko o to, że w ogóle miewasz wizje na mój temat. Jak myślisz, skąd to się bierze, że nic innego na mnie nie działa? Ani dar Jane, ani Edwarda, ani Ara...
Urwałam, bo moje zainteresowanie tą kwestią gdzieś uleciało - ciekawość zduszały we mnie inne, bardziej narzucające się emocje. Moje pytanie zaintrygowało za to Alice.
- Nie zapominaj o Jasperze, Bello - potrafi wpływać na reakcje twojego ciała tak samo, jak u innych. I w tym cala różnica, nie widzisz tego? Jasper manipuluje twoim ciałem, a nie twoim umysłem. To nie urojenie. Niczego ci nie wmawia, tylko naprawdę steruje tym, co się dzieje w twoim organizmie. A w moich wizjach pojawiają się końcowe efekty, a nie przyczyny czy rozmyślania, które doprowadziły do podjęcia takiej, a nie innej decyzji.
To też nie dotyczy procesów myślowych - to nie iluzja, tylko rzeczywistość, a przynajmniej jedna z jej wersji. Ale z Jane, Edwardem, Arem i Demetrim jest inaczej - oni pracują we wnętrzu umysłu. Jane tworzy jedynie iluzję bólu, bo przecież jej ofiary nie odnoszą żadnych fizycznych obrażeń. Rozumiesz, Bello? W swojej głowie możesz czuć się bezpieczna. Nikt tam nie przeniknie. Nic dziwnego, że Aro nie może się doczekać, aż pozna twoje przyszłe umiejętności.




- Jak się czujesz? - wymamrotałam.
Co za głupie pytanie!
- Trochę jestem przyćpany. Doktor Fang* nie jest pewien, jaką zaserwować mi dawkę środków przeciwbólowych, więc stosuje metodę prób i błędów i myślę, że przeholował.
- Ale nic cię nie boli.
- Nie. A przynajmniej nic z tego, co dało się opatrzyć - oświadczył, nadal ironizując.



- Znasz tę historię z Biblii? - spytał znienacka, wciąż wczytując się w pusty sufit. - Tę z królem i dwiema kobietami, które kłócą się o dziecko?
- Jasne. Król Salomon.
- Zgadza się, król Salomon - powtórzył. - Rozkazał rozciąć dziecko na pół... ale to był tylko taki test. Żeby zobaczyć, kto odstąpi swoją część, byle tylko ocalić malucha.
- Tak, pamiętam. Spojrzał wreszcie na mnie.
- Bella, już cię nie będę próbował rozciąć na pól. Rozumiałam, co ma na myśli. Chciał mi przekazać, że kocha mnie bardziej od Edwarda i że rezygnuje ze zdobycia mnie, żeby to udowodnić. Zapragnęłam bronić swojego ukochanego, wyjaśnić Jacobowi, że Edward postąpiłby tak samo, gdybym tylko go o to poprosiła, gdybym tylko mu na to pozwoliła. To ja egoistycznie starałam się zatrzymać ich obu. Nie było jednak sensu wszczynać dysputy, po której Jacob czułby się tylko jeszcze gorzej.


- On jest dla ciebie jak narkotyk. - Nie wypominał mi tego, po prostu stwierdził fakt. - Widzę, że nie potrafisz już bez niego żyć. Już za późno. Związek ze mną byłby dla ciebie zdrowszy.
Nie byłbym twoim narkotykiem, tylko twoim powietrzem, twoim słońcem.
Kącik moich ust wygiął się w smutnym półuśmiechu.
- Wiesz, że nawet kiedyś tak o tobie myślałam? Że jesteś moim słońcem, moim osobistym słońcem? Odganiałeś dla mnie chmury. Westchnął.
- Z chmurami sobie radzę, ale nie mogę walczyć z zaćmieniem.



-(...) Chciałabym się jak najszybciej nauczyć nad sobą panować, ale mogę stać się takim utrapieniem, że będzie się mną musiała zająć wataha.
Jacob posłał mi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Wybiję im taki pomysł z głowy.
- Dzięki.


. Zamknąwszy za sobą drzwi, zaczęłam majstrować trzęsącymi się dłońmi przy zapięciu bransoletki.
- Nie rób tego - szepnął Edward, łapiąc mnie za ręce. - To część ciebie.
Kiedy mnie przytulił, znowu się rozpłakałam.


Było mi wszystko jedno, czy czas wyleczy moje rany, czy nie - liczyło się tylko to, czy wyleczy je u Jacoba. Czy mój przyjaciel jeszcze kiedyś będzie szczęśliwy.

__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:56   #4359
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- A dla ciebie co jest w tym wszystkim najgorsze? - spytał cicho. - Powiesz mi?
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Proszę.
- Chyba cię tym zranię.
- Proszę.
Jak mogłam na tym etapie czegokolwiek mu odmówić?
- Najgorsze jest to, że... - Przerwałam, ale w końcu pozwoliłam sobie na szczerość. - Najgorsze jest to, że potrafię to wszystko sobie wyobrazić - całe nasze życie. I to, co widzę, tak okropnie mi się podoba. Tak bardzo chciałbym zostać tu z tobą i już nigdy cię nie opuścić. Chciałbym móc cię kochać i uszczęśliwić. Ale nie mogę i to mnie dobija. Mam tak jak Sam z Emily, Jake - nigdy nie miałam wyboru. Od początku wiedziałam, że to już tak na zawsze. Może, dlatego tak bardzo walczyłam z tym uczuciem do ciebie.''


-'' Nie powinnam ci o tym opowiadać.
- Nie. Cieszę się, że się zgodziłaś. Dziękuję. - Pocałował mnie w czubek głowy, a potem westchnął. - Od teraz już będę grzeczny.
Zerknęłam na niego. Uśmiechał się.''


- Czyli niedługo wychodzisz za mąż, tak?
- Daj spokój.
- Chciałbym poznać jakieś szczegóły. Nie wiem, kiedy znowu się zobaczymy.
- Tak, wychodzę za mąż. Sama nie widziałam takiej potrzeby, ale skoro to dla niego takie ważne, pomyślałam, czemu nie?
Przytaknął mi.
- To prawda. To właściwie nic takiego - no wiesz, w porównaniu.
Mówił w sposób bardzo opanowany, jakbyśmy omawiali jakieś zagadnienie praktyczne. Przyjrzałam mu się, ciekawa, jak mu się to udaje, i wszystko tym zepsułam. Nasze oczy spotkały się na sekundę, po czym Jacob odwrócił raptownie głowę. Zaczekałam, aż zacznie na powrót normalnie oddychać.
- Tak - zgodziłam się. - W porównaniu.
- Ile zostało ci jeszcze czasu?
- To zależy od tego, na kiedy Alice zdąży zorganizować uroczystość.
Alice i organizacja wesela! Zdusiłam w sobie jęk.
- To będzie przed czy po? - wyszeptał.
Wiedziałam, o co mu chodzi.
- Po.
Pokiwał głową. Musiał przyjąć tę wiadomość z ulgą. Zastanowiłam się, ile bezsennych nocy spędził, rozmyślając o tym, co miało wydarzyć się po zakończeniu roku szkolnego.
- Boisz się?
- Tak.
Oboje mówiliśmy teraz szeptem.
- Czego się boisz?
Ledwie go słyszałam. Wpatrywał się w moje dłonie.
- Wielu rzeczy. - Postarałam się przybrać bardziej rozluźniony ton głosu, ale nie zamierzałam kłamać. - Nigdy nie byłam masochistką, więc te godziny agonii to nie jest coś, na co czekam z utęsknieniem. No i wolałabym, żeby nie było przy tym Edwarda - tak bardzo będzie przeżywał to, że cierpię - ale tak się nie da. Jest jeszcze problem z tym, co zrobić z Charliem i z Renee... I jak to będzie wyglądało później. Chciałabym się jak najszybciej nauczyć nad sobą panować, ale mogę stać się takim utrapieniem, że będzie się mną musiała zająć wataha.
Jacob posłał mi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Wybiję im taki pomysł z głowy.
- Dzięki.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:56   #4360
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Przyłożył mi dłonie do policzków.
- Bello... jesteś pewna, że dokonałaś właściwego wyboru? Jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś tak cierpiała... - Głos mu się załamał.
Prawda, nie widział, bo gdy cierpiałam dużo bardziej, był daleko stąd. Dotknęłam jego warg.
- Tak, jestem pewna.
- Sam nie wiem... - Zmarszczył czoło. - Jeśli to tak bardzo cię boli, to co to za najlepsze rozwiązanie?
- Edwardzie, wierz mi, wiem, bez kogo nie mogę żyć.
- Ale...
Pokręciłam głową.
- Nie rozumiesz. Może ty jesteś wystarczająco dzielny albo wystarczająco silny, żeby żyć beze mnie, jeśli tak byłoby dla mnie najlepiej. Ale mnie nigdy nie będzie stać na takie poświęcenie. Muszę być z tobą. To dla mnie jedyne możliwe rozwiązanie.
Wciąż nie wyglądał na przekonanego. Nie powinnam była poprzedniego wieczoru pozwolić mu zostać ze sobą. Ale tak bardzo go potrzebowałam...
- Czy możesz mi podać tamtą książkę?
Wskazałam ją brodą.
Zrobił zdziwioną minę, ale spełnił moją prośbę.
- Nie masz jej jeszcze dość?
- Chcę tylko znaleźć jeden fragment... - Zaczęłam przerzucać kartki. - żeby sprawdzić, jak to ona ujęła...
Nie sprawiło mi to większych trudności, bo tyle razy zatrzymywałam się w tym miejscu, że stronę zdobił ośli róg.
- Cathy jest potworem, ale tu akurat trafiła w samo sedno - przyznałam. Przeczytałam cytat na głos, ale właściwie tylko dla siebie. - „Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po prostu nic wspólnego”*. - Pokiwałam głową, znowu tylko do siebie. - Doskonale rozumiem, o co jej chodzi. I wiem, bez kogo ja nie umiem żyć.
Edward wziął ode mnie książkę, po czym cisnął nią przez pokój - wylądowała na biurku. Objął mnie w talii.
Jego piękną twarz rozświetlił blady uśmiech, ale czoło jeszcze mu się nie wygładziło.
- Heathcliff też czasami ma swoje momenty - stwierdził.
Nie musiał zerkać do książki, by móc go zacytować. Przyciągnął mnie bliżej do siebie i szepnął mi do ucha:
- „Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!”**.
- Tak - powiedziałam cicho. - Tak właśnie myślę.
- Bello, nie mogę patrzeć na to, jak się męczysz. Może...
- Nie, Edwardzie. Wszystko pokomplikowałam i będę musiała z tym żyć. Ale wiem też, czego chcę i czego mi trzeba... i co teraz zrobię.
- Tak? To co teraz zrobimy?
Uśmiechnęłam się, kiedy mnie poprawił, ale potem westchnęłam.
- Pojedziemy do Alice.




- Nic się nie martw, Bello, będzie fantastycznie. Czy chcesz teraz zobaczyć swoją suknię ślubną?
Zamurowało mnie. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Niech się dziewczyna cieszy, pomyślałam.
- Jasne. Uśmiechnęła się, zadowolona.
- Hm, Alice... - Spróbowałam przybrać swobodny ton głosu, żeby ukryć swoje rozżalenie. - A właściwie to, kiedy zdążyłaś ku pić tę całą suknię?
Nikogo nie nabrałam. Edward ścisnął mi dłoń, żebym się i uspokoiła. Alice szła przodem, kierując się ku schodom.
- Tego nie da się załatwić tak z dnia na dzień, Bello - wyjaśniła dość wymijająco. - Oczywiście nie byłam do końca pewna, kiedy sprawy przybiorą taki, a nie inny obrót, ale prawdopodobieństwo było bardzo wysokie, więc...
- Kiedy? - powtórzyłam z naciskiem.
- Zrozum, u Perrine'a Bruyere'a jest lista oczekujących. Uszycie kreacji, która jest dziełem sztuki, wymaga czasu. Gdybym nie wykazała się inicjatywą, musiałabyś kupić coś gotowego!
Chyba nie miałam szans na uzyskanie interesującej mnie informacji.
(...)
- Podoba ci się? Co o niej sądzisz?
Ania z Zielonego Wzgórza, nic dodać, nic ująć.
- Bomba. Świetny pomysł. Jesteś geniuszem, Alice.
- Wiem - przyznała nieskromnie.
- Lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku? - strzeliłam.
- Mniej więcej. Częściowo to mój własny projekt: tren, welon... - Mówiąc, dotknęła białej satyny. - Koronka jest z epoki. Podoba ci się?
- Śliczna. Tak bardzo pasuje do Edwarda.
- A do ciebie nie?
- Właściwie to do mnie chyba też. Wiem, że już się o to postarasz, jeśli tylko ci na to pozwolę. Tylko bez szaleństw!
Promieniała.
- Pokażesz mi teraz swoją? - spytałam.
Moja prośba zbiła ją z pantałyku.
- Chyba mi nie powiesz, że nie zamówiłaś jednocześnie sukienki dla druhny? - jęknęłam, udając rozpacz. - Załamię się, jeśli będziesz musiała założyć coś gotowego.
Złapała mnie w pasie.
- Dziękuję! Jesteś kochana!
- Nie wiedziałaś, że ci na to pozwolę? - zażartowałam, całując ją w nastroszone włosy. - Co z ciebie za jasnowidz?
Oderwała się ode mnie i klasnęła w dłonie z uciechy.
- Mam tyle roboty! Idź, pobaw się z Edwardem. Muszę wziąć się do pracy.
Wypadła z pokoju.
- Esme!
I już jej nie było.
(...)
Dotknął mojego policzka, przyglądając mi się badawczo. Oczy miał już zbyt ciemne - tak dawno nie był na polowaniu.
- Chodź - zaproponował znienacka. - Zabiorę cię na naszą łąkę.
Brzmiało to zachęcająco.
- Czyli nie muszę się już dłużej ukrywać?
- Nie. Niebezpieczeństwo za nami.




- Dlaczego akurat trzynasty sierpnia? - spytał niby to od niechcenia.
- Żeby mieć dostatecznie szeroki margines. To dokładnie miesiąc przed moimi urodzinami.
Westchnął.
- Esme jest trzy lata starsza od Carlisle'a - poniekąd. Wiedziałaś o tym?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie robiło im to żadnej różnicy - podkreślił.




- To nie byłoby fair, gdybyśmy nie dopuścili do tego Charliego - podsumowałam. - A to oznacza także dopuszczenie Renee i Phila. Więc równie dobrze można też przy okazji dać Alice się wyszaleć. Może Charliemu będzie łatwiej, jeśli pozwoli mu się pożegnać mnie z pompą? Nawet, jeśli uważa, że jestem o wiele za młoda na małżeństwo, nie chcę pozbawiać go wzruszeń. - Wyobraziłam sobie, jak prowadzi mnie do ołtarza, i aż się wzdrygnęłam. - Z tyloma osobami będę musiała się rozstać: z mamą, z tatą, ze wszystkimi znajomymi. I nikomu nie będę mogła powiedzieć prawdy. Niech chociaż zobaczą to, co mogę im pokazać: że znikam, bo związałam się z tobą. Niech wiedzą, że jesteśmy razem na stałe. I że będziemy szczęśliwi, niezależnie od tego, dokąd wyjedziemy. To chyba najlepsze wyjście.
Przez moment Edward przyglądał mi się uważnie.
- Zrywam umowę - oświadczył nagle.
- Co? - zawołałam. - Wycofujesz się? Tylko nie to!
- Nie wycofuję się, Bello, dotrzymam danego słowa, ale zwalniam z tego ciebie. Zrobię, co zechcesz, ale niczego nie zażądam w zamian.
- Dlaczego?
- Bello, widzę, co się dzieje. Starasz się uszczęśliwić wszystkich dookoła. Ale mnie nie obchodzą uczucia innych ludzi. Zależy mi wyłącznie na tym, żebyś to ty była zadowolona. Tylko się nie przejmuj, że Alice ominie zabawa. Sam się nią zajmę. I obiecuję, że tym razem nie będzie próbować wzbudzić w tobie poczucia winy.
- Ale...
- Nie, zrobimy wszystko po twojemu. Moja taktyka okazała się beznadziejna. Niby to ty jesteś uparta, ale sama popatrz, co zdziałałem. Od miesięcy przekonuję cię jak głupi do tego, co tak naprawdę jest jedynie moją wizją, wmawiam ci jeszcze, że to dla twojego dobra, i w rezultacie najzwyczajniej w świecie cię ranie. Zraniłem cię już z tego powodu nie raz i to głęboko. Jak po tym wszystkim mogę sobie dalej ufać? Nie, ty sama wiesz najlepiej, jak zadbać o swoje szczęście. Ja od początku się myliłem. - Przesunął się pode mną, coraz bardziej podekscytowany. - Posłuchaj, zrobimy to jeszcze dziś, dziś wieczorem. Im szybciej, tym lepiej. Porozmawiam z Carlislem. Tak sobie myślałem, że może, jeśli zaaplikujemy ci dość morfiny, to nie będzie tak źle. Warto spróbować.
- Edward, nie... - zaczęłam, ale przyłożył mi do ust palec.
- Nic się martw, najdroższa. Pamiętam też o twoich pozostałych żądaniach.
Zanim dotarło do mnie to, co powiedział - i co zamierzał - wplótł mi palce we włosy i zaczął całować - delikatnie, ale jak najbardziej na poważnie.
Nie miałam czasu do stracenia. Gdybym zbyt długo się ociągała, zapominałabym, dlaczego musiałam go powstrzymać. Minęło dopiero kilka sekund, a ja i tak już miałam problemy z oddychaniem. Moje dłonie same czepiały się jego ramion, by mocniej mnie do niego przycisnąć; moje wargi wpijały się łapczywie w jego wargi, odpowiadając mu na każde niewypowiedziane pytanie.
Usiłowałam odzyskać mowę, ale nie było to łatwe.
Obróciliśmy się i Edward znalazł się nade mną. Oszałamiała mnie słodycz jego oddechu. A co mi tam, pomyślała mniej szlachetna cześć mojej natury.
Nie, nie, nie, powiedziałam sobie. Potrząsnęłam głową i Edward oderwał się od moich ust, a przesunął ku szyi, co pozwoliło mi normalnie oddychać.
- Przestań. Czekaj.
Glos miałam równie słaby, co wolę.
- Dlaczego? - szepnął w zagłębienie pod moim gardłem. Z wysiłkiem przybrałam bardziej stanowczy ton.
- Nie teraz. Nie tu.
- Jesteś pewna?
Uśmiechnął się szelmowsko, po czym znowu zaczął całować w usta, uniemożliwiając mi dalsze protesty. Krew krążyła mi w żyłach coraz szybciej, rozgrzana skóra paliła pod jego dotykiem.
Zmusiłam się do skupienia uwagi na tym, co chciałam osiągnąć. Wiele mnie kosztowało samo oderwanie dłoni od głowy Edwarda i przesunięcie ich na jego tors, ale udało mi się. Teraz mogłam spróbować go od siebie odepchnąć. Nie miałam szans zrobić tego sama - chodziło mi tylko o to, żeby zorientowawszy się, sam stosownie zareagował.
Odsunął się ode mnie na kilkanaście centymetrów, żeby móc mi się przyjrzeć. Widok jego oczu nie pomógł mi w moich staraniach - płonął w nich czarny ogień, któremu trudno się było oprzeć.
- Dlaczego? - powtórzył niskim, męskim głosem. - Kocham cię. Pragnę cię. Tu i teraz.
Przeszedł mnie rozkoszny dreszcz. Zaniemówiłam. Edward zaraz to wykorzystał.
- Czekaj - wyszeptałam spod jego warg.
- Nie ma mowy - mruknął, nie przerywając.
- Błagam.
Jęknął zniecierpliwiony, ale przekulał się na plecy. Leżeliśmy tak przez minutę, wsłuchując się w nasze zwalniające oddechy.
- Czekam na wyjaśnienia - oznajmił w końcu. - I lepiej, żeby to nie miało nic wspólnego ze mną.
Co za bezsensowne żądanie, pomyślałam. Wszystko w moim świecie miało coś z nim wspólnego.
- Zrozum, to dla mnie bardzo ważne. Chcę, żeby wszystko odbyło się, jak należy.
- Czyli jak?
- Po mojemu.
Wsparłszy się na łokciu, posłał mi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Mogłabyś to zdefiniować bardziej szczegółowo?
Wzięłam głęboki wdech.
- Chcę, żebyśmy postąpili odpowiedzialnie. I chcę zachować właściwy porządek. Nie opuszczę Charliego i Renee, nie dołożywszy wszelkich starań, żeby po moim zniknięciu jak najmniej się o mnie martwili. Nie zabronię Alice zorganizować uroczystości, skoro ta i tak się odbędzie. I przyrzeknę ci miłość do końca mych dni, zanim sprawisz, że stanę się nieśmiertelna. Zrobię wszystko tak, jak należy. Twoja dusza jest dla mnie o wiele za cenna, żeby pozwalać sobie na jakiekolwiek ryzyko. Nie zmusisz mnie do tego.
- Chcesz się założyć?
Jego oczy znowu zapłonęły.
- Może jesteś w stanie mnie zmusić, ale powstrzymasz się - zauważyłam sprytnie. - Nie wiesz przecież, czy to naprawdę to, czego mi trzeba.
- No nie - oburzył się. - A gdzie zasady fair play?
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Nigdy nie mówiłam, że będę się do nich stosować.
Też się uśmiechnął, ale smutno.
- Cóż, gdybyś zmieniła zdanie...
- Będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie.
Ledwie to powiedziałam, zaczął siąpić deszcz. Padające z rzadka krople zderzały się cicho ze źdźbłami traw. Spojrzałam w niebo wilkiem. Edward wytarł mi policzek z przezroczystych korali.
- Chodź, zaraz będziesz pod dachem.
- Deszcz to pestka - mruknęłam. - Tyle, że musimy się stąd wynosić, a skoro tak, to już niedługo będziemy musieli coś załatwić, coś bardzo nieprzyjemnego i być może nawet wysoce niebezpiecznego.
Zaniepokojony, otworzył szeroko oczy.
- Dzięki Bogu, nawet kula z policyjnego rewolweru nie zrobi ci krzywdy. - Westchnęłam. - Podskoczymy po pierścionek, a potem pojedziemy do domu. Co tak na mnie patrzysz? Pora powiadomić Charliego.
Moja mina go rozbawiła.
- Niebezpieczna misja, mówisz? - Sięgnął do kieszeni spodni. - Przynajmniej nie będziemy musieli nadrabiać drogi.
Mój pierścionek zaręczynowy po raz drugi został wsunięty mi na palec strony lewej dłoni - tam, gdzie miał pozostać na całą wieczność.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:56   #4361
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

- Wiesz co, Leah, idź, skocz z klifu - doradziłem jej, wskazując przepaść u swoich stóp.



- Boże, dziewczyno, jesteś chyba najbardziej skupioną na sobie osobą pod słońcem. Nie chciałbym niszczyć iluzji, w której żyjesz - tej, w której jesteś pępkiem wszechświata - więc nie powiem ci, gdzie mam twoje problemy. A teraz spadaj.



- Jeśli będę udawał, że cię słucham, to sobie pójdziesz? - spytałem, zerkając na jej stale naburmuszoną twarz.


- ...a potem wpadła Sue. Wspaniała kobieta. Twardsza od grizzly. Nie ma na nią siły. Ale i tak nie wiem, jak wytrzymuje z tą swoją córeczką. Z Sue to dopiero byłaby wilczyca! Leah to raczej rosomak. Zaśmiał się ze swojego dowcipu




Jacob,
Wysyłając ci to, łamię dane jej słowo. Bala się, że cię zrani, i nie chciała, żebyś czul się do czegokolwiek zobowiązany. Wiem jednak, że gdybym był na twoim miejscu, wolałbym mieć wybór.
Obiecuję, że będę się nią opiekował. Dziękuję ci - za nią - za wszystko.
Edward





Mogłem tak pędzić i pędzić, wcale się nie męcząc. Może tym razem już nigdy nie miałem się zatrzymać.
Ale nie byłem sam.
Przykro mi, szepnął w mojej głowie Embry.
Był wiele kilometrów na północ od La Push, ale zawrócił, żeby do mnie dołączyć. Warknąłem sfrustrowany i przyspieszyłem.
Hej, zaczekaj, poprosił Quil. Był niedaleko, dopiero co wypadł z domu.
Chcę być sam, syknąłem.
Czułem w naszej wspólnej jaźni, że się o mnie martwią, chociaż próbowałem z całych sił zepchnąć ich głosy za trzask gałęzi i szum wiatru. Tego właśnie nienawidziłem - patrzenia na siebie ich oczami, zwłaszcza teraz, kiedy się nade mną litowali. Zdawali sobie z tego sprawę, ale i nie przestawali mnie gonić.
W mojej głowie odezwał się kolejny członek sfory:
Pozwólcie mu na to.
Sam nie był zagniewany, ale rozkaz przywódcy to rozkaz przywódcy.
Embry i Quil odpuścili.
(...)
Chłopaki, dosyć tego, zarządził Sam. Embry, podjadę po ciebie.
Znikli z mojej świadomości jeden po drugim. Został tylko Sam.
Dziękuję.
Jak tylko będziesz mógł, wracaj do domu, dobra?
I on mnie opuścił. Zostałem sam.
Co za ulga. Mogłem teraz chłonąć odgłosy natury: szmer suchych liści pod swoimi łapami, szelest skrzydeł gdzieś wysoko w górze, jęki oceanu - daleko, daleko na zachodzie. Nie słyszałem już nic więcej. I nie czułem już nic prócz pędu, prócz swoich mięśni, ścięgien i kości pracujących ze sobą w idealnej harmonii, by pokonywać kolejne kilometry.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:57   #4362
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''Wyciągnęłam szyję, żeby sięgnąć jego ucha, przykładając policzek do jego rozgrzanej skóry.
- Wiesz, że cię kocham - szepnęłam.
- Wiem. - Odruchowo mocniej ścisnął mnie w talii. - A ty wiesz z kolei, jak bardzo chciałbym, żeby to wystarczało.
- Tak.
- Będę zawsze na ciebie czekał, Bella - przyrzekł mi pogodniejszym tonem, wypuszczając mnie z objęć.
Odsunęłam się od niego, czując, że tracę coś niezwykle cennego, i zarazem, że zostawiam przy nim na łóżku jakąś cząstkę siebie.
- Zawsze będziesz miała do wyboru drugą opcję. Zmusiłam się do uśmiechu.
- Dopóki moje serce nie przestanie bić. Też się uśmiechnął.
- Wiesz, tak sobie myślę, że chyba bym cię jednak przyjął - chyba, bo nie wiem jeszcze, jak bardzo będziesz cuchnąć.''


''- Bądź grzeczny i słuchaj Carlisle'a, to szybciej wyzdrowiejesz.
- Jasne, jasne.
- Ciekawa jestem, kiedy cię trafi. No wiesz, kiedy wpadnie ci w oko ta twoja jedyna.
- Tylko nie rób sobie zbyt wielkich nadziei - doradził mi kwaśno. - Chociaż rozumiem, że kamień spadłby ci z serca.
- Może tak, a może nie. Pewnie będę uważać, że nie jest dla ciebie dostatecznie dobra. Ciekawe, jak bardzo będę zazdrosna.
- Tak, to akurat może być zabawne - przyznał.
- Dasz mi znać, tak? Obiecuję, że się stawię.
Z westchnieniem obrócił się do mnie policzkiem. Nachyliłam się i pocałowałam go.
- Kocham cię, Jacob.
Zaśmiał się cicho.
- Ale ja kocham cię bardziej.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:58   #4363
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Jak dla mnie to koniec
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 17:59   #4364
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''Nie zajechałam daleko.
Kiedy już nic nie widziałam, pozwoliłam oponom furgonetki odnaleźć pobocze i powoli wyhamowałam. Oparłszy się bezwładnie o siedzenie, pozwoliłam, żeby przygniotła mnie słabość, z którą walczyłam przez cały pobyt w pokoju Jacoba. Było gorzej, niż się spodziewałam. Dobrze zrobiłam, ukrywając ją przed przyjacielem. Nikt nie powinien był widzieć mnie w tym stanie.
Nie dane mi było jednak długo siedzieć w samotności - Alice miała mnie na oku, a szybkim samochodem można było dotrzeć do mnie w kilka minut. Zaskrzypiały otwierane drzwiczki i Edward mocno mnie przytulił.
W pierwszym odruchu chciałam go odepchnąć, bo niewielka cząstka mnie - niewielka, ale z minuty na minutę coraz bardziej się awanturująca - pragnęła przytulać się do kogoś zupełnie innego. I tak do bólu dołączyły świeże wyrzuty sumienia. Edward nic nie powiedział, tylko pozwolił mi się wypłakać. ''


''Dotarłam do swojego pokoju, potykając się i macając ściany jak ślepiec. Zamknąwszy za sobą drzwi, zaczęłam majstrować trzęsącymi się dłońmi przy zapięciu bransoletki.
- Nie rób tego - szepnął Edward, łapiąc mnie za ręce. - To część ciebie.
Kiedy mnie przytulił, znowu się rozpłakałam.
A potem przyszła noc. Ona również ciągnęła się uporczywie, nie była to jednak najgorsza noc mojego życia i w tej myśli szukałam pocieszenia. W dodatku nie byłam sama. To także ogromnie podnosiło mnie na duchu
Dręczyły mnie nieznośnie żywe wspomnienia. Moja pamięć wyrzucała wszystkie błędy, jakie kiedykolwiek popełniłam, od błahych po te najpoważniejsze. Każdy grymas bólu, jaki z mojego powodu pojawił się na twarzy Jacoba, każda rana, jaką podczas trwania naszego związku zadałam Edwardowi - odnotowałam je wszystkie, nie mogąc żadnego występku ani zignorować, ani się wyprzeć.
Poza tym, zdałam sobie sprawę, że myliłam się, co do magnesów. To nie wilkołaka i wampira starałam się do siebie na siłę zbliżyć, tylko dwa oblicza siebie samej: Bellę Jacoba i Bellę Edwarda. Nie były one w stanie współegzystować. Okazałam naiwność, podejmując jakiekolwiek zmierzające ku temu próby.
Tyle szkód wyrządziłam.
W środku nocy przypomniało mi się, co obiecałam sobie tego ranka - że Edward nie zobaczy już ani jednej łzy wylanej przez mnie za Jacoba Blacka. Na myśl o swoim przyrzeczeniu dostałam ataku histerii, który przestraszył mojego ukochanego bardziej niż wcześniejsze popłakiwania. Na szczęście szybko opadłam z sił.
Edward mówił niewiele - trzymał mnie w objęciach, pozwalając niszczyć sobie koszulę słonawymi kroplami.
Nie spodziewałam się, że owa niewielka cząstka mnie ze złamanym sercem będzie potrzebować aż tyle czasu, żeby dojść do siebie, ale wreszcie dobiegł on końca i wyczerpana odpłynęłam w niebyt. Sen nie przyniósł pełnego ukojenia, a jedynie odrętwienie połączone z obojętnością, niczym środek uspokajający. Ból stał się łatwiejszy do zniesienia - ale nie zniknął. Nawet nieprzytomna byłam go świadoma. Pomogło mi to stopniowo dostosować się do nowej sytuacji.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 18:00   #4365
talkshit
Zakorzenienie
 
Avatar talkshit
 
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: bawimy się powietrzem.
Wiadomości: 16 564
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez Liquidgold Pokaż wiadomość

Talkshit jaki avv ;O

haha ; D







W moim ciele nie bylo już miejsca na więcej nienawiści prócz tej, którą czułam do samej siebie..."
__________________
Dopiero gdy ulegamy pasji, jesteśmy naprawdę sobą.
Ze wszystkich naszych namiętności
najbardziej określają nas te,
których nie potrafimy okiełznać.

Motocykl
- mój sposób na życie.



talkshit jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 18:04   #4366
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''Otworzyłam oczy - już suche - i zobaczyłam, że Edward przygląda mi się z troską.
- Hej - odezwałam się.
Miałam chrypkę, więc odkaszlnęłam.
Nie odpowiedział. Obserwował mnie, czekając, aż znowu się zacznie.
- Nie, już wszystko w porządku - zapewniłam go. - I przyrzekam, że to był ostatni raz.
Zacisnął usta.
- Przepraszam, że musiałeś to oglądać - dodałam. - To nie było w porządku z mojej strony.
Przyłożył mi dłonie do policzków.
- Bello... jesteś pewna, że dokonałaś właściwego wyboru? Jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś tak cierpiała... - Głos mu się załamał.
Prawda, nie widział, bo gdy cierpiałam dużo bardziej, był daleko stąd. Dotknęłam jego warg.
- Tak, jestem pewna.
- Sam nie wiem... - Zmarszczył czoło. - Jeśli to tak bardzo cię boli, to co to za najlepsze rozwiązanie?
- Edwardzie, wierz mi, wiem, bez kogo nie mogę żyć.
- Ale...
Pokręciłam głową.
- Nie rozumiesz. Może ty jesteś wystarczająco dzielny albo wystarczająco silny, żeby żyć beze mnie, jeśli tak byłoby dla mnie najlepiej. Ale mnie nigdy nie będzie stać na takie poświęcenie. Muszę być z tobą. To dla mnie jedyne możliwe rozwiązanie.
Wciąż nie wyglądał na przekonanego. Nie powinnam była poprzedniego wieczoru pozwolić mu zostać ze sobą. Ale tak bardzo go potrzebowałam...
- Czy możesz mi podać tamtą książkę?
Wskazałam ją brodą.
Zrobił zdziwioną minę, ale spełnił moją prośbę.
- Nie masz jej jeszcze dość?
- Chcę tylko znaleźć jeden fragment... - Zaczęłam przerzucać kartki. - żeby sprawdzić, jak to ona ujęła...
Nie sprawiło mi to większych trudności, bo tyle razy zatrzymywałam się w tym miejscu, że stronę zdobił ośli róg.
- Cathy jest potworem, ale tu akurat trafiła w samo sedno - przyznałam. Przeczytałam cytat na głos, ale właściwie tylko dla siebie. - „Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po prostu nic wspólnego”*. - Pokiwałam głową, znowu tylko do siebie. - Doskonale rozumiem, o co jej chodzi. I wiem, bez kogo ja nie umiem żyć.
Edward wziął ode mnie książkę, po czym cisnął nią przez pokój - wylądowała na biurku. Objął mnie w talii.
Jego piękną twarz rozświetlił blady uśmiech, ale czoło jeszcze mu się nie wygładziło.
- Heathcliff też czasami ma swoje momenty - stwierdził.
Nie musiał zerkać do książki, by móc go zacytować. Przyciągnął mnie bliżej do siebie i szepnął mi do ucha:
- „Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!”**.
- Tak - powiedziałam cicho. - Tak właśnie myślę.
- Bello, nie mogę patrzeć na to, jak się męczysz. Może...
- Nie, Edwardzie. Wszystko pokomplikowałam i będę musiała z tym żyć. Ale wiem też, czego chcę i czego mi trzeba... i co teraz zrobię.''

---------- Dopisano o 18:01 ---------- Poprzedni post napisano o 18:00 ----------

''- Pojedziemy do Alice.
Zastaliśmy ją na najniższym stopniu schodków werandy - oczywiście doskonale wiedziała, co zamierzałam jej zakomunikować, i była zbyt podekscytowana, żeby czekać na nas w środku. Miałam wrażenie, że z radości zaraz zacznie tańczyć.
- Dziękuję! - zawołała, kiedy wynurzyłam się z furgonetki.
- Wstrzymaj się jeszcze - ostrzegłam ją, podnosząc do góry palec. - Mam dla ciebie kilka ograniczeń.
- Wiem, wiem. Nie wolno mi wyznaczyć terminu późniejszego niż trzynastego sierpnia, muszę zagwarantować ci prawo veta przy ustalaniu listy gości, a jeśli z czymś przesadzę, to już nigdy się do mnie nie odezwiesz.
- No tak. Zgadza się. Czyli znasz już zasady.
- Nic się nie martw, Bello, będzie fantastycznie. Czy chcesz teraz zobaczyć swoją suknię ślubną?
Zamurowało mnie. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Niech się dziewczyna cieszy, pomyślałam.
- Jasne. Uśmiechnęła się, zadowolona.
- Hm, Alice... - Spróbowałam przybrać swobodny ton głosu, żeby ukryć swoje rozżalenie. - A właściwie to, kiedy zdążyłaś ku pić tę całą suknię?
Nikogo nie nabrałam. Edward ścisnął mi dłoń, żebym się i uspokoiła. Alice szła przodem, kierując się ku schodom.
- Tego nie da się załatwić tak z dnia na dzień, Bello - wyjaśniła dość wymijająco. - Oczywiście nie byłam do końca pewna, kiedy sprawy przybiorą taki, a nie inny obrót, ale prawdopodobieństwo było bardzo wysokie, więc...
- Kiedy? - powtórzyłam z naciskiem.
- Zrozum, u Perrine'a Bruyere'a jest lista oczekujących. Uszycie kreacji, która jest dziełem sztuki, wymaga czasu. Gdybym nie wykazała się inicjatywą, musiałabyś kupić coś gotowego!
Chyba nie miałam szans na uzyskanie interesującej mnie informacji.
- Ten Per.... Co to znowu za jeden?
- Tylko mi nie mów, że przesadziłam, bo to wcale nie jest żaden znany projektant. Ale ma talent i specjalizuje się w tym, czego nam trzeba.
- Nic nie mówię.
- Rzeczywiście, nie.
Przyjrzała mi się podejrzliwie, a potem przeniosła wzrok na idącego za nami Edwarda. Stałyśmy już na progu jej sypialni.
- A ty dokąd? Sio!
- Dlaczego? - zaoponowałam.
- Bello - jęknęła. - Znasz zasady. Pan młody nie może zobaczyć sukni przed ślubem.
Raz jeszcze wzięłam głęboki wdech.
- Mnie tam wszystko jedno, zresztą i tak już ją widział w twojej głowie, ale skoro nalegasz...
Alice pchnęła Edwarda, jednak nawet na nią nie spojrzał - wpatrywał się we mnie z niepokojem, nie wiedząc, czy może mnie zostawić. Skinęłam głową. Miałam nadzieję, że wyraz twarzy mam dostatecznie spokojny, żeby uśpić jego obawy.
Alice zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
- Okej. No to chodźmy.
Złapawszy mnie za nadgarstek, pociągnęła do swojej prywatnej garderoby, większej niż cały mój pokój. W najdalszym kącie pomieszczenia, na osobnym stojaku, wisiał długi, plastikowy pokrowiec na ubrania.
Alice rozpięła torbę jednym zwinnym ruchem, a potem ostrożnie wyciągnęła zawartość. Powiesiwszy suknię z powrotem na stojaku, odsunęła się o krok z wyciągniętą w jej stronę ręką, jakby była hostessą prezentującą nagrody w jakimś głupawym teleturnieju.
Założyłam ręce i przekrzywiłam głowę, żeby trochę się z nią podrażnić.
- Hm...
Alice wygięła usta w podkówkę. Nie mogłam jej dłużej dręczyć. Uśmiechnęłam się.
- Podoba ci się? Co o niej sądzisz?
Ania z Zielonego Wzgórza, nic dodać, nic ująć.
- Bomba. Świetny pomysł. Jesteś geniuszem, Alice.
- Wiem - przyznała nieskromnie.
- Lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku? - strzeliłam.
- Mniej więcej. Częściowo to mój własny projekt: tren, welon... - Mówiąc, dotknęła białej satyny. - Koronka jest z epoki. Podoba ci się?
- Śliczna. Tak bardzo pasuje do Edwarda.
- A do ciebie nie?
- Właściwie to do mnie chyba też. Wiem, że już się o to postarasz, jeśli tylko ci na to pozwolę. Tylko bez szaleństw!
Promieniała.
- Pokażesz mi teraz swoją? - spytałam.
Moja prośba zbiła ją z pantałyku.
- Chyba mi nie powiesz, że nie zamówiłaś jednocześnie sukienki dla druhny? - jęknęłam, udając rozpacz. - Załamię się, jeśli będziesz musiała założyć coś gotowego.
Złapała mnie w pasie.
- Dziękuję! Jesteś kochana!
- Nie wiedziałaś, że ci na to pozwolę? - zażartowałam, całując ją w nastroszone włosy. - Co z ciebie za jasnowidz?
Oderwała się ode mnie i klasnęła w dłonie z uciechy.
- Mam tyle roboty! Idź, pobaw się z Edwardem. Muszę wziąć się do pracy.''

---------- Dopisano o 18:04 ---------- Poprzedni post napisano o 18:01 ----------

''- Chodź - zaproponował znienacka. - Zabiorę cię na naszą łąkę.
Brzmiało to zachęcająco.
- Czyli nie muszę się już dłużej ukrywać?
- Nie. Niebezpieczeństwo za nami.
Po drodze nie odzywał się, pogrążony w rozmyślaniach. Twarz owiewał mi wiatr - ciepły, bo po śnieżycy nie pozostał już żaden ślad. Niebo, jak zwykle, zakrywały deszczowe chmury.
Na łące panował idylliczny nastrój. Kwitnące stokrotki znaczyły zielony kobierzec plamami żółci i bieli. Nie zważając na to, że ziemia jest odrobinę wilgotna, położyłam się na trawie i zabrałam do wyglądania w obłokach jakichś fantastycznych kształtów. Niestety, były zbyt równe, zbyt gładkie. Przypominały miękki, jasnoszary koc. Edward położył się koło mnie i złapał mnie za rękę. Przez kilka minut syciliśmy się kojącą ciszą.
- Dlaczego akurat trzynasty sierpnia? - spytał niby to od niechcenia.
- Żeby mieć dostatecznie szeroki margines. To dokładnie miesiąc przed moimi urodzinami.
Westchnął.
- Esme jest trzy lata starsza od Carlisle'a - poniekąd. Wiedziałaś o tym?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie robiło im to żadnej różnicy - podkreślił.
Po jego tonie odgadłam, że znowu boi się, że do czegoś się zmuszam.
- Edwardzie - odpowiedziałam mu ze spokojem - to, ile mam lat, nie jest dla mnie najważniejsze. Po prostu czuję się gotowa. Dokonałam wyboru i teraz chcę jak najszybciej wcielić swoje plany w życie.
Pogłaskał mnie po głowie.''


''Przez moment Edward przyglądał mi się uważnie.
- Zrywam umowę - oświadczył nagle.
- Co? - zawołałam. - Wycofujesz się? Tylko nie to!
- Nie wycofuję się, Bello, dotrzymam danego słowa, ale zwalniam z tego ciebie. Zrobię, co zechcesz, ale niczego nie zażądam w zamian.
- Dlaczego?
- Bello, widzę, co się dzieje. Starasz się uszczęśliwić wszystkich dookoła. Ale mnie nie obchodzą uczucia innych ludzi. Zależy mi wyłącznie na tym, żebyś to ty była zadowolona. Tylko się nie przejmuj, że Alice ominie zabawa. Sam się nią zajmę. I obiecuję, że tym razem nie będzie próbować wzbudzić w tobie poczucia winy.
- Ale...
- Nie, zrobimy wszystko po twojemu. Moja taktyka okazała się beznadziejna. Niby to ty jesteś uparta, ale sama popatrz, co zdziałałem. Od miesięcy przekonuję cię jak głupi do tego, co tak naprawdę jest jedynie moją wizją, wmawiam ci jeszcze, że to dla twojego dobra, i w rezultacie najzwyczajniej w świecie cię ranie. Zraniłem cię już z tego powodu nie raz i to głęboko. Jak po tym wszystkim mogę sobie dalej ufać? Nie, ty sama wiesz najlepiej, jak zadbać o swoje szczęście. Ja od początku się myliłem. - Przesunął się pode mną, coraz bardziej podekscytowany. - Posłuchaj, zrobimy to jeszcze dziś, dziś wieczorem. Im szybciej, tym lepiej. Porozmawiam z Carlislem. Tak sobie myślałem, że może, jeśli zaaplikujemy ci dość morfiny, to nie będzie tak źle. Warto spróbować.''


''- Edward, nie... - zaczęłam, ale przyłożył mi do ust palec.
- Nic się martw, najdroższa. Pamiętam też o twoich pozostałych żądaniach.
Zanim dotarło do mnie to, co powiedział - i co zamierzał - wplótł mi palce we włosy i zaczął całować - delikatnie, ale jak najbardziej na poważnie.
Nie miałam czasu do stracenia. Gdybym zbyt długo się ociągała, zapominałabym, dlaczego musiałam go powstrzymać. Minęło dopiero kilka sekund, a ja i tak już miałam problemy z oddychaniem. Moje dłonie same czepiały się jego ramion, by mocniej mnie do niego przycisnąć; moje wargi wpijały się łapczywie w jego wargi, odpowiadając mu na każde niewypowiedziane pytanie.
Usiłowałam odzyskać mowę, ale nie było to łatwe.
Obróciliśmy się i Edward znalazł się nade mną. Oszałamiała mnie słodycz jego oddechu. A co mi tam, pomyślała mniej szlachetna cześć mojej natury.
Nie, nie, nie, powiedziałam sobie. Potrząsnęłam głową i Edward oderwał się od moich ust, a przesunął ku szyi, co pozwoliło mi normalnie oddychać.
- Przestań. Czekaj.
Glos miałam równie słaby, co wolę.
- Dlaczego? - szepnął w zagłębienie pod moim gardłem. Z wysiłkiem przybrałam bardziej stanowczy ton.
- Nie teraz. Nie tu.
- Jesteś pewna?
Uśmiechnął się szelmowsko, po czym znowu zaczął całować w usta, uniemożliwiając mi dalsze protesty. Krew krążyła mi w żyłach coraz szybciej, rozgrzana skóra paliła pod jego dotykiem.
Zmusiłam się do skupienia uwagi na tym, co chciałam osiągnąć. Wiele mnie kosztowało samo oderwanie dłoni od głowy Edwarda i przesunięcie ich na jego tors, ale udało mi się. Teraz mogłam spróbować go od siebie odepchnąć. Nie miałam szans zrobić tego sama - chodziło mi tylko o to, żeby zorientowawszy się, sam stosownie zareagował.
Odsunął się ode mnie na kilkanaście centymetrów, żeby móc mi się przyjrzeć. Widok jego oczu nie pomógł mi w moich staraniach - płonął w nich czarny ogień, któremu trudno się było oprzeć.
- Dlaczego? - powtórzył niskim, męskim głosem. - Kocham cię. Pragnę cię. Tu i teraz.
Przeszedł mnie rozkoszny dreszcz. Zaniemówiłam. Edward zaraz to wykorzystał.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 18:07   #4367
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''- Czekaj - wyszeptałam spod jego warg.
- Nie ma mowy - mruknął, nie przerywając.
- Błagam.
Jęknął zniecierpliwiony, ale przekulał się na plecy. Leżeliśmy tak przez minutę, wsłuchując się w nasze zwalniające oddechy.
- Czekam na wyjaśnienia - oznajmił w końcu. - I lepiej, żeby to nie miało nic wspólnego ze mną.
Co za bezsensowne żądanie, pomyślałam. Wszystko w moim świecie miało coś z nim wspólnego.
- Zrozum, to dla mnie bardzo ważne. Chcę, żeby wszystko odbyło się, jak należy.
- Czyli jak?
- Po mojemu.
Wsparłszy się na łokciu, posłał mi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Mogłabyś to zdefiniować bardziej szczegółowo?
Wzięłam głęboki wdech.
- Chcę, żebyśmy postąpili odpowiedzialnie. I chcę zachować właściwy porządek. Nie opuszczę Charliego i Renee, nie dołożywszy wszelkich starań, żeby po moim zniknięciu jak najmniej się o mnie martwili. Nie zabronię Alice zorganizować uroczystości, skoro ta i tak się odbędzie. I przyrzeknę ci miłość do końca mych dni, zanim sprawisz, że stanę się nieśmiertelna. Zrobię wszystko tak, jak należy. Twoja dusza jest dla mnie o wiele za cenna, żeby pozwalać sobie na jakiekolwiek ryzyko. Nie zmusisz mnie do tego.
- Chcesz się założyć?
Jego oczy znowu zapłonęły.
- Może jesteś w stanie mnie zmusić, ale powstrzymasz się - zauważyłam sprytnie. - Nie wiesz przecież, czy to naprawdę to, czego mi trzeba.
- No nie - oburzył się. - A gdzie zasady fair play?
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Nigdy nie mówiłam, że będę się do nich stosować.
Też się uśmiechnął, ale smutno.
- Cóż, gdybyś zmieniła zdanie...
- Będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie.
Ledwie to powiedziałam, zaczął siąpić deszcz. Padające z rzadka krople zderzały się cicho ze źdźbłami traw. Spojrzałam w niebo wilkiem. Edward wytarł mi policzek z przezroczystych korali.
- Chodź, zaraz będziesz pod dachem.
- Deszcz to pestka - mruknęłam. - Tyle, że musimy się stąd wynosić, a skoro tak, to już niedługo będziemy musieli coś załatwić, coś bardzo nieprzyjemnego i być może nawet wysoce niebezpiecznego.
Zaniepokojony, otworzył szeroko oczy.
- Dzięki Bogu, nawet kula z policyjnego rewolweru nie zrobi ci krzywdy. - Westchnęłam. - Podskoczymy po pierścionek, a potem pojedziemy do domu. Co tak na mnie patrzysz? Pora powiadomić Charliego.
Moja mina go rozbawiła.
- Niebezpieczna misja, mówisz? - Sięgnął do kieszeni spodni. - Przynajmniej nie będziemy musieli nadrabiać drogi.
Mój pierścionek zaręczynowy po raz drugi został wsunięty mi na palec strony lewej dłoni - tam, gdzie miał pozostać na całą wieczność.''

---------- Dopisano o 18:07 ---------- Poprzedni post napisano o 18:05 ----------

''- Dałbyś spokój, Jacob. Długo jeszcze będziesz to przeżywał? Leah miała mnie po dziurki w nosie. Zacisnąłem zęby.
- Wiesz co, Leah, idź, skocz z klifu - doradziłem jej, wskazując przepaść u swoich stóp.
Puściwszy moją uwagę mimo uszu, rozsiadła się na ziemi koło mnie.
- Nie masz pojęcia, mały, jak to mnie denerwuje.
- Ciebie? - W pierwszej chwili myślałem, że sobie żartuje. - Boże, dziewczyno, jesteś chyba najbardziej skupioną na sobie osobą pod słońcem. Nie chciałbym niszczyć iluzji, w której żyjesz - tej, w której jesteś pępkiem wszechświata - więc nie powiem ci, gdzie mam twoje problemy. A teraz spadaj.
- Spójrz tylko na to z mojego punktu widzenia, okej? - ciągnęła, jakbym nic nie powiedział.
Jeśli jej celem było popsucie mi humoru, to go osiągnęła. Zacząłem się śmiać. Ten dźwięk dziwnie mnie ranił.
- Przestań rżeć i skup się - warknęła.
- Jeśli będę udawał, że cię słucham, to sobie pójdziesz? - spytałem, zerkając na jej stale naburmuszoną twarz. Nie byłem pewien, czy umie jeszcze robić inne miny.
Przypomniało mi, że kiedyś uważałem ją za ładną, a nawet za piękną. Ale to było dawno temu. Nikt już jej tak nie postrzegał. Z wyjątkiem Sama. Nigdy nie miał sobie wybaczyć. A przecież to nie była jego wina, że zmieniła się w tę zgorzkniałą harpię.
Nastroszyła brwi jeszcze bardziej, jakby potrafiła odgadnąć, o czym myślę. Pewnie potrafiła.
- Rzygać mi się od tego chce. Wyobrażasz sobie, jak się z tym czuję? Ja nawet nie lubię tej twojej Belli, a przez ciebie muszę tak rozpaczać nad jej odejściem, jakbym sama była w niej zakochana. Nie dociera do ciebie, że to może być dla mnie niesmaczne? Wczoraj śniło mi się, że się z nią całuję! I co ja mam według ciebie z tym zrobić?
- Myślisz, że mnie to coś obchodzi?
- Mam powyżej uszu siedzenia w twojej głowie! Daj sobie spokój z tą laską! Ona wychodzi za to coś za mąż! Pijawka spróbuje ją w coś takiego zmienić! Mały, musisz o niej zapomnieć! Życie toczy się dalej!
- Zamknij się.
Powstrzymywałem się, żeby nie odpłacić jej pięknym za nadobne, ale pomyślałem, że jeśli zaraz sobie nie pójdzie, dam jej popalić.
- I tak ją pewnie niechcący zabije - stwierdziła szyderczym tonem. - W tych wszystkich historiach najczęściej tak to się właśnie kończy. Ha, może będziemy mieli pogrzeb zamiast weseliska. Może to nawet byłoby lepiej.
Tym razem, żeby nie wybuchnąć, musiałem się skoncentrować. Zamknąwszy oczy, zacząłem mocować się z falą ognia, która rozlewała mi się wzdłuż kręgosłupa, wywołując drgawki, od których moje ciało miało wkrótce rozerwać się na strzępy.
Kiedy odzyskałem nad sobą kontrolę, rzuciłem Lei pełne niechęci spojrzenie. Przyglądała się, jak przestają trząść mi się dłonie. Z uśmiechem.
Tak, bardzo zabawne.
- Skoro denerwują cię sny o całowaniu Belli... - powiedziałem powoli, starannie akcentując każde słowo - ...to jak sądzisz, jak nam, chłopakom, podoba się to, że musimy patrzeć na Sama twoimi oczami? Emily wystarcza, że musi radzić sobie z twoją fiksacją. Wierz mi, banda nastolatków śliniących się na widok jej na rzeczonego nie jest jej potrzebna do szczęścia. Byłem na nią nieźle wkurzony, ale kiedy skrzywiła się z bólu, i tak poczułem się jak ostatni drań.
Zerwała się z miejsca, zatrzymując się tylko po to, żeby splunąć w moim kierunku, po czym ruszyła biegiem ku drzewom, drżąc jak galareta.
Zaśmiałem się gorzko.
- Nie trafiłaś!''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 18:07   #4368
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Liquidgold

Skarbie!! Już je wkleiłam!!



Pamiętaj, jutro lecimy z Przed świtem... i co do tego to mam lepszy pomysł...
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 18:11   #4369
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

''Wydawało mi się, że nie może być większej tragedii - że nic nie jest w stanie sprawić mi więcej bólu.
Ale gdyby przypadkowo ją zabił...
Znowu musiałem zdusić w sobie gniew. Gdyby nie Leah, z chęcią pozwoliłbym fali ognia zmienić mnie w istotę, która lepiej by sobie z tym wszystkim radziła, istotę o instynkcie silniejszym niż jakiekolwiek ludzkie emocje, zwierzę, które inaczej odczuwało ból. Zawsze byłaby to jakaś odmiana. Ale Leah sama była teraz wilkiem, a ja nie chciałem dzielić się z nią swoimi przemyśleniami. Przeklęta suka. Nie dość, że doprowadziła mnie do tego stanu, to jeszcze odebrała mi najlepszą drogę ucieczki
Musiałem wierzyć, że Bella przeżyje, ale to wymagało zaufania, na które nie chciałem się zdobyć. Do osoby, której miałbym zaufać - do osoby, od której zależał los Belli - jakoś nie mogłem się przełamać. Bella miała się zmienić i zastanawiałem się, jak to na mnie wpłynie. Czy miałem się poczuć tak, jakby umarła, widząc ją z ciałem wyciosanym z marmuru, z lodu? Jej zapach miał palić mi nozdrza i wzbudzać we mnie żądzę mordu. Jak to będzie?, pomyślałem. Czy naprawdę będę chciał ją zabić? Czy jestem w stanie nie chcieć zabić jednego z nich?''


''- Przyszedł list - odezwał się w końcu.
Zgadłem, że nareszcie przeszedł do właściwego tematu.
- Co za list?
- Zaproszenie... na ślub.
Mimowolnie spiąłem wszystkie mięśnie. Plecy musnął mi pierwszy język ognia. Przytrzymałem się stołu, żeby opanować drżenie palców. Billy kontynuował takim tonem, jakby niczego nie zauważył.
- W środku była dodatkowa kartka zaadresowana do ciebie.
Nawet jej nie rozłożyłem.
Ze szpary pomiędzy swoim udem a bokiem wózka wyciągnął grubą kremową kopertę. Położył ją na stole pomiędzy nami.
- Lepiej tego nie czytaj. To już nie ma znaczenia.
Wiedziałem, że powiedział to tylko po to, żebym mu się sprzeciwił. Wziąłem kopertę do rąk.
Oprócz zaproszenia w środku znajdował się też złożony na pół kremowy arkusik z moim imieniem i nazwiskiem wykaligrafowanymi czarnym atramentem. Nie rozpoznałem stylu pisma, ale było równie fikuśne, co cała reszta. Przez chwilę przyszło mi na myśl, że może pan pijawka zapragnął podzielić się ze mną swoim szczęściem. Rozłożyłem kartkę.

Jacob,
Wysyłając ci to, łamię dane jej słowo. Bala się, że cię zrani, i nie chciała, żebyś czul się do czegokolwiek zobowiązany. Wiem jednak, że gdybym był na twoim miejscu, wolałbym mieć wybór.
Obiecuję, że będę się nią opiekował. Dziękuję ci - za nią - za wszystko.
Edward
- Jake, mamy tylko jeden stół - zaprotestował Billy, zezując w dół.
Rzeczywiście, jeszcze trochę, a wyrwałbym kawałek deski. Oderwałem od blatu jeden palec po drugim, a potem splotłem je z palcami drugiej dłoni, żeby niczego nie zniszczyć.
- Nie przejmuj się.
Wstałem od stołu, ściągając z siebie jednocześnie podkoszulek. Miałem nadzieję, że Leah zdążyła już wrócić do domu.
- Tylko nie siedź w lesie całą noc - usłyszałem za sobą, kiedy pchnąłem drzwi.''


''Niemal frunąłem w powietrzu.
Mijane pnie zlewały się w morze czerni. Moje mięśnie pracowały bez wysiłku w równym rytmie. Mogłem tak pędzić i pędzić, wcale się nie męcząc. Może tym razem już nigdy nie miałem się zatrzymać.
Ale nie byłem sam.
Przykro mi, szepnął w mojej głowie Embry.
Był wiele kilometrów na północ od La Push, ale zawrócił, żeby do mnie dołączyć. Warknąłem sfrustrowany i przyspieszyłem.
Hej, zaczekaj, poprosił Quil. Był niedaleko, dopiero co wypadł z domu.
Chcę być sam, syknąłem.
Czułem w naszej wspólnej jaźni, że się o mnie martwią, chociaż próbowałem z całych sił zepchnąć ich głosy za trzask gałęzi i szum wiatru. Tego właśnie nienawidziłem - patrzenia na siebie ich oczami, zwłaszcza teraz, kiedy się nade mną litowali. Zdawali sobie z tego sprawę, ale i nie przestawali mnie gonić.
W mojej głowie odezwał się kolejny członek sfory:
Pozwólcie mu na to.
Sam nie był zagniewany, ale rozkaz przywódcy to rozkaz przywódcy.
Embry i Quil odpuścili.
Gdybym tylko mógł przestać słyszeć ich myśli, przestać widzieć to, co widzieli... W mojej głowie był taki ścisk, że jednym sposobem, żeby zakosztować samotności, było pozostawanie człowiekiem, jednak wtedy nie radziłem sobie z bólem.
Chłopaki, dosyć tego, zarządził Sam. Embry, podjadę po ciebie.
Znikli z mojej świadomości jeden po drugim. Został tylko Sam.
Dziękuję.
Jak tylko będziesz mógł, wracaj do domu, dobra?
I on mnie opuścił. Zostałem sam.''


''Jeśli już nigdy nic nie miało zakłócić ciszy w mojej głowie, nie zamierzałem wracać. Nie byłbym pierwszym, który wybrał taki los. Może, pokonawszy dostatecznie dużą odległość, miałem ich nie usłyszeć, nawet gdyby wrócili...
Biegłem coraz szybciej, żeby zostawić Jacoba Blacka daleko za sobą.''


I od jutra PS ;D Maaarcia nie gniewaj sie ;* i tak mnie Kochasz xD

---------- Dopisano o 18:11 ---------- Poprzedni post napisano o 18:10 ----------

Cytat:
Napisane przez Maaarcia Pokaż wiadomość
Liquidgold

Skarbie!! Już je wkleiłam!!



Pamiętaj, jutro lecimy z Przed świtem... i co do tego to mam lepszy pomysł...
Ojj tam to beda 2 razy i tak sa cudowne ;D
A jaki to pomysl ????
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 18:16   #4370
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Teraz to ja wszystko wkleję, a Ty sprawdzisz i uzupełnisz ok??
Nie no żartuję, na spokojnie będziemy sobie wklejały, najwyżej się powtórzą, a teraz żegnam, ale lecę z Edwardem na spacer ;*



Kochane będę potem. papa
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 18:22   #4371
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez BloodType Pokaż wiadomość
witam kochane intruzki!!!

talkshit no av wymiata!!!! zakochalam sie normalnie!!!!

dziewczyny widze wyscig zrobily która pierwsza sage na watek przepisze

bardzo chcialabym z wami zabawic dłużej ale poznalam swojego Edzia i planuje rozgrzać jego lodowate serce
Mmm to powodzenia w rozgrzewaniu

Cytat:
Napisane przez kochaam Pokaż wiadomość
Liquidgold tylko zaznacz które ode mnie
[żarcik]
Hehe okeej ;D zaznacze ;D Hmm i milego dnia tzn Zakupow i Spacerkuuu zapewnie bedzie przyjemnie

Cytat:
Napisane przez talkshit Pokaż wiadomość
haha ; D







W moim ciele nie bylo już miejsca na więcej nienawiści prócz tej, którą czułam do samej siebie..."
sie smiej;P a Av naprawde cudowny ;D ajjjc

Hmm Kochane wysle mi ktos tego Intruza na maila i wgl cala Sage i MS i wyciete fragmenty z Sagi ?? jak co to -> ten_teges_ziooom@wp.pl ;D

No i po raz kolejny ponowie prozbe .... iz jestem ciemna masa jezeli chodzi o wizaz.pl to nie mam pojecia jak mam sie zapisac do tego naszego klanu :conf used: Oswieci mnie ktos ?? ;**

Okeeej Kochane Intruzeczki ja ide bo Edward juz na mnie czeka paaaaaa do pozniej .. badz do jutra : cmok:

---------- Dopisano o 18:22 ---------- Poprzedni post napisano o 18:21 ----------

Cytat:
Napisane przez Maaarcia Pokaż wiadomość
Teraz to ja wszystko wkleję, a Ty sprawdzisz i uzupełnisz ok??
Nie no żartuję, na spokojnie będziemy sobie wklejały, najwyżej się powtórzą, a teraz żegnam, ale lecę z Edwardem na spacer ;*



Kochane będę potem. papa
Zgadzam sie z ta druga opcja
Paaa udanego spacerku
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 20:06   #4372
Rogogon
Raczkowanie
 
Avatar Rogogon
 
Zarejestrowany: 2009-04
Lokalizacja: somewhere beyond the sea
Wiadomości: 337
GG do Rogogon
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez kochaam Pokaż wiadomość
hej moje psychopatki
ja cytatów nie bede dodawała zrobi to za mnie Marcia albo Liquidgold
to już sie jakoś podzielicie



moje klony otarły do mnie
wczoraj przed północą ale było fajne
najpierw wszyscy siedzieliśmy u mnie w ogrodzie i rozmawialiśmy
a potem był długi spacer z Edem
dziś od rana zakupy z Alice [ uparła sie że musze uzupełnic swoją garderobe ]


na mnie czekały klony moje jak wróciłam z miasta XD
już nie mogę doczekać się nocy... ^^

talkshit i NightButterfly, avatarki cudne

BloodType, powodzenia

Odmienna, to Ty pisałaś o tych tymbarkach?
dzisiaj z kumpelą stałyśmy bite 50 minut w Stokrotce i obszukałyśmy wszystkie... oczywiście, żadne wygrane
jutro szturmujemy InterMarche



"Czułam się jak pękata wiejska szynka obwiązana ciasno sznurkiem."
__________________
"Sexuality is universal. If something's attractive to you, it's attractive.
Sexy is sexy."
~AL

Adam  &  Kris &  Robbie
Rogogon jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 20:56   #4373
Evasive
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: somewhere over the rainbow :)
Wiadomości: 157
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez kochaam Pokaż wiadomość
moje klony otarły do mnie
wczoraj przed północą ale było fajne
najpierw wszyscy siedzieliśmy u mnie w ogrodzie i rozmawialiśmy
a potem był długi spacer z Edem
dziś od rana zakupy z Alice [ uparła sie że musze uzupełnic swoją garderobe ]

cała moja rodzinka Cullenów już do mnie dotarła i jest w świetnym stanie

Talkshit cudny av

'If she betrays our secrets, are you prepared to destroy her? I think not.'

'You have nothing to worry about. You are completely safe here.'

__________________
''Its fun to lose
And to pretend.''
Evasive jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 21:01   #4374
Odmienna
Raczkowanie
 
Avatar Odmienna
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 53
GG do Odmienna
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Hejka Intruzki
Pisze dopiero teraz, bo z Krakowa wróciłam jakieś 30 minut temu, ale do kompa się dopchać nie mogłam

Cytat:
Napisane przez Rogogon Pokaż wiadomość
na mnie czekały klony moje jak wróciłam z miasta XD
już nie mogę doczekać się nocy... ^^

talkshit i NightButterfly, avatarki cudne

BloodType, powodzenia

Odmienna, to Ty pisałaś o tych tymbarkach?
dzisiaj z kumpelą stałyśmy bite 50 minut w Stokrotce i obszukałyśmy wszystkie... oczywiście, żadne wygrane
jutro szturmujemy InterMarche



"Czułam się jak pękata wiejska szynka obwiązana ciasno sznurkiem."

Tak, tak to ja odkryłam ten genialny sposób
chyba z 3 zgrzewki w Lidlu przepatrzyłam z koleżanką no i jeszcze w innych mniejszych sklepach, ale oczywiście nic
Będziemy dalej próbować, ale dopiero za jakiś tydzień jak koleżanka wróci z wakacji, bo narazie to w Niemczech siedzi
__________________
O dziwo, czas, który goi rany, pokazał też, że w życiu można kochać więcej niż jedną osobę.
Odmienna jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 21:09   #4375
talkshit
Zakorzenienie
 
Avatar talkshit
 
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: bawimy się powietrzem.
Wiadomości: 16 564
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez Liquidgold Pokaż wiadomość

Hmm Kochane wysle mi ktos tego Intruza na maila i wgl cala Sage i MS i wyciete fragmenty z Sagi ?? jak co to -> ten_teges_ziooom@wp.pl ;D

ja Ci moge wyslac wszystko , ale jutro dopiero , bo dzisiaj internet
mi muli strasznie

---------- Dopisano o 21:03 ---------- Poprzedni post napisano o 21:01 ----------

Cytat:
Napisane przez Evasive Pokaż wiadomość
cała moja rodzinka Cullenów już do mnie dotarła i jest w świetnym stanie

Talkshit cudny av



dziekuje

---------- Dopisano o 21:04 ---------- Poprzedni post napisano o 21:03 ----------

Cytat:
Napisane przez Evasive Pokaż wiadomość
cała moja rodzinka Cullenów już do mnie dotarła i jest w świetnym stanie

Talkshit cudny av



dziekuje

---------- Dopisano o 21:09 ---------- Poprzedni post napisano o 21:04 ----------

Cytat:
Napisane przez Odmienna Pokaż wiadomość




Tak, tak to ja odkryłam ten genialny sposób
chyba z 3 zgrzewki w Lidlu przepatrzyłam z koleżanką no i jeszcze w innych mniejszych sklepach, ale oczywiście nic
Będziemy dalej próbować, ale dopiero za jakiś tydzień jak koleżanka wróci z wakacji, bo narazie to w Niemczech siedzi

o co chodzi z tymi tymbarkami ? nie w temacie jestem xD


Napisane przez Rogogon https://static.wizaz.pl/forum/images...s/viewpost.gif
na mnie czekały klony moje jak wróciłam z miasta XD
już nie mogę doczekać się nocy... ^^

talkshit i NightButterfly, avatarki cudne


dziekuje ;*
__________________
Dopiero gdy ulegamy pasji, jesteśmy naprawdę sobą.
Ze wszystkich naszych namiętności
najbardziej określają nas te,
których nie potrafimy okiełznać.

Motocykl
- mój sposób na życie.




Edytowane przez talkshit
Czas edycji: 2009-07-06 o 21:10
talkshit jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 21:16   #4376
Odmienna
Raczkowanie
 
Avatar Odmienna
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 53
GG do Odmienna
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

W Tymbarkach można wygrać okulary, samochód albo skuter
a więc żeby nie tracic kasy na kupowanie w ciemno wystarczy odwrócić butelkę i zobaczyć co pisze na kapslu(metoda najlepiej sprawdza się przy jabłko- mięta w butelce z kapslem)
__________________
O dziwo, czas, który goi rany, pokazał też, że w życiu można kochać więcej niż jedną osobę.
Odmienna jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 21:56   #4377
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Szalone moje!

Jakoś koło 20 wróciliśmy ze spacerku...
Nadal nie mogę uwierzyć, że do piątku mamy willę Cullen'ów tylko dla siebie... Nawet mi ten wariat specjalnie łózko zmotał i przed chwilą pokazywał i przekonywał mnie, że to łoże to bardzo dobry pomysł i, że bardzo mu się ono podoba... Nawet nie wiecie jak było miło, ale najfajniejsze jest to co zrobił dzisiaj!!! Nie uwierzycie!!!Już wiem czemu Alice mówiła coś o pierścionku!!! Nawet nie wiecie jak się cieszę!!!
On jest szalony!!! A może zwariował... <myśli> nie raczej nie zwariował... ale i tak kocham Go i to bardzo!!!


A teraz panie wybaczą, ale mój kochany Edwardmówił coś ogorącej kąpieli, więc zara uciekam sprawdić czy już się przygotował psychicznie.. ))


A Wam jak dzionek minął? ;*
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 22:10   #4378
kochaam
Wtajemniczenie
 
Avatar kochaam
 
Zarejestrowany: 2009-04
Lokalizacja: tam gdzie jest szczęście :*
Wiadomości: 2 490
GG do kochaam
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez Maaarcia Pokaż wiadomość
Szalone moje!

Jakoś koło 20 wróciliśmy ze spacerku...
Nadal nie mogę uwierzyć, że do piątku mamy willę Cullen'ów tylko dla siebie... Nawet mi ten wariat specjalnie łózko zmotał i przed chwilą pokazywał i przekonywał mnie, że to łoże to bardzo dobry pomysł i, że bardzo mu się ono podoba... Nawet nie wiecie jak było miło, ale najfajniejsze jest to co zrobił dzisiaj!!! Nie uwierzycie!!!Już wiem czemu Alice mówiła coś o pierścionku!!! Nawet nie wiecie jak się cieszę!!!
On jest szalony!!! A może zwariował... <myśli> nie raczej nie zwariował... ale i tak kocham Go i to bardzo!!!


A teraz panie wybaczą, ale mój kochany Edwardmówił coś ogorącej kąpieli, więc zara uciekam sprawdić czy już się przygotował psychicznie.. ))


A Wam jak dzionek minął? ;*
ja już po częsci powiedziałam
Alice chciała ze mną porozmawiać i lepiej mnie poznać
było miło wiele mi o sobie powiedziała.....
a z mym Edwardm zaraz pójde na romantyczny spacerek w blasku księżyca
bo wcześniej nie byliśmy- Emmet z Jasperem mnie uprowadzili i biegaliśmy po lesie
__________________


Poznaje na nowo siebie
Znowu zapuszczam włosy
Nadaje na innych częstotliwościach
kochaam jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 22:38   #4379
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Em i Jazz też są kochani

Znam te ich uprowadzanie i bieganie po lesie xD
Tak.. możliwości Jazza i poczucie humoru Emmetta to naprawdę coś wystrzałowego

---------- Dopisano o 22:38 ---------- Poprzedni post napisano o 22:16 ----------

Ok kochane... wanna czeka.... a w wannie.... same wiecie ;*
Pojawię się jutro. I nie tykać mi moich cytacików <nono>


A tak poważnie, to Edwardowo-Emmettowo-Jasperowo-Carlisle'owo-Esme'owo-Alice'owo-Rosalie'owych snów!



Kochane, Rosalie nie jest taka zła na jaką wygląda... jak byłyśmy razem u Tanyi, to trochę sobie pogadałyśmy i jest niemal na tej samej pozycji co Alice



Jutro Wam zresztą wszystko napisze, bo moje kochanie mnie woła do wanny


Mua
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2009-07-06, 23:01   #4380
kochaam
Wtajemniczenie
 
Avatar kochaam
 
Zarejestrowany: 2009-04
Lokalizacja: tam gdzie jest szczęście :*
Wiadomości: 2 490
GG do kochaam
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

Cytat:
Napisane przez Liquidgold Pokaż wiadomość
Hehe okeej ;D zaznacze ;D Hmm i milego dnia tzn Zakupow i Spacerkuuu zapewnie bedzie przyjemnie




Hmm Kochane wysle mi ktos tego Intruza na maila i wgl cala Sage i MS i wyciete fragmenty z Sagi ?? jak co to -> ten_teges_ziooom@wp.pl ;D

Okeeej Kochane Intruzeczki ja ide bo Edward juz na mnie czeka paaaaaa do pozniej .. badz do jutra : cmok:
na pewno....



ja już Ci wysłałm oprócz fragmentów

---------- Dopisano o 23:01 ---------- Poprzedni post napisano o 22:59 ----------

ja ide na spacerek z moim 'Młodym bogiem
bede jutro
Cullenowych moje Kochaniste Intruzki
__________________


Poznaje na nowo siebie
Znowu zapuszczam włosy
Nadaje na innych częstotliwościach
kochaam jest offline Zgłoś do moderatora  
Zamknij wątek

Nowe wątki na forum Wizażowe wyliczanki


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Wyłączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2014-01-01 00:00:00


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 05:14.






© 2000 - 2025 Wizaz.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Jakiekolwiek aktywności, w szczególności: pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie, lub inne wykorzystywanie treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, w szczególności w celu ich eksploracji, zmierzającej do tworzenia, rozwoju, modyfikacji i szkolenia systemów uczenia maszynowego, algorytmów lub sztucznej inteligencji Obowiązek uzyskania wyraźnej i jednoznacznej zgody wymagany jest bez względu sposób pobierania, zwielokrotniania, przechowywania lub innego wykorzystywania treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, jak również bez względu na charakter tych treści, danych i informacji.

Powyższe nie dotyczy wyłącznie przypadków wykorzystywania treści, danych i informacji w celu umożliwienia i ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz umożliwienia pozycjonowania stron internetowych zawierających serwisy internetowe w ramach indeksowania wyników wyszukiwania wyszukiwarek internetowych

Więcej informacji znajdziesz tutaj.