Nie mam szczęścia w miłości. Mam 21 lat i byłam tylko jeden raz w takim prawdziwym związku. To było parę lat temu a poza tym- ciągle sama , sama i sama... Zazwyczaj zakochują się we mnie faceci, do których, mimo moich najlepszych chęci, nie jestem w stanie nic poczuć. Ja z kolei zakochuję się w takich, którzy, jak się potem okazuje, nie chcą mnie. Pech.
W moim wieku jeszcze trudno się nazwać desperatką

ale i tak mnie to przeraza. Jestem sama od 4 lat. I nie udaje mi się nikogo znaleźć. Przez ostatni rok przeszłam 2 takie nieszczęsliwe zakochania, jedno po drugim, w obu przypadkach byłam tą niechcianą. Brakuje mi już sił, bo czuję sie z tego powodu bardzo samotna na studiach, w obcym mieście. Mam oczywiście wspaniałych przyjaciół, lecz takie relacje nie zastąpią partnera. W każdym razie- po tak długim czasie przestałam już wierzyć, że znajdę sobie kogoś, kogo bedę naprawdę chciała ( może nie wszystkim jest to pisane) i zastanawiam się, czy nie wystarczy, ze po prostu nie bedzie mi źle? Okazja sama sie nadarza- jest pewien chłopak, który bardzo chce być ze mną. Znamy się długo i jestem pewna, że o żadnym iskrzeniu z mojej strony nie ma mowy. Ale to dobry chłopak, mamy wspólne hobby, dobrze się dogadujemy. On zabiega o mnie od ponad roku. Stara się robić dla mnie rzeczy niezwykłe a jednoczesnie jest cierpliwy, nie narzuca się. Żeby było jasne- ja już na początku powiedziałam mu wprost, jakie jest moje stanowisko w te sprawie (i konsekwentnie się tego trzymam). Staram się być uczciwa w takich sytuacjach, nie chcę wodzić za nos dobrego kolegi. On jednak się nie zraził, jest niesamowicie cierpliwy i ostrożny. Lubi mnie taką, jaka jestem i robi dla mnie wiele dobrego. Większosć naszych wspólnych znajomych mówi mi, że fajnie by było, gdybyśmy byli razem. I ja wiem, że mialabym z nim dobre, spokojne zycie - a on ze mną. Moze nie byłabym szczesliwa, ale byloby dobrze.
I co ja mam robić? Z jednej strony wiem, ze nie powinnam się wiązac z kims, do kogo nic nie czuje, bo to nieuczciwe. I sama nie czułabym się dobrze, gdyby ktos się ze mną związał z rozsądku. Wolałabym juz chyba byc z kims w niezobowiazujacym związku, gdzie obie strony chcą sie tylko zabawić.
Ale gdy popatrzec na to z innej strony- paru ludzi mowi mi, ze trzeba brac, co jest, ze nie ma co marzyc, ze wiekszosc ludzi i tak wiaze się z kims "bo tak wyszło". No i zle mi samej. Przez większosc życia byłam siłaczką i zosią-samosią, która nie potrzebowała męzczyzny u boku, by dokonywac wielkich rzeczy

Jednak coraz więcej jest sytuacji, kiedy pragnę się po prostu do kogos przytulić, bo już brak mi sił.
A co Wy o tym sądzicie? Związać się z kimś takim, czy czekać na kogoś, kogo naprawdę będę chciała?