Droga Kleo duzo osob sie tu rozpisuje apropo jej choroby chociaz chodzi o cos troche innego ale do sedna , po leczeniu jest z nia znacznie lepiej, je , nie wymiotuje, na wadze nie sprawdzam ale je odpowiednia ilosc i to jest dla mnie najwazniejsze.
Natomiast ze mna juz nie tak wesolo, wykonczyly mnie te przejscia i potrzebuje jakiejs psychicznej rekompesaty. Czuje sie jak by mnie przezula i wyplula . Mowi "raz na ruski rok" ze jest wdzieczna ale te slowa sa jakies puste dla mnie, totalnie nie poparte jakimikolwiek czynami.
A teraz ja tez jestem tak przewrazliwiony ze jakas mina, czy zly ton a ja mam juz scisniety zoladek. Czesto tez w jakims sporze zbyt szybko sie zloszcze. Bo skoro jest wdzieczna to dlaczego we wszystkim robi mi znowu problem. Od blachostek do powaznych rzeczy, od glupiej prosby, ze kiedys dla mnie mogla by zalozyc jakies ubranie, czy zaskoczyla jakos intymnie przyjemnie, napisala ze ma na mnie ochote kiedy nie widzimy sie przez dwa tygodnie, lub zrobic jakas mila niespodzianke to jest "ale" że czego ja znowu chce. Czy zeby napsiala czasem ze teskni , no kurcze zeby zachowywala sie jak dziewczyna - to twierdzi: idz sobie do innej jak Ci tak nie pasuje. A kiedy juz nie wytrzymuje i mowie ze ok to odchdoze to jest ryk i placz, walka o mnie a kiedy sie zgadzam to wraca wszystko do punktu wyjscia.
Troche jej sie nie dziwie bo opuscilem ja 2 razy dla kogos innego poniewaz o wszystko musialem prosic sie. Np natabletki czekac rowny rok ( bylo nie bo nie, mimo to ze juz wczesiej je brala i nie miala nic przeciwko) , ogolnie zwiazek byl dla niej ok tylko wtedy kiedy miescil sie w jej konkretnie ustalonych normach. Nie rozumiala ze moje odejscia byly wywolane wlasnie przez to ze z nia mialem caly czas problem.
W rozmowach pozniej gdy walczyla o nas a ja wracalem, przepraszalem ja za to ze chcialem odejsc do kogos innego ze chcialem uciec , ale tlumaczylem tez ze nie moze mnie traktowac jak psa ktory niezaleznie od tego co mi zrobi mam siedziec caly czas przy jej nodze. Jej zdaniem zwiazek , prawdziwy zwiazek to taki w ktorym neiwazne co nei bedzie robila ja mam caly czas z nia byc.
Ona rozumiala tylko to ze jestem zly bo chcialem odejsc do kogos innego, kochalem ja i kocham ale tez ile mozna sie meczyc starac pomagac , robic jej niespodzianki, , kazdego dnia mowic ile dla mnie znaczy, ze jest dla mnie najpiekniejsza osoba na swiecie, a kiedy czegos chce znalesc sto tysiecy powodow zeby tego nie zrobic bo jej sie to nie podoba bo to bo tamto. Sex? Nie napisze nie powie ze ma na mnie ochote, niezaleznie od tego kiedy to ostatni raz robilismy czy 2 czy 3 tyg wczesniej, czuje sie jak bym byl winny za to ze mam wysokie libido, ze jej pragne. Zawsze to ja sie mam starac o to zeby na mnie miala ochote bo jak ona twierdzi po jej przejsciach ze mna to chyba nic dziwnego tylko ze to kolejne wytlumaczenie bo tak bylo zawsze.

Moje podejscie ogolne jest takie ze mi sprawia przyjemnosc wszystko co moze jej sprawic przyjemnosc bo moim zdaniem o to chodzi w zwiazku i milosci.
Jej zdaniem ona moze robic tylko to co jej sprawia przyjemnosc, to co jej zdaniem jest ok, nie mowie ze totalnie o mnie nie dba bo tak nie jest ale robi to tylko na swoj sposob i koniec. A zeby zrobic cos dla mnie to nie oj... gehenna
Kiedy chcialem zeby przyszla na moje zawody rajdowe to zapytala mnie czy ja chodze jej kibicowac na uczelni, no kabaret ogolnie...
Mniej wiecej po pierwszym roku zwiazku jak powiedziala ze chciala by sprobowac pewnego sportu , zorganizowalem jej niespodzianke , przyjechalem po nia i kazalem wziasc stroj kapielowy (zrobila mega problem ze o co chodzi) zabaralem ja do innego miasta oddalonego o 200km, kiedy zobaczyla gdzie ja zabralem (o tym sporcie ktorego chciala sprobowac) stwierdzila "eee mogles powiedziec wczesniej, nie mam na to ochoty"..... nie wkurzylem sie staralem zdusic w sobie emocje i powiedzialem ok , to jedziemy do parku wodnego - na co jej odpowiedz- na to tez nie mam ochoty nie lubie basenow... a na wieczor zaplanowalem dla niej spotkanei z przyjaciulka bo dawno sie z nia nie widziala to juz szczesliwa bo moze usiasc i sie napic piwa... no i wez tu czlowieku wytrzymaj, a jak wspomnialem z praca u mnei bywa roznie, ale specjalnie odkladalem zeby sprawic jej przyjemnosc. Mile prawda? I to tez nie jej wina bo miala zly dzien przez chorobe?