|
|||||||
| Notka |
|
| W krzywym zwierciadle odchudzania Jest do jedyne forum, na którym zamieszczamy wszystkie diety, które promują odchudzanie poprzez drastyczne ograniczenie kaloryczności, tzw. "diety głodówkowe", które nie mają nic wspólnego ze zdrowym odżywianiem.
|
![]() |
|
|
Narzędzia |
|
|
#91 | ||
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 101
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Cytat:
Cytat:
Wg psycholog mam zaburzenia odzywiania, ale nigdy nie nazywa ich po imieniu. Natomiast psychiatra stwierdzila anoreksje bulimiczna. |
||
|
|
|
|
#92 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2007-05
Lokalizacja: Za oceanem
Wiadomości: 420
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Eh forum podczytuje juz jakies dwa lata...mam na mysli tematyke zwiazana z ED.Sama mam ten problem i jakos akurat dzisiaj mnie naszlo zeby o tym napisac...moja historia...podobna do niektorych...ale od poczatku...Zawsze bylam pulchnym dzieckiem...pyzata twarzyczka i te sprawy...to chyba za sprawa rozpieszczania przec babcie pierozkami nalesnikami i innymi moimi ulubionymi potrawami
Jednak jakos w podstawuwce nie mialam powodow zeby sie przejmowac waga...mialam kolegow i kolezanki i to ze mam tluszcz tu czy uwdzie im nie przeszkadzalo a przynajmniej nie mowili tego na glos...aczkolwiek nie ukrywam ze wazenie u higienistki przezywalam bardzo poniewaz wiedzialam ze jestem wieksza a dziewczyny zaraz sie porownywaly do siebie nawzajem wzrostem i waga a w dodatku to wtedy to cale wazenie i pomiary odbywaly sie w towarzystwie chlopakow...a wiecie same napewno jak to w tym okresie wyglada...chlopcy sa beee heh Ale mimo wszystko nie mialo to takiego odbicia na mojej psychice bylam radosna jajcara lubiana przez rowiesnikow i nawet przez mysl nie przebieglo mi jakiekolwiek odchudzanie.Wszystko sie odmienilo gdy trafilam do gimnazjum...zmiana szkoly otoczenia...poznanie nowych ludzi...ludzi ktorzy nie poznali mnie nawet od wnetrza tylko odrazu ocenili z zewnatrz...i to dziewczyny jak i faceci...np przesuwali mi specjalnie lawke do mojej jak mialam wstac bo np bylam wywolana do odpowiedzi i robili to tak ze ja nie mialam jak wstac i komentowali na glos ze jak bym byla conajmniej o polowe chudsza to bym wstala...jak wchodzilam do sali to dawali komentarze w stylu ze niedlugo bede zostawac na zewnatrz i uczestniczyc w lekcji bo sie w drzwiach nie zmieszcze...a wazylam...70kg na 170cm wzrostu...Uczestniczenie w wf-ie przyspazalo mnie o mdlosci...pisalam lewe zwolnienia i symulowalam byleby nie byc zmuszona do przebierania sie wsrod dziewczyn...gdy przychodzil czas na wazenie i mierzenie u higienistki to uciekalam... a powracalam w samotnosci zeby nikt nie slyszal ani nie wiedzial...do tej pory bylam pilna uczennica ktorej obce byly jakiekolwiek wagary nawet o nich nie myslalam i nie byla zaciekawiona...ale od czasu gimnazjum chcialam jak najmniej czasu spedzac w szkole...Zaczelam dietowac...kombinowac probowac...chcialam sie pozbyc tego problemu za ktory bylam przekreslana przez innych ludzi...wiecie jakby sie teraz tak zapytac jakiejkolwiek osoby z mojej klasy co wiedza na moj temat byla by cisz bo nikt mnie tam nie znal a jedyne co to bylam oceniona poprzez moje 70 kg...zblizal sie czas wybory liceum a co za tym idzie cholernie zaczelam sie bac ze idac znowu do nowych ludzi historia sie powtorzy na nowo...znowu zostane oceniona tym ile kilogramow ze soba nosze...i tak sie zaczelo...totalne glodowki ktore zmienily sie w bulimie...w ta cholerna bulimie ktora mi towarzyszy do tej pory...to juz bedzie chyba z piec lat ale w tym mialam z rok przerwy...rok ktory udalo mi sie wywalczyc ale ktory tez juz przepadl...schudlam i to mnie pocieszylo cholernie no bo 50 kg przy 171 cm w porownaniu do 70 to byl szczyt marzen...cholera tylko jakim kosztem...szczerze mowiac nie pamietam pierwszego razu...pamietam jedynie tyle ze powtarzalam sobie ze ani anoreksja ani bulimia mi nigdy nie groza bo zabardzo lubie jesc...Jak schudlam wszyscy zachwycali sie moja przemiana...wytrwaloscia. ..a teraz tylko czytam komentarze na naszej klasie od ludzi z gimnazjum...ze jak ja to zrobilam ze super wygladam...nagle dostrzegli a ich komentarze jeszcze bardziej mnie dobijaja...Chodzilam na wizyty do psychiatry ale zycie zmusilo mnie do opuszczenia Polski a co za tym idzie zerwanie terapii na ktorej i tak nie czulam sie dobrze bo po pierwszych dwoch wizytach zaczely sie one ograniczac tylko do kolejnych recept na seronil i do domu a czlowiek dwie godziny potrafil w kolejce czekac zeby pogadac...teraz tutaj nie mam mozliwoscii leczenia jestem zdana na sama siebie...szukalam pomocy nie czekalam biernie...tutaj wlasnie zyjac jakies pol roku wrocilam do bulimii...moi rodzice wiedza o chorobie bo dazymy siebie zaufaniem i wiemy ze mozemy ze soba pogadac o wszystkim...tak wiec jak podjelam decyzje w ktorej zreszta pomogla mi moja przyjaciolka...o leczeniu przyznalam sie rodzicom do problemu...bulimia zabrala mi radosc zycia zabrala mi usmiech ktory mnie nigdy nie opuszczal...bylam zakecona dusza towarzystwa a stalam sie zamknieta w sobie dziewczyna...podczytuje jadlospisy dziewczyn na forum jak sie odzywiaja...podziwiam je za decyzje np o przytyciu bo mi mimo tego ze rodzice tluka do lba ze jestem dla nich za chuda (chociaz dziewczyny tutaj naprawde maja z ta chudoscia o wiele powazniejszy problem) to ja nie dopuszczam do siebie mysli ze mogla bym przytyc...nie potrafie sie z tym pogodzic a kazdy dzien to tylko ciagle myslenie o tym co ile zjadlam i ile z tego sie odlozy...ze tyje w oczach i wszyscy to widza i mnie odepchna a nie dosc ze jjestem w nowym kraju w ktorym i tak cholernie mi trudno znalesc normalnych znajomych bo do tej pory byli to cpuni ale sie odcinalam bo wiedzialam ze z moja podatnoscia zaraz moge sie jeszcze w narkotyki wpakowac...to nie moge sobie pozwolic na to zeby byc odepchnieta przez dodatkowe kilogramy...Paradoksem jest to ze tutaj co druga osoba ma dobre kilkanascie kilo nadwagi i jakos sie tym nie przejmuja...tak bardzo bym chciala zaczac zyc normalnie ...jakos sie odzywiac...potrafic to robic...potrafic ocenic swoj wyglad racjonalnie...eh rozpisalam sie...ale chyba potrzebowalam to wypuscic z siebie...podziwiam wszystkie dziewczyny ktore dojrzaly zmadrzaly i zaczely postrzegac swoja wage wzgledem zdrowia a nie chorych ambicji...ja usilnie szukam drogi dla siebie zeby sie wygrzebac...Pewnie polowy z tego co bym chciala nie udalo mi sie napisac ale i tak nabazgrolilam duzo...pozdrawiam was goraco
|
|
|
|
|
#93 |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 1 139
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Moja historia nie jest tak straszna jak większość, innych wizażanek, ale po kilku dniach wreszcie zdobyłam się na to aby tu napisać. Wszystko zaczęło się jakieś 9 miesięcy temu, kiedy przeprowadziłam sie z Polski. Ogólnie nigdy nie byłam gruba, moja maksymalna waga wynosiła 52-53 kg przy 165 cm. Pamiętam,że w czasie wakacji potrafiłam zjeść dziennie, oprócz normalnych posiłków, 1 czekoladę, 3 kawałki ciasta i 2 pączki, podjadane cukierkami lub frytkami i jakoś nigdy mi to nie szkodziło. Zawsze byłam jednak trochę nieśmiała i nie raz w szkole, chłopcy z mojej klasy mi dokuczali. Potem gdy spotkałam moją przyjaciołkę troche się to zmieniło...ale nie o tym mowa.
Kiedy przeprowadziłam się z Polski i kiedy poszłam do nowej szkoły, wydawało mi się,że wszystkie dziewczyny są szczuplejsze ode mnie. Na początku moimi ograniczeniami, była zmniejszona dawka słodyczy (zamiast czekolady, muffinki i nutelli tylko jedna z tych rzeczy) i zwiększenie aktywności fizycznej (chociaż i tak uprawiałam dość duzo sportu). Jednak potem coś się zmieniło. Zaczęłam rygorystycznie zmniejszać posiłki, jeść ich mniej i zwiększać aktywność fizyczną. Kiedy po 4 miesiącach stanęłam na wadze okazało się,że ważę 49 kg przy 170 cm. Mojej mamie juz wtedy coś się nie podobało. Kiedy byłam u lekarza na badaniach kontrolnych,ten stwierdził,że muszę przytyć. Ale ja sobie tego nie wyobrażałam. Moja walka nadal się toczyła. (Zawsze moim największym kompleksem był mój brzuch, byłam zadowolona gdy się zpłaszczył). Codziennie starałam się dostarczać organizmowi nie więcej niz 5oo- 600 kcal. Wtedy byłam zadowolona. Psycholog szkolny zauważył,że coś jest nie tak, i w domu nie raz miałam rozmowę na ten temat. Przedwczoraj weszłam na wagę i ujrzałam 45 kg. Myślałam o czasach kiedy mogłam zjeść czekoladę i się niczym nie przejmować. Wtedy jedzenie mnie cieszyło. Pomyslałam sobie,że może mogłabym sobie zjeśc takiego malutkiego oda. Ale od razu wyobraziłam sobie ile czasu musialabym go spalać... 2 razy sniło mi sie nawet,że go zjadlam i nawet w śnie miałam wyrzuty sumienia... Chciałabym znowu potrafić cieszyc sie jedzeniem, ale nie potrafie. W domu byly już nieraz dni pełne walki o to żebym zjadła więcej, niby rozumiem, tylko że tak jakby wpadało jednym uchem a wypadało drugim. |
|
|
|
|
#94 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: Rzeszów
Wiadomości: 35
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
witam was wszystkie
ja tez postanowilam napisac wam moja historie..Wszystko zaczelo sie 25 stycznia 2006 roku date pamietam doklanie..byly to moje 14 urodziny! Pamietam jak jadlam wtedy ostatni raz moje ulubione cekierki..pamietam jak plakalam wtedy...jak tato sie upil i nie zlozyl mi nawet zyczen. Złożylam sobie wtedy wiele postanowien a jednym z nich bylo bycie szczupla! Ważylam wtedy 62kg przy wzroscie 162. Tutaj musze wtraciac ze nie mam mamy. Zmarla kiedy mialam 7 lat..dokladnie na wakacjach w chorwacji przed moja 1 klasa. Smierc mojej mamy byla takim strasznym zakretem w moim zyciu..ojciec zaczol pic, odsunol siebie i mnie od rodziny mamy - zabronil mi nawet tam chodzic (babcia mieszkala dwa domy odemnie) straszac mnie ze ciocia - moja matka chrzestna chce mnie porwac do krakowa (tam mieszkala) - nie miala w tedy dzieci i tato tlumaczyl mi to w ten sposob. Ja bedac mala dziewczynka wierzylam w to wszystko i panicznie balam sie spotkac z kims z 'tamtej' rodziny. Unikalam ich wszystkich jak ognia a balam sie do tego stopnia ze jak tylko zobaczylam kogos 'z nich' z pedem rakiety uciekalam i chowalam sie gdzies! Bylam wtedy taka osamotniona i zagubiona. Nie mialam nawet z kim tak naprawde porozmawiac. Wieczorami zasypialam sama, a tato z kolegami pil.. Rano wprawdzie bylo juz 'wszystko w pozadku' tzn. byl w stanie zawiesc mnie do szkoly i normalnie funkcjonowac.. pił tylko wieczorem. W koncu nie wytrzymalam juz i ucieklam do babci od strony mamy ktorej tak unikalam.. bylam tam jakies dwa dni po czym przyszedl po mnie zapity ojsciec zrobil wielka awanture - tego nie zapomne do konca zycia! Pamietam jak lecialy wtedy szyby w drzwiach, wrzeszczal zeby oddali mu corke, wyklinal ich..a ja siedzialam za szawka w pokoju schowana i modlilam sie do Boga zeby wreszcie skonczylo sie to wszystko. To bylo straszne! Pamietam wtedy te rozmowy z babcia..w ciagu tych dwuch dni zdarzylam ja tak mocno pokochac..kazala mi wtedy na nastepny dzien rano wrocic do domu. Zrobilam tak..nie uslyszlam zadnych przeprosin ze strony ojca..babcia zreszta tez nie. Zaczelo sie spowrotem takie zycie..tyle ze teraz zaczelam juz chodzic do babci, ale krylam sie z tym przed ojcem. W ciagu kilku lat zniklo to ukrywanie sie przed tymi wizytami..potawilam sie ojccu - powiedzialm ze bede tam chodzic i ze kocham babcie, doszlo nawet do tego ze przeprowadzilam sie tam,ale to juz potem (mialam tam swoj malutki pokoik na poddaszu..po mamie . Ciocia urodzila synka, teraz ma rowniez coreczke..to ze jets nieplodna oczywicie bylo mitem wyssanym z paca. Ogolem stosunki moje, taty i tamtej rodziny dzisiaj sa juz dobre, chociaz dalej tato uwaza ich za wrogow.. (Rany to jest wszystko tak pogmatwane ze nawet nie wiem jak mam o tym pisac! Sama juz sie gubie..) Tato ma teraz sprawe w sadzie w sprawie naduzywania alkoholu ktora zglosili dziadkowie wlasnie i to najprawdopodobniej dlatego ten niesmak do nich. Potem tato wybudowal nowy dom..przeprowadzilismy sie do centum miasta (w 2006 roku na wakacjach), wczesniej mieszkalismy na obrzezach..no ale to tak tylko dodane.No tak a wracajac do mojej choroby..wiec 25 stycznia 2006 roku pamietam jak wszytskie slodycze z prezentow schowalam na ostatnia, najwyzsza szawke w kuchni! Objecalam sobie zdrowo sie odzwiac cwiczyc itd. No i zaczelam wcielac to w zycie. Nie bylam jakas srasznie gruba..bylam lekko pulchna, ale nie gruba. W kazdym razie moje 'przyjaciolki' byly znacznie szczuplejsze..i z tym czulam sie zle. No i tak wlasnie jak juz wspomnialam zaczelam zdrowo sie odzywiac..pomalu ograniczajac coraz to nowsze produkty. Zaczelam skrupulatnie liczyc kalorie..i tak w 2007 zaczelam obsesyjnie chudnac. Codzinnie solidnie cwiczylam, zapisywalm wszytsko dokladnie co jem..a nie jadlam praktycznie nic..czasem jakies jablko, czy lyzka kaszy gryczanej, pilam przy tam ogrooomne ilosci wody niegazowanej..i cwiczylam, cwiczylam, cwiczylam! chodzilam wtedy tez na tance..28 lutego 2008 poszlam do pani psycholog, za sprawa babci..miala to byc niby wizyta dotyczaca moich zdolnosci..no ale byla troche inna..w kazdym razie pani psycholog kazala kupic mi psa! o ktory marzylam od zawsze ale byla to dla mnie rzecz nieosiagalna jak mi sie wydawalo gdyz tato nie chcial za nic w swiecie miec psa i nawet nie bylo dyskusji na ten temat, pozatym w domu byl kot..no ale piesek pojawil sie juz 24. 03 ..mam yorka! i kocham go nad zycie! Potem 28.03 poszlam do szpitala..bylo to dla mnie kompletne zaskoczenie bo powiedziano mi (byl to rowniez pomysl babci) ze ide do 'normalnego' szpitala na badania zwiazane z moja tarczyca (mialam nadczynnosc). a okazalo sie ze wylondowlam w psychiatryku..ale nie bylo az tak okropnie..podpidalam jakis tam kontrakt ale nie uwazano mnie tam za anorektyczke..wazylam wtedy 48kg..nie bylo to malo. musialam przytuc jedynie 2 kg. I pamietamn jak tam jadlam..wszystko wszystko! To bylo dla mnie najfajniejsze z calego tego pobytu tam...moglam jest w koncu bez wyzutow bo wiedzialam ze zeby wyjsc musze przytyc te 2kg! Po dwuch tygodniach wyszlam z tamtad ciazsza oczywiscie o 2kg..ktore zrzucialam w bardzo szybkim czasie..oczywiscie po wyjsciu ze szpitala spowrotem wrocilam do odchudzania...nie mialam wyznaczonego celu..poprostu chcialam schudnac..a odchudzanie stalo sie moim nawykiem..pomalu zaczelam sie odsowac od znajomych..zamykalam sie w sobie..czesto plakalam..przesatwalam widziec sens wszystkiego..wszystko krecilo sie wokol kcl, jedzenia, cwiczen...W czerwcu babcia wznowila swoje dzialania co do mojego leczenia..i namowila mnie razem z ciocia na wyzyte u pani psycholog w krakowie..mialam do niej sama zadzwonic i poprosic o wizyte..za sprawa grozb babci ze jak nie zadzwonie to pojde do szpitala spowrotem zadzwonila...pojechalam na wizyte..bylo okropnie:/ pani byla bardzi mila i wogole..ale moje choroba nie pozwala...mi mowic prawdy. klamalam i wogole..bylo masakrycznie..potem bylam jescze dwa razy tam u tej pani po czym powiedzialam ze wiecej nie ide..no i nie poszlam. Za to na wakacje.. dokladnie 19 lipca..trafilam do szpitala..i bylam tam calee wakacje az do 18 wrzesnia. Tym razem bardzo cieszylam sie tym pobytem tam..spotkalam bardzo duzo wspanialych osob z ktorymi do dzis utrzymuje kontakt..Trafiajac do szpitala wazylam 42kg..w szpitalu przytylam do 48. Bylam tym razem na pelnym kontakcie..ale mialam inny limit kalorii..I znowu moglam jesc..jadlam i jadlam wszystko..a co lepsze nie moglam przytuc..paczkami po nocach wcinalam ciastka..musialam sie z tym kryc bo w konrakcie bylo zabronione jakiekolwiek dojadanie oprocz posilkow ktore oni mi dawali. Po wyjsciu ze szpitala zmienilam szkole..z czego wcale sie nie ciesze no ale to juz za mna..bo byla to tylko ostatnia klasa gimnazjum..(obecnie koncze 1 liceum). Po szpitalu schudlam jeszcze bardziej..doszlam do wagi 36kg! w ciagu miesiaca schudlam 12kg! bylam tak slaba ze ledwo moglam rano wstac z lozka..bylo mi przerazajaco zimno..i wlanie wtedy dotarlo do mnie ze 'cos jest nie tak'..i postanowilam przytyc..motywacja stalo sie dla mnie to ze babcia dala do sadu sprawe ze tata mnie zaniedboje i zebym poszla do szpitala w krakowie (gdzie za zadne skarby nie chcialam trafic!). i tak pomalu sobie grublam..az spowrotem przytylam do AŻ 58kg..i nagle oprzytomnialam i znowu zaczelam sie odchudzac tyle ze tym razem w troche inny sposob..zaczelam wymiotowac..schudlam..ter az waze 49,5kg i mam 167 wzrostu.. wymiotuje juz tylko sporadycznie..staram sie nie..ale jak zjem jablko wiecjej to gonie do kibla..staram sie zdrowo odzwiac, zawsze jem pozadne sniadanie..w ciagu dnia tez jem..nie jem tylko kolacji.. albo jem malo..albo jem duzo i wymiotuje:/ Aha powiem jeszcze ze nie mam okresu juz od dwuch lat i strasznie sie tym przejmuje i nie wiem co robic..i tak panicznie boje sie komus to pwiedziec..i tak panicznie boje sie pojsc do ginekologa..i nie wiem co mam zrobic No i koniec...i gratuleje jak ktos wytwal do konca
Edytowane przez monnequin Czas edycji: 2009-05-13 o 22:27 |
|
|
|
|
#95 | |
|
Zakorzenienie
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Cytat:
straszne, jak bardzo rodzice mogą krzywdzić swoje dzieci, ojciec przeżył straszny cios, jakim była śmierć jego żony, ale to nie może usprawiedliwiać tego, że zrobił Ci krzywdę. przecież Ty też cierpiałaś...![]() marsz do ginekologa! nie bój się. ja nie miałam 1,5 roku okresu i ginekolog w sumie był miły mimo tego faktu. idź, idź, potem będziesz się bała jeszcze bardziej. ale wiesz, strasznie męczysz swój organizm tym wymiotowaniem, Twoja waga jest niska wciąż. Niewykluczone, że żeby okres wrócił, będziesz musiała odżywiać się racjonalnie i trochę przytyć. a co do terapii, kontynuujesz? wiesz, ja polecam ze swojej strony również forum strony głodne.pl, tam zrozumiesz trochę wiecej o zaburzeniach odzywiania i nie bedziesz traktowac ich powierzchownie.
__________________
uśmiech pięknie zagrany. sometimes i feel like screaming
|
|
|
|
|
|
#96 | |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: Rzeszów
Wiadomości: 35
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Cytat:
ogolnie to teraz nie mam juz 'takich' problemow z jedzenie..jem naprawde normalnie..a te wymioty zdarzaja sie naprawde sporadycznie..bardzo sporadycznie..najczesciej jak ojciec sie upije i jest awantura..tate mam tak naprawde bardzo wspanialego i kocham go nad zycie i wiem ze zawsze jest w stanie zrobic dla mnie wszystko..no moze prawie wszystko. wiem ze ma ogromny problem ktorego on sam nie dostrzega..dlaniego jego picie..on uwaza ze nie ma z tym zadnego problemu..wiele razy z nim rozmawialam i prosilam zeby przestal..ale wiem ze to nic nie da..takie rozmowy i wogole..to jest dokladnie tak samo jak bylo z moja choroba..kiedy mi wszyscy mowili :jedz jedz to ja nieee..i za zadne skarby..ale kiedy juz mnie zostawili..schudlam sobie tyle duzoo..sama oprzytomnialam..sama doszlam do tego ze jednak cos nie jest tak..nigdy nie uwazalam siebie za anorektyczke..nawet jak bylam w szpitalu juz na kontakcie drugim razem..niee..
|
|
|
|
|
|
#97 |
|
Raczkowanie
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Witam wszystkie dziewczyny
wow, sobie mysle , a tam jeszcze bardziej dieta, bo jedzenia jak dla chorych
__________________
|
|
|
|
|
#98 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: zasiedmiogórogród
Wiadomości: 1
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
zaczęło się ... no właśnie, kiedy? zdaje mi się, że pierwszy raz zwymiotowałam po jedzeniu w sierpniu roku 2008, podczas pobytu u babci. Potem robiłam to może jeszcze z 3, 4 razy. Wróciłam do domu po wakacjach, i wszystko było ok. Niestety, we wrześniu (2008 roku, nadal
) znajomy z klasy (znajomy, taa, nikt go z całej szkoły nie lubił 18 lat-3 klasa gimnazjum, wieczne wagary) nazwał mnie 'wielorybem'. Ważyłam wtedy około 57-58 kg/154 cm. O dziwo moja waga wtedy mi nie przeszkadzała, a temu znajomemu mówiłam, że wcale gruba nie jestem. Następnie wyjechałam na 3 tygodnie za granicę. Po powrocie wszyscy mówili mi: o, schudłaś! Rzeczywiście, ważyłam jakieś 56 kg. Postanowiłam sobie, że skoro udało mi sie tyle schudnąć, dam radę jeszcze więcej. Rozpoczęły sie moje randki z panem toaletą. Po szkole chodziłam do sklepów i piekarni, kupowałam cukierki, ciastka. Nastepnie w domu, pod nieobecność nikogo jadłam to, nastepnie wymiotowałam. W krótkim czasie doszłam do wagi 53 kg. Postanowiłam, że świetnie, schudnę do 51 i będzie ok. Schudłam. Oczywiście towarzyszyły temu napady. Postanowiłam obniżyć moją wagę do 49 kg. Udało się. Nastepnie, sama z siebie schudłam kolejne 2 kg. 47 kg- to byłą moja ukochana waga. Opowiedziałam o tym "najlepszej przyjaciółce", która zaraz popędziła z tym do pedagoga szkolnego. Znienawidziłam ją za to. Oczywiście o wszystkim dowiedziała się moja mama. Ale na szczęście udało mi się wytłumaczyć ją, że koleżanka sobie powymyślała, bo jest zdziwiona, że jem normalnie i nie tyję, a ona gdyby jadła tyle samo od razu by utyła. Nastały ferie zimowe. I święta. Obiecałam sobie, że po świętach nie mam prawa ważyć więcej, niż 46 kg. Niestety, ważyłam 46,5, więc zaczęłam się odchudzać. Napady miewałam coraz rzadziej, tym razem bardziej przywiązywałam wagę do NIEJEDZENIA. Kupowałam tabletki "hamujące głód", na śniadanie i kolację-białko, obiad jak najmniejszy. Już wtedy ludzie mówili mi, jak to ślicznie schudłam. Chłopcy zawsze się za mną ogladali, ale teraz jakby częsciej. Ja dla siebie byłam nadal za gruba. W kwietniu gdy doszłam do 44, mama zaczęła mnie ważyć. Dowiedziała się o moim wymiotowaniu. Zaczełam jeść "zdrowo", dużo warzyw, broń boże owoców, bo zawierają cukier. Jadłam mniej niż 800 kcal/dzień. Udało mi się. W maju ważyłąm już 41 kg. Postanowiłam powoli wychodzić z "diety". Co tydzień dodawałam 100 kcal do mojego dziennego jadłospisu. Na początku czerwca rano, na czczo ważyłam 40,2 kg. Niby nie jestto mało, w porównaniu, że dziewczyny ważyły tu po 36 kg/ 170 cm (ja - 40,2 / 154 cm). Mamie zaczęto zwracać uwagę, iż jestem za chuda. Weług mnie wyglądałam normalnie. 8 czerwca, rano, mama zważyła mnie - 41 kg. Nakazała mi przytyć. Przez ubiegły tydzień codziennie jadłam lody, chipsy, żelki, napychałam się słodyczami. Teraz ważę 42,5 kg. Czuję się gruba, widzę, jak mój brzuch mi odstaje. Nie chcę przytyć! Moim zdaniemwyglądam normalnie, nie widać mi kości, ponadto chciałabym mieć szczuplejsze uda. Mama postawiła warunek - do 4 lipca przytyję do 44 kg, albo nie jadę na wczasy. Ale ja tak bardzo boję się przytyć! Wiem, iż ważąc 44 kg bedzie mi odstawał brzuch, moje nogi będą grubszę. Panicznie boję się tego. Nie mam pojęcia, co zrobić. To cud, że teraz, po przytyciu 1,5 kg nie załamałam się. Nie wiem co ze sobą zrobić ... Najchętniej zatrzymałabym się na wadze 40-41 kg, i nie ruszała ani w dół, ani w górę. Ale mi nie wolno. "Muszę" przytyć ... ![]() Taka jest moja historia. Bardzo dziękuję za dotarcie aż do tego momentu Pozdrawiam =**
Edytowane przez mixtina Czas edycji: 2009-06-14 o 21:05 |
|
|
|
|
#99 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2008-08
Wiadomości: 5
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Ja miałam spotkanie-tete a tete-randez vous- face to face z anoreksją. Cholera, żadnego wahnięcia w życiu, wielkiego problemu walącego się na mą chaotyczną głowę nagle, wręcz mogłabym powiedzieć-brnęłam w szczęsciu. Zgubiła mnie moja nad-dorosłość, ciągłe dążenie do doskonałości. Zaczęło się ot tak, zgubię tylko dwa kilo (przy wzroście 165 ważyłam 47), ażeby siebie dowartościować, czy z innego, drążącego mnie powodu. I tak śniadanie-nic, obiad-mało, kolacja-bardzo mało. Bywałam głodna, ale nie frustrowałam się, silna wola-podstawa i tego się trzymałam. Rodzice niczego nie zauważyli (byłam perfekcyjna w kłamstwach wszelakich) i w ten sposób spędziłam około roku-bardziej interesowała mnie moja elektryczna waga i ile w tym słonecznym/deszczowym/pochmurnym dniu schudłam. Doszłam do 37kg. Byłam dumna (chuda-piękna-wspaniała), tylko dlaczego inni nie podzielali mojego zachwytu? Społeczeństwo raczyło dziwnymi spojrzeniami, 'to ta anorektyczka', zaczęli interesować się czy aby na coś dziewczę nie choruje. Wylądowałam u psychologa, jedzenia nienawidziłam, kochałam wagę i straciłam połowę moich włosów. Rodzice robili/robią wszystko, byłoby wszystko dobrze gdyby nie to, że nagle obsesyjnie zaczęłam spożywać (tak wcześniej okropne dla mnie) słodycze. Moja największa porcja to 2czekolady i słoik 330g nutelli. ukrywałam to i przybierałam na wadze. o dziwo, nie martwiło mnie to-w końcu wszyscy mi radzili przytyć. Waże aktulanie 50kg przy wzroście 168cm( wiek 16 lat). Nie wiem, czy mogę być z siebie zadowolona-szczerze, nie jestem. gdyby to było 48,47 kilo-mogłabym triumfować. myślę, że prędzej czy później spadnę poniżej pięćdziesiątki, pytanie tylko-czy będę umiała poprzestać? zdaję sobie sprawę ze spustoszenia w moim organiźmie, począwszy od wypadania włosów, po chorobę krążenia.
jednak myślę, że walczyć trzeba. co zrobiłam? cóż mi pomogło? najpewniej ja sama, moja przemiana i przede wszystkim dużo zajęć dodatkowych, które mój analityczny umysł zajmowały. polecam yogę w woli wyciszenia. co mi dała anoreksja dobrego, a może nawet-co mi daje? przede wszystkim ogromną wiarę. śmiesznie to brzmi, ale gdzieś tam pomiędzy znalazłam Boga. pozdrawiam, bywajcie. |
|
|
|
|
#100 |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2009-07
Wiadomości: 881
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Długo się namyślałam, ale ja też postanowiłam napisać Wam moją historię. Przeraża mnie trochę, że mam przed sobą tyle pisania, ale może uda mi się to jakoś skrócić minimalnie
![]() Tak naprawdę nigdy nie miałam znacznej nadwagi (rzędu np. 20 kg), ale jako dziecko byłam dosyć pulchna, tak mniej więcej do 5 klasy szkoły podstawowej. Nie przeszkadzało mi to, nie zwracałam uwagi na moją tuszę, jadłam dużo słodyczy itp. przekąsek, które każde dziecko lubi W domu rodzice wmuszali we mnie zawsze obiad z 2 dań, mimo iż np. byłam już najedzona, do szkoły zawsze koniecznie drugie śniadanie, które również musiało być zjedzone w całości (to nic, że dziecko najedzone czipsami czy batonikami nie mogło już wcisnąć głupiej bułki z szynką i serem). Babcia też zawsze rozpieszczała małą wnusię, kupowała czekoladki, ciasteczka, soczki, a ja oczywiście byłam cała w skowronkach Aż pewnego dnia poszłam do lekarza rodzinnego (jakieś przeziębienie). lekarka stwierdziła, że mam lekką nadwagę i powinnam ograniczyć słodycze. potraktowałam to wtedy tak lekko, nie przejęłam się tym zbytnio. Zaczęłam od zaraz. Wyznaczałam sobie, że mogę zjeść 1 ciastko dziennie, ale po każdym gryzie ciastka było skakanie na skakance etc. Później zapomniałam o całym odchudzaniu i na nowo zaczęłam jeść tak jak dawniej. Aż do pewnego dnia. Byłam wtedy przed 6 klasą szkoły podstawowej, to były wakacje w górach z naszymi znajomymi (i moją koleżanką- rówieśnicą). Koleżanka ta była zawsze szczupła, a jadła też wcale niemało słodkiego. Ona mi ciągle wypominała, że jestem gruba itp. i to bardzo źle na mnie wpływało, poniżała mnie przy innych. postanowiłam schudnąć. Zmniejszyłam porcje posiłków, wykluczyłam słodycze, ćwiczyłam. Schudłam, nie wiem ile, ale pod koniec 6 klasy ważyłam ok. 47 kg przy jakichś 165 cm wzrostu. Przestałam się odchudzać, ale ciągle w głowie mi "coś siedziało". Po każdym "grzeszku" żywieniowym miałam wyrzuty sumienia. Potem przyszło gimnazjum, nowi ludzie i ta sama koleżanka z wakacji, która przy każdej lepszej okazji powtarzała wszystkim naokoło jaka to ja byłam gruba jako dziecko. Denerwowało mnie to, wstydziłam się tego. Tak naprawdę to nie wiem, gdzie i kiedy zaczął się mój prawdziwy problem z annoreksją, ale myślę, że to właśnie było gdzieś w gimnazjum. Bardziej zaczęłam zwracać uwagę na to, co jem i ile jem, o jakiej porze (kolacja przed 18! a potem nic!!). Miałam dni, że stawałam przed lustrem i mówiłam sobie "przecież ty wcale nie jesteś gruba" po czym sięgałam po pudełko ciastek i zjadałam pół naraz. potem znów konfrontacja z lustrem "o Boże, coś ty narobiła! teraz to na pewno będziesz gruba! Patrz na te wystające boczki! i brzuch! o zgrozo!". Doszłam do wagi 54- 55 przy 170 cm (to była 3 klasa gimnazjum) i nie wiem, coś wtedy we mnie pękło. Zaczęłam ćwiczyć a6w i inne ćwiczenia, znów ograniczanie słodyczy itp. Zanikł mi okres. Po pół roku "odchudzania" czyli w czerwcu 2008 ważyłam już 51 kg przy 170 cm. Wciąż było dla mnie za dużo. Okresu nie dostawałam. Poszłam z mamą do ginekologa, który powiedział mi, że mam przytyć do 52 kg, w 3 tygodnie. Ok, ale nie chcę przytyć zbyt gwałtownie, bo się roztyję, pomyślałam. Ale wcale nie zwiększalam porcji jedzenia. Wiedziałam, że musze przytyć, ale dalej ograniczałam jedzenie, dużo jeździłam na rowerze, ciągle w ruchu (wakacje;]). Na śniadanie jadłam 2 małe kromki ciemnego chleba z pomidorem i serkiem wiejskim (nie więcej niż 100g, bez śmietany, którą odsączałam), obiad zazwyczaj ryż, pierś kurczaka gotowana na parze, bądź ryba też na parze i pomidor, kolacja taka jak śniadanie (czasem zamiast wiejskiego był zwykły biały ser, koniecznie chudy!). czasem doszło jeszcze z pół jabłka. Rodzice zauważyli, że chudnę, zaczęły się awantury w domu, "dziecko, przytyj, chcesz sobie zmarnować życie?!". Nie docierało to do mnie. "Przecież ja nie mam anoreksji". Chodziłam codziennie na obiady do babci, żeby miał mnie kto pilnować, czy zjadam wszystko. Gdy zaczęła się szkoła (to już liceum!), dziadek przychodził do mnie do domu, nakładał mi określoną porcję i czekał, aż nie skończę jeść ;/ mama natomiast robiła śniadania i kolacje i siedziała przy mnie, i patrzyła jak jem! To było straszne. Październik 2008 byłam w szpitalu na badaniach (hormony, kolejny ginekolog). Wyniki wyszły marne. Pani ginekolog stwierdziła jednoznacznie- anoreksja. To ona pierwsza to nazwała. Zaproponowała psychologa i zatrzymanie mnie w szpitalu na dłużej, tyle, że na endokrynologii (ja byłam na ginekologii). protestowałam. Wróciłam do domu. Byłam załamana. powoli docierało do mnie to, co z sobą robię. Powoli w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ale i tak nie potrafiłam się przekonać do jedzenia. Połowa śniadania, obiadu i kolacji zawsze lądowała w koszu. Piłam duużo czerwonej herbaty, nadal ćwiczyłam. W końcu mama trafiła na lekarza endokrynologa, który zajmuje się właśnie anoreksją. Pamiętam jak to na pierwszej wizycie tłumaczył mi i rodzicom na czym ta choroba polega, uświadomił mnie że mam "srac.zkę w mózgu" (lol) i kazał przytyć 2 kg w miesiąc. Moja waga wtedy(listopad 2008) to 44 kg przy 170- 171 cm. Bmi 15 z kawałkiem. Wzięłam się do roboty. Małymi kroczkami. Oczywiście zawsze parę dni przed następną wizytą była panika, bo mi dużo brakowało (gdybym nie przytyła albo schudła- to szpital na nie waidomo ile.).Jednak zawsze mi się jakoś udawało. Ale od tamtego czasu chyba nie było jeszcze wizyty, na którą jechałabym z czystym sumieniem. Zawsze mi brakuje minimum kilograma. Więc parę dni przed napycham się czym się tylko da, żeby tylko nie pójść do szpitala. Wiem, że to głupie, ale sama nie wiem, p0 każdej kolejnej wizycie trochę sobie odpuszczam( na jakieś 2 tygodnie). jem odrobinkę mnie i waga od razu spada! Więc potem jest znów obżarstwo i jakoś to idzie.Zapomniałam dodać, oprócz comiesięcznych ważeń u tego lekarza miałam z rodzicami układ, że będą mnie ważyć zawsze w niedzielę rano. Wtedy znienawidziłam niedziele, do tego zawsze wniedzielę miałam (i mam) 2 dania, co było wtedy koszmarem. Gdy nie przytyłam, napychałam rano żołądek litrami wody ( specjalnie wcześniej wstawałam!;/ ), doszło nawet do tego, że wkładałam w skarpetki, majtki, gdzie się dało różne ciężkie przedmioty. Wiem, to było dziecinne, głupie, idiotyczne. Do tej pory jest mi wstyd, a to był już kawałek czasu temu. O mało co nie trafiłam wtedy do szpitala, ale zno mi się jaoś upiekło. Mimo, iż wtedy naprawdę wzięłam się ostro do roboty pozostały mi dawne nawyki (wycieranie tłuszczu, uraz do masła, kruszenie, drobienie itp.) i naprawdę ciężko jest się człowiekowi tego wyzbyć. dziś ważę 49- 50 kg przy 171 cm, nie mam okresu już od 1 roku i 4 miesięcy, ale jest już dużo lepiej, niż było. Ciągle mam różne anorektyczne nawyki, wiele rzeczy mi przeszkadza, nie lubię, jak ja muszę jeść dużo a inni jedzą mało (co mnie bardzo wkurza), często się denerwuję, płaczę, tematy jedzeniowe są dla mnie ciągle problemem. Ale chodzę na terapię do psychologa. Trochę mi ona daje, ale to chyba nie jest jeszcze to,co chiałabym osiągnąć dzięki niej... Gdy byłam w gorszym stanie to miałam także próby z innymi psychologami, ale albo panie psycholog nie przypadłymi do gustu albo nie byłam jeszcze gotowa na terapię. teraz jestem i będę uparcie dążyć do wyzdrowienia- pod względem psychicznym i fizycznym. Jeżeli ktoś wytrwał do końca to podziwiam i jednocześnie baaardzo dziękuję ![]()
Edytowane przez agniusia17 Czas edycji: 2011-08-01 o 17:13 |
|
|
|
|
#101 | |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-02
Lokalizacja: małopolska
Wiadomości: 36 241
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Cytat:
__________________
Dimipedia MASA pięknot z L'oreal - produkty, o których musicie przeczytać! FB, Instagram
|
|
|
|
|
|
#102 |
|
Wtajemniczenie
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Więc i ja postanowiłam napisać. Udzielałam, się w wątku "jedzenie kompulsywne" ale to nie jest wszystko. Mam dość moich zaburzeń. Chcę wreszcie jeść normalnie.
Wszystko zaczęło się gdy byłam mniejsza, podobnie jak u was. W szkole podstawowej byłam w sumie normalna, ale trochę grubsza od koleżanek. To mi przeszkadzało ale nic z tym nie robiłam. Po prostu mieszkam z babcią, która uważa, że nie można być chudym, bo to choroba. Dorastając próbowałam ograniczać słodycze, ale to nic nie dawało. To, co najgorsze zaczęło się w ubiegłe lato. Ważyłam jakieś 65 kg, no niby nie dużo, ale ja miałam siebie dość. Ciągle tylko jadłam, a rodzina podstawiała mi tylko jedzenie, ciesząc się, że mi smakuje. Mi to wcale nie smakowało! To były początki kompulsów. W końcu postanowiłam -odchudzam się. Miało być zdrowo. Najpierw przestałam jeść słodycze, fast-foody. Potem wszystko to co miało chemię, było tłuste. Jadłam małe śniadanie, potem starałam się zjeść jak najmniej obiadu, tak żeby rodzina nie widziła, a kolacji najlepiej wcale, chyba, że ktoś zacznie na mnie krzyczeć. W końcu zaczęło się zastępowanie posiłku płatkami owsianymi. Kompletnie rozlegulowałam sobie przemianę materii. Zaczęłam chudnąć. Rodzina i przyjaciele mówili, że schudłam, że źle wyglądam, że mam nie chudnąć. Ale ja byłam przeszczęśliwa. Ważyłam wymażone 56 kg. Jadłam coraz mniej. Gdy była jakaś impreza rodzinna i miałam zjeść kawałek tortu, popłakałam się. Ta bita śmietana, polewa, czekolada, fuuj ;/ W końcu dzięki rodzinie znów zaczęłam jeść, w miarę normalnie. Ale dalej starałam się zdrowo. Byłam dumna z mojej figury i po jakichś 3 miesiącach wszyscy się przyzwyczaili i chwalili, że mam taką ładną figurę. I tak nagle zaczęło się jedzenie kompulsywne. Obsesja, koszmar, dramat. Obżeranie się, potem 2 dni prawie bez jedzenia. Tydzień jedzenia normalnego, tydzień kompulsów. Tak trwa to do teraz. Znów zaczęłam jeść słodycze, ale czekolady i fast-foodów nie jem. Ale powoli zaczynam ;/ Jem, jem, nie jem. Jestem na siebie wściekła. Tylko jedzenie sprawia mi przyjemność. Nawet jak jestem najedzona. Mam tego dość. Jednak to, że np przez 3 tygodnie udaję mi się jeść normalnie daje mi nadzieję. Za to wtedy odliczam czas. Posiłek 9.00 śniadanie, potem rozplanowanie czasu do 11.00 kiedy jem II śniadanie ;/ Potem 13.30 obiad, 15.30 podwieczorek i 18.00 kolacja. Mój dzień polega na tym by zająć się czymś między posiłkami. Moja mama krzyczy. Że nie jem. Jak jem- jest dobrze. Nawet jeśli takie duże ilości, nie widzi problemu. Staram się jej wytłumaczyć, że ma nie kupować tyle jedzenia "na zapas", że jestem chora. Ale, co ja widzę? Co 3 dni idzie na zakupy i wraca z siatami, kurcze no. Dam jej normalnie ten wątek do przeczytania ;/ Ale nie mam odwagi. Od jutra znów staram się żyć bez kompulsów.
__________________
Cierpisz na Hashimoto, niedoczynność tarczycy zaburzenia odżywiania? Brak Ci energii, nie tolerujesz glutenu, laktozy? Potrzebujesz motywatora do zmiany sposobu odżywiania? ![]() Zapraszam na: |
|
|
|
|
#103 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2008-08
Wiadomości: 5
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
mnie zgubiło dążenie do perfekcji. nie chodzi o egocentryzm i wieczne wyprzedzanie, wyścig etc, ale o sam fakt kontroli.
na koniec już się nie kontroluje niczego, choć z założenia powinno być inaczej. |
|
|
|
|
#104 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2007-06
Wiadomości: 179
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Nevwermind
Edytowane przez Shade666 Czas edycji: 2010-04-05 o 01:07 |
|
|
|
|
#105 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 128
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Mam pytanie do dziewczyn, które po jakimś czasie osiągnęły sukces, a właściwie to kilka pytań:
-czy pozbyłyście się na dobre starych nawyków żywieniowych? Czy nadal musicie z nimi walczyć? Moją osobistą zmorą jest uzależnienie od słodyczy oraz podjadanie z nudów. Nie potrafię z tym walczyć, ale głęboko wierzę, że kiedyś to zmienię. -Jakie czerpałyście inspiracje, motywacje do tego by walczyć? Ja bardzo, bardzo chcę schudnąć, ale nie potrafię. W najgorszych momentach wmawiam sobie, że są grubsze dziewczyny, że mam zgrabne nogi, że nie jest najgorzej... i zaczynam jeść wszystkie słodycze znajdujące się w domu. Diety stosuję od dziecka. Pierwszy raz chyba w wieku 10 lat. Miałam silną wolę. Jak było napisane, że danego dnia można zjeść tylko 3 banany, to jadłam trzy banany i nic więcej. Przez tydzień schudłam 6 kg, byłam z siebie dumna. Niestety szybko przyszedł efekt jojo. Nie lubię swojego ciała i jak na razie nie potrafię tego zaakceptować. Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni, bo nie umiem zliczyć ile razy sobie postanawiałam: "Dobra, to teraz się odchudam, tym razem mi się uda, do końca roku/wakacji/ czegośtamjeszcze będę szczupła." A po niedługim czasie stwierdzałam "I tak mi się nie uda, po co ja się męczę!" Wiem, wiem, historia beznadziejna, ale trzeba się komuś wyżalić. Chociażby przez Internet. Bo rzeczywiste osoby od razu mówią "to idź do dietetyka, a nie marudzisz" albo "nie chce mi się tego słuchać" czy coś w tym stylu. Dziękuje za uwagę, przepraszam za swoję zrzędzenie. Pozdrawiam. No i serdecznie gratuluję wszystkim, którym się udało! Aż za dobrze wiem, jak to trudno! Edytowane przez PINKinside Czas edycji: 2009-07-13 o 23:59 |
|
|
|
|
#106 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2009-07
Wiadomości: 5
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Też postanowiłam się wypowiedzieć. Może wydać się, że nie jest to jakiś straszny problem, no ale...
No więc, jak większość z Was byłam trochę pulchna (no dobra, otyła...) Do 4 klasy podstawówki, nie powiem, przeszkadzało mi to, ale nie jakoś szczególnie. Dopiero wtedy się zaczęło. Rodzina, zwłaszcza kuzynki, zaczęły mi mówić "powinnaś schudnąć, dla zdrowia, powinnaś się inaczej ubierać" itp. Wiem, że chciały mi pomóc, ale ich uwagi były na tyle częste i niezbyt miłe, że stałam się jeszcze bardziej zakompleksiona (co zostało mi do dziś). Próbowałam się odchudzać, ale trwało to góra przez miesiąc. W 6 klasie stosowałam dietę 500kcal i schudłam 8kg . No i jakimś szczęśliwym trafem w końcu mi się udało. Od września zeszłego roku odchudzałam się racjonalnie. 1000kcal, warzywa, chude mięso, ćwiczenia i te sprawy. Dość rzadko się objadałam, a jak już się zdarzyło to wiedziałam, że jutro zjem już mniej i będzie wszystko fajnie. I tak przed wigilią zdarzyły mi się 3 większe napady objadania (w ciągu tygodnia, czy dwóch). Stwierdziłam, że jak tak dalej pójdzie to przerwę dietę i przytyję, i znowu będę 'tłustą świnią(tak o sobie właśnie myślę...)'. I dokładnie w wigilię stwierdziłam, że nic nie zjem. Chyba chciałam sobie udowodnić jaka jestem silna. No i spodobało mi się... Przez miesiąc schudłam prawie 10 kg (do 52, wzrost 162). Przestałam robić cokolwiek i zaczęły się kłótnie w domu. Oczywiście uważałam, że nic mi nie jest i tylko dlatego zgodziłam się na terapeutę (na dietetyka nieco później, dlatego, że zaczęły mi wypadać moje ukochane włosy). Przytyłam 10 kg. Przestałam chodzić do tery. Mama jest zadowolona z siebie. A ja? Mam napady objadania (teraz już rzadziej). Gdy zjem coś nadprogramowo to wydaję się sobie kilka kg grubsza (nawet od kanapki) a do tego... płaczę, albo mam tak podły nastrój, że wolę o tym nie myśleć. Mój humor zależy tylko i wyłącznie od jedzenia. Teraz znowu zaczynam się odchudzać... nieracjonalnie. Inaczej nie potrafię, a szczerze mówiąc w tej chwili nawet nie chcę. Dodam, że dziewczyny przy kości mi nie przeszkadzają, nawet powiem więcej, są bardzo okej (kto jak kto, ale akurat ja wiem co mówię ). Mam nadzieję, że kiedyś mi przejdzie i trzymam za siebie kciuki (tym bardziej, że każdy twierdzi, że nie mam żadnego problemu i to zależy tylko ode mnie, więc pewnie mają rację...) No to by było na tyle
|
|
|
|
|
#107 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2006-10
Lokalizacja: Suwałki
Wiadomości: 123
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Witam dziewczyny.
Przeczytałam prawie cały wątek jak do tej pory, jak napisze trochę o sobie to doczytam go do końca. Ja również chciałabym podzielić się swoja historia ,chociaż nie jest aż taka zła ale będzie mi napewno lżej jak o tym napiszę. Jakoś nigdy do końca nie potrafiłam się nikomu o moim problemie wygadać. A mianowicie moja przygoda z odchudzaniem zaczeła się juz oj jakieś z 5 lat temu,postanowiłam razem z moja kolezanką przez wakacje chudnąć jakies 3-4 kilo niby niie duzo bo ja w sumie nigdy nie miałam nadwagi.Nio i zaczeło sie ogranioczanie najpierw słodyczy potem troche zmiejszałysśy z kumpelą jedzienie ,wspierałyśmy sie jak któraś miała chwilę zwątpienia, i tak zleciało 2-3-4 kilo koleżana wpadła w wir jedzienia i wymiotowania, ja nie potrafilam tego robic poprostu wolałam nie jesc niż wymiotować.(chyba nidy tego nie bede potrafiła)Potem koleżanaka odpuścila, a ja sama się odchudzałam,biegała było super wyglądałam szczupło ale nie chudo.. Mineły wakacje ja nadal starałam sie parzeć na to co jem liczyłam kalorie,miałam juz powoli mała obsesje na punkcie kalori jedzienia i tego wszystkiego.Potem jakoś odpuściłam i przytyłam nie dość że tyle co schudłam to jeszcze drugie tyle niby nie aż tak źle 58 kilo 163.ale uwieżcie było to widać każdy moił ze byłam troche grubsza, nawet jak patrze teraz na zdcecia z tamtego okresu to jestem przerażona. Aby sie aż tak strasznie nie rozpisywać...i tak ciągle to raz przytyłam to zaraz się odchudzałam chodziłam na siłownie ,miałam ciągle wyżuty sumienia że jem ,ciagle myślałam i myśle nadal o jedzieniu.Nigdy niemogłam patrzeć normalnie na jedzenie.ciągle o nim myśle nawet przedsnem,myślę o tym ile zjadłam i co, oczywiście postanawiam że teraz to juz zaczyman sie prawie głodować aby schudnąć. Raz myśle ok teraz to juz postaram sie odżywiać normalnie ,być na diecie ale zdrowej.Ale jak ja nie mogę jeść normalnie boję się przytyć mam obseje na tym punkcie choć bardzo chciałabym jesc normalnie nie myśleć o jedzienia i niebać sie że przytyję. Pozatym piję dwa razy dziennie rano i wieczorem po dwie szaszet cherbatek przeczyszczających.Mam czasmi napady wilczego głodu jem duzo co podadnie co mam pod ręką.a potem jestem na iebie zła przygnębiona i znow postanawiam się odchudzac i nic nie jesć,Mam tak do dzis, tydzien diety tydzien obżarstwa,oh jak ja bym chciała być normalna jeśc normalnie i niemyśleć ciągle o tym. Teraz akualnie od trzech dni jestem na diecie,kazdy mi mówi jak ty dobrze wyglądasz niemasz z czego chudnąc,czasmi wydaje mi się zeczywiście jet ok wystarczy normalnie jeść i bedzie ok,ale jak ja niemogę.... Nie bede nigdy anorektyczkąja o tym wiem ja chcę tylko schudnąć do 48kilo,aktualnie mam 51kilo /163cm Przepraszam że tak namieszłam i że tak się rozpisałam chociaż too i tak nie wszystko. |
|
|
|
|
#108 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-11
Lokalizacja: K-ce/Ch-ów
Wiadomości: 15 816
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Wą tpie by komus chcialo sie czytac moja historie...wiec...
rok 1999..czerwiec...ja...13l at...150cm wzrostu...ok50kg... i mysl...schudnąć...zawojow ać świat...pokazać na co mnie stac... rok 2009..lipiec...ja...23lat a...159cm wzrostu...30kg... myśli...dno..pustka..brak nadziei...
|
|
|
|
|
#109 |
|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2006-07
Lokalizacja: Kraków
Wiadomości: 2 589
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
tapetka to straszne, leczysz sie?
__________________
|
|
|
Okazje i pomysĹy na prezent
|
|
#110 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-11
Lokalizacja: K-ce/Ch-ów
Wiadomości: 15 816
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
plameczko...ja juz starcilam nadzieje..probowalam wszelkich metod...
|
|
|
|
|
#111 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-12
Wiadomości: 82
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
tapetka
Ja chętnie bym przeczytała twoją historię... jak zerknęłam na te cyferki to, jakby ktoś opisał w skrucie moją własną. Niestety horoba zabrała mi praktycznie całkowicie również zdrowie fizyczne i również nie mam już sił, a w ostatnim czasie to już wogóle szczególnie. Mimo tego staram się nie poddawać i proszę Ty również walcz o to życie, w końcu masz je tylko jedno! |
|
|
|
|
#112 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-11
Lokalizacja: K-ce/Ch-ów
Wiadomości: 15 816
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
odkryłam to forum stodunkowo niedawno...
tak myślę...że chyba najlepsze na jakim byłam... bo...tu nikt nikogo nie głaszcze po główce...jak to było np na "porcelanowych"... tu jest inaczej... ja doskonale wiem ze walka o sibie i terapia to jedyne skuteczne metody powrotu do zdrowia... i....choc nadziei juz nie mam... to...wciaz probuje... Kazda z Nas jest warta godnego, szczesliwego zycia... ...kazda z Nas nigdy nie powinna sie poddac... Edytowane przez tapetka22 Czas edycji: 2009-07-28 o 17:11 Powód: błąd |
|
|
|
|
#113 |
|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2006-07
Lokalizacja: Kraków
Wiadomości: 2 589
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
kurde dziewczyny nie wiem co wam poradzic, oprocz dalszego szukania, az natraficie na odpowiedniego specjaliste, to jest teraz najwazniejsze i wydaje mi sie, ze to jedyne rozwiazanie...
__________________
|
|
|
|
|
#114 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2009-07
Lokalizacja: Czarnków
Wiadomości: 27
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Ja całe szczęście jeszcze na nic nie choruję ... Ale nie umiem się wyrwać z wiru odchudzania ... Ciągła dieta, obsesyjne mierzenie się , ćwiczenia .... Czasami nie daje rady ... Nie mogę schudnąć .. Waga ani drgnie ... te 66 kg to dla mnie piekło ... Tak bardzo chcę ważyć 55 kg....
|
|
|
|
|
#115 |
|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2006-07
Lokalizacja: Kraków
Wiadomości: 2 589
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
potrzebujesz troche dystansu do tego wszystkiego
__________________
|
|
|
|
|
#116 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2009-07
Lokalizacja: Czarnków
Wiadomości: 27
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
|
|
|
|
|
#117 |
|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2006-07
Lokalizacja: Kraków
Wiadomości: 2 589
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
wiem...
__________________
|
|
|
Najlepsze Promocje i WyprzedaĹźe
|
|
#118 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2009-07
Wiadomości: 69
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Czesc dziewczyny!
Ja tez postanowilam tu opisac moja historie: Bylam raczej pulchnym dzieckiem, ale stres powodowany pojsciem do szkoly spowodowal u mnie natychmiastowy spadek wagi. Takze w wieku 8 lat stalam sie szczupla dziewczynka i wage utrzymywalam. W wieku ok. 10 lat stwierdzilam nagle, ze nie zaszkodziloby mi troche schudnac, wiec zaczelam sie troche ograniczyc z jedzeniem, tzn. jadlam duze sniadanie i II sniadanie, niezaduzy obiad, czasem jakis podwieczorek i b. mala kolacje, do tego duzo ruchu i schudlam bardzo do konca gimnazjum utrzymywalam wage 46- 50 kg (Mam 162 cm. wzrostu, ale wagi po mnie nie widac i kazdy daje mi zawsze pare kg mniej niz mam w rzeczywistosci). W tym czasie moja mama b. mnie stresowala, zmuszala do jedzenia, mowila, ze wygladam jak z oswiecimia i ze pojde do szpitala i mnie beda tam kroplowka karmic. Mialo to niedobry wplyw na moja psychike. W wieku 16 lat przezylam nieszczesliwa milosc, ktora objawila sie kompulsywnym obzarstwem. Przytylam do 60, a w porywach do 65 kg. Znow niewybredne komentarze mojej mamy, tym razem, ze za gruba jestem. Przez cale liceum probowalam zrzucic ta wage, stosujac rozne diety, typu glodowki. Chudlam i tylam na zmiane. Przed matura postanowilam schudnac na powaznie. W szkole jadlam niewiele zazwyczaj, po szkole obiad, kolacja, duzo ruchu. Waga spadala. Jednak coraz trudniej bylo mi ja utrzymac, powoli zaprzyjaznialam sie z bulimia. Poszlam na studia, wybralam zly kierunek rozpaczalam, przytylam do 70 kg. Zrezygnowalam ze studiow, wrocilam do domu. Za pol roku mialam zaczac nowe studia i tyle tez czasu sobie dalam na zrzucenie wagi z 70 do 50 kg. Udalo mi sie, ale bardzo niezdrowo. Zaawansowana bulimia anorektyczna, masa cwiczen, wycienczony organizm. Nowe studia- w ciagu 3 miesiecy wrocilam z powrotem do 70 kg i przez pare miesiecy utrzymywalam wage. Pojechalam do domu i mama strasznie mnie zdolowala, ze wygladam jak prosiak. W przeciagu 2 miesiecy schudlam 10 kg. Spotkalam milosc mojego zycia i zaczelam jeszcze drastyczniej sie odchudzac i kolezanka bulimia czesto mnie odwiedzala. On o niczym nie wiedzial. Przy nim jadlam malo, a w samotnosci totalne obzarstwo i wizyta w toalecie. Waga-53-58 kg. Pilnowalam sie, zeby zanadto nie przytyc- dla niego. Wyniszczalam swoj organizm- na zmiane majac epizody bulimiczne i anorektyczne. Od ok. pol roku postanowilam wreszcie z tym skonczyc. Bylo cholernie ciezko, nie powiem. Teraz nie wymiotuje i glodze sie. To co teraz jem przez caly dzien wczesniej nie wystarczyloby mi na 1 kompuls. Poprawil sie wyglad mojej cery, wlosow, paznokci, nie chce mi sie caly czas spac, mam sile do zycia. Waze 57 kg, ale chcialabym schudnac do 55 kg- tym razem madrze i ta wage utrzymac. To moja smutna historia. O tym jak bulimia i anoreksja probowaly zawladnac moim zyciem i przez dlugi okres im sie to fantastycznie udawalo. Oby wreszcie zostawily mnie w spokoju. Musze byc czujna, bo one sa podstepne. |
|
|
|
|
#119 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-11
Lokalizacja: K-ce/Ch-ów
Wiadomości: 15 816
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Agatko...rzeczywisacie twoj orgaznizm wiele przeszedl...rozlegulowala s sobie okropnie metabolizm ciaglymi skokami wagi...
czy szukalas gdzies pomocy??
__________________
Życie bez pandzi to nie to samo
|
|
|
|
|
#120 |
|
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2008-12
Wiadomości: 5 693
|
Przepraszam, za edycję, ale musiałam
Iza proszę nie zgłaszaj ![]() Edytowane przez 201604211131 Czas edycji: 2010-06-15 o 21:11 Powód: zapomniałam o czymś |
|
|
![]() |
Nowe wątki na forum W krzywym zwierciadle odchudzania
|
|
|
| Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 09:51.




przeciez Twoj problem = bulimia = problem z zaakceptowaneim siebie i bla bla... sama wiesz najlepiej co jeszcze.


Jednak jakos w podstawuwce nie mialam powodow zeby sie przejmowac waga...mialam kolegow i kolezanki i to ze mam tluszcz tu czy uwdzie im nie przeszkadzalo a przynajmniej nie mowili tego na glos...aczkolwiek nie ukrywam ze wazenie u higienistki przezywalam bardzo poniewaz wiedzialam ze jestem wieksza a dziewczyny zaraz sie porownywaly do siebie nawzajem wzrostem i waga a w dodatku to wtedy to cale wazenie i pomiary odbywaly sie w towarzystwie chlopakow...a wiecie same napewno jak to w tym okresie wyglada...chlopcy sa beee heh
ja tez postanowilam napisac wam moja historie..
tyle ze tym razem w troche inny sposob..zaczelam wymiotowac..schudlam..ter az waze 49,5kg i mam 167 wzrostu.. wymiotuje juz tylko sporadycznie..staram sie nie..ale jak zjem jablko wiecjej to gonie do kibla..staram sie zdrowo odzwiac, zawsze jem pozadne sniadanie..w ciagu dnia tez jem..nie jem tylko kolacji.. albo jem malo..albo jem duzo i wymiotuje:/ Aha powiem jeszcze ze nie mam okresu juz od dwuch lat i strasznie sie tym przejmuje i nie wiem co robic..i tak panicznie boje sie komus to pwiedziec..i tak panicznie boje sie pojsc do ginekologa..i nie wiem co mam zrobic





). Mam nadzieję, że kiedyś mi przejdzie i trzymam za siebie kciuki (tym bardziej, że każdy twierdzi, że nie mam żadnego problemu i to zależy tylko ode mnie, więc pewnie mają rację...) No to by było na tyle


