|
|
#91 | |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2005-11
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 754
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
__________________
www.gabrysiowo.pl zapraszam ![]() Ćwiczę!! 1.12.2012 15.10.2008 |
|
|
|
|
|
#92 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2009-08
Wiadomości: 5 623
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
A jak inne sprawy Ci się układają? Rozwiązałaś ten temat z mamą na psychoterapii?
teraz jesteście na etapie szukania nowego mieszkania? To też chyba trochę stresujące... szczególnie w tej sytuacji. Zamieszkacie dalej razem?
__________________
nasz dzień |
|
|
|
|
#93 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 108
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Właśnie jestem w najgorszej kropce. Teraz do domu przyjechał ojciec po resztę swoich rzeczy i dopiero naocznie widzę, co moja podświadomość dostawała przez rok. Obraz biednej i cierpiącej mamy zanoszącej się płaczem i krzyczącej "zniszczyłeś mi życie, nie chce mi się żyć, zdradziłeś mnie bo byłam stara, nigdy mnie nie kochałeś, poszedłeś do młodszej" i obraz ojca, który naprawdę NIE widzi, że coś zrobił źle. To jest istny koszmar, dramat. I ja w ciągu roku takiej sytuacji dziejącej się "dzień w dzień" jeszcze miałam siłę kochać, dbać o drugą osobę, myśleć o wspólnym domu i małżeństwie. Jak tak patrzę logicznie to naprawdę nie dziwię się, że to pękło w takim momencie, jakim był ślub za 4 tygodnie od zaręczyn! Już zapomniałam co przezywałam przez ostatni rok, dopiero jak znowu usiadłam na schodach obok pokoju rodziców i cała trzęsłam się z nerwów zobaczyłam, że to NIE mogło pozostać mi obojętne. Jaki ja mam obraz domu? Straszny
Tylko znowu przychodzą inne myśli. Jak u mnie w domu było dobrze to ani nie myślałam o domu, czy ślubie. Dopiero od roku są te plany, właśnie jak w domu jest dramat. Może ja chciałam uciec do TŻ od swoich rodziców? Założyć szybko rodzinę, by "zapomnieć" o tamtej???Chociaż to nie tłumaczy tego, że uwielbiałam po prostu z nim być (( w każdej sekundzie życia (( i płakałam jak bóbr kiedy nie odbierał telefonu, że mogło mu się coś stać. Od razu miałam wizję - wtedy pojadę na misję do Afryki, a jego będę nosić w sercu. A teraz co robię? Sama od niego odchodzę ciałem i sercem![]() Co do mieszkania to istny koszmar. Nie mogę żyć w domu, bo psychiatra mówi mi, że ja czuję tak potwornie silną więź i odpowiedzialność za mamę, że tu wsiąkam i nie chce mi się już stąd wyjść. I to jest gdzieś prawda, bo teraz jak siedziałam 2 tygodnie w domu to SIEDZIAŁAM W DOMU, z mamą, jak glonojad, ani w głowie mi były imprezy, czy spotkania z koleżankami. Ale moja psychika broni się też przed mieszkaniem z TŻ bo wtedy się czuję jak w kleszczach: nie mogę mieszkać w domu, więc MUSZĘ mieszkać u TŻ. I wcale nie wiem, czy jak bym nie MUSIAŁA to czy wtedy bym nie chciała Bo jak nie musiałam to chciałam bardzo liczyłam dni do weekendu, potem do wieczora aż wróci z pracy A strasznie szkoda mi pieniążków na wynajęcie czegoś, bo po pierwsze nie chcę kolejny raz stracić kontaktu z TŻ-tem, bo jak go nie widzę to o nim ZAPOMINAM, mam negatywne myśli - wiem, że to źle, ale może właśnie dlatego, że wsiąkam wtedy w dom mamy, a po drugie nie mogę tak sobie zostawić mamy i pójść mieszkać gdzieś indziej, bo ona naprawdę mnie potrzebuje ((Pomocy
|
|
|
|
|
#94 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2011-03
Wiadomości: 6 485
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Myślę,że może powinnaś to zakończyć głównie dla jego dobra,ponieważ jesteś niestabilna(nieważne czy od zawsze czy od dziś). Za dużo narzekasz,za mało robisz. Skoro tak Ci z nim źle zerwij kontakt i papa. Nie rozumiem czemu nadal z nim jesteś skoro już go nie kochasz. Jeżeli faktycznie tak jest to odejdź,przemyśl wszystko. Może wtedy coś zrozumiesz,bo z Twoich postów wynika że nie wiesz NIC.
|
|
|
|
|
#95 | |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 108
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
Nie wiem czym dokładnie jest dla Ciebie miłość. Że jak pojawia się problem, nie warto poczekać, zobaczyć, czy może się udać, tylko od razu trzeba kończyć? To to chyba nie jest miłość, jeśli zostawia się kogoś po kilku latach wspólnego życia tak po prostu, bez walki. To jest Jego decyzja, być przy mnie. Jeśli koniec zaburzeń będzie oznaczał koniec naszego związku - trudno. Ale będzie wiedział, że spróbował. to jego słowa. A moje brzmią tak samo. Nie mogę nie walczyć! Nie próbować!Jeśli ktoś NIE WIE, nie potrafi zrozumieć, co zdarzyło się w jego psychice i się LECZY to nie powinien podejmować decyzji. Zwłaszcza, jeśli dotyczą drugiej osoby. ps. Mam nadzieję, że nie zabrzmiałam "niemiło" nie było to moim celem, wiem, że chcesz mi pomóc
Edytowane przez miniminii Czas edycji: 2012-01-12 o 18:15 |
|
|
|
|
|
#96 |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-08
Lokalizacja: kujawsko-pomorskie
Wiadomości: 1 647
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
mimimi bardzo mądra z Ciebie osóbka, zapewne Madzionella też słyszała takie "rady", ja też. Twój psychoterapeuta bardzo dobrze Ci radzi. Wspaniale że Twój tż jest przy Tobie, wyobraź sobie co by było gdyby odpuścił. Mój tez był przy mnie, cały czas. I dzięki temu udało mi się wygrać. Przy takim problemie jest takie hasło "wydaje mi się, że nie kocham". A jak to u Ciebie wygląda z odczuwaniem innych emocji? nie czujesz nic? a może czujesz za dużo. Masz natłok myśli a może czujesz się pusta emocjonalnie? każdy odczuwa to inaczej choć podobnie. Uwierz nam że to minie, zajmie to trochę czasu ale minie. Ty go bardzo kochasz ale pewne procesy które miały miejsce ostatnio narobiły lekkiego bałaganu. Twoja sytuacja w domu przypomina mi moją, tzn ja miałam w domu ciągłe krzyki, miałam toksyczną mamę która wymagała za dużo. Zawsze robiłam coś nie tak, za mało, za słabo. Ja byłam zawsze ta gorsza, nigdy nie spełniałam jej oczekiwań. Dopiero gdy poszłam na terapię zrozumiałam, że to z nią jest coś nie tak, nie ze mną. Minęły lęki, zaczęłam lepiej spać. Minęło wiele miesięcy ale warto było. Czasami, tak jak pisałam, gdy mam bardzo dużo nerwów pojawia się natręctwo które karze mi myśleć że nie kocham męża ale wtedy tłumaczę sobie że to nerwy bo w takich momentach nie czuję nic poza stresem. Jest tylko stres i to natręctwo. Po czasie wszystko wraca do normy i jestem szczęśliwa.
Dla osób nie znających tematu: my kochamy tylko nerwica natręctw działa w taki sposób że coś nam mówi że jest inaczej. Edytowane przez Madelaine87 Czas edycji: 2012-01-12 o 18:30 |
|
|
|
|
#97 |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Minimini - Twoj słowa o walce sa najlepszym dowodem, że kochasz swojego TŻ-ta. Ja myślałam tak samo - nic nie trace próbując powalczyć,a przynajmniej będę mieć poczucie, że zrobiłam wszystko co mogłam. I też "przy życiu" trzymały mnie historie innych osób, które przez to przeszły. To co powiedział psycholog też jest ważne. Póki buzują w Tobie emocje podejmowanie decyzji jest po prostu złym pomysłem, bo tak naprawde możesz sobie zaszkodzić. Ja się tego nauczyłam praktycznie na własnych błędach, ale na szczęście nie w przypadku związków. Zawsze gdy podejmowałam jakąkolwiek decyzje pod wpływem mocnych emocji, czy np. wewnętrznego przymusu, później jej żałowałam. Teraz wole się 5 razy przespać z decyzją, niż podjąć ją za szybko.
![]() Dziwi mnie tylko, ze tak szybko odstawiłaś leki. Ja swoje brałam kilka ładnych miesięcy, a i tak mam wrażenie że przydałoby się jeszcze kilka miesięcy je pobrać. I najważniejsze - za nic na świecie się nie poddawaj, choćby było nie wiadomo jak źle. Na razie nie jest za ciekawie, bo w mojej ocenie choroba prawie przekonała Cię, że nie jest chorobą. Brzmi lapidarnie, ale niestety na tym polega cały podstęp. Póki myślisz że to jest twoje, póty choroba ma swoją siłę. Jeżeli zaczynasz zauważać, że te myśli nie są "twoje", pojawiają się w konkretnych sytuacjach, gdzie rodzi sie stres, silne emocje, to zobaczysz, że to nie Ty, tylko choroba. Sama kiedyś zrobiłam taką analizę i skończyło się tym, że jak szybko przyszedł lęk, tak szybko musiał trąbić do odwrotu, ![]() A co do partnera szczęśliwego z inną - też to miałam. Wyobrażałam sobie, że spotykam mojego narzeczonego na porodówce, gdzie przywozi swoją żonę! Idiotyczne, wiem, ale wyciskało ze mnie morze łez. Gdyby naprawdę tak sie kiedyś stało, to chyba serce by mi pękło. Nie umiem sobie wyobrazić innego meżczyzny u mego boku, niż mój TŻ. @ Nivea: Moja droga, kiedy byłam w tak ciężkim stanie jak miniminii, też otrzymywałam takie rady. Daj mu spokój, odejdź, bo go nie kochasz. Wiesz jaki miały skutek? Powodowały tylko nakręcenie mechanizmu natrętnych myśli, ja popadałam w jeszcze większą depresję, było naprawdę ciężko. Piszę to dlatego, ze czasem trzeba się 2 razy zastanowić, zanim się komuś tak radykalne rozwiązanie zaproponuje, bo nie wiadomo jakie mogą być tego skutki dla tej osoby i jej psychiki. Zwłaszcza, że Autorka jak widzisz ma zdiagnozowane zaburzenia to raz, a dwa - jej TŻ mimo jej choroby wciąż chce być z nią. Więc może najpierw droga Niveo spróbuj wczuć się w położenie tej drugiej osoby, zanim poradzisz. Czasem mamy dobre intencje, ale możemy kogoś bardzo zranić. Warto o tym pamiętać.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed 21 lipca 2012 godz. 16 ![]() 16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc 1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka |
|
|
|
|
#98 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 108
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Kochana Madelaine87, właśnie mam problem w ogóle z emocjami. Już nawet ze współczuciem do mamy mam problem:/ to stało się tak, że przyszła panika w kinie, po rozmowie z mamą o ślubie, minęła na jeden dzień i jak uderzyła to ze zdwojoną siłą. Właśnie nie mam tak, że normalnie kocham, tylko nagle przychodzi natręctwo, tylko, że wtedy przyszło, ustępowało czasem na parę godzin, ale zawsze wracało. A jak przestałam "walczyć" z nim to sprawiło, że "zobojętniałam". A ja NIGDY nie byłam obojętna
Trochę się boję, bo u Was było zwątpienie "nie wiem czy kocham" a u mnie od niego się zaczęło, ale doszło do "na pewno nie kocham" (((
|
|
|
|
|
#99 | |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
Pamietam, jak moja babcia powtarzałam w czasach gdy ledwie poznałam TŻta, że będę jeszcze płakać. O dziwo miała rację, bo nigdy tyle nie płakałam, co przez poprzedni rok. A z drugiej strony sobie powtarzam, że co złego, to już wypłakałam, a teraz może być tylko lepiej.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed 21 lipca 2012 godz. 16 ![]() 16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc 1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka |
|
|
|
|
|
#100 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 108
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Madzionella dobrze, że budzisz we mnie jeszcze dobre myśli
)) Mam takie myśli właśnie, że to nie choroba, choć wolałabym, że ona jednak istniała. Bo tylko jak myślę "to choroba" to jakoś bardziej rozumiem to co się stało w tych kilka chwil. Ale właśnie martwi mnie to, że teraz już nie płaczę, tylko jestem taka "zimna". A wtedy mam myśli, że na pewno nigdy nie byłam szczęśliwa tylko przed samą osobą udawałam. Że wydawało mi się, że jest ok, mimo że w głębi serca cierpiałam. To psychoterapeuta kazał kategorycznie wykluczyć. No ale niestety - myśli robią swoje://// |
|
|
|
|
#101 | ||
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
Tak samo jak zmarła babcia, troszke popłakałam, ale w zasadzie symbolicznie, bo moja psychika wolała ogarniać sprawy organizacyjne, egzamin który był do zdania, organizacje pogrzebu i takie tam. A moja mama zalewała się łzami jak bóbr długo długo po. Teraz jest inaczej, czuje chyba bardziej normalnie, jeżeli w ogóle można tak powiedzieć w naszym przypadku. I też jestem obciążona, jak Ty, wizja rozbitego małżeństwa, bo jak wiesz, moi rodzice od lat nie są razem. Ba, ojciec wyparował jak kamfora jakieś 20 lat temu i ani widu ani słychu człowieka. Nienajlepsze to tworzywo na budowanie dobrego związku, ale lepszego mieć nie będę i z tym co mam, muszę zrobić co w mojej mocy, żeby moje przyszłe małżeństwo było szczęśliwe. ![]() ---------- Dopisano o 19:04 ---------- Poprzedni post napisano o 18:55 ---------- Cytat:
Miniminii, wiem że w najgorszych momentach trudno jest uwierzyc, że będzie dobrze, ale trzeba to robic. Już sama wiara w powodzenie daje siłe, a jak zaczynasz dostrzegać pierwsze malutkie momenty, gdy Ty masz przewage, to już jest naprawdę niebo. I oczywiście masz power, żeby walczyć dalej. ![]() A tak na marginesie - mój TŻ wymyslił świetny, choć pewnie wielu znany sposób na to jak wierzyć, że będzie dobrze. Otóż... powtarzać sobie to do znudzenia, jak zdarta płyta. A ja do tego dopisałam jeszcze szukanie we wszystkim pozytywów. I jak na razie działa bez zarzutu.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed 21 lipca 2012 godz. 16 ![]() 16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc 1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka |
||
|
|
Okazje i pomysły na prezent
|
|
#102 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2009-08
Wiadomości: 5 623
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
miniminii, to nie mieszkaj lepiej z rodzicami, wybierz opcję z Tżtem, sama czy z koleżankami, ale nie w domu. W domu masz nienajlepszą sytuację, poza tym relacje są pogmatwane i musisz uniezależnić się od Mamy, a będąc z nią nie masz na to szans. Myślę, że szybciej dojdziesz do siebie, jak nie będziesz mieć tego na codzień. To śpisz i jesz już normalnie? A jakieś uspokajające leki bierzesz czy żadne? I spotkania z psychoterapeutą dalej są 2 razy w tygodniu? Może to zwątpienie i obojętność to taka Twoja postawa obronna przed nadmiarem emocji albo następny etap w leczneniu. Obserwuj się i staraj się nazywać i dokładnie odczuwac swoje emocje, ale nie stresuj się tym też tak bardzo i mimo wszytko staraj się mieć choć minimalny dystans. Nie wszytkie problemy musisz rozwiązać od razu. Mam nadzieję, że Ci się uda.
__________________
nasz dzień |
|
|
|
|
#103 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 108
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Tak, śpię i jem normalnie
I dlatego mam nie jeść tabletek. Powiedzieli mi, że jak usłyszę jakieś głosy to mam zacząć jeść:/// Jakie głosy??? Masakra czasem z tymi lekarzami...Najbardziej nie lubię poranków, bo wtedy najbardziej jestem "nieszczęśliwa". Czuję wtedy najgorszą beznadzieję i płaczę, dopóki nie wstanę. A wstać nie jest łatwo. 10 minut temu dostałam kolejnego kryzysu. Uświadomiłam sobie, że fakty są takie, że ja twierdzę, że nie kocham TŻ-ta, a jednak mimo to "coś" we mnie każe mi walczyć i próbować. Myślałam, że to miłość! Ale chyba nie! To lęk przed tym, że oprócz niego nie mam nic! Że był dla mnie całym światem, a bez niego mam tylko depresyjny dom z mamą w środku. Już nie dam rady..... Ciągle wydaje mi się, że oszukuję siebie myśląc, że kocham, że po prostu boję się samotności. To mnie wykończy, naprawdę (((
|
|
|
|
|
#104 |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-08
Lokalizacja: kujawsko-pomorskie
Wiadomości: 1 647
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Madzionella ja też myślę że odstawianie leków nie bylo dobre, aż dziw że lekarz cos takiego doradza. I abrdzo dobrze mówisz, choroba próbuje nam wmowić, że to nie choroba. Dobra uwaga.
Moi tez byli przeciwko nam a jesteśmy razem od kiedy miałam 16 lat. Dopiero po ślubie się uspokoiło. Miałam taką samą sytuacje jak Ty, u nas i u minimini relacje w domu nie były zbyt dobre, to świetna pożywka, jak fajnie to ujęłaś. Tez miałam ten moment że nie potrafiłam się cieszyć. Szczerze mówiąc teraz, gdy niby jest ok mam wrażenie że nie potrafię cię cieszyć tak szczerze, tak prawdziwie. Od kiedy miałam załamanie i kilka lat NN. To mnie przeraża. Może to dlatego, że zawsze mam coś na głowie, zawsze jakieś problemy które trzeba ogarnąć, nawet gdy zasypiam mam glowę pełną problemow. Minimini ja tez tak , miałam, uderzało podwójnie, tez przyszedł okres zobojętnienie to niby utwierdzało mnie w przekonaniu, że na pewno nie kocham ale spokojnie, to tez objaw tego zaburzenia. Też tak miałam także nie martw się Jan napisała Madzionella miłość nie pryska z dnia na dzień, po prostu coś pęklo i ta warstwa stresu pojawiła się w różnych formach które zalały tlące się uczucie. Ja miałam takiego lekarza że zrobił ze mnie prawie schizofreniczkę. Okazało się że miałam tez zaburzenia hormonalne ja mu mówię że mam natlok myśli z którymi sobie nie radzę a on na to" aha, słyszy Pani głosy" Moim zdaniem dobrze by było gdybyś wyjechała na jakiś czas. Odcięła się. Następnie podjęła terapię grupową. Małymi krokami do przodu. Uwierz mi że to jest do przejścia! |
|
|
|
|
#105 | |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
Miniminii, nie oszukujesz się. Skoro coś każe ci walczyć, to to jest właśnie miłość. Z porankami miałam tak samo, wstanie z łóżka to był wyczyn. Płakałam praktycznie od rana do nocy. I nie jest tak, że oprócz TŻta nie masz nic. Masz wiele rzeczy, wielu ludzi wokół siebie. Ja dopiero w chorobie przekonałam się jak wielu życzliwych mi ludzi mam wokół siebie. I na pewno nie jest tak, że boisz sie samotności. Też miałam podobne myśli, ale to nie to. Bo gdybym musiała wrócić do stanu samotności, to pewnie bym sobie poradziła tak samo świetnie, jak wtedy, gdy mój TŻ mieszkał bardzo daleko ode mnie. Nie myśl też, że choroba Cię wykończy, bo sie osłabiasz. Wiadomo, można jej mieć chwilami dość, być fizycznie zmęczonym jej objawami. Ale skoro podjęłaś walkę, to jesteś już na dobrej drodze, ona nie ma prawa Cię wykończyć. Co najwyżej Ty możesz wykończyć ją. ![]() Madeline - wiesz ja mam podobnie, teraz szczególnie jeśli chodzi o przygotowania do ślubu. Nie umiem się zdecydować na suknię ślubną, mimo że już najwyższy czas coś wybrać, bo wydaje mi sie, ze każda niedostatecznie mnie zachwyca. Nawet przez chwilę miałam myśli, ze skoro nie umiem wybrać sukni ślubnej, to może TŻ nie jest mi pisany. Ale szybko się sprowadziłam do parteru - sama sobie jestem winna, bo się omierzyłam tyle sukien, że wszystko mi spowszedniało, jedna podobna do drugiej, mam kalejdoskop przed oczami. Mogłabym chyba rekord pobić w tej konkurencji. I faktem jest - odczuwanie przyjemności jest inne, kiedyś było inaczej, dziś jest mniej intensywnie. Ale widzę plusy tego, co przeszłam. Nauczyłąm się wiele o sobie, zobaczyłam co źle fukcjonuje w moich relacjach z rodziną, a mój związek z TŻtem przeszedł pozytywną transformację. ![]() A co do lekarza - raczej nie sugeruje mi ze słyszę głosy. Lekarstwa prawie na nim wymogłam, bo jak do niego przyszłam, to akurat mi choroba odpuściła i było pozornie ok. W czwartek właśnie idę na kolejną kontrolę. U mnie nie zdiagnozowano NN, ale zaburzenia depresyjno-lękowe mieszane. Chociaz moim zdaniem wychodzi praktycznie na to samo. Miniminii - jeżeli nie odpowiada Ci psychiatra, to go zmień, nie wahaj się, trzeba szukać do skutku. Ja miałam szczęście, od razu trafiłam na dobrego specjalistę, poleciła mi go pani psycholog. Też może zapytaj swojego terapeuty, może Ci kogoś poleci. ![]() ---------- Dopisano o 13:47 ---------- Poprzedni post napisano o 13:38 ---------- Dziewczyny, przypomniało mi się. Ja miałąm jeszcze tak, że np. piosenki w radio o rozstaniach nawet wywoływały we mnie natrętne myśli. Jak słyszałam jakąś,a było ich kilka, to zaraz zmieniałam rozgłośnie. Teraz już na szczęscie tak nie mam, aczkolwiek popularna piosenka Aleksandry o tym, że popłyniemy nie wywołuje we mnie do końca pozytywnych emocji. Na szczęście zwracam teraz uwage raczej na to, że ładnie śpiewa,a nie na tekst. No i przecież piosenka to nie wyrok - nie musi być tak jak w niej, kazdy z nas pisze swoją historię.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed 21 lipca 2012 godz. 16 ![]() 16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc 1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka Edytowane przez Madzionella Czas edycji: 2012-01-13 o 13:42 |
|
|
|
|
|
#106 | |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2005-11
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 754
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
I mam podobnie, wszystkie podobne i uczucie "to nie jest ta" ![]() Przepraszam za offtop.
__________________
www.gabrysiowo.pl zapraszam ![]() Ćwiczę!! 1.12.2012 15.10.2008 |
|
|
|
|
|
#107 |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Mayeczka, to mnie pocieszyłaś. Ja ślubuję 2 tygodnie po Tobie, więc mam nadzieje, że do tego czasu coś znajde
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed 21 lipca 2012 godz. 16 ![]() 16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc 1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka |
|
|
|
|
#108 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 108
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Od kilku dni mam takie myśli i chciałabym bardzo żebyście napisały mi, czy to też może być objaw nerwicy? Myślę tak: (w panice, aż bolą mnie jakby kości z nerwów wtedy) "to jest moje życie!!! chcę je zmarnować przy nim!!! chcę świadomie zrezygnować ze szczęścia z kimś innym przez niego! on nie jest tego wart! to moje życie nie mogę go sobie zniszczyć przez niego! nawet wmawiam sobie nerwicę przez niego!!!" i wtedy jak to myślę to przychodzą jeszcze myśli " w takim razie zmarnowałam 4 lata życia! już moglam być w związku "na całe życie"! nie opłacało się w to inwestować!!!"
Takie mam złe myśli, pełne nienawiści. Widzę siebie wtedy jako biedną, jego jako złego. Wiem, że to chore... Czy to może być nn, czy nie ma szans? ![]() ![]() ![]() ---------- Dopisano o 16:42 ---------- Poprzedni post napisano o 16:04 ---------- Mam też tak, że ja mama się pyta, czy już ok, czy już kocham TŻ to dostaję ataku wściekłości i krzyczę" nie nie kocham, nienawidzę nie kochałam i nigdy nie będę kochać!!!" i coraz bardziej się nakręcam i krzyczę "nienawidzę go za to, że go poznałam!!!!" już nie mogę to potworne......... ---------- Dopisano o 16:54 ---------- Poprzedni post napisano o 16:42 ---------- a może ja sobie też wkręciłam nienawiść? bo to było dla mnie jedyne logiczne wytłumaczenie dlaczego nie chciałam tego ślubu? Ale skąd mam to wiedzieć? czy to prawdziwa nienawiść, czy wkręcona? Proszę powiedzcie mi, czy choć przez sekundę miałyście takie uczucia jak ja (((
|
|
|
|
|
#109 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-04
Wiadomości: 27
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
a mieszkacie razem? utrzymujecie teraz kontakt?
|
|
|
Okazje i pomysły na prezent
|
|
#110 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 108
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
tak, jestem w naszym mieszkaniu, bo psychiatra powiedział, że najwięcej złych myśli rodzi mi się w moim domu. w nocy przez chwilę poczułam się szczęśliwa, bo obudziłam się i zauważyłam, że śpimy wtuleni w siebie, przyklejeni, więc od razu pomyślałam: pierwszy raz w nocy jestem spokojna, bo jestem z Nim i się przytulam, więc kocham, ale w ciągu sekundy przyszła myśl: to nasze ostatnie chwile razem, i tak nie będziemy razem, i tak go nie kocham, nie oszukuj się
i tak w kółko....
|
|
|
|
|
#111 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-04
Wiadomości: 27
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Strasznie Wam współczuję. Bardzo dobrze że chodzisz na terapię. Myślę że Twój Tż kocha Cię naprawdę bardzo mocno-bo nie wiele osób byłoby w stanie zaakceptować takie zaburzenia u partnera.
Masz przez to dużą szansę, mam nadzieję że będziesz pracowac nad sobą wytrwale . Cały problem mógł wziac sie z Twojego podświadomego przekonania że Wasze małżeństwo napewno skończy sie tak jak Twoich rodziców.Mam nadzieję że Twój lekarz odpowiednio pokieruje twoim leczeniem bo szkoda takiej miłości (jeśli Twoja miłość przed 'chorobą' była tak samo mocna jak jego miłość do tej pory-którą widaź po tym że przy Tobie jest mimo wszystko). Trzymam kciuki za Waszą przyszłość
|
|
|
|
|
#112 |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-08
Lokalizacja: kujawsko-pomorskie
Wiadomości: 1 647
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
miniminii każde Twoje zdanie, KAŻDE przypomina mi dokładnie to co ty przechodziłaś, tak to też objaw nerwicy. W sumie to dziękuję Ci bo tak dokładnie piszesz co czujesz, sytuacje które przedstawiasz, że sama czuję się lepiej ze świadomością, że te schemat świadczy o chorobie a raczej zaburzeniu. Zapewne tak będzie, jak tylko poczujesz się lepiej to "to" uderzy ze zdwojoną siłą. Będziesz myślała, że jest ok a tu zaraz coś jeszcze bardziej będzie cię pchało że tak nie jest. "Jeśli się przytulam tzn, że kocham" - ja tak miałam przy każdym geście, przy przytuleniu, uśmiechu do męża, każdym pozytywnym odruchu w jego stronę- już mówiłam sobie - jest ok, tzn że kocham. Ja mam tez trochę inny problem bo jestem już na etapie kiedy motylków nie ma
i miałam też taki moment pod wpływem stresu, że jak nie czuję motylków tzn że nie kocham ale to normalne przy takim stażu hehe. Tylko niestety nerwica doprowadziła u mnie do zaniku odczuwania pozytywnych odczuć, jak pisałam wyżej, nie potrafię czerpać w pełni radości, miłości. Dziś oglądałam "Zieloną Milę", popłakałam się jak zwykle przy tym filmie ale to jest takie sztuczne, ciało płacze a emocje jak za mgłą...
|
|
|
|
|
#113 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-10
Lokalizacja: z kupy gruzu
Wiadomości: 18 377
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Słuchaj kobito. Tu trzeba się wziąć w garść i poważnie zastanowic - nie nad związkiem, nad samą sobą.
Wiesz co sobie myślę? Że gdybym razem z moim związkiem nie zaczęła terapii, to bym była teraz w podobnym momencie jak Ty. Bo i ja mam 23 lata, i my kupujemy mieszkanie i planujemy ślub. Tylko widzisz - ja przez 2 lata terapii zrozumiałam mnóstwo rzeczy i naprawiłam naprawdę wiele w swoim myśleniu. I już nie jestem moim ojcem, który wymaga, egzekwuje i nie zna słowa sprzeciwu - wobec siebie i wobec innych. I już nie jestem moją matką, która gdy coś jest źle zaprzecza i się wycofuje. I nie myslę o moim przyszłym małżeństwie, jak o małżeństwie (i rodzinie) które stworzyli moi rodzice - nie myslę o tym, ze będziemy się nienawidzic, że bedzie przemoc, że będziemy nieszczęśliwi itd itp. Bo rozumiem, że te wszystkie myśli i obawy płynęły z tego, że widziałam wszystko przez pryzmat tego, co mnie spotkało w dzieciństwie... Tylko widzisz. Ty teraz jestes na etapie histeryzowania i tzw. tarzania się we współczuciu dla samej siebie. Po co mieszkasz z tym facetem (nie wiem jak to nazwac - eks narzeczonym?)? Ja rozumiem, że niedobrze jest mieszkac w takim domu, jak obie pewnie miałysmy, ale nie kosztem tego chłopaka! Jak on się ma teraz czuć? Zacznij od znalezienia mieszkania sama (albo z koleżanką). Zacznij od tego, żeby dobrze poczuć się sama ze sobą. Nie patrz na wszystko przez pryzmat tego czy go kochasz czy nie - bo to nie to stanowi o Twoim szczęściu i o tym, jakim jesteś człowiekiem. Urwij z nim kontakt (chociaż na jakiś czas), porządnie weź się za terapię (bo to przede wszystkim Twoja praca -> ale odradzam dodawanie do tego jeszcze terapii grupowej - skup się na tym co masz i na tym, by jak najlepiej ten czas wykorzystac). Ale przy tym wszystkim nie rób facetowi wody z mózgu, bo może okazać się, że w momencie, gdy do Ciebie dotrze, że jednak go kochasz a to wszystko to po prostu było jakies załamanie nerwowe... to on może już nie chcieć. On może się po prostu bać.
__________________
Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę.
Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się. Śledź też pies! - blogujemy ♥ |
|
|
|
|
#114 |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Minimini, tak jak napisała Madeline, Twoje ciagi myślowe, to kolejny objaw choroby. Też przechodziłam przez takie analizowanie, ze jak np. przytulamy się, to dowód, że go kocham. Tylko własnie ta ciągła analiza nakręca spirale choroby. Bo za chwile pojawia się przerażenie, lęk i już sama nie wiesz co jest prawdą a co iluzją. Troche dziwi mnie zachowanie twojej mamy, która się dopytuje o Twoje uczucia. Myślę, że możesz to odbierać jako naciski - tak, już koniecznie musze wziąć sie w garśc. Tylko, że tak się nie da. Potrzebny jest czas. I wsparcie tej najbliższej osoby. Mnie te dwa czynniki bardzo pomogły. Na pewno musisz się mocno skupić na terapii. I nastawić na to, że proces jest bardzo żmudny, że nie odkryjesz tego, co siedzi w Tobie w ciągu kilku dni czy tygodni.
Klempo kochana, ja osobiście nie uważam, że zerwanie kontaktu z chłopakiem jest dobrym pomysłem. Może dlatego, ze ja tak nie zrobiłam, mój narzeczony był cały czas przy mnie. Owszem - dla niego było to ryzyko, że jednak stwierdze, że naprawde to nie miłość, ale na szczęście tak sie nie stało. Ja uważam że w tej chorobie nie zawsze separacja jest dobrym pomysłem. Może się okazać, że w razie braku kontaktu z partnerem choroba zacznie nam udowadniać, ze to naprawdę nie to i uwierzymy w to. Niestety ta choroba jest dość sprytna. ;/ Dlatego trzeba przemyśleć w każdym przypadku co jest dobrym rozwiązaniem, bo dla każdego co innego może być pomocne.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed 21 lipca 2012 godz. 16 ![]() 16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc 1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka |
|
|
|
|
#115 | |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2004-05
Wiadomości: 17 071
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
|
|
|
|
|
|
#116 | |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-10
Lokalizacja: z kupy gruzu
Wiadomości: 18 377
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
Póki co to Autorka chłopakowi funduje niezłą huśtawkę... i nie zdziwiłabym się, gdyby za miesiąc stwierdził, że sorry, ale on nie ma na to siły. Bo to byłoby zupełnie normalne. Dlatego uważam, że najpierw powinna zrobić porządek z samą sobą, a potem brać się za związek/miłość/narzeczeństwo/cokolwiek. Niestety. ---------- Dopisano o 13:04 ---------- Poprzedni post napisano o 13:03 ----------
__________________
Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę.
Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się. Śledź też pies! - blogujemy ♥ |
|
|
|
|
|
#117 | |||
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-08
Lokalizacja: kujawsko-pomorskie
Wiadomości: 1 647
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
no właśnie klempa nie wie o czym pisze bo nie da się wszystkich zaburzeń wrzucić do jednego wora, może gdyby przeczytała tej wątek od początku do końca wiedziałaby o tym.
ONA GO KOCHA ! tylko niestety, nerwica przesłania całej jej życie i możliwość aby to ona była górą. Ja nie wiem, może zostawić ten wątek dla tych którzy przeszli coś podobnego bo aż przykro się czyta wypowiedzi osób które nie mają o tym pojęcia. ---------- Dopisano o 19:07 ---------- Poprzedni post napisano o 19:03 ---------- Cytat:
---------- Dopisano o 19:12 ---------- Poprzedni post napisano o 19:07 ---------- Cytat:
gdy ja odsunęłam się od wtedy jeszcze chłopaka na jakieś 2-3 tygodnie i nic nie czułam myślałam, że naprawdę go nie kocham ale dziwiło mnie, że nie czuję też innych emocji - smutku, radości, złości i strachu. Nie powiem, eksperymentalnie się z nim spotkałam i wtedy ta miłość objawiła się w postaci błogiego spokoju którego od dawna nie odczuwałam. Wtedy wiedziała, że cały czas kocham ale coś się ze mną dzieje nie tak i zdecydowała się na terapię. Ale gdy wróciłam do domu to coś znowu kazało mi myśleć, że jednak go nie kocham i że jak go nie ma jest lepiej, choć tak nie było. Ta choroba jest bardzo sprytna, Madzionella ujęła wszystko w jednym słowie.---------- Dopisano o 19:18 ---------- Poprzedni post napisano o 19:12 ---------- Cytat:
Z tego co wiemy to chłopak jest przy niej bo tego chce. Poza tym jeśli dla Ciebie normalnym jest , że facet zostawia kobietę po tak krótkim czasie bo ma dość huśtawek to chyba nie poznałaś w życiu prawdziwej miłości. Oj, współczuć naszym mężczyznom w takim razie jesteśmy okrutne obarczając ich naszym zaburzeniem choć sami się pchali by być przy nas. To chyba miłość czy może się mylę?
|
|||
|
|
|
|
#118 | |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-10
Lokalizacja: z kupy gruzu
Wiadomości: 18 377
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
oczywiście że nie. po czym wnioskujesz, że nie przeczytałam? z tego co czytam w wypowiedziach autorki nikt u niej jednoznacznie nerwicy nie stwierdził - to raz; dwa - ona sama nie wie, czy go kocha - ja osobiście uważam, że kocha, tylko niezależnie od tego, jak jej sytuację nazwiemy (a pewnie sama dobrze wiesz, że nie ma czegos takiego jak nerwica - są różne zaburzenia o charakterze nerwicowym i tych zaburzen jest mnóstwo - różnią się od siebie często dość znacznie), to ja uwazam, że jej terapeutka dobrze mówi - że dziewczyna wchodzi w rolę swojej matki; zgadzałoby się to ze wszystkim, o czym pisze. eeee..... że co? ![]() a wczesniej nie było coś o rozstawaniu się i oddawaniu pierścionka przypadkiem...? Wiesz, ja po prostu wychodzę z założenia, że bardzo często próbując pomóc osobom chorym psychicznie zapomina się o ich bliskich. To że facet (jeszcze) nie zwiał nie znaczy że się nie boi. Nie znaczy to również, że on się nie miota, że dla niego nie jest ciężko. I jeśli nie wytrzyma tej presji (a to ogromna presja) to niekoniecznie znaczy, że nie był wart - to znaczy, że może i on potrzebował od kogoś wsparcia w tej całej sytuacji. Bo jest ona trudna również i dla niego - nie wiem nawet czy nie bardziej - on nie ma np. psychoterapii itd. Wszyscy uważają, że on jest od wspierania. A kto wesprze jego...? I nie upieram się - jesli on sam tego chce, jeśli chce by z nim mieszkała, jesli jest to jego ŚWIADOMA decyzja - to bardzo dobrze. Niech i tak bedzie (z drugiej strony trudno powiedziec, czy to dobre dla niej, ja tu bym mogła polemizować).
__________________
Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę.
Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się. Śledź też pies! - blogujemy ♥ |
|
|
|
|
|
#119 | |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
To co odróżnia mnie od Autorki w tej sytuacji, to fakt, że ja nie miałam odwagi powiedzieć narzeczonemu, że nie wiem czy go kocham. Stchórzyłam, nie zrobiłam tego. Może i dobrze się stało, bo zraniłam go mniej, ale też mam świadomość, że nie byłam z nim do końca szczera. Dzis nie załuję, że włąśnie tak postąpiłam, bo zraniłabym go takimi wątpliwościami o wiele bardziej, niż tylko samym strachem przed ślubem. I tak zafundowałam mu kilkumiesięczną huśtawkę, bo tak naprawde nie rozumiał co się ze mną dzieje. Ale tez starałam mu się tłumaczyć, kiedy powoli zaczęłam rozumieć na czym polega mój problem. Zrozumiałabym, gdyby odszedł, skoro był świadom moich zaburzeń i diagnozy, jaką postawił psychiatra. Dlatego też nie bardzo rozumiem oburzenie Klempy. W takiej sytuacji wykonywanie nerwowych ruchów nie jest niczym dobrym, bo więcej można popsuć niz naprawić.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed 21 lipca 2012 godz. 16 ![]() 16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc 1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka Edytowane przez Madzionella Czas edycji: 2012-01-14 o 19:22 |
|
|
|
|
|
#120 | ||
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-10
Lokalizacja: z kupy gruzu
Wiadomości: 18 377
|
Dot.: Kryzys po zaręczynach
Cytat:
Wcale tak nie uważam. Uważam tylko, że najpierw trzeba poradzić sobie ze sobą samym i tyle. Wiesz, tylko czy to jest chcenie świadome? czy on wie, na co się decyduje (choćby w jakims sensie...?) Nie, to dla mnie nie jest normalne. Choć może inaczej - nie chciałabym, by mój partner sie tak zachował. ALE! Partner również ma prawo do uczuć w takim wypadku. Jesli jest w stanie (tu fakt - okres zaburzen jest krótki, ale wyobraźmy sobie, ze przeciąga sie to np. do roku) być i wspierać - super. Ale nie wymagajmy też czynów heroicznych. Każdy z nas ma swoją wytrzymalość. Nie wiem, czemu w ten sposób mnie traktujesz - nie jestem niemiła ani nie objeżdżam autorki. Radzę najlepiej jak mogę. A Ty - cóż, nie znasz mnie, nie wiesz co w życiu przeszłam, a mnie oceniasz. Mnie choroba nauczyła własnie żeby tego nie robić. ---------- Dopisano o 19:28 ---------- Poprzedni post napisano o 19:25 ---------- Cytat:
Wg mnie - w tej sytuacji było to dobre. Jak mówisz- nie zraniłaś go dodatkowo, a tak naprawdę zupełnie niepotrzebnie. A Autorka to robi...? Bo nigdzie nie pisze o tym, by rozmawiała z nim o tym, co się dzieje na terapii, do czego doszła, co powiedziała terapeutka, co powiedział lekarz - nie pisze nigdzie o reakcji chłopaka na te rzeczy. A jesli nie mówi, to źle, bo on porusza się totalnie po omacku. A gdzie ja się oburzam?
__________________
Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę.
Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się. Śledź też pies! - blogujemy ♥ |
||
|
|
![]() |
Nowe wątki na forum Intymnie
|
|
|
| Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 20:59.




Któregoś dnia dostałam od niego smsa, że właściciel wypowiedział nam mieszkanie, że musimy się wyprowadzić do końca stycznia i wtedy panika w sercu - to znak, już teraz nawet mieszkania nie mamy, naszego miejsca, gdzie mieliśmy nasze wspomnienia, już koniec całkowity. wpadłam w szloch, zadzwoniłam do niego, mimo, że go nie lubiłam, zaczęłam nawijać o wszystkim, o tym co czuję, o tym, że myślę, że mam nerwicę o wszystkim. Po piętnastu minutach już tu był









Pamietam, jak moja babcia powtarzałam w czasach gdy ledwie poznałam TŻta, że będę jeszcze płakać. O dziwo miała rację, bo nigdy tyle nie płakałam, co przez poprzedni rok. A z drugiej strony sobie powtarzam, że co złego, to już wypłakałam, a teraz może być tylko lepiej. 








gdy ja odsunęłam się od wtedy jeszcze chłopaka na jakieś 2-3 tygodnie i nic nie czułam myślałam, że naprawdę go nie kocham ale dziwiło mnie, że nie czuję też innych emocji - smutku, radości, złości i strachu. Nie powiem, eksperymentalnie się z nim spotkałam i wtedy ta miłość objawiła się w postaci błogiego spokoju którego od dawna nie odczuwałam. Wtedy wiedziała, że cały czas kocham ale coś się ze mną dzieje nie tak i zdecydowała się na terapię. Ale gdy wróciłam do domu to coś znowu kazało mi myśleć, że jednak go nie kocham i że jak go nie ma jest lepiej, choć tak nie było. Ta choroba jest bardzo sprytna, Madzionella ujęła wszystko w jednym słowie.

