|
|||||||
| Notka |
|
| W krzywym zwierciadle odchudzania Jest do jedyne forum, na którym zamieszczamy wszystkie diety, które promują odchudzanie poprzez drastyczne ograniczenie kaloryczności, tzw. "diety głodówkowe", które nie mają nic wspólnego ze zdrowym odżywianiem.
|
![]() |
|
|
Narzędzia |
|
|
#181 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 45
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Fidesspes
Widzę, że nie jestem jedynym "starcem" w tym gronie. Mam nieco ponad 21 lat i też choruję od 9 lat
__________________
A ta pustka, ta pustka, ta pustka?!
To najpewniej głód... W źrenicy tak pełnej żywej mgły Nie ma nic... |
|
|
|
|
#182 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 6
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
|
|
|
|
|
#183 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 45
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
u mnie również sinusoidalnie :/ im większa górka tym większy dołek później :/ ale porównując z tym, co było kiedyś to jest jednak wiele lepiej.
teraz mam kryzys. umiera moja babcia. przywieźli ją ze szpitala, bo nie są w stanie już pomóc. Jestem przy niej. chcę być. BOLI. cholernie boli. i od tego bólu nie da się uciec.
__________________
A ta pustka, ta pustka, ta pustka?!
To najpewniej głód... W źrenicy tak pełnej żywej mgły Nie ma nic... |
|
|
|
|
#184 | |
|
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 25 752
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Cytat:
U mnie zresztą też nie za kolorowo, a moja waga stanęła i od miesiąca nic ;( Matka mówi, że jestem nienormalna i po prostu głupia... i wiele innyc spraw... ale już sił nie mam...
Edytowane przez 3cda010cf2365f85063684cab232c67a494edda3_61df6b81d462b Czas edycji: 2010-09-10 o 08:21 |
|
|
|
|
|
#185 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 6
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
girl interrupted również współczuję i trzymam kciuki przede wszystkim za Ciebie
|
|
|
|
|
#186 |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 1 274
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Witam dziewczyny!Moją historię w tym wątku już opisywałam, ale to było tak dawno, tak wiele się zmieniło że zrobie to ponownie
![]() A więc odchudzanie zaczęłam już w wieku 11 lat, wtedy na prawdę tego potrzebowałam, ważyłam za dużo.Na początku było to zwykłe odstawienie słodyczy, dopiero rok temu wszystko się maksymalnie pogłębiło. Od września 2009 roku nie przekraczałam dawki 900kcal, od stycznia 2010, zaczęłam zmniejszać tą dawkę i bardzo intensywnie ćwiczyć.W najgorszym momencie(od kwietnia do czerwca), jadłam zaladwie po 2o0kcal dziennie, przy czym ćwiczyłam ok.20h tygodniowo.Wówczas doszły też wymoioty po każdym przekroczeniu ustalonej dawki pożywienia.22 czerwa przemogłam się i poszłam do psychologa, do którego z resztą wcześniej już chodziłam, bo problem nie ciągnie się tylko przez ten rok, ale zaczął się znacznie wcześniej, teraz tylko się pogłębił.Psycholog namówił mnie aby opowiedzieć wszystko mamie.Mama nie miała pojęcia że właściwie nic nie jem.Z obiadem szłam zawsze do swojego pokoju, gdzie tam pakowałam go do woreczka i wyrzucałam, podobnie było z innymi posiłkami. Dzień później trafiłam na Oddział Psychiatrii Wieku Rozwojowego.Ze względu na to że moja waga nie była drastycznie niska, spędziłam tam tylko 3 tygodnie.Lekarze stwierdzili jeszcze że mam stany depresyjne, i przepisali mi leki.Po wyjściu ze szpitala, moje kontakty z rodzicami były naprawdę dobre.Z jedzieniem też nie było najgorzej.Niestety, teraz czuje że to wszystko wraca, ogromna chęć schudnięcia i nienawiść do samej siebie.Boję się że tym razem mogę już sobie z tym nie poradzić
__________________
Zdrowo się odżywiam Ćwiczę Zapuszczam włosy |
|
|
|
|
#187 | |
|
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 25 752
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Cytat:
![]() 3mam kciuki ;* |
|
|
|
|
|
#188 |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2009-04
Wiadomości: 548
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
[1=3cda010cf2365f85063684c ab232c67a494edda3_61df6b8 1d462b;22239051]Ale najważniejsze, że zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest normalne i jesteś po prostu chor. A z tym to najlepiej ustal sobie co masz jeść i w jakiej porze, jedź co chcesz tylko w odpowiednich odstępach czasu, waga się utrzyma a Ty bedziesz jeść
![]() 3mam kciuki ;*[/QUOTE] Planowanie posiłków wcale nie jest takie dobre jak się wydaje.
__________________
Blog kulinarny Co mi zostało w życiu prócz czterech ścian Nigdy nie chciałam wiele, co dzisiaj mam Dobry sen znikł wchłonięty w czerń Nie został nikt co kochał mnie Nie mam już nic Nie ma już nic Nie ma już mnie... |
|
|
|
|
#189 |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 1 274
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Dziękuje dziewczynki za miłe słowa.Jest mi cieżko ale sie staram.Najtrudniej jest z jedzeniem.Jem malo ale jem.Staram sie ustalic granice której nie moge przekroczyc.Czyli nie mogę zjeść mniej, lecz pomimo tego w podświadomości cały czas chce schudnąć, i podejrzewam że jakbym schudła to tak naprawdę w głębi duszy bym się z tego cieszyla.Rozmawiałam o tym z terapeutką, ale ona za dużo nei doradziła, powiedziała tylko że jak znowu będę jadła tak mało, trafię na oddział
__________________
Zdrowo się odżywiam Ćwiczę Zapuszczam włosy |
|
|
|
|
#190 | |
|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2009-10
Lokalizacja: z nienacka
Wiadomości: 2 233
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
A jak jedzą Twoi znajomi ? Twoi rówieśnicy ?
Podpytaj, przyjrzyj się. Może warto troszkę sie podeprzeć innych jadłospisami ? ---------- Dopisano o 11:37 ---------- Poprzedni post napisano o 11:37 ---------- Cytat:
__________________
nie masz żadnej szansy ale ją wykorzystaj |
|
|
|
|
|
#191 |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 1 274
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Probowałam.Kiedys siedzialam na watku Nasze codzienne jadłospisy i cos tam podgaldalam, a pozniej przyjrzalam sie znajomi ale oni jedza tak duzo ze dla mnie to jakis koszmar
Powolutku, powolutku i jakos moze sie przekonam
__________________
Zdrowo się odżywiam Ćwiczę Zapuszczam włosy |
|
|
Okazje i pomysły na prezent
|
|
#192 |
|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2009-10
Lokalizacja: z nienacka
Wiadomości: 2 233
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Nie musisz jeść tego co znajomi, ważne byś chociaż jadła Z NIMI i o podobnych godzinach jak oni.
__________________
nie masz żadnej szansy ale ją wykorzystaj |
|
|
|
|
#193 |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 1 274
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
No i trafilas w moj czuly punkt...Kazdy wyjazd do rodziny, jedzenie z kims, po prostu nie umiem.Przekoropnie sie wstydze jesc, przy nich.
Ale jesli chodzi o godzinki to tego staram sie pilnowac
__________________
Zdrowo się odżywiam Ćwiczę Zapuszczam włosy |
|
|
|
|
#194 |
|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2009-10
Lokalizacja: z nienacka
Wiadomości: 2 233
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Powiedz mi dlaczego wstydzisz się jeść przy innych ?
__________________
nie masz żadnej szansy ale ją wykorzystaj |
|
|
|
|
#195 |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 1 274
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
To dla mnie totalne upokerzenie, mysle ze wszyscy na mnie patrza i mysla ze jem za duzo
__________________
Zdrowo się odżywiam Ćwiczę Zapuszczam włosy |
|
|
|
|
#196 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 1
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Przyznam że i ja boję się jeść przy innych.Wiem że to totalna paranoja,ale wydaje mi się że ludzie wtedy krzywo na mnie patrzą,bo przecież jestem za gruba żeby jeść itp,itd.Jem w ukryciu,zamknięta w pokoju i stresuje się tylko żeby nikt się niczego nie domyślił,nie zobaczył...A najgorzej byłoby jeść przy osobach,które są wtajemniczone w moje ED...Czuję się wtedy kompletnie upokorzona,czuję że krzywo na mnie patrzą,myślą o tym czy zwymiotuję,czy nie,a może przez następne dni będę się głodzić.Istny obłęd
|
|
|
|
|
#197 | |
|
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 1 274
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Cytat:
__________________
Zdrowo się odżywiam Ćwiczę Zapuszczam włosy |
|
|
|
|
|
#198 |
|
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 25 752
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Ja szczerze też jakoś niechetnie jem przy innych... Jakoś czuję się jakby na mnie patrzeli i mysleli: " taka gruba a jeszcze je". Może nie ważę aż 100 kg, ale mam nadwagę (75kg przy 168 wzrostu) i czuję się bardzo głupio jak mam prz kimś jeść.
|
|
|
|
|
#199 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 1
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
To teraz moze ja coś o sobie...
Mam 13 lat, chodzę do I g. w małym miasteczku pod Poznaaniem. Od zawsze COŚ mi się nie podobało. W sobie. Już dawno znałam dwa bardzo ważne dla mnie słowa : PERFEKCJA i KONTROLA. Bardzo dużo czytałam, najchętniej książki psychologiczne i kryminały. Od pierwszej klasy musiałam być najlepsza. Miałam najlepsze oceny, wygrywałam wszelkie możliwe konkursy. Było jedno ALE. Każdą porażkę przyjmowałąm z wielkim płaczem i lamentem. Nie umiałam przyjąć, że może być ktoś lepszy. Gdy byłam druga, byłam zła. Prosta filozofia. Moi rodzice nigdy nie byli dla mnie surowi, jednak ja panicznie bałąm się przyznać przed nimi do czegoś. Było to dla mnie synonimem upokorzenia. Zwłaszcza, że mama zawsze patrzyła mi sie w oczy i smutno sie usmiechala. Znaczylo to dla mnie, ze ja zawiodlam, a wtedy zalezalo mi na jej opinii. Bardzo. Jednak oni faworyzowali młodszego brata. Ja dostawałam jedną kulke lodow, on dwie. Zawsze go przytulali, mnie nigdy. To spowodowalo jeszcze wieksze zaciecie sie w sobie. Juz nie chcialam sie przytulic, chociaz bardzo tego potrzebowalam. 'ja im pokaze!' - mowilam. Wszystko poplątało się w piątej klasie. Zakochałam się w pewnym chłopaku, nazwijmy go po prostu On. Ponieważ przed zamiłowanie do nauki nigdy nie miałam przyjaciółek ani choćby koleżanek, nie potrafiłąm się do niego odezwać z obawy przed zbłaźnieniem się. Postanowiłam być jeszcze lepsza. Byłam miła, pomocna, ale zawsze najlepsza z całej klasy. On jednak nie zwracał na mnie uwagi. Zbiegło się to w czasie z przytyciem, jesienią, pierwszą tróją. Wpadłam w depresję. Juz nie chcialam ladnie wygladac, czytac ksiazek. Nie chcialam nic.Zdawalo mi sie, ze zycie nie ma sensu. Wstawalam, szlam do szkoly, wracalam, plakalam, szlam spac. Trwalo to pare miesiecy. Nie chcialam dluzej zyc. Poszlam do lasu. Zawiazalam skakanke na galezi, wlozylam glowe i... okazalo sie, ze zapomnialam o jakims podwyzszeniu. Skonczylo sie na ataku histerii w temacie 'jestem taka beznadziejna ze nawet zabic sie nie umiem'. Od tej pory zaczęłam specjalizować się w temacie sprawiania bolu. Sobie. Jednak chcialam, aby nie byo sladow, doczepili by sie psycholog, rodzice... Wyrywalam sobie po kawalku paznozcie u nog, uderzalatepymi narzedziami, najperw rozgrzanie, potem lodowata kapiel... Kochalam to. Potem byla druga proba. Kupilam kilkanascie opakowan APAPU, wzielam trzy tabletki i... koniec. Nie wiem, cyz to z wrazenia zrobilo mi sie sucho w ustach, czy to tak mi sie wydawalo...Dobilo mnie to jeszcze bardziej. Nie umialam! Nie zrobilam! Bylo to dla mnie osobista tragediaa. wiele czasu spedzilam na wymysleniu choc jednego powodu, dla ktoregomoglabym zyc dalej. Nie znalazlam. Zylam w zawieszeniu, Uwielbialam truppy, fascynowaly mnie. O ile kochalam zwierzeta i nie moglam pozwolic, aby ktorekolwiek umarlo, z niezywymi robilam, co chcialam. Wkladanie szyszek do jelita rozjechanego lisa, sekcja zwlok ciezarnej ryjowki, wszystko to uwielbiam. I tak doszlam do kontaktu z Ana. Bylo to zaplanowane od poczatku, jako smierc na raty. Boskoro bede umierac powoli, nie bede sie bac, tk myslalam. I sie zaczelo. Obiad do skarpety, sniadanie do kieszeni,piure za bluzke, do plecaka, szuflady, w rondo kapelusza... Wyobraznia nie zna granic. Trwalo to miesiac, dwa? Sama nie wiem. Bylam tak slaba, ze nie potrafilam wstac z lozka. O ile zaczelam jako 50/158 do stanu krytycxnego doszlam jako 31/160. Rodzice usilowali mnie powstrzymac, mama wziela urlop, jednak nie mogli. Zacielam sie w sobie. w pewnym momencie tata sila wlozyc mnie do samochodu i zawiozl do zwyklego szpitala. Tam okazalo sie, ze moje cisnienie wynosi 70/40, puls powoli zanikal. Zblizalam sie do mojego celu. Nie mogli nawet znalezc zyly, aby mnie podlacyc do kroplowki. Usilowalam odpiac sie pozniej od niej, jednak caly czas ktos mnie pilnowal, a ja nie mialam na nic sily.Potem przeszlam na sonde przez nos (chyba najgorsze) i podawane przed nia nutridrinki. Po podtuczeniu to masy jako- takiej przeszlam do szpitala psychatrycznego. Karmienie na sile, tuczenie, ale jednak znalazlam tam wsparcie, osoby, ktore wiedza, co przezywam. Jednak po trzech miesiacach wyszlam z niego, choć nie chciałam. Tam bowiem znalazlam prawdziwych przyjaciol. Po powrocie do domu ubieralam sie na czarno. Zaczelam gadac z tym chllopakiem. Okazalo sie, ze ma ochote na moja kolezanke. Zeswatalam ich, a potem sklocilam. Prowdzilam z moim kolega dlugie rozmowyna gg, powiedzialam mu o szpitalu. Jednak okazalo sie, ze wszystkie moje wynurzenia kopiuje i wkleja komu innemu... Bardzo to przezylam. Mialam wtedy trzecia, ostatnia probe samobojcza. Doszlam jednak do wniosku, ze musze walczyc. Znalazalam kolezanki, pasje, zaczelam sie normalnie ubierac, przestalam chciac wszystko kontreolowac. ciesze sie zyciem, kazdym dniem, ktory moge przezyc. Kiedy ludzie pytaja, dlaczego jestem caly czas taka szczesliwa, a odpowiadam "bo zyje" pukaja sie w glowe. Mysle, ze w koncu osiagnelam Nirwanę. Cieszę sie tym, co mam. Nie zwracal uwagi na wagę. Robie, co chce. Kocham kazda chwile, ktora moge przezyc. I smieje sie z kolezanek i ich 'problemow'Zycze wam, aby wszystkie Wasze historie skonczyly sie tak jak moja. Bo jestem szczesliwa. |
|
|
|
|
#200 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-07
Wiadomości: 306
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Gabrysia97 13 lat i tyle przejść??? masakra mi to w tym wieku mniej/wiecej wszystko sie zaczelo . . .podziwiam ludzi którzy poradzili sobie z takimi problemami.
jak ja opisze tutaj swoja historie to chyba mi to z dobre pół godziny zajmie heh
__________________
Ide po niebie...może do Ciebie...?
Edytowane przez poldek 86 Czas edycji: 2010-09-28 o 11:18 |
|
|
|
|
#201 |
|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2009-10
Lokalizacja: z nienacka
Wiadomości: 2 233
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
gabrysia97
twój post mnie zmroził
__________________
nie masz żadnej szansy ale ją wykorzystaj |
|
|
|
|
#202 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-07
Wiadomości: 306
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Byłam szczęśliwym dzieckiem
w domu sie nie przelewało i gdy mogłam zjeść coś słodkiego jadłam naprawdę dużo. . .Byłam w trzeciej klasie podstawówki i nagle wszyscy zaczeli mi dokuczać że jestem gruba, kuzynki po cichu sie ze mnie wyśmiewały. Pamiętam jak pojechałam do kuzynki na wakacje a ona przy wszytkich dzieciach nazwała mnie "sumo". Pamietam to jak dzis, pamietam jak byłam ubrana, pamietam kazdy szczegół. Za jakis czas doznałam upokorzen w szkole pod postacią docinek rzucanych niby " mimochodem"... kłóciłam sie tez z mlodszym bratem i kończyło sie na tym że ja ryczałam bo on nazywał mnie krowa itd Wierzyłam w kazde obelgi rzucane pod moim adresem, uwazałam ze skoro ludzie tak mówia to tak jest,utwierzdzałam sie w przkonaniu ze nikt mnie nie lubi bo jestm gruba . . . straciłam pewność siebie, nie odzywałam sie niepytana, na mojej twarzy wiecznie widniał grymas niezadowolenia. Wszystkie niepowodzenia w szkole jak i na gruncie koleżenskim tłumaczyłam sobie" no przecież jestem gruba, to moja wina, jakbym była szczupła to przecież wszystko by sie udało"... w 5 klasie zaczełam rosnać, wiec sama z siebie troche schudłam, zaczelam robic brzuszki, nie jadłam kolacji, w koncu byłam szczesliwa, koledzy zaczeli mnie lepiej traktowac. Coraz bardziej zaczelam uwazac na jedzenie, tylko dwa ciastka dziennie, wieczorem nic, duzo ruchu, duzo ciwczen. Ciagle chciałam wiecej i wiecej schudnac a byłam naprawde zgrabna. Chciałam byc najlepsza, w szkole miałam same piatki, gdy przynosiłam 4+ mama pytała dlaczego nie 5. Nadszedł czas komunii mojego brata, duzo ciastek, ciast, ogólnie wszedzie jedzenie. Byłam dumna ze nie zjadłam torta, tylko2 kawałki ciasta. Zadowolona z siebie pochwaliłam sie sowja silną wola siostrze i kuzynce, poźniej dowiedziłam sie z e mnie wyśmiały przy moich najlepszych kolezankach, dla nich to był powód do śmiechów, mnie to poniżyło. ..Penego dnia kuzynka przynała sie do prowokowania wymiotów, oczywiście zaczelam robic to ja, nagminnie, codziennie, kilka razy... Nadeszły wakacje miałam 14 lat...pojechałam na obóz, nic nie jadłam oprócz jednej bułki na snaidanie i paru ziemniakow na obiad. Schudłam. Po powrocie mama zaczeła mowic ze wygladam jak anorektyczka, oczywsicie przesadzała bo wazyłam 53kilo/168, ale na gadaniu sie skonczyło. dalej wymiotowałam. Byłam przygaszona, nie było we mnie życia, schłuchałam narzekań jaka to leniwa jestem i ze ciagle siedze w domu. Pewnego dnia zapomniałam o tym żeby zwyczajnie nacisnąć spłuczke w toalecie po wymiotach, matka zaczeła sie drzec ze jak jeszcze raz tak zrobie to pojde do psychiatryka ze wezmie mnie do lekarza ze sobie prozomawiamy. Nic nie było, nie bylo rozmowy, nie było lekarza, nic. A ja jak głupia czekałam az ktoś mi pomoże, wytłumaczy co ze mna jest nie tak, czekałam na gest, na chwile uwagi, jakiegokolwiek zainteresowania. Zostałam z tym wszytskim sama jak palec i dalej robiłam to co robiłam. troche przytyłam, zaczełam wiecej jesc, w 3 gim wazyłam juz 60 kg. Czasami wymiotowałam, miałam lepsze gorsze okresy, wydawało mi sie ze juz jestem zdrowa, nastepnie nachodził mnie okropny nastrój. W gimnazju osiagnełam dobre wyniki z egzaminu, jakos tez nikogo to nie obeszło. Poszłam do liceum, zakompleksiona, niepewna, przerażona. Nie potrafiłam rozmawiac z chłopcami, traktowałam ich jak powietrze pomimo że widziałam zainteresowanie mija osobą wśród niektórch z nich. Cicha, az za cicha, bałam sie odezwac na lekcji, kazda odpowiedż na forum klasy mnie paraliżowała. Ja ciagle byłam tym grubym dzieckiem z ktorego wszyscy chcieli sie smiac w razie jego potknięcia. Stworzyłam wokół siebie bariere za którą mogły wejsc tylko 2 kolezanki i jedna przyjaciółka. Nadszedł czas studniówki. Chciałam wyglądać jak najlepiej, schudłam troszeczke, wyglądałam całkiem niezle ale jak dla mnie i tak za grubo( 64kg). Poszlam z kuzynem bo nie miałam z kim, byłam załamana ze wszyscy mają chłopaka tylko nie ja. Nadeszły ferie. Poszłam na impreze z kolezanka i okazało sie ze to ja jestem w kregu zainteresowania wsród chłopców. Byłam wniebowzieta. Jedno wyjscie a taką szczesliwa mnie uczyniło, ale niestety jak sie pozniej okazało na krótko. Schudłam, jedzenie nie było dla mnie wazne, żyłam chyba jakims zauroczeniem do jednego z chłopaków, miałam motyle w brzuchu itp. szczesliwy czas szybko minał , nadeszla matura, zdałam wszytko bardzo ladnie a usłyszałam jedynie od matki " dlaczego tak słabo? tyle sie uczyłaś." i to wszystko. to by było na tyle. popadłam w jakas nude, rutyne, ciagle jadłam albo ciwczyłam, ryczłam i tak w kółko. Obzerałam sie na chama, nikt tego nie widział, nikog nie obchodziło co robie. Nie mogłam znalezc pracy- kolejne załamanie. Musiałam isc do pracy fizyncznej, pracowałam 10 godzin, 2 godziny dojezdzałam. W pracy nic nie jadłam, byłam wykonczona psychicznie, znałam dokładnie " zapach" przełożonego, gdy przechodził gdzies obok mnie robiło mi sie goraco, byłam jak sparalizowana, tak sie bałam krytyki która teraz dodatkowo słyszłam w pracy. Przyjedzajac do domu, jadłam jak szalona, nic nie czułam tylko jadłam i jadłam .Byłam pod presja, wiedziałam ze musze zarabiac na studia, bo mama mi nie da kasy, bałam sie usłyszec znowu narzekan matki, wiec posłusznie wstawałam o 5 rano jak gdyby nigdy nic i szłam jak robot do pracy, nie wiedziałam w ogole co sie dzieje, wciaz spałam i jadłam. Nadeszła pierwsza sesja i sama sie sobie dziwie jak jej podołałam, byłam uparta i niesamowicie ambitna.Pomimo tego ze czułam sie wypruta z siły, pozaliczłam wszystko. Od lutego zaczełam nowa prace. Spokojną, bez stresu. ale i tak żyłam jak w transie, jadłam , jadłam, głodna czy nie jadłam do oporu, nie kąpałam sie, sama siebie tak upokarzałam, czułam sie brudna"od środka". W pracy udawałam ze wszytsko jest normalnie, chociaz i tak maja mnie tam za ogromnie powazna dziewczyne. Od jakiegos czasu walcze z kompulsami, niby jest dobrze, ale okazuje sie ze nie. Teraz mam wsparcie w jednej przyjaciółce która mi powiedziała ze pojdzie ze mna do lekarza. Rok zastanwiałam sie jak mam jej powiedziec, i dopiero teraz , dwa dnie temu sie przynałam. Wazylam juz 72 kg, teraz podejrzewam jakies 68-69. Wiem jak szybko moge przekroczyc ta wage i nie radze sobie z tym, z tymi myslami. Sama przed soba musiałam sie do tego przyznac po 6 latach. to duzo czasu.
__________________
Ide po niebie...może do Ciebie...?
|
|
|
|
|
#203 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-10
Wiadomości: 5
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
...nie jestem anorektyczką...chociaż wiele cech tej choroby zauważam u siebie...Być może mój dojrzały wiek pozwala mi na kontrolę nad sobą...ale u mnie również każdy kęs jedzenia gdzieś tam po cichu woła..dlaczego zjadłam?....Mam 42 lata...zawsze byłam pulchna, w wieku 40 lat było to jakieś 100 kilo przy wzroście 163. Kiedys na naszej klasie nawiązałam kontakt z moją pierwszą miłością i pomyślałam...Boże..gdyby mnie teraz zobaczył....To był bodziec, powiedziałam sobie - dam radę i zaczęłam....Pomyslałam, ze przechytrzę swój oraganizm tzn. nie będę jadała do 16-tej, t tym czasie przecież będzie musiał z czegoś czerpać energie a więc będzie zjadał moj tłuszcz...potem jeden bardzo skromny posiłek i znów do 16-tej dnia następnego. Najpierw powoli...potem w oczach zaczęłam chudnąc...po pół roku 57 kg. Byłam szczęliwa i nie rozumiałam, dlaczego nagle do tej pory inni widzieli we mnie tylko te nabrzmiałe kilogramy tak teraz widzą tylko ich brak...nie reagowałam na niepokojące komentarze...dopóki nie trzeba było zrobić badań okresowych do pracy-oczywiście galopująca anemia....to był moment strzaszny i trwa do teraz....muszę pogodzić myśl, że muszę wtłoczyć do organizmu coś, co da mi zdrowie i jednocześnie zamartwiam się ciągle , że o d tego utyję...ciągle szukam co z tym zrobić...zjadam marchewki, buraki ćwikłowe-bo dadzą mi żelazo, jem otreby z wodą - bo dadzą mi żelazo...jednym słowem jem to co da mi żelazo (teoretycznie) a zawiera mało kalorii. Paradoksem jest też to, że przy mojej obecnej wadze tak naprawdę mam ładną figurę i w zasadzie nie chciałabym więcej schudnąć...a jednak nie potrafię zjeść spokojnie bez wyrzutów zwykłego np. jabłka czy kromki chleba...bo gdzieś we mnie jest ten strach...zaniepokoiłam się tym , co napisałam...
|
|
|
|
|
#204 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 8
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Witam wszystkich. Na wstepie przepraszam za brak polskich znakow bo pisze z telefonu. Od dawna mialem zamiar tu napisac ale nie moglem sie przelamac. Ale czytajac wczoraj wasze historie wreszcie dostalem odwagi. Moja historia zaczyna sie sam nie wiem kiedy. Czy liczyc od poczatkow depresji czy ED? Za punkt wyjscia przyjmuje ferie 2008 roku. Zrozumialem wtedy ze czuje cos do pewnej osoby I mialem duzo czasu na przemyslenia. W marcu dowiedzialem sie ze owa osoba jest w kims w zwiazku. To byl bodziec do obudzenia depresji ktora zawsze byla w srodku mnie, stworzona przy udziale mojej toksycznej rodziny. Zerwalem wszystkie kontakty I przez miesiac nic kompletnie nie robilem. Kiedy w kwietniu dowiedzialem sie wlasnie od niej ze to kompletne klamstwo bylem w niebo wziety. Wiedzialem ze nawet gdybym wyznal swoje uczuc to by sie nie udalo, ale czulem ogromna ulge. Moje zycie towarzyskie bylo lepsze niz kiedykolwiek, zaczalem zblizac sie do ludzi z klasy I choc ich grupa mieszkala daleko ode mnie co bylo straszna przeszkoda(co najmniej 40 zeby dotrzec- autobus+dojscie do niego) bywalem u nich codziennie. Mialem masakrycznie duzo pieniedzy na picie,fajki I imprezy. Wreszcie mialem prawdziwych przyjacol,ktorym moglem powiedziec wszystko. I wtedy do mnie dotarlo- jak jest tak swietnie to dlaczego nie moze byc idealnie? Nie mialem czasu myslec o jedzeniu, w szkole zamiast normalnych 2 rogali z czekolada zaczalem jesc max 2 wafle ryzowe. Ludzie zauwazyli ze sie odchudzam ale to byl raczej powod do zartow, bo zawsze bylem chudy I trudno bylo zauwazyc ubywajace kilkogramy. Zaczely sie wakacje I wszystko sie zawalilo. Dostawalem mniej pieniedzy, nie mialem biletu miesiecznego, wszyscy wyjezdzali nad morze, za granice, a moim rodzicom zachcialo sie remontu generalnego I nie dosc ze nie wyslali mnie nigdzie to musialem I'm pomagac. Jadlem coraz mniej, cwiczylem coraz wiecej. W ciagu dnia max 4 wafle,3 jablka I bulka sojowa. Do tego kawa I masa herbat odchudzajacych. Nie odczuwalem glodu, po prostu jadlem zeby nie umrzec. I tak doszedlem do 42 przy 165. Nie chce zeby wyszlo ze robie konkurs ale jednak to przy moich kosciach odpowiadalo 38 kg u kobiety. Wreszcie zblizalem sie do stanu w ktorym bym sie sobie podobal. Ale nadeszla nowa szkola I chociaz byla ze mna przyjaciolka nie moglem wzbudzac podejrzen wiec sie przemoglem I zaczalem jesc wiecej, ale nogdy w szkole, nigdy przy ludziach. Wtedy tego nie wiedzialem ale bulimia zaczela sie rodzic. Tak to trwalo w blogiej nieswiadomosci do listopada tamtego roku, kiedy owa przyjaciolka wyjechala na "leczenie" szukalem sobie zajecia zeby nie myslec, chcialem wymosic anoreksje na nowo. Ale nic, jadlem duzo I nie zdawal sobie poczatkowo z tego sprawy. Pozniej to byla masakra, masa jedzenia I 10 zamiast 2 lyzeczek octu zeby poskromic choc troche glod. Zespol jelita drazliwego byl nie do wytrzymania,cholerne bole I wlasnie wtedy musialem cos pierwszy raz w liceum zjesc. Kiedy wrocila nie moglismy sie widywac ze wzgledu na moja chorobe, a ja pograzalem sie coraz bardziej. Dopiero po kilku miesiacach spotkalismy sie I zmotywowala mnie do wizyty. Byla cholernie krepujaca, w okol ludzie do normnych lekarzy, a ja siedze I czekam. Psychiatra w miare ok,oprocz tego ze bylo jej wszystkie zebra widac. Zapisala leki I psychologa. Psycholog okropna,nic nie mowila, a jak przerywala to tylko zeby skrytykowac albo powiedziec ze na dzisiaj koniec. Ucieklem I nie przyszedlem na kolejna wizyte po 3 spotkaniu. Bralem depralin ale malo pomogl. Pozniej wydarzylo sie cos tragicznego I mialem lekkie mysli samobojcze. Jadlem hydroksyzyne po kilka tabletek dziennie zeby skrocic dzien jak najbardzie(czesto zdarza mi sie to do dzis). Jadlem I jadlem,ciagle nudnosci, powstrzymywanie sie od wymiotow I kupienia przeczyszczaczy. Znalazlem nowa psycholozke, na szczescie lepsza. Biore seronil 40mg na dzien, nie pomaga kompletnie NIC na glod, z kazdym dniem jestem co raz blizej przechyszczania(po occie moje zeby sa wystarczajaco zniszczone zebym rzygal, na szczescie niewidocznie). Przerwalem pisanie dzisiaj w polowie bo czekala na mnie wielka paczka Lay'sow I nie moglem sie oprzec, Jesli ktos przeczytal do konca to gratuluje
Edytowane przez CancerMan Czas edycji: 2010-11-12 o 18:01 |
|
|
|
|
#205 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 3
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Nieśmiało się przyznam, że dojrzewałam do tej chwili dość długo. Tak naprawdę po raz pierwszy mam chęć powiedzenia, a raczej napisania, prawdy. A nie kompletnych bzdur, jak to zwykle bywa.
Strasznie, strasznie dokładnie pamiętam jak to się zaczęło. W Wigilię dwa lata temu byłam z rodzicami w restauracji. Nie spędzamy Świąt w domu, taka tradycja. To była moja ulubiona restauracja, z owocami morza które uwielbiam. Dwa lata temu nie byłam gruba. Nie, nie, nie. Jako dzieciak miałam pyzatą twarz, ale wtedy byłam normalnie szczupła. Nie za chuda, nie za gruba. Podobno w sam raz. Wracając do kolacji. Zjadłam te kilka krewetek, bułkę, sałatkę. Właściwa porcja. Śmiałam się z rodzicami. Było idealnie. Wróciliśmy do hotelu i w pewnym momencie moi rodzice poszli gdzieś się przejść, a ja zostałam sama w pokoju. I wszystko poszło jak lawina. Potruptałam do łazienki, wzięłam szczoteczkę do zębów, włożyłam ją do gardła i można się domyśleć co było dalej. Tyle że już po, zamiast wyrzutów sumienia była ulga. Ogromna ulga i uczucie pustki w żołądku. Szybko umyłam zęby (tak, tą samą szczoteczką), poprawiłam włosy i wróciłam do pokoju. Tyle. Cały swój ceremoniał powtarzałam potem coraz częściej. Zawsze towarzyszy mi szczoteczka, zawsze po myję porządnie zęby. Bo lubię swoje zęby i chociaż minimalnie chcę je chronić. W przeciągu miesiąca wymioty od sporadycznych stały się codzienne. I nie były poprzedzane objadaniem się. Wymiotowałam to, co zjadłam. Przeważnie obiad i tylko wtedy gdy nie było możliwości by ktoś mnie na tym przyłapał. Tylko tego się bałam. A ze względu na pracę moich rodziców mogłam to robić dość często. Owszem, kilka razy miałam coś co by się dało nazwać napadem. Ale takim kontrolowanym. Liczyłam ile mam czasu, ile zajmie mi jedzenie, brałam pod uwagę że między jedzeniem a wymiotowaniem muszę mieć minimum 15 minut przerwy. Ta dokładność tworzyła złudzenie kontroli. Bo przecież mogę przestać kiedy chcę. Tak myślałam. Jednocześnie jedzenie stało się moją obsesją. Nie było możliwości bym coś zjadła, nie myśląc o tym. do dzisiaj tak jest. Nawet gdy coś jest cudownie pyszne, mam wrażenie że jest złe. O jedzeniu myślę bez przerwy. Zupełnie jakby to była najważniejsza rzecz w życiu. W ciągu 4 miesięcy z 47kg przy 163 wzrostu schudłam do 41kg. Niecałych. I byłam z siebie taka dumna. Bo chudłam bez wysiłku. Fizycznego. Ni znoszę wysiłku fizycznego. Ugh. I bez wyrzeczeń. Bo przecież jadłam. Tyle że minimalne ilości, które i tak trafiały do toalety. Jak nikt mnie nie kontrolował to nie jadłam nic. Zaczęła wypadać mi włosy, a moja naturalnie blada skóra nabrała dziwnej szarości. Nigdy nie było mi ciepło. A najgorsze było to, co przeżywała moja mama. Nie wiedziała wtedy jaka sprytna jest jej córka, ale widziała co się ze mną dzieje. Zamartwiała się bez przerwy, co sprawiało mi ogromny ból. Kocham ją najmocniej jak się da, a mimo wszystko dalej to ciągnęłam. Pierwszy niby przełom nastąpił jakoś w maju, czyli pół roku po początku. Niby szybko. Byłam już tak bezsilna, że podczas wspólnego podlewania kwiatów powiedziałam mamie co się ze mną dzieje. Myślałam, że pęknie jej serce i mi jednocześnie. Jestem jedynaczką, jej ukochaną jedynaczką. Okłamuję ją kilka razy dziennie i tak traktuję swoje ciało. Miałam jej obiecać, że przestanę. Obiecałam, oczywiście. Kolejne kłamstwo. Od tego momentu tylko mnie bardziej obserwowała. Jej martwienie zmieniło się w złość i potępienie gdy złapała mnie na wymiotowaniu. To znaczy, nie na samej czynności, tylko na tym, że moja szczotka do zębów była w mojej torebce. Skończyło się zrozumienie, zaczęły się groźby. Zapisała mnie do psychologa, wtedy jeszcze dziecięcego. Byłam na dwóch spotkaniach, potem odpuściłam, twierdząc że już mi lepiej. Faktycznie, było minimalnie lepiej, ale to przez lato i przez to że i ja byłam częściej w domu i więcej czasu spędzałam z rodzicami. Wszystko wróciło razem ze szkołą. Klasa maturalna. Wielkie mi halo. Dla mnie szkoła była możliwością by znowu stracić wstrętne kilogramy. Bo tyle przytyłam w wakacje! 3 kg. Zajęło mi to miesiąc, może półtora. W listopadzie podjęłam kolejną próbę leczenia, tym razem u psychiatry. Już od pierwszej wizyty wiedziałam że to nie ma sensu, że wychodząc od lekarza mam tylko większą ochotę schudnąć. Tak już mam, gdy zaczynam myśleć o chorobie, mam ochotę ją w sobie pielęgnować. Głupie, wiem. Tyle że ja w każdym innym aspekcie życia nie jestem głupia. Najlepsza uczennica, uszczypliwe, inteligentne poczucie humoru, gardząca zakochaniem i innymi błahostkami zabierającymi czas. No i córeczka rodziców. Lubię po prostu z nimi spędzać czas. Ale wracając do lekarki. Postraszyła mnie szpitalem, a raczej chciała mnie tam zamknąć. Tyle że ją nieco wyśmiałam, a gdy wróciłam do domu śmiałam się z tego z mamą. Bo przecież wszystko wracało do normy, po co szpital? Prawda jest taka, że naprawdę było lepiej. Zaczęłam piec. Szybko pieczenie stało się moją pasją, a ciasta zasmakowały mi tak jak nigdy. Tyle że bym mogła zjeść kawałek nie jadłam cały dzień. Równowaga musi być zachowana. Po pięciu wizytach u psychiatry zdecydowałam się to rzucić i tyle jeżeli chodzi o moje leczenie. Był marzec, ponad rok od pierwszego wymiotowania. Miałam już zdany egzamin na prawo jazdy, powoli zbliżałam się do matury. Byłam super szczęśliwa, tylko że myślałam o jedzeniu ciągle. Jadłam mało, jak najmniej, ale dość regularnie. Robiłam i do dzisiaj robię jedną głupią rzecz. Gdy mam na coś ochotę jem to, a raczej wkładam do buzi, przeżuwam i wypluwam. Zamiast wymiotowania. Jest to równie obrzydliwe i nie wiem jak mogę to robić. Ale robię. Koniec tematu. Maturę zdałam bardzo dobrze, dostałam się na wymarzone studia. Technologia żywności. Bo jak mogłabym wybrać coś innego? Nie technologia żywienia, tylko żywności. Produkcja, przetwórstwo, maszyny, skład. Nie jadłospisy, bo o byłaby przesada. I teraz jestem tutaj. Mam za sobą półtora miesiąca studiów. Podczas zajęć najchętniej nie jem nic. albo tyle, by nie burczało mi w brzuchu przy wszystkich. Zwracam jedzenie rzadko, ale zwracam. Jedząc durnego cukierka, boję się że przytyję. Ważę 41-42 kg, przy tym samym wzroście. I co dziwne. Nie czuję się chora. Nie czuję się tak jak czułam się na wiosnę rok temu. Wiem że coś jest nie tak, ale jest chyba lepiej. Rodzice się nie martwią, chociaż ciągle słyszę jaka jestem chuda. Są chudsze, powtarzam. Wiem że są. Dziękuję jeżeli ktokolwiek to przeczytał. Naprawdę dużo znaczy dla mnie to, że wreszcie ktoś będzie wiedział wszystko. |
|
|
|
|
#206 |
|
Zakorzenienie
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
agatalily, ja przeczytałam.
Od deski do deski. Przytulam ![]() i trzymam kciuki żebyś z tego wyszła. Tak jak ja.
__________________
"Idź własną drogą Bo w tym cały sens istnienia Żeby umieć żyć Bez znieczulenia Bez niepotrzebnych niespełnienia Myśli złych" 22.10 - 4.11 |
|
|
|
|
#207 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-12
Wiadomości: 9
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
również melduję przeczytanie
, mam nadzieję, że i Tobie i mnie uda się w końcu z tym dziadostwem wygrać....
__________________
mój rozpoczęty właśnie blog: http://www.trzymsie.pl/blogs/446/67/bulimia-a-ycie |
|
|
|
|
#208 |
|
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 25 752
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Oj...
![]() 3mam bardzo mocno kciuki i mam nadzieję, że bedzie jeszcze doskonale ![]() ;* |
|
|
|
|
#209 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-12
Wiadomości: 47
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Witam, jestem tu nowa. Wizaż, a właściwie głównie KZ podczytuje już od dłuższego czasu. Dzisiaj postanowiłam założyć sobie tu konto i przedstawić Wam moją historię, bardzo podobną do Waszych..
Z ed zmagam się od ponad roku. Wszystko zaczęło się od chęci schudnięcia paru kilo. W zasadzie było mi to zupełnie niepotrzebne. NIGDY nie miałam nadwagi. Zawsze byłam szczupła, a moja waga według BMI oscylowała w dolnych granicach normy. No ale stało się. Przeszłam na dietę, która bardziej przypominała głodówkę.. No bo co to jest dawka ok 1000 kcal na dzień, dla 18-19 letniej dziewczyny.. Teraz widzę, jaki popełniłam błąd, ale nie wiem czy już nie jest za późno. Ważyłam wtedy 52kg. W tej chwili ważę najmniej - 36kg. Nie jestem wysoka. Mam niecałe 160cm wzrostu. Na początku odrzuciłam tylko słodycze, gazowane napoje.. Potem także pieczywo, ziemniaki, makarony, zrezygnowałam z jedzenia kolacji.. Zauważyłam, że coś jest nie tak, gdy zaczęli się mną interesować znajomi, nauczyciele w szkole i rodzina. Zdecydowałam, że koniec z dietą. I postanowiłam, że na własną rękę teraz będę starała się przytyć.. Jednak waga przez kilka miesięcy stała w miejscu, a nawet schodziła dalej w dół. Mama zapisała mnie do psychologa i dietetyka. Byłam tam kilka razy, ale nic mi to nie dało. Nie umiem się otworzyć przed obcymi ludźmi i rozmawiać bez oporów o swojej chorobie. W ogóle z nikim raczej nie lubię o tym rozmawiać. Oszukiwałam lekarki, więc stwierdziłam, że więcej tam nie pójdę. Teraz jestem w domu i z tych moich starań powrotu do normalności nadal nic nie ma. Waga leci w dół, w tej chwili ważę najmniej podczas całej mojej choroby. Nie wiem jak mogę sobie pomóc. Nic mi się nie chce. Nie spotykam się ze znajomymi i wcale mi tego nie brakuje. Sama wybrałam takie życie. Kiedyś nie było weekendy, żebym nie szła na jakąś imprezę czy do kina. Teraz nie mam na to po prostu ochoty. Rodzice się martwią, rozważają nawet leczenie w szpitalu. Ale tam też nie chcę iść. Wiem, że nieraz następuje tam tylko pogłębienie choroby, dziewczyny oszukują pielęgniarki, więc do niczego dobrego to nie prowadzi. Ale sama w domu też sobie nie radzę. Przeważnie w ciągu dnia jestem sama - rodzice w pracy. Sama szykuje posiłki. Sama siebie oszukuje, bo część jedzenia wyrzucam. Dzisiaj np. wyrzuciłam ziemniaki z obiadu do kosza (zjadłam samo mięso i warzywa), wylałam nutridrinka, które rodzice codziennie kupują.. Wiem że nie są one tanie, ale jakoś nie potrafię się przemóc, żeby to wypić. Oczywiście jak rodzice są w domu, to je wypijam i jem normalne posiłki. Piszę do Was, bo liczę, że może w jakiś sposób mi pomożecie, chociaż to i tak pewnie w największym stopniu zależy ode mnie. Chcę żyć, ale chciałabym być szczęśliwa, jak kiedyś. Teraz nic mnie nie cieszy. Ciągle jestem smutna. Tracę już nawet nadzieję, że z tego kiedyś wyjdę. Muszę zacząć tyć, tylko sama nie potrafię się przemóc..
|
|
|
|
|
#210 | |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-05
Wiadomości: 63
|
Dot.: Z cyklu : moja historia
Cytat:
Cały problem siedzi nigdzie indziej niż w głowie. Wiem,że chcesz z tego wyjść itd.,ale z samego chcenia nic nie wyjdzie. Najlepiej mieć jakieś wsparcie w kimś. Jeśli masz zaufaną-ale tak na prawdę zaufaną przyjaciółkę,powiedz jej,że bardzo chcesz normalnie funkcjonować,cieszyć się życiem,ale jest Ci bardzo trudno.. Wiem,że samo opowiedzenie komuś o tym problemie nie jest łatwe,nawet jeśli jest to osoba,której ufasz bezgranicznie,to jednak może Ci to pomóc. Ktoś musi Cię zacząć pilnować,bo samej jest bardzo ciężko. Ciągle będziesz wracała do tego,że zaczniesz wyrzucać jedzenie i ograniczała spożyte pokarmy. Ja też bardzo chcę w końcu wyjść ze znajomymi na pizzę nie idąc tam wcześniej nic nie jedząc,bądź ciągle mieć w głowie ile ten kawałek pizzy ma kalorii.Jest tyle pięknych rzeczy na świecie,więc szkoda marnować życia na ciągłe myślenie o jedzeniu,bo to bardzo męczące i smutne.. Życzę Ci z całego serducha,abyś dała radę stopniowo(ale skutecznie ) z tego świństwa wyjść |
|
|
|
![]() |
Nowe wątki na forum W krzywym zwierciadle odchudzania
|
|
|
| Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 00:06.



















żebyś z tego wyszła. Tak jak ja.

