|
Notka |
|
Moje wakacyjne przygody Konkurs z nagrodami! Chcemy abyście troszkę powspominały i opisały swoje najlepsze w życiu wakacje, albo najciekawszą, najśmieszniejszą przygodę wakacyjną. Mile widziana oprawa zdjęciowa lub graficzna ;) |
|
Narzędzia |
![]() |
#1 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2008-06
Lokalizacja: Kwidzyń
Wiadomości: 27
|
![]() Studenckie wakacje, czyli z cyklu pusto w kieszeni, a w głowie sto pomysłów:)
Na początek oryginalny wpis z pamiętnika z dnia 5 września 2010. Mój pamiętnik to rodzaj pewnego sacrum i nikt poza mną go nigdy nie czytał, ale na potrzeby sprawy zamieszczam krótki fragment
![]() "I tak o to kończy się lato i nadchodzi jesień. Chcę wyjechać gdzieś, gdzie nie ma pór roku, gdzie słońce codziennie świeci tak samo. Pory roku przypominają nachalnie o upływie czasu, a ja mam serdecznie dość upływu czasu. Ewentualnie, gdyby jeszcze w przyszłym roku nie udało mi się wyjechać, muszę pamiętać o jednym: „Lato w Polsce trwa tylko dwa miesiące i definitywnie kończy się we wrześniu. We wrześniu drżą ręce z zimna, a wiatr owiewa zamglone oczy” Właściwie został mi jeszcze miesiąc, ale już teraz mogę powiedzieć, że to były wyjątkowe wakacje. Wakacje, które jeszcze bardziej nakręciły mnie na przygodę, na próbowanie nowego, na odwagę w planowaniu. I czuję, tak bardzo czuję, że chcę więcej. Wydaje mi się, że podróżą próbuję ukryć inną, głębszą potrzebę w sobie. Podróż daje mi namiastkę. Ale ja już w tę namiastkę bardzo się wkręciłam. Praktyki w szpitalu, praktyki powodziowo-samorządowe, praca przez dwa dni, tydzień w Rzymie, tydzień w Oslo, wyjścia to tu to tam, OFF i nocowanie u siebie obcego poligloty. Największe, najbardziej odciskające się na mnie wspomnienie to Rzym. Rzym dał mi tak dużo i nikt mi już tego nie zabierze. Nigdy tego nie oddam. Rzym powiedział mi: „Masz siłę, wszystko zależy od ciebie i nic nie jest nigdy stracone”. Pamiętam tak wyraźnie tę noc z K i nasze niemal jednogłośne: „Nie wracamy do domu”. I ja naprawdę nie chciałam wracać. Teraz już wiem, że istnieje inne życie, że może być lepiej i że ja właściwie mogę wszystko. Mogę mieć rażąco pomarańczowe paznokcie, w łóżku Belga, a klucz do zamknięcia roweru w Krakowie. I może mi być wiecznie mało. A moje dużo, to i tak rzymskie mało. "
__________________
http://jezykowepotyczki.blogspot.com/ Edytowane przez aagaa20 Czas edycji: 2011-06-20 o 19:00 |
![]() ![]() |
![]() |
#2 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2006-11
Wiadomości: 10 182
|
Dot.: Studenckie wakacje, czyli z cyklu pusto w kieszeni, a w głowie sto pomysłów:)
Intrygujące... Czekam na więcej
![]() |
![]() ![]() |
![]() |
#3 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 281
|
![]()
świetny tytuł i bardzo fajny wpis z pamiętnika. czekam na więcej!
![]()
__________________
|
![]() ![]() |
![]() |
#4 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2008-06
Lokalizacja: Kwidzyń
Wiadomości: 27
|
Dot.: Studenckie wakacje, czyli z cyklu pusto w kieszeni, a w głowie sto pomysłów:)
Na życzenie czytelniczek mogę rozwinąć dowolny wątek zamieszczony w pamiętniku
![]() Sama zdecydowałam się na napisanie nieco więcej o Rzymie. Właściwie to w każde wakacje starałam się nieco podróżować, bo wychodzę z założenia „Jak nie teraz, to kiedy?” i wydawało mi się, że nic w Europie nie jest mnie w stanie doszczętnie zaskoczyć. Oj, myliłam się. To był mój pierwszy wakacyjny wyjazd z koleżanką z roku. Nie ostatni. Nie znałyśmy się jeszcze do końca od strony podróżniczej i cały ten Rzym, to była dosyć spontaniczna decyzja. Znalazłyśmy możliwie najtańszy lot z Polski do Rzymu, ale okazało się, że zakosztował nas na tyle, że średnio stać nas jeszcze na noclegi. Postanowiłyśmy spróbować couchsurfingu. Właściwie to ja postanowiłam, bo koleżanka była sparaliżowana strachem. Założyłam konto i z takim puściuteńkim profilem wysyłałam wieczorami wiadomości. Rankiem przychodziły stosy negatywnych odpowiedzi. Ale nie poddawałam się. I w końcu na kilka dni przed wyjazdem, kiedy już miałyśmy zapożyczać się na rzymskie hostele odpisał pozytywnie wzbudzający zaufanie Amerykanin. Byłam przeszczęśliwa. Koleżanka miała do tego dużą rezerwę i na wszelki wypadek wypisała sobie na kartce adresy 15 hosteli, ambasady i wszystkie telefony ratunkowe. Nigdy nie zapomnę, jak drżała, kiedy czekałyśmy na naszego hosta. Bo okradnie, zgwałci, zabije, zatrzaśnie drzwi. Na dodatek nie pojawiał się w umówionym miejscu. Pięć, dziesięć, pietnaście minut. A napięcie rosło. W końcu George się pojawił i w sekundę cała sytuacja się odwróciła. On okazał się najfajniejszym chłopakiem, jakiego dotychczas spotkałyśmy! Już pierwszego dnia przegadałyśmy z nim pół nocy. Na dodatek jego dom okazał się małym pałacem, czego już totalnie się nie spodziewałyśmy. Miałyśmy nawet własną ogromną łazienkę. Następnego dnia z samego ranka zerwałyśmy się na zwiedzanie Rzymu. Miasto przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. To nie był ten sam Rzym, co na pocztówkach i fotografiach w książkach. Potężny, niemożliwy do odkrycia, ciągle zaskakujący, zapierający dech w piersiach- taki okazał się dla nas. Tak jakby złączyć wszystkie polskie miasta i do tego dodać jeszcze Lwów, Pragę i Wiedeń i po obejrzeniu każdego kąta, obrócić się i stwierdzić, że to była dopiero połowa. Za sprawę honoru jednak uznałyśmy, że zwiedzimy to miasto na piechotę- każdy zabytek po kolei wraz z przewodniczkiem. Jednak po pewnym czasie ze względu na 40 stopniowy upał, nasze ścieżki determinowały raczej fontanny. Nie miałyśmy żadnych oporów, żeby po prostu do nich wchodzić i pluskać się jak małe dzieci. Tym sposobem rozkleiłam doszczętnie sandały po dwóch dniach chodzenia. Ale jako zapobiegliwy student miałam ze sobą drugie ![]() Nie chciałyśmy wziąć od Georga kluczy. Mieliśmy się jakoś umówić w trakcie dnia, kiedy wrócimy. On miał być w pracy gdzieś do 19. Gdzieś w środku dnia zadzwonił, żeby zapytać jak nam mija dzień i wtedy przypomniałam sobie, że pasowałoby w końcu zapisać jego numer w telefonie. Tak też zrobiłam. Po jakimś czasie byłyśmy już tak wycieńczone, że zdecydowałyśmy, że powoli czas wracać do domu. Napisałam więc do niego smsa. Nie odpisał. Zaczęłyśmy dzwonić. Czas mijał, a on nie dawał żadnego znaku życia. Czyżby obawy koleżanki zaczęły się realizować? Mimo, że George nie odpowiadał, postanowiłyśmy jednak wracać. Na klatce w domofonie czekał na nas liścik, w którym było napisane, żebyśmy naciskały 4 przycisk, jeśli chcemy wejść. Przycisków było całkiem sporo, ale na żadnym nie pisało 4. Postanowiłyśmy nacisnąć 4 od góry. Ciszaaaa… Mijają minuty. Co teraz? Czy zabrał nasze bagaże i uciekł? Czy o nas zapomniał? W końcu padło na 4 od dołu. Odpowiada znajomy amerykański głos, więc mówimy, że to my Agnieszka i Krysia, że już jesteśmy. Przeszczęśliwe wchodzimy, a tu okazuje się, że wita nas obcy facet. Okazało się, że nie dodzwoniłyśmy się do mieszkania Georga, a do innego Amerykanina. Ale ten chłopak też okazał się bardzo fajny i miałyśmy z nim miłą pogawędkę tego i następnego dnia ![]() Kolejny dzień to były Muzea Watykańskie. Ogromne. No ale nie będę pisać o eksponatach, bo każda z Was powinna wybrać się i zobaczyć. Zasugerowałyśmy tam modę chodzenia na bosaka, bo posadzki są dosyc chłodne, a nogi się szybko męczą. Poza tym to wtedy rozkleiły mi się sandały ![]() ![]() ![]() Kolejny dzień zwiedzenia i kolejny. Masa grubych kotów na ulicach. Nie chcę za dużo pisać, bo powoli wychodzi mi już z tego niezła książka, a przecież nie o to chodzi. Wieczorem wyjście do baru i poznanie wielu znajomych Georga. Przepyszna włoska pizza. I chęć, żeby ten beztroski wyjazd nigdy się nie skończył. Porozbijane kieliszki i wracanie pieszo do mieszkania. Ostatniego wieczoru Krysia chciała dopełnić obrazu swoich rzymskich wakacji i poprosiła, żeby George przewiózł ją skuterem w nocy po mieście. Mówiła, że było niesamowicie. Ja niestety mogę tylko to powtórzyć, co sama nie wsiadłam, bo nie boję się tak niczego, jak napędzanych jednośladów. Właściwie po tym tygodniu spędzonym razem nawiązała mogła wydawać się między nami a Georgem nitka przyjaźni. Niestety po wymianie kilku wiadomości kontakt się urwał. Trochę nam szkoda, ale to w końcu była wakacyjna przygoda.
__________________
http://jezykowepotyczki.blogspot.com/ |
![]() ![]() |
![]() |
#5 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 281
|
![]()
No to niezłą miałyście przygodę, sama pewnie bałabym się zaryzykować i tak wyjechać, chociaż jak pamiętam siebie jeszcze parę lat temu, to wszystko jest możliwe
![]() ![]() ![]()
__________________
|
![]() ![]() |
![]() |
#6 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2008-06
Lokalizacja: Kwidzyń
Wiadomości: 27
|
Dot.: Studenckie wakacje, czyli z cyklu pusto w kieszeni, a w głowie sto pomysłów:)
Marzeniom trzeba pomagać, więc sugerowałabym Ci ryzykować. Po tym naszym nieco ryzykownym wyjeździe moja koleżanka się tak rozkręciła, że bez przerwy chciałaby gdzieś jeździć i nie chce słyszeć o żadnych hostelach
![]()
__________________
http://jezykowepotyczki.blogspot.com/ |
![]() ![]() |
![]() |
#7 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 389
|
![]()
Do odważnych świat należy...
![]() ![]() |
![]() ![]() |
Najlepsze Promocje i WyprzedaĹźe
![]() |
#8 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2008-06
Lokalizacja: Kwidzyń
Wiadomości: 27
|
Dot.: Studenckie wakacje, czyli z cyklu pusto w kieszeni, a w głowie sto pomysłów:)
Kilka zdjęć, które pewnie za niewiele oddzadzą
__________________
http://jezykowepotyczki.blogspot.com/ |
![]() ![]() |
![]() |
#9 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 281
|
![]()
Rewelacyjne zdjęcia! wyobrażam sobie jak tam cudnie jest w realu!
![]()
__________________
|
![]() ![]() |
![]() |
#10 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2008-06
Lokalizacja: Kwidzyń
Wiadomości: 27
|
Dot.: Studenckie wakacje, czyli z cyklu pusto w kieszeni, a w głowie sto pomysłów:)
Przypomniało mi się pewne zabawne wydarzenie z zeszłych wakacji, więc postanowiłam, że opowiem
![]() Pewnego dnia byłam z koleżankami rowerem w pewnej romantycznej, zabitej dechami bieszczadzkiej wsi. W pierwszą stronę jechałyśmy 6 godzin, a dużą część po prostu ścieżką przez błotnisty las. Kiedy w końcu wyjechałyśmy na asfaltową drogę, grubo przez godzinę prowadziłyśmy rowery pod ogromną górę, ale podejście w końcu się skończyło. Wsiadłam na rower i pełna beztroski zaczęłam zjeżdżać w dół. Zjeżdzałam tak grubo ponad 15 min czując chłodny wiatr we włosach. I po całej tej potężnej górze zatrzymałam się i spojrzałam na mój rower. Mam taki koszyczek z tyłu i była w nim torebka z kasą, telefonem i dokumentami i sweter. Spojrzałam jeszcze raz. Wszystko wskazywało na to, że koszyczek jest pusty. Wtedy dostałam olśnienia, że przy wtaczaniu na tę górkę dosyć mocno wyprzedziłam dziewczyny. Potem rzuciałam gdzieś w krzaki rower i czekałam na nie odpoczywając. Kiedy były już niedaleko, podniosłam rower i ruszyłam razem z nimi nie zauważając, że zawartość koszyka wypadła i została w trawie. I nie było by problemu gdyby ta górka nie była tak ogromna, tak ostra, a ja tak zmęczona po wchodzeniu na nią i nie byłybyśmy w bieszczadzkiej wsi, w której samochód przejeżdża raz na pół godziny. Jedynym rozwiązaniem było czekanie, że pojawi się jakiś samochód. W końcu zobaczyłyśmy, że coś nadjeżdża. Ów pojazd zatrzymał się i okazało się, że jadą dwaj młodzi robotnicy zawieść gdzieś jakieś części do popsutego kombajna. Z tyłu, zamiast miejsca do siedzenie było wielka kolumna, na wsadzenie tyłka zostało gdzieś 25 cm. Siadłam w tę szczelinę, a koleżanka mi na kolana. Inna koleżanka została pilnować rowerów. Ruszyliśmy i z tej kolumny buchnęły dźwięki jakiegoś disco-polo, coś w stylu, co facet zrobi jakiejś pani w nocy. Ale najważniejsze było, że w końcu dojechałyśmy na szczyt góry, gdzie czekał na mnie telefon i inne ważne rzeczy ![]()
__________________
http://jezykowepotyczki.blogspot.com/ |
![]() ![]() |
![]() |
|



Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 16:17.