|
Notka |
|
Zwierzęta domowe - wiZOOż Forum dla miłośników zwierząt domowych. Szukasz porady w temacie psów, kotów, żółwi, chomików itp.? Forum wiZOOż to miejsce dla ciebie. |
![]() |
|
Narzędzia |
![]() |
#1 |
Mother of Cat
Zarejestrowany: 2009-04
Wiadomości: 20 304
|
![]() 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
Zacznijmy od początku...
Kiedy miałam jedenaście lat bardzo fascynowały mnie koty i strasznie chciałam jakiegoś mieć. Wypożyczałam książki z biblioteki, dzięki którym uważałam, że jestem takim małym kocim ekspertem. Moja radość nie miała granic, kiedy rodzice wracając od dalszej rodziny poinformowali mnie i moje rodzeństwo, że wiozą kota. Jako odpowiedzialny przyszły właściciel zadbałam o to, by zwierzątko miało jak najbardziej optymalne warunki. Był to dziki kot, uratowany od utopienia. Na początku był chory i chował się po kątach. Z czasem jednak się do nas przyzwyczaił. Oswoił się i zaufał. Wyleczyliśmy go, nauczyliśmy korzystać z kuwety, reagować na imię i aportować. Naprawdę, złote stworzenie. Wraz z jego wiekiem rosło we mnie coraz większe uczucie względem mojego kociego kompana. On chyba też przeżywał to samo. Zawsze, kiedy było mi źle przychodził i patrzył mi prosto w oczy jakby czekając na to, bym wypłakała się w jego futerko. I nigdy ode mnie nie uciekał. Sam przychodził i prosił się o uwagę, o dotyk komentując go głośnym mruczeniem. Był też bardzo rozmowny. Potrafił prowadzić ze mną długie rozmowy odpowiadając na moje słowa miauczeniem. W październiku rozpoczęłam studia. Jedyną wiecznie pocieszającą mnie myślą w chwilach zwątpienia była ta, w której wyobrażałam sobie, że wtulam się w niego i uspokajam. Tęskniłam okropnie. Tydzień temu, w czwartek dostałam telefon od mamy. Mój mały przyjaciel zachorował. Powiedzieć, że wraz z moczem wydalał krew to kłamstwo. On wydalał z siebie tylko krew. Został zawieziony do pewnej pani weterynarz, która od razu podała mu leki i kazała przyjść następnego dnia. Nazajutrz pod narkozą był cewnikowany i podaną miał kroplówkę, ponieważ przestał jeść. Na weekend pani wyjechała do Wrocławia, gdzie robi doktorat i zostawiła lecznicę pod zastępstwem. W niedzielę wieczorem kolejny telefon. Z kotem było bardzo źle. Ledwo chodził, powłóczył nogami, nie trzymał moczu. Rodzice go umyli i wysuszyli, a on nawet nie uciekał przed suszarką, której się najzwyczajniej w świecie bał. W okolicach godziny 22 kolejny telefon. Mama zadzwoniła do weterynarza, który prowadzi całodobowy szpital dla zwierząt i w nagłych wypadkach do zwierząt wysyłają ambulans. Kot został przyjęty do szpitala. Krew, której wyniki były podstawą do zatrzymania zwierzęcia w szpitalu, była gęsta i ciemna, nie chciała lecieć do pobrania. Bardzo to zaniepokoiło tego weterynarza. Następnego dnia w południe mama zadzwoniła dowiedzieć się, co się dzieje. Wyniki badań były przerażające. Nerki mojego małego przyjaciela nie pracowały. Wcześniejsza pani weterynarz nie wykonała podstawowego badania dobierając zwierzęciu leki. Dobrała je niewłaściwie. Rokowania były złe i lekarz nie dawał kotu większych szans. Podjęliśmy jednak decyzję, że spróbujemy go wyleczyć, był silny i walczył, skoro przeżył pierwszą noc będąc na skraju wycieńczenia. Weterynarz powiedział, że przez 3 dni podawać mu będą leki, a następnie pobiorą krew i jeśli wyniki badań się poprawią, kot będzie dalej leczony, jeśli nie – będzie trzeba go uśpić, aby nie przeciągać jego cierpienia. Te 3 dni były dla mnie mieszaniną rozpaczy, nadziei, smutku i szczęśliwych wspomnień. Liczyłam się z tym, że może z tego nie wyjść, ale wciąż miałam nadzieję, wszak nadzieja umiera ostatnia… 12 grudnia dostałam telefon. Wyniki badań się nie poprawiły, a wręcz pogorszyły. Załamałam się. Płakałam jak bóbr… Straciłam bezpowrotnie mojego małego przyjaciela. Tego, który zawsze był przy mnie, gdy tego potrzebowałam. I czuję okropne wyrzuty sumienia, że nie rzuciłam wszystkiego i nie było mnie tam głaszczącej go za łapkę. Cały pobyt w szpitalu był sam… ![]() Poradźcie mi, co robić? Ta kobieta zabiła mojego kota. Gdyby nie ten źle dobrany lek, on nadal by żył. Nie chcę pozwolić, by uszło jej to na sucho... Jakieś propozycje? ![]()
__________________
"Bądź moja na zawsze. Do ostatniego złapanego oddechu. Do ostatniego uderzenia serca..."
❤❤❤ ❤ jesteśmy razem od 1 marca 2008 ❤ ❤ zaręczyliśmy się 15 listopada 2015 ❤ ❤ ślub 30 grudnia 2017 ❤ |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2012-10
Lokalizacja: jedną nogą w W-wie
Wiadomości: 1 594
|
Dot.: 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
Naprawdę Ci współczuję
![]() Rozumiem Twoje rozgoryczenie, ale zemsta na niej życia kotu nie wróci. Nie masz pewności, czy gdyby inaczej się nim zajęła nadal by żył - nerki ewidentnie przestawały pracować. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#3 | |
Mother of Cat
Zarejestrowany: 2009-04
Wiadomości: 20 304
|
Dot.: 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
Cytat:
To leki od niej sprawiły, że nerki przestały pracować ![]()
__________________
"Bądź moja na zawsze. Do ostatniego złapanego oddechu. Do ostatniego uderzenia serca..."
❤❤❤ ❤ jesteśmy razem od 1 marca 2008 ❤ ❤ zaręczyliśmy się 15 listopada 2015 ❤ ❤ ślub 30 grudnia 2017 ❤ |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2012-10
Lokalizacja: jedną nogą w W-wie
Wiadomości: 1 594
|
Dot.: 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
Hmmm, no to porozmawiaj z rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej. Ewentualnie złóż sprawę z powództwa cywilnego.
---------- Dopisano o 23:00 ---------- Poprzedni post napisano o 22:59 ---------- Jeśli jest tak jak napisałaś, to pani weterynarz powinna dostać po tej części ciała, gdzie plecy kończą wą szlachetną nazwę |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2006-02
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 7 002
|
Dot.: 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
nie wypowiem się na temat leczenia, bo nie wiem, jakie dokładnie leki podała lekarka, ale nikt nie wie, co by było gdyby, nie wiesz, jaki był stan nerek kota przed podaniem TYCH leków, może było późno i nie było już możliwości pobrania krwi tego dnia i wysłania do badania... Bardzo mi przykro z powodu śmierci kota, ale teraz nic już mu nie zwróci życia. Najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji jest przejść się do tej pani doktor z opisem badań z drugiej lecznicy i powiedzieć jej, że zastosowała złe leki, żeby na przyszłość nie popełniła takiego błędu. Rzecznik odpowiedzialności zawodowej to raczej tylko strata twojego czasu, nie wiem, czy zajmuje się sprawami takiego kalibru. Jeśli mogę prosić, to napisz mi na PW, jakie leki uszkodziły nerki twojego kota i więcej szczegołów dotyczących leczenia (dla mnie na przyszłość)
niestety praca lekarza weterynarii jest stresująca, trzeba podejmować decyzje pod presją czasu, zwierzę nie powie, na co jest chore a na lekach nie jest napisane, jakie w konkretnym przypadku mogą być skutki uboczne :/ Edytowane przez esfira Czas edycji: 2012-12-15 o 22:15 |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#6 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2006-02
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 7 002
|
Dot.: 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
Cytat:
![]() |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2012-02
Wiadomości: 1 023
|
Dot.: 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
Ostatnio opisywałam moj problem z weterynarzem, kazal podac kotkowi preparat na pchły dla psa. Kot dostał drgawki, nie mogl chodzic, kazdy ruch sprawiał mu cierpienie. Gdyby nie dobra i natychmiastowa reakcja oczywiscie innego weterynarza kot by nie przezyl.
Ja na Twoim miejscu nie pusciła bym tego plazem tamtej lekarce. Zrobila bym jej anty reklame na cale miasto |
![]() ![]() |
![]() |
Najlepsze Promocje i Wyprzedaże
![]() |
#8 |
Zakorzenienie
|
Dot.: 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
masz dowody w postaci jakichś dokumentów, paragonów, informacji o leczeniu u poprzedniego weterynarza, możesz iść z tymi dokumentami i oczywiście z zaświadczeniem drugiego weterynarza do głównego inspektoratu weterynaryjnego, teraz popularne są sprawy o błąd lekarski wśród weterynarzy.
Ale teraz z drugiej strony. Miałam podobną sytuację jeżeli chodzi o stawianie diagnozy przez weterynarzy. Zawiozłam moją Olę do jednej wetki, która bez żadnych badań (żadnego pobierania krwi, nic!) powiedziała, że to nowotwór niewyleczalny zostaje leczenie paliatywne. Kotka oczywiście leczyła miesiąc. Czytałam na forach różne wpisy, ludzie zaczęli suszyć mi głowę, zmieniłam weta, drugi wet stwierdził, że to zapalenie ucha, zastosował antybiotykoterapie po czym po ustąpieniu stanu zapalnego i zrobieniu badań krwi namówił mnie na operacje wycięcia polipów z ucha, które miały być niezłośliwe. Po operacji kicia wróciła do domu, żeby 4 dni potem umrzeć w samochodzie na rękach mojej mamy. 3 tyg po śmierci Olki przyszły wyniki wymazów pobranych z ucha. Kicia miała raka, bardzo rzadkiego (u ludzi nawet rzadko ten rak się zdarza). Przez te 3 tyg wieszałam psy na poprzednią wetkę a jednak ona miała racje. Robiłaś sekcje zwłok, cokolwiek co dawałoby Ci 100% pewność, że 1 weterynarz się pomylił?
__________________
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2008-05
Wiadomości: 3 240
|
Dot.: 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
Treść usunięta
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2006-02
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 7 002
|
Dot.: 'Pani weterynarz' zabiła mojego kota
czy sprawa się wyjaśniła?
zastanawia mnie działanie tego drugiego lekarza, zasadniczo to niezgodne z etyką zawodową :/ Lekarz weterynarii nie może przy kliencie krytykować leczenia innego lekarza, powinien się z tym zwrócić bezpośrednio do zainteresowanego |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|



Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 06:32.