|
Notka |
|
Poczekalnia - będę mamą Forum dla przyszłych rodziców. Poczekalnia - będę mamą to miejsce, w którym podzielisz się tematami związanymi z oczekiwaniem na potomstwo. |
|
Narzędzia |
2014-01-02, 19:19 | #2611 |
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2005-08
Wiadomości: 2 120
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
|
2014-01-02, 19:19 | #2612 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2007-09
Lokalizacja: z głębokiego podlasia :)
Wiadomości: 452
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Jejku Dziewczyny jak Wy pędzicie dzisiaj!
Przede wszystkim: ajakasia, hosenka- gratulacje!! Migotka - trzymam kciuki PawMaj - brak słów cenzuralnych na zachowanie tż Dagmara- no mamusia sympatyczna jest, nie ma co... forester - może Twoja córeczka po prostu nieduża będzie? Ja bym poszła jeszcze prywatnie na usg bo różnie to bywa z tymi pomiarami. I nie denerwuj się, na pewno wszystko w porządku U mnie dziś średnio, próbuję dzieciaka wytrząść na piłce - może coś ruszy Huśtawkę nastrojów mam paskudną od samego rana, aż tż zauważył Brzuch boli jak na @ na przemian z lataniem na kibelek a dzieć bije rekordy w kopaniu, cały dzień się telepie po kiszkach. Któraś pisała o tym, że małe się uaktywnia w samochodzie (selena?), myśmy byli kilka dni temu w innym mieście, jakieś 30km stąd, Smerf tak mnie obkopał, że wyłam w samochodzie jak zarzynane zwierzę Szczerze to nie wyobrażam sobie dojazdu do szpitala np 100km dalej (a na początku chciałam rodzić w szpitalu właśnie o tyle oddalonym). Całe szczęście, że tż to oaza spokoju jest
__________________
Smerf 16.01.2014 Crazy Little Thing Called Love |
2014-01-02, 19:21 | #2613 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-06
Lokalizacja: Małopolska
Wiadomości: 10 169
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Dziewczyny ja tak tylko z doskoku. Nie dam rady Was nadrobić. Dzisiaj był naprawdę ciężki dzień. Antoś ma zapalenie płuc:-( Leży na intensywnej terapii, dostaje antybiotyki. Robili mu rano rentgen. Jego stan się pogarszał i po południu zrobili mu punkcje ledzwiowa, żeby wykluczyć zapalenie opon mózgowych. Wyniki dokładne będą dopiero rano ale już lekarka powiedziała, że pierwsza ocena płynu jest ok. Wskaźniki nie są podwyższone. Jeśli jutro wyniki dokladne będą złe to go zabiorą do Krakowa. Ma częste bezdechy. Podobno mocno się śluzuje i nie może oddychać. Jadzia na razie na patologii "tylko". Dziś podniosła jej się temperatura i zaczęła być apatyczna i nie chciała jeść. Zabrali ją więc, żeby obserwować. Podali też te same antybiotyki co Antosiowi. Pobrali też mój pokarm na posiew, bo może to ja im jakiegoś syfa przekazalam. Jak dostałam leki na uspokojenie i teraz idę juz spać. O ile dam radę zasnąć :-(. Trzymajcie proszę kciuki za moje maluchy.
__________________
Twory - powrót do życia - kilka dłubanek Zaproszenia - odkurzamy wątek - zaproszenia na Chrzest |
2014-01-02, 19:22 | #2614 |
Zadomowienie
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Dziewczyny, polecicie mi jakąś dobrą książkę o seksie????
Tylko nic w odcieniach szarości itd. Coś co można przeczytać
__________________
Niebo jest limitem...! ________Włosomaniaczka 9.01.14 Zuzanka 1.03.18 Igusia |
2014-01-02, 19:22 | #2615 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2009-03
Lokalizacja: PL
Wiadomości: 998
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
cześć
tego posta piszę już chyba z pięć godzin i ciągle mi coś wypada. oto opis mojego "porodu" i pobyt w szpitalu. Później sobie (może) w końcu nadrobię. Jak wiece miałam planowane cesarskie cięcie na 28 grudnia, czyli w 39 tygodniu. Na ostatniej wizycie 06 grudnia gin stwierdził że nie donoszę i ustalił (ku mojemu przerażaniu) termin na tydzień przed. Termin porodu liczony bodajże z ostatniej miesiączki miałam na 03.01 czyli dzisiaj. Wiedziałam dokładnie w który dzień było zapłodnienie więc taki prawdziwy TP wyszedłbym jeszcze później co potwierdził lekarz. Na ostatniej wizycie dziecko ważyło 2980 gr. W dniu przyjścia na świat 3420 i miała 54cm. Prawie wszyscy znajomi i rodzina są w ciężkim szoku jakim cudem zmieściłam w takim małym brzuchu takie dziecko przy takiej posturze. W każdym razie jeszcze dzień przed, w piątek nie wierzyłam że już jutro będę miała dziecko. Nie miałam pewnych rzeczy załatwionych, ciągle kłóciłam się z mężem, nie byłam zdecydowana co do imienia i właściwie to cała ta sytuacja była dla mnie abstrakcją. Było dokładnie tak jak przewidziałam, przyjechałam do szpitala, załatwiałam formalności i poszłam na stół operacyjny w jakimś ogólnym zaćmieniu jakby to dotyczyło kogoś innego, jakbym stała obok i obserwowała życie kogoś innego. Ale po kolei sobota 28.12.2013r dzień cc cz.I w nocy prawie nie spałam, rozmawialiśmy z mężem a później nie mogłam usnąć. Byłam rozdrażniona i głodna, bo zjadłam tylko dwie małe kromki (zabrakło chleba), żałowałam że nie załatwiałam różnych spraw, myślałam o tym co mogłam a czego nie zrobiłam w ciąży itp ale w końcu stwierdziłam że nie będę sobie już tym zawracać głowę, bo i tak czasu już nie cofnę. rano wstałam, ubrałam się, przejrzałam torbę. Pożegnałam się z kotem i ciągle nie wierzyłam, że to już dziś, że do domu wrócę bez brzucha ale z dzieckiem. Wszystkie czynności wykonywałam automatycznie, bez żadnego entuzjazmu i odsuwając w myślach to co ma nastąpić za parę godzin. Nie byłam zdenerwowana, ale maksymalnie obojętna i jakaś taka hmmm nieobecna. To moja w miarę normalna reakcja na ostateczne"terminy" . W końcu wyruszyliśmy odebrać badania i na izbę przyjęć. byłam tam o godz.8.00 i poinformowałam położną, że przyjechałam się rozwiązać Zaczęło się wypełnianie papierów, pytania itp. Przebrałam się w koszulę i podpięła mnie pod ktg. Mąż mi towarzyszył. Położna spytała czy czułam i czuję jakieś skurcze, bo się zapisują wysokie także chyba gin miał rację. Czułam od paru dni takie trochę inne, ale trochę udawałam że jednak wszystko jest ok chyba na zaś żeby już w ogóle nie zwariować. Wystarczyło, że miałam obsesję toaletowo-śluzowo-wkładkową W międzyczasie znowu wypełnianie papierów i przejście na górę, na blok porodowy. Tutaj męża przy mnie na początku nie było i dobrze, bo jak dla mnie to średnia przyjemność mieć robioną lewatywę przy facecie czy zakładany cewnik. Tam przyjęła mnie inna położna i zaczęło się papiery do wypełnienia i pierwszy problem z nazwiskiem, bo mam inne niż mąż a dziecko ma nosić jego. Trzeba było na gwałt załatwiać akt małżenstwa. Położna stwierdziła żebym zmieniła nzwisko bo jak to będzie wyglądało i w ogóle. Później były znowu papiery, pobranie krwi i założenie weflonu. Następnie przebrałam się w tą szpitalną seksi koszulkę, która była na mnie jakieś 5 numerów za duża W międzyczasie pogadałyśmy sobie z położną. Ogólnie babka była spoko, ale miała trochę prlowskie podejście, poglądy no i była z niej taka hmmm 'rządzicielka' , podejrzewam że trochę jarała się tą pozorną władzą na porodówce. Ja takie bezpośrednie podejście w szpitalu raczej lubię, chociaż chwilami babka naprawdę przesadzała np komentując imiona albo śmiejąc się z ojca który zemdlał godz temu przy porodzie. Co wrażliwsze osoby podejrzewam, że nie byłyby zadowolone z jej gadania. Później spytała czy jestem ogolona na co odp że tak, ale poprosiłam żeby spojrzała czy dobrze i okazało się, że średnio jak do cięcia więc mnie dogoliła na sucho taką specjalną maszynką. Następnie kazała iść do łazienki na lewatywę (i tutaj nawet nie spytała czy chcę a powinna, bo nie jest to konieczne - to właśnie przykład jej rutyny "starej daty"), ale że ja chciałam i byłam zdecydowana na lewatywę ze względu na moje zaparcia i brak diety więc nie protestowałam. i teraz uwaga co wrażliwsze osoby opis lewatywy ( w ogóle to myślałam, że będę ją miała robioną na boku i nie bardzo wiedziałam po co mam iść do tej łazienki, ale za chwilę się przekonałam) musiałam podwinąć albo zdjąć koszulę i położna do mnie: -pochyl się trochę i wypnij. -yyyy tak? - eeee bardziej! wypnij tak mocno jakbyś chciała pokazać jak bardzo masz mnie w tyłku? - hmm teraz dobrze? -oooo tak super! a teraz rozchyl sobie pośladki! no i zaczęło się, tego płynu było hmm na oko pewnie z 2-3 litry. pompowała i pompowałą, było mi coraz cieplej i czułam się coraz bardziej przepełniona przy lewatywie gadałyśmy o zupełnych głupotkach, dla położnej był to dosłownie chleb powszedni więc mój tyłek nie zrobił na niej najmniejszego wrażenia Za to zrobił tatuaż i bliznowiec po kolczyku ("a co ty tam masz??!!!" "ehhhh aleś wymyśliła, po co ci to było??") co jest kolejnym przykładem jej mentalności Po jej wyjściu zaczęło się ze mnie lać Dosłownie lać. Trwało to jakieś 10-15 minut, dobrze jest wstawać z wc i chwilę rozchodzić, bo zaraz znowu łapie ( kiedy myślimy że już koniec). Ogólnie lewatywę wspominam bardzo dobrze Zabieg niebolesny i bardzo pomocny. Po wzięłam prysznic. Później podpięła mnie pod ktg (nie wiem po co drugi raz) i przyszedł mąż. Wcześniej narobił mi trochę wstydu a babka musiała go wypraszać z bloku. Trochę mnie wkurzyła swoimi komentarzami, ale on też nie był niewinny. Ogólnie obydwoje przegięli. On postawą roszczeniową i głupimi pytaniami a ona jakąś dziwną manią pokazania kto tu rządzi. Na ktg leżałam godzinę. zapomniała sobie o mnie całość opóźniła się o jakieś 1,5 godz i byłam już na maksa wkurzona. W końcu przyszła mówiąc, że czekamy na lekarza - na badanie. Więc przyszła jakaś młoda lekarka chyba stażystka, zadała mi parę pytań i tyle. za jakiś czas przyszedł anestezjolog (niestety nie ten na którego liczyłam) i spytał czy mam jakieś pytania co do znieczulenia i ile mam wzrostu. Nie mogłam się skupić, bo w tym czasie położna postanowiła założyć mi cewnik Powiedziałam , że wolałabym żeby zrobiła to po znieczuleniu na co ona, że tam nie robią . Więc odpowiedziałam, że to nieprawda i moja znajoma 2 miesiące temu miała zakładane na sali po znieczuleniu. Babce zrobiło się strasznie głupio i coś tam mruknęła , że lepiej tutaj bo jest już opóźnienie a cewnik na sali zakłada się po kilku minutach dopiero i że mnie znieczuli takim żelem. Więc zgodziłam się, bo już naprawdę miałam dość tego leżenia i czekania na cięcie. Zakładanie cewnika było nieprzyjemne, bo napięłam się zamiast rozluźnić rozmawiając z lekarzem, który się spóźnił i od początku mi się nie podobał. Mojego gina jeszcze nie było, przyszedł dosłownie na samo cięcie. tutaj ostatecznie pożegnałam się z brzuchem |
2014-01-02, 19:23 | #2616 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2009-03
Lokalizacja: PL
Wiadomości: 998
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
cz.II
zaczęliśmy się zbierać i wtedy od powiedziałam anestezjologowi, że chcemy aby mąż był przy cięciu (tzn żeby stał w kącie) a on do mnie razem z położną wykluczone, bo wcześniej faceci mogli, ale tylko przeszkadzali i lekarze przez jednego mieli jakieś problemy . zaczęłam nalegać (w sumie teraz to nie wiem po co, bo on by tam faktycznie zemdlał, albo zrobił mi wstyd , połozna i tak była do niego uprzedzona) i powiedziałam że pytałam gina a on się zgodził to zrobiło im się głupio, ale zaczęli coś tam na mojego gina mówić on przyszedł na samo cięcie więc nie mogłam skonfrontować w końcu odpuściłam, bo okazało się, że mąż może być za szklanymi drzwiami z boku i mnie widział a po wyjęciu otworzyli mu drzwi żeby usłyszał pierwszy krzyk. no ale to tak nawiasem mówiąc. równocześnie podczas mojej pogadanki z położną i anestezjologiem (zaczęła się ona w pokoiku położnej i trwała podczas przejścia, sala operacyjna była drzwi obok) trwało moje przygotowanie. podpięli mnie pod różne maszyny, pytali o różne sprawy zdrowotne, anestezjolog pytał znowu o wzrost, w ogóle sprawiał wrażenia olewacza, ale starał się być zabawny i taki wyluzowany przed pielęgniarkami że wychodziło to naprawdę żałośnie aaaaaaa i śmierdziało od niego nieźle petamiwięc przed musiał być na fajce zapytano mnie też jakie miałam rozwarcie na badaniu na co odpowiedziałam, że ja badania ginekologicznego nie miałam dzisiaj chociaż podobno miałam mieć i na nie czekałam. lekarka która najwyraźniej miała je robić trochę się zmieszała. To mnie właśnie zdziwiło, powinnam mieć dopochwowe usg jak inne pacjentki przed cc, ale najwyraźniej zapomniano. usiadłam na skraju łóżka i kazano mi wygiąć grzbiet jak kot .jedna z pielęgniarek stanęła przede mną i kazała oprzeć dłonie na jej ramionach. czymś mnie psiknął z tyłu i zaczęło się wkuwanie (na wysokości mniej więcej mojego krzyża i tauażu), które podobno miało przypominać pobranie krwi. Nie przypominało, było bardziej bolesne, ale jak dla mnie do zniesienia. Wpuścił mi te płyny czułam jak chłód i jak rozpływają się. Następnie powrót na stół, ręce na boki (jednak mnie nie związano ) założono maskę z telenem, coś tam jeszcze podpięli, przykryli zieloną płachtą i mniej więcej wtedy na samo cięcie przyszedł mój gin. pomalowano mi już brzuch. widziałam to w lampach an górze. Wszyscy byli zwarci i przygotowani do cięcia, które miało nastąpić. ale nie nastąpiło Zaczęłam czuć lekkie mrowienie, ale nadal czułam dół. anestezjolog co chwile pytał o nogi i czy mogę podnieść. mogłam. był coraz mniej wyluzowany a coraz bardziej zdenerwowany. zaczęło się oczekiwanie pt. "kiedy w końcu znieczulenie zadziała" ale nie zaczęło działać ani po minucie, ani po 5 ani po 10. brzuch dalej czułam kłucie. zaczęłam się zastanawiać czy oni mi wierząi czy pokroją mnie na żywca Już wtedy zaczęłam czuć jakiś dziwny niepokój i duszności wszyscy stali nade mną, anestozjologowi było chyba wyraźnie głupio, bo mój gin w końcu zapytał ze zniecierpiliweniem i miną typu "no i co teraz. wkuwamy czy usypiamy????" jak to usłyszałam to zrobiło mi się gorąco na myśl o narkozie na co anestezjolog, że spróbuje jeszcze raz a jak nie to usypiamy zaczęto mi tłumaczyć tzn pielęgniarka, że muszą wkuć jeszcze raz. musieli wszystko od początku robić. zdjęto ze mnie płachtę, podnieśli mnie w trzy osoby, nogi miałam już niewładne ale ciągle je czułam ból na brzuchu też. Musieli odsuwać sprzęty i stolik z narzędziami. Kiedy mnie spionizowali zapytałam dlaczego znieczulenie nie zadziałało, czy była za mała dawka czy co a może tak mój organizm zareagował? nikt się nie odezwał a anestezjolog to chyba udawał, że nie słyszy pytania, więc je powtórzyłam. na co mój gin patrząc na anest. czy w końcu odpowie z przekąsem powiedział "tak tak to może być organizm" więc zaczęłam drążyć dlaczego na co w końcu anest. wyraźnie chyba zirytowany, że w ogóle mam czelność pytać powiedział, że tak czasami bywa, że płyn nie dociera tam gdzie powinien tylko się rozlewa i że najczęściej to wina pacjenta (tzn chyba moja), bo się poruszano chyba nie miał na kogo zwalić, bo właśnie się nie ruszałam wiedząc jakie to ważne. poza tym po wkłuciu mnie pochwalił że dobrze siedzę a póxniej najwidoczniej o tym zapomniał no cóż pomyślałam, że jest naprawdę bezczelny. dostałam więc drugą dawkę tylko o wiele wyżej, która o dziwo już tak nie bolała. nikt się nic nie odzywał do siebie. znowu mnie położyli, zasłonili itp. zaczęło się oczekiwanie. starsznie bałam się narkozy! na szczęście znieczulenie w końcu podziałało. mój gin do mnie powiedział: "pani w. zaczynam cięcie" ja: "wiem panie doktorze, właśnie widzę" roześmiał się i "proszę tam nie patrzeć" na co ja odp, że niestety nie mogę się powstrzymać jest to dla mnie zbyt fascynujące widziałam z góry mój wymalowany i żółty brzuch i łono. pierwsze co pomyślałam, że strasznie dziwnie to wygląda i jednak że położna nie dogoliła mnie do końca i mam zaciecia.przy cięciu było widać jak rozeszła się skóra i zaczęli tam jakby rozchylać i później wypychać wszytsko. to wszystko robili niby szybko, ale w sumie to wolno. zaczęło się to straszne szarpanie i rozciąganie. czułam jakby nie mogli wycisnąć dziecka. Miałam wrażenie, że dziura jest za mała i nie mogą jej wyjąć. patrzyłam tam z zafascynowaniem ale też z kwaśną miną od szarpania. PATRZĄC TAM CIĄGLE MIAŁAM W GŁOWIE MYŚLI czy to NAPRAWDĘ się dzieje??? czy to jakiś matrix czy to ciało i ten brzuch tam jest mój? i czy zdaję sobie sprawę, że zaraz zobaczę swoje dziecko? czekałam aż ją wyjmą i jednocześnie nie wierzyłam że to zrobią, strasznie dziwne uczucie, byłam już chyba nieźle otumaniona przez znieczulenie i ból bo mniej więcej w czasie wypychania poczułam straszne duszności w klatce piersiowej. Najgorzej było przy wypychaniu dziecka, kiedy lekarka robiła to ręką na moim brzuchu. Serio myślałam, że się uduszę, brakowało mi tchu, serce zaczęło walić co zgłaszałam, przed tą maseczkę z tlenem bardzo źle mi się oddychało. czułam jakby ktoś siadł mi na klatkę piersiową i naciskał. myślałam że to nigdy się nie skończy. strasznie nieprzyjemne uczucie o wiele gorsze od tego szarpania. w duchu modliłam się żeby nie stracić przytomności. byłam już naprawdę rozdrażniona że to tyle trwa. w końcu zobaczyłam, że "coś" wyjmują i podnoszą do góry jakąś fioletową obślizłą kulkę być może usłyszałam krzyk a może mi się tylko wydawało? pomyślałam i powiedziałam : "o matko!" usłyszałam gina "co miało być?" ja: "dziewczynka" a gin "i jest dziewczynka gratulacje" pokazali mi coś co miało być moim dzieckiem a wyglądało jak sinofioletowy stworek z kosmosu w dodatku spuchnięty i jakiś taki zniekształcony. pierwsze co pomyślałam to, że w stwierdzeniu iż każda matka zakochuje się od pierwszego wejrzenia w swoim nowonarodzonym dziecku i jest dla niej najśliczniejsze jest duuuuuuża przesada. Albo to ja jestem dziwna. Po chwili zamarłam. Zaczęłam panikować, że to na pewno niedotlenienie i dlatego ma taki kolor. Zaczęłam chyba majaczyć czy jest zdrowa gdzie ją zabierają gdzie mąż itp. Coś do mnie mówili ale nie pamiętam co. Zaczęli mnie czyścić a ja wzrokiem szukałam dziecka, słyszałam jak krzyczy, próbowałam się podnieść, zobaczyć gdzie jest ale nie dałam rady. Ta idiotyczna zasłonka przysłaniała mi widok na kącik z którego dobiegał krzyk. Patrzyłam w górę i pytałam kiedy kończą, widziałam jak chyba coś tam odsysali i chyba czyszczczą, ciągle chciałam wstać ale nie dałam rady. Jeszcze ta maseczka doprowadzała mnie do szału, chciałam się jej pozbyć , w międzyczasie usłyszałam męża , pokazali mi jeszcze raz dziecko i mąż z nią wyjechał do pokoiku na badania. Zaczęło się szycie i byłam już naprawdę zniecierpliwiona. Nie wiem ile to trwało i co mówiłam, byłam naprawdę otumaniona.. chciałam hmmm właściwie to nawet nie wiem czego chciałam trudno to wytłumaczyć. Anestezjolog spytał czy zgadzam się na coś na uspokojenie spytałam tylko czy po tym będę mogła karmić, odpowiedział że tak więc zgodziłam się. Nie wiem co dostałam, ale najprawdopodobniej coś mocnego, bo byłam tak oszołomiona, że masakra. W końcu skończyli i przerzucono mnie na drugie łóżko, nagle zjawił się mój mąż i pomagał przewieść to łóżko na salę. Nie pamiętam za bardzo drogi z Sali operacyjnej do pokoju. Na korytarzu byli moi rodzice i koleżanka z mężem a ja zupełnie tego nie pamiętałam, mamę pamiętam jak przez mgłę. Dopiero teraz odtwarzam większość sytuacji. Podobno coś tam mówiłam o znieczuleniu pielęgniarka była niezadowolona i ciągle pytałam o dziecko, później w pokoju też domagałam się żeby przynieśli. Mam dziurę w głowie. Przynieśli mi ją za chwilę rozebraną i położyli skóra do skóry. Dalej nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. To chyba skutek znieczulenia i środków uspokajających. Leżała na mnie pięć godzin i nie chciałam ją oddać . Nie wiem co to było być może instynkt , nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć i nie znałam siebie od tej strony. Chciało mi się płakać, ale nie mogłam. Czułam się jak na zjeździe po mocnej fazie . Praktycznie zaraz po przewiezieniu do pokoju dopadły mnie koszmarne dreszcze, było mi strasznie zimno. Po chwili nadeszły drgawki których nie mogłam opanować chyba z dwie godziny, coś mi na to dali ale nie pamiętam co i dalej trzęsłam się jak osika. Nie mogłam normalnie mówić, bo trzęsła mi się szczęka. Bałam się o córkę, że dosłownie spadnie mi z piersi, byłam bardzo słaba i otumaniona, miałam jakieś zwolnione reakcje. Dowiedziałam się, że ze względu na podwójną dawkę znieczulenia zpionizują mnie dopiero po 12 godzinach a nie po 6 jak zwykle. Pionizacja była więc przewidziana na godz 24.00 . Bardzo długo trzymało mnie znieczulenie aż do wieczora, byłam naprawdę w szoku. Dostałam chyba jakąś końską dawkę, spód całych nóg i tyłka nie czułam najdłużej. Mąż robił mi masaże. Najgorsze było to, że znieczulenie nie schodziło z nóg , tyłka i krocza a brzuch już bolał. Położna więc zaproponowała pionizację już na drugi dzień rano żeby nie czekać do 12 w nocy i mnie męczyć, tym bardziej że wypadało wziąć prysznic i mąż miał mi pomóc. Zgodziłam się. Przystawiono mi córkę do piersi, ale nie miałam w ogóle mleka jakieś dwie zaschnięte krople więc tak sobie cmokała leżąc na mnieJ Była taka malutka, cieplutka i delikatna. Dalej nie dochodziło do mnie, co się stało, ale nie chciałam jej oddać na karmienie i później na noc też. Wiele rzeczy nie pamiętam z tego dnia. Wiem że zaczęło mnie strasznie boleć, byłam baaaaaardzo słaba, zmęczona, senna i głodna. Mąż siedział ze mną i córką do 22. Później odwiózł córkę do położnych na noc. W tym szpitalu pytają czy mama cche dziecko na noc tzn czy czuje się na siłach, u mnie to było oczywiste, że nie dam rady robić przy córce, na drugi dzień oddałam ją na 3,5 godziny a w trzecią noc już byłam w stanie się nią zając. O 23 obudziła mnie pielęgniarka z informacją, że za godzinę wyciągnięcie cewnika i pionizacja. Była z innej zmiany i nalegała na pionizację i prysznic. Nie byłam przekonana i odmówiłam. Nalegała i w końcu zgodziłam się tylko na pionizację. Była to straszne . Nie przez ból, bo mam naprawdę wysoki próg odporności , ale ze względu na zawroty. Koszmarnie kręciło mi się w głowie, miałam ją strasznie ciężką, ciągle myślałam że się przewróce. Położna okazała się bardzo pomocna, złota kobieta, namówiła mnie jednak na prysznic, wcześniej wyjęła cewnik (nie jest bolesne), przyniosła koszulę i ręcznik, pomogła się umyć i założyć gacie. Podtrzymała bo miałam te zawroty Poczułam się naprawdę lepiej, byłam jej bardzo wdzięczna że mnie namówiła. Pomogła również dojść do łóżka i połozyć się. Nie mogłam zasnąć a wcześniej prawie padłam taka byłam senna. Chyba wtedy napisałam wiadomośc tutaj na wizażu, ale szczerze to nie pamiętam tego. Nie wiem o czym myślałam w nocy, ale za czymś kimś;-) tęskniłam. W końcu zasnęłam a nazajutrz było już o niebo lepiej. W końcu zaczęłam wyglądać jak człowiek i w końcu zaczęło do mnie dochodzić, że mam córkę Ogólnie nie wspominam tego dnia zbyt dobrze z powodu oszołomienia i luk w pamięci, ale później było już tylko lepiej! później opiszę ale to już w skrócie kolejne dni i moje ogólne spostrzeżnia |
2014-01-02, 19:23 | #2617 | |
Zadomowienie
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Cytat:
mocne baaardzo mocne !!!!! Trzymajcie sie moooocno!!!!!!!!!
__________________
Niebo jest limitem...! ________Włosomaniaczka 9.01.14 Zuzanka 1.03.18 Igusia |
|
2014-01-02, 19:26 | #2618 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2008-10
Lokalizacja: Kraków
Wiadomości: 954
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
ja od października nie wiem co to i prędko się to nie zmieni. a mam spore ciągnoty w ciąży, żeby mi było jeszcze gorzej
__________________
wymiana kosmetyczna : https://wizaz.pl/forum/showthread.ph...0#post48628710 MIKOŁAJ |
2014-01-02, 19:26 | #2619 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2013-07
Lokalizacja: Pl
Wiadomości: 1 285
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Hosenka GRATULACJE!!!!!!!! Piekny synek.
mezaga Kochana trzymam kciuki, zeby maluszki jak najszybciej doszly do siebie. Trzymaj sie , bedzie dobrze, inaczej byc nie moze. Mocne kciuki od nas |
2014-01-02, 19:28 | #2620 | |
Zakorzenienie
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Cytat:
Trzymamy kciuki żeby wszystko się ustabilizowało
__________________
ŻONA MAMA LENKI |
|
2014-01-02, 19:28 | #2621 | |
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2012-08
Wiadomości: 2 495
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Trochę się boję tych pieczarek podczas karmienia piersią. Dziewczyny wy jadłyście pieczarki i inne grzyby?
Mój po 16 dniach od porodu już płacze, że mu się bzykać chce a ja taka pozszywana nadal i szwy jeszcze się nie rozpuściły. A ja mu na to, że ja wcale nie mam ochoty Podła jestem Cytat:
|
|
2014-01-02, 19:30 | #2622 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2013-06
Lokalizacja: PL
Wiadomości: 1 372
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
|
2014-01-02, 19:36 | #2623 | ||
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2011-02
Lokalizacja: wielkopolska
Wiadomości: 2 077
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
[QUOTE=malaMigotkAaa;44389 136]Witam ze szpiala, z dolem jak stad do chin i z powrotem... leze sama z dwoma mami, one karmia, ich goscie sie zachwycaja malenstwami, ja becze bo mi tak przykro... serio wiedzialam ze mi bedzie niefajnie ale nie az tak. Moze to znow zasrane hormony?? Jakis skurcz sie zapisal pff takie to mam od kilku miesiecy, gowno znacza, 2 cm rozwarcia i co z tego? Bede lezec az sie samo rozkreci....Moze nawet 3 tygodnie...... sufff
Ku....a jeszcze teraz przyszedl gosc z jakiejs gazety fotograf, przyszedl spytac czy moze zdjecia robic dzidziusiom z rozpedu podszedl do mnie i walnal "aha"... no kur....... aaaaaaa. Cudownie po prostu cudownie. /QUOTE] Mogotko: Ach Ty już leżysz... Tak się wkurzałaś tym faktem, że musisz tam jechać do tego szpitala. Ciekawe co będa mówić i robić Ci tam w tym szpitalu. Dawaj znać. I ciekawe jak z Twoim cukrem znowu będzie. Pocieszenie jest takie - że i tak niebawem masz TP, zleci moment i lada dzień będziesz ze swoim dzieciątkiem na rękach - wtedy tego fotografa jeszcze sama zawołasz PANIE CHODŹ NO PAN PIERDOŁO SASKA INO NAM WALNĄĆ FOTENCJĘ ! ---------- Dopisano o 20:32 ---------- Poprzedni post napisano o 20:31 ---------- Cytat:
Zwariowałabym! Współczuję kochana współczuję. Ja bym sobie jakieś stopery do uszu wkładała przy jej wizytach, żeby jej nie słyszeć... ---------- Dopisano o 20:36 ---------- Poprzedni post napisano o 20:32 ---------- Cytat:
Nic dziwnego, że Ci się nie chce. Normalne po porodzie gdy wszystko pozszywane, boli itd. ---------- Dopisano o 20:36 ---------- Poprzedni post napisano o 20:36 ---------- Nie jesteś sama
__________________
"Jak wychować szczęśliwe dziecko" John Medina "Mamo, Tato co Ty na to? 1,2,3" Paweł Zawitkowski "Język Niemowląt" Tracy Hogg, Melinda Blau http://suwaczki.slub-wesele.pl/20140129744753.html |
||
2014-01-02, 19:37 | #2624 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2010-12
Lokalizacja: Newcastle
Wiadomości: 1 707
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Mezaga za maluszki !
niech choróbsko zostawi Małego ! wszystko będzie dobrze Pilotka - nawet się nie spodziewałam, że cc może być tak emocjonująca super się czytało. no i masz to szczęście, że już za Tobą
__________________
|
2014-01-02, 19:37 | #2625 | |
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2005-08
Wiadomości: 2 120
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Cytat:
|
|
2014-01-02, 19:38 | #2626 |
Zadomowienie
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Pilotka -
aż mi się dłonie z wrażenia spociły.... matko.... ale się boje................... Isia - czytałam
__________________
Niebo jest limitem...! ________Włosomaniaczka 9.01.14 Zuzanka 1.03.18 Igusia |
2014-01-02, 19:39 | #2627 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-03
Lokalizacja: München/Gräfelfing
Wiadomości: 1 300
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Dziewczyny, a Gosia sie odezwala i przeoczylam, czy zero meldunku?
Wysłane z aplikacji mobilnej Wizaz Forum.
__________________
http://www.suwaczki.com/tickers/uwo93e3kht0jg022.png |
2014-01-02, 19:39 | #2628 | |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2008-01
Wiadomości: 702
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Cytat:
pilotka super opis porodu!! Dzięki że opisałaś wszystko ze szczegółami, ja też będę miała CC i dzięki takim opisom wiem czego się spodziewać |
|
2014-01-02, 19:41 | #2629 |
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2011-02
Lokalizacja: wielkopolska
Wiadomości: 2 077
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Gosia! : Czekamy na wieści!
Mezaga: Ojej! Szybkiego powrotu do zdrówka dla maluszków!
__________________
"Jak wychować szczęśliwe dziecko" John Medina "Mamo, Tato co Ty na to? 1,2,3" Paweł Zawitkowski "Język Niemowląt" Tracy Hogg, Melinda Blau http://suwaczki.slub-wesele.pl/20140129744753.html |
2014-01-02, 19:43 | #2630 | ||
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2008-11
Lokalizacja: lubelskie
Wiadomości: 712
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Cytat:
Cytat:
mezaga trzymam kciuki za Twoje Maluszki i przytulam Cię mocno Ja też od października w celibacie, a jak bym chciała.... Liczę że dostaniemy pozwolenie na małe co nieco (no dobra, chciałabym duże co nieco) przed rozpakowaniem.
__________________
18.05.2013 - Żona - zapnij pasy Kochanie, przed nami wyboista droga |
||
2014-01-02, 19:43 | #2631 |
Zadomowienie
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
No właśnie Gosia coś milczy.....
__________________
Niebo jest limitem...! ________Włosomaniaczka 9.01.14 Zuzanka 1.03.18 Igusia |
2014-01-02, 19:43 | #2632 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2013-07
Lokalizacja: Pl
Wiadomości: 1 285
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
pilotka opis super sie zaczytalam, jak w dobrej ksiazce
|
2014-01-02, 19:44 | #2633 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2013-06
Lokalizacja: PL
Wiadomości: 1 372
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Pilotko też trochę przezylas ...każdy wasz opis porodu powoduje ze becze..
|
2014-01-02, 19:44 | #2634 | |||
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2007-09
Lokalizacja: Ruda Śląska
Wiadomości: 342
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Cytat:
GRATULACJE!! Kacperek uroczy Cytat:
można też takie 'bitki' w sosie zrobić - musztardowym albo pieczarkowym roladki ze szpinakiem i fetą albo takie kotlety z mozarellą i szynką parmeńską i szałwią - przepis Buddego Valastro. Rozbijasz schab, przyprawiasz solą, pieprzem i szałwią. Na każdym kawałku kładziesz mozarelle i szynkę parmeńską-spinasz patyczkiem do szaszłyków żeby nie spadało - smażysz na patelni. Cytat:
|
|||
2014-01-02, 19:45 | #2635 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-03
Wiadomości: 425
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Mezaga 3majcie sie dzielnie i za jak najlepsze wieści i powrót do zdrowia maluszków
|
2014-01-02, 19:45 | #2636 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2013-06
Lokalizacja: PL
Wiadomości: 1 372
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Nic nie pisała, nawet jej smska wyslalam i zero odzewu
Edytowane przez isia4891 Czas edycji: 2014-01-02 o 19:55 |
2014-01-02, 19:46 | #2637 | |
Zakorzenienie
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Cytat:
A fragment z lewatywą musiałam mężowi przeczytać bo pytał z czego się tak śmieje
__________________
ŻONA MAMA LENKI Edytowane przez lolita25 Czas edycji: 2014-01-02 o 19:48 |
|
2014-01-02, 19:47 | #2638 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2006-06
Wiadomości: 609
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Shiloh ponoć pieczarki to nie grzyby - nie są takie "toksyczne" ale lepiej może na początku karmienia nie ryzykować? Może jakaś mama karmiąca w przeszłości się wypowie - sama jestem ciekawa.
|
2014-01-02, 19:51 | #2639 |
404 Not Found
Zarejestrowany: 2008-09
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 19 904
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Przejrzałam Twoje posty - z rossmannowego.
|
2014-01-02, 19:52 | #2640 | |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2007-10
Lokalizacja: z łożka
Wiadomości: 1 979
|
Dot.: Noworoczne Mamusie - STYCZEŃ/LUTY 2014 cz. 9
Cytat:
Pilotka to też miałaś niezłe przeżycia z cc |
|
Nowe wątki na forum Poczekalnia - będę mamą |
|
Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 02:42.