Czy robie z igły widły?

[skazana_na_bluesa]

jak wiadomo, ile kto zarabia to można ustalić jakiś sensowny podział finansowych zobowiązań. wiadomo też, czy stać na zakup konkretnej rzeczy albo przeprowadzenie remontu.
ty masz podejście, że dopóki nie ma ślubu to żyjmy jak współlokatorzy, a nie każdemu to odpowiada. posiadanie wspólnego konta to dobra sprawa i jak pisałam, nie trzeba przelewać 100% zarobków na to konto a określony % wypłaty. każdy w związku może spokojnie mieć własne konto i tam własne oszczędności na swoje wydatki.

a co do tej kobiety i jej dobrze zarabiającego faceta - niekoniecznie wiesz wszystko odnośnie ich ustaleń. jeśli kobieta wykonuje 100% prac domowych to mimo wszystko się napracuje. jak ktoś nie dba sam o dom to nie zdaje sobie sprawy, że wiele rzeczy samo się nie robi. może to facet jej powiedział, że lepiej, żeby dłużej poszukała, ale czegoś fajnego zamiast brać byle gie za najniższą krajową?

[Rhapsody1]

Napisane przez skazana_na_bluesa

jak wiadomo, ile kto zarabia to można ustalić jakiś sensowny podział finansowych zobowiązań. wiadomo też, czy stać na zakup konkretnej rzeczy albo przeprowadzenie remontu.
ty masz podejście, że dopóki nie ma ślubu to żyjmy jak współlokatorzy, a nie każdemu to odpowiada. posiadanie wspólnego konta to dobra sprawa i jak pisałam, nie trzeba przelewać 100% zarobków na to konto a określony % wypłaty. każdy w związku może spokojnie mieć własne konto i tam własne oszczędności na swoje wydatki.

a co do tej kobiety i jej dobrze zarabiającego faceta - niekoniecznie wiesz wszystko odnośnie ich ustaleń. jeśli kobieta wykonuje 100% prac domowych to mimo wszystko się napracuje. jak ktoś nie dba sam o dom to nie zdaje sobie sprawy, że wiele rzeczy samo się nie robi. może to facet jej powiedział, że lepiej, żeby dłużej poszukała, ale czegoś fajnego zamiast brać byle gie za najniższą krajową?

Ja tylko stwierdzam i nie tylko ja że tamta kobieta w jej przypadku jest po prostu leniem śmierdzącym i nierobem, na dodatek szastającym pieniędzmi i mającymi wiele pomysłów odnośnie ich wydanie - przy czym sama przestała je zarabiać.

Niestety facet jest zaślepiony i tego nie widzi, chociaż wiele osób się go pytało co robi pani M, i czy znalazła w końcu pracę.


Facet jej ciągle mówi żeby czegoś szukała, bo ten facet u mnie w mieszkaniu bywa raz w tyg i znamy się bardzo dobrze.
Chciałeś panią to rób na nią. Zresztą w jej przypadku praca ponad przeciętna nie idzie w parze, bo nie ma ona żadnego fachu, szkoleń, studiów etc.

Też ją znam bo bywałem tam na wieczorze przy piwku no i to nie jest typowa studentka prawa, jak niektóre tu na forum które ma jakieś wizje na przyszłość. Dziewczyny tutaj chcą się rozwijać, ona chce po prostu wspólnie żyć i tyle - jej jest dobrze bo przecież facet zarabia dużo, i jeszcze sporo odkłada.

Pomijając to że dzisiaj praca z nieba nie spada. I samo wysłanie cv ma się nijak do szukania pracy.



Mam rozumieć takie wspólne konto.

To trochę rozwikłało moje dziwne patrzenie, coś ala oszczędności np. na wakację, każdy odkłada po trochu.

To trochę inna sprawa niż jakby moja wypłata miała lądować co miesiąc do wspólnego konta.


Ja słysząc wspólne konto mam na myśli po prostu wspólne konto, a nie oszczędzanie na konkretny cel. I również wiele razy się z tym spotkałem, nie pojmuję tego.


Niby żyjemy jak współlokatorzy, ale dziewczyna nie płaci mi za mieszkanie, prąd, i wodę też nie. Wszystko sam opłacam, bo niby mieszkanie moje. Nie zastanawiałem się nad tym, bo po prostu tego jej nie wyliczałem, a szczerze głupio mi brać od dziewczyny akurat np, 200 zł za prąd w tym miesiącu a za następny 150 zł.

Niech odkłada, bo studiuje. Będzie wyjazd na wakacje to najwyżej zrzuta 50/50 i jedziemy. Większość dziewczyn by się pewnie zamieniła.

[arachnea]

.

[leobozenka]

Napisane przez Rhapsody1

Wytłumaczcie mi po co wam wiedzieć dokładnie, bo tak powiedziałyście. Ile facet zarabia, po co go o to pytacie, i widocznie to jakoś sprawdzacie, bo równie dobrze może zarabiać 8 tys a powiedzieć wam że zarabia 3 tys.

Na co wam taka wiedza, nie mam pojęcia.

Ty na prawdę myślisz, że to wygląda tak, że spotykamy faceta, a po kilku spotkaniach padają słowa "Ty, Zdzisiek, ile zarabiasz netto?" Przecież to oczywiste, że takie sprawy wychodzą w naturalny sposób, gdy się planuje wspólne życie, wspólne wydatki. Nie rozumiem ludzi, którzy takie sprawy ukrywają. W pewnym sensie jestem w stanie zrozumieć ostrożność ludzi z milionami na koncie, ale kompletnie nie czaję czego może się obawiać człowiek z kilkutysięczną pensją, przecież o takiej kasy sodówka nie uderza :P No chyba, że ludziom żerujących na zasiłkach przez całe życie

Mój TŻ nigdy przede mną nie ukrywał swoich zarobków, zawsze mówił o tym otwarcie, gdy sobie planowaliśmy wspólne sprawy, ba nawet kiedyś jego pensja wpływała na moje konto, a zważywszy na to, że było kilkanaście tys. miesięcznie to ja sobie myślę, że musiał być strasznie naiwny i zarazem ma szczęście, że nie osiadłam na żadnych laurach. Widocznie jestem taka wyjątkowa

Wracając do głównego tematu wątku, jakby mi facet zaproponował, że pralkę kupi mamie, a starocia z domu przywiezie to bym się mocno zaczęła zastanawiać nad wspólnym życiem. Prawie 3 dychy na karku i robienie dobrze mamusi na każdym kroku to źle wróży :P

[jesienny_lisc]

Wyobraziłam to sobie. Ona mówi, że zarabia 1300 zł, a na serio ma 7 tys. On mówi, że 2100 zł, w rzeczywistości 8 tys. Wynajmują pokój w mieszkaniu studenckim, bo żadne nie chce, żeby wyszło ile zarabiają.

[Rhapsody1]

Pensja kilkutysięczna to na pewno spore pieniądze zwłaszcza jeśli do tego dochodzą nadgodziny i pod firmowe poboczne zlecenia typowo skryptowe za które przychodzi sporo więcej niż kilka tysi.

Ja tutaj nie używam jakieś offensywy w stosunku do was, bo to wszystko zależy od kobiety. Ale naprawdę widziałem w życiu już kilka takich sytuacji, gdzie facet nie mógł odmówić narzeczonej wypadu na ferie do egiptu.

Wypłata kilkutysięczna, wpadły nadgodziny, dodatkowe zlecenia i pensja + 10 tys raz na 2 miesiące.

Nawet nie chodzi o ferie, nawet o wakacje. Priorytety wtedy się zmieniają, bo można sobie na dużo więcej pozwolić.

Dziewczyny nie zadowoli 2 tyg pobyt w 3-4 gwiazdkach w Grecji z biura podróży np w promocji. Tylko wypad na coś bardziej ambitnego.

To że jej odmówi tzn że jest skąpy? Przecież ma kupę forsy, tylko że pieniądze są jego, i może z nimi robić co zechce.


Pomysł wspólnego odkładania bardzo mi się podoba, chociaż mogę się założyć że nie każda kobieta by na to poszła gdyby zarabiała np minimalną krajówkę a jej facet dużo więcej.

Dlaczego wtedy mają po równo zbierać na wakacje. - takie pytanie by zapewne padło nie od wszystkich kobiet, ale od sporej ilości.

Śledzę wątki na wizażu jak mam przerwę w pracy, i coś zajadam.

Czasem specjalnie prowokuję do pewnych zachowań, wypowiedzi bo chcę poznać wasz światopogląd. Wiem że wizaz to nie konkretna kobieta, ale jednak coś wywnioskować można.

[Lexie]

Napisane przez Rhapsody1

Pomysł wspólnego odkładania bardzo mi się podoba, chociaż mogę się założyć że nie każda kobieta by na to poszła gdyby zarabiała np minimalną krajówkę a jej facet dużo więcej.

Dlaczego wtedy mają po równo zbierać na wakacje. - takie pytanie by zapewne padło nie od wszystkich kobiet, ale od sporej ilości.

Nie wiem, może niektórzy wolą żyć w związkach, w których się rozliczają jak obcy ludzie czy współlokatorzy. Ale ja bym na to nie poszła za nic, dla mnie kasa w związku jest wspólna. Nie musi cała być na wspólnym koncie, ale wiem, że jak mi zabraknie na coś, to mój facet mi dołoży, a jak jemu zabraknie, to ja mu dołożę. I nikt nie będzie nikogo rozliczał, że za wakacje trzeba po połowie, że jak oszczędzać, to on 10% pensji (bo np. zarabia 4 tys), a ona 33% pensji (bo zarabia 1200), byle po równo było.

Dla mnie to dopiero jest budowanie sobie chorej sytuacji

[skazana_na_bluesa]

zgadzam się

[leobozenka]

Napisane przez lexie

Nie wiem, może niektórzy wolą żyć w związkach, w których się rozliczają jak obcy ludzie czy współlokatorzy. Ale ja bym na to nie poszła za nic, dla mnie kasa w związku jest wspólna. Nie musi cała być na wspólnym koncie, ale wiem, że jak mi zabraknie na coś, to mój facet mi dołoży, a jak jemu zabraknie, to ja mu dołożę. I nikt nie będzie nikogo rozliczał, że za wakacje trzeba po połowie, że jak oszczędzać, to on 10% pensji (bo np. zarabia 4 tys), a ona 33% pensji (bo zarabia 1200), byle po równo było.

Dla mnie to dopiero jest budowanie sobie chorej sytuacji

Zgadzam się w 100%.

Znam taką długoletnią parkę, która rozlicza się za każdą pierdołę, byłam świadkiem jak po powrocie ze sklepu facet mówi do dziewczyny "jeszcze mi za batona musisz oddać 2,3 zł". W momencie, gdy to usłyszałam poczułam się mniej więcej tak jakby ufoludek mi się ukazał przed oczami Jednak okazuje się, że wiele par podobny system rozliczania jak najbardziej popiera

[Kolor kremowy]

Napisane przez Wikttoria

Myślę że nie o pralkę Tobie tutaj chodzi. czujesz się zawsze gorsza od jego rodziców? Czujesz że nie stawia cie na pierwszym miejscu? Mamie kupi nową pralkę a Tobie na początek nowego wspólnego życia przechodzony po kimś sprzęt.

No własnie, wydaje mi się, że masz problem ze stosunkiem swojego faceta do jego rodziców, a nie z tym, że będziesz miała używaną pralkę.

Napisane przez leobozenka

Skąd pewność, że te Twoje kilka tysięcy na tyle zawróciłoby Twojej partnerce w głowie, że przestała by przejmować się własną karierą i osiadła by na laurach? Pewnie codziennie popijałaby śniadanie oryginalnym szampanem i planowała na co by tu roztrwonić ten Twój majątek Czy ona w ogóle jest świadoma jakie masz o niej zdanie?

Nieźle się ubawiłam

Może jego partnerka tez zarabia kilka tysięcy, ale mu nie mówi i tylko ukrywa chichot, gdy widzi, jak on drży, żeby tego jego tysiące nie wyszły na jaw. Dla mnie taka postawa to żenada, jakies ukrywanie zarobków i przekonanie, że kobieta to tylko by go chciałą oskubać. Tacy kolesie w ogóle nie powinni się wiązać z kobietami, skoro mają o nich takie złe zdanie. Co to za związek bez zaufania i szacunku, z tajemnicami? Opiera się na cowieczornym seksie chyba.

Napisane przez lexie

Oczywiście że tak.
I on też wie ile ja zarabiam i ile mam na koncie. Nie widzę w tym żadnego problemu.



Pieniądze MOGĄ zmieniać ludzi, może zastanów się czy Ciebie czasem nie zmieniły, nie sprawiły że jesteś dziwnie podejrzliwy i masz mało przyjemne zdanie o własnej dziewczynie. Bo serio serio - nie rozumiem jak można z jednej strony pisać, że to nie kwestia zaufania itp, a jednocześnie podejrzewać, że się dziewczyna stanie mało ambitna i leniwa jak się dowie, że facet ma pieniądze, albo że w razie tego kryzysu i utraty kasy, nie wiem, ucieknie ze związku?



Masz dziwne zdanie o kobietach albo znasz dziwne kobiety. Może na takie trafiłeś

Dziwny koleś to na dziwne kobiety trafia. Albo raczej tak je widzi tym swoim skrzywionym spojrzeniem.

[zlotniczanka]

Napisane przez Rhapsody1

Pensja kilkutysięczna to na pewno spore pieniądze zwłaszcza jeśli do tego dochodzą nadgodziny i pod firmowe poboczne zlecenia typowo skryptowe za które przychodzi sporo więcej niż kilka tysi.

Ja tutaj nie używam jakieś offensywy w stosunku do was, bo to wszystko zależy od kobiety. Ale naprawdę widziałem w życiu już kilka takich sytuacji, gdzie facet nie mógł odmówić narzeczonej wypadu na ferie do egiptu.

Wypłata kilkutysięczna, wpadły nadgodziny, dodatkowe zlecenia i pensja + 10 tys raz na 2 miesiące.

Nawet nie chodzi o ferie, nawet o wakacje. Priorytety wtedy się zmieniają, bo można sobie na dużo więcej pozwolić.

Dziewczyny nie zadowoli 2 tyg pobyt w 3-4 gwiazdkach w Grecji z biura podróży np w promocji. Tylko wypad na coś bardziej ambitnego.

To że jej odmówi tzn że jest skąpy? Przecież ma kupę forsy, tylko że pieniądze są jego, i może z nimi robić co zechce.


Pomysł wspólnego odkładania bardzo mi się podoba, chociaż mogę się założyć że nie każda kobieta by na to poszła gdyby zarabiała np minimalną krajówkę a jej facet dużo więcej.

Dlaczego wtedy mają po równo zbierać na wakacje. - takie pytanie by zapewne padło nie od wszystkich kobiet, ale od sporej ilości.

Śledzę wątki na wizażu jak mam przerwę w pracy, i coś zajadam.

Czasem specjalnie prowokuję do pewnych zachowań, wypowiedzi bo chcę poznać wasz światopogląd. Wiem że wizaz to nie konkretna kobieta, ale jednak coś wywnioskować można.

Mnie zastanawia Twój lęk przed tym byciem wykorzystanym. Skoro to takie ważne, to czemu nie poszukasz osoby, która ma podobne poglądy do Ciebie, zarabia tyle, że stać ją na jej potrzeby i nie widzi potrzeby w szantażach finansowych? Jak się nie dasz wykorzystać, to nikt Ci siłą kasy nie zabierze. Bo wygląda na to, że ze strachu zamiast budować związek to budujesz wokół siebie mur. Naprawdę współczuję Twojej dziewczynie -w miejscu, gdzie wystarczy wspólna rozmowa o poglądach na pieniądze, ona napotyka się na kłamstwa, bo może osiąść na laurach. Nie masz chyba o niej najlepszego zdania? Jeśli nie dokłada Ci się do kosztów mieszkania, ale coś w nim robi, sprząta, kupuje jedzenie, to doceń to. Jeśli jednak nie robi i nie wnosi nic, to zastanów się, czy Ci to pasuje. Co z tego, że nie wie ile zarabiasz, skoro być może podświadomie już uważasz, że na Tobie żeruje?

Ja jestem gorącą zwolenniczką teorii, że kobieta MUSI mieć swoje pieniądze, pracować i być niezależną na tyle, by w razie wu dać sobie radę samej. Moim zdaniem przemoc w związkach często opiera się właśnie o pieniądze i to, że 50latka kobitka, która w życiu nie pracowała, nie odejdzie sama z siebie, choćby ją mąż z tasakiem gonił, bo nie ma szans finansowych na to.
Ale uważam też, że o pieniądzach trzeba rozmawiać. To dziedzina przez którą wiele związków się rozpada albo przypomina transakcje na zasadzie "rozstalibyśmy się, ale kredyt...". Często pary mają do siebie jakieś żale, wychodzi brak planowania, bo nie ma oszczędności, a później wzajemne pretensje, bo nie ma za co kupić leków. Podstawa finansowa związku powinna być solidna, obgadana i ustalona. Jeśli zakłada się, że się będzie razem X lat, to trzeba wiedzieć, jak się sfinansuje potomstwo, wspólne mieszkanie, rodzinne uroczystości, ewentualne choroby. Mnie w ogóle przeraża, że większość ludzi nie ma oszczędności choćby na miesiąc, dwa życia bez pracy itp.
W swoich związkach nigdy nie miałam problemów z rozmowami o tym. Nawet jak miałam chłopaka na studiach, to wiedziałam ile on ma od rodziców, on wiedział, ile mam ja i ile dorabiam. Zawsze, w powazniejszej relacji, wiedziałam ile partner zarabia, on wiedział ile kasy mam ja, jakie mniej więcej oszczędności itp. Dzięki temu mogliśmy razem planować różne rzeczy, wyjazdy, zakupy, codzienne życie. Przykład - jak mojemu eks popsuł się samochód i potrzebował na gwałt kasy, to nie latał z jęzorem po znajomych, tylko zadzwonił do mnie z prośbą o przelew. Bo wiedział, że akurat tyle kasy mam na pewno.

Byłam nawet w sytuacji, gdy żyliśmy przez jakiś czas z facetem z moich pieniędzy, bo on miał problem z wypłatami z firmy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdyby ukrywał takie rzeczy przede mną.