![]() |
#121 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-12
Lokalizacja: Gdzie indziej jestem
Wiadomości: 8 397
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
a Twój chłopak był z zewnatrz czy z rodziny? Bo o tym była mowa, gdy spytałaś autorke co by zrobila w takiej sytuacji
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#122 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-08
Wiadomości: 198
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Ja jej wogole nie pytalam co by zrobila w takiej sytuacji - sama powiedziala poslugujac sie rodzinnym przykladem. Wiec odpowiedzialam, ze nie ma wyobrazenia - bo gdyby urodzila sie w rodzinie patologicznej to nie zadzwonilaby po policje i tak. Gdyby ktos ja nagle zaatakowal - nie mialaby mozliwosci zadzwonic tylko musialaby sie bronic. A gdyby to byl jednorazowy, niezagrazajacy zyciu wyskok np. jej ojciec bylby pod wplywem ogromnego stresu, wrocil do domu podpity i zaczal wymachiwac nozem kuchennym - to lepszym wyjsciem wyjsciem byloby uspokojenie, polozenie do lozka i odbycie nastepnego dnia rozmowy - byc moze terapia, rezygnacja z przyczyny stresu etc. W takim wypadku zadzwonienie po policje mialoby duzo gorszy skutek.
Nie watpie, ze autorka zadzwonilaby po policje w sytuacjach takich jak szantaz, przesladowanie. I tu masz racje - jest nauczona prawidlowej reakcji. Ale stwierdzenie, ze "gdyby ojciec/M podstawil mi noz do gardla, to zadzwonilabym po policje" jest troche naiwne. Naiwne ale normalne i prawidlowe u 16-latki. Ja wywodzilam sie z rodziny z przemoca, wiec wlasciwych reakcji sie nie nauczylam badz raczej bylam przyzwyczajona do niej, traktowalam ja wiec bardziej normalnie. Dostalam w d - to sie nauczylam normalnych reakcji. Ale nadal w wielu sytuacjach nie zadzwonilabym na policje, bo to instytucja a nie dobre wrozki. Wezwanie ich, wszczecie postepowania ma swoje konsekwencje. Czasem gorsze niz polubowne zalatwienie sprawy. Policja to ostatecznosc a nie remedium na wszystkie bolaczki. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#123 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-09
Lokalizacja: Mondello
Wiadomości: 324
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Jeżeli ktoś by mi przystawił nóż do gardła mna ulicy to chyba jasne, to chyba jasne, że bym nie bradzo była w stanie dokogolwiek samodzielnie zadzwonić. Ale, jak już ktoś po domu lata z nożem, to ni wydaje mi się, żeby to była sytuacja, którą można załatwić polubownie. I rozumiem, wielki stres, alkohol, ktoś stracił nad sobą panowanie. Tylko co w takiej sytuacji robić? Naprawdę czekać, aż w końcu grzecznie ten nóż odłoży i jeszcze okna pozasłaniać, żeby ludzie z ulicy nie widzieli, a dzieci poprosić, żeby nie krzyczały, jak uciekaja przed tatą na przykład? Jak ktos jest niepoczytalny to z aresztu trafi do szpitala psychiatrycznego ( nie wiem, czy na przymusowe leczenie, ale chyba w takich sytuacjach można próbować kogoś ubezwłasnowolnić i na leczenia wysłać ) Czy liczyc na to, że się w końcu zmęczy i odłoży nóż, a potem położyc pod kołderkę,a rano porozmawiać, czy by nie poszedł na terapię. taka rozmowa to jest potrzebna, ale jak problem sie zaczyna, a nie jak ktoś po domu z nożem lata. A co zrobisz, jak on przystawi komuś nóż do gardła ( nawet tylko, żeby postraszyć ), a ręka mu drgnie, ktos spanikuje i się szarpnie do przodu. Facet zostaje mordercą. To już na pewno całkowiecie zniszczy mu jakąkolwiek karierę i całe życie. Chyba, że zamierzasz mu wtedy pomóc ukryć zwłoki, żeby mu nie zaszkodzić przypadkiem, bo policja to jest zła i zniszczy mu życie.
No wybacz, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, że np. mam w domu dziecko i facet mu przystawia do gardła nóż, a ja go proszę, żeby poszedł spać, a rano cicho , grzecznie i uprzejmie pytam, czy nie mógłby rozważyć pójścia na terapię. A on mi mówi, że nie. A za tydzień mu znowu przystawie nóż do gardła, i mówi, że teraz jego córka będzie mieszkała z nim w piwnicy. Więc ja nie chcę facetowi marnować życia i mówię "ok". Potem facet co roku podrzuca mi dzieci, które ma z własną córką, a ja twierdzę, że to moje, bo co by się stało, gdyby prawda wyszął na jaw. No facet byłby skończony, jego kariera, życie, w gruzach, więzienie... Przeraża mnie to, bo nagle uświadomiłam sobie, skąd się biorą tacy Fritzlowie i ich rodziny. I ile takich ( i nieco mniej drastycznych sytuacji ) jest pewnie dookoła nas. Kiedy moi rodzice sprowadzili się na naszą ulicę, w okolicy wybuchł skandal - jakis facet ganiał rodziców po domu z siekierą. Sąsiedzi zadzwonili na policję. U faceta zdiagnozwano poważne zaburzenia, długo był leczony w szpitalu, teraz jest w domu, na lekach. To pewnie bardzo silne leki, bo on zawsze taki ospały, głupawy jest. To był kiedyś podobno fajny, mądry facet, więc pewnie ta choroba i leki zniszczyły mu życie. Nie został świetnym matematykiem, pilotem myśliwca, kompozytorem, pomaga przy prostych pracach na budowie. Ale może dzięki lekom nie ma piwnicy pełnej wypchanych głów. Uważasz, że to źle, że ludzie dzwonili na policję? A co zrobisz, jak zobaczysz, że ktoś znajomy wczołguje się do samochodu, bo na nogach już sie nie może utrzymać, i rusza zygzakiem ulicą? Pobiegniesz za samochodem, błagając, żeby stanął? Czy wezwiesz policję? Oni oczywiście, nie będą mili, człowiek straci prawo jazdy na lata, ale być może nikogo nie zabije. A to, że niszczysz komus życie? On jest tak chory, albo tak uzależniony ( chociaż, to w zasadzie też jest choroba ), że jego nie obchodzi Twoja przyszłośc, Twoja kariera czy nawet Twoje życie. Owszem, u mnie w domu nie było patologii, ale u P w domu była. I nie chcę opisywać sytuacji, bo nie wiem, czy chciałaby zobaczyć swoją historię na forum internetowym - ale ani jej matka, ani ona nie chciały niszczyc facetowi życia. Natomiast on kompletnie nie miał skrupułów. Zabierać wszystkie pieniądze, wyprzedać meble, wyciąć córki obrazy z ram, żeby sprzedać ramy, pójść do jej szkoły i rozpuścic plotkę, że ona pracuje w agencji towarzyskiej i tam mieszka, kiedy wyprowadziła się z domu... Miał z tym facet jakikolwiek problem. A skąd. A, że był hazardzistą, a nie alkoholikiem czy narkomanem, nałogu nie widać i nie czuć, był czarujący... Fantastycznie mu szło niszczenie rodzinie życia... Ale to jakis szalony off-top się zrobił. W pierwszym dniu, kiedy będę mogła zdawać egzamin na prawo jazdy, zdaję ( umiem jeździć, więc nieszczególnie mnie ten egzamin stresuje ) i kupuję samochód. Póki co zostają te dowózki, jak już się nie da, to te nieszczęsne taksówki. jakby miasto stanęło , to musiałąbym iść pieszo. Poszłabym , wyboru wtedy nie ma. Ale, jak mnie proszą, żebym brała taksówkę, jeżeli nikt nie może podjechać, to co mam robić? Jechać autobusami i zmyślać, że tak, oczywiście, jechałam taksówką? Tylko po co? Żeby ich zdenerowawać niepotrzebnie? Udowodnić, ze mogę? Zaręczam, że umiem wejść do kiosku, kupić trzy bilety ulgowe, wsiąść do autobusu, wysiąść. Umiem się nawet przesiadać do metra. ![]() Oczywiście, że chodziło mi o archeologię. Napisałam początek słowa, w potem chyba dopadło mnie zaćmienie umysłowe. Przepraszam za komplikacje. Jak już pisałam, przed zabiegiem zamierzam sie jeszcze umówić z panią psycholog, żeby sie do niego przygotować. Myślę, że jeśli zauważy u mnie jeszcze jakieś problemy, na pewno mi powie. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#124 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-12
Lokalizacja: Gdzie indziej jestem
Wiadomości: 8 397
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
![]() |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#125 | ||||||
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-08
Wiadomości: 198
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
Cytat:
Natomiast to jest bardzo proste - ci, ktorzy molestuja sami najczesciej byli molestowani. Dla nich to norma, przyzwyczajaja sie. Czlowiek do wielu rzeczy potrafi przywyknac, wiele uznac za normalne. To jest kwestia przetrwania - albo pewne rzeczy akceptujesz albo wariujesz. Czasami innej opcji nie ma. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Tak czy siak kazdy przypadek jest inny - jesli masz doswiadczenie z przemoca - wiesz (a przynajmniej domyslasz sie) kiedy wezwac policje a kiedy jest to niepotrzebne. Nie napisalam, ze policja jest zla tylko nie zawsze oplaca sie ja wezwac. Taki przyklad - bedac jeszcze malym dzieckiem musialam sciagac matke z parapetu, bo grozila, ze popelni samobojstwo. Ale ja wiedzialam, ze blefuje, ze to wyglupy napedzane frustracja, tzw. foch, nic powaznego. I ze umialam sobie z tym radzic. Wiec radzilam i sciagalam. Moglam wezwac policje i co by mi z tego przyszlo? Matke by zabrali do psychiatryka jako niepoczytalna. Zostalabym z ojcem ale to pijak byl, wiec pewnie by mnie nie wychowywal. Rodzina by mnie nie chciala znac - bo bylabym wyrodnym dzieckiem, ktore ciezko pracujaca matke wsadzilo do psychiatryka. Zostalby mi bidul - a tam bez perspektyw trafilabym w dosc nieciekawe srodowisko (warto przeczytac artykuly o sierocincach - zwlaszcza problemach np. molestowania seksualnego). Dopiero wtedy nabawilabym sie traumy i pewnie szkoly bym nie skonczyla. A tak - mialam swietne warunki do nauki i mimo wszystko srodowisko w ktorym potrafilam sie poruszac. Bylam do niego przystosowana, wiedzialam jak sie zachowac by jak najmniej oberwac. Jak czlowiek nie ma alternatywy, to uczy sie egzystowac z tym co ma. A niepoczytalnosc to pojecie wzgledne. Ludzka psychika jest tak skonstruowana, ze jak wyjmie sie owa szpilke, to mozna zyc normalnie. Wystarczylo, ze zrodlo stresu (ojciec) zniknal i tego typu sytuacja nie powtorzyla sie od 15 lat. Przeszlo jak reka odjal. Ja skonczylam normalnie podstawowke, poszlam normalnie do gimnazjum, liceum, pozniej na studia, skonczylam jedne, zaczelam drugie - i wszystko w normalnej atmosferze. A gdzie bym teraz byla dzwoniac na policje? Wole nie wiedziec. Cytat:
U mnie bylo tak, ze od dziecka mialam kontakt z przemoca. Pozniej on sie skonczyl a w zwiazku przemoc fizyczna byla w sladowych ilosciach - nigdy nikt fizycznie krzywdy mnie nie zrobil, incydenty zdarzaly sie raz na jakis czas i nie byly powazne - blef. A ja mialam mesjanska potrzebe uratowania duszy czlowieka i inne pierdy. Typowy syndrom: "zmienie misia-pysia moja miloscia". Fakt faktem, ze nigdy nie doswiadczylam przemocy na serio - takiej gdy ktos chcial mi zrobic fizyczna krzywde - naprawde zranic, naprawde zabic. Reakcja, gdy cos jest na serio powinna byc inna. Ale offtop przedni :d Edytowane przez Ereina Czas edycji: 2011-10-02 o 00:12 |
||||||
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#126 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-12
Lokalizacja: Gdzie indziej jestem
Wiadomości: 8 397
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
![]() ![]() |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#127 | |
Rozeznanie
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
![]()
__________________
zaczynamy walkę z wagą! 69 -68 -67 - 66 - 65,7 - 64,5 - 63 - 62,5 - 61 - 60 - 59 - 58 - 57 - 56! -----> tyle ma być ![]() |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#128 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2007-05
Wiadomości: 9 769
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Nie przeczytałam wszystkich wypowiedzi autorki. Nie mówiąc już o reszcie wątku...
Z wrodzonego braku cierpliwości. ![]() Odniosę się do tytułowego postu, ale - tu patrz pierwsze zdanie mojej wypowiedzi - być może czegoś nie doczytałam i generalnie wolałabym i mogę się mylić. Wszystko bazuje na moim subiektywnym odczuciu. Dziewczyna z założenia będzie dojrzała nad swój wiek i pragmatyczna biorąc pod uwagę jej datę urodzenia, ale to dla osób interesujących się tematem. ![]() Sama dorastałam w towarzystwie przyjaciół i kolegów swojego starszego brata i niektóre "akcje" naprawdę można wspominać z uśmiechem, ale mimo wszystko nie o tym. Czasem... właściwie chyba w dużej części przypadków mając szesnaście, czy siedemnaście lat słowo "związek" wydaje się być dla nas słowem nad wyraz poważnym, lecz mającym zupełnie inny wydźwięk niż na przykład w latach późniejszych. Mimo faktu, że powagi absolutnie nie należy mu potem ujmować. Z każdą kolejną "miłością", o ile jest kolejna, doświadczeniem to słowo ewoluuje i powoli ustalamy sobie jego granice. Po paru latach możemy nawet dojść do wniosku, że coś co kiedyś wydawało się nam "związkiem", z perspektywy czasu tak naprawdę wcale nim nie było. Być może się mylę, chciałabym aby tak było, ale ja mam wrażenie, że autorka nieco nadinterpretuje słowo "związek" w przypadku tej konkretnej relacji z M. podpartej przyjaźnią z bratem, osobistą tragedią, wspólnym życiem zawodowym koniec końców z jej jakby nie patrzeć rodziną, bo... o ile ona widzi to w ten sposób (wspólne przebywanie ze sobą, pomoc, towarzystwo, czy nawet całowanie), jeżeli M. widzi to dokładnie tak samo - czytaj widzi w tym rzeczywiście "związek", to nie grozi jej bolesne doświadczenie uczuciowe. Jeżeli zaś M. podchodzi do tego w inny ciężki do określenia z psychologicznego punktu widzenia ![]() No właśnie na ile to jest opieka, na ile miłość - ja tego nie wiem i pewnie się nie dowiem, ale... to jedyne, co nasuwa mi się po przeczytaniu pierwszej wiadomości. Trzymając się zaś tematu operacji... Zamiast opisywania całej rzeczy na forum zwierzyłabym się M., zapytałabym co on o tym myśli i jak widzi Wasze sprawy wobec świadomości Twojej choroby. W związku tak się postępuje. Poznałabym jego zdanie, ale nie zmieniłoby to faktu, że decyzję podjęłabym sama wtedy, kiedy czułabym się gotowa i naprawdę chciała tego dla siebie, nie wobec presji spowodowanej być może potrzebą innych albo poczuciem, że ta potrzeba kiedyś będzie istotna. Zakładam, że gdybyś z nim ten temat poruszyła w wystarczającym stopniu, nie byłoby Cię tutaj - być może nie doczytałam. Z drugiej strony niby jest fajnie, niby ok, niby narzekać nie można, niby opieka, niby niczego Ci nie brakuje, ale brakuje Ci wśród bliskich osoby, z którą mogłabyś ten temat poruszyć - i znowu czy nie doczytałam? ![]() Inna uwaga. Czy na operację/zabieg osoby niepełnoletniej nie musi wyrazić zgody jej prawny opiekun? Wreszcie... Odbiegając nieco... nie idź na archeologię ![]() ![]() Edytowane przez cbc6429be45513368b51b71e340d921ce6d338a3 Czas edycji: 2011-10-03 o 11:31 |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#129 | |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 552
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
A co do operacji- rób jak najszybciej, żebyś już miała to za sobą, ale nie ze względu na jakiegoś M, tylko na siebie. |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#130 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-09
Lokalizacja: Mondello
Wiadomości: 324
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Miałam konkretny powód, żeby zastanawiać się nad zgłoszeniem się na zabieg tu, na forum i to takim, na którym debiutuję, zamiast rozmawiać z rodziną czy M. Tu nie jestem niczyją dziewczyną czy ukochaną młodszą siostrzyczką - a to bardzo wpływa na decyzje ludzi. Tzn. jak juz powiedziałam, że jestem zdecydowana i robimy to, to dostałam od nich pełne wsparcie. Ale jakbym usiadła, i zaczęła się przy nich zastanawiać, że w sumie, to powinnam to zrobić, ale się trochę boję, bo to jednak operacja, i będzie bolało i nie wiadomo, czy się wszystko uda, to nagle wszyscy zaczęliby mi radzić, że z tym można zaczekać, że to nie jest zabieg ratujący życie, że mogę spokojnie żyć bez niego itd. I ja bym sie pewnie nawet przez chwilę cieszyła, że termin przepadł, ale potem byłabym zła na siebie, że nie skorzystałam z szansy, kiedy sie nadarzyła. No ani mój brat, ani P nie powiedzą mi "Tak, masz to zrobić!". M w tym przypadku postanowiłam w ogóle nie pytać o zdanie - wiem, że gdybym zapytała sie go w tej chwili wprost, to powiedziałby, że ta operacja nie jest konieczna, że po co mam cierpieć i że poradzimy sobie bez niej. Tyle, że myślę, że po zabiegu, będzie się tak samo jak ja cieszył, że się na to jednak zdecydowałam. Poza tym, jeżeli zabieg okazałby sie jednak wyjątkowo uciążliwy, to nie chcę, żeby miał wyrzuty sumienia, że cokolwiek, co powiedział, skłoniło mnie do tej kuracji. Obiecał tam być przez całe godziny odwiedzin i w ogóle nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Ale nie chce, żeby czuł sie odpowiedzialny za moja decyzję. W tym jednym przypadku.
Bo na codzień jestem raczej bardzo otwarta i mówię, o czym tylko myślę. Tak, sprawy seksu ( także tego, co wtedy, jeśli efekty zabiegu nie będą najlepsze ) mamy obgadane. Także to, że nie możemy mieć dzieci. I tu sobie wszystko spokojnie obgadaliśmy. Natomiast operacja jest tylko moją decyzją. Przez wszystkich zaakceptowaną. I tak, papiery przed operacja będzie podpisywał mój brat. On tez będzie wypełniac te wspaniałe druczki, które dają przy przyjęciu do szpitala, kogo powiadomić w przypadku zgonu. ![]() Co do związków i tego, co oznacza słowo "związek" w jakim wieku. Trudno mi polemizować. Z oczywistych względów nie mam zielonego pojęcia, jak będę odbierała niektóre sprawy za dziesięć lat. Czytałam sobie wczoraj jakis artykuł w National Geographic, że mózg tak naprawdę kończy dojrzewać w wieku dwudziestupięciu lat. Natomiast podobno juz piętnastolatki podejmują na testach takie decyzje, jak dorośli, pod warunkiem, że nie wykonują ich w obecności grupy rówieśników. Bo wśród kolegów niestety głupieją. Ale to tak na marginesie. Natomiast na pewno nie czuje się, jak młodsza koleżanka czy "chora siostra przyjaciela" ( zresztą, nie przesadzajmy z tą chorobą, zrobię ten zabieg i zapomnę o sprawie ), tylko jednak jak dziewczyna i partnerka M. Owszem, zdarzały się sytuacje, kiedy bardzo potrzebowałam jego wsparcia i ze względu najpierw na rodziców, a teraz na ten zabieg jest ich jednak sporo, ale myślę, że potem te proporcje będą coraz bardziej wyrównane. Co do moich zawodowych planów - w zasadzie od dziecka wiedziałam, co mnie interesuje, a z biegiem lat tylko się to sprezyzowało. Z roku na rok widzę, jaki to się niewdzięczny zawód zrobił, jak tu czasami trzeba wręcz żebrać o fundusze - tylko, że to mnie jakoś kompletnie nie zniechęca. Cały czas kombinujemy z bratem włożenie częsci pieniędzy rodziców w jakąś inwestycję, która poźniej np. co miesiąc gwarantowałaby jakąś w miarę stałą sumę, pozwalającą się w razie czego utrzymać, ewentualnie jestem nawet gotowa mieć dwa zawody jak P, jeden, żeby zarobić nażycie i wykonywanie drugiego. Owszem, mam jeszcze inne plany studiów na przyszłość, ale jeśli komuś nie podba się archeologia, to etruskologia na uniwersytecie we Florecji pewnie też nie przypadnie mu do gustu. W każdym razie, próbuję ustawic sobie wszystko tak, żeby później być poważną kandydatką do pracy, dbamy też o jakieś ewntualne zaplecze finansowe i nie lekceważę realiów - ale zrozumcie, nie ciągnie mnie na jakoś na te "perspektywiczne " kierunki. Prawo? Naprawdę popieracie klany prawników, w których każde pokolenie coraz mniej nadaje sie do wykonywania zawodu? Uwierzcie mi, nie byłabym dobrym prawnikiem. Medycyna? Chcecie być leczone przez lekarkę bez powołania? Tak uczciwie? Informatyka? Całkowity brak zdolności w tym kierunku? Przyszłośc po politechnice? Bo ja wiem, czy naprawde osoba, która nie ma w tych kierunkach żadnych zdolności znajdzie pracę i sie utrzyma w niej, nawet jeśli cudem zda i skończy politechnikę? Biotechnologia? Podobno jest fascynująca, ale nie dla mnie. Odkąd nauczyąłm się czytać podbierałam rodzicom książki historyczne, najpierw te fabularne, potem już prawie wszystko, co mi wpadło w ręce, potem dzięki wyjazdom zainteresowałam sie tym jeszcze bardziej, zaczęłam właśnie jakieś próby korespondencji z ludźmi tym się zajmującymi, odwiedziłam kilka punktów, w których prowadzono badania. Widzę też tę ciężko, monotonną stronę tej pracy, zwłaszcza, że współcześnie naukowców się niby lubi i szanuje, ale raczej tych z kierunków biologiczno-chemiczno-fizycznych, a nie badaczy historii. Wiem, że pozyskanie funduszy to koszmar. Ale chciałabym to robić, nawet , jeżeli miałabym sama zbierac pieniądze i sama finansować swoje badania. Bo to mnie fascynuje. Więc przykro mi. Nie będę kontynuowa tradycji rodzinnej, nie zostanę radcą prawnym. Ale nie chciałybyście, żebym Was reprezentowała. Wierzcie mi. A wybieram coś, co jest moją pasją, co po prostu czuję i czemu z przyjemnością poświęcę lata pracy. I wiem, że czasami jednak ludziom po prostu nie wychodzi, ale zrozumcie - nie chcę rezygnować z marzeń i pasji mając szesnaście lat. Przynajmniej spróbuje powalczyć. Żeby nie pracować przez ponad czterdzieści lat w zawodzie, którego nie będe mogła znieść, nie być w nim w dodatku kiepska i nie czekac cały tydzień na piątek. A niestety w tej chwili żaden zawód nie gwarantuje pewnej pracy. Ani pewnych pieniędzy. A, jak już się chce mieć i wielkie pieniądze i super znane nazwisko, to tylko sprzedać wszystko, kupić bilet w jedną stronę do LA i próbowac zrobić karierę w Hollywood. Ale jakoś nigdy o tym nie marzyłam... Ereino - co do naszego off-topu - ale wiesz, istnieją izby wytrzeźwień, przy próbach samobójczych można chyba kogos przymusowo skierować na terapię - a Polska to nie Norwegia, tu nikt tak szybko nie zabiera dzieci rodzicom. Twoja mama pewnie by została poproszona o uczestnictwo w takiej terapii, ale, jeżeliby poszła, nikt by Cię z domu nie zabrał. Moja wychowawczyni w zeszłym roku leczyła depresje, nie zabrali jej ani dziecka ( które samotnie wychowuje) ani wychowawstwa klasy nawet. Myślę, że jest duża szansa, że gdyby ktoś wtedy powiadomił policję ( a tak w ogóle, powinno być takie pogotowie psychiatryczne do takich przypadków), to mogłabyś być teraz dokładnie tu, gdzie jesteś, tylko mniejszym kosztem. Mama P niestety też nie robiła nic. Mimo bycie jedyną żywicielką rodziny i właścicielką mieszkania. Wiem, że to jest współuzależnienie i nie jej wina , ale jednak dla mnie to przerażające... Pozdrawiam i bardzo dziekuję za pomoc. Dziekuje też bardzo za prywatną wiadomość w sprawie zabiegu i możliwości znieczuleń - poprawił mi nastrój przed zabiegiem. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#131 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-09
Wiadomości: 133
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
przeczytałam cały wątek, ale chcę się wypowiedzieć tylko odnośnie studiów - uważam, że pierwszym kryterium wyboru kierunku powinny być nasze własne preferencje a dopiero drugim czy jest po tym praca, czy są perspektywicznie itp...
jaki jest sens męczyć się 5 lat żeby nauczyć się czegoś czego nie ma się zamiaru wykonywać, ewentualnie męczyć się kolejne 40? myslę, że lepiej przez te 5 lat uczyć się tego, co się lubi a potem - się zobaczy ![]() dlatego, autorko, w tym względzie całkowicie Cię popieram ![]()
__________________
Zakochanie - to relacja międzyosobowa wynikająca z upodobania sobie w kimś, powodującego zależność emocjonalną od tego kogoś. Na miarę siły owej zależności następuje proporcjonalnie: utrata zdrowego rozsądku oraz zdolności do samodecydowania. o. Paweł Gużyński OP |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#132 | |||||||||
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2007-05
Wiadomości: 9 769
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
Cytat:
![]() Nikt jak oni nie powinien znać Ciebie, Twoich obaw, Twojego zdania, czy Twoich wątpliwości, stąd stanowią o wiele lepszych partnerów do takiej rozmowy. Cytat:
Cytat:
Twoje wypowiedzi skłaniają mnie ku myśli na ile to co piszesz, jest tym jak wyobrażasz sobie w swoim siedemnastoletnim umyśle, że powinno być, a na ile w rzeczywistości tak faktycznie jest. Choć - ponownie - i tu mogę się mylić. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
![]() ![]() Cytat:
Sukcesów i zdrowia. Pytanie, czy zaplecze finansowe brata, bądź zmarłych rodziców da Ci satysfakcję jeżeli los potoczy się tak, że nie zrealizujesz ambicji zawodowych, ale... to już nie mój kłopot. |
|||||||||
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#133 | ||
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-08
Wiadomości: 198
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
A i tak nadal uwazam, ze wzywanie policji w pewnych przypadkach jest jak likwidacja mrowki czolgiem. Nie oznacza to, ze tolerowalabym goscia, ktory lata z sikiera czy gwalci corke. Po prostu jestem bardziej oswojona z przemoca, sama w sobie nie jest dla mnie szokujaca, nie reaguje wiec na nia nerwowo. Cytat:
Mimo wszystko - latwo jest mowic co by sie zrobilo, jesli sie nigdy nie bylo w takiej sytuacji. Wracajac do tematu - zgadzam sie z backie. Po prostu mimo calej swojej dojrzalosci wciaz jestes dzieckiem. A skoro nim jestes to nie ma sensu na sile udawac, ze jest inaczej. Masz wspaniale warunki - i finansowe i rodzinne, ze nie ma potrzeby bys dorastala szybciej niz jest to konieczne. Bo pomimo satysfakcji i polechtanego ego, to sie przedzej czy pozniej sie to na tobie odbije. Chcesz isc do instytutu - chodz ale dla wlasnej przyjemnosci a nie z mysla o budowaniu CV. Pasjonuje cie archeologia - super, interesuj sie tym dalej ale szukaj tez innych rzeczy, ktore moglabys potencjalnie wykonywac w przyszlosci. Nie musisz pracowac zarobkowo czy sprzatac w domu - to nie pchaj sie do tego, bo jeszcze sie w swoim zyciu i napracujesz i nasprzatasz. Chcesz dokonac zabiegu - ok ale miej na uwadze, ze bardzo bolesny pierwszy raz moglby cie zniechecic do seksu badz tez wytworzyc falszywy obraz, ze jest to cierpienie dla partnera. Zabieg nie ucieknie. Przeciez bedziesz go mogla zrobic w kazdej chwili - nie zamkna za rok wszystkich szpitali. Masz plany - ok ale nie zyj mrzonkami, bo wszystko sie moze zmienic. Wlasnie - rozmawialas z M? Powiedzial tobie wprost, ze traktuje cie jak rownorzedna partnerke? Czy jesli to on glownie tobie pomaga, to mozna mowic o partnerstwie? A tak na marginesie - czlowiek dojrzewa cale zycie. Nawet majac 25 lat bedziesz zupelnie inna (i bardzo niedojrzala) osoba niz 40 lat pozniej. Edytowane przez Ereina Czas edycji: 2011-10-04 o 09:55 |
||
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#134 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-09
Lokalizacja: Mondello
Wiadomości: 324
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Backie- nie czytałaś moich postów poza pierwszym - termin operacji został już wybrany, robię ją w styczniu, a cała moja rodzina oraz M i jego mama obiecali sie przy mnie zmieniać w szpitalu. To tak w skrócie jeden z moich dalszych postów, chyba sprzed tygodnia. Słowo "zgon" w tym kontekście raczej mnie bawi, chociaż, gdybym szła na jakiś wyjątkowo ciężki zabieg wolałabym, żeby używali eufemizmu. Ot, tyle, milej podpisywać. laparoskopia chyba sie klasyfikuje jako operacja, a nie zabieg, ale nie mam żadnej wiedzy medycznej i tych słów używam zamienne, żeby się nie powtarzać.
Owszem, barzo bym chciała, żeby mój związek z M był całkowicie partnerski i żebyśmy dawali z siebie po równo. Ale, to, że w tej chwili jest inaczej, to raczej sprawa wypadków losowych, a nie mojego świadomego działania. Potrzebowałam go bardzo po stracie rodziców, tak samo, jak będę go chciałamieć obok siebie w szpitalu. Gdyby sytuacja była odrtotna, też starałabym sie być dla niego jak najlepszym oparciem w takich chwilach. No ale przecież nie powiem " Kochanie, a może byś sobie zoperował wyrostek, a tak, na zapas, bo bym zajmowaął się Toba po operacji i nasz związek byłby bardziej partnerski". Rozumiem, że w związku trzeba dążyć, żeby dwoje ludzi dawała z siebie po równo, ale są tkie losowe sytaucje, kiedy to jest nie do zrealizowania. Bo dochodziłoby do tego, że ktos naprawdę cięzko chory musiałby sie rozstać z partnerem, żeby ten nie musiał się nim opiekować, bo związek przestałby być partnerski. Słuchajcie, proponuję zakończyć dyskusje o mich planach na życie, bo ona tu i tak nic nie wnosi do głównego tematu. Jak napiszę, że wiem, co chcę robić, to źle, bo w tym wieku powinnam nie wiedzieć i szukać, jak napiszę, co chcę robić, to źle, bo to nieperpektywiczne, jak napisze, co zrobiłam, to źle, bo nie zajmuję sie tym, czym nastolatka powinna i w dodatku się chwalę tym co zrobiłam, a jak napiszę, co chce zrobić, żeby zminimalizować ryzyko porażki, to źle, bo się chwalę planami, a nie osiągnięciami, a w ogóle to jeszcze poważnie planowac nie powinnam. Więc po prostu - zostawmy ten temat, zwłaszcza, że akurat ten mam dokładnie obgadany z rodzina i M. I, oczywiście, że on wie o moich planach. Teraz właśnie między innymi analizujemy rozwiązania, które pozwoliłyby nam robić to, co chcemy i jeszcze nie wpakować się w związek na odległość. Ereino - no wiesz, mó j braciszek wcale nie jest pierwszym lepszym facetem! Oczywiście żartuję, wiem, co masz na myśli. Nie bardzo pamietam P z tamtego okresu, miałam około dziesięciu lat. Zostawienie za sobą domu rodzinnego kosztowało ją cztrey lata terapii, ale udało się i teraz jest radosną, żyjącą pełnią życia kobietą. Natomiast kiedy zaproponowaliśmy podobną pomoc jej matce, odmówiła. Szkoda. I nie potrafie zrozumieć, dlaczego... |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#135 | ||
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2007-05
Wiadomości: 9 769
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
Powyższym dałaś przykład, że masz niewielkie pojęcie również i w tej kwestii. Nie polega to na tym, że ja Tobie pół jabłka, Ty mi dokładnie! drugie pół tego samego! jabłka, bo inaczej o partnerstwie mowy nie będzie. Ja poleżę w szpitalu pięć dni, to Ty poleż też pięć, bo... i tak dalej. Zgadzam się z poprzedniczką. Jesteś dzieckiem, które bardzo się stara, ale... w szkole i National Geographic wszystkiego Cię nie nauczą. W odniesieniu do innych postów... Cytat:
![]() Jeżeli ten człowiek ma świadomość, że związał się z dzieckiem oraz że w przypadku gdy ten - nazwijmy go - związek nie wypali zostanie mu dalej prowadzić kancelarię, czy co tam innego robi z Twoim bratem, to ok, chwała mu za to. Osobiście bym się nie zdecydowała. Tym niemniej, świetnie że niczego Ci nie brakuje i wszyscy o Ciebie dbają. Tak trzymać. Dziwi mnie, że w ogóle się tu pokazałaś, bo w takiej sytuacji to i po co - w końcu data w zasadzie też ustalona, no ale co ja tam wiem. ![]() Z mojej strony EOT, bo nie bawi mnie rzucanie grochem o ścianę. Groch się sam kiedyś obtłucze czytaj "dostanie po nosie", groch będzie wiedział. ![]() Inny sposób nauki bywa czasem mało skuteczny, albo daje mylne wyobrażenie... a tu pannę jednak wiedza bardzo interesuje. |
||
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#136 | |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 552
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
Ciekawa sprawa, czy ten M. zastanowił się przez chwilę nad tym, że jest w związku z dzieckiem. W dodatku z dzieckiem, które jest siostrą jego przyjaciela... za kilka lat może wyjść z tego niezły kanał. Co ja piszę, przecież wszystko jest obgadane. Idź sobie na archeologię, jedź do Florencji, żyj długo i szczęśliwie z M. Ja tylko zasugerowałam, żebyś przemyślała ta archeologię, bo mam 3 koleżanki które skończyły te szlachetne studia Z WIELKIEJ PASJI. Nie opowiadaj tu dziewczyno, o tym, że masz obgadane plany życiowe. Skończ tą archeologię i dopiero gadaj o wielkich planach. Do moich kumpeli też nic nie docierało 7 lat temu... Teraz dociera. Ja też widzę, że to wszystko, to rzucanie grochem o ścianę. Dziewczyna jest młodziutka, jeszcze ją życie nauczy i może boleć bardziej niż po operacji. |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#137 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2009-09
Lokalizacja: UK
Wiadomości: 7 289
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
Odnosnie pogrubionego, wole pozostawic Twoja wypowiedz bez komentarza, bo na usta cisna mi sie niecenzuralne slowa. ![]() |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#138 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 552
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Po pierwsze to nie unoszę się. Jestem bardzo spokojna, ale też bardzo szczera i nie zamierzam niczego ubierać w ładne i delikatne słówka. To co napisałam, NIE oznacza, iż życzę Autorce, aby spotkała ją bolesna nauczka, bo nawet najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła. Jak dotknęła Cię moja szczerość, no cóż... sorry
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#139 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2009-09
Lokalizacja: UK
Wiadomości: 7 289
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Cytat:
Autorka przychodzac tutaj na forum, raczej nie liczyla na tego typu teksty. No ale coz, kultury trzeba sie uczyc cale zycie. |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#140 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2011-09
Lokalizacja: Mondello
Wiadomości: 324
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Kończąc temat:
Akapit o związkach i partnerstwie miał być z założenia ironiczny. Jeśli odebrałyscie go inaczej - no cóż, może po prostu źle się wyraziłam. Zdaję sobie sprawę, że jeżeli mój związek z M nie wypali, to bedziemy musieli rozstać się jak w najlepszych stosunkach lub przynjamniej to pozorować, żeby nie zepsuć przyjaźni między nim a moim bratem czy w ogóle sympatii między dwiema rodzinami. Myślę, że jeśli będzie trzeba będziemy umieli rozstać się nie piorąc publicznie brudów. Związek zaczyna się wtedy, kiedy obie osoby uważają go za związek, ale, jak ktoś słusznie zauważył, w każdym wieku słowo związek oznacza coś innego. W wieku piętnastu lat było to dla mnie głównie rozmawianie czy wspólne wyjścia ( tak, wiem, że dziś rano była informacja, że jakąś trzynastolatkę złapali na uprawianiu seksu z czternastolatkiem w szkolnej toalecie, ale jednak większośc związków w tym wieku tak nie wygląda ). W tej chwili juz związek postrzegam inaczej. I to M musiał się do mnie dostosować, jeśli się chciał ze mną spotykać, bo ja ( zwłaszcza dwa lata temu ) na pewno nie byłabym w stanie dobić do dwudziestoparolatków. Myślę, że z roku na rok ta różnica stanie sie coraz mniej odczuwalna. Zobaczymy. A kończąc temat moich studiów - jakieś sensowne plany drogi zawodeowej pomagają mi ułożyc osoby, którym samym sie udało ( kiedyś mój tata, teraz mój brat ), korzystam też z porad ludzi, którzy pracują w tym zawodzie. I... wiem, że to dalej niczego nie gwarantuje. na ile się da, staram się zabezpieczać, ale też nie zamierzam od razu rezygnować z wymarzonego kierunku i pracy, bo może mi sie nie udać. I tyle. bardzo dziekuję wszystkim za pomoc, w tym tą zawartą w prywatnych wiadomościach. Naprawdę sporo z tego mi pomogło, a inne rzeczy skłoniły mnie do przemyśleń - choć nie zawsze do zmiany zdania. ![]() |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#141 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2010-01
Wiadomości: 8 665
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
Myślałam ostatnio o sobie i o Wizażu i przypomniałam Twój temat- a więc co u Was?
Pozdrawiam |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#142 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2011-12
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 725
|
Dot.: Dom, mężczyzna, operacja - moje rozważania
A ja sobie przypomniałam, że obserwowałam ten wątek jeszcze zanim założyłam konto i teraz dzięki Wizażance Asia_asia znów wypłynął... Też jestem ciekawa co u ciebie.
Pozdrawiam ciepło.
__________________
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|



Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 17:53.