|
|
#1 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Witam
![]() Podobny wątek na pewno już nie raz się pojawił, ale co człowiek to inna historia. Tym razem chcę przedstawić wam swoją, bo utknęłam w martwym punkcie i nie wiem, którą drogą iść. Przejrzałam kilka wątków i zauważyłam, że są tu naprawdę mili i uczynni ludzie, więc postanowiłam się zarejestrować. Mam nadzieję, że ktoś zechce to przeczytać (trochę to długie...) i spróbować mi pomóc ![]() Do rzeczy - jestem z moim, jak to tu określacie, TŻ od ponad czterech lat. Nie powiedziałabym, że były to burzliwe lata, bo oboje mamy raczej spokojne temperamenty, ale przynajmniej dwa ostatnie lata nie należały do najszczęśliwszych. Wszystko zaczęło się jeszcze w szkole średniej. Byliśmy ledwie pełnoletni, albo nawet jeszcze nie, zupełnie bez doświadczenia (wcześniejsze kilkumiesięczne związki to żadne doświadczenie), zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Pierwsze miesiące to była po prostu bajka. Przyzwyczaił mnie do pięknych sms-ów, kwiatów, czułych wyznań... Czułam się jak księżniczka. Każdą chwilę spędzaliśmy razem, leżeliśmy i przytulaliśmy się, chodziliśmy na długie spacery... Wydawało nam się, że jesteśmy do siebie tacy podobni. (Z perspektywy czasu zastanawiam się, co nas wtedy ze sobą łączyło, przecież na dobrą sprawę nawet ze sobą nie rozmawialiśmy!) Nie miałam pojęcia o miłości, on był moją pierwszą miłością, więc myślałam, że tak właśnie to ma wyglądać. I, co gorsza, myślałam, że tak to będzie zawsze wyglądać. Ale wiadomo jak to w związku - im dużej razem, tym coraz bardziej przestaje się człowiekowi cokolwiek chcieć, wkracza rutyna. Ja byłam za młoda i za głupia (co powtarzam w kółko - za wcześnie się poznaliśmy), on w pewnym momencie się opamiętał i stwierdził, że nie możemy żyć tylko sobą. Zanim mnie poznał miał mnóstwo pasji, które trochę zaniedbał, ale po tych kilku miesiącach wrócił do nich. A ja wciąż chciałam żyć tylko nim, świata poza nim nie widziałam. I tu zaczęły się pierwsze zgrzyty (że np. miałam pretensje i robiłam mu wyrzuty o to, że dwa dni z rzędu się nie spotykamy, bo on jest zajęty czymś innym - nie mówiłam, że byłam za młoda i za głupia?). Kolejne problemy były jeśli chodzi o znajomych. Jakoś nie potrafiłam się odnaleźć wśród jego przyjaciół. Chciałam, żeby on był cały czas przy mnie, a jak rozmawiał dłużej z jakąś koleżanką to robiłam się zazdrosna. Ale jeszcze żebym to wyrzuciła z siebie i zrobiła mu awanturę... Nie, ja słowa na ten temat nie powiedziałam, tylko siedziałam naburmuszona i nie chciałam z nikim gadać. Jedno, drugie, piąte, dziesiąte takie wyjście i on zaczął mieć dość wychodzić gdzieś ze mną. Nie zdziwię się nawet, jeśli czasem było mu za mnie wstyd. Nigdy nie powiedział mi tego wprost (i to był nasz kolejny problem od samego początku - nie mówiliśmy sobie nic wprost. Nie potrafiliśmy rozmawiać. Do tej pory mamy opory, zwłaszcza ja - kiedy pojawia się problem, trzeba go przedyskutować, najchętniej uciekłabym gdzieś, schowała się, żeby ten problem sam zniknął). Po prostu zaczął wychodzić beze mnie, nie mówiąc mi o tym. Kilka razy się dowiedziałam, zrobiłam mu awanturę, że mnie okłamuje. Bo skoro nie powiedział, że wychodzi ze znajomymi, tylko że np. się uczy, to pewnie ma coś na sumieniu, tak? Na pewno coś ukrywa. Przecież gdyby nie czuł się winny, nie ukrywałby tego, tylko by mi powiedział. Tylko jakoś nie przyszło mi wtedy do głowy, że mimo iż nie robił nic złego, bał się mi powiedzieć bo bał się mojej reakcji... I zrobiło się z tego błędne koło - chciał wyjść ze znajomymi, ale nie chciał mnie brać ze sobą, bo wiedział że znowu będę mieć do niego pretensje o wszystko, ale nie mógł mi powiedzieć że wychodzi sam, bo wiedział, że o to też będę mieć pretensje... Więc mnie okłamywał. Przyzwyczaił mnie na początku, że jest mój i tylko mój, a ja ubzdurałam sobie, że tak właśnie ma wyglądać związek. Powiem po raz kolejny, że byłam zbyt młoda i zbyt głupia, żeby się poważnie wiązać. Zaczęły się pierwsze poważniejsze kryzysy (chociaż wtedy jeszcze 'kryzysiki' ), on zaczął mnie unikać, żeby trochę odetchnąć. On ma tyle pasji, że choćby mu dać tydzień wolnego, i tak nie zdążyłby zrobić wszystkiego, na co by miał ochotę. A ja jeśli nie spotykałam się z nim, nie potrafiłam się niczym zająć. Zapomniałam o wszystkim, co robiłam wcześniej - o tym, że kiedyś rysowałam, o tym że uwielbiałam pisać teksty, dłuższe i krótsze, nawet próbowałam pisać książkę... Takie tam wypociny nastolatki, ale jakby ją przerobić, to pomysł był całkiem niezły. W każdym razie - coś mnie interesowało. A od kiedy zaczęłam być z nim, cokolwiek poza nim przestało mnie interesować.Nie wiem, dlaczego tyle byliśmy (jesteśmy) razem, skoro już wtedy wszystko było nie tak jak być powinno. Chyba byliśmy sobą za bardzo zafascynowani. Po trzech latach nastąpił prawdziwy poważny kryzys. Ja do niego z pretensjami, że za mało czasu mi poświęca (wtedy już zamiast dwóch dni w tygodniu beze mnie były dwa dni ze mną), on do mnie że go ograniczam i się czepiam. Musieliśmy zrobić przerwę na kilka miesięcy. Podczas tych kilku miesięcy przeszłam przez fazę załamania, zrezygnowania, przemyśleń, do obojętności i nastawienia 'jestem szczęśliwa, bez względu na to, co będzie'. I wtedy zeszliśmy się i zaczęliśmy tak jakby nowy związek. Było cudownie. Ja się zmieniłam, trochę dorosłam, on się zmienił, zaczął bardziej o mnie dbać. Ale im dłużej byliśmy razem, tym bardziej przestawaliśmy się starać... I tak doszliśmy do obecnego punktu. Można powiedzieć, że mnóstwo pisania (i czytania, jeśli ktoś dotarł do tego momentu) na marne, bo dopiero zaczynam opisywać aktualną sytuację, ale wydaje mi się, że te początki są ważne i miały duży wpływ na to, co się dzieje teraz. Wydawało mi się, że wszystko jest względnie dobrze, ale z dnia na dzień przeszliśmy w coś w rodzaju zawieszenia... Jedna drobna sytuacja i stoimy na rozdrożu, nie mając pojęcia w którą stronę iść. Ja cały czas twierdzę, że za wcześnie się poznaliśmy. Przez te cztery lata, zamiast tkwić w poważnym związku, powinniśmy związywać się i rozstawać coraz to z kimś nowym, kimś innym; bawić się, rozwijać pasje, korzystać z uroków młodości i nauczyć się życia. Gdyby tak było, teraz bylibyśmy gotowi na poważny związek. A tak - mimo że wstyd mi za siebie jaka byłam kiedyś, mimo że długo walczyłam, żeby się tych cech pozbyć, to jednak gdzieś we mnie zostało trochę tego czepialstwa, 'zazdrośnickości', chęci posiadania go na własność. Cech, które wychodzą ilekroć on choć trochę przestaje o mnie dbać. Poza tym - zamiast żyć własnym życiem, uzależniłam się od niego. Zrobiłam z siebie słabą psychicznie, kompletnie niesamodzielną kobitkę. Jeśli w wolnym czasie nie spotykam się ze swoimi przyjaciółkami albo z chłopakiem - kompletnie nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Czuję się od niego gorsza, czuję się nikim i najgorsze, że sama siebie do tego doprowadziłam. Sama pozwoliłam mu na kierowanie mną, jak mu się podobało. I w tej chwili wygląda to tak, że on ma swoje sprawy, do których mnie nie dopuszcza, a ja (wstyd się przyznać) nie mam swojego życia. Właściwie nic nie robimy razem. A ja wolałabym robić coś razem z nim, niż sama. Jasne, warto zawsze mieć taką tylko swoją 'odskocznię', ale wystarczyłoby mi jedno takie zajęcie. Chciałabym więcej rzeczy robić z nim. Mieć wspólne pasje, plany. A on ma swoje życie, którego nie chce dzielić ze mną. Nawet nigdzie na wakacjach nie byliśmy razem! Proponowałam mu dłuższy wyjazd za granicę z moimi znajomymi, ale oczywiście musiał w nim znaleźć coś, co mu się nie spodoba. Jeżeli on coś wymyśli - to to jest dobry pomysł. Ale jeżeli ja mu coś zaproponuję, zawsze szuka w tym wad. A ja nie chciałam jechać bez niego, więc też zrezygnowałam. Heh, nawet jak mu proponuję wypad do kina, do restauracji, na piwo, w góry, na dłuższy spacer do lasu - bardzo ciężko, o ile w ogóle da się go wyciągnąć. A on nie proponuje żadnych urozmaiceń w spędzaniu czasu. Mówi tylko, żebym znalazła sobie swoje hobby, żebym zajęła się też sobą. A ja chciałabym, żebyśmy wspólnie zajmowali się nami... I czasem zaczynam myśleć, że ja w ogóle nie mam w nim oparcia. Że niczego nie osiągnę, jeśli będę z nim. Że cały czas będę taka jaka jestem, czyli nieszczęśliwa, bo do niczego w życiu nie doszłam. A przecież nie tak to powinno wyglądać! Zawsze mi się wydawało, że ludzie, którzy się kochają powinni się wspierać. A my nie potrafimy. Tylko czy po prostu jesteśmy takimi ludźmi, którzy tego nie potrafią? Czy po prostu w tym układzie nam nie wychodzi, a kimś innym byśmy potrafili? A po tych zastanowieniach zawsze nachodzi mnie myśl, że nie potrafiłabym żyć bez niego. Bo, poza tym co opisuję, było przecież mnóstwo wspaniałych chwil! Tylko czego to jest oznaka? Słabości? Czy wielkiej miłości? No i doszliśmy do tego punktu, że chyba mamy po prostu inne wizje tego, jak ma wyglądać związek. Gdyby nie to, że byliśmy tak młodzi kiedy się poznaliśmy, gdyby nie moje kretyńskie zachowanie na początku, pewnie by to wyglądało inaczej. Ale przeszłości nie da się zapomnieć, to było i pokutuje w teraźniejszości. I co z tym zrobić? Mówi się, że związek to sztuka kompromisu. Ale czy w tym wypadku da się go znaleźć? Czy te nasze wyobrażenia na temat związku są tak różne, że nic z tego nie będzie? Czy może wciąż do tego nie dorośliśmy? Kocham go i wiem, że on mnie też kocha. Ale co dalej? Uff, przepraszam, że tak długo... Musiałam to z siebie wyrzucić. Pozdrawiam tych, którzy mimo wszystko dotrwali do końca opowieści
|
|
|
|
|
#2 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2007-08
Lokalizacja: Poznań
Wiadomości: 146
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Kluczowym pytaniem jest tu kwestia czy naprawdę się kochacie czy to bycie ze sobą jest bardziej z uzależnienia od siebie i strachu przed ewentualną samotnością?
Jeśli masz wątpliwości, to już mimo wszystko jest sygnał, że nie dzieje się najlepiej i że tak być może już zawsze. Czasami lepiej zamknąć za sobą przeszłość i zacząć iść ku nieznanemu...niż trwać w czymś co nas nie przekonuje i nie jest sensem życia. |
|
|
|
|
#3 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Mereth - możesz mieć rację z tym, że boję się samotności i boję się zmian. Może właśnie dlatego boję się rozstania?
Ale co jego przy mnie trzyma? Pytałam go o to - powiedział, że cały czas ma w pamięci wszystko to, co było dobre między nami. Nie jest mi łatwo, bo stoję na rozdrożu. Dokładnie na środku między jedna a drugą ścieżką, ani pół centymetra bliżej którejkolwiek z nich. Dziękuję Ci za odpowiedź
|
|
|
|
|
#4 |
|
BAN stały
Zarejestrowany: 2010-03
Wiadomości: 139
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Trzeba po prostu ODPOCZĄĆ i gdzieś RAZEM wyjechać (choćby na weekend). Przy okazji zobaczysz jaka będzie Jego reakcja. Nawet krótki wyjazd może przyczynić się do poprawy Waszych relacji. Jesteś zaborcza, ale przecież możesz nad sobą popracować. I nie kontynuuj tych ciągłych pretensji ponieważ nic dobrego z tego nie wyniknie. Powodzenia .
Edytowane przez anka68 Czas edycji: 2010-09-14 o 00:17 |
|
|
|
|
#5 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 71
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
.
Edytowane przez asia9891 Czas edycji: 2010-09-14 o 00:29 |
|
|
|
|
#6 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
anka68 - wyjechać gdzieś razem to pewnie dobre rozwiązanie. Ale dopiero za jakiś czas. Póki co bardziej potrzebujemy przerwy i odpoczynku od siebie.
|
|
|
|
|
#7 |
|
BAN stały
Zarejestrowany: 2010-03
Wiadomości: 139
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
A podczas tej "przerwy" jeszcze bardziej będziesz rozpamiętywać to wszystko.
Testowałam - nie działa . Odpoczynek od siebie (jak to napisałaś) nie polega na ratowaniu związku. Czy sądzisz, że coś się zmieni na lepsze i On powróci szczęśliwy i pełen dobrych chęci? |
|
|
Najlepsze Promocje i Wyprzedaże
|
|
#8 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
anka68 - nie wiem. Nie wiem, co będzie po tej przerwie. Ale wiem, że jeśli spróbujemy to ratować teraz, sami nawet nie będąc pewni tego, czy chcemy to ratować, to nic z tego nie wyjdzie. Bo to by było na siłę.
Musimy sobie to wszystko przemyśleć. Pewnie będzie tak jak mówisz - najpierw będę wszystko rozpamiętywać. Ale minie parę dni, oswoję się z tą sytuacją (w końcu to nie pierwszy raz) i spróbuję żyć po swojemu. A później może uda się z nowym podejściem, z dystansem spróbować jeszcze raz. Zobaczymy... I dzięki za odpowiedź
|
|
|
|
|
#9 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-01
Wiadomości: 82
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Witaj Autorko,
Rzadko udzielam się na forum, raczej jestem bierną czytelniczką, jednak w tym temacie mam coś do powiedzenia. Czytając Twój post pomyślałam: "Jakbym czytała o sobie - te same uczucia, ta sama głęboka psychika, ta sama wrażliwość". Tak, niestety targają mną emocje podobne do Twoich. Także jestem uzależniona od swojego partnera. Także zatraciłam swoje pasje. Także byłabym w stanie poświęcić dla niego wszystko. Także czepiam się o chwilowy brak uwagi z jego strony. Jednocześnie nie doceniam tego, co robi dla mnie na co dzień. Mogę powiedzieć jedno - przez ten związek dużo straciłam, ale też równie wiele zyskałam. Przez nasze kłótnie nie zdałam sesji. Nabawiłam się depresji (bo np. nie napisał mi jako pierwszy smsa na dzień dobry, czy nie powiedział danego dnia 'kocham Cię'), obecnie jestem pod opieką psychologa. Zatraciłam siebie dla niego, mimo, że on tego nie chciał. Nie chciał poświęceń, starań - pragnął za to normalności, azylu, po prostu BYCIA. Często wspomina: "Gdy Cię poznałem byłaś ambitną, racjonalnie podchodzącą do życia osobą, o wielu pasjach. Gdzie się podziała ta dziewczyna?". Już nie ma tej dziewczyny we mnie. Gdzieś zagubiła się w ciągu ostatniego roku. Obecnie mój związek wisi na włosku. TŻ twierdzi, że traci cierpliwość. Że nie może sprostać moim ciągłym wymaganiom. Że nie może dać mi tego czego oczekuję, ze nie będzie się starał- bo chce być po prostu naturalny. Co mam na celu pisząc to? Chcę Ci uświadomiśc droga Autorko, że nie Ty jedyna zmagasz się z takim problemem. Co jednak czujesz czytając moją krótką historię? Co miałabyś ochotę mi doradzić? Zapewne odnalezienie samej siebie. Odnalezienie pasji (ps. także rysowałam i pisałam). Odnowienie kontaktów z innymi ludźmi. Cieszenie się życiem bez niego. Dziś moja pani psycholog powiedziała mi: "Mówi pani o JEGO uczuciach i JEGO oczekiwaniach. A ja pytam o pani uczucia. Dlaczego uważa pani, że jej uczucia są nienormalne i chore? Skoro wynikają z pani wnętrza, to są jak najbardziej normalne. Są jedynie dla pani trudne do zaakceptowania". Nie doradzę Ci, żebyś odeszła od niego, bo sama bym tego nie zrobiła. Staraj się odnaleźć siłę do życia w sobie. Wiem jak nikt inny, że to trudne, ale wierzę, że można. Staraj się wychodzić jak najczęściej bez niego. Ucz się czerpać przyjemność z codzienności - ale bez jego obecności. Pokaż mu, jak interesująca jesteś, jak ciekawe masz pasje, jak wiele może mu dać Twoja osoba. Że potrafisz żyć bez niego. Przypomnij sobie siebie z czasów, zanim go poznałaś. Nie tęsknisz za tą dziewczyną? Za jej radością i pasją życia? Odnajdź ją w sobie. Ona tam jest, głęboko ukryta, i czeka tylko, aż uchylisz jej drzwi, żeby mogła się uwolnić i zobaczyć, jak świat jest kolorowy i piękny. Trzymam kciuki za nas obie.
__________________
"Mężczyzna nie pyta o drogę. Mężczyzna to cisza, a potem oklaski. Mężczyzna to pudełko, do którego kobiety bezmyślnie wrzucają swoje marzenia. A potem mają pretensje, że później wyjmują coś nieco innego niż to, co włożyły do środka. I tłuką na oślep: miałeś być inny!" A. Drotkiewicz, Teraz |
|
|
|
|
#10 | |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2007-08
Lokalizacja: Poznań
Wiadomości: 146
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Cytat:
Bo wrócicie z niego i może być dalej tak samo - tak jak po tej przerwie, którą zaproponowałaś sama. Mnie bardziej martwiłby ten tekst, który pogrubiłam. Bo z jego strony to jest takie trochę życie tym co było, a człowiek się zmienia - nie jest powiedziane, że znowu będziesz taka jak na początku. Przydałoby się świeże spojrzenie na ten związek z obu stron. Czasami lepiej się rozstać i zobaczyć siebie w nowym świetle...a przecież powroty są realne i możliwe ![]() Mocno trzymam kciuki, mam nadzieję, że podejmiesz dobrą decyzję
|
|
|
|
|
|
#11 | |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-07
Lokalizacja: Shmalzberg
Wiadomości: 6 977
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Irmino, ja się wypowiem z perspektywy mojego 7-letniego związku, rocznej przerwy w nim i obecnego, znów bycia razem. Czyli tak jakby 8-letniego związku.
Cytat:
miałaś motylki w brzuchu i różowe okulary na oczach. Spokojnie. To normalne- to stan fizjologiczny nazywany potocznie zakochaniem. Trwa do 2 lat, potem burza hormonalna słabnie, a my zaczynamy widzieć partnera takim jakim jest naprawdę. Często mówi się, ze opadają klapki z oczu- to prawda. Na początku w związku, szczególnie w związku tak młodych osób, partner jest maxymalnie idealizowany, życie z nim wydaje sie cudem, a brak jego osoby (choćby chwilowy) odczuwany jest jako okrutna rozłąka.To wszystko normalne, pewnie większość osób w pewnym wieku choć raz doświadczyła tego cudownego uczucia Twój partner adorował cię poprzez miłe słowa, kwiaty, chciał spędzać z tobą każdą chwilę- to tez normalne. On również był zakochany, jemu także buzowały hormony. Jednak u mężczyzn to wygląda ciut inaczej niż u nas- on miał swoje pasje i nie zatracił ich w związku z tobą, a ty porzuciłaś wszystko dla wspólnego spędzania czasu z TŻemCo do rutyny- nie zgodzę się z tobą całkowicie. My z TŻem jesteśmy 8 lat i widzę, że można nadal kochać się, być zafascynowanym partnerem, chcieć spędzać razem czas i robić coś wspólnie. Bez rutyny, ale wymaga to bardzo dużo pracy z OBU stron. Chciałaś swojego księcia mieć na wyłączność- to też normalne, dla pewnego etapu w związkach, jednak- o ile on się opamiętał i wrócił do swoich pasji, ty- tego nie zrobiłaś. A powinnaś była. Tu moja pierwsza rada dla ciebie- zaktywizuj się Weź się w garść dziewczyno. Lubisz rower- idź na rower, rolki- mogą być z kumpelami, basen?- super, idź na basen, nie umiesz pływać? To sie zapisz do szkółki dla dorosłych. Zapisz się do szkoły językowej, na kurs garncarstwa, rzeźby czy rysunku (skoro ci to wcześniej dobrze szło- warto poćwiczyć rękę). Dla ciebie to będzie coś nowego (zobaczysz jak szybko zechcesz więcej czasu poświęcać swoim nowym zajęciom), a twój partner dostanie informację "moja dziewczyna robi ciekawe rzeczy, moja partnerka wychodzi beze mnie i dobrze się bawi- porozmawiam z nią o tym, może warto iść kiedyś z nią razem"- tak to zazwyczaj działa. Ciekawa jestem jakiego rodzaju są pasje twojego TŻa? Jakiś sport? Może mogłabyś uprawiać go razem z nim? Albo chociaż kibicować? niestety stałaś się BLUSZCZEM. takim typem partnera który jest toksyczny- zarówno dla siebie samego jak i dla swojej drugiej połówki. Twoje zachowanie niszczy ciebie (przestajesz być atrakcyjna- nie chodzi mi o fizyczność, ale intelektualnie przestajesz stanowić atrakcję, jesteś nudna, przewidywalna i wiecznie niezadowolona- to źle. Dla ciebie (bo sama piszesz że ci z tym niedobrze) oraz strasznie dla twojego partnera- bo on po prostu w pewnym momencie nie wytrzyma i zechce sie uwolnić od ciebie.
__________________
jedyne miejsce gdzie sukces jest wcześniej niż wysiłek, to słownik jak chłopu zależy, to żeby skały srały, a mury pękały, to znajdzie czas i sposób, żeby się z Tobą skontaktować...
|
|
|
|
|
|
#12 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: z mojego przytulnego kąta
Wiadomości: 8 424
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
A ja bym wlasnie doradzila, by sie jednak rozstac. Pewnie teraz sobie tego nie wyobrazasz, ale tracisz kolejne najlepsze lata swojego zycia na umartwiaiu sie i byciu na łasce jakiegos faceta.... Milosc i zwiazek to partnerstwo, to rozumienie swoich potrzeb, dawanie przestrzeni zyciowej, ale i dzielenie swoim zyciem. W Twoim zwiazku tego nie widac.
Z doswiadczenia wiem, ze nie warto ciagnac takich jednostronnych relacji, bo mozna sie nabawic tylko depresji i znizyc samoocene do poziomu zero. Nie sadze, by dobrym wyjsciem bylo na sile szukanie jakichs pasji - co z tego, ze sobie je znajdziesz (zapewne zajma Cie na chwile), skoro raczej nie urosniesz w oczach Twojego faceta, ktory wg mnie jest z Toba z przyzwyczajenia, a nie z goracej milosci czy oddania. Pozdrawiam |
|
|
|
|
#13 | ||
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-07
Lokalizacja: Shmalzberg
Wiadomości: 6 977
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Cytat:
Wiesz czemu po tych miesiącach rozłąki sie zeszliście? Zapewne twój TŻ zauważył nareszcie radość w tobie, zobaczył ze możesz być fajną, ciekawą dziewczyną, bo jak sama piszesz- nauczyłaś sie być szczęśliwa bez względu na to co będzie- opamiętałaś sie, co prawda z tego co piszesz, wynika że na krótko, bo problem wrócił,ale jednak- dałaś TŻowi sygnał, że możesz żyć sama dla siebie. Według ciebie JAK się zmieniłaś? Co to znaczy, że dorosłaś? Do czego dorosłaś?- to ważne. No koleżanko...nie ładnie...starać to się trzeba cały czas, a nie "jest dobrze- to olewka", musisz i powinnaś chcieć (on też jeśli chce być z tobą) dbać o partnera cały czas. ---------- Dopisano o 11:13 ---------- Poprzedni post napisano o 10:39 ---------- Cytat:
Przeszłość jest przeszłością- nie zmienisz jej,więc nie warto nad tym sie rozczulać. Warto wyciągnąć wnioski na przyszłosć i te wnioski przekształcić w czyny w teraźniejszości. Czyli zaczynasz od dziś, a nie od jutra Zacznij działać, znajdź sobie pasję- będziesz zajęta, to nie będzie problemu. Uwierz na słowo. Już pisałam o byciu bluszczem. Niestety jesteś takim własnie typem. Ale spokojnie- można się tego wyzbyć...trudne jak schudnięcie 20kg w miesiąc- ale da się. Dla chcącego.... lektura na miły początek- Dlaczego mężczyźni kochają zołzy Pomoże ci przezwyciężyć wewnętrznego bluszcza Zanim będziecie coś robić wspólnie- znajdź SWOJE pasje, SWOJE zajęcia, SOBIE zorganizuj czas...TŻ bardzo to doceni- pewnie bardziej niż sobie możesz wyobrazić Dziwisz mu się?! Facet jest ogarnięty życiowo, a ty jesteś dodatkiem. Nie masz własnego życia, własnych pasji, własnego sposobu na siebie- nic...jakbyś wyparowała to co by pozostało?! Sorry Irmino, ze tak ci jadę ostro, ale jakiś czas temu przechodziłam to samo co ty, przy czym ja nie miałam nikogo kto by mi "pojechał" tak więc sama musiałam do tego dojść. Dlatego próbuję Ci uzmysłowić, ze jeśli nie zrobisz TERAZ czegoś ZE SOBĄ, to będziesz przegrana. PRZEGRANA życiowo...zarówno w tym związku, jak i w kazdym kolejnym. Staniesz się nieszczęśliwą kobietą i będziesz unieszczęśliwiać swoich partnerów- nie tego chcesz, prawda? Co do twoich propozycji spędzania czasu razem z nim- wstrzymaj się. Najpierw naucz się spędzać czas sama ze sobą, a potem (dużo potem) nauczycie się spędzać go razem. Chciałaś jechać na wakacje? Trzeba było pojechać! Co ty masz 5 lat i kręcone włosy,zebyś musiała z "tatusiem" za rączkę chodzić?! No daj spokój- byłoby super jakbyś pojechała. Facet miałby czas zatęsknić, ty byś miała czas zobaczyć jak fajnie może być bez niego...Wróciłabyś to by cię przywitał kwiatami i uściskami...a tak- zostałaś i co?! nic...ani kwiatka, ani uścisków, ani tęsknoty...za to marazm, stagnacja i coraz bardziej sfrustrowany facet. To był zły wybór. Mówi ci, zebyś się zajęła czymś- i dobrze mówi. Posłuchaj go, to w końcu twój partner. On chce dla ciebie dobrze hola, hola...ty niczego nie osiągniesz BO JESTEŚ JAKA JESTEŚ a nie dlatego, ze jesteś z NIM!!! z tego co piszesz- on jest człowiekiem z pasją, ma multum zainteresowań, a ty co?! Nic, no to dlaczego winy szukasz w nim, a nie w sobie?! To ty jesteś tą nudną, tą która do niczego nie doszła, która nie wie co ze sobą zrobić...a nie on Szukaj sposobu na naprawienie siebie, a nie zastanawiaj się nad nim. Wydaje ci sie, ze nie potrafiłabyś życ bez niego. Mi też sie wydawało, ze nie mogę żyć bez mojego TŻa...ale rozeszliśmy się gdy było źle. Byliśmy "w separacji" rok- czyli dość długo...ale jednak mamy obecnie wspólne plany, kupujemy mieszkanie, będziemy mieć dziecko...jednak myśmy OBOJE chcieli być razem. No i też zmagaliśmy się z podobnym problemem co ty- na szczęście dla nas- to już nas nie dotyczy. A wiesz co do tych wspaniałych chwil...to trochę według mnie przereklamowany tekst....wspaniałe chwile miałabyś również wyjeżdzając sama na wakacje za granicę, idąc ma masaż, albo opalając się nad jeziorem...w życiu wiele jest wspaniałych chwil- warto je zachowywać w pamięci, ale nie warto żyć wspomnieniami. A odpowiadając na twoje pytanie-to nie oznaka słabości i nie miłości. ale NUDY I BRAKU CIEKAWYCH ZDARZEŃ W TERAŹNIEJSZOŚCI to ja mam jeszcze jedno pytanie- skąd wiesz że on cie kocha? A moze jest po prostu przyzwyczajony że zawsze jesteś, byłaś więc i będziesz...może dlatego nie szuka ciekawszych obiektów? Skąd wiesz że ty go kochasz? co dla ciebie znaczy "kocham go"? A co znaczy "kocham ją" dla niego? Bo może to zupełnie dwie rózne i dalekie definicje? Może to co ty odbierasz jako zostawienie cię samej sobie z jego strony jest daniem ci wolności, możliwości spędzenia czasu ze znajomymi, koleżankami? Może według niego miłość to właśnie takie danie wolności i on tego oczekuje? A dopóki mu tego nie dajesz znaczy, ze go nie kochasz? Tego nie wiem ja, ani pewnie żadna wizażanka...no chyba że któraś dysponuje szklaną kulą Wiesz- od takich spraw (istotnych), są ROZMOWY. Rozmawia się z partnerem. I rozmawia...i rozmawia...aż się wie. Rozmowa to podstawa związku- każdego. Pogadaj z TŻem. Spokojnie, na luzie. Jak będzie ci cieżko mówić- spisz w punktach to co chcesz poruszyć i jak na zebraniu, odhaczaj co już omówiliście i z jakim skutkiem. Rozmowy w brew pozorom też trzeba sie nauczyć. Ja tam będę za WAS trzymać kciuki, ale żeby cokolwiek z tego związku wyszło- naprawdę baaaardzo dużo pracy przed wami (głównie przed tobą, nie ukrywajmy), także nie wiem czy zechcesz się na taki wysiłek zmobilizować. Tak czy inaczej, w tym czy w innym związku- kiedyś będziesz musiała. A w sumie im szybciej tym lepiej Powodzenia
__________________
jedyne miejsce gdzie sukces jest wcześniej niż wysiłek, to słownik jak chłopu zależy, to żeby skały srały, a mury pękały, to znajdzie czas i sposób, żeby się z Tobą skontaktować...
|
||
|
|
|
|
#14 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 5 308
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Cyba Cię zmartwię, ale moim zdaniem nic z tego już nie będzie:
-od samego początku praktycznie mieliście problemy i wychodziły między wami duże różnice -do dziś nie rozwiązaliście tych problemów, a one postawiły między wami mury nie do przebicia -rozstaliście się już, i to była dobra decyzja, po prostu nie pasujecie do siebie. A wróciliście nie dlatego, że jedna i druga strona coś zrozumiała i zmieniła a z tęsknoty. Roztanie problemów nie rozwiązuje, zamiata je pod dywan, i one zawsze spod niego wylezą -na chwilę obecną nie żyjecie razem, a obok siebie, nie tworzycie tak naprawdę pełnego związku. On ma swoje życie swoje pasje i nie ma tam dla Ciebie odrobiny miejsca. Nie tak powinno być. -poza tym nie chodzi o to, że poznaliście się za wcześnie. Chcesz w to wierzyć, bo to daje Ci jakąś nadzieję, że może się jednak ułoży. Znam małżeństwo, które zaczęło ze sobą być w 1-wszej klasie liceum. I nie brakuje im wrażeń, a mają obecnie po 25 lat i są rok po ślubie, a związek liczy sobie 9 lat w sumie. Z swoim Tż też tworzymy pierwszy poważny związek, co więcej on poza paroma randkami i jakimiś tam spotkaniami nie miał przede mną dziewczyny, i co? I 2 lata z hakiem nam mijają mamy wyznaczoną datę ślubu. Gdy się spotyka tą właściwą osobę, gdy w związku się dobrze układa a ludzie się kochają, to nie ma znaczenia czy się poznają jak mają 25 lat czy 18. U was po prostu nie wyszło, i nawet gdybyście poznali się dopiero teraz to by nie wyszło. I tak na marginesie, piszesz o pięknych początkach. Wiesz jaka jest moja prywatna definicja szczęścia w związku? Kiedy możesz powiedzieć, że tak, początki były cudowne, czarowne, piękne i niezapomniane, ale to tylko przepiękne wspomnienia, do których nie tęsknię, bo to co mam teraz, na co dzień jest jeszcze piękniejsze. U Ciebie tak nie jest. I nie jesteś szczęśliwa. |
|
|
|
|
#15 | |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Niesprecyzowana -bardzo Ci dziękuję za odpowiedź.
Przez to, że jesteśmy w podobnej sytuacji, jesteś w stanie mnie najlepiej zrozumieć, a ja jestem w stanie zrozumieć Ciebie. Z tym, że ja nigdy nie korzystała z porad psychologa. Wiele razy się nad tym zastanawiałam, raz nawet umówiłam się na wizytę, ale coś mi w tym czasie wyskoczyło i nie poszłam. Teraz myślę, że może jednak warto, może to pomaga? Przede wszystkim chcę pomóc sobie (Ciebie też się to tyczy!), poprawić siebie, popracować nad sobą, zacząć zachowywać się bardziej 'normalnie' i bardziej dojrzale, a później spróbować ratować związek. Ale ta praca nad sobą idzie mi tak mozolnie, że chyba bez pomocy specjalisty się nie obejdzie. Ty korzystasz z porad psychologa, powiedz, czy warto? Czy on rzeczywiście pomaga? Wychodzi na to, że najpierw musimy uporać się ze sobą, odnaleźć siebie. Trzymam za to kciuki, bo bez względu na to, jak zakończą się nasze związki, jeśli nie będziemy szczęśliwe ze sobą, nie będziemy szczęśliwe w ogóle. Pozdrawiam i ściskam mocno! ---------- Dopisano o 12:01 ---------- Poprzedni post napisano o 11:53 ---------- Mereth - chyba nie do końca przekazałam to tak, jak on powiedział. Tak to jest ze słowem pisanym - jak się nie ma kontaktu realnego to łatwo o nieporozumienia ![]() Dokładnie powiedział: widzę w nas tylko to, co jest dobre. Więc to zmienia zupełnie postać rzeczy, przepraszam za moją pomyłkę ![]() Mówisz, że lepiej się rozstać i zobaczyć siebie w nowym świetle... To właśnie teraz robimy, tylko nie określiliśmy tego rozstaniem. Bo rozstanie to przyzwolenie na bliskie kontakty z innymi facetami/kobietami. To jest coś w rodzaju przerwy, zawieszenia - nie widujemy się, mamy prawie zerowy kontakt, ale gdybyśmy zbliżyli się do kogoś innego, byłoby to nie w porządku, bo właściwie cały czas jesteśmy razem. Pozdrawiam ![]() ---------- Dopisano o 12:08 ---------- Poprzedni post napisano o 12:01 ---------- la'Mbria - bardzo Ci dziękuję za tak mądrą, obiektywną i rzeczową odpowiedź. To wszystko o czym piszesz to prawda, z której częściowo zdawałam sobie sprawę, ale częściowo nie potrafiłam sprecyzować. Wiem, co muszę ze sobą zrobić, żeby było lepiej i to wiem o tym już od dawna, ale jakoś brakuje mi odwagi. Potrzebuję czegoś/kogoś kto da mi porządnego kopniaka, żebym przestała użalać się nad sobą, a wzięła się w garść. Jeszcze raz dziękuję Bardzo dużo mi dało to, co napisałaś.Pozdrawiam cieplutko! ---------- Dopisano o 12:20 ---------- Poprzedni post napisano o 12:08 ---------- Cytat:
Gratuluję dzieciaczka, oby było zdrowe. I życzę powodzenia w wychowywaniu! ![]() ---------- Dopisano o 12:26 ---------- Poprzedni post napisano o 12:20 ---------- andzia1989r - aż mi się smutno zrobiło jak przeczytałam, co napisałaś. Zwłaszcza, że czasem sama mam takie myśli... Ale może prawdą jest to, co napisała la'Mbria? Może, choć to wymaga ogromnego wysiłku, da się zmienić na lepsze? I bez względu na to, czy razem czy osobno, być szczęśliwym? Pozdrawiam ![]() ---------- Dopisano o 12:30 ---------- Poprzedni post napisano o 12:26 ---------- pumas - czasem właśnie tak myślę, jak tu napisałaś. Ale nie chcę w to wierzyć. Chcę wierzyć, że to się da uratować, że da się zmienić złe przyzwyczajenia, że da się pracować nad sobą i osiągać trwałe efekty. No cóż, czas to zweryfikuje... Pozdrawiam
|
|
|
|
|
|
#16 |
|
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2006-04
Wiadomości: 15 290
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Irminko ja w pełni się zgadzam z la'Mbrią
Ogarnij się się i na pewno uda mu się odkryć Ciebie na nowo ![]() Powodzenia |
|
|
|
|
#17 |
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 19
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
.
Edytowane przez emmmka Czas edycji: 2010-09-30 o 23:29 |
|
|
|
|
#18 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 5 308
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Ja twierdzę, że się nie uda, nie dlatego, że ona była bluszczem i nie miałą swoich zainteresowań. A dlatego, że to trwa już tak długo, pewien schemat się wyrobił. Istnieje różnica kilka miesięcy a 4 lata.
Może jestem pesymistką. Natomiast nie da się wskrzesić związku, który już dawno wygasł. |
|
|
|
|
#19 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Paollino - bardzo dziękuję za ciepłe słowa
Tobie udało się 'opamiętać' dużo szybciej, mi to idzie dość opornie... Ale mam nadzieję, że się uda! I Tobie również życzę powodzenia ![]() andzia1989r - nie chcę tutaj występować przeciwko Tobie, ale mam nadzieję, że nie masz racji Mam nadzieję, że nie jest za późno na zmiany i że da się coś z tym zrobić. Tylko jeszcze nie do końca wiem jak...A Tobie życzę więcej optymizmu! Pozdrawiam ![]() ---------- Dopisano o 15:32 ---------- Poprzedni post napisano o 15:29 ---------- emmmka - i życzę Ci powodzenia w tych zmianach (cokolwiek masz na myśli - zmiany na lepsze są zawsze pożądane). Trzymam kciuki za nas obie!
|
|
|
Okazje i pomysły na prezent
|
|
#20 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 5 308
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Ja powiem tak. Spróbować zawsze warto. Natomiast jeśli będziesz widzieć, że nie wychodzi, że niewiele się zmienia, tudzież zmieniło na stałe, to lepiej się rozejść i dać sobie obojgu szansę na związek, w którym się będzie w pełni szczęśliwym.
Bo są ludzie, którzy próbują raz piątu dziesiątu dwudziesty, a potem się budzą około 35 lat, i wielka rozpacz bo się tyle lat zmarnowało. |
|
|
|
|
#21 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
No, na pewno masz rację. I tego się obawiam. Ale nie chcę wierzyć, że tak może być. Chcę wierzyć, że się uda. Tylko muszę obmyślić plan JAK to zrobić. Ale najpierw, tak jak już niejedna osoba na forum mi radziła, muszę coś zrobić ze sobą. Czeka mnie dużo pracy. Znowu - bo jak już pisałam, raz przeżywaliśmy poważny kryzys, który poskutkował ogromnym wysiłkiem z mojej (z jego też, ale mówię tu głównie o sobie) strony. Tylko jak już się zeszliśmy, przestałam nad sobą pracować. Teraz chcę spróbować jeszcze raz. Chcę poprawić swój charakter, a co z tego będzie - zobaczymy.
|
|
|
|
|
#22 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Jeszcze jedna ważna rzecz - on ma jutro urodziny. I co mam zrobić? Mam już dla niego prezent, którego zrobienie zajęło mi trochę czasu. Jechać jutro do niego z prezentem? (musiałabym specjalnie jechać do innego miasta, oczywiście w życiu mu się nie przyznam, że jadę tylko po to) Czy tylko wysłać sms-a z życzeniami, a prezent dać mu za jakiś czas, jeśli się zejdziemy (a jeśli się nie zejdziemy to prezent wyląduje w koszu)?
|
|
|
|
|
#23 |
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2009-11
Wiadomości: 682
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Z tego co piszesz wynika że wasza miłość już dawno wygasła, a pozostał teraz jedynie
sentyment i przyzwyczajenie. Musisz sama sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to ma jeszcze sens? Czy nie lepiej w końcu to zakończyć, znaleźć jakieś hobby które Cie zajmie, poznać kogoś nowego?Wyobrażasz sobie tkwić w czymś takim i być nadal nieszczęśliwą? Mam znajomą która była w podobnej sytuacji jak ty. Zerwała w końcu z chłopakiem bo miała dość takiej atmosfery w związku. Po jakimś czasie poznała innego, o wiele lepszego z którym jest szczęśliwa (a teraz są już nawet zaręczeni). Więc jak widzisz możesz na tym jedynie zyskać, przecież najważniejsze jest żeby czerpać radość z życia a Tobie wyraźnie jej brakuje... Co do jego urodzin to moim zdaniem wystarczy jeśli zadzwonisz z życzeniami, a prezent daj mu przy okazji, jak się spotkacie. A jeśli się nie zejdziecie to prezent możesz podarować komuś innemu (sama tak kiedyś zrobiłam, chociaż może niektóre z was mogą uznać że tak nie powinno się robić ) albo jak wolisz wyrzucić do kosza. Życzę Ci dużo cierpliwości i żebyś w końcu była szczęśliwa
|
|
|
|
|
#24 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-10
Wiadomości: 144
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Ja bym mu jednak dała ten prezent
Tylko wiesz zrobiłabym to na zasadzie: dałam prezent złożyła życzenia, niedługo z nim posiedziała i wróciła do domu pod pretekstem tego, że musisz coś zrobić. Lub umówiłaś się z kimś na kawę.Irmino ja mam taki sam problem ja Ty ze swoim TŻ. Jesteśmy ze sobą 11 mies. on znalazł pracę i po szkole pracuje a ja siedzę i wariuję. Dziś mieliśmy okropny dzień. Ale nie będę się wdawać w szczegóły Szkoda czasu Czytając cały ten wątek dostałam MEGA mocy i tego że muszę sama coś ze swoim osobistym bluszczem coś zrobić Może zacznę znowu fotografować? Nauczę się czegoś nowego? Nie wiem, wyjdzie w praniu Dzięki temu wszystkiemu zrozumiałam że najwięcej trzeba oczekiwać od siebie a reszta się ułoży.I tak z kompletnego doła przeszłam w stan euforii ![]() I mam nadzieję, że tak zostanie Pozdrawiam i trzymam kciuki
|
|
|
|
|
#25 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
mesta93 - odpowiadając na Twoje pytanie: nie, nie wyobrażam sobie dalej tkwić w tym związku, jeśli on nadal będzie tak wyglądał. Ale też nie chcę go kończyć - chcę, żeby coś się zmieniło, żebyśmy ruszyli z miejsca i byli szczęśliwi razem.
A co do prezentu... Nie mogę go dać komuś innemu (zresztą, na pewno nie potrafiłabym dać go ewentualnemu 'nowemu' facetowi), bo jest dedykowany, z datą itd. Chyba pojadę z nim jutro do mojego TŻ. Pozdrawiam cieplutko ![]() ---------- Dopisano o 23:49 ---------- Poprzedni post napisano o 23:42 ---------- piska129 - jeśli chodzi o prezent, chyba zrobię właśnie tak, jak mówisz. Z tym, że nawet jeszcze mniej - przyjadę, dam mu prezent, złożę życzenia i wyjdę, bez żadnego siedzenia u niego, bez rozmowy, bez tłumaczenia dlaczego wychodzę. Mam nadzieję, że mi się to uda i nie będzie chciał jutro rozmawiać o 'nas', bo wiem, że nie będę na to przygotowana. Mówisz, że szkoda gadać o Twoim problemie... Jeśli masz taką potrzebę to napisz, jeśli będę potrafiła to postaram się Ci pomóc ![]() Cieszę się, że po tym co przeczytałaś doszłaś do takich właśnie przemyśleń (Choć to nie moja zasługa a tych, którzy odpowiadali) Jeśli kiedyś fotografowałaś to wróć do tego, dobrze Ci to zrobi! ![]() Ja również trzymam kciuki za Ciebie. Buziaki
|
|
|
|
|
#26 |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-04
Wiadomości: 3 227
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Hm...czytalam "zołzy" i ogólnie zgadzam się z przesłaniem tej ksiązki, i popieram np. to, co pisze l'Mbria, ale mam tez swoje przemyslenia. Zachować swoje pasje i zainteresowania, nie zatracić siebie to bardzo ważna sprawa, gdy jest się w związku. Ale nie przesadzajmy. Trzeba znaleźć tez czas i miejsce na BYCIE RAZEM, i to własnie"bycie razem" pewnego razu Twojemu facetowi przestalo byc potrzebne. Wszystko można pogodzić, pod warunkiem, że ma się ku temu wolę i motywację. Jemu tego zabrakło, ale myślę że niepotrzebnie szukasz winy za to w sobie.
Mam koleżankę, która ma swoje "kółko zainteresowań": fotografia, szydełkowanie, kulinaria, haft krzyzykowy itp, itd. a jej mąż i tak ma ją w pupie. Ona nad tym boleje, bo chociaż naprawdę umie cieszyc się swoją prywatnością, to nie po to się z kims związała, żeby zostać sobieradkiem obozowym, lecz po to, by z drugą osobą DZIELIĆ swoje życie. Czasem po prostu jest tak, że ludzie zwyczajnie do siebie nie pasują, albo jedno z dwojga ogólnie źle funkcjonuje w takim ustroju jak bliski związek. Nie ma sensu szukanie własnych pasji na siłę, zmienianie swojej skóry, bo to na dłuższą metę nie działa. Sensownie jest wtedy, gdy w związku z drugą osobą można pozostac sobą, być naturalnym, a nie czuc się gorzej. Jeżeli czujesz, że jestes gdzieś daleko w tyle za swoim pełnym pasji facetem, a na dodatek nie czujesz potrzeby, by mu dorównywać, to może po prostu nie pasujecie do siebie i niepotrzebnie się ze sobą męczycie. Najważniejsze jest to, bys Ty się dobrze czuła we własnej skórze -taka jaka jesteś. A niestety, trwasz w bardzo dołującym związku. Miej odwagę zawalczyć o swoje szczęscie, miej odwagę pozostac sobą i życzę Ci kogoś kto Cię doceni taką jaka jesteś. ---------- Dopisano o 09:19 ---------- Poprzedni post napisano o 09:03 ---------- a moża ona taka własnie jest? spokojna, uczuciowa, mało przebojowa? czy ma się czuć gorsza przez to, że on jest wulkanem energii i pasjonatem? ja myślę, ze oni jednak gdzies się rozmijają. To on sprawił, że ona nagle stała się "dodatkiem" do niego. Odsunął się od niej. Gdyby dziewczyna była przez niego doceniana i kochana, sama stanęłaby na nogi i poczuła wiatr w żagle, tak jak Ty. Miałaby tę siłę w sobie, zeby cos zmienić dużo wcześniej. U nich nawarstwiły się nierozwiązane od dawien dawna problemy, niedopowiedzenia (brak umiejetnosci rozmowy) i dziewczyna zupęłnie straciła bnezpieczeństwo emocjonalne. To juz nawet nie jest to, ze jej brak własnych zainteresowań i że została bluszczem. Ona czuje się niekochana i tego nic nie zmieni. Edytowane przez wandaweranda Czas edycji: 2010-09-15 o 09:20 |
|
|
|
|
#27 | |
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-07
Lokalizacja: Shmalzberg
Wiadomości: 6 977
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Cytat:
Ano z prostej przyczyny...gdyby misia-pysia zabrakło osoba o wyrobionych zainteresowaniach, mająca czym zająć czas i umysł poradzi sobie łatwiej (nie mówię, że nie będzie płakać i tęsknić), ale wiesz co jest najlepsze na rozstanie? Zająć się czymś innym, nie myśleć o byłym, nie wspominać- to przychodzi zdecydowane łatwiej osobom, które na codzień też są zajęte masą swoich pasji. Tylko dlatego (albo aż dlatego) uważam, ze posiadanie "własnego świata"jest tak niezmiernie ważne. Owszem, robienie rzeczy wspólnie w związku też jest potrzebne, ale w mojej wypowiedzi chodziło o to, żeby Autorka nauczyła sie żyć sama ze sobą, a dopiero jak to będzie umiała i będzie prowadzić satysfakcjonujące życie- wtedy niech zacznie robić coś z TŻem. Najpierw niech "uleczy" samą siebie, a potem niech się bierze za leczenie związku- w innej kolejności to nie wyjdzie. A ja życzę jej jak najlepiej Co do cytowanej przez ciebie mojej wypowiedzi- JA JEJ NIE OCENIAM, zrobił to jej TŻ. Napisałam w ten sposób, żeby dać dziewczynie jasno do zrozumienia, że jest dodatkiem (zapewne przyjemnym, ale tylko dodatkiem) do TŻ-owych zajęć...a to nie tak ma wyglądać. Bardzo możliwe że Autorka ma zupełnie odmienny temperament od swojego TŻa i wtedy- mają dwa wyjścia: zaakceptować taki stan rzeczy (wyjście z którego nie chcą skorzystać), lub się rozstać i poszukać kogoś o podobnych temperamentach. Ale tak jak pisałam wcześniej- nie wydaje mi się, żeby Autorka była taką "ciepłą kluchą" z natury, stawiam na to, że dziewczyna się zatraciła, zapomniała w oddaniu dla faceta. Potrzeba jej naprawić głowę i będzie znów żywiołową, zabawną, sexowną a jednocześnie emanującą miłością i oddaniem partnerką. A teraz mój wtręt na temat urodzin i prezentu- pojedź do niego, złóż życzenia, prezent daj, wyściskaj go, wycałuj- okaż miłość i oddanie (umiesz to zrobić), mozesz kulturalnie wypić u niego kawę (jeśli sam zaproponuje), a następnie zwiń się (bez względu na to czy będzie prosił zebyś została czy nie). A jesli spyta o pretekst tak szybkiego wyjścia- profilaktycznie umów sie z jakąś kumpelką na shopping, basen, bieganie, grę w szachy, albo na hmmm..."powtórkę z angielskiego"- i powiedz mu o tym. To będzie pierwszy krok w stronę "zobacz, ja też mam swoje potrzeby, swój czas, który jest NIE TYLKO dla ciebie" niech TŻ zobaczy, ze chcesz sie spotykać też z innymi. 3mam kciuki
__________________
jedyne miejsce gdzie sukces jest wcześniej niż wysiłek, to słownik jak chłopu zależy, to żeby skały srały, a mury pękały, to znajdzie czas i sposób, żeby się z Tobą skontaktować...
|
|
|
|
|
|
#28 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 216
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
wandaweranda - nie szukam winy za jego zachowanie w sobie. Ja w ogóle nie chcę mówić i zastanawiać się nad jego zachowaniem, bo to on musi to zrobić (jeśli chce). Ja zastanawiam się nad swoim zachowaniem i wiem, że muszę coś z tym zrobić. I nie tyle chodzi o zmienianie swojego charakteru, bo tego na dłuższą metę nie da się zrobić, ale o poprawianie siebie. Wierzę, że to jest możliwe.
Masz rację - czuję się w tyle za swoim facetem. Ale czuję też potrzebę dorównania mu. Nie w tym samym, to oczywiste, ale w czym innym - tak, żeby być równie atrakcyjnym człowiekiem, co on. Bo kiedyś byłam. Tylko gdzieś to wszystko zatraciłam... To, że nie pasujemy do siebie -też się nad tym zastanawiam i boję się, że rzeczywiście tak jest. To, że się rozmijamy, to prawda. Ale nie dlatego, że mamy różne temperamenty - temperamenty mamy podobne, raczej spokojne, a czasem lubimy naprawdę zaszaleć. Tylko nigdy nie szalejemy razem... I masz rację też, że stałam się jakby dodatkiem do niego. Jednym z zajęć, które zajmują jego czas, a nie osobą, z którą chce te zajęcia dzielić. I sama się do tego doprowadziłam swoją słabością i uległością. I to się nie zmieni dopóki ja czegoś ze sobą nie zrobię. Pozdrawiam i dziękuję za odpowiedź ![]() ---------- Dopisano o 13:09 ---------- Poprzedni post napisano o 12:52 ---------- la'Mbria - znów mądrze mówisz, skąd Ty masz tyle mądrości życiowej? ![]() Ja do Ciebie nie mam pretensji za to 'potrząsanie' mną, wręcz przeciwnie, cieszę się, że w końcu ktoś to zrobił. Szkoda tylko, że wirtualnie, gdyby na żywo któraś z moich koleżanek to zrobiła pewnie miałoby szybszy efekt ![]() Tak, jak już pisałam wyżej, do wandawerandy - to nie kwestia różnych temperamentów. Mamy temperamenty bardzo podobne i mimo tych wszystkich różnic, które podzieliły nas ostatnio - wciąż jesteśmy do siebie bardzo podobni. Kiedy wszystko jest dobrze, uwielbiamy ze sobą rozmawiać. Jedyne, o czym nie potrafimy rozmawiać, to o NAS wtedy, kiedy jest między nami źle (tak sobie teraz pomyślałam, że może my powinniśmy być przyjaciółmi, nie parą?). I masz rację, nie jestem, jak to mówisz, 'ciepłą kluchą' Przynajmniej nie byłam, dopóki go nie poznałam. Ale miałam wtedy 18 lat, byłam jeszcze nieukształtowanym człowiekiem, więc nie można w 100% powiedzieć, że mój prawdziwy charakter jest taki, jaki przed poznaniem go. Chociaż - to przy nim stałam się 'ciepłą kluchą'. Nie to, że on ze mnie kogoś takiego zrobił, ale ja sama mu na to pozwoliłam swoją biernością. W każdym razie chodzi mi o to, że oboje jesteśmy na tym etapie, że jeszcze kształtujemy swoje osobowości. I cały ten etap przeszliśmy razem. Gdybyśmy wtedy nikogo nie mieli - może to by nas lepiej ukształtowało? I teraz, będąc bardziej pewnymi siebie (przynajmniej jeśli chodzi o mnie) podeszlibyśmy do życia inaczej, wiedzielibyśmy czego chcemy i bylibyśmy szczęśliwi... A tak - mam ponad 22 lata, a tak naprawdę nie wiem, czego chcę od życia. Heh, tak się rozpędziłam, że zeszłam na jakiś poboczny temat. W każdym razie - czasu nie cofnę, muszę żyć tym co jest i tym co będzie. Straciłam trochę czasu na własne życzenie (nie, że straciłam czas będąc z nim, tak nie uważam, ale może źle go wykorzystałam, jeśli chodzi o mnie), więc dopiero teraz muszę zacząć określać siebie. ![]() A co do urodzin - już nieaktualne. Ma inne plany na dzisiaj, więc się z nim nie spotkam. Chyba tylko złożę mu życzenia, ale na razie nie mam pomysłu jak. Heh, chyba tą całą sytuacją przyczyniłam się do tego, że ma najgorsze urodziny w życiu. No nic, znów dziękuję Ci za odpowiedź Miło czytać takie rzeczy, bo tak mądrze chyba jeszcze nikt mi nie doradził Może nie pytam o radę właściwych ludzi... A może nie ma takich ludzi wokół mnie?Pozdrawiam
Edytowane przez Irmina9891 Czas edycji: 2010-09-15 o 13:13 |
|
|
|
|
#29 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-10
Wiadomości: 144
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Wiecie co ? Miałam tu już ładniutki tekst przygotowany nt. mojego TŻa . I niestety coś mi rąbnęło i nie opublikował się tekst ;/
Napiszę jeszcze raz ![]() Otóż dziś znowu się pokuciłam przez gadu z moim TŻ. Poszło o to że w końcu powiedziałam że mógłby chociaż RAZ w weekend skończyć wcześniej prace i przyjechać a on do mnie że ma nie chodzić do szkoły bo ja mam być najważniejsza? No i później poleciały teksty typu to zerwij ze mną i po krzyku (z Jego strony) Ja mu na to że tak to byłoby najprościej lecz ja nie zerwę a jak Ty chcesz to zrywaj ze mną. Zresztą przeczytajcie sobie co było dalej: ja: Przemyśl to czy chcesz być ze mną, bo ja Cię nie potrafię teraz zrozumieć on: ja ciebie rowniez ja: Takich rzeczy nie powinniśmy załatwiać na gadu tylko porozmawiać on: trzeba sie pierwsze spotkac... ;P ja: Ok, to powiedz kiedy a ja się mogę dostosować on: nie wiem ja: Jak zatęsknisz za mną to znajdziesz czas, tak mi się wydaje On: 17:10:27 pfff papa ja: ale na razie nie tesknisz, mądralo pa Wszystko można pogodzić, pod warunkiem, że ma się ku temu wolę i motywację ____ Na tym się zakończyła nasza "rozmowa". Napiszcie co o tym sądzicie |
|
|
|
|
#30 |
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-09
Wiadomości: 98
|
Dot.: Ratować związek czy pójść swoją drogą?
Mam podobną sytuacje, tyle że my jesteśmy a właściwie byliśmy razem rok...ale po kolei. Na początku wszystko było super, oboje zrezygnowaliśmy ze wszystkiego (oprócz pracy studiów) żeby jak najwięcej czasu spędzać razem. Codziennie rano budząc się miałam jakiegoś smsa od niego, często dostawałam kwiaty-potem te i inne rzeczy stawały się coraz rzadsze. Po jakimś czasie jemu zaczęły się zajęcia których dotychczas nie miał-oczywiście byłam zazdrosna, ale i tak widywaliśmy się codziennie. Pojawiły się jakieś sprzeczki, kłótnie, które szybko rozwiązywaliśmy, bo byliśmy koło siebie. Teraz są wakacje i dzieli nas wiele kilometrów a problemy nawarstwiły się. Pojawiła się zazdrość z jego stony, raz mu dałam kiedyś do tego podstawy i wiem że to był mój błąd. Ogólnie zawsze mówliliśmy sobie wszystko tęskniliśmy bardzo nawet jak jechałam na 3 dni do domu, właściwie to on bardziej tesknił. Wiedzieliśmy że całe wakacje ja będę u siebie w domu a on u siebie i że będzie ciężko...i było/jest. Z początku widywaliśmy się co tydzień potem co dwa, teraz ze względu na brak kasy(a mamy do siebie naprawdę daleko) nie widzimy się juz 3tyg i oboje 'wariowaliśmy'. Zaczęły się częstrze kłótnie, chora zazdrość płacz i zgrzytanie zębów
Teraz niby nie jesteśmy już razem, ale mam nadzieję że jak wróce na studia i mista w którym on mieszka porozmawiamy na spokojnie, wyjaśnimy sobie wszystko i się ułoży. Nie mogę zwalić całej winy na niego, bo dużo jest jej po mojej stronie, często się go czepiałam o byle co, miałam fochy non stop tez z byle powodu, zawsze o wszystko obwiniałam jego-bo przecież to nie moja wina że się kłócimy. On zawsze ustępował, mówił że kocha i że będzie dobrze. Większe kłótnie zaczęły sie mniej więcej jak on zaczął wracać do swoich 'zajeć' tych sprzed poznania mnie-czyli ze 4miesiące temu, ale mimo to miał też czas dla mnie tyle że troche mniej... Ja często powtarzłam że to już nie ma sensu, że się tylko kłócimy itp on mnie przytulał pocieszał, że ułoży się-wytrzymywał moje zachowanie, a ja tych wakacyjnych kłotni i zazdrości nie wytrzymałam-i skończyłam to Poniekąd zrozumiełam swoje błędy, zobaczymy się za 2 tyg bo nie wierzę że wytrzyma i nie przyjdzie do mnie a nawet po mnie na dworzec. Chyba nie będziemy rozmawiać przez te 2 tyg żeby odpoczać od siebie, nie denerwować się i spotkać po tym czasie i ''na żywo'' wyjaśnić wszystko, wrócić do siebie. Myślicie że da się to jakoś odratować? Wiem, rozpisałam się bardzo, ale jakoś nie umiałam tego ująć w kilku słowach. tak samo jak autorka wątku mam nadzieję że uda się to jeszcze posklejać. |
|
|
![]() |
Nowe wątki na forum Intymnie
|
|
|
| Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 10:04.




), on zaczął mnie unikać, żeby trochę odetchnąć. On ma tyle pasji, że choćby mu dać tydzień wolnego, i tak nie zdążyłby zrobić wszystkiego, na co by miał ochotę. A ja jeśli nie spotykałam się z nim, nie potrafiłam się niczym zająć. Zapomniałam o wszystkim, co robiłam wcześniej - o tym, że kiedyś rysowałam, o tym że uwielbiałam pisać teksty, dłuższe i krótsze, nawet próbowałam pisać książkę... Takie tam wypociny nastolatki, ale jakby ją przerobić, to pomysł był całkiem niezły. W każdym razie - coś mnie interesowało. A od kiedy zaczęłam być z nim, cokolwiek poza nim przestało mnie interesować.







jak chłopu zależy, to żeby skały srały, a mury pękały, to znajdzie czas i sposób, żeby się z Tobą skontaktować...




Gratuluję dzieciaczka, oby było zdrowe. I życzę powodzenia w wychowywaniu! 





