Toksyczny związek - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2015-03-03, 02:50   #1
riddick6
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-03
Wiadomości: 2

Toksyczny związek


Witam,
Piszę tutaj bo już samemu poradzić sobie nie potrafię. Problem dotyczy mnie, mojej narzeczonej i (w mojej ocenie) toksycznego związku, w którym tkwię już niemal 2 i pół roku. Postaram się pokrótce opisać całą moją historię i skupić się na najistotniejszych problemach i wydarzeniach jednocześnie starając się być jak najbardziej obiektywnym.
Mam 23 lata, jestem typem porządnym i ułożonym, zawsze wiem czego chcę, stawiam sobie w życiu cele i dążę do nich całymi siłami. Od czasów gimnazjum wiedziałem kim chcę w dorosłym życiu być i konsekwentnie do tego dążyłem. Systematyczna nauka oraz praca i mnóstwo wyrzeczeń doprowadziły mnie do bram mojej wymarzonej przyszłości. Dostałem się na porządne studia i od naukowego finiszu dzieliły mnie już tylko te niespełna 4 lata. I wtedy to po niespełna miesiącu poznałem moją obecną narzeczoną. Ona podobnie jak i ja również rozpoczęła swoją przygodę ze studiami, tyle, że w innym mieście. Poznaliśmy się w nieco dziwnych okolicznościach. Ona, przytłoczona nagłą zmianą środowiska, potrzebowała kogoś, kto pomoże jej przebrnąć przez te ciężkie początki na uczelni. I tym m.in. mnie do siebie przyciągnęła. Jestem czuły i wrażliwy, chętnie wyciągam do ludzi rękę gdy są w potrzebie. Poza tym trafiła swym wyglądem zewnętrznym w moje wybredne i dziwne (jak na dzisiejsze realia) gusta. Szybko znaleźliśmy wiele wspólnych tematów do rozmów i spędzaliśmy ze sobą całe wieczory (niestety tylko na skajpie). Zakochałem się w niej, a niedługo później także i ona. Okazała się być kobietą okropnie zakompleksioną, pozbawioną poczucia własnej wartości, samotną (nie miała żadnych koleżanek), skrytą. A ja tak bardzo chciałem jej pomóc wyjść z cienia i w siebie uwierzyć, że aż wewnętrznie się gotowałem kiedy mówiła, że jest brzydka, że nie ma biustu, itp. W ciągu niespełna roku wyleczyłem ją chyba z każdego kompleksu, otwarłem nieco na ludzi i rozkochałem w sobie. Byłem dla niej okropnie wyrozumiały, opiekuńczy, byłem na każde wezwanie, szanowałem ją (choć jej zdarzało się nie szanować mnie), przytulałem i całowałem jak tylko spotykaliśmy się razem. A był to tak średnio jeden weekend na 5 tygodni. Była dla mnie wszystkim, podobnie jak ja dla niej. Wszelkie drobne kłótnie, spory i moje niepowodzenia okropnie przeżywałem, miałem problemy ze snem i koncentracją. Czasem nie zmrużyłem oka przez całą noc bo myślałem nad tym co takiego uczyniłem, że się na mnie obraziła, zasmuciła… Czułem, że daję jej zdecydowanie więcej niż dostaję. Zacząłem zaniedbywać studia przedkładając mój związek ponad nie. Doszło nawet dwukrotnie do tego, że rezygnowałem z egzaminu by jechać do mej ukochanej. Problemy z dziewczyną się nasilały i coraz bardziej odbijały się na każdym aspekcie mojego życia. Po dwóch latach wyleciałem ze studiów. W tym czasie związek przechodził lepsze i gorsze chwile. Najbardziej dawała się nam we znaki dzieląca nas odległość. Mój studencki budżet nie pozwalał na zbyt częste wizyty u niej, właściwie to odkąd ją poznałem to zacząłem mieć wieczne problemy finansowe, bo każdy grosz wydawałem na podróże do niej, drobne upominki i okazjonalnie jakieś imprezy. Zaniedbałem moich przyjaciół, z którymi zacząłem się spotykać nawet rzadziej niż z dziewczyną. Czułem jak coraz bardziej mnie ona absorbuje, wyciska ze mnie całą energię. A pomimo tego czułem się bardzo szczęśliwy. Ale nic nie trwa wiecznie. Nasze wspólne rozmowy z czasem złapały zadyszkę, bardzo dobrze poznaliśmy się, skończyły się tematy do tych codziennych długich wieczornych rozmów. Często przez długi czas siedzieliśmy w milczeniu, zacząłem powracać do moich dawnych zainteresowań i hobby. Dla mnie nie był to żaden problem, ani przejaw odkochania się. Po prostu nie było wg mnie sensu siedzieć przed ekranem momentami nawet 8 godzin dziennie (tak, dobrze to napisałem, 8 godzin). Jednak dziewczyna odebrała to zupełnie inaczej. Twierdziła, że już jej nie kocham, że mnie ona nie obchodzi, ciągle wypominała mi jaki byłem na początku. Mnożyła problemy, czasem tak niedorzeczne, że aż zacząłem traktować ją mniej poważnie. Gniewała się nawet o to, że raz na miesiąc-dwa spotykałem się z kolegami i spędzałem z nimi cały wieczór (nie stawiałem się wtedy na skajpie, więc była smutna, wściekła, zazdrosna). Zawsze chciała mnie mieć tylko dla siebie, a ja nauczyłem ją, że latam wokół niej jak przy małym dziecku, była traktowana jak księżniczka. I uważam, że do dzisiaj tak jest. Bo nigdy jej nie zwyzywałem, nigdy nie przeklinałem przy niej, nie piję, nie palę, nie mam żadnych nałogów, sznowałem ją nawet gdy ona nie miała do mnie szacunku. Wiedziała, że przez jej humorki nie śpię po nocach, a pomimo tego potrafiła bezdusznie rozłączyć się ze mną, kiedy dzwoniłem do niej z przeprosinami (!!!), za takie głupoty jak zbyt krótką obecność na skajpie, zajęcie się czymś innym niż ona (w tym nauką) czy też powiedzenie czegoś co ją uraziło (jedno słowo powiedziane przypadkiem, które natychmiastowo poprawiłem potrafiło doprowadzić do focha na calutkie dwa dni!!!). Po 9 miesiącach po raz pierwszy ze mną zerwała. Nie pamiętam o co poszło. Po prostu była jakaś kłótnia, która trwała jakiś tydzień i to wystarczyło. Pojechałem do niej, pogadałem, uspokoiłem, przeprosiłem i po raz pierwszy ustaliliśmy pewne zasady. Wróciła do mnie. Przez kolejne 1,5 roku zerwała ze mną ponownie 4 razy, z czego 2 w ciągu ostatnich 5 miesięcy. Powód tych zerwań był taki sam. Dziewczyna pocierpiała kilka dni i miała dość. Pod wpływem emocji nagadała mi totalnych bzdur (a może to była prawda?) i zakończyła związek. Ja jechałem, uspokajałem, przepraszałem i wracaliśmy do siebie. Dodam, że jak byliśmy razem (a np. wakacje spędzaliśmy calutkie razem) to było zawsze cudownie. Zero kłótni, a jak pojawiał się problem to od razu zajmowaliśmy się nim. Różni nas bardzo wiele, ale to nie przeszkadza nam kiedy jesteśmy blisko siebie. Bardzo ją kocham, a ona już nie wie czy kocha mnie. Z czasem wychodziły przy kolejnych kłótniach coraz ciekawsze rzeczy. Dowiedziałem się, że się jej nie podobam z wyglądu fizycznego, że chciałaby takiego prawdziwego pakera. 180cm wzrostu, blond włosy, niebieskie oczy, modna fryzura, modne ciuchy, klata jak u fiata, sześciopak, facet kozak, samiec alfa alfa i ch** wie co jeszcze, do tego wysoka inteligencja, kupa kasy, dobry samochód, piękny dom, podróże do najróżniejszych zakątków świata. Po prostu jakiś pieprzony rycerz na białym rumaku. Ale jednocześnie mówiła mi, że jest ze mną bo mam to czego inni nie mają. Czasem zbierało jej się na szczere zwierzenia i dowiadywałem się, że jest jakiś chłopak, który się jej strasznie podoba, że ciągle o nim myśli pomimo tego, że nie chce, że chce go wyrzucić sobie z głowy, ale nie potrafi. Innym razem powiedziała mi, że boi się, że mnie skrzywdzi, że może jest teraz ze mną bo mnie potrzebuje, ale boi się co będzie jak już nie będę potrzebny. Jestem JEDYNĄ osobą w jej otoczeniu, która ją w pełni akceptuje, jestem z nią na dobre i na złe, stoję za nią murem zawsze jak tylko tego potrzebuje. Nawet z domownikami nie potrafi się dogadać, a ja bronię jej nawet jak nie ma racji. Po prostu powiedziałem sobie, że uszczęśliwię tą kobietę i robiłem to do teraz, bo czuję, że już brakło mi sił. Całą swą uwagę poświęcałem na pielęgnowanie i ratowanie tego związku, starałem się aby mojej dziewczynie nic nie brakowało, unikałem kłótni, bo wiedziałem już do czego prowadzą, dopatrywałem się okruszków miłości z jej strony i starałem się nimi nasycić. Ona mnie kochała i nadal czuję, że trochę mnie kocha, bo jak spotykamy się to czuję, że jest szczęśliwa, chce ze mną żyć, chce wziąć ślub, chce mieć ze mną dziecko. Tylko, że dzień później potrafi udowodnić, że tak nie jest. 4 miesiące temu oświadczyłem się jej. Nie byłem gotowy, nie wiedziałem na 100% czy tego chcę, ale widziałem w tym szansę na odbudowę dawnych relacji. Poza tym nieustannie dopytywała się mnie kiedy się jej oświadczę. Decyzję nie trudno było podjąć. Zgodziła się i była zadowolona. Następny dzień był najgorszym w moim życiu. Spotkałem się z moją kochaną narzeczoną, a ta była jakaś taka nie w sosie. Po 3 godzinach upraszania i głaskania udało mi się ją przekonać do podzielenia się ze mną jej utrapieniami. Okazało się, że nie wie czy mnie kocha, że nie jest tego pewna i że nie chciała przyjąć zaręczyn ale zrobiła to bo nie chciała mi zrobić przykrości! Beczałem wtedy jak niemowlę. Bardziej skrzywdzić się mnie nie dało. Kobieta, której poświęciłem calutkie dwa lata życia, dla której porzuciłem wszystko, straciłem szanse na dobrą pracę, na ukończenie studiów, dźgnęła mnie prosto w serce. I to nie raz, nie dwa, tylko tak, że z tego serca zostały tylko strzępy. Nagle spojrzałem na te dwa lata cudownego życia zupełnie inaczej. Od tamtej pory były to już tylko dwa lata zadawania mi bólu i niszczenia mojej psychiki. Ale nawet w tamtym dniu nie potrafiłem po prostu od niej odejść i jej zostawić. Miałem nadzieję, że to jest jeden z tych jej ☠☠☠***** dni, kiedy to chce w zgliszcza obrócić całe swoje życie. Poprosiłem ją, żeby zatrzymała pierścionek, żeby to przemyślała. No i już po kilku dniach rozmawialiśmy ze sobą jakby nic się nie stało. Moje przypuszczenia okazały się być trafne. Dziewczyna sprawę przemyślała i wyjaśniła mi swoje zachowanie. Argumentowała się tym, że boi się tego dorosłego życia, że boi się, że to może nie być to, ale twierdziła, że mnie kocha i że już nigdy mnie nie skrzywdzi, że na to nie pozwoli. Ale ja już wtedy byłem innym człowiekiem, byłem bez serca, niemal nic do niej nie czułem, przestało mi zależeć, przestałem o nią zabiegać. Nawet znikła chorobliwa zazdrość. Dziewczyna oczywiście to zauważyła i zaczęła się smucić, że już jej nie kocham, że już mi nie zależy. Dało mi to siłę by podnieść się raz jeszcze i ponownie walczyć. Starałem się z nią codziennie rozmawiać, choć nie za bardzo miałem ochotę. Pomagałem jak zawsze, wspierałem, nawet w sporym stopniu odbudowałem swoje uczucie do niej. Starałem się wymazać przeszłość i o niej nie rozmyślać. Ale dziewczyna nadal miała różne problemy z dupy wzięte, że jej mało czasu poświęcam, że nie chcę z nią gadać, że są rzeczy od niej ważniejsze, że zacząłem chodzić spać przed 23 (bo do tej pory chodziłem kiedy była „zaspokojona”, a były to zazwyczaj godziny od 24 do 2 w nocy). I teraz to już nie mogłem wytrzymywać, zacząłem się denerwować i mieć wszystkiego dość, rozmowy na skajpie były dla mnie bardzo niemiłym wieczornym obowiązkiem. No i po ostatniej takiej niedzielnej rozmowie, kiedy to poszedłem spać o 22 (wcześniej była kłótnia, po której starałem się przez ponad godzinę jakkolwiek z nią porozmawiać, ale ta wolała sobie odpalić gierkę i tylko wzruszać ramionami na moje pytania. Co miałem robić? Poszedłem spać.) dostałem od dziewczyny porcję nocnych smsów, których treść już dobrze znałem zanim je przeczytałem. Dziewczyna zerwała. Ale tym razem dosyć wyjątkowo zagrała. Postarała się żebym się z nią nie mógł skontaktować (blokada na fb, blokada na telefonie, itp.) i ma mnie w dupie już drugi dzień. Myślę, że może jej przejdzie i wszystko wróci do normy. Ale ja już nie mam na to siły. Ona kończy swoje studia, a ja nie mam ani studiów, ani pracy, ani motywacji na cokolwiek. Popadłem chyba w jakąś depresję. Chcę się podnieść, zacząć wszystko od nowa, dorwać pracę, spróbować jeszcze raz studiów, ale z dziewczyną, która kładzie mi kłody pod nogi nawet nie ruszę. Albo zajdą jakieś przewrotowe zmiany, albo po prostu ją zostawię (CZEGO SOBIE NIE POTRAFIĘ WYOBRAZIĆ). Chcę zmian. Chcę poprawy, tylko, że już kończą mi się pomysły. Żyję w toksycznym związku, który mnie kompletnie rujnuje. Chyba nie potrafię zostawić tej dziewczyny bo boję się, że nie znajdę sobie nowej, lepszej, że będę sam jak palec  Co mam robić? Jak do niej przemówić? Często udaje mi się z nią porozmawiać poważnie i doprowadzić do jakichś zmian. Tylko, że trwają one kilka dni-tygodni, a potem problem znowu się zaczyna. Chyba wiem w czym tkwi problem. Za bardzo się starałem, dziewczyna wszystko miała i była nauczona brać coraz więcej. Kiedy pojawiły się problemy zwyczajnie wymiękła. Kiedy trzebabyło pielęgnować miłość i ciągle budować tą piękną relację, ona myślała, że to jakoś samo się uchowa. Kiedy nie widzi przyszłości, boi się postawić malutki krok ku niej. Boi się ryzyka i boi się tego, że nie jestem tym księciem z bajki. Nie dorosła ani do brania ani do dawania miłości. Właściwie to chyba jeszcze nie poznała co to jest ta miłość. A myślałem, że 20 lat to już bezpieczny wiek na dojrzały związek... Widzicie jakieś szanse na odratowanie tego? Co robić? Na koniec dodam, że mam 23 lata, dziewczyna 22.

Dzięki za poświęcony czas i rady.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów
riddick6 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 05:46   #2
JanePanzram
Zakorzenienie
 
Avatar JanePanzram
 
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 5 479
Dot.: Toksyczny związek

No faktycznie, jest to modelowy toksyk [chociaż masz denerwującą manierę przy pisaniu, takie dramatyzowanie jakby]
A wiesz, w jaki sposób się uzdrawia toksyczne związki? Lek na toksyki został już dawno wynaleziony. Uzdrawia się je w jeden sposób: kończąc je definitywnie i na zawsze Oczywiście jesteś w tym związku stroną słabą, więc nic już nie ugrasz.

Jakieś pieśni o tym, że nie możesz żyć bez niej - typowa gadka w bezsensownych związkach. I jeszcze te rozstania i powroty, oraz jej "ja nie wiem, czy ja chcę z tobą być". No tragedyja, a nie związek - takich związków to się życzy wrogom. "Nie mogę bez niej żyć", taa.
Nie dość, że możesz bez niej żyć - ty bez niej w końcu odżyjesz. Ale na to trzeba czasu. Oraz trzeba w sobie wykrzesać zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy.

No i się popoświęcałeś, jak to sobie postawiłeś za priorytet od początku związku. Nie uważasz, że tego już starczy? Że już swoją pańszczyznę z tą panią odwaliłeś?
Poza tym, to chciałbyś, aby twoi rodzice powiedzmy taki związek tworzyli, jaki ty z nią? Taką jakąś porąbaną patologię?

Ja to sobie ostatnio czytałam taką książkę (która jest ze wszech miar godna polecenia: Bliski przyjaciel Marie Chapian) i tam jest bardzo rozsądna rzecz napisana. Gdyby chodziło o twojego przyjaciela - to czy byś sobie pozwolił na takie traktowanie, na jakie pozwalasz jej? Na ten brak szacunku, olewki, ciągłe jakieś cierpiętnictwo jak u attention-seekera i to przez całe lata, jakieś rzucania co drugi piątek i świątek? No musiałbyś być głuptakiem, żeby takie zachowania tolerować u przyjaciela. A u osoby, która powinna być jak przyjaciel - czyli od swojej dziewczyny - już takich podstawowych rzeczy nie wymagasz. Już honor i dumę chowasz sobie w zadek i można z tobą robić co się chce. "Ojj, bo ja zostane na zawsze sam!"
Ja to uważam, że lepiej być samemu, niż być tak traktowanym w związku. To już LEPIEJ samemu żyć, poważnie gadam.

Edytowane przez JanePanzram
Czas edycji: 2015-03-03 o 05:57
JanePanzram jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 07:30   #3
de_wu
Rozeznanie
 
Avatar de_wu
 
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 795
Dot.: Toksyczny związek

Musisz uciekać z tego związku, ze względu na swoje własne zdrowie i ogólnie swoje życie. Dziewczyna jest chora i to poważnie i pewnie nic z tym nie robi - nie podejmuje żadnego leczenia (?), a jej choroba odbija się na Twoim życiu i powoli stajesz się wyniszczony. Masz fajny wiek - 23 lata to , gdzie powinno cieszyć się życiem, brać z niego ile się da, a nie tkwić i użerać się z niezrównoważoną dziewczyną, którą trzeba niańczyć na każdym kroku, dla której nie zrealizowałeś żadnego z postawionych sobie celów, a marzenia stają się rozmazaną chmurą.
Najczęściej nie chcemy kogoś zostawić, bo pada jedno głupie zdanie" boje się, że sobie nikogo nie znajdę ". Jeśli miałabym wybierać, czy być z kimś takim, czy sama , to wybrałabym bycie samą. Jestem pewna, że znalazłbyś sobie normalną dziewczynę, która wspierałaby Ciebie w trudnych chwilach, dawała Ci dużo ciepła i miłości, nie robiła takich chorych akcji , nie zrywała co kilka dni.
Ona nie ma do Ciebie szacunku za grosz, bo sam na to pozwalasz, ona wie, że jesteś na każde jej skinienie "przynieś, wynieś, pozamiataj ". Dałeś się zniewolić.

Podam przykład z Twojej długiej wypowiedzi, który mnie rozwalił doszczętnie. Chociaż cała Twoja wypowiedź jest przerażająca.

"Dowiedziałem się, że się jej nie podobam z wyglądu fizycznego, że chciałaby takiego prawdziwego pakera. 180cm wzrostu, blond włosy, niebieskie oczy, modna fryzura, modne ciuchy, klata jak u fiata, sześciopak, facet kozak, samiec alfa alfa i ch** wie co jeszcze, do tego wysoka inteligencja, kupa kasy, dobry samochód, piękny dom, podróże do najróżniejszych zakątków świata. Po prostu jakiś pieprzony rycerz na białym rumaku." - ręce opadają. Gdybym ja usłyszała takie coś od mojego TŻ, tylko w odniesieniu do kobiety, to stwierdziłabym, że większego pustaka nie spotkałam i odeszłabym, bo po co miałby tkwić z kimś, kto mu się nie podoba z wyglądu fizycznego?
Czy bycie z Tobą jest dla niej jakąś łaską ?

"Ona kończy swoje studia, a ja nie mam ani studiów, ani pracy, ani motywacji na cokolwiek. Popadłem chyba w jakąś depresję. Chcę się podnieść, zacząć wszystko od nowa, dorwać pracę, spróbować jeszcze raz studiów, ale z dziewczyną, która kładzie mi kłody pod nogi nawet nie ruszę". - to chyba mówi samo za siebie, nie jest to wystarczający powód, żeby zakończyć to raz na zawsze? Rodzice wiecznie żyć nie będą ( skoro nie pracujesz to za coś żyć musisz i gdzieś mieszkać ) i musisz wziąć się w garść i zrobić coś ze swoim życiem. Pierwszy etap, żeby się podnieść, to całkowite zerwanie kontaktów z dziewczyną, potem poszukać pracy i zacząć studia zaoczne.

Mam nadzieję, że wyjdziesz z tej relacji , dostrzeżesz piękno życia i zobaczysz, że bez dziewczyny jest dużo lepiej, chociaż na ten moment myślisz inaczej. Życzę Ci poukładania wszystkich życiowych spraw i rozsądnych decyzji.
W międzyczasie poczytaj sobie o wampirze energetycznym.

Edytowane przez de_wu
Czas edycji: 2015-03-03 o 07:43
de_wu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 07:35   #4
KiniaaxD
Rozeznanie
 
Avatar KiniaaxD
 
Zarejestrowany: 2011-08
Lokalizacja: Poznań
Wiadomości: 659
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez riddick6 Pokaż wiadomość
Witam,
Piszę tutaj bo już samemu poradzić sobie nie potrafię. Problem dotyczy mnie, mojej narzeczonej i (w mojej ocenie) toksycznego związku, w którym tkwię już niemal 2 i pół roku. Postaram się pokrótce opisać całą moją historię i skupić się na najistotniejszych problemach i wydarzeniach jednocześnie starając się być jak najbardziej obiektywnym.
Mam 23 lata, jestem typem porządnym i ułożonym, zawsze wiem czego chcę, stawiam sobie w życiu cele i dążę do nich całymi siłami. Od czasów gimnazjum wiedziałem kim chcę w dorosłym życiu być i konsekwentnie do tego dążyłem. Systematyczna nauka oraz praca i mnóstwo wyrzeczeń doprowadziły mnie do bram mojej wymarzonej przyszłości. Dostałem się na porządne studia i od naukowego finiszu dzieliły mnie już tylko te niespełna 4 lata. I wtedy to po niespełna miesiącu poznałem moją obecną narzeczoną. Ona podobnie jak i ja również rozpoczęła swoją przygodę ze studiami, tyle, że w innym mieście. Poznaliśmy się w nieco dziwnych okolicznościach. Ona, przytłoczona nagłą zmianą środowiska, potrzebowała kogoś, kto pomoże jej przebrnąć przez te ciężkie początki na uczelni. I tym m.in. mnie do siebie przyciągnęła. Jestem czuły i wrażliwy, chętnie wyciągam do ludzi rękę gdy są w potrzebie. Poza tym trafiła swym wyglądem zewnętrznym w moje wybredne i dziwne (jak na dzisiejsze realia) gusta. Szybko znaleźliśmy wiele wspólnych tematów do rozmów i spędzaliśmy ze sobą całe wieczory (niestety tylko na skajpie). Zakochałem się w niej, a niedługo później także i ona. Okazała się być kobietą okropnie zakompleksioną, pozbawioną poczucia własnej wartości, samotną (nie miała żadnych koleżanek), skrytą. A ja tak bardzo chciałem jej pomóc wyjść z cienia i w siebie uwierzyć, że aż wewnętrznie się gotowałem kiedy mówiła, że jest brzydka, że nie ma biustu, itp. W ciągu niespełna roku wyleczyłem ją chyba z każdego kompleksu, otwarłem nieco na ludzi i rozkochałem w sobie. Byłem dla niej okropnie wyrozumiały, opiekuńczy, byłem na każde wezwanie, szanowałem ją (choć jej zdarzało się nie szanować mnie), przytulałem i całowałem jak tylko spotykaliśmy się razem. A był to tak średnio jeden weekend na 5 tygodni. Była dla mnie wszystkim, podobnie jak ja dla niej. Wszelkie drobne kłótnie, spory i moje niepowodzenia okropnie przeżywałem, miałem problemy ze snem i koncentracją. Czasem nie zmrużyłem oka przez całą noc bo myślałem nad tym co takiego uczyniłem, że się na mnie obraziła, zasmuciła… Czułem, że daję jej zdecydowanie więcej niż dostaję. Zacząłem zaniedbywać studia przedkładając mój związek ponad nie. Doszło nawet dwukrotnie do tego, że rezygnowałem z egzaminu by jechać do mej ukochanej. Problemy z dziewczyną się nasilały i coraz bardziej odbijały się na każdym aspekcie mojego życia. Po dwóch latach wyleciałem ze studiów. W tym czasie związek przechodził lepsze i gorsze chwile. Najbardziej dawała się nam we znaki dzieląca nas odległość. Mój studencki budżet nie pozwalał na zbyt częste wizyty u niej, właściwie to odkąd ją poznałem to zacząłem mieć wieczne problemy finansowe, bo każdy grosz wydawałem na podróże do niej, drobne upominki i okazjonalnie jakieś imprezy. Zaniedbałem moich przyjaciół, z którymi zacząłem się spotykać nawet rzadziej niż z dziewczyną. Czułem jak coraz bardziej mnie ona absorbuje, wyciska ze mnie całą energię. A pomimo tego czułem się bardzo szczęśliwy. Ale nic nie trwa wiecznie. Nasze wspólne rozmowy z czasem złapały zadyszkę, bardzo dobrze poznaliśmy się, skończyły się tematy do tych codziennych długich wieczornych rozmów. Często przez długi czas siedzieliśmy w milczeniu, zacząłem powracać do moich dawnych zainteresowań i hobby. Dla mnie nie był to żaden problem, ani przejaw odkochania się. Po prostu nie było wg mnie sensu siedzieć przed ekranem momentami nawet 8 godzin dziennie (tak, dobrze to napisałem, 8 godzin). Jednak dziewczyna odebrała to zupełnie inaczej. Twierdziła, że już jej nie kocham, że mnie ona nie obchodzi, ciągle wypominała mi jaki byłem na początku. Mnożyła problemy, czasem tak niedorzeczne, że aż zacząłem traktować ją mniej poważnie. Gniewała się nawet o to, że raz na miesiąc-dwa spotykałem się z kolegami i spędzałem z nimi cały wieczór (nie stawiałem się wtedy na skajpie, więc była smutna, wściekła, zazdrosna). Zawsze chciała mnie mieć tylko dla siebie, a ja nauczyłem ją, że latam wokół niej jak przy małym dziecku, była traktowana jak księżniczka. I uważam, że do dzisiaj tak jest. Bo nigdy jej nie zwyzywałem, nigdy nie przeklinałem przy niej, nie piję, nie palę, nie mam żadnych nałogów, sznowałem ją nawet gdy ona nie miała do mnie szacunku. Wiedziała, że przez jej humorki nie śpię po nocach, a pomimo tego potrafiła bezdusznie rozłączyć się ze mną, kiedy dzwoniłem do niej z przeprosinami (!!!), za takie głupoty jak zbyt krótką obecność na skajpie, zajęcie się czymś innym niż ona (w tym nauką) czy też powiedzenie czegoś co ją uraziło (jedno słowo powiedziane przypadkiem, które natychmiastowo poprawiłem potrafiło doprowadzić do focha na calutkie dwa dni!!!). Po 9 miesiącach po raz pierwszy ze mną zerwała. Nie pamiętam o co poszło. Po prostu była jakaś kłótnia, która trwała jakiś tydzień i to wystarczyło. Pojechałem do niej, pogadałem, uspokoiłem, przeprosiłem i po raz pierwszy ustaliliśmy pewne zasady. Wróciła do mnie. Przez kolejne 1,5 roku zerwała ze mną ponownie 4 razy, z czego 2 w ciągu ostatnich 5 miesięcy. Powód tych zerwań był taki sam. Dziewczyna pocierpiała kilka dni i miała dość. Pod wpływem emocji nagadała mi totalnych bzdur (a może to była prawda?) i zakończyła związek. Ja jechałem, uspokajałem, przepraszałem i wracaliśmy do siebie. Dodam, że jak byliśmy razem (a np. wakacje spędzaliśmy calutkie razem) to było zawsze cudownie. Zero kłótni, a jak pojawiał się problem to od razu zajmowaliśmy się nim. Różni nas bardzo wiele, ale to nie przeszkadza nam kiedy jesteśmy blisko siebie. Bardzo ją kocham, a ona już nie wie czy kocha mnie. Z czasem wychodziły przy kolejnych kłótniach coraz ciekawsze rzeczy. Dowiedziałem się, że się jej nie podobam z wyglądu fizycznego, że chciałaby takiego prawdziwego pakera. 180cm wzrostu, blond włosy, niebieskie oczy, modna fryzura, modne ciuchy, klata jak u fiata, sześciopak, facet kozak, samiec alfa alfa i ch** wie co jeszcze, do tego wysoka inteligencja, kupa kasy, dobry samochód, piękny dom, podróże do najróżniejszych zakątków świata. Po prostu jakiś pieprzony rycerz na białym rumaku. Ale jednocześnie mówiła mi, że jest ze mną bo mam to czego inni nie mają. Czasem zbierało jej się na szczere zwierzenia i dowiadywałem się, że jest jakiś chłopak, który się jej strasznie podoba, że ciągle o nim myśli pomimo tego, że nie chce, że chce go wyrzucić sobie z głowy, ale nie potrafi. Innym razem powiedziała mi, że boi się, że mnie skrzywdzi, że może jest teraz ze mną bo mnie potrzebuje, ale boi się co będzie jak już nie będę potrzebny. Jestem JEDYNĄ osobą w jej otoczeniu, która ją w pełni akceptuje, jestem z nią na dobre i na złe, stoję za nią murem zawsze jak tylko tego potrzebuje. Nawet z domownikami nie potrafi się dogadać, a ja bronię jej nawet jak nie ma racji. Po prostu powiedziałem sobie, że uszczęśliwię tą kobietę i robiłem to do teraz, bo czuję, że już brakło mi sił. Całą swą uwagę poświęcałem na pielęgnowanie i ratowanie tego związku, starałem się aby mojej dziewczynie nic nie brakowało, unikałem kłótni, bo wiedziałem już do czego prowadzą, dopatrywałem się okruszków miłości z jej strony i starałem się nimi nasycić. Ona mnie kochała i nadal czuję, że trochę mnie kocha, bo jak spotykamy się to czuję, że jest szczęśliwa, chce ze mną żyć, chce wziąć ślub, chce mieć ze mną dziecko. Tylko, że dzień później potrafi udowodnić, że tak nie jest. 4 miesiące temu oświadczyłem się jej. Nie byłem gotowy, nie wiedziałem na 100% czy tego chcę, ale widziałem w tym szansę na odbudowę dawnych relacji. Poza tym nieustannie dopytywała się mnie kiedy się jej oświadczę. Decyzję nie trudno było podjąć. Zgodziła się i była zadowolona. Następny dzień był najgorszym w moim życiu. Spotkałem się z moją kochaną narzeczoną, a ta była jakaś taka nie w sosie. Po 3 godzinach upraszania i głaskania udało mi się ją przekonać do podzielenia się ze mną jej utrapieniami. Okazało się, że nie wie czy mnie kocha, że nie jest tego pewna i że nie chciała przyjąć zaręczyn ale zrobiła to bo nie chciała mi zrobić przykrości! Beczałem wtedy jak niemowlę. Bardziej skrzywdzić się mnie nie dało. Kobieta, której poświęciłem calutkie dwa lata życia, dla której porzuciłem wszystko, straciłem szanse na dobrą pracę, na ukończenie studiów, dźgnęła mnie prosto w serce. I to nie raz, nie dwa, tylko tak, że z tego serca zostały tylko strzępy. Nagle spojrzałem na te dwa lata cudownego życia zupełnie inaczej. Od tamtej pory były to już tylko dwa lata zadawania mi bólu i niszczenia mojej psychiki. Ale nawet w tamtym dniu nie potrafiłem po prostu od niej odejść i jej zostawić. Miałem nadzieję, że to jest jeden z tych jej ☠☠☠***** dni, kiedy to chce w zgliszcza obrócić całe swoje życie. Poprosiłem ją, żeby zatrzymała pierścionek, żeby to przemyślała. No i już po kilku dniach rozmawialiśmy ze sobą jakby nic się nie stało. Moje przypuszczenia okazały się być trafne. Dziewczyna sprawę przemyślała i wyjaśniła mi swoje zachowanie. Argumentowała się tym, że boi się tego dorosłego życia, że boi się, że to może nie być to, ale twierdziła, że mnie kocha i że już nigdy mnie nie skrzywdzi, że na to nie pozwoli. Ale ja już wtedy byłem innym człowiekiem, byłem bez serca, niemal nic do niej nie czułem, przestało mi zależeć, przestałem o nią zabiegać. Nawet znikła chorobliwa zazdrość. Dziewczyna oczywiście to zauważyła i zaczęła się smucić, że już jej nie kocham, że już mi nie zależy. Dało mi to siłę by podnieść się raz jeszcze i ponownie walczyć. Starałem się z nią codziennie rozmawiać, choć nie za bardzo miałem ochotę. Pomagałem jak zawsze, wspierałem, nawet w sporym stopniu odbudowałem swoje uczucie do niej. Starałem się wymazać przeszłość i o niej nie rozmyślać. Ale dziewczyna nadal miała różne problemy z dupy wzięte, że jej mało czasu poświęcam, że nie chcę z nią gadać, że są rzeczy od niej ważniejsze, że zacząłem chodzić spać przed 23 (bo do tej pory chodziłem kiedy była „zaspokojona”, a były to zazwyczaj godziny od 24 do 2 w nocy). I teraz to już nie mogłem wytrzymywać, zacząłem się denerwować i mieć wszystkiego dość, rozmowy na skajpie były dla mnie bardzo niemiłym wieczornym obowiązkiem. No i po ostatniej takiej niedzielnej rozmowie, kiedy to poszedłem spać o 22 (wcześniej była kłótnia, po której starałem się przez ponad godzinę jakkolwiek z nią porozmawiać, ale ta wolała sobie odpalić gierkę i tylko wzruszać ramionami na moje pytania. Co miałem robić? Poszedłem spać.) dostałem od dziewczyny porcję nocnych smsów, których treść już dobrze znałem zanim je przeczytałem. Dziewczyna zerwała. Ale tym razem dosyć wyjątkowo zagrała. Postarała się żebym się z nią nie mógł skontaktować (blokada na fb, blokada na telefonie, itp.) i ma mnie w dupie już drugi dzień. Myślę, że może jej przejdzie i wszystko wróci do normy. Ale ja już nie mam na to siły. Ona kończy swoje studia, a ja nie mam ani studiów, ani pracy, ani motywacji na cokolwiek. Popadłem chyba w jakąś depresję. Chcę się podnieść, zacząć wszystko od nowa, dorwać pracę, spróbować jeszcze raz studiów, ale z dziewczyną, która kładzie mi kłody pod nogi nawet nie ruszę. Albo zajdą jakieś przewrotowe zmiany, albo po prostu ją zostawię (CZEGO SOBIE NIE POTRAFIĘ WYOBRAZIĆ). Chcę zmian. Chcę poprawy, tylko, że już kończą mi się pomysły. Żyję w toksycznym związku, który mnie kompletnie rujnuje. Chyba nie potrafię zostawić tej dziewczyny bo boję się, że nie znajdę sobie nowej, lepszej, że będę sam jak palec  Co mam robić? Jak do niej przemówić? Często udaje mi się z nią porozmawiać poważnie i doprowadzić do jakichś zmian. Tylko, że trwają one kilka dni-tygodni, a potem problem znowu się zaczyna. Chyba wiem w czym tkwi problem. Za bardzo się starałem, dziewczyna wszystko miała i była nauczona brać coraz więcej. Kiedy pojawiły się problemy zwyczajnie wymiękła. Kiedy trzebabyło pielęgnować miłość i ciągle budować tą piękną relację, ona myślała, że to jakoś samo się uchowa. Kiedy nie widzi przyszłości, boi się postawić malutki krok ku niej. Boi się ryzyka i boi się tego, że nie jestem tym księciem z bajki. Nie dorosła ani do brania ani do dawania miłości. Właściwie to chyba jeszcze nie poznała co to jest ta miłość. A myślałem, że 20 lat to już bezpieczny wiek na dojrzały związek... Widzicie jakieś szanse na odratowanie tego? Co robić? Na koniec dodam, że mam 23 lata, dziewczyna 22.

Dzięki za poświęcony czas i rady.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów
Witaj
Niestety jest to związek jednostronny, Ty dajesz i w zamian masz kręcenie nosem... Jak piszesz, wyleczyłeś dziewczynę z kompleksów, poczuła się pewniej, i wie że będziesz na każde jej skinienia. Nie napisałeś czy to wasze pierwsze związki, ale podejrzewam że jej tak, pierwszy związek, pierwsze motylki i niewiedza jak się zachować, jak rozwiązywać problemy, jak rozmawiać.
Dla Ciebie najlepszym wyjściem byłoby, odizolowanie się od niej, nie mieszkacie w jednym mieście więc będzie łatwiej, również ją zablokuj gdzie się da, aby w razie "wu" jak się dziewczynie odwidzi, nie napisała do Ciebie i znowu nie namieszała.
Pewnie znajdziesz jeszcze dziewczynę, nie będziesz sam do końca życia, jesteś młodym mężczyzną
Szczerze? To nie rozumiem dlaczego się oświadczyłeś skoro nie byłeś gotowy na to, a napieranie dziewczyny tym bardziej powinno Cię zniechęcić.

Jak wyżej, odpuść sobie dziewczynę, bo się zmarnujesz przy niej. Nic dobrego z tego nie będzie, popatrz w przyszłość, czy widzisz was, i jej fochy za 5, 10 lat? Zrywała już 4 czy 5 razy. Tak się nie zachowuje normalna zakochana dziewczyna, baa nie mówi facetowi że on jej się nie podoba... To jest przyzwyczajenie, a nie miłość, ona wie że zostanie sama jeżeli się rozejdziecie, ale tak sobie Ciebie zawinęła dookoła palca, że jest pewna, ze nie zostawisz jej na dobre.
Powodzenia
__________________
Michał

Razem: 25.09.2010r

Zaręczyny: 16.08.2014r

Zapuszczaaam kłaczki
było 35 jest 47 będzie 60!

Dbam o pazurki

CEL= 60cm
KiniaaxD jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 07:44   #5
Sabbath
Wiedźma
 
Avatar Sabbath
 
Zarejestrowany: 2006-10
Lokalizacja: Katowice
Wiadomości: 12 013
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez riddick6 Pokaż wiadomość
Witam.
(...)
Dzięki za poświęcony czas i rady.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów
Twoja przyszłość wygląda tak:
1. Będziesz nieszczęśliwy z nią.
albo
2. Będziesz nieszczęśliwy bez niej.

W pierwszym przypadku będzie coraz gorzej przez nie wiadomo jak długo. Myślę, że do momentu, kiedu ona Cię zupełnie nie zdepcze. Wtedy Cię zostawi, bo sam widzisz, że ma ambicje na mięśniaka z kasą. Jeśli pojawi się szansa na wymianę, zostawi Cię bez mrugnięcia okiem.

W drugim przypadku będzie Ci bardzo ciężko, ale wkrótce okrzepniesz i zaczniesz żyć. I bedzie coraz mniej ciężko. Ba! Pewnie nawet kiedyś zakochasz się znowu. Oby bardziej szczęśliwie.

Wybór należy do Ciebie.
Sabbath jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 08:34   #6
mrofka89
Wtajemniczenie
 
Zarejestrowany: 2013-05
Lokalizacja: śląsk
Wiadomości: 2 518
Dot.: Toksyczny związek

Czytam i jestem przerażona. Doskonale wiem jak to jest mieć taką huśtawkę, brak pewności, brak stabilizacji. I nigdy więcej... Nigdy więcej nie pozwolę na to bym po każdej kłótni zastanawiała się czy to już koniec czy jeszcze nie. I czytając to przypominam sobie swój poprzedni związek.
Autorze uwierz, że bez swojej narzeczonej w końcu odżyjesz. W końcu poczujesz się spokojny, w końcu zaczniesz spać.
I tak na początku będzie ciężko, źle itd
Ale nie da się żyć w takiej huśtawce, naprawdę się nie da.
Z tą dziewczyną nie wiem czy możesz być szczęśliwy i spokojny - podejrzewam że nie. Masz dopiero 23 lata całe życie przed Tobą. I każdy przechodził przez etap że nikt już nigdy. Naprawdę czas leczy rany.
ja rozstałam się po toksycznym związku mając 25 lat i 9 lat związku. Niedługo przed ślubem i cieszę się jak nigdy wcześniej.
mrofka89 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 08:50   #7
Kamina11
Raczkowanie
 
Avatar Kamina11
 
Zarejestrowany: 2014-12
Wiadomości: 101
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez Sabbath Pokaż wiadomość
Twoja przyszłość wygląda tak:
1. Będziesz nieszczęśliwy z nią.
albo
2. Będziesz nieszczęśliwy bez niej.
Dokładnie.
Opcja nr 1 - będziesz nieszczęśliwy bez szans na zmianę sytuacji. Bo dziewczyna jest toksyczna, ma poważne problemy emocjonalne i niby dlaczego miałoby być lepiej.

Opcja nr 2 - jak zerwiesz, będziesz nieszczęśliwy, ale tylko przez pewien czas. W zasadzie powinno być tak, że po takim rollercoasterze, męczarni i braku spokoju powinieneś odżyć! Każdy człowiek, który ma choć trochę instynktu samozachowawczego i pragnie dla siebie szczęścia i dobrego samopoczucia, odżyłby po takim syfie. Ale nie Ty.
I tu zaczyna się Twoja droga do pracy nad sobą, nawet być może droga do terapii.
Coś musi być mocno nie tak z szacunkiem do siebie, z Twoim poczuciem własnej wartości. One wiążą się z pragnieniem szczęścia dla siebie, czyli w praktyce z ucinaniem np. takich jak ta szkodliwych relacji, czy w ogóle z wysiłkiem mającym na celu zmianę jakichś źle wpływających na Ciebie warunków życiowych (jakichkolwiek - praca, miejsce zamieszkania, ludzie w otoczeniu) na lepsze. Dla własnego dobra, po to, by się dobrze czuć, by być szczęśliwym.

Ty zapewne jeszcze tego dokładnie nie widzisz, ale coś mocno musi być nie tak z Twoim szacunkiem do siebie, skoro w takim toksycznym związku trwałeś przez tyle czasu.

Niby z jakiego powodu miałeś w nosie to, że ona Cię wyzywała - dlaczego dałeś komukolwiek się poniżać
Dlaczego mimo tego, że ona Ci fundowała różne jazdy, które wprawiały Cię ciągle w zły nastrój, to w tym trwałeś?
Skąd w Tobie potrzeba uszczęśliwiania kogoś swoim kosztem??
Dlaczego tak łatwo zniosłeś jej bardzo raniące słowa o tym, że nie podobasz się jej i ona chciałaby innego??
Dlaczego po prostu się unieszczęśliwiałeś??:conf used:

Tych dlaczego można by mnożyć i mnożyć.

Zakończ ten związek (tzn. ciesz się, że on już jest zakończony i dziękuj tej osobie, że sama usunęła Ci z życia poważny problem, jakim jest ona sama) i raczej zamiast zamartwiać się o nią, zacznij martwić się o siebie. Zrób coś ze sobą, ze swoim poczuciem własnej wartości, bo masz szansę spaprać sobie życie i uczynić je nieszczęśliwym, jeśli nie zrobisz czegoś ze sobą.


P.S. Mówię Ci to ja, osoba, która podobną drogę musiała przejść parę lat temu
Kamina11 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2015-03-03, 09:31   #8
Mick
Rozeznanie
 
Avatar Mick
 
Zarejestrowany: 2010-10
Wiadomości: 954
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez Kamina11 Pokaż wiadomość

(...)

Coś musi być mocno nie tak z szacunkiem do siebie, z Twoim poczuciem własnej wartości. One wiążą się z pragnieniem szczęścia dla siebie, czyli w praktyce z ucinaniem np. takich jak ta szkodliwych relacji, czy w ogóle z wysiłkiem mającym na celu zmianę jakichś źle wpływających na Ciebie warunków życiowych (jakichkolwiek - praca, miejsce zamieszkania, ludzie w otoczeniu) na lepsze. Dla własnego dobra, po to, by się dobrze czuć, by być szczęśliwym.

Ty zapewne jeszcze tego dokładnie nie widzisz, ale coś mocno musi być nie tak z Twoim szacunkiem do siebie, skoro w takim toksycznym związku trwałeś przez tyle czasu.

Niby z jakiego powodu miałeś w nosie to, że ona Cię wyzywała - dlaczego dałeś komukolwiek się poniżać
Dlaczego mimo tego, że ona Ci fundowała różne jazdy, które wprawiały Cię ciągle w zły nastrój, to w tym trwałeś?
Skąd w Tobie potrzeba uszczęśliwiania kogoś swoim kosztem??
Dlaczego tak łatwo zniosłeś jej bardzo raniące słowa o tym, że nie podobasz się jej i ona chciałaby innego??
Dlaczego po prostu się unieszczęśliwiałeś??:conf used:

Tych dlaczego można by mnożyć i mnożyć.
I to jest najważniejsza sprawa. Piszesz o tej dziewczynie, że zakompleksiona, niepewna siebie itp., a Ty zapewne sam nie jesteś poukładany. Coś sobie załatwiasz tym związkiem (dzieciństwo? poczucie pustki? nienawiść do samego siebie?) i już od Ciebie tylko zależy, czy wkroczysz w dorosłe życie z takim bagażem, czy też przerobisz własne problemy i stworzysz dobry związek (oczywiście nie z tą dziewczyną, wizażanki wyczerpały temat).
__________________
You don’t have to be pretty. You don’t owe prettiness to anyone. Not to your boyfriend/spouse/partner, not to your co-workers, especially not to random men on the street. [...] Prettiness is not a rent you pay for occupying a space marked "female".

Diana Vreeland
Mick jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 09:33   #9
JanePanzram
Zakorzenienie
 
Avatar JanePanzram
 
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 5 479
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
. Poza tym nieustannie dopytywała się mnie kiedy się jej oświadczę. Decyzję nie trudno było podjąć. Zgodziła się i była zadowolona. Następny dzień był najgorszym w moim życiu. Spotkałem się z moją kochaną narzeczoną, a ta była jakaś taka nie w sosie. Po 3 godzinach ... Okazało się, że nie wie czy mnie kocha, że nie jest tego pewna i że nie chciała przyjąć zaręczyn ale zrobiła to bo nie chciała mi zrobić przykrości!
seriously what a f.?!
Czy ty człeku nie widzisz, co to za bzdura? Najpierw chce oświadczyn, a potem okazuje się, że ona to wcale nie chciała oświadczyn? Ja twojego postu całego nie miałam siły przebrnąć, bo historie o toksykach są takie same, sprowadzają się do tego samego - ale takie kwiatki opisujesz, że jest to hit.

Ja już takie coś przechodziłam, robienie dla kogoś za ścianę płaczu. Widzę, że ty autorze to jesteś zaczadzony i zatracony, masz swoje poczucie misji, że "jesteś dla niej niezbędny do życia", jak się zdaje. Do tego to się sprowadza. Rozrywasz na sobie szaty na okrągło w tym poście, nad wszystkim drzesz szaty: jesteś rozchwiany emocjonalnie obecnie. Tak to powinno wyglądać w związku, że jedna osoba sobie po drugiej skacze, a ta druga nie ma ani oparcia, ani spokoju, jest rozchwiana emocjonalnie? Czy ty sam byś jej zgotował takie piekło, jakie ona zgotowała tobie?
Ja, kiedy sobie zadaję takie pytanie, to zadaję je też w drugą stronę: dlaczego ona w ogóle śmiała ci takie piekło zgotować, kiedy ty niczym nie zawiniłeś i jesteś dla niej dobry człek?
Chyba trzeba mieć silne poczucie sprawiedliwości, aby umieć sobie to pytanie zadać.

Jak się na to patrzy, to nie na litość bierze, tylko człowiek ma ochotę dać w gębę na otrzeźwienie. Gdybyś ty sobie zdawał sprawę, ile te twoje wysiłki są dla niej warte, to tak byś gruchnął łbem o ścianę, że by ci pękł na sto kawałków.
I ty rozrywasz jeszcze szaty nad tym byle-czym, nad tą swoją "miłością".

Do rzeczy. Czy zadałeś sobie w ostatnim miesięcy, roku, latach, takie oto niezmiernie ważne pytanie: "a czego JA chcę od niej?" Bo co chce ona, to ty już wiesz, nie raz ci to oznajmiła w sposób bezpośredni i otwarty. Ale czego chcesz ty? Czego ty wymagasz w związku?

Cytat:
Widzicie jakieś szanse na odratowanie tego?
Nie. I dzięki Bogu, że nie! Kiedyś sam to zobaczysz, że dziękować należy Bogu, że ten związek jest na śmieci i nie powinno się wręcz w nim nic poprawiać. To należy zerwać, zostawić tak jak jest: lepiej zerwać teraz i nie marnować więcej życia, swojego honoru i dumy nie poświęcać. Zerwanie tego - TO dopiero będzie dla ciebie prawdziwy akt odwagi i próba charakteru. Bo bycie z nią to zwykły przykład bezmózgiego masochizmu.
JanePanzram jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 09:36   #10
ghgdyeys
7Yvuyvojbiuvoj
 
Zarejestrowany: 2015-03
Wiadomości: 7
Dot.: Toksyczny związek

Hmm, z własnego doświadczenia powiem ci jedno. Jeżeli zależy ci na tym związku najbardziej na świecie, to walcz do samego końca. Bo tylko to naprawdę cię uszczęśliwi. Ale wydaję mi się, że twoja narzeczona po prostu się pogubiła. Z twojego opisu wynika, że ma bardzo trudny charakter, sama nie wie czego chce. Szczerze przyznam, że częściowo też taka jestem, dlatego w pewnym stopniu ją rozumiem. Po kilkuletnim związku bardzo trudno jest odejść. Przywiązanie na to nie pozwala. Wydaję mi się, że powinieneś zostawić to wszystko losowi. Zawsze kieruję się w życiu jednym - "co ma być to będzie". Nie raz się rozstawałam ze swoim TŻ. Raz z jego winy, raz z mojej. Charaktery mamy różne - on jest bardziej obojętny, nigdy nie potrafi przyznać się do błędu, a ja staram się być opanowana i zawsze pierwsza wyciągam rękę przy kłótniach. Nie okazuję tym swojej słabości, ale w jakiś sposób dbam o ten związek. Zawsze jedna osoba musi mieć charakter bardziej uległej, bo inaczej związek nie przetrwa.
W twojej sytuacji taką osobą jesteś właśnie ty. Z tą tylko różnicą, że twoja narzeczona dała ci już wystarczająco dużo powodów ku temu, byś przestał się starać. Jeśli przyzwyczaiłeś ją do tego, że za nią biegasz i jesteś na każde jej zawołanie, nie licz na to, że ot tak się zmieni. Potrzeba czasu.
Jeżeli nic złego nie zrobiłeś a ona odeszła, to NIE MOŻESZ ZNÓW ZA NIĄ BIEGAĆ. To jej decyzja. Jeśli zatęskni, wróci. Jeżeli nie, widocznie nie byliście sobie przeznaczeni.
Wiem, że łatwo się mówi, a gorzej się działa, ale nie raz byłam w takiej sytuacji. Kłóciliśmy się o jego wady, do których sama go przyzwyczaiłam. Dopiero po pewnym czasie stopniowo wszystko zaczęło się zmieniać. Nie po jednej rozmowie, ale po wielu dniach kiedy to ja zachowywałam się tak jak on, aż w końcu zrozumiał, że źle robił.
Milcz. Nie pisz. Nie dzwoń. Nie przyjeżdżaj. Czekaj na jej krok. Zajmij się czymś. Odbuduj relację z przyjaciółki i bliskimi, skup się na studiach i na swojej pasji. Zacznij się powoli oswajać z myślą, że jej już nie ma. Skrzywdziła cię. A jeśli wróci, nie rozmawiaj z nią o tym, że musicie coś zmienić. Po prostu sam wciel zmiany w wasze życie. Musisz się od niej oduzależnić.
__________________
''..to tak jakby niebo miało się na zawsze rozstać ze słońcem.''

Edytowane przez ghgdyeys
Czas edycji: 2015-03-03 o 09:39
ghgdyeys jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 09:50   #11
JanePanzram
Zakorzenienie
 
Avatar JanePanzram
 
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 5 479
Dot.: Toksyczny związek

Na jej krok nie trzeba będzie długo czekać. Standardowo daję w takich przypadkach dwa tygodnie: nie miną dwa tygodnie, a się odezwie.
Przyczyna tego jest zresztą prosta. Ona w tym związku to ma jak gwiazdor na scenie: jej fanboy za nią lata, najchętniej by ją ozłocił nawet kiedy na gębę właśnie zebrał cios, albo dostał kopa w tyłek. Fanboy na to nie zważa i zawsze przylatuje jak pies.
Jeśli on się nie zachowa jak pies i nie przyleci tym razem (bo postanowi sobie odważnie, że zrywa kontakt) - to ona się pofatyguje do niego. "No bo to przecież do psa niepodobne, aby nie przylatywał! Co to się jemu porobiło, wziął się pieso zepsuł czy co?".
Zaczepi go pytaniem "a co tam u ciebie?" "i jak leci?" albo "i co, masz już kogoś?"
Zaczepi w tewn sposób i potem zacznie znowu doopę truć.

Tak to wygląda w toksykach i to autora nie ominie. Tutaj nie ma tak, ze ona strzeliła takiego focha przez nic i się więcej nie odezwie. Nie ma tak lekko. To nawet nie miną 2 tygodnie - mniej niż tydzień pewnie minie i ona się odezwie, zaczepi. To jest standard i od razu można to spokojnie autorowi "przepowiedzieć".
JanePanzram jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2015-03-03, 09:53   #12
zlotniczanka
plum plum
 
Avatar zlotniczanka
 
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 4 384
Dot.: Toksyczny związek

zgadzam się z tym, że coś sam sobie leczysz tym związkiem. Czemu uważasz, że nie zasługujesz na więcej? Czemu bawisz się w ratownika osoby, która Cię nie kocha, nie lubi i nie szanuje? Czemu się poniżasz dla niej i bierzesz jakieś żałosne ochłapy?
Ratowanie innych to skrzywienie osobowości. Dlaczego nie masz dziewczyny, która jest inteligentna emocjonalnie, samodzielna i dojrzała? Boisz się takich osób, nie masz im co zaoferować?
Przeczytaj "Toksyczna miłość" Pia Melody - dla samego siebie. Bo wątpię, by Twoja panna zamierzała się zmienić. Rozpuściłeś ją, nauczyła się tylko brać i jak ją zostawisz, to poszuka innego żywiciela. Bo tylko tym dla niej jesteś. Przyssała się do Ciebie jak emocjonalna pijawka.

---------- Dopisano o 10:53 ---------- Poprzedni post napisano o 10:51 ----------

Cytat:
Napisane przez JanePanzram Pokaż wiadomość
Na jej krok nie trzeba będzie długo czekać. Standardowo daję w takich przypadkach dwa tygodnie: nie miną dwa tygodnie, a się odezwie.
Przyczyna tego jest zresztą prosta. Ona w tym związku to ma jak gwiazdor na scenie: jej fanboy za nią lata, najchętniej by ją ozłocił nawet kiedy na gębę właśnie zebrał cios, albo dostał kopa w tyłek. Fanboy na to nie zważa i zawsze przylatuje jak pies.
Jeśli on się nie zachowa jak pies i nie przyleci tym razem (bo postanowi sobie odważnie, że zrywa kontakt) - to ona się pofatyguje do niego. "No bo to przecież do psa niepodobne, aby nie przylatywał! Co to się jemu porobiło, wziął się pieso zepsuł czy co?".
Zaczepi go pytaniem "a co tam u ciebie?" "i jak leci?" albo "i co, masz już kogoś?"
Zaczepi w tewn sposób i potem zacznie znowu doopę truć.

Tak to wygląda w toksykach i to autora nie ominie. Tutaj nie ma tak, ze ona strzeliła takiego focha przez nic i się więcej nie odezwie. Nie ma tak lekko. To nawet nie miną 2 tygodnie - mniej niż tydzień pewnie minie i ona się odezwie, zaczepi. To jest standard i od razu można to spokojnie autorowi "przepowiedzieć".
popieram - też byłam psem, który zerwał się ze smyczy - mój "pan" do dziś regularnie sprawdza, czy nie dam się przypiąć znowu
__________________
May the Force be with You!

zlotniczanka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 10:07   #13
de_wu
Rozeznanie
 
Avatar de_wu
 
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 795
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez JanePanzram Pokaż wiadomość
Na jej krok nie trzeba będzie długo czekać. Standardowo daję w takich przypadkach dwa tygodnie: nie miną dwa tygodnie, a się odezwie.
Przyczyna tego jest zresztą prosta. Ona w tym związku to ma jak gwiazdor na scenie: jej fanboy za nią lata, najchętniej by ją ozłocił nawet kiedy na gębę właśnie zebrał cios, albo dostał kopa w tyłek. Fanboy na to nie zważa i zawsze przylatuje jak pies.
Jeśli on się nie zachowa jak pies i nie przyleci tym razem (bo postanowi sobie odważnie, że zrywa kontakt) - to ona się pofatyguje do niego. "No bo to przecież do psa niepodobne, aby nie przylatywał! Co to się jemu porobiło, wziął się pieso zepsuł czy co?".
Zaczepi go pytaniem "a co tam u ciebie?" "i jak leci?" albo "i co, masz już kogoś?"
Zaczepi w tewn sposób i potem zacznie znowu doopę truć.

Tak to wygląda w toksykach i to autora nie ominie. Tutaj nie ma tak, ze ona strzeliła takiego focha przez nic i się więcej nie odezwie. Nie ma tak lekko. To nawet nie miną 2 tygodnie - mniej niż tydzień pewnie minie i ona się odezwie, zaczepi. To jest standard i od razu można to spokojnie autorowi "przepowiedzieć".

Bardzo trafne
de_wu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 11:16   #14
riddick6
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-03
Wiadomości: 2
Dot.: Toksyczny związek

Dziękuję wszystkim za udzielenie się w tym wątku, za swoje spostrzeżenia i rady. Jesteście wspaniali. Chyba najbardziej aktywne forum ze wszystkich jakie dotychczas poznałem.

Nie potrafię tak po prostu jej zostawić. Zbyt dużo zainwestowałem w ten związek i nadal się łudzę, że wszystko się zmieni. Myślę, że się odezwie po jakimś czasie i podejrzewam, że nawet ten tydzień nie będzie potrzebny. Zakładam góra 3-4 dni. Nie będę jej już głaskał, poczekam co ona zrobi i jak wiele będzie w stanie poświęcić swojego czasu i nerwów. Czyli de facto godzę się na zakończenie związku, bo tej kobiety nie stać na nic, jest zbyt słaba by o mnie zawalczyć choć przez kilka dni. Naprawdę żałuję, że ją poznałem…

Dla niej jest to pierwszy związek i emocjonalnie widać, że do niczego jeszcze nie dorosła. Szkoda, że ma tyle lat. Ja też nigdy nie miałem dziewczyny tak na serio. Było kilka prób, ale kończyły się w czasie krótszym niż miesiąc. Po prostu nie było tego czegoś.

Ja również uważam, że jak tylko pojawi się „lepsza partia” na horyzoncie to pieprznie mnie w kąt i nawet chwili się nie zastanowi… I przez to dodatkowo jestem zazdrosny o każdego mężczyznę w jej otoczeniu, staram się nie dopuszczać dziewczyny do zbyt wielu kontaktów z innymi, chociaż wiem, że tak naprawdę to nic nie daje, bo jak będzie chciała znaleźć sobie kogoś na boku to znajdzie. Ale mówi mi o wszystkim i razcej mnie nie okłamuje, ufam jej i wiem, że nikogo innego nie szuka. Inna sprawa jeśli ktoś uderzyłby do niej i nie odpuszczał… Ona potrzebuje adoracji i myślę, że uległaby wtedy kolejnemu zauroczonemu biedakowi.

Z szacunkiem do siebie rzeczywiście mam spory problem. Zawdzięczam to rodzinie (głównie rodzicom, nie spełniłem ambicji taty by iść do zawodówki i przejąć po nim firmę), która skutecznie uprzykrzała mi życie, w domu czułem się jak intruz. Poza tym związek rodzicom tak średnio wypalił, były awantury, itp. Za dziecka się napatrzyłem jak to wyglądało i obiecałem sobie, że swojej przyszłej miłości nie skrzywdzę. Nauczyłem się też tego, że na trwałość związku i jego szczęście trzeba nieustannie pracować. Ale jednakowo pracować, dawać od siebie po równo, poświęcać po równo. W moim wypadku czuję, że ta proporcja wynosiła jakieś 90%/10%. I tą sprawę spieprzyłem. Myślę, że miałem taką potrzebę uszczęśliwiania własnym kosztem bo oczekiwałem, że z drugiej strony będzie podobnie. Chodzi o to, że ona u mnie zawsze była na pierwszym miejscu, chciałem w ten sposób zasłużyć sobie na podobny zaszczyt… Teraz może i wychodzi, że nie jestem poukładany i mam ze sobą wiele problemów, ale dopóki nie poznałem tej dziewczyny to żaden z nich mnie nie dotyczył. Byłem jak rakieta i leciałem po swoje, a kolegom imponowałem i dawałem przykład.

Chyba mam poczucie pewnej misji będąc w tym związku i chcę sobie coś udowodnić, poza tym jestem okropnie uparty. Takiego piekła nie byłbym w stanie nikomu zgotować, bo czułbym się jeszcze gorzej niż teraz, będąc ofiarą. I w gębę na otrzeźwienie już mi ktoś chciał nie tak dawno dać… A odpowiedź na pytanie czego ja chcę od niej jest bardzo krótka. Akceptacji takiego jakim jestem, rozsądku, zrozumienia, dojrzałości emocjonalnej, wierności, szacunku i wdzięczności. Chyba tyle. Tego chcę od niej, bo patrzę realnie i byłoby wspaniale gdyby taka była. Ale tak naprawdę to uważam, że zasługuję na wiele więcej. Ona jedyna powiedziała mi, że się jej nie podobam. Powodzenia jak jakiś macho może i nie mam, ale dosyć często jakaś kobieta się do mnie przymila. Tyle, że z reguły głupie są. I moja dziewczyna też jest na mnie za głupia, zbyt mało inteligentna i nudna. Ale to nigdy nie były dla mnie powody by zmienić partnerkę. Tak naprawdę to myślę, że mógłbym mieć niemal każdą. Ale chciałem i nadal chcę mieć tylko ją…
riddick6 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 11:19   #15
madana
Zakorzenienie
 
Avatar madana
 
Zarejestrowany: 2004-05
Wiadomości: 17 071
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Nie potrafię tak po prostu jej zostawić. Zbyt dużo zainwestowałem w ten związek i nadal się łudzę, że wszystko się zmieni.
- przepisz sobie to zdanie, a następnie dopisz 20 razy, by nauczyć się oczywistości: prosta droga do zmarnowania sobie życia.
A jak kiedyś oczywistością stanie się dla Ciebie prosta prawda: związek tworzą DWIE osoby i starają się DWIE osoby, to może tego życia sobie nie zmarnujesz.
madana jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 11:27   #16
zlotniczanka
plum plum
 
Avatar zlotniczanka
 
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 4 384
Dot.: Toksyczny związek

wiesz, jeśli faktycznie problemem jest dla Ciebie odejście, to nie odchodź - natomiast zainwestuj w psychologa. Przeczytaj proszę, tą książkę, którą Ci poleciłam.
Poszukaj terapii na nfz lub prywatnie - sama byłam w podobnej sytuacji, poniżałam się dla kolesia, próbowałam mu nieba przychylić, no a on miał to gdzieś. Bez terapii nie wiem, gdzie bym była. Jesteś od niej uzależniony - to jedna z przyczyn toksycznych związków. Tak jak ktoś pije albo ćpa, tak Ty się nurzasz w jej obecności, w analizach jej osoby, w źle pojętej miłości do niej, huśtasz się na bujawce dobrze/źle. To bardzo trudno, przynajmniej na początku pokonać samemu. Jest bardzo duża szansa, że jak ją zostawisz/ona Ciebie, to znajdziesz sobie jej zastępstwo, które będzie równie toksyczne. Nie jest trudno o podobne panienki, naprawdę.
__________________
May the Force be with You!

zlotniczanka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 11:36   #17
plague
Raczkowanie
 
Avatar plague
 
Zarejestrowany: 2012-07
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 93
Dot.: Toksyczny związek

JanePanzram fajnie pisze, i zgadzam się z nią w całej rozciągłości
Autorze, wydajesz się być bardzo wrażliwym facetem, ale niestety mocno się pogubiłeś. ja miałam okazję poznać toksyczny związek właśnie z Twojej pozycji- też chciałam kogoś uratować, pomóc, wyciągnąć z dołka, no zbawiciel świata. ale niestety, taka postawa przyciąga osoby pokroju Twojej (oby już byłej!) dziewczyny, które używają sobie tej dobrej duszy jak worka treningowego, i jak to ktoś tu trafnie napisał, "ściany płaczu".
na Twoim miejscu poświęciłabym trochę czasu by zastanowić się, co spowodowało, że przez tak długi okres czasu pozwalałeś aż tak się traktować. często te "zbawiające świat" osoby, mam wrażenie, mylą miłość z litością. i są przekonane, że nikt nie odwzajemni ich uczucia "tak o"- więc szukają kogoś, kto potrzebuje pomocy, żeby mu tego wsparcia udzielić. wtedy czują się potrzebne... i tak to się kręci.
mam jeszcze jedną książkę, którą mogę Ci z czystym sumieniem polecić- "Toksyczne Namiętności" autorstwa S. Forward. są tam dobrze rozpisane poszczególne powody, dla których ludzie tworzą toksyczne związki. może odnajdziesz pośród nich siebie?

Cytat:
Napisane przez ghgdyeys Pokaż wiadomość
(...) Nie raz się rozstawałam ze swoim TŻ. Raz z jego winy, raz z mojej. Charaktery mamy różne - on jest bardziej obojętny, nigdy nie potrafi przyznać się do błędu, a ja staram się być opanowana i zawsze pierwsza wyciągam rękę przy kłótniach. Nie okazuję tym swojej słabości, ale w jakiś sposób dbam o ten związek. Zawsze jedna osoba musi mieć charakter bardziej uległej, bo inaczej związek nie przetrwa.
(...)
Milcz. Nie pisz. Nie dzwoń. Nie przyjeżdżaj. Czekaj na jej krok. Zajmij się czymś. Odbuduj relację z przyjaciółki i bliskimi, skup się na studiach i na swojej pasji. Zacznij się powoli oswajać z myślą, że jej już nie ma. Skrzywdziła cię. A jeśli wróci, nie rozmawiaj z nią o tym, że musicie coś zmienić. Po prostu sam wciel zmiany w wasze życie. Musisz się od niej oduzależnić.
przepraszam, ale tu bym się przyczepiła. moim zdaniem, jeśli zgoda w związku jest wynikiem li i jedynie tego, że "jedna ze stron jest bardziej uległa", to to wcale nie zgoda, tylko ustępstwo. a czemu to Ty zawsze musisz ustępować? wydaje mi się, że w dobrej, dojrzałej relacji powinno być raczej tak, że kłótnia powoduje refleksje, i obie strony dążą do kompromisu, zgody.
a co do Autora to myślę, że tutaj nie ma już co naprawiać. dziewczyna ma ogromne problemy, Autor również jest zagubiony; musieliby najpierw uzdrowić siebie, żeby związek również był zdrowy. a takie łudzenie się, że "może w ten tydzień ona się zmieni", "może teraz będzie już lepiej, ona przeprasza to może zrozumiała?" jest szkodliwe i nie prowadzi do niczego dobrego
plague jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 11:42   #18
de_wu
Rozeznanie
 
Avatar de_wu
 
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 795
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez riddick6 Pokaż wiadomość
Dziękuję wszystkim za udzielenie się w tym wątku, za swoje spostrzeżenia i rady. Jesteście wspaniali. Chyba najbardziej aktywne forum ze wszystkich jakie dotychczas poznałem.

Nie potrafię tak po prostu jej zostawić. Zbyt dużo zainwestowałem w ten związek i nadal się łudzę, że wszystko się zmieni. Myślę, że się odezwie po jakimś czasie i podejrzewam, że nawet ten tydzień nie będzie potrzebny. Zakładam góra 3-4 dni. Nie będę jej już głaskał, poczekam co ona zrobi i jak wiele będzie w stanie poświęcić swojego czasu i nerwów. Czyli de facto godzę się na zakończenie związku, bo tej kobiety nie stać na nic, jest zbyt słaba by o mnie zawalczyć choć przez kilka dni. Naprawdę żałuję, że ją poznałem…

Dla niej jest to pierwszy związek i emocjonalnie widać, że do niczego jeszcze nie dorosła. Szkoda, że ma tyle lat. Ja też nigdy nie miałem dziewczyny tak na serio. Było kilka prób, ale kończyły się w czasie krótszym niż miesiąc. Po prostu nie było tego czegoś.

Ja również uważam, że jak tylko pojawi się „lepsza partia” na horyzoncie to pieprznie mnie w kąt i nawet chwili się nie zastanowi… I przez to dodatkowo jestem zazdrosny o każdego mężczyznę w jej otoczeniu, staram się nie dopuszczać dziewczyny do zbyt wielu kontaktów z innymi, chociaż wiem, że tak naprawdę to nic nie daje, bo jak będzie chciała znaleźć sobie kogoś na boku to znajdzie. Ale mówi mi o wszystkim i razcej mnie nie okłamuje, ufam jej i wiem, że nikogo innego nie szuka. Inna sprawa jeśli ktoś uderzyłby do niej i nie odpuszczał… Ona potrzebuje adoracji i myślę, że uległaby wtedy kolejnemu zauroczonemu biedakowi.

Z szacunkiem do siebie rzeczywiście mam spory problem. Zawdzięczam to rodzinie (głównie rodzicom, nie spełniłem ambicji taty by iść do zawodówki i przejąć po nim firmę), która skutecznie uprzykrzała mi życie, w domu czułem się jak intruz. Poza tym związek rodzicom tak średnio wypalił, były awantury, itp. Za dziecka się napatrzyłem jak to wyglądało i obiecałem sobie, że swojej przyszłej miłości nie skrzywdzę. Nauczyłem się też tego, że na trwałość związku i jego szczęście trzeba nieustannie pracować. Ale jednakowo pracować, dawać od siebie po równo, poświęcać po równo. W moim wypadku czuję, że ta proporcja wynosiła jakieś 90%/10%. I tą sprawę spieprzyłem. Myślę, że miałem taką potrzebę uszczęśliwiania własnym kosztem bo oczekiwałem, że z drugiej strony będzie podobnie. Chodzi o to, że ona u mnie zawsze była na pierwszym miejscu, chciałem w ten sposób zasłużyć sobie na podobny zaszczyt… Teraz może i wychodzi, że nie jestem poukładany i mam ze sobą wiele problemów, ale dopóki nie poznałem tej dziewczyny to żaden z nich mnie nie dotyczył. Byłem jak rakieta i leciałem po swoje, a kolegom imponowałem i dawałem przykład.

Chyba mam poczucie pewnej misji będąc w tym związku i chcę sobie coś udowodnić, poza tym jestem okropnie uparty. Takiego piekła nie byłbym w stanie nikomu zgotować, bo czułbym się jeszcze gorzej niż teraz, będąc ofiarą. I w gębę na otrzeźwienie już mi ktoś chciał nie tak dawno dać… A odpowiedź na pytanie czego ja chcę od niej jest bardzo krótka. Akceptacji takiego jakim jestem, rozsądku, zrozumienia, dojrzałości emocjonalnej, wierności, szacunku i wdzięczności. Chyba tyle. Tego chcę od niej, bo patrzę realnie i byłoby wspaniale gdyby taka była. Ale tak naprawdę to uważam, że zasługuję na wiele więcej. Ona jedyna powiedziała mi, że się jej nie podobam. Powodzenia jak jakiś macho może i nie mam, ale dosyć często jakaś kobieta się do mnie przymila. Tyle, że z reguły głupie są. I moja dziewczyna też jest na mnie za głupia, zbyt mało inteligentna i nudna. Ale to nigdy nie były dla mnie powody by zmienić partnerkę. Tak naprawdę to myślę, że mógłbym mieć niemal każdą. Ale chciałem i nadal chcę mieć tylko ją…
Zainwestowałeś tak, że teraz ponosisz same straty.
Brak słów.
Nie widzę sensu udzielania się dalej w tym wątku, bo jak widzę osobę, która woli dobrowolnie poddawać się takim katuszom to wiem, że żadna rada nie trafi i raczej jak grochem o ścianę.

Edytowane przez de_wu
Czas edycji: 2015-03-03 o 12:22
de_wu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 11:48   #19
cytrusekxD
Zadomowienie
 
Avatar cytrusekxD
 
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 1 274
Dot.: Toksyczny związek

Całe Twoje życie kręci się wokół tej dziewczyny. Też mialam podobny okres w swoim życiu kiedy facet wypełniał całą przestrzeń wokół mnie. I tak jesteś już nieszczęśliwy, więc gorzej być nie może. Jedyna szansa na odzyskanie szczęścia, stabilizacji i możliwości podjęcia studiów to odcięcie się od niej. Zerwała z Tobą. Tym razem już nie jedź do niej, nie próbuj kontaktować się z nią, po prostu odpuść. Ja wiem że to jest trudne, ale jesteś typowym przykładem na to że miłość bywa ślepa. Zajmij się sobą, uporządkuj życie a w pewnym momencie pojawi się osoba która pokocha Cię tak samo mocno jak Ty ją
Mam nadzieję że ten ostatni post który napisałeś jest wynikiem silnych emocji i jednak zdecydujesz się ją zostawić.
Powodzenia

Edytowane przez cytrusekxD
Czas edycji: 2015-03-03 o 11:50
cytrusekxD jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 12:05   #20
Ikupashi
Raczkowanie
 
Avatar Ikupashi
 
Zarejestrowany: 2009-10
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 77
Dot.: Toksyczny związek

O rany, ale historia...

Zastanawiam się, co ta dzjewczyna sama o sobie myśli?
Jeśli jest tak jak piszesz, to chciałbyś zupełnie innrj relacji. Piszesz czego chciałbyś od niej. Czy ona (będąc tym, kim jest) jest w stanie Ci to zaoferować? I czy -jeśli nie - będzie miała na tyle odwagi, zaparcia, motywacji i chęci, żeby zacząć nad sobą pracować? Zrobić coś co zaspokoi nie tylko JEJ potrzeby i zachcianki, ale również będzie wymagało od niej dużo?

Naprawdę myślisz że ją na to stać?
Tak szczerze, sam przed sobą. Czy pozwoliłbyś tak traktować kogoś bliskiego? Co doradziłbyś komuś na swoim miejscu.

Jak wyobrażasz sobie takie małżeństwo? Z rozwodem za tydzień? Za dwa?
Jaki macie fundament dla budowania tak wymagającej konstrukcji, skoro nie dajecie sobie rady ze zwykłym partnerstwem (i to w dodatku na odległość!?)?


Odwagi!
__________________
Razem przeciwko białaczce.

www.anachcebanana.blogspot.com <-


Marysia była lekko w szoku
Ikupashi jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 13:26   #21
Mick
Rozeznanie
 
Avatar Mick
 
Zarejestrowany: 2010-10
Wiadomości: 954
Dot.: Toksyczny związek

Chłopie, szacunek i wdzięczność to ja okazuję nawet pani z warzywniaka, kiedy sprzedaje mi ziemniaki. Jeżeli Ty tego nie masz po prawie trzech latach związku od osoby, która podobno Cię kocha, to tak naprawdę masz ZEROWE wymagania.

Myślisz, że jak zaciśniesz zęby, wytrzymasz jeszcze trochę, to ona przejrzy na oczy, zmieni się o 180 stopni i Twoja "inwestycja się zwróci"? No powiedz, dlaczego tak się oszukujesz? Bo chcesz dostać od niej złoty laur za wytrwałość? Miłość tak nie działa. Jeszcze tego nie widzisz i obawiam się, że bez terapii nie zobaczysz; tyle że wtedy istnieje duża szansa, że żaden związek (nawet małżeństwo) po prostu Ci nie wyjdzie.
__________________
You don’t have to be pretty. You don’t owe prettiness to anyone. Not to your boyfriend/spouse/partner, not to your co-workers, especially not to random men on the street. [...] Prettiness is not a rent you pay for occupying a space marked "female".

Diana Vreeland
Mick jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 13:33   #22
zlotniczanka
plum plum
 
Avatar zlotniczanka
 
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 4 384
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez cytrusekxD Pokaż wiadomość
Całe Twoje życie kręci się wokół tej dziewczyny. Też mialam podobny okres w swoim życiu kiedy facet wypełniał całą przestrzeń wokół mnie. I tak jesteś już nieszczęśliwy, więc gorzej być nie może. Jedyna szansa na odzyskanie szczęścia, stabilizacji i możliwości podjęcia studiów to odcięcie się od niej. Zerwała z Tobą. Tym razem już nie jedź do niej, nie próbuj kontaktować się z nią, po prostu odpuść. Ja wiem że to jest trudne, ale jesteś typowym przykładem na to że miłość bywa ślepa. Zajmij się sobą, uporządkuj życie a w pewnym momencie pojawi się osoba która pokocha Cię tak samo mocno jak Ty ją
Mam nadzieję że ten ostatni post który napisałeś jest wynikiem silnych emocji i jednak zdecydujesz się ją zostawić.
Powodzenia
a ja nie wierzę, by Autor się ogarnął. Niestety, ale nie mam złudzeń. Z tego ciężko wyjść samemu, a on jest bardzo mocno wkręcony. To jak zabrać narkomanowi heroinę.
__________________
May the Force be with You!

zlotniczanka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 14:11   #23
JanePanzram
Zakorzenienie
 
Avatar JanePanzram
 
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 5 479
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez riddick6 Pokaż wiadomość
Nie potrafię tak po prostu jej zostawić. Zbyt dużo zainwestowałem w ten związek i nadal się łudzę, że wszystko się zmieni.
Ty w ten związek już stanowczo PRZEINWESTOWAŁEŚ. Ale, że nie potrafisz się sam przed sobą przyznać do swego sromotnego błędu, to ciągniesz ten tabor dalej, jak ten osiołek.

Ja kiedyś też byłam w takim punkcie i sobie pomyślałam: no do jasnej cholery, nie widzę aby sie to polepszało mimo mych wielkich wysiłków - więc będzie tylko gorzej. Skoro ma być tylko gorzej i nie ma już nadziei na zmianę - to to trzeba skończyć.

Ty nie masz żadnych szans na normalny związek z nią. Przez lata wasza sytuacja zastygła już w takiej patologii, że ty choćbyś teraz zamienił się w Clinta Eastwooda, czy tam Vin Diesla - to byłbyś w takiej samej sytuacji: byłbyś nadal przez nią po całości olewany. A to dlatego, bo tak wasza relacja się już ustaliła.

Ty możesz teraz udawać badboya, możesz ją tygodniami, miesiącami olewać - ale to będzie działało tylko do czasu, aż przestaniesz grać. Kiedy znów staniesz się sobą - to natychmiast sytuacja wróci do obecnego stanu i znów usłyszysz te bredzenie "ęęę ąąą, ja to nieee wiem, czy ja ciebie lofciam, czy jednak muszę się zastanowić jeszcze 23 tygodnie i ci wtedy powieeeem".

Wasz związek jest w tym momencie kompletnie zj.. i tego już nie zmienisz.
Pracowałeś na to parę lat.
Ja też ze swoją znajomą tak pracowałam: potąd robiłam dla niej za ścianę płaczu, że w pewnym momencie ona potrafiła mi na wszystko narzekać przez bite 10 godzin. I ona nie gadała mniej, tylko coraz więcej z biegiem czasu.
To jest tak, wyobraź to sobie na prostym przykładzie. Masz sobie znajomego o imieniu Krystian. No i ty go lubisz, bo zawsze możesz sobie do niego przyjść i mu opowiedzieć o wszystkim, co dziś na fejsiku zalajkowałeś i w co grałeś sobie, która nowa piosenka Chwytaka ci podeszła, no o każdej kretyńskiej ☠☠☠☠☠☠☠e. No i tak od lat z nim masz. Aż tu nagle Krystian do ciebie wylatuje z gniewem "weź kuźwa przestań tyle pierdzielić, bo mi uszy puchną, już mam dość tego, słucham ciebie od dawna i kuźwa nigdy mi do głosu nie dasz dojść! Zamknij ryj w końcu!"
Co byś pomyślał? Czy sądzisz że byś pomyślał "och, on ma rację, za dużo mu doope zawracam, o cholera, przegiąłem"?
No chyba sobie żarty stroisz. Ty byś pomyślał: "a temu co padło na mózg?"
Bo ty znałeś go od dawna jako Krystiana takiego jak dotychczas - a teraz on wyskakuje z jakimiś pretensjami z zadka.

Ty jesteś w tej samej sytuacji: ty jesteś tym Krystianem. Bo ty przez lata wysłuchiwałeś, przez lata znosiłeś te jej fochy o byle pierd - a teraz ni z gruchy ni z pietruchy masz jakieś wąty i ty czepiasz się jej, że ona to się powinna może inaczej zachowywać. Albo ty czujesz jakieś żalunie do niej, że ty szkoły, prace, znajomych dla niej poświęciłeś, a tu ona sobie idzie precz, jak ona może
Nie licz, że ona pomyśli "och faktycznie! Tyle mu doopę zawracałam, tyle go wykorzystywałam, on się dla mnie taaaak poświęcał!!!"
Ona tak właśnie nie pomyśli. Ona pomyśli: a temu co znowu? Ale o so chozi?
Bo ona znała cię takiego, jak dotychczas. Ona się do takiego ciebie przyzwyczaiła.

Właśnie DLATEGO nie należy się "milcząco poświęcać" - ponieważ prędzej czy później twoje zachowanie zostaje uznane za NORMĘ. A kiedy przestaniesz się poświęcać - to nie dość, że to będzie odebrane jako nienormalne, to jeszcze ona będzie miała PRETENSJE, że przestałeś się zachowywać jak dotychczas i się czepiasz jeszcze jej bez powodu.


------------
Long story short: ty masz już z nią ustalone relacje. Teraz na nic ci odgrywanie badboya, co przestanie się odzywać "i to ją nauczy jak się zachowywać". To nie odniesie żadnego skutku: bo ona najpierw będzie zaskoczona, może nawet ją to będzie pociągać - ale tylko do czasu, kiedy udajesz badboya. Kiedy wrócisz do zachowywania się normalnie - to ona się zmieni w siebie obecną.
Więc tak czy śmak twój związek w tym momencie jest już skazany na koniec, na klęskę. Tego nie da się odwrócić. I zresztą naprawdę nie warto. Jak mówię: takiego związku, jaki ty z nią miałeś, to się wrogom życzy.

Weź ty odpuść sobie to matkowanie jej. Jeszcze się z przekąsem przekonasz, że ona wcale bez ciebie nie zginie (ale ty naiwny). Zapewne będzie miała po tobie wspomnienia dobre - no bo trudno znaleść kogoś, kto jest w ciebie zapatrzony jak krowa w malowane wrota. I to jest jakieś pocieszenie. Bo ona nie raz się do ciebie jeszcze odezwie w następnych latach. O to się nie bój. Przypomni sobie o tobie w mig, jak z kim innym jej nie wyjdzie.


------------------------
Ty przeinwestowałeś w ten związek wszystko. I ogrom energii zmarnowałeś [wiele to nie dało, bo pewnie tak jak marudna i mendząca "och pociesz mnie, bo jestem taka fatalna" jak była, tak jest nadal; nadal jest tym emo i to się pewnie wcale nie zmieniło zbytnio]
i poświęciłeś dumę i honor
i to wszystko to od dawna, od lat oraz teraz idzie na marnację, jak krew w piach.
A ty mimo wylewania stale krwi w piach, to nadal nam i sobie próbujesz wmówić, że jednak warto jeszcze tej krwi powylewać, "bo tak". "Warto walczyć o tą miłość, uwierzcie mi!"

Nie, nie warto. Teraz robisz już tylko za naiwnego głupca. Jeśli ktoś od lat jest do ciebie jakiś - to tylko głuptak będzie liczył, że ta osoba nagle magicznie się zmieni. I dopiero wtedy będzie pięknie.
Jeśli robisz coś sto razy w jeden sposób, a oczekujesz innych rezultatów - to mądry nie jesteś. A tu masz od lat tę samą badziewną sytuację - ale nadal liczysz, że coś się zmieni.

Ty wykażesz charakter, kiedy wreszcie sam przed sobą przyznasz się, że "nie, nie warto więcej tego naprawiać, poprawiać; to będzie takie jakie jest - i jeśli tego nie skończę, to będę wrakiem człowieka".

Edytowane przez JanePanzram
Czas edycji: 2015-03-03 o 14:26
JanePanzram jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i WyprzedaĹźe

REKLAMA
Stary 2015-03-03, 14:33   #24
cytrusekxD
Zadomowienie
 
Avatar cytrusekxD
 
Zarejestrowany: 2009-01
Wiadomości: 1 274
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez zlotniczanka Pokaż wiadomość
a ja nie wierzę, by Autor się ogarnął. Niestety, ale nie mam złudzeń. Z tego ciężko wyjść samemu, a on jest bardzo mocno wkręcony. To jak zabrać narkomanowi heroinę.
Faktycznie, może powinien wybrać się na jakąś terapię na przykład. Jeżeli ona stała sie sensem jego życia to nie ma co mu się dziwić... Właśnie to jest urok toksycznych relacji;/
cytrusekxD jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 14:39   #25
maszToCoChcesz
Zakorzenienie
 
Avatar maszToCoChcesz
 
Zarejestrowany: 2009-10
Lokalizacja: podlasie
Wiadomości: 4 220
Dot.: Toksyczny związek

Ciężko było, ale dotrwałam do końca. Od początku czytania było mi Cię bardzo szkoda. Jesteś wartościowym chłopakiem z tego co napisałeś, który jest gotowy zrobić wszystko dla ukochanej, a nawet moim zdaniem trochę za dużo. Dziewczyna nie szanuje Twoich uczuć, nie docenia Cię, ma jakiś problem i Tobie rozwala psychikę. Mam nadzieję, że dla Ciebie nie jest za późno. Sam widzisz, jaki dorosły człowiek zachowuje się w ten sposób? Proszę Cię nie mów, że nie możesz bez niej żyć, bo tak dużo straciłeś itd. Stracisz jeszcze więcej, jeśli coś jeszcze zostało. Nigdy nie będzie dobrze, bo to nie na tym polega związek.
__________________
it's a fool's game
maszToCoChcesz jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 16:04   #26
shinypearl
Wtajemniczenie
 
Avatar shinypearl
 
Zarejestrowany: 2014-09
Wiadomości: 2 201
Dot.: Toksyczny związek

Tak sobie piszę coby wątek mieć w subskrybowanych. To, co piszecie jakoś mnie do pionu postawiło, bo od tygodnia myślę o moim byłym toksyku. To już pół roku minęło, a jednak czasem jakieś głupie myśli wracają. Niesamowite otrzeźwienie, dziękuję I mam nadzieje, że autor wątku weźmie sobie to do serca.
shinypearl jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 16:52   #27
578537b29e2e39e1d6e3dc9dfc9821e485b809af_62f97e73ceb2a
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2012-07
Wiadomości: 3 521
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez riddick6 Pokaż wiadomość

Nie potrafię tak po prostu jej zostawić. Zbyt dużo zainwestowałem w ten związek i nadal się łudzę, że wszystko się zmieni.
Nie rób tego, nie tkwij w czymś takim. Sama mam za sobą różne relacje, wiem jak trudno odejść, gdy włożyło się w związek tyle co Ty.

Ale będąc z nią niszczysz sobie życie... na własne życzenie. Bądź rozsądny i wróć na studia.
578537b29e2e39e1d6e3dc9dfc9821e485b809af_62f97e73ceb2a jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 16:59   #28
wada12
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2009-07
Wiadomości: 157
Dot.: Toksyczny związek

A ja odniosę się do tytułu wątku. Autorze, wiesz co to w ogóle znaczy "toksyczny związek"? Toksyczny związek to taki, który nie ma żadnych zalet, z którego różnego rodzaju korzyści czerpie jedna ze stron. I my nigdy nie będziemy mogli dostrzec, że nasz związek jest toksyczny. Zrobią to nasi znajomi, rodzina, ale nie my. Również my sami nie "wyjdziemy" z takiej relacji. Muszą nam pomóc, walczyć o nas nasi przyjaciele, rodzina. Jeśli nie znamy znaczenia pewnych wyrażeń to ich nie używajmy. Jeśli to byłby toksyczny związek to nigdy byś o tym nie pisał na forum ani nikomu nie mówił, bo po prostu byś tego nie widział. Opisany związek jest z problemami, tyle.
wada12 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 17:01   #29
zakonna
Naczelna Nastolatka
 
Avatar zakonna
 
Zarejestrowany: 2010-03
Lokalizacja: Podkarpacie
Wiadomości: 25 807
Dot.: Toksyczny związek

Weź wada nie gadaj głupot.
__________________
Małgorzata i spółka.
Matka natura to suka.
zakonna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-03-03, 17:19   #30
201607110949
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2006-02
Wiadomości: 16 803
Dot.: Toksyczny związek

Cytat:
Napisane przez wada12 Pokaż wiadomość
A ja odniosę się do tytułu wątku. Autorze, wiesz co to w ogóle znaczy "toksyczny związek"? Toksyczny związek to taki, który nie ma żadnych zalet, z którego różnego rodzaju korzyści czerpie jedna ze stron. I my nigdy nie będziemy mogli dostrzec, że nasz związek jest toksyczny. Zrobią to nasi znajomi, rodzina, ale nie my. Również my sami nie "wyjdziemy" z takiej relacji. Muszą nam pomóc, walczyć o nas nasi przyjaciele, rodzina. Jeśli nie znamy znaczenia pewnych wyrażeń to ich nie używajmy. Jeśli to byłby toksyczny związek to nigdy byś o tym nie pisał na forum ani nikomu nie mówił, bo po prostu byś tego nie widział. Opisany związek jest z problemami, tyle.
Padłam.
201607110949 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2015-03-03 22:55:02


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 16:32.






© 2000 - 2025 Wizaz.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Jakiekolwiek aktywności, w szczególności: pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie, lub inne wykorzystywanie treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, w szczególności w celu ich eksploracji, zmierzającej do tworzenia, rozwoju, modyfikacji i szkolenia systemów uczenia maszynowego, algorytmów lub sztucznej inteligencji Obowiązek uzyskania wyraźnej i jednoznacznej zgody wymagany jest bez względu sposób pobierania, zwielokrotniania, przechowywania lub innego wykorzystywania treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, jak również bez względu na charakter tych treści, danych i informacji.

Powyższe nie dotyczy wyłącznie przypadków wykorzystywania treści, danych i informacji w celu umożliwienia i ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz umożliwienia pozycjonowania stron internetowych zawierających serwisy internetowe w ramach indeksowania wyników wyszukiwania wyszukiwarek internetowych

Więcej informacji znajdziesz tutaj.