Reklama

Kręcone włosy to najlepsze, czym natura i geny mogły mnie obdarzyć. Uwielbiam je, ale są jednak chwile, kiedy nawet ja załamuję ręce... Na przestrzeni lat moje włosy bardzo się zmieniły. Kiedyś mocno się kręciły (loki wyglądały jak sprężyny), później raczej falowały oraz puszyły. Ta historia powtarzała się kilka razy, a obecnie są tak kapryśne, że trudno mi nad nimi zapanować. Wniosek z tego jest prosty - kręcone włosy wcale nie są takie łatwe w układaniu, jak wszyscy sobie pewnie myślą. Bywają naprawdę kapryśne i kiedy stwierdzą, że nie mają ochoty zawijać się w kędziory, nic ani nikt ich do tego nie przekona. Ale znalazłam na nie sposób - odpowiednia pielęgnacja. Coraz częściej zwracam uwagę na formułę, dzięki czemu łatwiej jest mi powiedzieć, jakie składniki nie służą moim włosom. Ostatnio chętniej sięgam po produkty naturalne, których działanie opiera się w większości na składnikach roślinnych. Zauważyłam, że dzięki temu moje włosy naprawdę wyglądają dużo lepiej. Tym bardziej cieszy mnie, że polski rynek kosmetyczny powiększył się o kolejną markę opracowującą formuły przyjazne dla środowiska i włosów. Kiedy usłyszałam o produktach Phyto, od razu wiedziałam, że będę chciała przetestować ich kosmetyki. I nareszcie nadarzyła się ku temu okazja!

Reklama

Pierwsze wrażenie odnośnie kosmetyków Phyto Paris

Inteligentny szampon do włosów, roślinna keratyna, eliksir na bazie olejków eterycznych - muszę przyznać, że te pojęcia były dla mnie zupełną nowością. Zaciekawiły mnie jednak na tyle, że zaczęłam zgłębiać temat. Do testowania otrzymałam aż sześć różnych produktów, których działaniu przyglądałam się uważnie przez niecałe cztery tygodnie. Co testowałam?

Najpierw moją uwagę przyciągnęły opakowania. Pierwszy raz spotkałam się z tak dobrze przemyślanymi buteleczkami. Zamiast dozownika, przez który nieumyślnie możemy wycisnąć za dużo produktu, szampon keratynowy ma większy otwór. Dla mnie takie dawkowanie jest zdecydowanie łatwiejsze. Maska keratynowa została z kolei zamknięta w słoiczku, więc nie ma problemu ze zużyciem jej do końca. Oba opakowania są metalowe.Krem odbudowujący znajduje się w szklanej butelce z pompką. Podobnie jest zresztą z eliksirem odżywczym - tutaj dozownik jest stożkowy. Nawilżający krem wyciskamy natomiast ze złotej tubki, a inteligentny szampon z plastikowej butelki.

Kolejną kwestią - dla mnie bardzo ważną - jest zapach. Tutaj już wchodzimy w osobiste preferencje, ale nie lubię kiedy kosmetyki są mocno perfumowane. Wolę, żeby w ogóle nie pachniały, lub aby ten zapach nie był chociaż nachalny czy chemiczny. Ponieważ te produkty są wykonane w 95 procentach ze składników naturalnych i pochodzenia roślinnego, od razu wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Kosmetyki nie pachną sztucznie, ale Eliksir odżywczy jest zdecydowanie najbardziej intensywny ze względu na skład - mamy tutaj czystą mieszankę olejków eterycznych. Tyle z moich pierwszy wrażeń, więc przejdźmy do działania, bo jest co chwalić :).

Seria keratynowa Phytokeratine Extreme

Kręcone włosy uwielbiają wszystko, co ma w składzie keratynę. Wiem, że z tym składnikiem również trzeba uważać, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się przeproteinować swoich loków, więc bez obaw podeszłam do tematu testowania serii keratynowej Phytokeratine Extreme. W zestawie miałam szampon, maskę oraz krem, które stosowałam właśnie w takiej kolejności. Wszystkie przeznaczone są do włosów bardzo zniszczonych, suchych i łamliwych. Stosowałam je co drugi dzień.Po pierwszym tygodniu testowania zauważyłam, że loki lepiej się układają, błyszczą, a problem puszenia stopniowo zaczyna znikać. Stały się również miękkie w dotyku. Odniosłam też wrażenie, że są mięsiste, jakby woda się w nich zatrzymywała. Biorąc pod uwagę, że po zimie wypadają mi wręcz garściami, to dla mnie cenny efekt. Co za niego odpowiada? Żaden z tych produktów nie zawiera siarczanów. Szampon delikatnie oczyszcza włosy, maska wtłacza dobroczynne składniki do rozchylonej łuski, a krem zabezpiecza przed wysoką temperaturą (ale można go też stosować na sucho).

W składzie tych kosmetyków znajdziemy:

  • Roślinną keratynę złożoną z 18 aminokwasów. Naśladuje ona naturalną strukturę keratyny włosa, wypełnia ubytki i odbudowuje jego strukturę.
  • Masło sapote, które jest dwa razy bardziej bogate w kwasy omega 6 niż masło shea.
  • Olej z baobabu pomagający przywrócić ochronną warstwę hydrolipidową, a więc zatrzymujący wilgoć we włosach.

Dwa ostatnie składniki mają wysoką zdolność uzupełniania brakujących lipidów, odpowiadających za efekt zdrowego połysku oraz dogłębnego odżywiania.Po tygodniu stosowania tej serii zaczęłam eksperymentować z pozostałymi produktami. Przez kolejne siedem dni zamieniłam szampon oraz krem na inne. Do pielęgnacji dołączył również eliksir i to od niego zaczynałam pielęgnację w kolejnych dniach.

Eliksir odżywczy na bazie czystych olejków eterycznych Phytopolleine

Intensywny zapach eliksiru może być dla niektórych osób problematyczny, ale na szczęście należy go nałożyć przed myciem włosów. Dla mnie to akurat bardzo wygodne rozwiązanie. Wedle zaleceń producenta zawsze dzieliłam włosy na sekcje i za pomocą aplikatora w formie zakraplacza wylewałam na skórę głowy niewielką porcję eliksiru. Wmasowywałam delikatnie i dokładnie produkt, ale pozostawiałam go też na 20 minut. Później myłam włosy jak zawsze.

Formuła eliksiru została przygotowana z 1750 gramów świeżych roślin, które składają się na 25 ml produktu. Zawiera on aż 72 procent tonizujących olejków eterycznych. Reszta to olejki z kiełków kukurydzy. Dzięki temu poprawił się stan mojej skóry głowy - nareszcie przestała mnie swędzieć. Myślę, że razem z inteligentnym szamponem tworzą bardzo zgrany duet w walce z tym problemem. Poza tym zauważyłam, że podczas rozczesywania włosów, nie wypada ich już tyle. Różnica jest zauważalna także podczas mycia ich. Plus jest taki, że eliksir można stosować do każdego rodzaju włosów.

Inteligentny szampon do codziennego stosowania Phytoprogenium

Mam wrażenie, że rozpoczęcie testowania od serii keratynowej bardzo dobrze przygotowało moje włosy do kolejnych produktów. Efekt, który osiągnęłam po 14 dniach chciałam utrzymać, a w najlepszym wypadku jeszcze poprawić. Szampon keratynowy zamieniłam więc na ten inteligentny, do użytku codziennego. Myłam włosy codziennie, ale przy okazji stylizowałam je tak, jak wcześniej.

Miałam wrażenie, że z każdym użyciem szamponu Phytoprogenium ochronna bariera, którą teraz moje loki już miały w jakimś stopniu odbudowaną, jest podtrzymywana. Praca gruczołów została do tego stopnia unormowana, że teraz mogę nie myć włosów nawet przez trzy dni, co wcześniej się nie zdarzało. Już drugiego dnia wyglądały fatalnie i musiałam je związywać w kucyka. To wszystko jest zasługą zaledwie jednego składnika - Progénium. Zwalcza osadzające się na skórze głowy w ciągu dnia bakterie oraz zanieczyszczenia. Zmiękcza również skalp, więc nie musimy się obawiać o przesuszenie. To dlatego idealnie nadaje się do codziennego użytku. Po szamponie nakładałam maskę z serii keratynowej, a później przechodziłam do kremu Phyto 7.

Nawilżający krem do codziennej pielęgnacji na bazie 7 ekstraktów roślinnych Phyto 7

Nigdy nie przepadałam za kosmetykami bez spłukiwania. Miałam wrażenie, że bardzo przetłuszczają moje włosy, a z loków robią się smutne strąki. Postanowiłam jednak dać szansę Phyto 7, bo jeżeli coś jest hitem sprzedażowym od 40 lat, musi być naprawdę dobre. Krem należy nakładać codziennie. Na moich przesuszonych jeszcze do niedawna lokach sprawdzał się świetnie. Ma nietłustą formułę, więc nie oblepia włosów sztucznym filmem.

Kędziory stały się bez wątpienia milsze w dotyku. Zniknęła szorstkość, pasma są teraz wygładzone, ale to wcale nie wpływa negatywnie na sprężystość moich włosów. Wyciąg z siedmiu roślin dobranych pod względem działania nawilżającego i odbudowującego świetnie się sprawdza. Niewielką ilość kremu rozsmarowywałam w dłoniach, a następnie rozprowadzałam na wilgotnych włosach od połowy ich długości. Szczególną uwagę zawsze skupiam na końcówkach, bo mam wrażenie, że to też lepiej zabezpiecza je przed działaniem suszarki.

Testowanie kosmetyków Phyto

Podsumowując te niemal cztery tygodnie testowania kosmetyków Phyto, stan moich włosów zauważalnie się poprawił. Puszenie zminimalizowało się do tego stopnia, że nie używam na ten moment niczego wygładzającego po stylizacji. Loki ładnie się skręcają i przede wszystkim błyszczą - nie ma nic bardziej dołującego dla mnie od matowych kędziorów. Wypadanie włosów, to też był dla mnie koszmar, z którym również sobie poradziłam dzięki kosmetykom Phyto. Oprócz tego włosy zyskały odpowiednią dawkę nawilżenia, która nie ucieka z nich tak szybko jak kiedyś.

Reklama

materiał powstał we współpracy z marką Phytozdjęcia: własne

Reklama
Reklama
Reklama