Reklama

Pamela Anderson przez lata była zakładniczką własnego wizerunki. Rola w kultowym serialu „Słoneczny patrol”, a także seksafera wywołana kradzieżą jej prywatnej taśmy, sprawiły, że aktorka od dekad była uprzedmiotowiana. W czasach swojej największej popularności utożsamiana była z perfekcyjnym makijażem, burzą blond włosów i czerwonym kostiumem kąpielowym, który na zawsze zapisał się w popkulturze. To już historia. Dzisiejsza, 57-letnia Anderson, dumnie pozuje na ściankach bez makijażu, promując naturalność i autentyczność. Jej decyzja spotkała się z dużym uznaniem fanów, szczególnie w dobie rosnącej presji związanej z wyglądem w mediach społecznościowych.

Reklama

Pamela Anderson w nowej odsłonie

Zmiana wizerunku Pameli Anderson to nie tylko estetyczna decyzja, ale także manifest autentyczności i odwagi. Jej pojawienie się bez makijażu na paryskim tygodniu mody w 2023 roku wywołało poruszenie – dla jednych było to zaskoczenie, dla innych inspiracja. Sama Pamela przyznaje, że nie miała wtedy ochoty na trzygodzinne przygotowania do wyjścia i postanowiła po prostu wyjść na ulicę taka, jaka jest. Od tamtej pory coraz częściej pokazuje się bez makijażu, podkreślając, że chce być przykładem dla młodych dziewczyn – także tych z jej własnej rodziny – że piękno nie musi oznaczać perfekcji. Choć nie ma nic przeciwko kosmetykom, dziś stawia na zdrową pielęgnację i wewnętrzny spokój. Jej decyzja, by zrezygnować z makijażu, w czasach cyfrowych upiększających filtrów i podrasowanych zdjęć, jest mocnym sygnałem: naturalność nie tylko nie traci na sile, ale może stać się prawdziwym symbolem pewności siebie i wolności.

Dziś Pamela Anderson wybiera życie w zgodzie ze sobą. Jest ono znacznie spokojniejsze niż to, które wiodła w latach 90. Mieszka w małej miejscowości Ladysmith w Kanadzie. Uprawia ogród, piecze własny chleb, robi przetwory i twierdzi, że jej pikle są doskonałe. Mimo oddalenia się od reklektorów i blichtru Los Angeles, Anderson nie porzuciła kariery aktorskiej. Potrzeba było jednak trzech dekad, aby na jej biurku znalazł się scenariusz i propozycja roli na miarę jej talentu. W wieku 57 lat aktorka zdobyła pierwszą w karierze nominację do Złotego Globu za tytułową rolę w „The Last Showgirl”. O mały włos Anderson w ogóle nie pojawiłaby się w tym filmie, gdyż jej agent odrzucił propozycję. Nieustępliwość reżyserki doprowadziła do tego, że scenariusz trafił w ręce samej Anderson, która nie wahała się ani chwili. – Wiedziałam, że jest kobietą, która pragnie wyrazić siebie jako aktorka w kreatywny sposób. Zauważyłam wiele podobieństw do Shelley, ale najmocniej dostrzegłam głód pokazania swoich możliwości. To jest Marylin Monroe naszych czasów – mówiła o Anderson Gia Coppola, reżyserka filmu „The Last Showgirl”.

W „The Last Showgirl” Anderson gra tancerkę rewiową Shelly. Praca jest jej ogromną pasją i sposobem na realizację siebie, dla niej przed laty poświęciła rodzinę. Dowiaduje się jednak, że spektakl, któremu oddała wszystko, schodzi z afisza. Ale choć 57-letnia tancerka słyszy zewsząd, że jej czas już minął, nie zamierza zejść ze sceny.

Reklama

Poruszający film z zupełnie nową kreacją Anderson na ekranach polskich kin od 25 kwietnia.

Reklama
Reklama
Reklama

Nasze akcje

Polecane