Koleżanka twierdziła, że mąż mnie zdradza. Prawda, którą odkryłam, była szokująca...
Mój mąż był aniołem. Nie mogłam mu nic zarzucić. Tymczasem koleżanka uparcie twierdziła, że Janek spotyka się z młoda dziewczyną.

- Redakcja Wizaz.pl
Gdy przyjaciółka pierwszy raz powiedziała mi, że mój mąż spotka się z jakąś "śliczną panienką", myślałam, że to jakieś nieporozumienie. Janek był kierownikiem serwisu komputerowego i często miał spotkania z kontrahentami, przedstawicielami firm, klientami, więc myślałam, że koleżanka ma zbyt bujna wyobraźnię. Ale gdy po paru tygodniach powiedziała mi, że widziała Janka z ta dziewczyną w lesie, gdy chodziła z kijkami, to już zaczęło mną telepać.
– Spytaj go wprost – radziła Beata.
– Ty sobie siedzisz w domu, dopieszczasz mieszkanie, pitrasisz smakołyki dla niego, a on w najlepsze używa życia – sączyła we mnie jad. – Ja bym nie wytrzymała. Kuj żelazo póki gorące, bo potem może być za późno. Pamiętasz jak było z moim Wojtkiem? Gdybym w porę nie zareagowała, to bylibyśmy już dawno po rozwodzie. A tak, zrobiłam awanturę, postawiłam warunki i facet się w porę opamiętał. Tak trzeba postępować.
To nie było takie proste. Mąż Beaty zaniedbywał ją, znikał na noce z domu, były podstawy, by coś podejrzewać. Janek nigdy nie spóźnia się z pracy, w domu pomaga, troszczy się o mnie i dziecko, kupuje kwiaty, robi zakupy.
Beata popatrzyła na mnie z politowaniem i powiedziała:
– Tylko żebyś mi potem nie płakała, kiedy powiem: „a nie mówiłam”. Rób, jak uważasz, ale radzę, posłuchaj doświadczonej kobiety, po przejściach. Znam trochę życie…
Ona jest jego utrzymanką!
Dni mijały, mąż sprawował się bez zarzutu, ale ja po tym, co usłyszałam od koleżanki straciłam spokój i pewność siebie. Do tej pory nigdy się nie zdarzyło, żebym przeglądała jego kieszenie albo szperała w torbie czy w telefonie. Po prostu szanowaliśmy swoją prywatność.
Teraz złamałam ten układ. Gdy tylko mąż gdzieś wyszedł, od razu zamieniałam się w detektywa. Przeglądałam wszystko, co tylko wpadło mi w ręce.
Jak pies gończy obwąchiwałam swetry, bluzy i oglądałam kołnierzyki koszul, bo może gdzieś znajdę ślady szminki albo zaplątanego obcego włosa.
Moje śledztwa pozostawały jednak bezowocne. Nic podejrzanego nie znajdowałam. To mnie cieszyło i jednocześnie irytowało. Tym bardziej że za jakiś czas koleżanka znowu doniosła mi o spotkaniu mojego Janka z tamtą dziewczyną. Widziała ich podobno na zakupach w galerii handlowej.
– Ty wiesz, on kupował jej buty i bieliznę. Moim zdaniem na bank jest jego utrzymanką. Kto by przypuszczał, że na taką siksę poleci… – rozprawiała wzburzona. – Gośka, lepiej szybko coś zrób, bo on cię zostawi, zobaczysz.
– Ale skąd możesz wiedzieć, że to dla niej kupował, może tylko jej towarzyszył? – spytałam zdruzgotana jej nowymi rewelacjami. – Ty ich śledziłaś?
– A ty byś przepuściła taką okazję? – spytała. – Pewnie, że śledziłam i wiesz, ile musiałam się nakombinować, żeby mnie nie zobaczył? Widziałam, jak wybierali rzeczy przy stoiskach, a potem on płacił w kasie. Jak już zrobili zakupy, to poszli do kawiarni w pasażu, ale tam już nie mogłam podejść, bo wiesz, że to teren otwarty.
– Ja już mam tego dość! – wybuchnęłam, dając upust tłumionej złości. – Ty mi opowiadasz o jakiejś dziewczynie, o zakupach, a Janek zachowuje się w domu jak aniołek. Jak ja mam go zapytać, żeby nie wyjść na zazdrosną, nawiedzoną idiotkę? No, jak? Przecież mu nie powiem, że ty go widziałaś, bo mnie wyśmieje i stwierdzi, że słucham plotek – napadłam na koleżankę.
Beata niestety nie potrafiła mi pomóc. Rozłożyła ręce i pokiwała głową.
Może i nie powiedziała tego wprost, ale dała mi do zrozumienia, żebym się sama wysiliła, bo to w końcu mój mąż i mój problem. No i zostawiła mnie samą z bolesną raną w sercu.
Kiedy wyszła, podjęłam decyzję, że w sobotę zawiozę córkę do rodziców, żeby spokojnie porozmawiać z mężem i wszystko wyjaśnić. Wolałam poznać prawdę, nawet tę najgorszą, byle tylko wiedzieć na czym stoję. Nie ma sensu bawić się dłużej w kotka i myszkę.
Następnego dnia mój mąż oświadczył, że wróci do domu później, bo ma pilny wyjazd do hurtowni w drugim mieście po jakieś części do komputerów.
Przyjęłam to spokojnie, bo zdarzało się wcześniej, że wyjeżdżał w teren. Ale rano zdziwiłam się, widząc, że wkłada odświętny garnitur. Zazwyczaj jeździł do pracy w dżinsach, ubrany bardziej na sportowo, a tu nagle garnitur.
Zamierzałam spytać go, co to za okazja, ale zanim to uczyniłam, usłyszałam:
– Do wieczora, kochanie, już mnie nie ma, pa...– przesłał mi w drzwiach całusa i zniknął.
Dlaczego mnie zdradzał?
Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. W głowie plątały mi się słowa Beaty, ledwo udało mi się wyszykować i odwieźć córkę do szkoły. Wracając do domu, nagle skręciłam na rynek. Nie miałam szczególnej potrzeby tam jechać, ale uznałam, że jest dość wcześnie i mogę kupić owoce.
Zatrzymałam samochód na parkingu. Wysiadłam i nagle stanęłam. Zobaczyłam mojego męża i młodziutką dziewczynę, blondynkę. Miała nie więcej niż dwadzieścia lat.
Spacerowali i żywo o czymś rozmawiali. Słyszałam jej beztroski śmiech. Na szczęście, mąż mnie chyba nie zauważył.
Poczułam nieprzyjemne kłucie w sercu. „Beata miała rację – myślałam gorączkowo. – To wszystko prawda, to jakiś koszmar...”.
Byłam tak zszokowana, że zamiast podejść, by złapać męża na gorącym uczynku i mieć namacalny dowód, w popłochu uciekłam.
Wchodząc do mieszkania, już miałam gotowy plan. Od progu rzuciłam się do garderoby. W kosmicznym tempie wywaliłam wszystkie jego rzeczy z szafy, z pawlacza ściągnęłam dwie ogromne walizy i wszystko chaotycznie w nich poupychałam. Wkrótce spakowane walizy i jeszcze parę foliowych toreb stanęły w przedpokoju, czekając na męża.
Zmęczona usiadłam na kanapie i patrząc na to pobojowisko, rozpłakałam się. Przed oczami przesuwały mi się obrazki z naszych wspólnych lat, słyszałam wypowiadane czułe słowa, a potem pojawiała się scena z kawiarni. To bolało.
Siedziałam zapłakana, zrozpaczona, ale zdecydowana zakończyć małżeństwo. Nie myślałam wtedy o córce, jak ona to przyjmie, co powiedzą moi i jego rodzice. Opanowała mnie żądza zemsty, odwetu, ukarania męża za jego kłamstwa, za poniżenie mnie.
Nagle dotarło do mnie, że skoro Beata widziała go kilka razy z tą małolatą, to zapewne i więcej znajomych wie o jego romansie. Zapewne podśmiewają się ze mnie za plecami i patrzą na mnie z politowaniem. Taki wstyd!
„Nie pozwolę mu nawet na żadne tłumaczenia ani przepraszanie. W końcu mam naoczny dowód” – postanowiłam.
Po jakimś czasie trochę się uspokoiłam, wzięłam prysznic i zaczęłam gotować obiad dla córki, bo za dwie godziny powinnam po nią pojechać. Kiedy gotowałam obiad, rozkleiłam się na dobre.
Nie pozwolę się poniżać!
Wciąż powracał obraz tej dwójki. Zaczęłam znowu rozmyślać. „Spędziliśmy ze sobą tyle lat, a on mnie zdradził z jakąś pierwszą lepszą, jakbym nic dla niego nie znaczyła. A przecież to ja byłam jego żoną, mimo upływu lat zakochaną w nim jak małolata”.
Mój piękny świat rozsypał się jak zamek z piasku budowany przez dzieci na plaży. Wierzyłam mężowi, szanowałam go, a on... Jak mógł mi to zrobić? Przecież mieliśmy siebie, śliczną i mądrą córkę, dobre warunki życiowe. Niczego nam nie brakowało!
– Co teraz będzie? Czy to koniec mojego szczęścia. Już nigdy nie wrócą piękne dni? – zadałam sama sobie pytanie.
Mimo że już powzięłam decyzję o wyeksmitowaniu męża z domu, gdzieś w głębi duszy zaczęłam mieć wątpliwości. Im dłużej rozmyślałam, wspominałam wspólnie spędzone lata, tym mniej byłam pewna, czy dobrze robię. Na chwilę weszłam do pokoju córki.
Mimowolnie spojrzałam na fotografie stojące na regale. Na jednej Kasia z ojcem, na drugiej nasza trójka, roześmiana i szczęśliwa. Bezsilnie oparłam się o ścianę. Wątpliwości zaczęły kiełkować w mojej głowie. „Może jednak nie powinnam go karać w taki sposób? Bardziej skrzywdzę córkę i siebie, niż jego – myślałam gorączkowo. – Po rozstaniu z nim będę musiała iść do pracy, zmienić mieszkanie, potem sąd, wywlekanie wszystkiego. To chyba ponad moje siły. Może powinnam dać mu szansę wytłumaczyć się, może z nią zerwie, a ja powinnam mu wybaczyć? Ileż to kobiet przeżywa podobne historie i jakoś sobie z tym radzą?”. I w tej samej chwili przypomniałam sobie ich dwoje wesołych, rozgadanych.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi mieszkania i wszedł Janek.
– Co się tutaj dzieje?! – zapytał zaskoczony widokiem bagaży. – Gosiu, co to ma znaczyć?
Patrzyłam na niego z miną, która musiała wyrażać skrajną nienawiść, bo na mój widok aż się cofnął. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Gdybym się teraz odezwała, to pewnie byłby dziki krzyk, wrzask, skowyt. Czułam, że jeszcze chwila, a rzucę się na niego, będę drapać, kopać, gryźć, jak rozszalała bestia.
Nie pozwolę się poniżać! Niech wraca do tamtej
Podszedł i mocno ujął mnie za ręce.
– Gosiu – powiedział łagodnie, jak do dziecka. – Wyjaśnij mi, proszę, co się dzieje. Co znaczą te walizki, co ty wyprawiasz? Wyjeżdżasz gdzieś?
Szarpnęłam się i zrobiłam krok do tyłu. Nie chciałam, żeby mnie dotykał.
– Ty wyjeżdżasz, i to zaraz – wysyczałam wściekła. – Jak mogłeś nam to zrobić, jak mogłeś?! Ty draniu!
– Gosiu, na litość boską, o czym ty mówisz, co ja takiego zrobiłem i jakim wam? – pytał, jakby nic się nie stało.
– Wiem wszystko, widziałam cię dzisiaj z tą młodą zdzirą – rzuciłam mu prosto w twarz. – Zdradzasz mnie, spotykasz się potajemnie, okłamujesz, ludzie mi donoszą, to mało, uważasz? – nagle z moich ust zaczęły wylatywać słowa, jak z automatu. – Romansu ci się zachciało, co?! To idź do niej w cholerę, a nas zostaw w spokoju. Mam cię dość! Nie pozwolę się poniżać, wynoś się, wynoś, słyszysz! – krzyczałam na cały głos.
Badania wszystko potwierdziły
Janek chyba wreszcie zrozumiał. Usiadł, a raczej opadł na krzesło, jakby zabrakło mu sił. Nic nie mówił, tylko patrzył na mnie. Jego twarz sprawiała wrażenie szarej, zmęczonej.
– No co, zatkało cię? – atakowałam go dalej. – Myślałeś, że się nie dowiem...
Mąż podniósł głowę i patrząc mi prosto w oczy, zaczął powoli mówić.
– Gosiu, nie zdradzam cię, uwierz mi – starał się uśmiechnąć, ale widząc mój wzrok, zrezygnował. – Nie przerywaj mi tylko, proszę. Wysłuchaj do końca, a potem powiesz, co masz do powiedzenia. Otóż wiedz, że już jakiś czas temu chciałem ci o tym powiedzieć, ale najpierw musiałem się upewnić. Teraz już mam klarowną sytuację i chcę o tym z tobą porozmawiać. To będzie trudna rozmowa, ale proszę, nie denerwuj się.
Nawet nie próbuje się wypierać…
I rzeczywiście. Mój mąż nie miał zamiaru tłumaczyć się ze zdrady. Uraczył mnie opowieścią, której zupełnie się nie spodziewałam. W pierwszej chwili niemal ścięła mnie ona z nóg. Okazało się bowiem, że tamta młoda dziewczyna, z którą go przyłapałam, była jego córką! Córką, o której przez wiele lat nie wiedział.
I dopiero teraz prawda wyszła na jaw…
Zanim się poznaliśmy, Janek spotykał się z koleżanką ze studiów. Nie byli parą, ale spędzili wspólnie kilka nocy. Rozstali się, on o niej zapomniał, poznał mnie, a ona wyjechała do Niemiec do swojej matki. Więcej się nie kontaktowali.
Parę miesięcy temu zjawiła się u niego w biurze młoda dziewczyna, która twierdziła, że jest jego córką. Był zaskoczony, i sądził, że małolata go nabiera, ale wtedy zadzwoniła do niego jej matka, właśnie tamta koleżanka ze studiów.
Potwierdziła, że dziewczyna jest jego córką, którą wychowywała sama. Na 18. urodziny dziewczyna poprosiła, by matka powiedziała, kto jest jej ojcem. Chciała go poznać. Tak, powinna go wcześniej uprzedzić, ale nie wiedziała, jak zacząć tę rozmowę...
Słuchałam tej historii i zrobiło mi się wstyd, że tak od razu zwątpiłam w uczciwość męża.
– Szkoda, że od razu nie powiedziałeś mi prawdy – westchnęłam już trochę uspokojona. – Nie martwiłabym się, słuchając nowinek o twoich randkach. A i tobie byłoby łatwiej przez to przejść…
– Nie chciałem ci mówić, dopóki nie zrobiłem badań genetycznych – wyzna. – Po co miałem cię denerwować? Wystarczy, że ja musiałem się tym zadręczać. Ale pewnie masz rację, powinienem ci powiedzieć, przepraszam.
– Są już wyniki testów? – spytałam.
– Tak. Właśnie dzisiaj spotkaliśmy się w tej sprawie – potwierdził Janek. – Mam już komplet badań. Marta jest moją córką. Naprawdę nie wiedziałem o jej istnieniu. Wróciła do Polski na stałe, będzie od września tu studiować. Jej matki nie stać na utrzymywanie jej. Znalazłem jej kawalerkę, opłaciłem, kupiłem trochę rzeczy. Muszę jej pomagać, to moja córka...
Ulżyło mi, że mój mąż mnie nie zdradza. Ale muszę przyznać, że dorosła córka, którą teraz będzie utrzymywał, też wzbudza mój niepokój. Po co go szukała? Dlaczego chce studiować w Polsce? Na pewno będzie miała ładne wytłumaczenie. Tylko czy prawdziwe?
Zaczęłam się zastanawiać, czy chcę poznać tę Martę. Pewnie powinnam, mąż by się ucieszył. Ale ciężko mi wyobrazić sobie, że siedzę obok córki mojego męża - której ja nie urodziła, To jednak obca kobieta. I chyba wolałabym, żeby taka została...