Kosmetyki do makijażu Tarte to produkty dostępne na wyłączność w perfumerii Sephora. Znane na całym świecie rozświetlacz, bronzer i róż, ale też kultowy już korektor dają efekty jak spod ręki profesjonalnego makijażysty. Należące do rodziny Shape Tape™ hity wpadły w ręce redaktorek Wizaż.pl. Każda z nich sprawdziła, czy zachwyty influencerek i fanów świata beauty są uzasadnione.

Reklama

Rozświetlacz w płynie Glow tape™ od Tarte

Co obiecuje producent?

  • naturalny blask bez brokatu
  • efekt "soft focus"
  • wygodne opakowanie
  • rozświetlenie skóry

Agnieszka Rowicka - redaktor naczelna Wizaż.pl

Content Studio

Jaki składnik zwrócił moją uwagę?

Co prawda lubię różne wykończenia rozświetlaczy, ale „soft focus”, który możliwy jest dzięki mineralnym pigmentom, to mój zdecydowany ulubieniec. Mikroskopijne drobinki skupiają światło dokładnie w miejscu, w którym zastosowaliśmy kosmetyk. To idealny produkt do „szybkiego liftingu” – nałożony delikatną, cieniutką warstwą pod brwią uniesie ją optycznie. Odmładzające właściwości mają także mocno nawilżające składniki zawarte w produkcie: masło shea, masło mango oraz ekstrakt z kwiatów hoi różowej. Kosmetyk upiększa więc nie tylko na zewnątrz, ale wpływa także na polepszenie stanu skóry, dbając o jej odżywienie.

Dlaczego testowałam?

Rozświetlacz jest kosmetykiem, bez którego nie wyobrażam sobie swojego makijażu. Bez różnicy, czy mam ochotę na delikatny make-up no make-up czy mocny, wieczorowy makijaż – błysk zawsze jest jego podstawą. Z ciekawością sięgnęłam więc po płynny rozświetlacz Tarte Glow Tape Highlighter, który miał, według obietnic producenta, zapewnić miękki i naturalny blask. I faktycznie, efekt po użyciu jest właśnie taki. Skóra wygląda na nawilżoną, wręcz mokrą, glow jest bardzo naturalny, ale da się go budować i wzmacniać. Rozprowadzałam go na kościach policzkowych i łuku brwiowym za pomocą wilgotnej gąbeczki, a w kącikach oczu pędzelkiem. Wklepałam go także palcem w łuk kupidyna, by usta wyglądały bardziej zmysłowo.

Jak oceniam?

Produkt dość szybko zastyga, trzeba z nim więc szybko i sprawie pracować, ale nie jest to trudne i nie wymaga wielkiego doświadczenia. Sprawia natomiast, że zostaje on na swoim miejscu przez wiele godzin. Jest to dla mnie szczególnie istotne, ponieważ przy mojej cerze mieszanej zdarza się, że makijaż w ciągu dnia zaczyna ścierać się i znikać.

Dużo podróżuję, więc jestem fanką takich opakowań – lekkie, podłużne, zmieści się w każdej, nawet najmniejszej kosmetyczce. Aplikuję rozświetlacz prosto w opakowania na twarz i nie potrzebuję dodatkowych pędzli, by go rozprowadzić. Nie mogę doczekać się, żeby użyć go na muśniętej wakacyjnym słońcem skórze. Jestem pewna, że będzie wyglądać fantastycznie i wspaniale podkreśli opaleniznę.

Content Studio

Płynny bronzer do konturowania Sculpt Tape™ od Tarte

Co obiecuje producent?

  • efekt dający optyczny lifting
  • wydobycie kości policzkowych
  • definiowanie twarzy
  • wysoka trwałość

Marta Średnicka - wydawczyni Wizaż.pl

Content Studio

Jaki składnik zwrócił moją uwagę?

W produktach uświetniających makijaż, jak np. bronzer rzadko możemy znaleźć bogactwo składników pielęgnujących skórę. W Sculpt Tape™ od Tarte obecnych jest ich jednak sporo i kryją się pod nazwą Skinvigoration™. Są to m.in. masło shea, korzeń lukrecji i hoja różowa. Pomagają one nawilżyć skórę, ale też wpływają na jej koloryt, delikatnie go rozjaśniając. Poprawiają też kondycję naskórka.

Tym, co jednak zwróciło moją uwagę był puder diamentowy - to on sprawia, że na skórze nie widać niedoskonałości. Pomaga optycznie je skorygować. Dzięki temu, że bronzer zawiera również mineralne pigmenty, pozwala uzyskać gładki efekt i miękkie wykończenie w makijażu. Cera wygląda zdrowo.

Dlaczego testowałam?

Bronzer w płynie od Tarte był produktem, który chciałam wypróbować, od kiedy tylko pojawił się w perfumeriach Sephora. Dotąd nie znalazłam ideału w tej kategorii produktów. Sprawdzane przeze mnie bronzery robiły plamy, kiepsko się blendowały, inne podkreślały niedoskonałości i miały nieodpowiedni kolor. Byłam więc wierna produktom w kompakcie (choć z przymusu). Podeszłam więc do testu z ogromną nadzieją i się nie zawiodłam. Bronzer w odcieniu Cool Bronze to produkt, który oceniłabym w KWC na 5/5!

Jak oceniam?

Bronzer od Tarte przy pierwszym kontakcie zachwyca opakowaniem. Jest minimalistyczne, ale wciąż w duchu Tarte. Aplikator w formie gąbeczki jest miękki, nie rozmazuje makijażu i dozuje odpowiednią ilość produktu. To jednak w środku opakowania dzieje się magia.

W Polsce dostępne są trzy odcienie bronzera, a ja wybrałam ten najjaśniejszy. Oprócz Cool Bronze dostępne są także Warm Bronze i Deep Bronze. Dają one naturalny, brązowy blask - oznacza to, że dobrze kryją, są intensywne, ale też łatwe w pracy. Nawet osoby początkujące, rozpoczynające swoją przygodę z bronzerem w płynie nie zrobią sobie nim plam. Daję słowo!

Stosowałam produkt głównie na linii czoła i dla podkreślenia kości policzkowych. Pierwszym, co zauważyłam był fakt, że bronzer doskonale się blenduje. Rozprowadzał się gładko, lekko, bez smug. Mogłam też swobodnie zwiększyć intensywność makijażu, bo dał się budować i to bez żadnych trudności. Wciąż wyglądał gładko i nie podkreślał faktury skóry.

Bronzer nie tworzy sztucznego efektu na skórze i wrażenia skorupy na twarzy. Nie przesusza skóry. Doceniłam też to, że dobrze łączy się z podkładem i pięknie się wtapia. Polecam jednak wypróbować go również bezpośrednio na nawilżoną skórę - tworzy wrażenie świeżości z jednocześnie wymodelowaną twarzą. I tu warto przejść do efektu, jaki daje produkt!

Osiągnęłam to, co chciałam. Twarz sprawiała wrażenie bardziej wysmuklonej, rysy wydawały się zmiękczone. Czoło zostało optycznie zmniejszone! Makijaż nie był przy tym płaski i twarz zyskała na wyrazistości. Płynny bronzer od Tarte można nakładać też na nos (po obu jego stronach, wzdłuż jego grzbietu) i linię żuchwy - w ten sposób jeszcze bardziej wymodelujemy owal twarzy. W moim przypadku bronzer lekko też ją ocieplił.

Content Studio

Płynny róż do policzków Blush Tape™ od Tarte

Co obiecuje producent?

  • natychmiastowy lifting policzków
  • bezproblemowe rozprowadzanie się na skórze
  • pielęgnacja skóry
  • jedwabiście gładka i lekka konsystencja
  • efekt otulenia, świeżości
  • uniwersalny kolor dla każdej karnacji

Dominika Zabost - redaktorka Wizaż.pl

Content Studio

Jaki składnik zwrócił moją uwagę?

Moją uwagę natychmiast przykuła wegańska formuła i brak składników pochodzenia zwierzęcego. Jako osoba z cerą problematyczną, zawsze czytam składy produktów do pielęgnacji, jak i makijażu.

W płynnym różu od Tarte znalazłam masło shea, czyli źródło witaminy A i E, które wpływa pozytywnie na wygląd i kondycję skóry. Opóźnia jej procesy starzenia się, zmniejsza utratę wody i silnie odżywia. Oprócz tego masło z nasion mango, które jest doskonałe w pielęgnacji skóry suchej, a nawet zmęczonej. Warto wspomnieć, że skutecznie wygładza zmarszczki i odbudowuje warstwę hydrolipidową naskórka.

Dlaczego testowałam?

Głównym powodem, dla którego skusiłam się na przetestowanie płynnego różu był fakt, że jestem chyba największą zwolenniczką i fanką płynnych kosmetyków. Nie posiadam wyjątkowych umiejętności wizażystek, więc mój makijaż niemal zawsze wygląda tak samo. Od kiedy odstawiłam pudrowe kosmetyki, mój makijaż zyskał nowy wymiar! Skóra zaczęła wyglądać zdrowo, promienie i nabrała więcej kolorów. Szukałam różu, który będzie miał doskonałą trwałość i naturalny, różowy odcień. Nie przepadam za cukierkowymi kolorami, które niekoniecznie pasują do mojej karnacji. W produkcie od Tarte zaintrygował mnie w wielkim stopniu aplikator z gąbeczką i byłam ciekawa czy nie będzie odznaczał się od podkładu i korektora.

Jak oceniam?

Skoro już przedstawiłam moje oczekiwania odnośnie do płynnego różu, mogę z czystym sumieniem przyznać, że w tym przypadku zostały one spełnione. Podczas testu skupiłam się na trzech obszarach: działaniu, efekcie i formule. Zacznę od działania, a dokładniej właściwości pielęgnacyjnych różu. Miałam wrażenie, że produkt odżywił skórę i zapewniał jej efekt otulenia, o którym zresztą przekonuje sam producent. Nie podkreślał suchych skórek i niedoskonałości.

Przechodząc do formuły, tutaj również się nie zawiodłam. Róż ma dość gęstą konsystencję, ale bardzo łatwo współpracuje z gąbeczką. Nie zastyga szybko, jest bezwonny i to, co jest dla mnie największą zaletą, daje możliwość budowania krycia. Róż na skórze wygląda lekko, a do tego jest naprawdę wydajny - dwie kropki są wystarczające. Zapewnia na twarzy efekt naturalnie rozświetlonej i dziewczęco zarumienionej skóry. Nie przepadam za matowym wykończeniem, więc to kolejny plus dla produktu.

Odcień pink jest lekko przygaszony i nie jest krzykliwy. Skóra po jego aplikacji wygląda promiennie, świeżo i zdrowo. Spełnił wszystkie moje oczekiwania i zachwycił efektem, formułą, wygodnym aplikatorem i opakowaniem, które się nie rozlewa.

Content Studio

Korektor Shape Tape™ od Tarte

Co obiecuje producent?

  • krycie niedoskonałości (cienie pod oczami i wypryski)
  • matowe wykończenie
  • efekt do 16 godzin
  • produkt nie zbiera się w załamaniach skóry, nie podkreśla zmarszczek
  • korektor jest lekki dla skóry i dba o jej kondycję
  • wygodne opakowanie z dużym aplikatorem jumbo speed smoother™

Katarzyna Dobrzyńska - redaktorka social media Wizaż.pl

Content Studio

Jaki składnik zwrócił moją uwagę?

Uwielbiam produkty, które są połączeniem kolorówki i pielęgnacji, a przypadku tego korektora właśnie tak jest! Moją uwagę przykuły dwa składniki, które mają szczególnie dbać o wrażliwą okolic oczu, ale nie tylko!

Mało shea zawiera wiele witamin i olejów, a one składają się na właściwości masła, czyli - nawilżenie, odżywienie i ukojenie skóry. Oprócz tego składnik wspomaga elastyczność skóry i dba o jej jędrność. Masło z mango jest natomiast źródłem witamin A, C, E i K. Składnik ten uelastycznia i ujędrnia skórę, wygładza zmarszczki. Odbudowuje warstwę hydrolipidową naskórka, łagodzi podrażnienia, przyspiesza gojenie się i odbudowę skóry.

Dlaczego testowałam?

Tak jak już wspomniałam, uwielbiam produkty do makijażu, które mają też działanie pielęgnacyjne. Co więcej, widziałam ten korektor wielokrotnie u makijażystek na sesjach zdjęciowych, więc oczywistym było, że sama też muszę go wypróbować. Nie mam dużych cieni pod oczami, ale mam problem ze zbieraniem się korektora w załamaniach skóry, co bywa uciążliwe. Szukałam też długotrwałego produktu, który będzie wyglądał świetnie nawet przez kilkanaście godzin na planie zdjęciowym. Pokładam też ogromne nadzieje w jego funkcji wygładzającej, bo kamera nie wybacza wielu rzeczy. Skusiła mnie też szeroka gamą kolorystyczna korektora - jestem dość blada i znaleźć odcień, który nie będzie zbyt ciemny, a jednocześnie w odpowiednich tonach to wyzwanie.

Jak oceniam?

Długo nie mogłam doczekać się testów tego korektora i przyznaję, że się nie zawiodłam! Zacznijmy od konsystencji - jest lekka, dobrze wtapia się w skórę, a sam produkt jest bardzo wydajny. Już mała kropeczka pomogła mi zakryć wszystkie cienie pod oczami. Podobnie było z pozostałymi obszarami na twarzy - mała ilość pomogła mi rozświetlić cerę i ukryć niedoskonałości. Korektor jest matowy, ale dobrze łączy się nawet z rozświetlającym podkładem i dalej wygląda świeżo i delikatnie.

Hit od Tarte faktycznie bardzo długo się utrzymuje i wygląda na twarzy świetnie - lekko, pozostaje matowy i nie zbiera się w załamaniach, co było u mnie kluczowe. Pomimo kryjącej formuły, nie zauważyłam żeby moja skóra pod oczami się przesuszyła, co jest ogromnym plusem.

Kolor korektora jest idealny, tak samo jak jego tony, a dobranie odpowiedniego odcienia dla tak jasnej cery jak moja jest wyzwaniem. Tutaj daje 5 z plusem! Aplikator jest duży, co ułatwia szybki makijaż. A co ważne łatwo da się zachować higienę produktu - nie rozlewa się w poza opakowanie.

Content Studio
Reklama

Materiał promocyjny marki Tarte/Sephora.

Reklama
Reklama
Reklama