Przetestowałam serum i krem do twarzy z Dermstories. To niezawodny duet nawilżający, wygładzający i poprawiający koloryt skóry
W codziennej pielęgnacji każdego rodzaju cery nie powinno zabraknąć dobrze dobranego do jej potrzeb serum i kremu. Jeśli twoja skóra, podobnie jak moja, nie jest łatwa w „obsłudze” i wymaga stosowania kosmetyków o wielokierunkowym działaniu, jestem przekonana, że pokocha kosmetyki od Dermstories: Basic Peptide Cream i Azelaic Serum Complex. Sprawdź, jak zadziałały na moją kapryśną cerę!

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że i serum, i krem od Dermstories to produkty wszechstronne. Takie cenię sobie najbardziej, bo moja skóra stawia przede mną niełatwe zadania. Mocno się przetłuszcza, do tego jest wrażliwa, ze skłonnością do zaczerwienień i zapychania. W dodatku widoczne są już na niej oznaki starzenia. Oczekiwania wobec kosmetyków od Dermstories miałam więc wysokie. Czy im sprostały?
Dlaczego testowałam?
Gdybym miała jednym słowem określić swoją cerę, brzmiałoby ono: wymagająca. Dlaczego? Ponieważ jest ona trudną w pielęgnacji „mieszanką” cery tłustej, wrażliwej i – biorąc pod uwagę ukończony 40. rok życia – wyraźnie już starzejącej się. Muszę więc z ogromną uwagą dobierać kosmetyki, wobec których, nie ukrywam, mam wysokie wymagania. Szukam produktów, które spowolnią powstawanie zmarszczek, równocześnie intensywnie nawilżając i kojąc skórę oraz wzmacniając jej barierę hydrolipidową. Co dla mnie niezwykle ważne: kosmetyki muszą być lekkie i niekomedogenne, ponieważ moją cerę bardzo łatwo obciążyć.
Oba kosmetyki od Dermstories doskonale wpisują się swoim działaniem w potrzeby mojej cery. Uwagę zwraca również fakt, że i krem, i serum mają działanie potwierdzone w badaniach. Dlatego jako zagorzała fanka wszystkiego, co udowodnione naukowo, chętnie sprawdziłam, jakie efekty przyniesie włączenie tych produktów do mojej codziennej pielęgnacji.
Dermstories Basic Peptide Cream – co zawiera i jak działa
Basic Peptide Cream od Dermstories jest kremem o wszechstronnym działaniu, odpowiednim dla każdego rodzaju cery. Dzięki starannie opracowanemu składowi nawilża, odżywia i regeneruje skórę, poprawia jej koloryt, ma ponadto właściwości antyoksydacyjne i przeciwstarzeniowe, wspomaga też prawidłowe funkcjonowanie bariery hydrolipidowej. Jakie konkretnie składniki zapewniają mu takie działanie?
Jednym z kluczowych jest bez wątpienia trójpeptyd miedziowy, który wspomaga syntezę kolagenu i elastyny, a jak wiadomo – z wiekiem proces ten stopniowo spowalnia, co daje o sobie znać w postaci zmarszczek i utraty jędrności. Zawarte w kremie gliceryna i pantenol to z kolei dwa doskonale znane składniki, które ceniona są z uwagi na właściwości nawilżające. Obie substancje mają zdolność do zatrzymywania wody w skórze, zapobiegając w ten sposób jej przesuszeniu. Nawilżająco i kojąco działa również obecny w kremie wyciąg z owsa.
Na liście znalazły się też dwa polisacharydy: inulina i beta-glukan. Inulina, oprócz tego, że nawilża i łagodzi, jest prebiotykiem, a więc wspiera prawidłową mikroflorę skóry. Beta-glukan z kolei jest niezastąpiony w przypadku podrażnień i zaczerwienień, działa przeciwzmarszczkowo i chroni skórę przed skutkami działania UV. Ciekawym składnikiem jest także obecny w kremie hexapeptyd-2, który pełni dwie główne, bardzo istotne funkcje: działa przeciwstarzeniowo oraz ogranicza aktywność enzymu tyrozynazy, redukując w ten sposób przebarwienia.

Jak stosowałam i pierwsze wrażenia
Basic Peptide Cream nakładałam dwukrotnie w ciągu dnia: zarówno podczas porannej, jak i wieczornej rutyny pielęgnacyjnej. Moją uwagę od razu zwróciło to, jak błyskawicznie krem się wchłania, dosłownie w kilka, kilkanaście sekund od rozprowadzenia na skórze. Dlaczego to dla mnie takie ważne? Ponieważ z uwagi na bardzo tłustą cerę unikam wszelkich kosmetyków, które wchłaniają się zbyt długo lub – co gorsza – pozostawiają lepką, świecącą warstewkę. Tu nie ma mowy ani o jednym, ani o drugim. Krem wchłania się do naturalnie wyglądającego matu.
Już po pierwszej aplikacji kremu poczułam wyraźne nawilżenie skóry. Choć mam tłustą cerę, to wiem, że jak każda inna potrzebuje ona codziennej porcji wilgoci. Podczas testowania kremu nie zauważyłam żadnego zapychania ani wysypu niedoskonałości. Dodatkowym plusem jest dla mnie bardzo delikatny zapach – przyznam, że nie jestem fanką kosmetyków o intensywnych, niemal perfumowych aromatach.
Nie mogę nie wspomnieć o pomysłowym opakowaniu. Przyznam, że pierwszy raz spotkałam się z takim rozwiązaniem. Górna część słoiczka to swego rodzaju „pompka”, wystarczy nacisnąć i na zewnątrz wydobywa się porcja kremu. W ten sposób ograniczony jest kontakt kosmetyku z palcami, co zdecydowanie zwiększa higienę stosowania.
Dermstories Azelaic Serum Complex – co zawiera i jak działa
Azelaic Serum Complex to drugi kosmetyk od Dermstories, który trafił w moje ręce, doskonale dopełniając codzienną pielęgnację. Jest to specjalistyczne serum przeznaczone do skóry z problemem trądziku różowatego, pospolitego, jak i z przebarwieniami pozapalnymi (a więc i właśnie potrądzikowymi). Jego najważniejszym zadaniem jest zmniejszenie stanów zapalnych na skórze, wyrównanie jej kolorytu, zredukowanie przebarwień, uregulowanie pracy gruczołów łojowych i zmniejszenie widoczności porów.
Jak wskazuje nazwa, kluczowym składnikiem serum jest kwas azelainowy. Jest on doskonale znany z wielokierunkowego działania i zbawiennego wpływu na skórę problematyczną. Ma między innymi właściwości przeciwbakteryjne, przeciwzapalne, lekko złuszczające, rozjaśniające, a nawet antyoksydacyjne. Obok niego w składzie serum znalazł się niacynamid, równie istotny w pielęgnacji cery ze skłonnością do niedoskonałości. On także działa przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie, a dodatkowo ujednolica koloryt skóry i ujędrnia ją.
Silnym antyoksydantem jest zawarta w serum karnozyna, czysty peptyd identyczny z naturalnym. Kwas traneksamowy z kolei silnie nawilża i – jako inhibitor tyrozynazy – zmniejsza widoczność przebarwień i zapobiega ich powstawaniu. Ważne miejsce zajmuje N-acetyloglukozamina (NAG), aminocukier, który również odgrywa bardzo istotną rolę w ograniczaniu zmian pigmentacyjnych i poprawie kolorytu skóry. Pisząc o składzie serum, nie można pominąć nawilżającego wyciągu z owsa, wszechstronnie działającej kofeiny czy niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania bariery hydrolipidowej ceramidów.

Jak stosowałam i pierwsze wrażenia
Serum nakładałam rano i wieczorem, po oczyszczeniu i stonizowaniu skóry, a przed wklepaniem Basic Peptide Cream. Tak samo jak w przypadku kremu muszę pochwalić serum za niemal natychmiastowe wchłanianie. Zero tłustości czy błyszczenia! Kosmetyk jest w dodatku całkowicie bezzapachowy. Doskonale dogaduje się z moją tłustą i wrażliwą cerą. Nie ma mowy o zapychaniu czy podrażnieniach, a wręcz przeciwnie – skóra po aplikacji jest lekko zmatowiona i ukojona.
Również w przypadku serum na uwagę zasługuje opakowanie. Przyznam, że łatwość i higiena aplikacji to dla mnie ważna kwestia. Tu także otrzymujemy „pompkę”, którą wystarczy nacisnąć, żeby wydobyć porcję kosmetyku. Plusik przyznaję też za to, że z boku opakowania jest „okienko”, dzięki któremu można sprawdzić, ile produktu jeszcze pozostało.
Efekty pielęgnacji z kosmetykami Dermstories
Czy moja cera polubiła kosmetyki od Dermstories? Zdecydowanie tak! Najpierw zauważyłam, że stała się nawilżona i ukojona. Mam skłonność do zaczerwienień na policzkach, a już po kilku dniach miałam wrażenie, że zostały one zmniejszone. Z każdym kolejnym dniem widziałam, że skóra nabiera zdrowego kolorytu, który stał się też bardziej równomierny i ujednolicony.
Z uwagi na skłonność do nadprodukcji sebum i zapychania porów nierzadko pojawiają się u mnie niedoskonałości, pozostawiające po sobie charakterystyczne pozapalne plamki. Dzięki stosowaniu kosmetyków od Dermstories krostki pojawiały się rzadziej, a pozostałe po nich czerwone niewielkie przebarwienia znikały o wiele szybciej. Skóra jest bardziej jędrna, gładsza i wygląda po prostu młodziej i zdrowiej.

Materiał promocyjny marki Dermstories