Test redakcji: Przetestowałam popularne maseczki w płachcie Mediheal. Byłam w szoku już po pierwszym użyciu
Maseczki w płachcie Mediheal to numer jeden w Korei, ale podbiły również serca Polek. Są dostępne m.in. w drogeriach Rossmann w wielu wariantach ze względu na zapotrzebowanie skóry. Niewiele kosztują, mają bardzo bogaty skład, a stosowanie ich to czysta przyjemność. Ale czy działają? Przetestowałam je, a oto moje wnioski.
Maseczki w płachcie na dobre zadomowiły się w naszych kosmetyczkach. Polki pokochały ten pochodzący z Korei sposób na szybką i wygodną pielęgnację. Ja również go doceniam, głównie dlatego, że zmywanie tradycyjnych kremowych konsystencji było moją zmorą i zostawiało w łazience spory bałagan. Dlatego bardzo ucieszyła mnie możliwość przetestowania kultowych już maseczek Mediheal, na punkcie których oszalały Wizażanki. Czy skradły też moje serce?
Dlaczego testowałam maseczki w płachcie Mediheal?
Żyję w dość dużym pośpiechu i lubię pielęgnację prostą, szybką oraz nieskomplikowaną. Dokładnie tak działają maseczki w płachcie Mediheal. W 15 minut dostarczają cerze potrzebnych składników, a do tego mogę je nakładać wszędzie, np. w podróży samochodem, kiedy chcę zaoszczędzić trochę czasu. Żadnego zmywania, mieszania, smarowania - po prostu nakładam płachtę na twarz i już.
Do tego moja cera bardzo przypomina skórę Koreanek. Mam bardzo jasną, porcelanową karnację i skórę wymagającą głównie głębokiego nawilżenia. Nie mam większych kłopotów ze skórą oprócz rozszerzonych porów wokół nosa i na czole, a także drobnych pękniętych naczynek. Przetestowałam zestaw 4 różnych maseczek: nawilżającą N.M.F Aquaring, oczyszczającą H.D.P Pore-Stamping, odmładzającą Collagen Impact oraz przeciwzmarszczkową E.G.T. Timetox. Efekty tego testu przerosły moje oczekiwania!

Pierwsze wrażenia po użyciu maseczek Mediheal
Postanowiłam stosować maseczki dwa razy w tygodniu, by przez te 14 dni zaobserwować, jak wpłynęły na stan mojej cery. Już przy pierwszym użyciu przeżyłam duże zaskoczenie. Maseczka Mediheal znacznie różni się od innych dostępnych w Polsce maseczek w płachcie. Bawełna użyta do ich wykonania jest bardzo cienka i mocno nasączona aktywną esencją. Dzięki temu świetnie przylega do twarzy, nie odkleja się i pozwala swobodnie wykonywać różne czynności bez obaw o przesunięcie się czy spadnięcie maski.
W opakowaniu jest tak dużo esencji, że spokojnie można przelać pozostałości do małego słoiczka i wykorzystać później do wklepywania w skórę twarzy, szyi i dekoltu. Po nałożeniu każdej z tych czterech maseczek na twarz poczułam przyjemne uczucie chłodu i ukojenia. Mają bardzo delikatny, niedrażniący zapach i lekką, żelowo-płynną konsystencję.
Każda maseczka zapakowana jest w wygodną, dość sporą saszetkę. Są dobrze opisane i mają tłumaczenie ważnych informacji na język polski. Od razu widać, na jaki problem skóry pomaga dana maska. Saszetki łatwo się otwiera, nie potrzeba do tego nożyczek. Co warto też zauważyć, maseczki kosztują ok. 12-13 zł i są dostępne w większości dużych drogerii: Rossmannie, Hebe, SuperPharm, czy na Cocolita.pl.

Efekty stosowania maseczek w płachcie Mediheal
Przejdźmy jednak do efektów stosowania maseczek w płachcie Mediheal, które wypróbowałam. Na pierwszy ogień poszła nawilżająca N.M.F Aquaring, która jest jedną z najpopularniejszych nawilżających maseczek w płachcie z drogerii. Wizażanki ją uwielbiają i przyznały jej nawet tytuł Kosmetyku Wszech Czasów. I zupełnie się im nie dziwię. To jedna z najlepszych maseczek nawilżających, jakie miałam okazję stosować. Wśród składników zawartych w tej masce znajdziemy kwas hialuronowy, ceramidy, ekstrakt z nasion ze słodkich migdałów, hydrolat z oczaru wirginijskiego oraz hydrolat z róży stulistnej. Po jej użyciu moja skóra zrobiła się mięciutka, gładka i ukojona. Prawie jakby "wypiła" szklankę wody. To uczucie utrzymywało się na mojej cerze nawet wiele godzin po aplikacji.
Jako drugą wykorzystałam maskę odmładzającą Collagen Impact. Znajdziemy w niej m.in. hydrolizowany kolagen i elastynę, kwas hialuronowy, trehalozę, wit. E oraz ekstrakt z kiełków pszenicy. Nałożyłam ją po dość ciężkiej nocy, kiedy mało spałam i miałam mocno spuchniętą twarz i sińce pod oczami. Po 20 minutach moja cera wróciła do normalnego stanu, a podkrążone oczy zrobiły się o wiele mniej widoczne. Wiadomo, że maseczka nie działa jak magiczna różdżka i nie usunie wszystkich niedoskonałości natychmiastowo, jednak ta z Mediheal mocno poprawiła jej wygląd. Skóra była również widoczne wygładzona i przyjemnie napięta.
Kolejna w teście wzięła udział oczyszczająca maseczka H.D.P Pore-Stamping. To czarna maska z węglem drzewnym, która ma oczyścić i ściągnąć pory skóry oraz zmniejszyć produkcję sebum. W składzie widnieją takie elementy jak trehaloza, adenozyna, witamina B3 oraz ekstrakt z granatu. Po jej nałożeniu czułam komfort na skórze, nic nie podrażniło mojej cery, a po 15 minutach moja twarz była ładnie zmatowiona, ale nie przesuszona. Duże pory w okolicy nosa i na czole zostały oczyszczone i mocno ściągnięte.
Mój test zakończyła przeciwzmarszczkowa maska E.G.T Timetox. Zawiera kompleks E.G.T., czyli naskórkowy czynnik wzrostu. Dzięki temu zagęszcza strukturę skóry, zapobiegając powstawaniu zmarszczek i utraty jędrności. Ma też w składzie szereg naturalnych elementów odmładzających, takich jak wyciąg z wąkroty azjatyckiej, sok z aloesu, ekstrakt z kadzidłowca, korę wierzby białej i hydrolizowany kolagen. Taki koktajl sprawia, że już po jednym użyciu tej maski moja cera była rozświetlona i czułam, że jest jędrniejsza, jakby lekko naciągnięta, ale nie w nieprzyjemny sposób. Była również super miękka i gładka w dotyku!

Podsumowując, po dwóch tygodniach z maseczkami Mediheal moja skóra jest zadbana, głęboko nawilżona, miękka w dotyku i ukojona, a przy okazji widocznie napięta. Niedoskonałości są mniej widoczne, a koloryt skóry jest wyrównany. Na pewno dołączą do mojej regularnej pielęgnacji i będę mieć je w kosmetyczce na stałe.