Jej skóra jest pokryta ranami, bo przez lata opalała się stosując pewien niebezpieczny trend
Stephanie Huff nie stosowała kremów z filtrem i opalała się na folii aluminiowej. Dodatkowo nadmiernie stosowała przyspieszacze opalania i nadużywała wizyt na solarium. Jej dzisiejszy wygląd to wynik leczenia nowotworu, jakiego nabawiła się przez lata lekkomyślności.

Lato to czas, kiedy szczególnie ważna jest odpowiednia ochrona przed słońcem. Stosowanie kremów z filtrami o wysokim SPF to jedna z podstaw pielęgnacji skóry. Stephanie Huff zdawała się to ignorować. Mieszkanka Kalifornii pracowała jako syrena na różnego rodzaju eventach. Chcąc zachować wiarygodność, regularnie opalała ciało, rezygnując z jakiejkolwiek ochrony przeciwsłonecznej. Dziś jej twarz pokryta jest ranami i strupami, a lekarze wykryli u niej nieczerniakowego raka podstawnokomórkowego.
Zobacz także: Przez trik z TikToka dziś ma bruzdy na twarzy. Gwiazda Big Brother trafiła do szpitala z owrzodzeniami
Opalanie na oliwkę dla dzieci i folię aluminiową
Stephanie Huff dziś ma 46 lata. W 2016 roku rozpoczęła pracę jako modelka i hostessa na plenerowych imprezach, występując w roli syreny. Długie godziny spędzone na słońcu nie przeszkadzały kobiecie. Cieszyła się opaloną skórą i dbała o to, żeby zawsze mieć skórę muśniętą słońcem. Swoje działanie argumentowała tym, że jej wizerunek musi być wiarygodny. Nie stosowała więc żadnych kremów z filtrem i z chęcią sięgała po przyspieszacze opalania, nieodpowiednio z nich korzystając. Jednak nie tylko to sprawiło, że dziś boryka się z rakiem skóry.
Mieliśmy w zwyczaju smarować ciało oliwką dla dzieci, leżeliśmy na folii aluminiowej. Myśleliśmy, że jesteśmy niezwyciężeni - mówiła Stefanie.
Jako 30-latka wraz ze swoimi przyjaciółmi kładła się na folii aluminiowej, żeby zwiększyć intensywność oddziaływania promieni słonecznych na skórę. Niebezpieczny trend polega na wykorzystaniu jej jako arkusza odbijającego światło, który kieruje promienie słoneczne bezpośrednio na skórę. I to działało - kobieta opalała się szybciej.

Dla osiągnięcia intensywnego brązu, dodatkowo ciało smarowała oliwką dla dzieci. Oprócz tego korzystała nadmiernie z solarium.
Gdy miała 20 lat korzystałam z łóżek do opalania trzy razy w tygodniu. Mieliśmy takie w domu, w którym dorastałam - przyznała się.
Skutki opalania bez kremów z filtrem
Stephanie Huff zauważyła po pewnym czasie pojawiające się na jej twarzy przebarwienia, które przybierały na sile. Pierwsze pojawiły się jeszcze zanim stosowała kontrowersyjne trendy, wspomagające opalanie. Najbardziej zauważalne wystąpiły u niej na nosie i czole, czyli najbardziej wysuniętych i narażonych na poparzenia słoneczne partiach twarzy. Pandemia koronawirusa spowodowała, że nie podjęła od razu doraźnych środków i odraczała wizytę u lekarza specjalisty.
Wydaje mi się, że większość uszkodzeń powstała, zanim rozpoczęłam pracę jako syrenka. Ale z pewnością nie korzystałam wówczas z właściwych kremów ochronnych. Nie szukałam trwałych i wodoodpornych filtrów - przyznała.
Podczas kwarantanny zdignozowano u niej raka skóry. Lekarz stwierdził, że kobieta cierpi na nieczerniakowego raka podstawnokomórkowego. Szczęśliwie dla niej, nie wymagał on jednak operacji. Zalecone zostało jej stosowanie kremu - fluorouracyl, który jest antymetabolitem, stosowanym w leczeniu chorób nowotworowych. Ma on wspomóc usunięcie komórek rakowych. Wśród skutków ubocznych jego stosowania jest silne zaczerwienienie i podrażnienie skóry.

Dziś kobieta przestrzega inne przed manią opalania i chętnie dzieli się swoją historią. Zaznacza, jak ważna jest pielęgnacja cery i ochrona skóry przed promieniowaniem UVA i UVB. Choć sama otrzymała nieprzyjemną lekcję od życia, to wyciągnęła nauczkę na przyszłość.