Reklama

„Narzeczony na niby” to dobrze rozpisana i zagrana komedia romantyczna, która spełnia wszystkie hollywoodzkie normy gatunku. Lekki, przyjemny i dobrze wyreżyserowany film możecie obejrzeć z całą rodziną. Wbrew pozorom jego sukces nie opiera się wyłącznie na świetnie dobranej obsadzie z Julią Kamińską, Piotrem Stramowskim, Piotrem Adamczykiem, Tomaszem Karolakiem w rolach głównych... W tej produkcji poznajemy popularnych aktorów z zupełnie innej strony.Mamy tu nieco roztrzepaną i wierzącą w ludzkie bezinteresowne dobro Karinę (Julia Kamińska) związaną z narcystycznym, nieznoszącym sprzeciwu, bezczelnym reżyserem Darkiem (Piotr Adamczyk). Darek kreuje się na wielkoformatową gwiazdę, podkreślając swoje obycie w świecie licznymi angielskimi wtrąceniami. Kiedy ich poznajemy, ich miłość kwitnie… niestety jedynie jednostronnie. Choć Karina oddaje Darkowi całą siebie, jej ukochany bezustannie ją oszukuje i zmienia kochanki jak rękawiczki, o czym dziewczyna dowiaduje się w bardzo brutalny i kuriozalny sposób. I pomimo że postać odgrywana przez Piotra Adamczyka ma wiele wspólnego z rozchwytywanym playboyem, znanym z kultowego „Och Karol”, to Julia Kamińska czasy niepewnej siebie „BrzydUli” ma już dawno za sobą.

Reklama

Niewątpliwym zaskoczeniem dla widzów jest jednak rola odgrywana przez Piotra Stramowskiego. W „Narzeczonym” nie ma on w sobie nic z zimnego twardziela z produkcji Patryka Vegi. Wrażliwy, empatyczny i pozbawiony swojej ikonicznej brody kierowca taksówki grany przez Stramowskiego budzi wielką sympatię i nic dziwnego, że Karina prosi go o pomoc w delikatnej sprawie...

Obok uwielbianego przez kobiety Stramowskiego, na ekranie pojawia się również Mikołaj Roznerski. Jeden z najprzystojniejszych polskich aktorów wciela się w, nietypową dla swojego emploi, postać ekstrawaganckiego projektanta mody.

Reklama

Myślicie, że to kolejna polska komedia romantyczna, która ma w sobie więcej z komedii niż romansu? Nic bardziej mylnego! Nawet jeśli „Narzeczony na niby” zachwyca lekkością dialogów, nieoczywistymi żartami sytuacyjnymi oraz niewątpliwymi nawiązaniami do innych polskich komedii romantycznych (Tomasz Karolak naśmiewający się ze swojej roli w "Listach do M."), to jest to obraz wielowarstwowy. I choć ma się wrażenie, że jest on podobny do hollywoodzkich produkcji, w których miłość zaczyna się od układu pomiędzy dwójką zupełnie obcych dla siebie ludzi, to porusza również tematy trudne. Mamy tu strach przed staropanieństwem, którego uosobieniem jest siostra Kariny, Basia (Sonia Bohosiewicz), apodyktyczną, pragnącą za wszelką cenę układać życie swoim dzieciom matkę, w którą bezbłędnie wciela się Dorota Kolak, motyw samotnego ojcostwa, a także genialnie rozpisany wątek homoseksualny.Czy warto pójść do kina na „Narzeczonego na niby”? Oczywiście, że warto! Bo pod warstwą licznych anegdot, żartów, niezmierzonych kłamstw, które fundują sobie bohaterowie, jest też wiele prawdy. Prawdy o miłości romantycznej, rodzicielskiej, platonicznej, a także miłości własnej. Zdjęcia: materiały prasowe

Reklama
Reklama
Reklama

Nasze akcje

Polecane