Niezwykły pomysł Polaków kochających gotować
Beata i Maciek, dwójka przyjaciół z Warszawy, kochają gotować. Nic w tym specjalnego, prawda? Okazuje się jednak, że to właśnie ich zamiłowanie do jedzenia wybija się ponad przeciętną. Postanowili bowiem, w ramach projektu 100 Delicious Days, dzielić się jedzeniem z bliskimi, przyjaciółmi, znajomymi przez (jak wskazuje nazwa przedsięwzięcia) 100 dni. I to wszystko za darmo (!) Tak po prostu, z pasji. Wydaje się dziwne? Przeczytajcie wywiad z Beatą, a szybko zrozumiecie, o co tutaj tak naprawdę chodzi!

Po co gotujesz? Albo inaczej: dlaczego lubisz gotować? Każdy ma inną motywację – dla mnie gotowanie to najlepszy sposób na rozładowanie stresu. Poza tym lubię zdrowe jedzenie, więc gotując jestem w stanie (w miarę) nad tym panować. A jak jest u Ciebie?Gotuję bo lubię! (śmiech) A cały ten smaczny świat ma dla mnie dwie uzupełniające się części: gotowanie to medytacja, to skupienie, w którym materializuje się troska o innych, wdzięczność za to, że są... Lubię zatem wszystkie potrawy „medytacyjne” (wydam kiedyś taką książkę!), które zabierają dużo czasu: pierogi, placki ziemniaczane, placek drożdżowy, bigos, łuskany bób… I drugą część - jedzenie. I tu jest ruch, zabawa, rozmowa, towarzystwo, spotkanie, hedonizm, biesiada, bachanalia, impreza…I wszystko to kocham. Tak samo mocno.

Beata100 dni pysznego gotowania i rozdawania jedzenia znajomym. O co jeszcze chodzi w projekcie 100 Delicious Days?Dokładnie o to! Oboje z Maćkiem mamy wspólna motywację, choć dwie różne kuchnie i rodziny. Lubimy gotować, a nasi bliscy starają się zachowywać umiarkowanie w jedzeniu. A my, jak gotujemy to z pasją, rozmachem, dużo… No i albo zostawało, albo się marnowało (czego nie znoszę). No więc żeby dać upust swoim popędom do garów, to postanowiliśmy wszystko co nam zostaje pakować i rozdawać. A że lubimy też o tym gadać, lubimy zamieszanie i strasznie nas cieszy jak się ktoś cieszy, to założyliśmy bloga i tam jest smacznie, kolorowo, z uśmiechem, coraz częściej z ludźmi (matko, jaką mamy tremę, żeby podejść do kogoś i zrobić mu zdjęcie i zapytać czy możemy wrzucić na bloga).A dlaczego 100 dni? Bo to wyzwanie, bo jakiś cel (a my oboje mamy dość słomiany zapał z natury, wiec jest zabawa, żeby wytrwać, choć na razie nie stanowi to najmniejszego problemu, bo nasz apetyt rośnie w miarę jedzenia ;) i to nadaje projektowi tempa.Zobacz także: Pulled pork - modny przysmak w 10 minut! Skąd pomysł na to, żeby za darmo rozdawać jedzenie? Ludzie pewnie z ogromnym zaskoczeniem przyjmują od Was te smakołyki. Sama tak miałam ;) Jaki był Wasz cel?Rozdajemy za darmo, bo los tak sprawił, że mamy się czym podzielić. Wiem, że zabrzmiało to jakoś górnolotnie, ale nie taka jest intencja. Po prostu w garze mieszczą się dodatkowe porcje, w genach mamy predyspozycje do łączenia smaków i cierpliwość do stania kilka godzin przy kuchni, w naturze towarzyskość.No i lubimy komplementy (śmiech). Twoje pamiętam do dzisiaj.Odnośnie tych reakcji. Która wywołała w Tobie największy uśmiech?Jak ktoś na FB napisał czy to nowa dieta pudełkowa i gdzie można zamówić. I jak z zaprzyjaźnionej firmy jednocześnie 15 znajomych zapytało, kiedy do nich przyjedziemy i do teraz zachodzimy w głowę jak tam przyjechać z kilkoma pudełkami i się nikomu nie narazić (siedzi tam ponad 300 osób ;).

MaciekIle projekt już trwa? Jaka potrawa cieszyła się najbardziej pozytywnymi reakcjami?Od pierwszego dnia minął prawie miesiąc. Najbardziej pozytywne reakcje zbierają wszystkie wpisy Maćka (śmiech). Ale jak przystępowaliśmy do pracy to wiedziałam, że on będzie miał większe „branie” bo i młodszy, i przystojny, i facet w kuchni, i nowoczesne myślenie o gotowaniu. Ja jestem bardziej od domowych obiadków i planowania kogo tu jeszcze zaskoczyć z pudełkami.Ty gotujesz według swoich upodobań, a Twój kolega z projektu według swoich? Czy godzicie to w jakiś sposób?Nawet nie wiemy do końca, co kto wrzuci. Dobre duchy powiedziały żebyśmy zrobili sobie jakiś grafik publikowania postów, bo za chwilę zmęczymy czytelników i nas powyłączają, więc zrobiliśmy rozpiskę i od początku totalnie się jej nie trzymaliśmy. Maciek chciał robić założenia, że on do mięsa i „męskiego” gotowania a ja od kuchni francuskiej, arabskiej dań lekkich, bez mięsa, z polotem, po czym on jedzie z makaronami, a ja mega ciężkim serowym bobem. Nie ma zasad. Nie ma tez planu ani jakiejś strategii.

Widziałam, że potrawy, które przygotowujecie niekoniecznie wpisują się w trendy: fit, bez glutenu, wegańskie, bez cukru itd. Nie daliście się zwariować? :)Ja to już te wszystkie wariacie przerabiałam. Była dieta wege, row, kuchnia pięciu przemian, szejki, brownie z mąką z kasztanowca, mielonymi migdałami i ksylitolem, confee, potrawy dla zdrowia… Lubię każdą z tych rzeczy, ale na przemian z dobrym bigosem, boczkiem, kostką masła w sosie, kaszanką z kiszoną kapustą. Jak zobaczyłam, że z moich postów największą popularnością cieszył się wpis o diecie mojego męża, to pewnie mam jeszcze sporo w tym temacie do powiedzenia. Maciek jest bardziej świadom trendów. On lubi nowocześne myślenie o kulinariach, eksperymentuje z nowinkami, rozszerza swoje i moje kulinarne horyzonty. Najbardziej ubolewamy nad tym, że tak rzadko próbujemy nawzajem swoich potraw (oboje pracujemy w korporacjach i choć w tym samym mieście to jednak w pewnej odległości, a po pracy lecimy szybko do swoich obowiązków rodzinnych, oszczędzając trochę siły na późnowieczorno-nocne gotowania).No dobra, 100 dni pysznego jedzenia w atmosferze dzielenia się. Co dalej? Na pewno macie jakiś plan…I co ja mam tu powiedzieć? Planu nie ma i jednocześnie jest kilka na minutę. Jak wchodzę co jakiś czas na wagę, to widzę, że jestem bogatsza o kilka kilo (w takim tempie do końca projektu będzie z 5, wiec sensownie będzie zrobić 100 fit delicious days ;-), a potem 100 fat delicious days, a potem 100 delicious days for children… i tak nam z 10 lat minie…A serio to mam taką ideę, żeby zrobić z tego swoisty łańcuszek karmiących i karmionych. Żeby np. z okazji 1.09 mamy, zainspirowane przepisami na kanapki, zrobiły je dla swoich dzieci i dodatkowo kilka, żeby rozdać kolegom z klasy. A z okazji dnia sąsiada namówić ludzi do pieczenia ciasta, z którego połowę można podarować komuś mieszkającemu obok, itd., itd. I jedni będą się czuli lepiej, bo kogoś poczęstowali, a inni bo zostali obdarowani…Jak myślisz, fajny taki nakarmiony świat?Wspaniały! Życzę w takim razie powodzenia i dużo energii do gotowania :) I smacznego!Zobacz także: adres bloga 100 Delicious Days
