Zmiany cen po otwarciu salonów fryzjerskich i kosmetycznych
Nowa rzeczywistość w salonach fryzjerskich i kosmetycznych zweryfikuje zasobność portfela klientów. Właścicielka warszawskiego salonu manicure, Zuzanna Wiślicka, już teraz wylicza, ile może wynieść podwyżka cen.

Wiele kobiet z utęsknieniem czeka aż ich ulubione salony kosmetyczne i fryzjerskie wreszcie zostaną otwarte. Nikogo z pewnością nie dziwi fakt, że w każdym z tych miejsc jeszcze przez długi czas będzie obowiązywał nowy porządek sanitarny. Niestety wszyscy, którzy do tej pory często korzystali z usług fryzjerów i kosmetyczek czeka rozczarowanie. Prawdopodobnie wiele osób nie będzie mogło pozwolić sobie na przysłowiowe podcięcie końcówek czy pomalowanie paznokci hybrydą.
Nowe ceny w salonach fryzjerskich i kosmetycznych
Gdy tylko nałożono obowiązek zamknięcia salonów fryzjerskich i kosmetycznych, osoby w nich pracujące z dnia na dzień straciły źródło dochodu. Jak wynika ze wstępnych deklaracji Ministerstwa Rozwoju we współpracy z Polskim Stowarzyszeniem Przemysłu Kosmetycznego i Detergentowego, sytuacja może się zmienić szybciej niż przypuszczano, bo 18 maja.To już kolejny etap odmrażania gospodarki, który ma ułatwić stopniowy powrót do względnej normalności. Mimo że data jest dość optymistyczna, ceny usług w tym sektorze wcale nie przedstawiają się już tak kolorowo...

Zdjęcie: istockphoto.comZuzanna Wiślicka jest właścicielką warszawskiego Salonu "Wisła" i już teraz ostrzega, że w Polsce możemy spodziewać się znacznego wzrostu cen. Wiąże się to nie tylko z tym, że właściciele salonów kosmetycznych i fryzjerskich ponieśli i nadal ponoszą straty w związku z koronawirusem. To również kwestia stale rosnących cen środków do dezynfekcji czy ochrony. W niektórych przypadkach jest to wzrost nawet o 2000 procent.
Teraz za opakowanie rękawiczek nitrylowych muszę zapłacić 210 złotych, a wcześniej za taką samą ilość płaciłam 21 zł. Podobnie jest z maseczkami. Przed pandemią za 50 sztuk płaciłam około 30 złotych, w tej chwili od 7 do 12 złotych kosztuje jedna sztuka. Wiadomo, że brakuje ich na rynku, a niektórzy dystrybutorzy chcą na tym po prostu zarobić - wylicza w rozmowie z WP Zuzanna Wiślicka.
Logicznie myśląc, wyższe koszty wyposażenia oznaczają wyższe koszty usług. Trudno mówić w tej sytuacji o racjonalnym podejściu do tematu, gdyż salony kosmetyczne muszą zarabiać, aby móc utrzymać się na rynku. I nie chodzi tutaj tylko o kwestie zakupienia narzędzi czy kosmetyków. To przecież także pensje pracowników, czynsz lokalu, rachunki za wodę i prąd.Mimo że każdemu zależy na klientach, Zuzanna bije się z myślami. Chce, by ludzie wracali, więc nieustannie rozmyśla nad tym, o ile te ceny będzie mogła podnieść. Zastanawia się czy to będzie 10 zł, czy 15 zł. Mimo że salony same narzucają na siebie zmniejszenie liczby przyjmowanych w ciągu dnia klientów, interesanci nadal mogą mieć obawy przed odwiedzaniem tych miejsc. Wszystko przez strach związany z zarażeniem się koronawirusem. Jak mówi w rozmowie z WP Zuzanna Wiślicka, niektórzy nie mogą już pozwolić sobie na dłuższy przestój.
Oprócz dostosowania się do nowych wymogów sanitarnych, Zuzanna planuje wprowadzenie własnych. Zależy jej, aby każdy, kto przyjdzie do Salonu "Wisła", czuł się na tyle bezpiecznie i komfortowo, na ile to tylko jest możliwe.
Będziemy rozsadzać klientki tak, by zachować odpowiedni odstęp. Mamy zamiar też rozdawać gościom przyłbice, które będą sterylizowane po każdym użyciu, a także maseczki. Obowiązkowe również będzie mycie rąk po wejściu do salonu - wylicza Zuzanna Wiślicka.
Pojawiają się jednak głosy, że koronawirus zweryfikuje ceny, które do tej pory obowiązywały w salonach kosmetycznych czy fryzjerskich. Niewykluczone, że w wielu przypadkach niestety po biznesie, który do tej pory rozkwitał przez parę lat, pozostaną tylko zgliszcza...Zdjęcie główne: istockphoto.com