Ludzkie zachowania i poglądy które dziwią cz.4

[mm444]

Treść usunięta

[201604200942]

Napisane przez Sondrina

Mnie dziwią wykładowcy, którzy robią egzamin z nieokreślonej partii materiału. Ostatnio podeszłam do pani prof. i pytam się jej, czy mogłaby podać chociaż literaturę, bo nic o niej nie wspominałam, to dowiedziałam, że mam przeczytać wszystko co dotyczy ekonomii, ekonomiki, zarządzania i logistyki...

albo wykładowcy, którzy podadzą zagadnienia na egzamin, a na egzaminie pytania dotyczą zupełnie czegoś innego

[invisible_01]

Napisane przez SamaraMorganx

albo wykładowcy, którzy podadzą zagadnienia na egzamin, a na egzaminie pytania dotyczą zupełnie czegoś innego

Dokładnie! Raz wykładowca poszedł nam bardzo na rękę i udostępnił listę pytań do egzaminu. Było ich sporo, ale przerobiliśmy je i każdy się nauczył. Byliśmy bardzo zadowoleni, że to zrobił. Co się okazało? Na egzaminie (to był ustny) nie padło ani jedno pytanie z tej listy Nie rozumiem po cholerę nam dawał te pytania, skoro nie zamierzał ich zadać.

[BioIvO]

Napisane przez SamaraMorganx

albo wykładowcy, którzy podadzą zagadnienia na egzamin, a na egzaminie pytania dotyczą zupełnie czegoś innego

A mnie dziwi coś z innej strony. W moim malutkim mieście można sobie zrobić studia, nawet magistra. Rozmawiałam kiedyś ze studentkami tej uczelni i poraziło mnie to, że na egzamin "pani" pokazuje w książce co studenci mają sobie przeczytać i z czego będzie pytać na egzaminie. Materiał obejmował mniej niż jeden rozdział.
Zdziwiona jestem, bo za moich czasów egzaminy zwykle były z treści wykładów i...całej reszty. Często opanowanie wykładów to było max.na 4, a resztę student powinien poznać w toku nauki własnej na studiach. Teoretycznie studiowanie powinno obejmować siedzenie w czytelniach, doszukiwania sie nowości w artykułach itp. a nie przeczytanie pliczku kserówek.

[guglak]

W sesji zimowej 3 specjalizacje miały problem z zaliczeniem jednego egzaminu. Facet dał nam zestaw pytań (60) i kazał się tego nauczyć. Problem ze zdaniem polegał na tym,że trzeba było napisać słowo w słowo tak jak w książce było napisane. Nie rozumiem jak można wymagać umiejętności przepisywania (jedno słowo źle i nie zaliczał, więc później już nikt się nie uczył tylko miał ściągi) książki niż wiedzy. Tych regułek słowo w słowo już nie pamiętam, więc po co był ten przedmiot?

Nie rozumiem,że ktoś nie rozumie,że brzydzę się czegoś. Nie znoszę motyli i ciem. Dla mnie są obrzydliwe, te ich owłosione skrzydełka dotykające mojej skóry. Wszyscy mnie przekonują,że motyle są takie piękne i jak dziewczyna może ich nie lubić,ale za to można brzydzić się robakami, pająkami.

[megamag]

Czy książka była napisana przez prowadzącego? Jeśli tak to dość częste zjawisko. Ja bym ogólnie była za przeformułowaniem pytań na niektórych egzaminach, po co pytać co wiesz o jakimś tam zjawisku i kminisz gdzie to było. Lepsze byłoby pytanie "Co napisałem na stronie 76?".

[invisible_01]

Napisane przez BioIvO

A mnie dziwi coś z innej strony. W moim malutkim mieście można sobie zrobić studia, nawet magistra. Rozmawiałam kiedyś ze studentkami tej uczelni i poraziło mnie to, że na egzamin "pani" pokazuje w książce co studenci mają sobie przeczytać i z czego będzie pytać na egzaminie. Materiał obejmował mniej niż jeden rozdział.
Zdziwiona jestem, bo za moich czasów egzaminy zwykle były z treści wykładów i...całej reszty. Często opanowanie wykładów to było max.na 4, a resztę student powinien poznać w toku nauki własnej na studiach. Teoretycznie studiowanie powinno obejmować siedzenie w czytelniach, doszukiwania sie nowości w artykułach itp. a nie przeczytanie pliczku kserówek.

Ja miałam egzamin z kulturoznawstwa - do opanowania wszystko od etapu po prostu malowania po jaskiniach do czasów współczesnych. Malarze, muzycy, wynalazki, nurty, poglądy, filozofie, wszystkie dzieła. Profesorka mogła wyskoczyć z każdym malarzem z dowolnej epoki, nawet tym prawie nikomu nieznanym, pokazać dowolny obraz jaki sobie wymyśliła i spytać o tytuł i autora. To był koszmarny egzamin, bo nie było żadnych zagadnień, a nie wiem, czy ktokolwiek był w stanie wiedzieć wszystko. Nie uważam, że wykładowca powinien palcem pokazywać, czego studenci mają się nauczyć, ale egzaminy ze wszystkiego to dla mnie coś trochę wrednego. Jakieś zagadnienia chociażby się przydały. Bo wykłady + reszta - owszem, ale często ta reszta jest kompletnie z kosmosu.

[201604200942]

Napisane przez BioIvO

A mnie dziwi coś z innej strony. W moim malutkim mieście można sobie zrobić studia, nawet magistra. Rozmawiałam kiedyś ze studentkami tej uczelni i poraziło mnie to, że na egzamin "pani" pokazuje w książce co studenci mają sobie przeczytać i z czego będzie pytać na egzaminie. Materiał obejmował mniej niż jeden rozdział.
Zdziwiona jestem, bo za moich czasów egzaminy zwykle były z treści wykładów i...całej reszty. Często opanowanie wykładów to było max.na 4, a resztę student powinien poznać w toku nauki własnej na studiach. Teoretycznie studiowanie powinno obejmować siedzenie w czytelniach, doszukiwania sie nowości w artykułach itp. a nie przeczytanie pliczku kserówek.

z reguły jest tak, że im mniejsza partia materiału do opanowania, tym człowiek staje się bardziej leniwy i przez to zawala najprostsze egzaminy

pogrubione: Teoretycznie tak. Ale znajdź tyle czasu, by wgłębiać się tak z każdego przedmiotu

[guglak]

Napisane przez megamag

Czy książka była napisana przez prowadzącego? Jeśli tak to dość częste zjawisko. Ja bym ogólnie była za przeformułowaniem pytań na niektórych egzaminach, po co pytać co wiesz o jakimś tam zjawisku i kminisz gdzie to było. Lepsze byłoby pytanie "Co napisałem na stronie 76?".

Najdziwniejsze było to,że to nie jego książka. Jakiegoś Brytyjczyka. Najlepsza jest moja promotorka która jest jednocześnie opiekunem roku. Żaliliśmy się jej,że nie możemy zaliczyć przedmiotu tzw. zapchajdziury. A ona do nas: A po co wy się tego uczycie? To wam do niczego się nie przyda. Ściągać!

[Oh Peggy Brown]

Napisane przez BioIvO

A mnie dziwi coś z innej strony. W moim malutkim mieście można sobie zrobić studia, nawet magistra. Rozmawiałam kiedyś ze studentkami tej uczelni i poraziło mnie to, że na egzamin "pani" pokazuje w książce co studenci mają sobie przeczytać i z czego będzie pytać na egzaminie. Materiał obejmował mniej niż jeden rozdział.
Zdziwiona jestem, bo za moich czasów egzaminy zwykle były z treści wykładów i...całej reszty. Często opanowanie wykładów to było max.na 4, a resztę student powinien poznać w toku nauki własnej na studiach. Teoretycznie studiowanie powinno obejmować siedzenie w czytelniach, doszukiwania sie nowości w artykułach itp. a nie przeczytanie pliczku kserówek.

Egzaminy często są nie z tego, co było na wykładach, a z tego czego mamy sami się dowiedzieć. I tak np. przytoczę znowu moją elektronikę. Co z tego, że przerobię nawet 100 książek, nauczę się jak każdy autor inaczej patrzy na problem, a wykładowca inaczej. Nauka nie jest czarno- biała i to co jest dobre u wykładowcy x u wykładowcy y nie przejdzie.

[lapida]

Napisane przez Oh Peggy Brown

Egzaminy często są nie z tego, co było na wykładach, a z tego czego mamy sami się dowiedzieć. I tak np. przytoczę znowu moją elektronikę. Co z tego, że przerobię nawet 100 książek, nauczę się jak każdy autor inaczej patrzy na problem, a wykładowca inaczej. Nauka nie jest czarno- biała i to co jest dobre u wykładowcy x u wykładowcy y nie przejdzie.

ja miałam taką sytuację:
ćwiczeniowiec całe dwa semestry zajęć opierał się na autorce X.
Wykładowca przez całe dwa semestry powtarzał nam, żebysmy absolutnie nie korzystali z ksiazek X, bo to nieaktualne jest.

I co? Przyszła sesja i na kolokwium uczyliśmy sie z X, a na egzamin z innych.

Dodam tylko, że były to materiały, które się wykluczają..


no, ale niestety, skoro pani mgr (ćwiczeniowiec) uważa się za mądrzejszą od profesora zwyczajnego, to ja nie mam pytań..

[Oh Peggy Brown]

Dziwi mnie, że ludzie podbierają swoim współlokatorom jedzenie i jeszcze robią z kogoś idiotę, że niby sam zjadł w nocy na przykład :P

[ville]

Napisane przez Oh Peggy Brown

Dziwi mnie, że ludzie podbierają swoim współlokatorom jedzenie i jeszcze robią z kogoś idiotę, że niby sam zjadł w nocy na przykład :P

Mnie dziwi też używanie różnych innych rzeczy, np. mojej gąbki do mycia ciała. Nie wiem, co któraś z moich współlokatorek z nią robiła, ale ostra część jest całkowicie starta. Ale chociaż tyle, że wada jest zauważalna, dzięki temu wiem, żeby jej nie używać, tylko kupić sobie nową. No ale na litość boską - gąbka do mycia ciała? Taka osobista rzecz?

Ewentualnie mój papier toaletowy - nie żałuję, skąpa nie jestem, ale bez przesady, jak ktoś w ogóle sobie nie kupuje swojego, tylko używa cały czas mojego... Jednak mnie nie stać, żeby sponsorować środki chemiczne niektórym jednostkom cały czas.

Ale historie o współlokatorach i akademiku to jest studnia bez dna...

[201604200942]

mnie dziwi jak można robić wielkie zakupy, mając świadomość, że połowa rzeczy się zmarnuje i zgnije w lodówce. Najgorsze jest jednak to, że te osoby wychodzą z założenia, że albo to jedzenie nie jest ich, albo nie chcą wyrzucać jedzenia i tak siedzi, gnije i śmierdzi w lodówce, dopóki Ty tego nie posprzątasz. I w taki sposób musiałam się pozbyć śmierdzącego masła sprzed kilku miesięcy i szynki, która miała ważnosć do lutego (!) o pomarańczach, które były wręcz zielone od pleśni, już nie wspomnę.
Wkurza mnie tez to, że ludzie nie mają wyobraźni i jak np. w akademiku jest mała lodóweczka na 4-5 osoby, jedna z nich zrobi wielkie zakupy i wepcha całe zapasy (nawet olej!) do lodówki, a resztę współlokatorów ma gdzieś. Niech się gniezdża gdzieś w kąciku, bo ona musi olej i ziemniaki do lodówki poupychac

[ciri15]

Napisane przez Chatul

Ludzie mają różną wrażliwość. Mnie by taka informacja nie ruszyła, sama pewnie gotowa byłabym taką wstawić. Gdybym tylko była w ciaży miała FB

Ale po co?

[truskawkowawiosna]

Napisane przez mm444

Treść usunięta

a wspolokatorki podbierajace maszynkę do golenia? na szczescie sie nie spotkalam z tym, ale nie zdziwilabym sie, gdyby ktos to praktykowal

[Oh Peggy Brown]

Napisane przez mm444

Treść usunięta

Też tak uważam A już myślałam, że jestem dziwna, bo nie widziałam nic dziwnego w tym, że zdarzyło mi sie nie uprzedzić o moim przyjeździe i wyjściu z pokoju -.-

[lalalabamba]

Napisane przez mroja

Ojjj jest tego trochę

I pogląd z którym najbardziej walczę, to postrzeganie singli w naszym kraju i to parcie na małżeństwa, parowanie się i dzieci.
Kobieta która nie ma faceta powyżej 25 roku życia może albo zamknąć się w domu (bo jak to samemu gdzieś wychodzić?) albo jest coś z nią zapewne nie tak
Ludzie, dla których jedynym celem życiowym jest związek, jak już dorwą faceta, to nigdzie bez niego nie wyjdą, kończą się przyjaźnie i nawracanie samotnych "no kiedy sobie kogoś znajdziesz?". Bez sensu tak na siłe, bo społeczeństwo naciska, no ale niestety można się zdołować przez tę presję często i gęstą...

25 lat? To i tak nieźle
Ja nie raz słyszałam, że 20 lat to ostatni dzwonek

Moje kumpela spotkała kiedyś jakąś swoją znajomą, która jest świecką zakonnicą. Zaczęła ją namawiać na jak najszybsze zamążpójście (koleżanka nie ma nawet chłopaka) i na urodzenie jak największej ilości dzieci - najlepiej 6
I jeszcze pouczyła moją koleżankę, że to mężczyzna powinien zarabiać na dom...
To kim on musiałby być z zawodu, żeby utrzymać 7 osób?

A, dodam jeszcze, że kolezanka ma 22 lata - "ale to JUŻ CZAS na męża i dzieci"

[Oh Peggy Brown]

Ale że tak gąbkę podbierają? Przecież używana przez kogoś innego. Brrr...

Moja mi podbiera tylko jedzenie i żel pod prysznic. I gdyby miała problemy finansowe to bym nic nie mówiła, ale dziewczyna ma 3 tysiące na opłacenie 900 zł czynszy i rachunków + 700 zł spłatę kredytu i podbiera mi jedzenie. I wkurza mnie, że ja studiuję, pracuję, mało sypiam po ty by mieć co jeść, za co zapłacić dla niej czynsz, a ona całe dnie siedzi w domu i nic nie zrobi i podbiera mi jedzenie, na które zapracowałam

[lapida]

Napisane przez lalalabamba

To kim on musiałby być z zawodu, żeby utrzymać 7 osób?

księdzem?

[ciri15]

Napisane przez lapida

księdzem?

Mistrzu

[truskawkowawiosna]

Peggy, jakie żarcie Ci podkrada? jestem w tracie wymyslania szatanskich planow

[Oh Peggy Brown]

Każde. Dosłownie każde. Dzisiaj nawet chleb podkradła i zapytana o to powiedziała, że ''hehehehe pewnie jesz przez sen''. :/

Kiedyś dosypałam do otwartego jogurtu środka na przeczyszczenie, ale i to jej nie nauczyło :P Dobrze, że jeszcze parę dni i się wyprowadzam

[Naciaaa1991]

Napisane przez Oh Peggy Brown

Moja mi podbiera tylko jedzenie i żel pod prysznic. I gdyby miała problemy finansowe to bym nic nie mówiła, ale dziewczyna ma 3 tysiące na opłacenie 900 zł czynszy i rachunków + 700 zł spłatę kredytu i podbiera mi jedzenie. I wkurza mnie, że ja studiuję, pracuję, mało sypiam po ty by mieć co jeść, za co zapłacić dla niej czynsz, a ona całe dnie siedzi w domu i nic nie zrobi i podbiera mi jedzenie, na które zapracowałam

Doskonale rozumiem Twoje rozgoryczenie. Podbieranie komuś czegokolwiek jest totalną porażką... Rozumiem - pożyczyć, bo nie mam/nie kupiłam/zamknęli mi sklep przed nosem etc. wtedy spoko, dam Ci szynkę/masło/ogórka czy coś. Nie zbiednieję od tego, ALE... Kolejny raz już nie będę tak uprzejma i miła. Ja też za darmo tego nie dostaję, wydaje na to pieniądze, jak każdy człowiek, więc dlaczego dla współlokatorki mam być sponsorem?


A podstawowe pytanie brzmi - rozmawiałaś z nią w ogóle na ten temat?

[truskawkowawiosna]

co za kretynka bezczelna na takie osoby delikatne sposoby nie pomoga, dobrze, ze sie wyprowadzasz. chociaz ja i tak zostawilabym niespodziankę, weszla do jej pokoju i schowala w jakims miejscu cos, co szybko sie zacznie psuc, a ona niech sobie szuka

do fioletowego zelu pod prysznic dolalabym jodyny, juz bym go wiecej nie uzyla, ale widok przebarwionej skory wspolokatorki bylby tego warty

[KawaMarcepanowa]

Moja regularnie podbiera mi mleko i jeszcze żeby było jej głupio - gdzie tam. Raz była taka sytuacja, że miałam jednego jeszcze 1/4 i drugą butelkę całą, pyta się czy może sobie nalać do kawy, ja mówię że spoko, ona na to że ale otworzy to drugie, bo te jedno już wypiła i zadowolona z siebie to mówi, w ogóle żadnego żalu ani nic . A co najlepsze tłumaczyła się, że nie miała się jak zapytać bo wyszłam, a byłam w domu cały czas także wiem co czujesz Peggy też na szczęście zaraz się wyprowadzam.

[invisible_01]

W temacie postów na fb - moja znajoma właśnie zamieściła post: "W kolejce do gastrologa".

[Naciaaa1991]

Napisane przez KawaMarcepanowa

Moja regularnie podbiera mi mleko i jeszcze żeby było jej głupio - gdzie tam. Raz była taka sytuacja, że miałam jednego jeszcze 1/4 i drugą butelkę całą, pyta się czy może sobie nalać do kawy, ja mówię że spoko, ona na to że ale otworzy to drugie, bo te jedno już wypiła i zadowolona z siebie to mówi, w ogóle żadnego żalu ani nic . A co najlepsze tłumaczyła się, że nie miała się jak zapytać bo wyszłam, a byłam w domu cały czas także wiem co czujesz Peggy też na szczęście zaraz się wyprowadzam.

A nie lepiej było się wyprowadzić wcześniej, żeby nie było powodu do narzekań, użerania się ze złodziejką, nazwijmy to po imieniu ?

Ja chyba na Waszym miejscu szukałabym nowego lokum. Ale... najpierw pogadałabym z nią, potem z właścicielem, później próbowałabym się mścić, pisać na serku "nie ruszać! nie Twoje!", oznaczać zużycie na różnych rzeczach, poprosić o zamontowanie zamka w pokoju (jeśli ona mieszka w innym niż Ty), w kółko jej powtarzać jak to okropnie mieszka się z kimś, kto podkrada Ci jedzenie itp. A może zrobi jej się wstyd, gdy powiecie "mój sok też wypiłaś? już drugi z kolei?" przy jej chłopaku czy garstce znajomych. Wywiesiłabym też kartki na lustrach, szafkach pt. "Precz ze złodziejami/podkradaczami/wyjadaczami" itp.
Ech, skąd się biorą tacy ludzie...

[Oh Peggy Brown]

Napisane przez Naciaaa1991

A podstawowe pytanie brzmi - rozmawiałaś z nią w ogóle na ten temat?

Rozmawiałam i za każdym razem to ja wychodziłam na tą złą, bo ja jej coś zarzucam :/ A dodam, ze mieszkamy tylko we dwie..

Napisane przez truskawkowawiosna

co za kretynka bezczelna na takie osoby delikatne sposoby nie pomoga, dobrze, ze sie wyprowadzasz. chociaz ja i tak zostawilabym niespodziankę, weszla do jej pokoju i schowala w jakims miejscu cos, co szybko sie zacznie psuc, a ona niech sobie szuka

do fioletowego zelu pod prysznic dolalabym jodyny, juz bym go wiecej nie uzyla, ale widok przebarwionej skory wspolokatorki bylby tego warty

Tak myślałam żeby zostawić jej niespodziankę :P Ale już chyba dam sobie spokój.
Ostatnio miałam nawet taką sytuację, że położyłam podkład w łazience i ona wzięła, użyła i nawet nie zakręciła :/ Tak samo z balsamem. Ostatnio też się dziwiłam dlaczego mój żel do twarzy tak szybko znika i zobaczyłam jak ona go brała :P Tłumaczyła się, że... chciała przeczytać ulotkę

Napisane przez KawaMarcepanowa

Moja regularnie podbiera mi mleko i jeszcze żeby było jej głupio - gdzie tam. Raz była taka sytuacja, że miałam jednego jeszcze 1/4 i drugą butelkę całą, pyta się czy może sobie nalać do kawy, ja mówię że spoko, ona na to że ale otworzy to drugie, bo te jedno już wypiła i zadowolona z siebie to mówi, w ogóle żadnego żalu ani nic . A co najlepsze tłumaczyła się, że nie miała się jak zapytać bo wyszłam, a byłam w domu cały czas także wiem co czujesz Peggy też na szczęście zaraz się wyprowadzam.

Ale mogła później poinformować, że wzięła :O Co za bezczelność. Moja na szczęście się kryje ze wszystkim.

---------- Dopisano o 14:31 ---------- Poprzedni post napisano o 14:29 ----------

Napisane przez Naciaaa1991

A nie lepiej było się wyprowadzić wcześniej, żeby nie było powodu do narzekań, użerania się ze złodziejką, nazwijmy to po imieniu ?
Ja chyba na Waszym miejscu szukałabym nowego lokum. Ale... najpierw pogadałabym z nią, potem z właścicielem, później próbowałabym się mścić, pisać na serku "nie ruszać! nie Twoje!", oznaczać zużycie na różnych rzeczach, poprosić o zamontowanie zamka w pokoju (jeśli ona mieszka w innym niż Ty), w kółko jej powtarzać jak to okropnie mieszka się z kimś, kto podkrada Ci jedzenie itp. A może zrobi jej się wstyd, gdy powiecie "mój sok też wypiłaś? już drugi z kolei?" przy jej chłopaku czy garstce znajomych. Nie ma co się cackać, szkoda zdrowia na takie babsztyle

W moim przypadku nie mogłam się wyprowadzić, bo nie miałabym czasu. Nie stać mnie było do tej pory, by płacić od połowy miesiąca za mieszkanie tutaj i za nowe, a w jeden dzień bym się nie przewiozła, bo poza sesją mam całe dnie zajęcia, a w weekendy praca. I właścicielką mieszkania jest właśnie ta moja współlokatorka...

[Olivvek]

Z dzisiaj: widziałam młodą kobietę w sandałach i skarpetkach

Ale nie o tym chciałam rozwalają mnie kobietki w sandałkach, klapeczkach itd., a pięty żółte/ zielone/ czarne i rogowatość, której nie powstydziłby się pancernik, aż się sypie
Jest to tak obrzydliwe, że aż nie mogę oderwać wzroku