Najbardziej skąpy facet- ranking:)

[verda]

Napisane przez ondatrazibethicus

To chyba raczej nie była oznaka skąpstwa, ale niewątpliwie dziwna sytuacja z pieniędzmi. Jakieś 10 lat temu poznałam chłopaka przez internet. Mieliśmy się spotkać. To było moje pierwsze w życiu spotkanie z kimś poznanym przez internet. Mieszkał od mojej miejscowości jakieś 20 km - przyjechał. Było dziwnie, raczej nie przypadliśmy sobie do gustu. Nie rozumiem dlaczego nie przygotował sobie pieniędzy na powrót do domu. Zapytał czy mogłabym mu pożyczyć. Miałam 10 zł, a bilet kosztował 5. Dałam mu banknot. Powiedział, że odda przy najbliższej okazji. Oczywiście nie spotkaliśmy się już nigdy więcej.

Może liczył, że od razu się do Ciebie wprowadzi więc kasa na powrót będzie zbędna?

[ondatrazibethicus]

Napisane przez verda

Może liczył, że od razu się do Ciebie wprowadzi więc kasa na powrót będzie zbędna?

Może Pamiętam też, że gdy już wsiadł do autobusu, usadowił się przy oknie, otworzył butlę picia i zaczął dudlić jak na jakiejś reklamie pepsi. Stałam przez chwilę i patrzyłam W sumie teraz do mnie dotarło, że mogłam zaproponować mu jakiś napój, w końcu do mnie przyjechał. O kurczę. A to było lato, spacerowaliśmy, pewnie mu w buzi zaschło, biedny.

[kasica6662]

Napisane przez ondatrazibethicus

To chyba raczej nie była oznaka skąpstwa, ale niewątpliwie dziwna sytuacja z pieniędzmi. Jakieś 10 lat temu poznałam chłopaka przez internet. Mieliśmy się spotkać. To było moje pierwsze w życiu spotkanie z kimś poznanym przez internet. Mieszkał od mojej miejscowości jakieś 20 km - przyjechał. Było dziwnie, raczej nie przypadliśmy sobie do gustu. Nie rozumiem dlaczego nie przygotował sobie pieniędzy na powrót do domu. Zapytał czy mogłabym mu pożyczyć. Miałam 10 zł, a bilet kosztował 5. Dałam mu banknot. Powiedział, że odda przy najbliższej okazji. Oczywiście nie spotkaliśmy się już nigdy więcej.

haha a może miał kasę, ale skoro nie przypadliście sobie do gustu, to chociaż wymyślił, że wyciągnie od Ciebie pieniądzę na powrót, aby nie być stratnym?

[nikisa]

Napisane przez kasica6662

haha a może miał kasę, ale skoro nie przypadliście sobie do gustu, to chociaż wymyślił, że wyciągnie od Ciebie pieniądzę na powrót, aby nie być stratnym?

też o tym pomyślałam

[vadi]

Napisane przez Fantasmagori

Koleś przesadził, no naprawdę, część wypowiedzi jest nawet zabawna, ale to już jest straszne

po rozstaniu z moim pierwszym poważnym facetem, niedługo po mojej studniówce, na którą (na własne życzenie, chciał ze siebie płacić) pożyczył kasę od moich rodziców (sic!), znudziło mi się czekanie na zwrot i upomniałam się otwarcie - chociaż minęło wiele lat, pamiętam do dziś, że to było 170 zł

najpierw byłam długo spławiana, bo on nie ma i - cytuję - nie pójdzie kraść na ulicy, żeby mi tę kasę zwrócić (dodam tylko, że sam mi się chwalił w tym samym czasie faktem, że imprezuje kilka razy w tygodniu i przepuszcza kupę kasy na alkohol i papierosy ).

po jakimś czasie zaczęłam już dostawać regularne pogardliwe i obraźliwe smsy, z kórych najłagodniejszym było, że mógł wcześniej się domyślić, że wszystkie kobiety są beznadziejne i lecą tylko na kasę (kasę moich rodziców jak rozumiem? bo koleś pracował na kasie na stacji benzynowej za najniższą stawkę krajową i naturalnie marudził nieustannie na niskie zarobki, ale nie kiwnął palcem, żeby znaleźć sobie coś innego). po moim pytaniu, czy w grono wszystkich kobiet wlicza także swoją matkę przyhamował ton.

w końcu łaskawie oznajmił, że może mi oddać 'końcówkę, ile tego tam było? 30 czy 40 zł?' i mnie szlag trafił. kiedy mój nowy Tż zaproponował mu wyjaśnienie sobie sam na sam paru kwestii, pieniądze cudownie się odnalazły

dodam, że niedługo potem pytał, czy ma na mnie czekać, bo dalej mnie kocha i chce ze mną być taaa...


chociaż absolutnym numerem jeden jest mój znajomy, który rozliczał swoich znajomych (np. 'nagram ci muzykę na płytę, ale musisz mi za to oddać 5 zł') i kobietę z każdego grosza (sam naturalnie nie miał oporów przed braniem), najbardziej utkwiło mi w pamięci, jak wyjechaliśmy we czwórkę w góry (w dwie pary) - on dobry narciarz, jego dziewczyna początkująca i on ją zostawił samą na stoku za granicą, bo karnet ma ważność do wieczora i on musi jak najwięcej wyjeździć w tym czasie, żeby się nie zmarnowało
także w końcu z Tż jeździliśmy z nią razem.

[thalia666]

Doris1981:
Jestem z nim, bo mi na nim zależy. Nie wylewam żalów i pretensji. Po prostu to była nagła zmiana - dopiero po kupnie ostatniego auta(nota bene wymarzonego, zawsze mówił, że dokładnie taki chce mieć) tak mu się odmieniło. Wcześniej nie było problemów, zwłaszcza w kwestii finansowej.

Mam nadzieje, że jak mu "podjaranie" autem odejdzie, to wróci mój normalny TŻ

[Kiki van Goth]

Nawaliłam w portki po soku PLUUUM z Biedronki


A swoją drogą, rozliczanie co do grosza, tudzież 'zakupy na pół' to nie do końca buractwo.
Ja mieszkam z TŻtem drugi rok i nasze zakupy wyglądają tak, że rozliczamy się sumiennie - w końcu dlaczego ja mam płacić za jakieś klocki hamulcowe, a on za moje kosmetyki?
Stąd też rozliczanie się wedle paragonów, ktoś by powiedział, że to błahostka (zakupy typu papryka, jajka, ryż), ale właśnie dziś się podliczyliśmy i za kilkanaście ostatnich nabytków byłabym stratna koło 100zł.
To mało?
Podobnie nie chcę, żeby on był stratny.
Stawianie sobie w knajpach też już dawno odrzuciliśmy, bo on mi postawi 3 piwa, którymi się upodlę w trupa, a ja musiałabym mu postawić 20.
Kino - na pół.

Nie jest to w żadnym wypadku krępujące ani w niczym nie przeszkadza. To po prostu uczciwość.
No, o złotówkę za bilet nikt się nie upomina
Inna sprawa, że okazje typu urodziny są oczywiście 'proszone', tu akurat nie podzielimy się na pół

Dodam jeszcze, żeby było śmieszniej, że te rozliczanie się trwa często kilka tygodni, a do puli wspólnych wydatków dodajemy, kto kupił marchew, a kto wodę mineralną.
Poważnie, bez rozliczania wychodziły nam dziwne kwiatki i to jest jednak dobra sprawa.


Edit- z pożyczaniem kasy na studniówkę od rodziców - PORAŻKA. Nie mogłaś poprosić, żeby to rodzice upomnieli się o nią?
Podejrzewam, że wtedy typ zapadłby się pod ziemię ze wstydu.

[Foxy89]

Napisane przez marryme21

Przypomniałam sobie jeszcze jedno śmieszne zdarzenie.
Wieki,wieki temu,mój ojciec zaprosił swojego kolegę do naszego domu.Nie była to żadna impreza czy specjalna uroczystość,po prostu niedzielna kawa.Mama naszykowała poczęstunek,facet przyniósł ze sobą jakieś ciasto,które wyłożył na stół.
Pod koniec spotkania zawinął je w sreberko i zabrał z powrotem ze sobą.

Myślę, że to nie musiało wynikać ze skąpstwa, ale ze zwykłej "chłopskiej" niewiedzy. Koleżanka opowiadała mi o szwagrze, który odchodził z pracy. Jego żona upiekła ciasto i kupiła wina, żeby chłopak zaniósł ostatniego dnia pracy i poczęstował kolegów i szefa- wiadomo. Po poczęstunku zapakował resztę ciasta i przyniósł do domu. Żonka bardzo go opierniczyła i wytłumaczyła, że to nie kulturalne. Facet bardzo się przejął swoim zachowaniem. Przez kilka następnych dni nie mógł dojść do siebie.

[marryme21]

Napisane przez Kiki van Goth

A swoją drogą, rozliczanie co do grosza, tudzież 'zakupy na pół' to nie do końca buractwo.
Ja mieszkam z TŻtem drugi rok i nasze zakupy wyglądają tak, że rozliczamy się sumiennie - w końcu dlaczego ja mam płacić za jakieś klocki hamulcowe, a on za moje kosmetyki?

Choćby dlatego,że zapewne Ty również jeździsz tym autem,a Twój facet korzysta z tego,że dzięki kosmetykom ładnie wyglądasz.

Napisane przez Kiki van Goth

tąd też rozliczanie się wedle paragonów, ktoś by powiedział, że to błahostka (zakupy typu papryka, jajka, ryż), ale właśnie dziś się podliczyliśmy i za kilkanaście ostatnich nabytków byłabym stratna koło 100zł.
To mało?
Podobnie nie chcę, żeby on był stratny.
Stawianie sobie w knajpach też już dawno odrzuciliśmy, bo on mi postawi 3 piwa, którymi się upodlę w trupa, a ja musiałabym mu postawić 20.
Kino - na pół.

Nie jest to w żadnym wypadku krępujące ani w niczym nie przeszkadza. To po prostu uczciwość.
No, o złotówkę za bilet nikt się nie upomina
Inna sprawa, że okazje typu urodziny są oczywiście 'proszone', tu akurat nie podzielimy się na pół

Dodam jeszcze, żeby było śmieszniej, że te rozliczanie się trwa często kilka tygodni, a do puli wspólnych wydatków dodajemy, kto kupił marchew, a kto wodę mineralną.
Poważnie, bez rozliczania wychodziły nam dziwne kwiatki i to jest jednak dobra sprawa.

Wybacz,ale to dla mnie jest cholernie dziwne. Liczycie się jak obce osoby,jak aptekarze. Śmieszne jest wyliczanie ukochanej osobie czy zjadła 2 jajka czy 5,czy wypiła 1 piwo czy 4.Skoro jesteście w związku,mieszkacie razem to prowadzicie wspólne gospodarstwo domowe.Ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji w moim życiu. Dla mnie to jest właśnie przejaw skąpstwa.I to ciągłe podkreślanie ,,nie chcę być stratna/y''. Nie ogarniam,przyznam szczerze.

Co innego gdyby facet kazał Ci dokładać np.do mieszkania,które jest tylko przepisane na niego,albo do budowy jego domu(jest nawet taki wątek na wizażu).To inna bajka,za duża kasa,żeby pakować ''bezinteresownie'' bez aktu notarialnego również na swoje nazwisko.

Napisane przez Foxy89

Myślę, że to nie musiało wynikać ze skąpstwa, ale ze zwykłej "chłopskiej" niewiedzy. Koleżanka opowiadała mi o szwagrze, który odchodził z pracy. Jego żona upiekła ciasto i kupiła wina, żeby chłopak zaniósł ostatniego dnia pracy i poczęstował kolegów i szefa- wiadomo. Po poczęstunku zapakował resztę ciasta i przyniósł do domu. Żonka bardzo go opierniczyła i wytłumaczyła, że to nie kulturalne. Facet bardzo się przejął swoim zachowaniem. Przez kilka następnych dni nie mógł dojść do siebie.

Może,ale nie trzeba być Alfą i Omegą,żeby takie rzeczy czuć instynktownie.
Co do ciasta w pracy,to jestem to w stanie bardziej zrozumieć,bo to nie jest personalne miejsce jednej osoby,facet mógł faktycznie nie pomyśleć,że resztki powinno się rozdzielić na pozostałe osoby,albo zostawić w firmowej lodówce(jak jest).

[traicionera]

Mnie tez dziwi takie rozliczanie się, szkoda by mi było czasu i energii na coś takiego Odkąd zamieszkałam z moim mężem, wtedy chłopakiem, to nasza kasa była wspólna, wręcz chodziłam z jego karta bankomatowa. Jeszcze zrozumiałabym jakieś większe wydatki, ale kosmetyki?

[kasica123]

A mnie to w sumie nie dziwi
Moja przyjaciółka robiła podobnie z jej ówczesnym tż i dzięki temu uniknęli wielu kłótni
Ona nie płaciła za jego wyskoki z kumplami na piwo a on nie marudził że znów kupiła kilka szmatek
Ale nie rozliczali się co do złotówki, tylko zbierali paragony z większych zakupów i dzielili na pół. Jak któreś coś osobno kupiło, to się nie upominało o dajmy na to 5 euro

[sskers]

A ja jestem zwolenniczką posiadania własnych pieniędzy. Jedno wspólne konto, na które idą oszczędności i pieniądze na opłaty i zakupy, na które przelewamy co miesiąc ustaloną kwotę, a tak to własne konta. Wg mnie każdy powinien mieć swoje pieniądze na swoje przyjemności. W ten sposób można uniknąć właśnie kłótnie o kupione buty czy kupione chociażby części do samochodu, bo każdy ma swoje pieniądze i każdy je pożytkuje jak mu odpowiada. Zresztą ja sobie nie wyobrażam, żeby mój mężczyzna za moje buty i szminki miałby płacić. Chcę sobie kupić, to sobie zarabiam i sobie wydaje. Nie zarabiam, nie wydaję.

[kreolkaa]

Napisane przez marryme21

Choćby dlatego,że zapewne Ty również jeździsz tym autem,a Twój facet korzysta z tego,że dzięki kosmetykom ładnie wyglądasz.

Wybacz,ale to dla mnie jest cholernie dziwne. Liczycie się jak obce osoby,jak aptekarze. Śmieszne jest wyliczanie ukochanej osobie czy zjadła 2 jajka czy 5,czy wypiła 1 piwo czy 4.Skoro jesteście w związku,mieszkacie razem to prowadzicie wspólne gospodarstwo domowe.Ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji w moim życiu. Dla mnie to jest właśnie przejaw skąpstwa.I to ciągłe podkreślanie ,,nie chcę być stratna/y''. Nie ogarniam,przyznam szczerze.

Co innego gdyby facet kazał Ci dokładać np.do mieszkania,które jest tylko przepisane na niego,albo do budowy jego domu(jest nawet taki wątek na wizażu).To inna bajka,za duża kasa,żeby pakować ''bezinteresownie'' bez aktu notarialnego również na swoje nazwisko.

Mam takie samo zdanie, co do rozliczania się do grosza. Wydaje mi się, że gdyby podsumować to po roku czy dwóch to wyszłoby, że każdy jest podobnie stratny. Zarabiacie tyle samo? Bo jeśli ty zarabiasz mniej (statystycznie kobiety mają niższe pensje), to nie chcę cię martwić, ale przy rozliczaniu się na pół to ty jesteś stratna No chyba, że rzeczywiście wyliczasz kto ile zjadł jajek czy kromek chleba i na tej podstawie się rozliczacie Mnie by się nie chciało..

Przecież zakupy można robić na zmianę? Raz ty wydasz 100zł, a następnym razem on

[traicionera]

Napisane przez sskers

A ja jestem zwolenniczką posiadania własnych pieniędzy. Jedno wspólne konto, na które idą oszczędności i pieniądze na opłaty i zakupy, na które przelewamy co miesiąc ustaloną kwotę, a tak to własne konta. Wg mnie każdy powinien mieć swoje pieniądze na swoje przyjemności. W ten sposób można uniknąć właśnie kłótnie o kupione buty czy kupione chociażby części do samochodu, bo każdy ma swoje pieniądze i każdy je pożytkuje jak mu odpowiada. Zresztą ja sobie nie wyobrażam, żeby mój mężczyzna za moje buty i szminki miałby płacić. Chcę sobie kupić, to sobie zarabiam i sobie wydaje. Nie zarabiam, nie wydaję.

Ale my mamy jak najbardziej osobne konta i co tam sobie chcemy kupić na własną rękę, to kupujemy. chodzi mi bardziej o to, ze jak idziemy na tygodniowe zakupy do marketu, to nie wyobrażam sobie, żebym ja musiała mu oddawać na tampony i odzywkę do włosów, on mi za piankę do golenia i swoje ulubione piwo.

[marryme21]

Napisane przez kasica123

A mnie to w sumie nie dziwi
Moja przyjaciółka robiła podobnie z jej ówczesnym tż i dzięki temu uniknęli wielu kłótni
Ona nie płaciła za jego wyskoki z kumplami na piwo a on nie marudził że znów kupiła kilka szmatek
Ale nie rozliczali się co do złotówki, tylko zbierali paragony z większych zakupów i dzielili na pół. Jak któreś coś osobno kupiło, to się nie upominało o dajmy na to 5 euro

Napisane przez sskers

A ja jestem zwolenniczką posiadania własnych pieniędzy. Jedno wspólne konto, na które idą oszczędności i pieniądze na opłaty i zakupy, na które przelewamy co miesiąc ustaloną kwotę, a tak to własne konta. Wg mnie każdy powinien mieć swoje pieniądze na swoje przyjemności. W ten sposób można uniknąć właśnie kłótnie o kupione buty czy kupione chociażby części do samochodu, bo każdy ma swoje pieniądze i każdy je pożytkuje jak mu odpowiada. Zresztą ja sobie nie wyobrażam, żeby mój mężczyzna za moje buty i szminki miałby płacić. Chcę sobie kupić, to sobie zarabiam i sobie wydaje. Nie zarabiam, nie wydaję.

To wszystko może i się sprawdza, dopóki nie ma się dzieci.Jak się pojawią, to cała matematyka upada na łeb i szyję.
Nawet ktoś chce być bezdzietny,to i tak podtrzymuję swoje zdanie,że naprawdę szkoda by mi było czasu na takie przeliczanie i czułabym się źle ze świadomością,że np. nie mogę zjeść trzech marchewek na które mam ochotę,bo zapłaciłam tylko za jedną.Albo wyskoczy mi niespodziewany wydatek,jakaś choroba czy leczenie zęba i nie będę mogła liczyć na ukochanego,bo on nie chce ,,być stratny''.

Zresztą,jak komuś tak dobrze to ok,ja tylko gratuluję,bo ja bym nie mogła tak żyć.

[traicionera]

przy dziecku to byłoby dopiero wesoło z takim rozliczaniem - ja zapłacę za pół paczki pampersów, a ty za drugie pół

[sskers]

Napisane przez marryme21

To wszystko może i się sprawdza, dopóki nie ma się dzieci.Jak się pojawią, to cała matematyka upada na łeb i szyję.
Nawet ktoś chce być bezdzietny,to i tak podtrzymuję swoje zdanie,że naprawdę szkoda by mi było czasu na takie przeliczanie i czułabym się źle ze świadomością,że np. nie mogę zjeść trzech marchewek na które mam ochotę,bo zapłaciłam tylko za jedną.Albo wyskoczy mi niespodziewany wydatek,jakaś choroba czy leczenie zęba i nie będę mogła liczyć na ukochanego,bo on nie chce ,,być stratny''.

Zresztą,jak komuś tak dobrze to ok,ja tylko gratuluję,bo ja bym nie mogła tak żyć.

Ale nie chodzi o rozliczanie się z jedzenia. Jak pisałam, wspólne konto gdzie przelewamy na rachunki i jedzenie i obydwoje doimy z tego. A jakieś pieniążki każdy zostawia sobie, na własne przyjemności. U mnie w domu od jakiegoś czasu tak jest i między moimi rodzicami jest zdrowiej, bo mama nie rozlicza ojca ile to wydał na części do komputera, a on nie wie o np. nowej pościeli, wg niego zbędnej

[traicionera]

Napisane przez sskers

Ale nie chodzi o rozliczanie się z jedzenia. Jak pisałam, wspólne konto gdzie przelewamy na rachunki i jedzenie i obydwoje doimy z tego. A jakieś pieniążki każdy zostawia sobie, na własne przyjemności. U mnie w domu od jakiegoś czasu tak jest i między moimi rodzicami jest zdrowiej, bo mama nie rozlicza ojca ile to wydał na części do komputera, a on nie wie o np. nowej pościeli, wg niego zbędnej

Rozumiem taki system, ale rozliczanie się ze wszystkiego. również takich zwykłych codziennych zakupów, jest wg mnie dziwne/niewygodne.

[sskers]

Napisane przez traicionera

Rozumiem taki system, ale rozliczanie się ze wszystkiego. również takich zwykłych codziennych zakupów, jest wg mnie dziwne/niewygodne.

No ale gdzie tutaj rozliczanie? Normalnie to funkcjonuje jak wspólne konto, bo jest wspólnym kontem. Tylko że każdy ma dodatkowo jakieś własne pieniążki. Nikt z niczego nie rozlicza

Ale no nieistotne, bo to taki dość spory off top wyszedł

[traicionera]

Napisane przez sskers

No ale gdzie tutaj rozliczanie? Normalnie to funkcjonuje jak wspólne konto, bo jest wspólnym kontem. Tylko że każdy ma dodatkowo jakieś własne pieniążki. Nikt z niczego nie rozlicza

Ale no nieistotne, bo to taki dość spory off top wyszedł

ja sie odnosiłam do przykładu Kiki Van Goth, która pisała, ze się rozliczają również za drobnostki typu jedzenie czy kosmetyki.

[vadi]

Napisane przez Kiki van Goth

Edit- z pożyczaniem kasy na studniówkę od rodziców - PORAŻKA. Nie mogłaś poprosić, żeby to rodzice upomnieli się o nią?
Podejrzewam, że wtedy typ zapadłby się pod ziemię ze wstydu.

nie chciałam ich w to mieszać, było mi wstyd za głupka

[marryme21]

Napisane przez sskers

Ale nie chodzi o rozliczanie się z jedzenia. Jak pisałam, wspólne konto gdzie przelewamy na rachunki i jedzenie i obydwoje doimy z tego. A jakieś pieniążki każdy zostawia sobie, na własne przyjemności. U mnie w domu od jakiegoś czasu tak jest i między moimi rodzicami jest zdrowiej, bo mama nie rozlicza ojca ile to wydał na części do komputera, a on nie wie o np. nowej pościeli, wg niego zbędnej

To rozumiem bardziej.

[Kiki van Goth]

Chyba zapomniałam dodać nadrzędnej cechy, otóż jesteśmy oboje studentami tak więc nie ma co się spierać, kto ile tej kasy dostaje, bo mamy jej tak samo niewiele.

Marryme21, wciąż będę się upierać, że to nie jest przejaw skąpstwa.
I nie wiem, gdzie wyczytałyście, dziewczęta, że wyliczamy sobie po jednym jajku dzielimy się wszystkim absolutnie na pół, bo przez dwa lata wypracowaliśmy sobie, że wychodzi dokładnie jak powinno.
Ja wpieprzam strasznie dużo pieczywa, TŻ litrami zużywa mleko.
Dzielimy się na pół, zatem wychodzi akurat. Bo mowa tu o rzeczach małych, codziennego użytku. Pianka do golenia i tampony wchodzą w skład tych rzeczy

To jest najuczciwsza, najbardziej klarowna i przejrzysta forma rozliczania się, i nikt mi potem nie wypomni, że żyłam za czyjeś pieniądze, albo miałam kogoś ' na utrzymaniu'.

traicionera, i nie wiem, czy kosmetyki i jedzenie to 'drobiazgi', dla osób, które swoich dochodów prawie nie mają.
tym bardziej nie 'drobiazg' dla TŻ-ta, bo byłoby trochę kiepsko, gdybym podczas szału zakupów zostawiła w sklepie większą część "wspólnych" pieniędzy, a potem TŻ odczułby tego konsekwencje, nie mając na normalne jedzenie.

marryme21, a z tą chorobą i 'niechęcią bycia stratnym' - nadinterpretacja, jak z resztą często bywa u wizażanek z cyklu 'aby się przywalić'. Napisałam przecież, że to jest kwestia zakupów i nie świadczy o skąpstwie, a na lekarza, prezenty urodzinowe czy pożyczenie kasy na czynsz, w razie jej zabraknie, to kwestia zupełnie bezdyskusyjna i TŻ nigdy w życiu by mi tego nie odmówił. I vice versa.


Nie rozumiem w tym wypadku głosów sprzeciwu, jakie to haniebne i zabierające dużo czasu. Podzielić paragon na 2 = 10 sekund.

edit - odnośnie zakiszonych pieniędzy z komunii - mój TŻ trzyma je do teraz i kiedyś też się z tego podśmiewałam, ale jak zobaczyłam, ile z tego urosło + okresowo wrzucane oszczędności, to żałuję, że moi rodzice nie zrobili tego samego. Jak ma się 8 lat, to tyle kasy, ile dostanie się na komunię zawróci w głowie i albo rozwali się na głupoty, albo wyda na coś, co się nie przyda. A tak? Wpajanie oszczędzania do głowy jest absolutnie w porządku. Po kilkunastu latach odkładania można konkretnie zainwestować.
Trzeba tylko uważać, żeby nie skończyło się odmawianiem sobie najmniejszych przyjemności albo przypadkami opisanymi w wątku

[kasica123]

Napisane przez marryme21

To wszystko może i się sprawdza, dopóki nie ma się dzieci.Jak się pojawią, to cała matematyka upada na łeb i szyję.
Nawet ktoś chce być bezdzietny,to i tak podtrzymuję swoje zdanie,że naprawdę szkoda by mi było czasu na takie przeliczanie i czułabym się źle ze świadomością,że np. nie mogę zjeść trzech marchewek na które mam ochotę,bo zapłaciłam tylko za jedną.Albo wyskoczy mi niespodziewany wydatek,jakaś choroba czy leczenie zęba i nie będę mogła liczyć na ukochanego,bo on nie chce ,,być stratny''.

Zresztą,jak komuś tak dobrze to ok,ja tylko gratuluję,bo ja bym nie mogła tak żyć.

No to to już zupełnie inna bajka by była też sobie wtedy tego nie wyobrazam

Ale tak jak Kiki napisała, moim zdaniem jest ok są młodzi,po co mają od razu tworzyć wspólne "gospodarstwo" Nie daj Boże się rozstaną i wtedy zaczyna się jazda wypominania, co kto kupił

[allmode]

Co prawda nie o facecie chcę powiedzieć, ale sytuacja z tego samego cyklu.
Jak byłam w liceum, pojechałam z tatą i dziadkiem na wesele do kuzyna, na Mazury. Naprzeciwko nas siedziała rodzina - mama, tata i trójka dzieci w wieku szkolnym. Zjedli pierwsze podane gorące dania, a gdy już goście się rozkręcili i zaczęli tańczyć, pani wyciągnęła z torebki reklamówki, rozdała rodzinie i zaczęli zgarniać w te torby wszystko - chleb, wędlinę, owoce, słodycze, ciasta, napoje, alkohol. Nie tylko ze stołu, gdzie siedzieli, ale z innych też. A potem się "elegancko" wymknęli z tymi tobołami
Powiem szczerze, że gapiłam się z niedowierzaniem.

[Foxy89]

Napisane przez marryme21

Choćby dlatego,że zapewne Ty również jeździsz tym autem,a Twój facet korzysta z tego,że dzięki kosmetykom ładnie wyglądasz.








Wybacz,ale to dla mnie jest cholernie dziwne. Liczycie się jak obce osoby,jak aptekarze. Śmieszne jest wyliczanie ukochanej osobie czy zjadła 2 jajka czy 5,czy wypiła 1 piwo czy 4.Skoro jesteście w związku,mieszkacie razem to prowadzicie wspólne gospodarstwo domowe.Ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji w moim życiu. Dla mnie to jest właśnie przejaw skąpstwa.I to ciągłe podkreślanie ,,nie chcę być stratna/y''. Nie ogarniam,przyznam szczerze.

Co innego gdyby facet kazał Ci dokładać np.do mieszkania,które jest tylko przepisane na niego,albo do budowy jego domu(jest nawet taki wątek na wizażu).To inna bajka,za duża kasa,żeby pakować ''bezinteresownie'' bez aktu notarialnego również na swoje nazwisko.









Może,ale nie trzeba być Alfą i Omegą,żeby takie rzeczy czuć instynktownie.
Co do ciasta w pracy,to jestem to w stanie bardziej zrozumieć,bo to nie jest personalne miejsce jednej osoby,facet mógł faktycznie nie pomyśleć,że resztki powinno się rozdzielić na pozostałe osoby,albo zostawić w firmowej lodówce(jak jest).

Wybacz, ale w tej kwestii nie mogę się z Tobą zgodzić. Co w sytuacji gdy facet zapłaci w jednym miesiącu za część do samochodu 50zł, a kobieta za kosmetyki i ciuchy 800zł? Nie uważam, że to jest sprawiedliwe "bo on korzysta z tego, że Ty ładnie wyglądasz". Świetnie Sytuacja odwrotna: Facet upiększa samochód za 800zł miesięcznie, a Ty kupujesz sobie kosmetyki za 50zł. Uważasz, że to sprawiedliwe? Owszem, prowadzi się wspólne gospodarstwo domowe, ale w granicach zdrowego rozsądku. Wiadomo, że nie będziecie rozliczać się z ilości zjedzonych bułek czy wlanej do wanny wody, ale w przypadku kosmetyków sytuacja wygląda inaczej.

[nikisa]

Napisane przez allmode

Co prawda nie o facecie chcę powiedzieć, ale sytuacja z tego samego cyklu.
Jak byłam w liceum, pojechałam z tatą i dziadkiem na wesele do kuzyna, na Mazury. Naprzeciwko nas siedziała rodzina - mama, tata i trójka dzieci w wieku szkolnym. Zjedli pierwsze podane gorące dania, a gdy już goście się rozkręcili i zaczęli tańczyć, pani wyciągnęła z torebki reklamówki, rozdała rodzinie i zaczęli zgarniać w te torby wszystko - chleb, wędlinę, owoce, słodycze, ciasta, napoje, alkohol. Nie tylko ze stołu, gdzie siedzieli, ale z innych też. A potem się "elegancko" wymknęli z tymi tobołami
Powiem szczerze, że gapiłam się z niedowierzaniem.

Mam oczy, jak 5 zł

Kurde rozumiem, jak rodzina młodych bierze to jedzenie, bo za nie zapłacili, a poza tym mnóstwo zostaje... moi rodzice np, wychodząc z wesele dostali ciasto, ale to różnica... a zachowywać się w taki sposób żenada...


A jeśli chodzi o kosmetyki i samochód... Przecież jest różnica między facetem, który ma świra na punkcie auta, a facetem, który nie przywiązuje do niego większej wagi... Tak samo kobiety: jedna kupi krem za 30 zł, a druga tusz do rzęs za 50, nie mówiąc już o kremie

Nie byłam jeszcze w takim "poważnym" związku, a tym bardziej nie prowadzę gospodarstwa domowego, ale myślę, że dzielenie swojej pensji na pół (część dla siebie, a część na wspólne konto) jest najbardziej rozsądnym rozwiązaniem...

[Foxy89]

Napisane przez sskers

A ja jestem zwolenniczką posiadania własnych pieniędzy. Jedno wspólne konto, na które idą oszczędności i pieniądze na opłaty i zakupy, na które przelewamy co miesiąc ustaloną kwotę, a tak to własne konta. Wg mnie każdy powinien mieć swoje pieniądze na swoje przyjemności. W ten sposób można uniknąć właśnie kłótnie o kupione buty czy kupione chociażby części do samochodu, bo każdy ma swoje pieniądze i każdy je pożytkuje jak mu odpowiada. Zresztą ja sobie nie wyobrażam, żeby mój mężczyzna za moje buty i szminki miałby płacić. Chcę sobie kupić, to sobie zarabiam i sobie wydaje. Nie zarabiam, nie wydaję.

Dokładnie, zgadzam się z Tobą. Nawet jeśli kobieta zarabia mniej, co w naszym kraju niestety jest standardem, wspólne wydatki można podzielić tak, żeby zarówno ona miała trochę pieniędzy na swoje potrzeby jak i facet. Czyli tak jak piszesz np. wspólne konto, na które idą oszczędności przeznaczone na opłaty czy jedzenie. Wydaje mi się też, że w związku trzeba iść na kompromis.

[kataszynka]

niezłe przypadki opisujecie ; )
ja chyba tylko raz spotkałam się ze skąpstwem, a raczej z buractwem xD
Kolega zaprosił mnie na spacer-a, że wiedziałam, że od pewnego czasu próbuje się zbliżyć i ma coś do mnie-poszłam z nim. Spacerujemy sobie, gadamy- było sympatycznie, więc ok umówiliśmy się na następny raz.
Myślę: może coś z tego będzie. Przychodzę na następne spotkanie 1 minute spóźniona a on:"pogięło cię? nie zdążymy na autobus" nie wiem wgl o czym mówi, ale ok. Pytam gdzie chce jechać, a on, że do centrum handlowego, bo jest głodny. Nic że jesteśmy w środku miasta, ma pełno restauracji dookoła. Dobra pojedziemy następnym. Mówię chodź przejdziemy się- on nie, bo jest zmęczony. <to po cholere się ze mną umawia?> no ale ok, siedzimy, w końcu ruszyliśmy się kupić bilety na mzk. No to daje mu te 1,60 na bilet, on kupuje, cośtam przelicza w portfelu i stwierdza:"nie musisz dziś płacić. dzisiaj ja ci kupię. znaj moją łaskę, he he. Takie burżujskie zwyczaje" zatkało mnie. Jak kupuje to po co komentarz?

[traicionera]

Napisane przez kataszynka

niezłe przypadki opisujecie ; )
ja chyba tylko raz spotkałam się ze skąpstwem, a raczej z buractwem xD
Kolega zaprosił mnie na spacer-a, że wiedziałam, że od pewnego czasu próbuje się zbliżyć i ma coś do mnie-poszłam z nim. Spacerujemy sobie, gadamy- było sympatycznie, więc ok umówiliśmy się na następny raz.
Myślę: może coś z tego będzie. Przychodzę na następne spotkanie 1 minute spóźniona a on:"pogięło cię? nie zdążymy na autobus" nie wiem wgl o czym mówi, ale ok. Pytam gdzie chce jechać, a on, że do centrum handlowego, bo jest głodny. Nic że jesteśmy w środku miasta, ma pełno restauracji dookoła. Dobra pojedziemy następnym. Mówię chodź przejdziemy się- on nie, bo jest zmęczony. <to po cholere się ze mną umawia?> no ale ok, siedzimy, w końcu ruszyliśmy się kupić bilety na mzk. No to daje mu te 1,60 na bilet, on kupuje, cośtam przelicza w portfelu i stwierdza:"nie musisz dziś płacić. dzisiaj ja ci kupię. znaj moją łaskę, he he. Takie burżujskie zwyczaje" zatkało mnie. Jak kupuje to po co komentarz?

Jaki tekst
Co za burżuj