Perspektywy życia w Polsce...

[tipsiara]

Napisane przez dr_ka

Zgadzam się z Tobą Jedynie dałam swój wyraz zdziwieniu, że ludzie, zamiast zdobywać konkretny zawód (wspomniany hydraulik, piekarz itp) pchają się na nikomu niepotrzebne "studia". Komu potrzeba kilkanaście tysięcy socjologów czy pedagogów? A potem płacz, że nie ma pracy. Doprawdy, dziwaczne jest dla mnie takie myślenie..

Wiesz, każdy chce posiedziec sobie za biurkiem, popykać w pasjansa, popracować już te 2 godzinki dziennie i do domu
aaa i jeszcze zarobić dużo za ta 'pracę'

mam nadzieję że to się kiedyś zmieni, że ludzie będę dostawać kasę za wykonana pracę,..... a nie za godziny spedzone w niej

[dr_ka]

Napisane przez Heledore

wiesz dr_ka tylko że kierunek studiów wybiera się mając te 18 lat.
Dodałabym do tego jeszcze pewne zafałszowanie rzeczywistości. Wielu nastolatkom, tobie pewnei też, rodzice mówili, że jak bedą się uczyć i skończa studia to zostaną kimś i beda żyć na poziomie. A jak nie bedą się uczyć to zostaną robolami. Zawody jakie wymieniłaś kojarzą sie właśnie z byciem robolem.

Według mnie nie ma nic złego w wykonywaniu pracy fizycznej. Słowo "robol" jest jednoznacznie pejoratywne, a wg. mnie "bycie robolem" to stan umysłu, a nie status zawodowy. Znam wielu (!) pracowników fizycznych bijących na głowę pod względem oczytania, erudycji "magistrów" po wyższych szkołach gotowania na gazie. Mówię szczerze- wolałabym być dobrym hydraulikiem niż bezrobotną absolwentką pedagogiki.

Mnie tez rodzice wypychali na studia filologiczne, dziennikarstwo. Postawiłam się, bo już będąc nastolatką czułam, że z praca będzie cięzko. Ciesze się, że podjęłam taką decyzję dot. studiów i że mogę uprawiać jak dla mnie najwspanialszy zawód, który daje mi tyle radości.

Dla większości użytkowniczek wizażu kwestia wyboru ścieżki edukacji to już musztarda po obiedzie, ale przecież macie siostry, koleżanki. Uświadamiajcie je jak wygląda rynek pracy, bo wielu młodych ludzi ma na nosie różowe okulary do momentu odbioru dyplomu..

[kennedy]

Napisane przez Heledore

wiesz dr_ka tylko że kierunek studiów wybiera się mając te 18 lat.
Uważam, ze bardzo niewiele nastolatków ma tak rozległe pojecie o świecie aby kalkulować na chłodno swoje studia. No i jeszcze posiadają tę młodzieńczą naiwność, która utrzymuje ich w przekonaniu, że jakoś to będzie, że skoro lubia tą pedagogike czy socjologie to musi im sie udać.
Dodałabym do tego jeszcze pewne zafałszowanie rzeczywistości. Wielu nastolatkom, tobie pewnei też, rodzice mówili, że jak bedą się uczyć i skończa studia to zostaną kimś i beda żyć na poziomie. A jak nie bedą się uczyć to zostaną robolami. Zawody jakie wymieniłaś kojarzą sie właśnie z byciem robolem. Nastolatki więc pchają się na byle jakie kierunki ( przecież czesto sami nie wiedza ck chcą robić) byle tylko studiować. Inna sprawa, że taki hydraulik, czy płytkarz pewnie czesto mogą zarobić więcej niż niejeden absolwent studiów - ale o tym sie albo nie mówi albo nie dowierza.

Ja sama padłam ofiara swoich młodzieńczych wyborów studiów. Skończyłam filologie, bo kładziono mi do glowy ze znając jezyki świat stoi otworem, można uczyć, tłumaczyć, pracować w trurystyce itd. Klapki z oczu spadły dużo później. W szkołach nie ma etatów, w prywatnych śmieciowe umowy za grosze, tłumaczenia to praca bardzo dorywcza, a turystyka u nas raczej szczególnie rozwinięta nie jest (a biura podroży zatrudnia pilotów tez na śmieciówki i to w dodatku na praw miesięcy w roku). Prace mam, zarabiam ok, ale gdybym mogła wybrać jeszcze raz to poszłabym w stronę konkretnego zawodu...może stomatologia?

zgadzam sie.

ostatnio mi zaproponowano prace na caly etat + jedna sobota w miesiacu w biurze ...na umowe o dzielo

[lutien]

Ja mam bardzo konkretny zawód (planista przestrzenny), ale akurat mamy kryzys i w administracji publicznej nie zatrudniają Wybrałam go dlatego, że był niedosyt absolwentów a kto się spodziewał, że będzie kryzys i

[Heledore]

Napisane przez dr_ka

Według mnie nie ma nic złego w wykonywaniu pracy fizycznej. Słowo "robol" jest jednoznacznie pejoratywne, a wg. mnie "bycie robolem" to stan umysłu, a nie status zawodowy. Znam wielu (!) pracowników fizycznych bijących na głowę pod względem oczytania, erudycji "magistrów" po wyższych szkołach gotowania na gazie. Mówię szczerze- wolałabym być dobrym hydraulikiem niż bezrobotną absolwentką pedagogiki.

Oczywiście masz rację, jednak kiedy miałam te naście lat myślałam inaczej. Praca fizyczna znaczyła wtedy dla mnie tyle co odniesienie życiowej porażki. Dziś wiem, że to wszystko nie jest takie czarno-białe.

Napisane przez dr_ka

Dla większości użytkowniczek wizażu kwestia wyboru ścieżki edukacji to już musztarda po obiedzie, ale przecież macie siostry, koleżanki. Uświadamiajcie je jak wygląda rynek pracy, bo wielu młodych ludzi ma na nosie różowe okulary do momentu odbioru dyplomu..

eh.... albo i dłużej.
Ostatnio przyszła do mnie po rade koleżanka kończaca tym roku lic. w-f. Słusznie stwierdziła, że po tym nie ma pracy i na mgr chce iść na inny kierunek - wymyśliła sobie pedagogikę

[Mientka]

Wrzucam na wątek jako ciekawostkę.

"Szaleństwo, straciłem pracę, bo nie mówię po polsku!"

http://wiadomosci.wp.pl/title,Anglik...wiadomosc.html

Biorąc po uwagę ilu polaków wyjeżdża za chlebem - może to być powszechne zjawisko.

[vespertine_]

Napisane przez Heledore

Pod warunkiem,że miejski jest... W moim powiecie władze uznały, ze miejskie są zbędnym wydatkiem, ponoć za małe miasta tu mamy. Sąsiedniemu powiatowi to jakoś nie przeszkadza i mpk całkiem dobrze prosperuje....
Ja do swojej pracy nie mogłabym dojechać 15km za miasto bo po prostu nie jedzie w tamta stronę ani jeden autobus, (niech żyje prywatyzacja PKS i wojny miedzy przewoźnikami). Za to mogłabym pojechać do miasta w sąsiednim powiecie 25km i przesiąść się w autobus innego "prywaciarza" i jechać kolejne 20km do miejsca pracy. Minusy takiego rozwiązania są chyba oczywiste.

100-120zł miesiecznie na jedzienie? Nie wiem co ty jesz. Jeszcze 1,5 roku temu wystarczało mi 300zł ale mięso jadłam 1-2 razy w tygodniu, obiad miałam zawsze, śniadanie często też, ale z kolacji musiałam czesto rezygnować. A 1,5 roku temu ceny były przecież sporo niższe np. za serek kanapkowy płaciłam około 2,50, dziś ten sam kosztuje 3,70. Kajzerka była po 0,30 gr teraz po 0,70! (ceny w rożnych regionach na pewno sie różnią- ja podaję sytuację jaka jest u mnie) - chleb wychodzi taniej ale zanim zdążę zjeść pół to już jest czerstwy(a na połówki u mnie nie sprzedają ).

czynsz za pokój to historia mocno względna. Ja u siebie tez moge znaleźć pokój na 300zł ale już mój brat w innym mieście za tą kwotę nie wynajmie nawet miejsca w pokoju dwuosobowym.

Naprawdę dziwi was az tak ta kwota? wydaję 100 złotych i obiad mam zawsze. Nie chodzę głodna i nie narzekam. 300 złotych na jedzenie to dla mnie jakis totalny odlot

[dr_ka]

Napisane przez vespertine_

Naprawdę dziwi was az tak ta kwota? wydaję 100 złotych i obiad mam zawsze. Nie chodzę głodna i nie narzekam. 300 złotych na jedzenie to dla mnie jakis totalny odlot

A to ciekawe.. Ja wydaję na żywność 400zł miesięcznie na osobę (!) i zaznaczam, bez żadnych szaleństw, raczej zdrowe i niewyszukane posiłki.
Na co jak na co, ale na jedzenie nie potrafiłabym skąpić, zwłaszcza na dobrych wędlinach i pieczywie.

[kennedy]

na jedzenie tylko dla siebie wydaje ok 400 zl miesiecznie. 100 na tydzien

[Fences]

Tutaj absolutnie musze sie zgodzic, ze miesieczne wydatki na jedzenie typu 100 zl to sytuacja mocno ekstremalna. Sama wydaje tygodniowo jakies 35$ (wiec wlasnie jakies sto zlotych) na jedzenie, czasami "chinczyk", choc mam po nim wyrzuty sumienia bo wszystko jest strasznie kaloryczne. McDonaldy omijam szerokim lukiem a zaopatruje glownie w bluki pelnoziarniste, makaron, owoce, warzywa i kawe. Obiad jest zazwyczaj wlasnie warzywami z makaronem albo zmiksowanym musem z owocow z makaronem, czyli typowo polski obiadek (schabowy) odpada.

[dorotade]

Napisane przez vespertine_

Naprawdę dziwi was az tak ta kwota? wydaję 100 złotych i obiad mam zawsze. Nie chodzę głodna i nie narzekam. 300 złotych na jedzenie to dla mnie jakis totalny odlot

100 zł miesięcznie to ok. 3,33 zł dziennie. Czy mogłabyś podać swój przykładowy jadłospis?
Czy dostajesz od rodziców/znajomych jakiekolwiek półgotowe lub gotowe dania (np. przetwory) lub produkty (np. jajka, warzywa czy owoce z własnego ogródka)???

[imy]

też wydaje miesięcznie 100-130 zł na miesiąc na jedzenie i żyje. Studiuje, chodzę zaocznie do drugiej szkoły po której będe mieć zawód ona też kosztuje i po prostu więcej na jedzenie nie moge wydać. Raz w miesiącu jeżdżę do domu tam mama czasem zapakuje jakies jedzenie, ale nie cuda starcza na 2/3 dni. Nie zabieram mrożonek i przetworów bo nie mam tego gdzie trzymać

[Cathas]

Chciałabym zobaczyć za kilkanaście lat wyniki badań osób jedzących za 100 zł na miesiąc. Ja więcej wydaję na herbatę, soki 1-dniowe i wodę. .

Choć pamiętam czasy, gdy było ciężko... I nie chciałabym do nich wrócić...

[PerfekcyjnaNiedoskonalosc]

Napisane przez mad86

Przepraszam, ale ja nie znosze takich tekstow. Ludzie wyjezdzaja do UK, wykonuja ten sam zawod co w PL i stac ich na utrzymanie domu, samochodu, dzieci, nie martwia sie o pieniadze. Tu nie starczalo nawet do 1. Wiec swoje jelopstwo zostawili w kraju? Nie sa najlepsi w tym co robia, ale robia to czego pracodawca oczekuje. Sytucja gdy dorosly czlowiek dostaje wyplate rzedu 1500zl jest chora

Ja nie mówię, że nie. W Polsce trudniej zrobić karierę, a trzeba ją zrobić, żeby wybić się ponad te 1500 zł/miesiąc. Chodziło mi o to, że jest to możliwe.

Napisane przez Tygrysiak

a mnie denerwują takie teksty. OK część ludzi ma naprawdę roszczeniową postawę i chcieliby aby im się po prostu coś należało za sam fakt skończenia studiów. Ale jak widzę moich znajomych którzy skończyli studia które były dla nich pasją i nie mogą po nich znaleźć pracy w zawodzie (bo nie ma zapotrzebowania albo nie mają doświadczenia) albo i poza zawodem (bo również nie mają doświadczenia) i zostaje im tylko praca na kasie, to naprawdę, wkurza mnie to. Ci ludzie chcieli coś robić, dać coś od siebie, wykształcić się i co teraz z tego mają? Są stawiani na równi z kimś kto skończył liceum albo nawet i nie.
Moja kolezanka chciała się rozwijać, skonczyał fajny kierunek studiów, co roku była na praktykach albo stażu, po studiach wyjechała robić doktorat za granicą, ale nie udało jej się niestety. Wróciła ponad rok temu i nadal nie ma pracy, wysłała masę CV i z większosci firm nawet nie dostała oczywiście odpowiedzi. Włożyła w swoją edukację duzo czasu pracy i pieniędzy i jak ktoś mi teraz mówi że ciężką pracą można wszystko zdobyć to spokojnie można mu się zaśmiać w twarz.
Uważam że Polska ma zły system szkolnictwa i wspomagania absolwentów, mamy nadprodukcję ludzi z wykształceniem z którym nie ma co robić. I co z tego że może mamy całkiem niezły poziom tych szkół, mamy dużo wykształconych młodych ludzi skoro oni nie mają gdzie później się rozwijać? Sorry ale gadanie że ciężką pracą zawsze mozna coś zdobyć to trochę bulls*it. Firmy i pracodawcy nie są z gumy i nie będą przyjmować nowych pracowników tylko dlatego że tacy pojawili się na rynku pracy.

Ok, zgadzam się co do szkolnictwa i pracodawców, dlatego każdy człowiek powinien użyć własnego mózgu i dobrze wybrać zawód (szkołę, kierunek, co tam uważa za słuszne). Pcha się na mega oblegane prawo? Ok, ale musi być lepszy od tysięcy ludzi. Jak? To sam musi wiedzieć najlepiej, bo inaczej zostanie z tyłu i w końcu wyląduje na kasie. Chyba na tym polega wolny rynek, że każdy może robić ze sobą, co uważa za słuszne i ponosić konsekwencji swoich decyzji.

Co do studiowania pasjonujących kierunków, to trzeba pamiętać, że studia to tylko środek do celu, którym ma być przyszły zawód. Jeśli komuś zamarzyła się psychologia i własny gabinet, to przydałoby się dowiedzieć, jak do tego dojść, a nie tylko zaliczać kolejne egzaminy na 5. Dla mnie to niemal s-f, że ktoś wysyła CV zgodne z ogłoszeniem i przez rok nikt się nie odzywa. Może koleżanka źle celuje? Nie chodzi o samą ciężką pracę - chodzi o dobrze ukierunkowany wysiłek...

I napisałam o robolach - co do osób pracujących fizycznie nic nie mam. Raczej chciałam podkreślić zmarnowanie swojej edukacji przy miotle - nie oszukujmy się, każdy chciałby wykorzystać swoją wiedzę...

[vespertine_]

Od rodzicow biorę tylko jajka. Raz mama dala mi dzem.

Zreszta nie ma o czym gadac. Da sie.
Po pierwszej sesji chcę isc do pracy zeby troche podniesc standard zycia.

[tiramisu_]

Napisane przez vespertine_

Od rodzicow biorę tylko jajka. Raz mama dala mi dzem.

Zreszta nie ma o czym gadac. Da sie.
Po pierwszej sesji chcę isc do pracy zeby troche podniesc standard zycia.

no ale co można zjeść za 3 zł dziennie? zupkę chińską plus 2 bułki z pasztetem Pytam serio...

[Katerina_00]

to ja napisze z punktu widzenia emigranta i z tego co zaoobserwowalam u znajomych.
Malo osob pracuje w swoich zawodach bo albo maja za wysokie kwalifikacje,nie znaja jezyka,lub zwyczajnie nie maja szczescia (jak ja) do znalezeinia pracy na kontrakt na pelen etat.

Sporo znajmych pracuje grubo ponizej kwalifikacji,
za najnizsza krajowa pomimo dosc dobrej znajomosci jezyka.
Czemu ?
bo dobre etaty nie sa dla Polakow,po to nas wpuscili do UK zebysmy brali malo poplatna prace ktorej nie chca brytyjczycy.
Owszem,da sie wyzyc nawet dosc spokojnie wystarczy ci na wynajem i zycie plus cos ci pod koniec miesiaca zostanie(jaka mila odmiana!) zwlaszcza jak sie wynajmuje i zyje we dwoje.
Tylko,jak dlugo dasz rade zasuwac fizycznie? jak dlugo wystarczy ci odmóżdzajaca praca np w fabryce majac np magistra przed nazwiskiem?
Zwlaszcza teraz sie porobilo w dobie kryzysu,jest sporo pracy np kelnerowanie,sprzatanie,f abryki-tylko pytanie-czy po to konczylam studia w PL?

[0096a1e2f6245c4e98bc18de9b0ed84c369ef137_632f8bf2adc0b]

Katerino, tylko widzisz - ogrom osób mając mgr (czy nawet dr) przed nazwiskiem w PL pracuje tak samo sprzątając, sprzedając w sklepie, siedząc na kasie. Różnica taka, że tu zęby w ścianę, tam - normalne życie.

[tiramisu_]

Napisane przez Katerina_00

to ja napisze z punktu widzenia emigranta i z tego co zaoobserwowalam u znajomych.
Malo osob pracuje w swoich zawodach bo albo maja za wysokie kwalifikacje,nie znaja jezyka,lub zwyczajnie nie maja szczescia (jak ja) do znalezeinia pracy na kontrakt na pelen etat.

Sporo znajmych pracuje grubo ponizej kwalifikacji,
za najnizsza krajowa pomimo dosc dobrej znajomosci jezyka.
Czemu ?
bo dobre etaty nie sa dla Polakow,po to nas wpuscili do UK zebysmy brali malo poplatna prace ktorej nie chca brytyjczycy.
Owszem,da sie wyzyc nawet dosc spokojnie wystarczy ci na wynajem i zycie plus cos ci pod koniec miesiaca zostanie(jaka mila odmiana!) zwlaszcza jak sie wynajmuje i zyje we dwoje.
Tylko,jak dlugo dasz rade zasuwac fizycznie? jak dlugo wystarczy ci odmóżdzajaca praca np w fabryce majac np magistra przed nazwiskiem?
Zwlaszcza teraz sie porobilo w dobie kryzysu,jest sporo pracy np kelnerowanie,sprzatanie,f abryki-tylko pytanie-czy po to konczylam studia w PL?

Ale też bez przesady, nie każdy na emigracji pracuje za najniższą krajową poniżej kwalifikacji. Moi znajomi złapali dobrą pracę w zawodzie, nawet już zmieniali na lepszą i powodzi im się... Trzeba tylko dobrze szukać i robić to z głową i nie jechać z 10 funtami w kieszeni.

[Ivi 1988]

Napisane przez Katerina_00

bo dobre etaty nie sa dla Polakow,po to nas wpuscili do UK zebysmy brali malo poplatna prace ktorej nie chca brytyjczycy.

To tylko po czesci prawda. W kazdej prawie ofercie pytaja o doswiadczenie w danej pracy /stanowisku (juz nawet nie o dyplom). Jesli go nie ma Brytyjczyk czy Polak- nikt z nich roboty raczej nie zdobedzie. I nie ma co sie obrazac

Napisane przez Katerina_00

kelnerowanie,sprzatanie,f abryki-tylko pytanie-czy po to konczylam studia w PL?

Wiekszosc ludzi konczy je,zeby miec lepsza przyszlosc, lepsza kase. Jesli masz ja sprzatajac w UK a nie masz jej bedac nauczycielka mgr inz w Polsce- ja bym wolala pracowac w UK.

[Katerina_00]

niewielu takich znam ktorzy pracuja w zawodach i dobrze zarabiaja-jednostki.
Znam dziewczyne ktora 6 rok pracuje w hotelu (sprzata) i szuka pracy w ksiegowosci i nic (swietnie zna ang)-problem chyba tylko w braku doswiadczenia.

[Ivi 1988]

Napisane przez katerina_00

niewielu takich znam ktorzy pracuja w zawodach i dobrze zarabiaja-jednostki.
Znam dziewczyne ktora 6 rok pracuje w hotelu (sprzata) i szuka pracy w ksiegowosci i nic (swietnie zna ang)-problem chyba tylko w braku doswiadczenia.

No wlasnie

[Katerina_00]

Napisane przez Ivi 1988

Wiekszosc ludzi konczy je,zeby miec lepsza przyszlosc, lepsza kase. Jesli masz ja sprzatajac w UK a nie masz jej bedac nauczycielka mgr inz w Polsce- ja bym wolala pracowac w UK.

tylko na jak dlugo starczy ci cierpliwosci,w koncu te funty wyjda ci bokiem bo w koncu zamarzysz o satysfakcji z pracy

[Ivi 1988]

Napisane przez Katerina_00

tylko na jak dlugo starczy ci cierpliwosci,w koncu te funty wyjda ci bokiem bo w koncu zamarzysz o satysfakcji z pracy

Od dawna wiec dylemat: satysfakacja i brak (wystarczajacej) kasy, czy kasa i brak radosci z pracy?
Czasem mozna i miec wszystko.
W UK sprzataczka zarabia wiecej niz nauczycielka w Polsce.

[Katerina_00]

Napisane przez Ivi 1988

Od dawna wiec dylemat: satysfakacja i brak (wystarczajacej) kasy, czy kasa i brak radosci z pracy?
Czasem mozna i miec wszystko.
W UK sprzataczka zarabia wiecej niz nauczycielka w Polsce.

to fakt nie twierdze ze nie,moja ostatnia wyplata z roku 2008 z polski to 850zl przy pracy 6 dni w tygodniu po 9 godzin-szał.
Probuje tylko naswietlic,jak to wyglada jak juz zgasnie szał nowosci emigracji tzn jak kasa juz ci sie zgadza ale do satysfakcji daleko.
Sa ludzie ktorzy na tasmie pracuja kilka lat robic dzien w dzien to samo za te same pieniadze i im to nie przeszkadza i ambicji nie maja,
nie szukaja niczego lepszego/lepiej poplatnego.
Mi ciezka fizyczna praca wyszla uszami jak mi nadgarstek wysiadl.....
W Polsce mialam prace lekka i siedzaca no i satysfakcjonujaca co z tego jak mi starczalo do polowy miesiaca ha

[Heledore]

Napisane przez Katerina_00

niewielu takich znam którzy pracuja w zawodach i dobrze zarabiaja-jednostki.
Znam dziewczyne ktora 6 rok pracuje w hotelu (sprzata) i szuka pracy w ksiegowosci i nic (swietnie zna ang)-problem chyba tylko w braku doswiadczenia.

Jeszcze 4 latka i będzie jej przysługiwać angielska minimalna emerytura 100funciaków na tydzień - po przeliczeniu na złotówki wychodzi ładna sumka
Mojemu teściowi został jeszcze nieco ponad rok potem wraca tutaj i już kalkuluje jak to będzie żył jak panisko

[Fences]

[1=0096a1e2f6245c4e98bc18d e9b0ed84c369ef137_632f8bf 2adc0b;31019757] ogrom osób mając mgr (czy nawet dr) przed nazwiskiem w PL pracuje tak samo sprzątając, sprzedając w sklepie, siedząc na kasie. Różnica taka, że tu zęby w ścianę, tam - normalne życie.[/QUOTE]

Osoba z tytulem doktora tak pracuje w Polsce? Czy aby się nie zagalopowalismy? Zeby uzyskac doktorat trzeba prowadzic wlasne badania, publikowac, czesto tez wydawac ksiazki, w ogole cala procedura ktora nijak sie ma do sprzatania czy siedzenia na kasie... jesli jakis doktor w Polsce siedzi na kasie z braku innego adekwatnego zatrudnienia - I don't want to live on this planet anymore.

[0096a1e2f6245c4e98bc18de9b0ed84c369ef137_632f8bf2adc0b]

Fences, owszem, znam taki przypadek. Na uczelni dziewczyny dostały grosze, marne, podkopywanie dołków + brak kasy na badania, żebranie o godziny. Jedna rzuciła to i poszła do sklepu (sieciówka, nie przyznała się do wykształcenia), druga pracuje ze mną w szkole. Zarobki niewielkie (porównywalne z uczelnią), ale atmosfera duuużo lepsza. I nie musi publikować.

A jak ci wszystkie piszemy, że masz żadne wyobrażenie o życiu w PL obecnie - to nie wierzysz

[visionAM]

Szczerze powiem, że idąc na studia myślałam, że zagwarantują mi one lepsze życie, większe perspektywy i możliwość znalezienia dobrej pracy. Od około roku poważnie zastanawiam się po co mi te studia były i czy nie lepiej było iść na jakieś kursy zawodowe albo wyjechać z kraju i zarabiać "normalne" pieniądze, czyli dostawać taką wypłatę żeby się nie zastanawiać czy mogę sobie pozwolić na zakup powiedzmy koszuli za 99zł czy może jednak się wstrzymać

Jeszcze co do jedzenia - nie wierzę, że da się jeść za 100zł miesięcznie. To w grę wchodzi chyba woda i suchy chleb albo zupki chińskie

[joanna453]

Znam przypadki osób, które potrafią zmieścić się w kwocie 100 zł. miesięcznie na jedzenie, oczywiście jadłospis jest bardzo okrojony i sprowadza się głównie do ziemniaków pod różną postacią, makaronu i ryżu przyszykowanego na milion różnych sposobów. Da się jeżeli żyjemy w pojedynkę zmieścić się w tej kwocie ...niestety czasami sytuacja zmusza to takiego bytowania.