Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później... - Strona 165 - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Zamknij wątek
 
Narzędzia
Stary 2012-01-14, 13:20   #4921
lasubmersion
Rozeznanie
 
Avatar lasubmersion
 
Zarejestrowany: 2010-10
Wiadomości: 859
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Iwonko!
Dobrze,że z nami jesteś.

Na naszym wątku istnieje pewna grupka ''starych wyjadaczek'', ale też sporo dziewczyn melduję się z chęcią przyłączenia.
Są takie po których zostaje tylko jeden wpis.
Są też takie, które nie do końca przekonane o słuszności udzielania się w tym wątku zarzucają myśl o udzielaniu się tutaj.
Każda z nas przechodzi różne okresy w życiu.
Czasami bywa fantastycznie,czasem mamy porażającego doła.


Co do Twoich studiów-
(według Ciebie) w czym jest problem?

U mnie problemy z nauką do kolokwiów zaczynają się, gdy:
-czuję się zmuszona do ''zetknięcia się'' z materiałem, który został niewłaściwie przekazany(wykładowca czasem nie potrafi przekazać w odpowiedni sposób)
-nie lubię danego przedmiotu bo nie lubię wykładowcy(niektórzy nie znają granic savoir-voir i pozwalają sobie na zbyt daleko idące w swym chamstwie komentarze)

Jak sobie z tym radzę?
-kiedyś bardzo często odkładaniem
-teraz zaczynam od szukania interesujących rzeczy dotyczących danego zagadnienia. Jak mnie coś zainteresuje czy zaintryguje to staram się przejść do rzeczy wymaganych na egzamin/kolokwium

A może nie chodzi o kolokwia i zaliczenia tylko o kierunek...?
__________________
http://lasubmersion.blogspot.com/


Słucham: VIDEO ''Dobrze, że jesteś''
lasubmersion jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-14, 14:24   #4922
isza89
tree hugger
 
Avatar isza89
 
Zarejestrowany: 2010-09
Lokalizacja: wild west
Wiadomości: 1 444
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Nebula Pokaż wiadomość
Isza, jak sie czujesz?
100% obojętności, 0% motywacji
Wszystko, co do tej pory miało status 'trudne' zmieniło go na 'niewykonalne'. Nawet pusta od dwóch dni lodówka nie jest w stanie zmusić mnie do wyjścia z domu. Z plusów: dziś nad ranem w końcu (!) udało mi się zasnąć.
__________________
Nie potrafię zmierzyć się z codziennością, choć nadal zdarza mi się wierzyć w cuda i marzyć o lataniu.
isza89 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-14, 14:31   #4923
Nebula
Zakorzenienie
 
Avatar Nebula
 
Zarejestrowany: 2007-01
Wiadomości: 5 326
GG do Nebula
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

z wczoraj Na dzis:
peeling + maseczka
paznokcie - obciac, opilowac, pomalowac odzywka poki co
wymoczyc stopki w soli, peeling, pokremowac, pomalowac pazurki
przepisac notatki z dzis do zeszytu, by nie zgubic cennej kartki
zrobic plan zakupow na weekend z uwzglednieniem tego co bede jesc na obaidy
kolejne 30 stron ksiazki opracowac

Na dzis:
depilacja
kino na 17 - zaraz wychodze
*przepisac kartke,
*zrozumiec tworzenie sie lini kikuchiego, cala ta geometrie i wplyw na obraz
pojsc do skkepu przed kinem

siedze i rycze. kto wymyslil weekendy? czy jestem jedyna osoba na ziemi, ktora nei chce mic weekendow w swoim zyciu?
__________________
Lubisz metal? Poznaj Strain!
Nebula jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-14, 14:57   #4924
Niqsiaaa
Zadomowienie
 
Avatar Niqsiaaa
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Sarbinowo
Wiadomości: 1 384
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Nebula Pokaż wiadomość

siedze i rycze. kto wymyslil weekendy? czy jestem jedyna osoba na ziemi, ktora nei chce mic weekendow w swoim zyciu?
ale dlaczego tak ich nie lubisz?
Niqsiaaa jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-14, 15:06   #4925
Nebula
Zakorzenienie
 
Avatar Nebula
 
Zarejestrowany: 2007-01
Wiadomości: 5 326
GG do Nebula
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Niqsiaaa Pokaż wiadomość
ale dlaczego tak ich nie lubisz?
bo zawsze jest podczas nich emocjonalny zjazd. nikt nie ma czasu ze mna rozmawiac, bo kazdy w weekend zalatwia sprawy z tygodnia. ja nie mam spraw z tygodnia. Jestem sama jak palec, nie wiem gdzie pojsc, co zwiedzic, co zobaczyc. poza tym najczesciej LEJE i wieje, wiec nigdzie sie wyjsc nie da. przez to, ze jest zly nastroj nie moge sie skupic i zrobic niczego do pracy. Nie moge poczytac ksiazek, bo nie ma polskiej ksiegarni, a nie stac mnie na ciagle placenie za paczki z polski. Nie mam na tyle bliskich znajomych by gdzies wyjsc z kims na kawe i pogadac.

w tygodniu jest praca, sa obowiazki, jest przyjemnosc, jest hobby jest wszystko. w weekend jest czarna dupa.
__________________
Lubisz metal? Poznaj Strain!
Nebula jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-14, 16:10   #4926
lasubmersion
Rozeznanie
 
Avatar lasubmersion
 
Zarejestrowany: 2010-10
Wiadomości: 859
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Nebulka,
zazdroszczę, że dajesz radę wyrobić się ze wszystkimi obowiązkami w czasie tygodnia.

U mnie niestety tak nie chce działać.
Czasem jak słyszę ile moi znajomi poświęcają czasu na naukę to myślę sobie,że jestem chyba mniej inteligentna bo ja muszę poświęcić go dwa razy tyle.
__________________
http://lasubmersion.blogspot.com/


Słucham: VIDEO ''Dobrze, że jesteś''
lasubmersion jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-14, 16:44   #4927
Patri
Zakorzenienie
 
Avatar Patri
 
Zarejestrowany: 2007-07
Lokalizacja: Słońce
Wiadomości: 3 387
GG do Patri
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Konwalia11 Pokaż wiadomość
Witajcie.
W sumie to wpadlam, zeby sie z Wami...pozegnac.
Myslalam, ze moze znikne sobie niepostrzezenie, tak jak sie pojawilam, ale jednak napisze.
Kurcze, fajny ten watek, ale potwornie absorbujacy fizycznie (czas!) i psychicznie (bo nie da sie nie podejsc emocjonalnie do spraw kazdej z Was).
Strasznie fajne, madre, wrazliwe i ciekawe z Was kobitki i po prostu nie sposob "przejsc" obok Was obojetnie, ale wlasnie dlatego stad uciekam, bo wiem, ze nie wiele moge Wam w tej chwili z siebie dac: ani czasu, ani dobrych rad.
Wiem, ze dla niektorych z Was watek ten ma dzialanie terapeutyczne i to jest baaaardzo dobre. Ja po prostu jestem w tej chwili w zyciu gdzies indziej i potrzebuje pewnych rzeczy "w pigulce"- szybko i na temat. Czy myslalyscie nad zalozeniem jakiegos "podwatku" gdzie bylyby wyluszczone tylko cele-postep-efekty? Jesli tak, to zamailujecie do mnie, bylabym zainteresowana. Tak jak mowie - nie jestem Wam w stanie wiele w tej chwili zaoferowac, ani sie przykladnie i regularnie udzielac. Wiem juz teraz, ze nic z tego nie bedzie

Jescze tylko wiadomosc do Patri, w sprawie "dziewczecia".
No tak to juz jest z tego typu osobami jak Ty i ona - po prostu sie przyciagacie. Kazdej z Was czegos brakuje (Tobie - pewnosci siebie?, jej - wrazliwosci?).
W sumie na pewnym poziomie swiadomosci moglabys ten "problem" potraktowac jako szanse, bo ta dziewczyna w sumie daje Ci okazje popracowac nad soba w tym aspekcie, w ktorym masz braki (jeszcze raz pewnosc siebie). Tak dlugo bedziesz spotykac takich ludzi Patri, dopoki nie odrobisz lekcji... (Niektorzy mowia w tym miejscu o karmie.) Wierz mi na slowo, ze przyciagasz pewnych ludzi a oni Ciebie, bo na poziomie podswiadomosci jestescie jak plus z minusem. A jesli zignorujesz sygnaly wysylane przez to "dziewcze", to na bank bedzie inne, a potem nastepne i kolejne, do momentu, az przestaniesz uciekac przed wyzwaniem i zmierzysz sie z sytuacja.
Ze swojej strony polecam przyziemnie: poczucie humoru, skoncentrowanie sie na pracy i na wlasnych potrzebach. Pomaga, bardzo.
Na pocieszenie dodam, ze "dziewcze" z mojego zycia na koncu czolgalo sie pokornie, przychodzilo po prosbie i jadlo mi z reki. Moglabym sie mscic, ale nie uleglam pokusie, za to zyskalam szacunek grupy. Moze i przegralam jakas bitwe, ale wygralam wojne. A wiec win-win, ja sie nauczylam czegos a kto wie, moze i "dziewcze" cos zrozumialo...?

Pozdrawiam i sciskam Was wszystkie i zycze powodzenia w osiaganiu celow!!!!
Konwalio, sama może zalóż taki wątek i daj tu znać wejdziemy, zobaczymy co masz na myśli mówiąc "w pigułce". Próbowałam taką "pigułkę" stworzyć w pierwszym poście, ale to na wątku "rozgrywa się" ŻYCIE i jego zawiłości, a z tego życia rodzą się "pigułki", które wcale tak proste w użyciu nie są.
Fajnie było Cię tu gościć.
Leć, leć wysoko, zajrzyj czasem
Rzuć jakąś pigułką!

Co do "dziewczęcia".
Tak, masz rację.
Może nadszedł czas na przerobienie tej "lekcji", żeby w końcu dostać "zaliczone" w indeksie życia i już więcej tego nie powtarzać. Oczywiście jak zawsze łatwo powiedziec, trudniej zrobić.
Jeśli jeszcze to czytasz, napisz jaka ksiażka była inspiracją widzenia w takich zdarzeniach "lekcji zycia do odrobienia", ja już nie pamiętam, choć dokładnie wiem o czym piszesz.
Chyba, że któraś z wątkowiczek wie?
Przyda się to czytającym.

Powodzenia Konwalio!!!


Cytat:
Napisane przez iwona*** Pokaż wiadomość
Cześć Dziewczyny!

Być może mnie już nie pamiętacie. Postanowiłam dołączyć do Waszego wątku tuż przed Nowym Rokiem. Wtedy jeszcze miałam nadzieję, że cokolwiek uda się zmienić w moim życiu. Nie pisałam, bo się pogubiłam: we własnych problemach, myślach. Nie potrafię sobie z niczym poradzić, zwłaszcza w ostatnich dniach. Wszystko co robię, robię mechanicznie, bo trzeba? bo wypada? Ale wcale tego nie chcę. Nie mam ochoty wstawać z łóżka, jeść normalnych posiłków, myć się czy rozmawiać, a co dopiero uczyć - a tu mnóstwo kolokwiów, zaliczeń - kierunek taki, że nie muszę mieć sesji aby mieć tzw. "nawał". Wygląda to tak jakbym nie pisała, dlatego że JA mam problemy, JA sobie nie radzę i JA potrzebuję czasu. Tak, skupiam się za bardzo na sobie. Od kiedy pamiętam zachowuję się jak egoistka. Oczywiście nie przechodzę obok czyichś problemów obojętnie. Jestem otwarta i staram się pomóc, jeśli tylko jest to możliwe, ale tym razem chcę zająć się sobą, zanim będzie za późno.
Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad wizytą u specjalisty, tylko że się najnormalniej w świecie boję. Prokrastynacja przestała być tylko prokrastynacją... obawiam się, że to przerodziło się w coś więcej. Tylko nie chcę nazywać rzeczy po imieniu. Kiedy to robię, inni mówią mi, że przesadzam.

Dlatego przepraszam, że się nie odzywałam, mimo iż postanowiłam inaczej. I przepraszam, że nie odniosę się do Waszych postów, ale nie mam na to siły. Może kiedyś. Na pewno nie dziś.

Trzymajcie się cieplutko i "do zobaczenia"
Iwono***.
Też idę do specjalisty. Też zajmuję się sobą w sensie dosłownym. Po to, żeby się pozbierać, nie rozdrabniać, w końcu zacząć normalnie żyć. Więc rozumiem co piszesz, nie ma sensu mieć wyrzutów sumienia z tego powodu.
Też czuję problemy każdej z dziewczyn tutaj, a borykam się ze swoimi i często zwyczajnie nie mam energii, zeby wykrzesać z siebie zaangażowanie i jakieś cenne słowo, choć czytam wszystko.
Wiekszość postów wywoluje u mnie chęć zaangażowania się i popłynięcia w myśli, emocje, podzielenia się tym co myślę. Nie mam siły.
Na razie więc biorę wsparcie, wnioskuję, uczę się, Wasze doświadczenia przekładam na swoją rzeczywistość, rady, wsparcie dawane innym wykorzystuję też na własne potrzeby, zeby zmodyfikować podejscie do róznych spraw, pozbierać się w życiu.
Też się trzymaj Iwono***.

Napiszę Wam zbiorowo, ze kocham Was za Waszą prawdziwość, za to, że każda z Was wnosi tu coś cennego, fragment siebie, za to, że walczycie z kłopotami, dzielicie się tutaj nie tylko tym kiepskim co Was dotyka, ale własnymi receptami na to, własną filozofią życiową...
Kocham Was za to że jesteście po prostu ŻYCIEM.



Jeszcze słowo do "NOWYCH".
Drzwi dla Was są szeroko otwarte.
Dzielcie się sobą, bądźcie z nami, walczcie.
Mam wrażenie, że część z Was czeka na jakieś reakcje na swoje pierwsze posty już udzielających się dziewczyn, a gdy ich nie dostajecie nie odzywacie się więcej...
To nie tak, ze ktokolwiek jest ignorowany.
Zadomówcie się.
Poczytajcie na bieżąco.
Może to właśnie od Was wypłynie jakieś cenne słowo, recepta, filozofia, doświadczenie.
Szczerze witamy wszystkich dołączających.

Edytowane przez Patri
Czas edycji: 2012-01-14 o 20:14
Patri jest offline Zgłoś do moderatora  

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2012-01-14, 16:49   #4928
Niqsiaaa
Zadomowienie
 
Avatar Niqsiaaa
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Sarbinowo
Wiadomości: 1 384
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Nebula Pokaż wiadomość
bo zawsze jest podczas nich emocjonalny zjazd. nikt nie ma czasu ze mna rozmawiac, bo kazdy w weekend zalatwia sprawy z tygodnia. ja nie mam spraw z tygodnia. Jestem sama jak palec, nie wiem gdzie pojsc, co zwiedzic, co zobaczyc. poza tym najczesciej LEJE i wieje, wiec nigdzie sie wyjsc nie da. przez to, ze jest zly nastroj nie moge sie skupic i zrobic niczego do pracy. Nie moge poczytac ksiazek, bo nie ma polskiej ksiegarni, a nie stac mnie na ciagle placenie za paczki z polski. Nie mam na tyle bliskich znajomych by gdzies wyjsc z kims na kawe i pogadac.

w tygodniu jest praca, sa obowiazki, jest przyjemnosc, jest hobby jest wszystko. w weekend jest czarna dupa.
Rozumiem. Przepraszam, zapomniałam, że mieszkasz za granicą. Rozumiem Cię, bo miałam podobnie kiedy przeprowadziłam się do innego miasta, a jednak to mniejsza skala wyobcowania. Z językiem pewnie u Ciebie dobrze, więc może czytaj obcojęzyczne książki
Lub może poszukaj jakichś zajęć dodatkowych, taniec aerobik? Fajnie byłoby jakoś wypełnić ten weekend, żeby nie stawał się zmorą.
Niqsiaaa jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-14, 17:52   #4929
iwona***
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2007-06
Lokalizacja: z Tarnowskich Gór
Wiadomości: 370
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez lasubmersion Pokaż wiadomość
Iwonko!
Dobrze,że z nami jesteś.

Na naszym wątku istnieje pewna grupka ''starych wyjadaczek'', ale też sporo dziewczyn melduję się z chęcią przyłączenia.
Są takie po których zostaje tylko jeden wpis.
Są też takie, które nie do końca przekonane o słuszności udzielania się w tym wątku zarzucają myśl o udzielaniu się tutaj.
Każda z nas przechodzi różne okresy w życiu.
Czasami bywa fantastycznie,czasem mamy porażającego doła.


Co do Twoich studiów-
(według Ciebie) w czym jest problem?

U mnie problemy z nauką do kolokwiów zaczynają się, gdy:
-czuję się zmuszona do ''zetknięcia się'' z materiałem, który został niewłaściwie przekazany(wykładowca czasem nie potrafi przekazać w odpowiedni sposób)
-nie lubię danego przedmiotu bo nie lubię wykładowcy(niektórzy nie znają granic savoir-voir i pozwalają sobie na zbyt daleko idące w swym chamstwie komentarze)

Jak sobie z tym radzę?
-kiedyś bardzo często odkładaniem
-teraz zaczynam od szukania interesujących rzeczy dotyczących danego zagadnienia. Jak mnie coś zainteresuje czy zaintryguje to staram się przejść do rzeczy wymaganych na egzamin/kolokwium

A może nie chodzi o kolokwia i zaliczenia tylko o kierunek...?
Lasubmersion! Dziękuję Ci za miłe słowa powitania

Postanowiłam napisać już dziś, jako że po pierwsze czuję, że muszę wyjaśnić pewną kwestię, a po drugie wypełniłam część swoich obowiązków.

Otóż: czytam ten wątek od początku jego istnienia dlatego też wiem z czym każda z Was (a przynajmniej te z Was, które są tutaj "od zawsze") się boryka.

Nie przyszłam tu żeby przeczytać parę postów od niechcenia i napisać o swoim problemie/problemach i jeszcze wymagać od Was cennych porad. Nie... to nie tak.

Po mnie pozostał jeden czy dwa wpisy, wiem o tym, ale to nie dlatego, że oczekiwałam natychmiastowej odpowiedzi. Po prostu potrzebowałam odpowiedniego momentu, w którym będę mogła napisać. Dziś nadszedł. Jeśli poczuję, że tutaj nie pasuję, odejdę. Na razie zostanę, bo sądząc po Waszym miłym przyjęciu - mogę

Wiem, że każda z nas przechodzi różne okresy w swoim życiu. Wiem, bo czytam. I że nie raz są to stany euforii. Uśmiecham się do monitora kiedy widzę ile osiągacie, kiedy dajecie radę I zawsze w myślach Was wspieram, bo na to zasługujecie! Tylko nie piszę. A wiadomo, jak ktoś nie pisze, to nie może zostać odebrany; w żaden sposób.

Lasubmersion - przeważnie jest tak jak piszesz. Nie lubię danego przedmiotu, bo nie lubię wykładowcy.
Jednak odnosi się to również do drugiej kwestii. Kolokwium, które mam do napisania w poniedziałek będzie przeprowadzone przez kogoś, kto moim zdaniem w ogóle nie ma pojęcia o wykonywanej pracy. Kto nie powinien nauczać tego przedmiotu i nie tylko (miałam z nim wcześniej inne zajęcia). Facet jak dla mnie ma zbyt luzackie podejście. Ok - jest śmiesznie, ale nie chodzi tylko o to aby atmosfera w grupie była idealna, ale by nam przekazać swoją wiedzę. Problem polega na tym, że on tej wiedzy nie posiada. O cokolwiek by się człowieka nie zapytało to odpowiada wzruszeniem ramion i twierdzi, że znajdziemy to w słowniku.
Z kolei inny przedmiot, z którego piszę zaliczenie jest z kobietą, która mnie oblała w zeszłym roku, przez co nie zdałam w ogóle. Pożegnała mnie delikatnie mówiąc chamsko, a teraz mnie chwali. (!?)

O sam kierunek też chodzi. Jednak ze względu na to, że powinnam pisać magisterkę, a wciąż siedzę na drugim roku licencjata to nie mogę sobie odpuścić. Być może za jakiś czas napiszę o powodach.

Cytat:
Napisane przez Patri Pokaż wiadomość

Iwono***.
Też idę do specjalisty. Też zajmuję się sobą w sensie dosłownym. Po to, żeby się pozbierać, nie rozdrabniać, w końcu zacząć normalnie żyć. Więc rozumiem co piszesz, nie ma sensu mieć wyrzutów sumienia z tego powodu.
Też czuję problemy każdej z dziewczyn tutaj, a borykam się ze swoimi i często zwyczajnie nie mam energii, zeby wykrzesać z siebie zaangażowanie i jakieś cenne słowo, choć czytam wszystko.
Wiekszość postów wywoluje u mnie chęć zaangażowania się i popłynięcia w myśli, emocje, podzielenia się tym co myślę. Nie mam siły.
Na razie więc biorę wsparcie, wnioskuję, uczę się, Wasze doświadczenia przekładam na swoją rzeczywistość, rady, wsparcie dawane innym wykorzystuję też na własne potrzeby, zeby zmodyfikować podejscie do róznych spraw, pozbierać się w życiu.
Też się trzymaj Iwono***.

Napiszę Wam zbiorowo, ze kocham Was za Waszą prawdziwość, za to, że każda z Was wnosi tu coś cennego, fragment siebie, za to, że walczycie z kłopotami, dzielicie się tutaj nie tylko tym kiepskim co Was dotyka, ale własnymi receptami na to, własną filozofią życiową...
Kocham Was za to że jesteście po prostu ŻYCIEM.



Jeszcze słowo do "NOWYCH".
Drzwi dla Was są szeroko otwarte.
Dzielcie się sobą, bądźcie z nami, walczcie.
Mam wrażenie, że część z Was czeka na jakieś reakcje na swoje pierwsze posty już udzielających się dziewczyn, a gdy ich nie dostajecie nie odzywacie się więcej...
To nie tak, ze ktokolwiek jest ignorowany.
Zadomówcie się.
Poczytajcie na bieżąco.
Może to właśnie od Was wypłynie jakieś cenne słowo, recepta, filozofia, doświadczenie.
Szczerze witamy wszystkich dołączających.
Tobie również Patri dziękuję

Za to, że napisałaś i za to, że rozumiesz. Nie raz mam ochotę napisać COKOLWIEK żeby wesprzeć, pocieszyć, naprowadzić, posłużyć dobrą radą - ale wydaje mi się, że jak na moje 22 lata zbyt mało wiem żeby wiedzieć lepiej. Może się mylę. A może po prostu 'znam' Was za krótko żeby dojść do tego co pozwoli się chociaż uśmiechnąć.

"Napiszę Wam zbiorowo, ze kocham Was za Waszą prawdziwość, za to, że każda z Was wnosi tu coś cennego, fragment siebie, za to, że walczycie z kłopotami, dzielicie się tutaj nie tylko tym kiepskim co Was dotyka, ale własnymi receptami na to, własną filozofią życiową...
Kocham Was za to że jesteście po prostu ŻYCIEM.

"

A te słowa najlepiej wkleić do pierwszego posta . Plus ja wydrukuję i powieszę sobie nad łóżkiem . Kiedy będę je czytać na pewno będzie mi łatwiej . Kiedy będę wiedziała jak zacznę dzielić się receptami na własną filozofię życiową .

Na resztę Twojego posta odpisałam już wcześniej. Wolałam żeby to było widoczne od razu.

Od momentu, w którym napisałam tu po raz ostatni zrobiłam parę rzeczy. Najważniejsze - nauczyłam się na jedno kolokwium + zrobiłam zadania z tego przedmiotu i podkreśliłam wszystkie słówka i wyrażenia, które były mi obce w tekście, z którego mam kolokwium (drugie) + starałam się je przyswoić. Może jeszcze dziś coś zrobię.

Przepraszam za tak długi wpis. Jeśli któraś z Was dobrnie do końca i nie zaśnie to... coś wymyślę .

Pozdrawiam. Trzymajcie się ciepło i nie dajcie
iwona*** jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-14, 18:52   #4930
Lacturia
Wtajemniczenie
 
Avatar Lacturia
 
Zarejestrowany: 2008-05
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 2 961
GG do Lacturia Send a message via Skype™ to Lacturia
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Nie jestem pewna czy obedzie sie u mnie bez antydepresantow...
Bo chyba oprocz prokrastynacji meczymnie jeszcze depresja
__________________
http://lacturia.blogspot.com Mój blog

Wymiana kosmetyczna&biżuteria&tor ebki -> https://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=778720

Wish -> https://wizaz.pl/forum/showthread.php?p=47297911
Lacturia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-14, 21:31   #4931
Coffee With Milk
Zadomowienie
 
Avatar Coffee With Milk
 
Zarejestrowany: 2011-01
Wiadomości: 1 276
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Piękne jest wszystko to co tu piszecie.. Czytam Was cały czas i chciałabym kiedyś móc też podzielić się z Wami jakimiś radami, doświadczeniami, swoją filozofią życiową, ale niestety nic takiego nie posiadam.. Posiadam tylko zszargane nerwy. Ostatniego semestru nie zaliczyłam dzięki swojemu lenistwu i zamiast wyciągnąć z tego jakieś wnioski (może i wyciągnęłam, ale co z tego?) to ja zaczynam powtarzać swój błąd.. Nie mam teraz dużo zaliczeń, ale nawet z tymi paroma nie potrafię sobie poradzić I mam wrażenie, że mi ten czas, ta godzina za godziną mija szybciej, niż innym Jedni w ciągu paru godzin mogą zrobić na prawdę masę konkretnych, pożytecznych rzeczy, a ja przez parę godzin czasem potrafię nie zrobić nic, a na dodatek wydaję mi się, że ciągle coś robię Nie pracuję, obowiązków domowych na czas zaliczeń jako takich nie mam, mogłabym od rana siedzieć i się uczyć, a ja co robię? Właśnie nie wiem co robię, tylko wiem, że zmarnowałam kolejny dzień i nie wiem gdzie ten czas mi uciekł? Zniknął, po prostu zniknął. Minęło 14 godzin od mojego wstania, a ja przez 14 godzin zdołałam się POUCZYĆ (nie nauczyć) na jedno kolokwium, a mam 3 w przyszłym tygodniu. Miałam nauczyć się dzisiaj chociaż na półtora, a jutro na resztę, a ja jeszcze nie umiem dokładnie nawet na jedno..
I teraz zamiast się dalej uczyć, to myślę o tym, żeby położyć się spać, bo zamykają mi się oczy i jestem kłębkiem nerwów, bo wiem, że się ze wszystkim na poniedziałek nie wyrobię i zastanawiam się czy lepiej nauczyć się każdego przedmiotu po trochu, po łebkach, czy skupić się na jednym/dwóch, żeby chociaż je zaliczyć.. I tak koło się zamyka, bo zamiast myśleć o nauce, jestem rozkojarzona, bo wiem, że nie dam rady się wszystkiego nauczyć.. A MIAŁAM TYLE CZASU!!!
A najlepsze, albo najgorsze jest to, że w końcu zdecydowałam się zrobić coś ze swoim życiem i postanowiłam spełnić swoje największe marzenie i wyjechać do Stanów.. Wylot mam w czerwcu, zaraz po skończeniu zajęć i na początku sesji. Będę musiała cały semestr dać z siebie wszystko i pokazać na co mnie stać, żeby jak najszybciej wszystko pozaliczać, w pierwszych terminach, żeby móc spokojnie wyjechać.. I teraz zastanawiam się, czy podołam, czy dam radę, bo jak nie dam rady? Pieniędzy za wyjazd nikt nie zwróci, a z resztą ja będę skończona, chyba nawet w domu bym się więcej nie pokazała.. Bo jak widzę co się dzieje ze mną teraz, kiedy nie mogę się skupić na zaliczeniu 3 głupich kół, to co będzie w czerwcu, kiedy będę musiała zaliczyć dwa razy tyle kół (albo i więcej) i 5 egzaminów? Jestem PRZERAŻONA! Dosłownie. I to przerażenie uniemożliwia mi pracę, zaprząta moje myśli, moja głowę i nie mogę się skupić na niczym.. Zamiast wziąć się w garść to ja siedzę i się nad sobą użalam i myślę 'co będzie jak..?'... Strach przed porażką uniemożliwia mi walkę i dążenie do zapobiegnięcia porażce.. Nie wiem, jak z tym walczyć...

Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale musiałam się wyżalić, bo już na prawdę nie daję rady.. Zastanawiam się nawet, czy te studia i czy w ogóle studia są dla mnie, skoro nie potrafię nawet skupić się na jednej głupiej rzeczy przez chociażby 15 minut.. I teraz pewnie zamiast zamknąć laptopa i wrócić do nauki, to pójdę pod kołdrę, przykryję się i będę próbowałam zasnąć, tłumacząc sobie, że jestem przecież zmęczona i i tak nic by mi nie weszło do głowy.. A może przed te jeszcze półtorej godziny bym się czegoś nauczyła? Jestem beznadziejna..
Nawet nie potrafię załatwić sobie praktyk, dla większości to najprostsza rzecz na świecie, iść do jakiegoś biura/firmy/gminy i zapytać o praktyki, a ja idę już ponad 2 miesiące i nie jestem nawet w połowie!! Strach spowodował, że próbowałam ubłagać opiekuna praktyk, żeby pozwolił mi odrobić je w firmie u rodziców, ale niestety... Firma nie pasuje do mojej specjalności.. Czas leci nieubłaganie. Do końca lutego muszę odbyć 15 dni praktyk, a ja codziennie sobie powtarzam 'pójdę jutro', a następnego dnia wstaję i robię wszystko, żeby tam nie iść, i tak w kółko....
Mogłabym zasnąć i się więcej nie obudzić.

Podziwiam Was wszystkie.. Macie wzloty i upadki, dobre chwile i czasem złe, ale pracujecie nad sobą, zmierzacie ku dobremu, próbujecie, staracie się, a ja? A ja wolę usiąść cicho w kącie i czekać na porażkę, zamiast zrobić coś, cokolwiek, żeby jej zapobiec..
Żałuję, że przestałam chodzić do psychologa, w takich chwilach jak ta, kiedy ogarnęło mnie totalnie zwątpienie w to wszystko, w całe moje życie, chciałabym z nim porozmawiać, żeby pomógł spojrzeć mi na to wszystko z innej strony i zrozumieć pewne rzeczy...

Jeszcze raz przepraszam za mój długi wywód
Coffee With Milk jest offline Zgłoś do moderatora  

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2012-01-15, 07:54   #4932
fioleciasto
Zakorzenienie
 
Avatar fioleciasto
 
Zarejestrowany: 2009-02
Lokalizacja: wielkopolska
Wiadomości: 113 781
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Hej

Wstałam o 8, a przedtem jeszcze przeczytałam jeden rozdział książki w łóżku.
Póki co siedzę na komputerze, z pożytecznych rzeczy to opracowałam pytania do jednej prezentacji na jutrzejsze zaliczenie. Tylko prezentacji jest 23, a ja na razie mam za sobą kilka.
No nic, teraz chyba najwyższa pora na śniadanie.
__________________
08.2017 (8tc)[*]
12.2017 (15tc)[*]

Najszczęśliwsza na świecie podwójna mama



2021 :82
2022 :26
fioleciasto jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 08:26   #4933
Halimaa
Rozeznanie
 
Avatar Halimaa
 
Zarejestrowany: 2011-09
Wiadomości: 742
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Ja dziś obudziłam się po 6.00, choć usnęłam pewnie ok 1.30. Nie wiem dlaczego mam takie fazy na budzenie się rano, przecież jest niedziela, nie mam się czym stresować dziś (oczywiście sesja niedługo). O 6.40 postanowiłam, że pójdę do kościoła na poranną mszę. Jestem już po śniadaniu, gotowa do pracy. Nie wiem czy to pms, ale od wtorku miałam gorszy nastrój nieco, a w piątek wszystko mnie irytowało, masakra z tymi hormonami...

Cytat:
Napisane przez Coffee With Milk Pokaż wiadomość
Piękne jest wszystko to co tu piszecie.. Czytam Was cały czas i chciałabym kiedyś móc też podzielić się z Wami jakimiś radami, doświadczeniami, swoją filozofią życiową, ale niestety nic takiego nie posiadam.. Posiadam tylko zszargane nerwy. Ostatniego semestru nie zaliczyłam dzięki swojemu lenistwu i zamiast wyciągnąć z tego jakieś wnioski (może i wyciągnęłam, ale co z tego?) to ja zaczynam powtarzać swój błąd.. Nie mam teraz dużo zaliczeń, ale nawet z tymi paroma nie potrafię sobie poradzić I mam wrażenie, że mi ten czas, ta godzina za godziną mija szybciej, niż innym Jedni w ciągu paru godzin mogą zrobić na prawdę masę konkretnych, pożytecznych rzeczy, a ja przez parę godzin czasem potrafię nie zrobić nic, a na dodatek wydaję mi się, że ciągle coś robię Nie pracuję, obowiązków domowych na czas zaliczeń jako takich nie mam, mogłabym od rana siedzieć i się uczyć, a ja co robię? Właśnie nie wiem co robię, tylko wiem, że zmarnowałam kolejny dzień i nie wiem gdzie ten czas mi uciekł? Zniknął, po prostu zniknął. Minęło 14 godzin od mojego wstania, a ja przez 14 godzin zdołałam się POUCZYĆ (nie nauczyć) na jedno kolokwium, a mam 3 w przyszłym tygodniu. Miałam nauczyć się dzisiaj chociaż na półtora, a jutro na resztę, a ja jeszcze nie umiem dokładnie nawet na jedno..
I teraz zamiast się dalej uczyć, to myślę o tym, żeby położyć się spać, bo zamykają mi się oczy i jestem kłębkiem nerwów, bo wiem, że się ze wszystkim na poniedziałek nie wyrobię i zastanawiam się czy lepiej nauczyć się każdego przedmiotu po trochu, po łebkach, czy skupić się na jednym/dwóch, żeby chociaż je zaliczyć.. I tak koło się zamyka, bo zamiast myśleć o nauce, jestem rozkojarzona, bo wiem, że nie dam rady się wszystkiego nauczyć.. A MIAŁAM TYLE CZASU!!!
A najlepsze, albo najgorsze jest to, że w końcu zdecydowałam się zrobić coś ze swoim życiem i postanowiłam spełnić swoje największe marzenie i wyjechać do Stanów.. Wylot mam w czerwcu, zaraz po skończeniu zajęć i na początku sesji. Będę musiała cały semestr dać z siebie wszystko i pokazać na co mnie stać, żeby jak najszybciej wszystko pozaliczać, w pierwszych terminach, żeby móc spokojnie wyjechać.. I teraz zastanawiam się, czy podołam, czy dam radę, bo jak nie dam rady? Pieniędzy za wyjazd nikt nie zwróci, a z resztą ja będę skończona, chyba nawet w domu bym się więcej nie pokazała.. Bo jak widzę co się dzieje ze mną teraz, kiedy nie mogę się skupić na zaliczeniu 3 głupich kół, to co będzie w czerwcu, kiedy będę musiała zaliczyć dwa razy tyle kół (albo i więcej) i 5 egzaminów? Jestem PRZERAŻONA! Dosłownie. I to przerażenie uniemożliwia mi pracę, zaprząta moje myśli, moja głowę i nie mogę się skupić na niczym.. Zamiast wziąć się w garść to ja siedzę i się nad sobą użalam i myślę 'co będzie jak..?'... Strach przed porażką uniemożliwia mi walkę i dążenie do zapobiegnięcia porażce.. Nie wiem, jak z tym walczyć...

Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale musiałam się wyżalić, bo już na prawdę nie daję rady.. Zastanawiam się nawet, czy te studia i czy w ogóle studia są dla mnie, skoro nie potrafię nawet skupić się na jednej głupiej rzeczy przez chociażby 15 minut.. I teraz pewnie zamiast zamknąć laptopa i wrócić do nauki, to pójdę pod kołdrę, przykryję się i będę próbowałam zasnąć, tłumacząc sobie, że jestem przecież zmęczona i i tak nic by mi nie weszło do głowy.. A może przed te jeszcze półtorej godziny bym się czegoś nauczyła? Jestem beznadziejna..
Nawet nie potrafię załatwić sobie praktyk, dla większości to najprostsza rzecz na świecie, iść do jakiegoś biura/firmy/gminy i zapytać o praktyki, a ja idę już ponad 2 miesiące i nie jestem nawet w połowie!! Strach spowodował, że próbowałam ubłagać opiekuna praktyk, żeby pozwolił mi odrobić je w firmie u rodziców, ale niestety... Firma nie pasuje do mojej specjalności.. Czas leci nieubłaganie. Do końca lutego muszę odbyć 15 dni praktyk, a ja codziennie sobie powtarzam 'pójdę jutro', a następnego dnia wstaję i robię wszystko, żeby tam nie iść, i tak w kółko....
Mogłabym zasnąć i się więcej nie obudzić.

Podziwiam Was wszystkie.. Macie wzloty i upadki, dobre chwile i czasem złe, ale pracujecie nad sobą, zmierzacie ku dobremu, próbujecie, staracie się, a ja? A ja wolę usiąść cicho w kącie i czekać na porażkę, zamiast zrobić coś, cokolwiek, żeby jej zapobiec..
Żałuję, że przestałam chodzić do psychologa, w takich chwilach jak ta, kiedy ogarnęło mnie totalnie zwątpienie w to wszystko, w całe moje życie, chciałabym z nim porozmawiać, żeby pomógł spojrzeć mi na to wszystko z innej strony i zrozumieć pewne rzeczy...

Jeszcze raz przepraszam za mój długi wywód
Od kiedy czujesz się tak jak opisujesz? Kojarzę Cię z wątku, ale tyle tego, że nie jestem pewna. Z oblanego semestru wnioskuję, że już dłuższy czas. Jakbym czytała siebie pół roku temu, rok temu, czy dwa lata temu. Obwiniałam siebie i upierałam się, że sama sobie poradzę, nadrobię wszystko, nie chcę robić przerwy w studiach. Poszłam do psychologa, który skierował mnie do psychiatry. Żałuję, że nie poszłam tam 1,5 roku wcześniej. Bo to był czas w pewnym sensie stracony na pogrążanie się w tym stanie. Nie mogłam się uczyć, cieszyć życiem - lęk i obniżony nastrój. Dostałam leki (sertalinę), małą dawkę, na początku byłam sceptyczna, ale co miałam zrobić. Nie są one takie strasznie, nie miałam jakiś skutków ubocznych, spadł mi nieco apetyt, ale jak coś jem, staram się żeby to było zdrowe, nie mam już praktycznie potrzeby zapychania się słodyczami i niezdrowym jedzeniem, więc wyszło na plus myślę, mam siłę, żeby sama zrobić jakąś sałatkę. Mogę się uczyć, nie czytam tego samego po pięć razy, nie zapominam o wszystkim, nie boję się sprawdzić maila. Nie są to leki uzależniające, regulują wychwyt zwrotny serotoniny w mózgu. Z perspektywy widzę, że szkoda życia i młodości, jeżeli widzisz, że to nie idzie w dobrym kierunku, tym bardziej, że jesteśmy w ważnym dla nas okresie. Jak boli gardło czy kolano, to nie czeka się z tym pół roku, nie?
Halimaa jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 10:28   #4934
Coffee With Milk
Zadomowienie
 
Avatar Coffee With Milk
 
Zarejestrowany: 2011-01
Wiadomości: 1 276
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

To się zaczęło rok temu, kiedy związałam się z nieodpowiednim mężczyzną. Stałam się jednym wielkim kłębkiem nerwów przez niego, szantażował mnie emocjonalnie, a ja nie potrafiłam powiedzieć DOŚĆ. Akurat była sesja, przez którą przebrnęłam już wtedy z wielkim trudem, uzbierałam jakoś punkty, żeby przejść dalej, ale pozostały mi dwa przedmioty do poprawy... W czerwcu już nie dałam rady. Opuściłam masę zajęć przez to, że nie było dnia żebym nie płakała, potrafiłam przepłakać pół nocy, a rano nie miałam siły, żeby iść na uczelnię, zawijałam się w kołdrę i tak leżałam cały dzień Wszystko się nawarstwiło i po prostu nie podeszłam do żadnego zaliczenia, jednym słowem poddałam się, chyba za szybko, bo może udałoby mi się coś zaliczyć, ale byłam wtedy rozstrojona psychicznie. Wtedy, gdy prawie wyrzucili mnie ze studiów, poczułam, że muszę coś z tym zrobić i w końcu uciekłam od toksycznego faceta, szkoda, tylko, że tak późno... Było to w czerwcu, w lipcu poszłam do psychologa, byłam chyba na 5 spotkaniach, ale wtedy on nie wiedział, w czym ma mi pomóc, bo kiedy rozstałam się z chłopakiem, moje wszystkie problemy nagle zniknęły!!! Były wakacje, a ja czułam, że odżyłam na nowo, byłam szczęśliwa, dosłownie chodziłam ponad ziemią, spadł mi ciężar z serca, więc zaprzestałam chodzić do psychologa, a teraz czuję, że jednak to był błąd... Nadal sobie nie potrafię poradzić. Ciągle ogarnia mnie poczucie beznadziejności, że wszyscy moi znajomi piszą już licencjata, a ja jestem o rok niżej od nich. Chodzę na uczelnię ze spuszczoną głową, bo jest mi wstyd, że nie jestem z nimi,że poległam, że odpadłam I chciałabym pokazać, że jednak dam radę, że wtedy byłam zamroczona tym chorym związkiem, a że jednak jestem coś warta i zdam wszystko, to teraz ujawnia się moje lenistwo, ujawnia się lęk przed zrobieniem czegokolwiek (praktyki). Marnuję czas na, no właśnie, nie wiem tak na prawdę na co, bo nie robię nic i nie wiem co się z tymi moim czasem dzieje... A jak zabieram się za naukę, to tylko co chwilę patrzę na zegarek i stwierdzam, że minęły już dwie godziny, a ja jeszcze niczego nie umiem - hmm.. może i coś umiem, ale jeżeli nie jestem nauczona tak na milion % na kolokwium czy egzamin, to czuję, że mimo, że się uczyłam to i tak nie zdam i wtedy odechciewa mi się wszystkiego i kieruje mną jakaś nieznana siła, kiedy rzucam wszystko i albo wychodzę gdzieś na spacer, albo chowam się pod kołdrę i wolę przespać resztę czasu do zaliczenia, żeby nie myśleć, że 'I TAK NIE ZDAM'
Boję się znów prosić mamę o pieniądze na psychologa, bo ciągle jej powtarzam, że dam sobie radę, żeby we mnie uwierzyła, że podołam. Ten wyjazd do USA też jest w pewnym sensie po to, żebym pokazała sobie i rodzicom, że jednak nie jestem taka nic nie warta, że wyjadę za ocean na 4 miesiące (gdzie najdłuższy mój pobyt poza domem wynosił 2 tygodnie) i sobie poradzę, sobie świetnie poradzę! Ale czy ja na prawdę sobie poradzę to nie wiem... I tak jest z każdą rzeczą, nie wierzę w siebie, w swoje możliwości. Zawsze wydaję mi się, że wszyscy są ode mnie lepsi, inteligentniejsi, że innym nauka wchodzi 5 razy szybciej niż mi, że inni mają dużo więcej czasu ode mnie, że robią masę różnych rzeczy i wszystko im wychodzi, a mi nigdy nic nie chcę wyjść.
I taka byłam, jestem i będę. Ostatnio chciałam to ukryć, zamaskować, pokazać, że jestem odważna, radosna, żądna przygód, że nie boję się ludzi, nie boję się nowych wyzwań i co? To jest tylko moje złudzenie, ja taka NIE jestem, ja taka CHCIAŁABYM być. To jest moje wyobrażenie o idealnej mnie. Tak chciałabym wyglądać w oczach innych, przede wszystkim w oczach moich rodziców, bo zawsze wyglądałam, jak mały tchórz, z wieloma problemami, który boi się wszystkiego co żyje i co nie żyje, który boi się całego świata i, który z niczym nie może sobie poradzić
Dopiero, jak to wszystko piszę, to uświadamiam sobie, że tak właśnie jest, że nie da się tego ukryć, ani zamaskować. Próbowałam udawać kogoś innego, kogoś kim nie jestem. I były dni, kiedy wychodziło mi to znakomicie, ale większość była porażką, kiedy wolałam nie wychodzić z domu, bo wiedziałam, że jestem beznadziejna i, że każdy to zauważy, że wszyscy na ulicy będą myśleli "ale ona jest beznadziejna, nic jej nie wychodzi, nawet ubrać się nie potrafi, ani pomalować, nawet studiów nie może skończyć" itd. I nie pomagają różne komplementy, miłe słowa, nie pomaga nawet widoczny zachwyt jakiś kolegów na temat mojej urody, moich włosów, oczów, bo ja ciągle sobie myślę "Ale ściemnia" To jest straszne. Wszystko się nawarstwia.
Wszystkie problemy piętrzą mi się w myślach, dążenie do doskonałości mnie zabija, stresuje, dlatego wolę nie robić nic, bo boję się, że mimo, że będę robić dużo, to i tak do tej doskonałości nie dojdę, ze nigdy nie będę taka, jaką chcę być Smutne, ale prawdziwe.

Edytowane przez Coffee With Milk
Czas edycji: 2012-01-15 o 10:33
Coffee With Milk jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 11:04   #4935
martina@
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2005-09
Wiadomości: 4 365
GG do martina@
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Coffee With Milk Pokaż wiadomość
Boję się znów prosić mamę o pieniądze na psychologa, bo ciągle jej powtarzam, że dam sobie radę, żeby we mnie uwierzyła, że podołam. Ten wyjazd do USA też jest w pewnym sensie po to, żebym pokazała sobie i rodzicom, że jednak nie jestem taka nic nie warta, że wyjadę za ocean na 4 miesiące (gdzie najdłuższy mój pobyt poza domem wynosił 2 tygodnie) i sobie poradzę, sobie świetnie poradzę! Ale czy ja na prawdę sobie poradzę to nie wiem... .


Jestem wlasnie po wypiciu pysznej Kawki z Mlekiem

Wiem, ze to trudne, ale z każdej porażki staram się wynieść jakieś plusy. Zobacz - wiesz już, że facet był toksyczny, dzięki temu nauczyłaś się, z kim już nie chcesz być - to na plus. Skoro wszystko się już skończyło, trzeba podnieść tyłek i cieszyć się życiem dalej. Wiem, że łatwo się mówi, ale co lepszego można zrobić?

Specjalnie cytuję część o USA - jedziesz na W&T, Camp, czy coś innego? GWARANTUJE CI, ZE TEN WYJAZD TO JEST NAJLEPSZA RZECZ, JAKA MOGLAS ZROBIC
Nie martw sie, ze sobie nie poradzisz, bo to nie wchodzi w rachubę! To są Stany, tam mają inne podejście do ludzi (smutne) niz w PL Ah, az Ci zazdroszcze... w te wakacje miną 3 lata od mojego pobytu w US, byłam na W&T, w tym roku namowilam siostrę, żeby pojechała na Camp.
Zobaczysz, że to będzie przygoda Twojego życia! Podjęłaś świetną decyzję i NIE MA MOŻLIWOŚCI, ŻEBYS MIAŁA SOBIE NIE PORADZIĆ! Niech Ci to nawet przez myśl nie przejdzie!
ps. Gdzie lecisz?


Jak pisałam w piątek, miałam mega bezproduktywny dzień - musiałam zrobić coś, na co nie miałam najmniejszej ochoty, a wieczorem poszłam na impreze z koleżankami. Dobrze mi to zrobiło, pomimo wczorajszego kaca Sobota też nie była efektywna, bo po imprezie robie wszystko 14 razy dluzej niż zazwyczaj

Teraz jestem po śniadaniu, ustaliłam, że o 12.30 zabieram się za angielski, potem idę poćwiczyć i pobiegac (aczkolwiek sypie w moim mieście NIEMIŁOSIERNIE, więc przemyślę to bieganie), wieczorem umowiłam się ze znajomymi.
__________________
ŻYCIE, KOCHAM CIĘ NAD ŻYCIE!

73->72->71->65->60
martina@ jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 11:04   #4936
Halimaa
Rozeznanie
 
Avatar Halimaa
 
Zarejestrowany: 2011-09
Wiadomości: 742
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Coffee With Milk
Mnie też głupio było prosić rodziców o pieniądze na psychologa. Ale pomyślałam: jeżeli dzięki temu szybciej wyjdę w dołka, ogarnę się, nie będę musiała płacić za poprawki, zacznę szybciej na siebie zarabiać, to to są dobrze wydane pieniądze, zwrócą się. No dobra, najpierw pomyślałam, że nie dam rady się oszukiwać, nie dam rady sama, zwariuję prędzej. Bodźcem było też to, że w wakacje przez jakiś czas mieszkałam sama i nie miałam przed kim sprawiać pozorów, że jest OK, całkiem się rozłożyłam. Nie wiem jaki masz z rodzicami kontakt, ale spróbuj porozmawiać na ten temat. W czerwcu potrzebowałaś oddechu, odpoczynku. Czasem potrzeba sporo czasu żeby dojrzeć do zmiany, pracy nad sobą, to długi proces.
Halimaa jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 11:15   #4937
martina@
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2005-09
Wiadomości: 4 365
GG do martina@
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Halimaa Pokaż wiadomość
Coffee With Milk
Mnie też głupio było prosić rodziców o pieniądze na psychologa. Ale pomyślałam: jeżeli dzięki temu szybciej wyjdę w dołka, ogarnę się, nie będę musiała płacić za poprawki, zacznę szybciej na siebie zarabiać, to to są dobrze wydane pieniądze, zwrócą się. No dobra, najpierw pomyślałam, że nie dam rady się oszukiwać, nie dam rady sama, zwariuję prędzej. Bodźcem było też to, że w wakacje przez jakiś czas mieszkałam sama i nie miałam przed kim sprawiać pozorów, że jest OK, całkiem się rozłożyłam. Nie wiem jaki masz z rodzicami kontakt, ale spróbuj porozmawiać na ten temat. W czerwcu potrzebowałaś oddechu, odpoczynku. Czasem potrzeba sporo czasu żeby dojrzeć do zmiany, pracy nad sobą, to długi proces.


Zapomnialam dodac w poprzednim poscie - nie twierdze, ze to koniecznosc, ale uwazam, ze psycholog to bardzo dobry specjalista - np. mojej mamie uswiadomil kiedys, ze nie ma zadnego problemu, i to na pierwszej sesji Jezeli nie masz pieniedzy - sprobuj moze w poradniach bezplatnych ; pamietam tez, ze kiedys we Wroclawiu - gdzie studiuję - przeprowadzano ankiete, czy ludzie chcieliby chodzic do studentow po porady, bezplatnie oczywiscie. Zobacz - moze cos takiego jest u Ciebie w miescie?
__________________
ŻYCIE, KOCHAM CIĘ NAD ŻYCIE!

73->72->71->65->60
martina@ jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 11:24   #4938
Coffee With Milk
Zadomowienie
 
Avatar Coffee With Milk
 
Zarejestrowany: 2011-01
Wiadomości: 1 276
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez martina@ Pokaż wiadomość
Jestem wlasnie po wypiciu pysznej Kawki z Mlekiem

Wiem, ze to trudne, ale z każdej porażki staram się wynieść jakieś plusy. Zobacz - wiesz już, że facet był toksyczny, dzięki temu nauczyłaś się, z kim już nie chcesz być - to na plus. Skoro wszystko się już skończyło, trzeba podnieść tyłek i cieszyć się życiem dalej. Wiem, że łatwo się mówi, ale co lepszego można zrobić?

Specjalnie cytuję część o USA - jedziesz na W&T, Camp, czy coś innego? GWARANTUJE CI, ZE TEN WYJAZD TO JEST NAJLEPSZA RZECZ, JAKA MOGLAS ZROBIC
Nie martw sie, ze sobie nie poradzisz, bo to nie wchodzi w rachubę! To są Stany, tam mają inne podejście do ludzi (smutne) niz w PL Ah, az Ci zazdroszcze... w te wakacje miną 3 lata od mojego pobytu w US, byłam na W&T, w tym roku namowilam siostrę, żeby pojechała na Camp.
Zobaczysz, że to będzie przygoda Twojego życia! Podjęłaś świetną decyzję i NIE MA MOŻLIWOŚCI, ŻEBYS MIAŁA SOBIE NIE PORADZIĆ! Niech Ci to nawet przez myśl nie przejdzie!
ps. Gdzie lecisz?


Jak pisałam w piątek, miałam mega bezproduktywny dzień - musiałam zrobić coś, na co nie miałam najmniejszej ochoty, a wieczorem poszłam na impreze z koleżankami. Dobrze mi to zrobiło, pomimo wczorajszego kaca Sobota też nie była efektywna, bo po imprezie robie wszystko 14 razy dluzej niż zazwyczaj

Teraz jestem po śniadaniu, ustaliłam, że o 12.30 zabieram się za angielski, potem idę poćwiczyć i pobiegac (aczkolwiek sypie w moim mieście NIEMIŁOSIERNIE, więc przemyślę to bieganie), wieczorem umowiłam się ze znajomymi.
Jadę na W&T. Na wschodnie wybrzeże, Północna Karolina, nad samym oceanem. Strasznie się cieszę na samą myśl o tym wyjeździe, ale z drugiej strony ogarnia mnie totalne przerażenie. Najbardziej chyba boję się tego, że nie zdołałam zaliczyć semestru, a wtedy nie pojadę i będę pracować chyba ze 2 lata żeby oddać rodzicom pieniądze za wyjazd! Jeszcze muszę chodzić do wykładowców i prosić i możliwość zdawania egzaminów wcześniej, przed czasem, bo na sesji już mnie nie będzie. Wiem, że jeżeli bym się spięła i zaczęła uczyć na bieżąco, nie robiła sobie zaległości, zdawała kolokwia w terminie i na jak najlepsze oceny to dałabym radę, ale czy tak będę robić? Jestem strasznie rozkojarzona i mam problem ze skupieniem się na nauce. Już teraz ciężko jest mi przygotować się na 3 kolokwia, a co będzie w czerwcu? Wiem, że muszę, po prostu muszę, bo to moje największe marzenie, ale prokrastynacja, lenistwo, nie potrafienie skupienia się na czymkolwiek jest silniejsze I jeszcze, jak słyszę od mamy słowa, że ona już sobie wyobraża, jak ląduję na lotnisku w NY i dzwonię do niej z płaczem, że chcę wracać do domu, to już w ogóle się odechciewa, bo jest mi przykro,że ona tak we mnie nie wierzy

---------- Dopisano o 12:24 ---------- Poprzedni post napisano o 12:20 ----------

Cytat:
Napisane przez Halimaa Pokaż wiadomość
Coffee With Milk
Mnie też głupio było prosić rodziców o pieniądze na psychologa. Ale pomyślałam: jeżeli dzięki temu szybciej wyjdę w dołka, ogarnę się, nie będę musiała płacić za poprawki, zacznę szybciej na siebie zarabiać, to to są dobrze wydane pieniądze, zwrócą się. No dobra, najpierw pomyślałam, że nie dam rady się oszukiwać, nie dam rady sama, zwariuję prędzej. Bodźcem było też to, że w wakacje przez jakiś czas mieszkałam sama i nie miałam przed kim sprawiać pozorów, że jest OK, całkiem się rozłożyłam. Nie wiem jaki masz z rodzicami kontakt, ale spróbuj porozmawiać na ten temat. W czerwcu potrzebowałaś oddechu, odpoczynku. Czasem potrzeba sporo czasu żeby dojrzeć do zmiany, pracy nad sobą, to długi proces.
Tylko moje relacje z rodzicami są takie dziwne. Z tatą mam ogólnie taki kontakt, że czasem nie wiem, co u niego się dzieje, ani on, co u mnie, choć mieszkamy w jednym domu A z mamą.. różnie. Raz lepiej, raz gorzej, tylko, że moja mama jest taka, ze często potrafi wypominać różne rzeczy, pieniądze itp. Czasem jej coś powiem, w tajemnicy, a ona potem wykorzystuje to przeciwko mnie, taka trochę fałszywa? Tak bym to ujęła... Więc, jakbym ją poprosiła znów o tego psychologa, to najpierw bym się nasłuchała różnych rzeczy i nie wiem nawet czy by mi dała, bo pewnie by stwierdziła, że 'nie widać po mnie, że coś jest nie tak' Mam trochę swoich oszczędności, co prawda przeznaczone na coś innego, ale zastanawiam się, czy nie pójść samej, jak zobaczy, że na prawdę tego potrzebuję, to może mi pomoże...
Coffee With Milk jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 11:34   #4939
bura kocurka
Zakorzenienie
 
Avatar bura kocurka
 
Zarejestrowany: 2007-06
Lokalizacja: Łódź
Wiadomości: 5 749
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Lilith890502 Pokaż wiadomość
doszłam do wniosku, ze 2 rzeczy bardzo mnie ograniczają we wszystkim 1. marudzenie , marudze praktycznie w związku ze wszystkim, że mi się czegoś nie chce, że po co, że dlaczego, czy muszę itd. i na dodatek że pogoda za ładna/za brzydka, za późno, za wcześnie, czasem jak się słucham to się zastanawiam czy stuknęła mi już 70tka czy jak? Oczywiście nie marudzę 24h na dobę, ale nie powiem zdarza mi się. Fakt, kazdy ma jakiś gorszy dzień, ale nie można mieć gorszego dnia zawsze. poza tym rzecz 2 . tragizowanie. Jak mam się do czegoś zabrać to wymyślam cuda niewidy co to będzie jak się nie uda, no po prostu załamka, iśc się od razu postrzelić albo skoczyć z mostu, bo to taka tragedia będzie. Co oczywiście daje mi idealnie prostą drogę do tego zeby nie robic nic, zamiast podjąć wysiłek walki ze słabościami.
To są również moje cechy, niestety. Nie chciałam robić postanowień noworocznych (pisałam co o nich myślę), a później myślałam, żeby zrobić jedno postanowienie: przestać marudzić. I zgadnijcie - nic w tym kierunku nie zrobiłam Marudzę codziennie, mój TŻ zaczyna na mnie mówić Marud...i niedługo pewnie zacznie to być moją ksywą. Najbardziej oczywiście marudzę jemu, bo tak to w zasadzie poza nim...nie mam komu cokolwiek powiedzieć

Iwona - witaj ponownie

Cytat:
Napisane przez lasubmersion Pokaż wiadomość
U mnie problemy z nauką do kolokwiów zaczynają się, gdy:
-czuję się zmuszona do ''zetknięcia się'' z materiałem, który został niewłaściwie przekazany(wykładowca czasem nie potrafi przekazać w odpowiedni sposób)
-nie lubię danego przedmiotu bo nie lubię wykładowcy(niektórzy nie znają granic savoir-voir i pozwalają sobie na zbyt daleko idące w swym chamstwie komentarze)

Jak sobie z tym radzę?
-kiedyś bardzo często odkładaniem
-teraz zaczynam od szukania interesujących rzeczy dotyczących danego zagadnienia. Jak mnie coś zainteresuje czy zaintryguje to staram się przejść do rzeczy wymaganych na egzamin/kolokwium

A może nie chodzi o kolokwia i zaliczenia tylko o kierunek...?
Muszę spróbować wcielić to w życie...chociaż domyślam się, że nie jest to ani odrobinę łatwe...

Cytat:
Napisane przez isza89 Pokaż wiadomość
100% obojętności, 0% motywacji
Wszystko, co do tej pory miało status 'trudne' zmieniło go na 'niewykonalne'. Nawet pusta od dwóch dni lodówka nie jest w stanie zmusić mnie do wyjścia z domu. Z plusów: dziś nad ranem w końcu (!) udało mi się zasnąć.


Cytat:
Napisane przez Nebula Pokaż wiadomość
bo zawsze jest podczas nich emocjonalny zjazd. nikt nie ma czasu ze mna rozmawiac, bo kazdy w weekend zalatwia sprawy z tygodnia. ja nie mam spraw z tygodnia. Jestem sama jak palec, nie wiem gdzie pojsc, co zwiedzic, co zobaczyc. poza tym najczesciej LEJE i wieje, wiec nigdzie sie wyjsc nie da. przez to, ze jest zly nastroj nie moge sie skupic i zrobic niczego do pracy. Nie moge poczytac ksiazek, bo nie ma polskiej ksiegarni, a nie stac mnie na ciagle placenie za paczki z polski. Nie mam na tyle bliskich znajomych by gdzies wyjsc z kims na kawe i pogadac.

w tygodniu jest praca, sa obowiazki, jest przyjemnosc, jest hobby jest wszystko. w weekend jest czarna dupa.
Nebula, zapisałaś się tutaj na jakieś zajęcia z tańca? Jak nie, to zapisz się na weekend. Może wtedy będzie Ci mniej smutno w te 2 dni w tygodniu

Cytat:
Napisane przez Patri Pokaż wiadomość
Napiszę Wam zbiorowo, ze kocham Was za Waszą prawdziwość, za to, że każda z Was wnosi tu coś cennego, fragment siebie, za to, że walczycie z kłopotami, dzielicie się tutaj nie tylko tym kiepskim co Was dotyka, ale własnymi receptami na to, własną filozofią życiową...
Kocham Was za to że jesteście po prostu ŻYCIEM.

Kochane to

Coffee With Milk - przeczytałam Twoje posty...i autentycznie się popłakałam Nie chodzi tylko o Twoją historię, ale o to, że wiele z tego o czym piszesz sama odczuwam u siebie. Całe to myślenie, że nie daje się rady. To że chce się dorównać jakiemuś ideałowi - i to wcale niekoniecznie temu ze swojej głowy, ale z cudzej! To są też moje demony...i nie pociesza mnie wcale fakt, że nie jestem sama. Jest mi smutno, bo nie wiem jak to się dzieje, że większość ludzi daje sobie radę z życiem codziennym. Mają masę większych problemów...a nie boją się w takim stopniu jak my. Nie unikają wszystkiego, biorą jak najwięcej. Po prostu żyją i mają się dobrze, nie myślą tyle. Jak to się dzieje? Co jest w nas takiego, że my tego nie potrafimy? Naprawdę czasem czuję się jak upośledzona.

Dokładnie wczoraj znów został poruszony temat mojego prawa jazdy, które mam, a z którego nie korzystam od...4 lat (czyli odkąd zdałam egzamin). Ten temat działa na mnie jak płachta na byka. Wystarczy spytać czy jeżdżę czasem samochodem albo jakieś plany posadzenia mnie za kółkiem powoduje u mnie napływ łez do oczu i zrujnowany humor! No same powiedzcie, czy to jest normalne? W zasadzie takie reakcje powoduje u mnie już informacja o jakiejkolwiek koleżance, która właśnie zdała prawko i od razu zaczęła czynnie z tego korzystać. A mnie paraliżuje po prostu myśl o mnie jako kierowcy. Wydaje mi się, że nawet nie lubię prowadzić samochodu, a już NA PEWNO się do tego nie nadaje, skoro jedyne co widzę w swojej głowie to straszne, śmiertelne wypadki, trauma i nie wiadomo co jeszcze. Boję się innych aut, boję się pieszych...po prostu czuję, że nigdy nie będę jeździć....

W sumie nie wiem czemu o tym pisze, ale chyba po prostu muszę, po wczorajszej rozmowie z TŻtem na ten temat (kolejnej zresztą...)

Cytat:
Napisane przez Coffee With Milk Pokaż wiadomość
Marnuję czas na, no właśnie, nie wiem tak na prawdę na co, bo nie robię nic i nie wiem co się z tymi moim czasem dzieje... A jak zabieram się za naukę, to tylko co chwilę patrzę na zegarek i stwierdzam, że minęły już dwie godziny, a ja jeszcze niczego nie umiem - hmm.. może i coś umiem, ale jeżeli nie jestem nauczona tak na milion % na kolokwium czy egzamin, to czuję, że mimo, że się uczyłam to i tak nie zdam i wtedy odechciewa mi się wszystkiego i kieruje mną jakaś nieznana siła, kiedy rzucam wszystko i albo wychodzę gdzieś na spacer, albo chowam się pod kołdrę i wolę przespać resztę czasu do zaliczenia, żeby nie myśleć, że 'I TAK NIE ZDAM'
Boję się znów prosić mamę o pieniądze na psychologa, bo ciągle jej powtarzam, że dam sobie radę, żeby we mnie uwierzyła, że podołam. Ten wyjazd do USA też jest w pewnym sensie po to, żebym pokazała sobie i rodzicom, że jednak nie jestem taka nic nie warta, że wyjadę za ocean na 4 miesiące (gdzie najdłuższy mój pobyt poza domem wynosił 2 tygodnie) i sobie poradzę, sobie świetnie poradzę! Ale czy ja na prawdę sobie poradzę to nie wiem... I tak jest z każdą rzeczą, nie wierzę w siebie, w swoje możliwości. Zawsze wydaję mi się, że wszyscy są ode mnie lepsi, inteligentniejsi, że innym nauka wchodzi 5 razy szybciej niż mi, że inni mają dużo więcej czasu ode mnie, że robią masę różnych rzeczy i wszystko im wychodzi, a mi nigdy nic nie chcę wyjść.
I taka byłam, jestem i będę. Ostatnio chciałam to ukryć, zamaskować, pokazać, że jestem odważna, radosna, żądna przygód, że nie boję się ludzi, nie boję się nowych wyzwań i co? To jest tylko moje złudzenie, ja taka NIE jestem, ja taka CHCIAŁABYM być. To jest moje wyobrażenie o idealnej mnie. Tak chciałabym wyglądać w oczach innych, przede wszystkim w oczach moich rodziców, bo zawsze wyglądałam, jak mały tchórz, z wieloma problemami, który boi się wszystkiego co żyje i co nie żyje, który boi się całego świata i, który z niczym nie może sobie poradzić
Dopiero, jak to wszystko piszę, to uświadamiam sobie, że tak właśnie jest, że nie da się tego ukryć, ani zamaskować. Próbowałam udawać kogoś innego, kogoś kim nie jestem. I były dni, kiedy wychodziło mi to znakomicie, ale większość była porażką, kiedy wolałam nie wychodzić z domu, bo wiedziałam, że jestem beznadziejna i, że każdy to zauważy, że wszyscy na ulicy będą myśleli "ale ona jest beznadziejna, nic jej nie wychodzi, nawet ubrać się nie potrafi, ani pomalować, nawet studiów nie może skończyć" itd. I nie pomagają różne komplementy, miłe słowa, nie pomaga nawet widoczny zachwyt jakiś kolegów na temat mojej urody, moich włosów, oczów, bo ja ciągle sobie myślę "Ale ściemnia" To jest straszne. Wszystko się nawarstwia.
Wszystkie problemy piętrzą mi się w myślach, dążenie do doskonałości mnie zabija, stresuje, dlatego wolę nie robić nic, bo boję się, że mimo, że będę robić dużo, to i tak do tej doskonałości nie dojdę, ze nigdy nie będę taka, jaką chcę być Smutne, ale prawdziwe.
Też mam zrywy, że wydaje mi się, że potrafię być taka jaka bym chciała...a też myślę, że nie potrafię. Z drugiej strony jeszcze wierzę, że można się tego zwyczajnie nauczyć. W końcu każda zna przynajmniej jedną osobę która bardzo się zmieniła. Mam np. taką znajomą, która w wieku nastoletnim była naprawdę niewidzialna i nic praktycznie nie mówiła. Jak ją zobaczyłam po latach, to naprawdę byłam...w ciężkim szoku. Czyli można. Ona pewnie chciała być właśnie taka jaka teraz jest...
Sama widzę, że się zmieniłam - gdyby porównać mnie teraz do tej mnie lata temu. Ale nadal dręczą mnie te same demony co kiedyś.

Coffee - zawsze byłaś zalękniona? Czy to od pewnego czasu?
Ja byłam zalęknionym dzieckiem, więc niestety ciągnie się to za mną i nie potrafię się tego pozbyć w żaden sposób. Myślę, że jest to znaczące czy nagle się ma jakieś lęki czy ma się je od zawsze.

Dziewczyny - czy znacie jakieś metody walki z lękiem? Nie wiem czy mam jakąś konkretną fobię (może poza prowadzeniem samochodu i skakaniem z wysokości), ja się boję po prostu mnóstwa rzeczy, które normalnemu człowiekowi nie przysparzają żadnego problemu...zaliczenia, egzaminy, podróże, mówienie w obcym języku, zagadanie do obcego człowieka (mimo, że moja praca na tym polega! Śmieszne, nie?), głośne wypowiadanie własnego zdania, załatwienie czegoś (tak jak i Ty Coffee...też widzę trudność w załatwieniu samodzielnie praktyk, zwykle ktoś to w końcu robił za mnie. A przecież co to za problem iść i zapytać? Niby żaden )...itd, itp.

Czy da się naprawić siebie bez pomocy psychologa/psychiatry? Tego również się boję

Źle mi ze sobą...


I znów zauważam na wątku zjazd nastroju...
__________________

bura kocurka jest offline Zgłoś do moderatora  

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2012-01-15, 12:14   #4940
Coffee With Milk
Zadomowienie
 
Avatar Coffee With Milk
 
Zarejestrowany: 2011-01
Wiadomości: 1 276
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Bura Kocurko, doskonale wiem o czym piszesz, doskonale to rozumiem, bo pod względem różnych lęków jestem identyczna. Co prawda, samochodem jeżdżę, odkąd zdałam prawo jazdy (dwa lata), ale czasem, jak siadam sama za kierownicę, to ze stresu mam ochotę się popłakać. Czasem jest tak, że wsiadam i po prostu jadę, nie myślę (tak zrobiłam, jak wybrałam się sama do dużego miasta, 150km od domu, gdzie nigdy nie jeździłam po mieście z dziwnymi rondami, tramwajami nadjeżdżającymi z każdej strony i z mnóstwem samochodów na około), a czasem mam taką blokadę i czarne myśli, że boję się wjechać do mojego malutkiego miasteczka i wyobrażam sobie, że ktoś mi wyskoczy na pasy, a ja nie zauważę, albo,że z boku wyjedzie samochód prosto we mnie, a ja nie zdążę zahamować (wiem, to by była jego wina, ale moja pewność za kierownicą najbardziej by na tym ucierpiała) i wiele innych rzeczy.
Co do innych lęków. Są rzeczy, których ja się po prostu PANICZNIE BOJĘ, już nawet nie chodzi o to, że ja się stresuję tymi rzeczami, ja się po prostu BOJĘ, paraliżuje mnie strach, obezwładnia mnie i uniemożliwia zrobienie tego! A to są tak błahe sprawy, że pewnie, jakbym powiedziała o tym komuś obcemu, to by pomyślał, że jestem jakaś psychiczne chora.
Boję się np. wykonać telefonu z ogłoszenia (muszę szukać pokoju do wynajęcia, a jak mam zadzwonić do obcej osoby to robi mi się niedobrze ze strachu. dlaczego?), czasem zamiast zadzwonić piszę smsa, chociaż wiem, że lepszy byłby telefon
Boję się iść i załatwić sobie praktyki. Miałam zrobić to już ponad 2 miesiące temu. Miałam iść już na milion % w czwartek - nie poszłam, w piątek - pomyślałam, że pójdę jutro, w sobotę - za późno wstałam i stwierdziłam, że zrobię to w przyszłym tygodniu i tak w kółko Ale czego ja się boję? Wystarczy iść, wejść, uśmiechnąć się, zapytać, nikt na mnie nie nakrzyczy, nikt mi nic nie zrobi, najwyżej odmówią, a ja się i tak boję.
Przedwczoraj umówiłam się z kolegą na piwo i wiecie czego się bałam? Wejścia do pubu!!! Wyobraziłam sobie, jak wchodzę, a tam pełno ludzi, każdy się na mnie patrzy, a ja biedna, malutka, skulona w sobie... Do tego stopnia, że już prawie odwoływałam spotkania, ale w końcu poszłam. I co? Weszłam i faktycznie, pub był malutki i wszyscy zaczęli się na nas patrzeć, za nim zajęliśmy stolik, a ja chciałam wziąć nogi za pas i zwiać gdzie pieprz rośnie. A kolega musiał to zauważyć, bo zapytał się, czy wszystko ze mną w porządku, czy coś się stało.. A mi zrobiło się jeszcze bardziej głupio, bo co miałam powiedzieć? "Nic się nie stało, tylko przestraszyłam się ludzi"?
Jest wiele takich sytuacji, z którymi nie potrafię sobie poradzić. Wyjście na pocztę czy do banku jest dla mnie nie lada wyzwaniem! I często zwlekam z tym do ostatniej chwili.. Albo jadę i okazuje się, że pod pocztą nie ma miejsca, żeby zaparkować samochód, więc zamiast stanąć gdzie indziej i podejść kawałek, albo przejechać jeszcze raz, bo może coś się zwolni, to ja przeszczęśliwa wracam do domu z niezałatwioną sprawą, ale za to z wytłumaczeniem, że przecież nie było miejsca na parkingu, to jak miałam iść na pocztę?

A co do tego, to czy zawsze taka byłam? To chyba tak. Odkąd pamiętam. Ale w podstawówce byłam nieśmiała, ale nie zalękniona. Dopiero w gimnazjum/liceum zaczęłam się wszystkiego bać, a jak poszłam na studia to lęk uniemożliwia mi normalnie funkcjonowanie

Ale są też rzeczy, które mimo lęku robię. Np. podróże, kocham wyjeżdżać, być w nowych miejscach, w ciepłych krajach itp. Mimo, że panicznie boję się latać samolotem to jakoś pokonuję ten strach i lecę. Co prawda, pomagam sobie tabletkami uspokajającymi ziołowymi, ale jednak nie rezygnuję z jakiejś wycieczki, tylko dlatego, że boję się lotu. A z innych rzeczy potrafię zrezygnować, żeby tylko nie odczuwać tego paraliżującego strachu
Coffee With Milk jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 12:39   #4941
Nebula
Zakorzenienie
 
Avatar Nebula
 
Zarejestrowany: 2007-01
Wiadomości: 5 326
GG do Nebula
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Coffee With Milk Pokaż wiadomość
Bura Kocurko, doskonale wiem o czym piszesz, doskonale to rozumiem, bo pod względem różnych lęków jestem identyczna. Co prawda, samochodem jeżdżę, odkąd zdałam prawo jazdy (dwa lata), ale czasem, jak siadam sama za kierownicę, to ze stresu mam ochotę się popłakać. Czasem jest tak, że wsiadam i po prostu jadę, nie myślę (tak zrobiłam, jak wybrałam się sama do dużego miasta, 150km od domu, gdzie nigdy nie jeździłam po mieście z dziwnymi rondami, tramwajami nadjeżdżającymi z każdej strony i z mnóstwem samochodów na około), a czasem mam taką blokadę i czarne myśli, że boję się wjechać do mojego malutkiego miasteczka i wyobrażam sobie, że ktoś mi wyskoczy na pasy, a ja nie zauważę, albo,że z boku wyjedzie samochód prosto we mnie, a ja nie zdążę zahamować (wiem, to by była jego wina, ale moja pewność za kierownicą najbardziej by na tym ucierpiała) i wiele innych rzeczy.
Co do innych lęków. Są rzeczy, których ja się po prostu PANICZNIE BOJĘ, już nawet nie chodzi o to, że ja się stresuję tymi rzeczami, ja się po prostu BOJĘ, paraliżuje mnie strach, obezwładnia mnie i uniemożliwia zrobienie tego! A to są tak błahe sprawy, że pewnie, jakbym powiedziała o tym komuś obcemu, to by pomyślał, że jestem jakaś psychiczne chora.
Boję się np. wykonać telefonu z ogłoszenia (muszę szukać pokoju do wynajęcia, a jak mam zadzwonić do obcej osoby to robi mi się niedobrze ze strachu. dlaczego?), czasem zamiast zadzwonić piszę smsa, chociaż wiem, że lepszy byłby telefon
Boję się iść i załatwić sobie praktyki. Miałam zrobić to już ponad 2 miesiące temu. Miałam iść już na milion % w czwartek - nie poszłam, w piątek - pomyślałam, że pójdę jutro, w sobotę - za późno wstałam i stwierdziłam, że zrobię to w przyszłym tygodniu i tak w kółko Ale czego ja się boję? Wystarczy iść, wejść, uśmiechnąć się, zapytać, nikt na mnie nie nakrzyczy, nikt mi nic nie zrobi, najwyżej odmówią, a ja się i tak boję.
Przedwczoraj umówiłam się z kolegą na piwo i wiecie czego się bałam? Wejścia do pubu!!! Wyobraziłam sobie, jak wchodzę, a tam pełno ludzi, każdy się na mnie patrzy, a ja biedna, malutka, skulona w sobie... Do tego stopnia, że już prawie odwoływałam spotkania, ale w końcu poszłam. I co? Weszłam i faktycznie, pub był malutki i wszyscy zaczęli się na nas patrzeć, za nim zajęliśmy stolik, a ja chciałam wziąć nogi za pas i zwiać gdzie pieprz rośnie. A kolega musiał to zauważyć, bo zapytał się, czy wszystko ze mną w porządku, czy coś się stało.. A mi zrobiło się jeszcze bardziej głupio, bo co miałam powiedzieć? "Nic się nie stało, tylko przestraszyłam się ludzi"?
Jest wiele takich sytuacji, z którymi nie potrafię sobie poradzić. Wyjście na pocztę czy do banku jest dla mnie nie lada wyzwaniem! I często zwlekam z tym do ostatniej chwili.. Albo jadę i okazuje się, że pod pocztą nie ma miejsca, żeby zaparkować samochód, więc zamiast stanąć gdzie indziej i podejść kawałek, albo przejechać jeszcze raz, bo może coś się zwolni, to ja przeszczęśliwa wracam do domu z niezałatwioną sprawą, ale za to z wytłumaczeniem, że przecież nie było miejsca na parkingu, to jak miałam iść na pocztę?

A co do tego, to czy zawsze taka byłam? To chyba tak. Odkąd pamiętam. Ale w podstawówce byłam nieśmiała, ale nie zalękniona. Dopiero w gimnazjum/liceum zaczęłam się wszystkiego bać, a jak poszłam na studia to lęk uniemożliwia mi normalnie funkcjonowanie

Ale są też rzeczy, które mimo lęku robię. Np. podróże, kocham wyjeżdżać, być w nowych miejscach, w ciepłych krajach itp. Mimo, że panicznie boję się latać samolotem to jakoś pokonuję ten strach i lecę. Co prawda, pomagam sobie tabletkami uspokajającymi ziołowymi, ale jednak nie rezygnuję z jakiejś wycieczki, tylko dlatego, że boję się lotu. A z innych rzeczy potrafię zrezygnować, żeby tylko nie odczuwać tego paraliżującego strachu
Nie chce stawiac tu zadnej diagnozy, ale...moze faktycznie powinnas udac sie do psychologa. takie sytuacje zdarzaly mi sie w centrach handlowych, gdy sie umowilam z TZtem, a on sie spoznil np 15 min. Stalam i plakalam mu do telefonu, zeby przyjechal jak najszybciej przeciez tu tyle ludzi, paralizuja mnie, nie mam gdzie pojsc itd itp. Jezeli to to samo, to bez profesjonalnej pracy naad soba, albo lekami faktycznie moze sie obejsc. Ale nie przejmuj sie, to nie jest nic co umniejszy Twoja wartosc. To cos co pomoze Ci funkcjonowac i poczuc sie lepiej, pewniej i bardziej komfortowo.
Z poczta miala tam samo. Z zyciem mialam tak samo. kladac sie do lozka szukalam powodu, dla ktorego nie musze rano wstac i isc na zajecia. Nie daj sie takim rzeczom! do psychologa mozna sprobowac pojsc z NFZtu - nie zawsze jest. ale sprobuj chociaz sie zapisac, to bedzie juz jeden krok naprzod. Daj znac jak to zrobisz (taki czynnik motywujacy).
__________________
Lubisz metal? Poznaj Strain!
Nebula jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 12:47   #4942
fioleciasto
Zakorzenienie
 
Avatar fioleciasto
 
Zarejestrowany: 2009-02
Lokalizacja: wielkopolska
Wiadomości: 113 781
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Do zrobienia na teraz:

  • opracować zagadnienia na jutrzejsze zaliczenie
Choć jedno, choć kilka, choć cokolwiek. Także do roboty
__________________
08.2017 (8tc)[*]
12.2017 (15tc)[*]

Najszczęśliwsza na świecie podwójna mama



2021 :82
2022 :26
fioleciasto jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 12:52   #4943
CandyShopGirl
Raczkowanie
 
Avatar CandyShopGirl
 
Zarejestrowany: 2008-02
Wiadomości: 317
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

To i ja - dzień dobry wszystkim! Trochę zły moment na coming-out, bo widzę, że tu nastroje nie najlepsze... Ale prokrastynowanie nawet przywitania wydało mi się już zbyt hadkorowe, no bez przesady...

Poczytuję Was od dłuższego czasu, a im więcej mam ważnych rzeczy na głowie, tym intensywniej Was podczytuję. Wydaje mi się, że znam już każdą z Was tak dobrze, jakbyśmy chodziły razem na kawę co najmniej raz w tygodniu. I bardzo, bardzo imponuje mi Wasza determinacja w dążeniu do celu, wspólna motywacja, relacje z codziennych, nawet najmniejszy sukcesów i wspieranie się, kiedy komuś podwinie się noga... Ja też tak chcę! Co prawda udzielanie się w tym wątku da mi kolejny pretekst do unikania robienia tego, co muszę zrobić , ale - póki co będzie to i tak jedna z najbardziej pożytecznych form tego unikania - a kiedy już uda mi się magicznie przepoczwarzyć w zorganizowaną kobietę sukcesu, z radością podwinę kiecę i od Was ucieknę (jestem pewna, że wiecie, o co mi chodzi - i każdej z Was tego życzę )

Zacznę powolutku, od listy na dziś:
  • wylizanie do czysta łazienki, kuchni i kurzu, który zaczyna już przybierać niepokojące kształty - DONE
  • przepisanie do magicznego kajecika co najmniej trzech unitów z angielskiego
  • wymyślenie dobrego usprawiedliwienia, finalne przetłumaczenie i przesłanie do pani profesor tekstu, którego deadline upłynął... w wigilię
  • pochowanie po szafkach wszystkich dziwnych przedmiotów, które mogłyby wywołać niepokój u mojego taty - wpada dziś do mnie przenocować, a od kiedy tu mieszkam, czyli pół roku, nie był u mnie jeszcze nigdy. Wielkiego, sztucznego drzewka marihuany nie uda mi się raczej nigdzie schować, więc będę iść w zaparte, że to po poprzednich lokatorach... - DONE (tylko żebym później znalazła ten żel durexa...)


Ah, cenna rada na sprzątanie! Nigdy nie mogłam się do tego zabrać, ale od kiedy sprzątam przy użyciu dwóch rzeczy - gumowych rękawic i setek nawilżanych jednorazowych chusteczek do czyszczenia - jakoś wszystko idzie mi zaskakująco łatwo, a nawet przyjemnie! Rękawice stanowią świetną ochronę przed syfem, dając psychiczny komfort, że żadna część mojego ciała się z nim nie zetknie; a nawilżane chusteczki (polecam te najtańsze - ja wybieram się co jakiś czas do Rossman'a czy Carrefour'a i kupuję z pięć opakowań, najtańsze są po ok. 6zł opakowanie, a w opakowaniu jest tych chusteczek z 80) sprawiają, że nie trzeba babrać się w brudzie, myjąc brudną podłogę brudną szmatą maczaną w brudnej wodzie (chusteczkami na kolanach przejeżdżam kuchnię i łazienkę - nie jest tak pracochłonne, jak mogłoby się wydawać), poza tym widać na nich jak wiele brudu udaje nam się za każdym razem unicestwić (to jest budujące!), poza tym nie martwię się co zrobić z brudną ścierą (wrzucona do kosza na brudne ciuchy zgnije, zanim trafi do pralki, ręcznym myciem się brzydzę, poza tym trzeba byłoby ją jeszcze gdzieś rozwiesić do wyschnięcia, co spsuje mój tak krwawo wypracowany ład, i tak dalej...), chusteczki są nawilżane środkami czyszczącymi więc nie trzeba najpierw wszystkiego przejeżdżać Domestosem czy innym Purem... Po sprzątaniu tylko zdjąć rękawice, wyrzucić kosz pełen zużytych chusteczek (jak po wojewódzkim turnieju dla młodych onanistów ) i voila - śliczny, jak z obrazka, dom Dla mnie - rewelacja! Polecam wszystkim z awersją do sprzątania!

...i uciekam realizować cele!
__________________
Many of us spend half our time wishing for things we could have
if we didn’t spend half our time wishing.


Edytowane przez CandyShopGirl
Czas edycji: 2012-01-15 o 14:18
CandyShopGirl jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 13:04   #4944
bura kocurka
Zakorzenienie
 
Avatar bura kocurka
 
Zarejestrowany: 2007-06
Lokalizacja: Łódź
Wiadomości: 5 749
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Coffee With Milk Pokaż wiadomość
Bura Kocurko, doskonale wiem o czym piszesz, doskonale to rozumiem, bo pod względem różnych lęków jestem identyczna. Co prawda, samochodem jeżdżę, odkąd zdałam prawo jazdy (dwa lata), ale czasem, jak siadam sama za kierownicę, to ze stresu mam ochotę się popłakać. Czasem jest tak, że wsiadam i po prostu jadę, nie myślę (tak zrobiłam, jak wybrałam się sama do dużego miasta, 150km od domu, gdzie nigdy nie jeździłam po mieście z dziwnymi rondami, tramwajami nadjeżdżającymi z każdej strony i z mnóstwem samochodów na około), a czasem mam taką blokadę i czarne myśli, że boję się wjechać do mojego malutkiego miasteczka i wyobrażam sobie, że ktoś mi wyskoczy na pasy, a ja nie zauważę, albo,że z boku wyjedzie samochód prosto we mnie, a ja nie zdążę zahamować (wiem, to by była jego wina, ale moja pewność za kierownicą najbardziej by na tym ucierpiała) i wiele innych rzeczy.
Co do innych lęków. Są rzeczy, których ja się po prostu PANICZNIE BOJĘ, już nawet nie chodzi o to, że ja się stresuję tymi rzeczami, ja się po prostu BOJĘ, paraliżuje mnie strach, obezwładnia mnie i uniemożliwia zrobienie tego! A to są tak błahe sprawy, że pewnie, jakbym powiedziała o tym komuś obcemu, to by pomyślał, że jestem jakaś psychiczne chora.
Boję się np. wykonać telefonu z ogłoszenia (muszę szukać pokoju do wynajęcia, a jak mam zadzwonić do obcej osoby to robi mi się niedobrze ze strachu. dlaczego?), czasem zamiast zadzwonić piszę smsa, chociaż wiem, że lepszy byłby telefon
Boję się iść i załatwić sobie praktyki. Miałam zrobić to już ponad 2 miesiące temu. Miałam iść już na milion % w czwartek - nie poszłam, w piątek - pomyślałam, że pójdę jutro, w sobotę - za późno wstałam i stwierdziłam, że zrobię to w przyszłym tygodniu i tak w kółko Ale czego ja się boję? Wystarczy iść, wejść, uśmiechnąć się, zapytać, nikt na mnie nie nakrzyczy, nikt mi nic nie zrobi, najwyżej odmówią, a ja się i tak boję.
Przedwczoraj umówiłam się z kolegą na piwo i wiecie czego się bałam? Wejścia do pubu!!! Wyobraziłam sobie, jak wchodzę, a tam pełno ludzi, każdy się na mnie patrzy, a ja biedna, malutka, skulona w sobie... Do tego stopnia, że już prawie odwoływałam spotkania, ale w końcu poszłam. I co? Weszłam i faktycznie, pub był malutki i wszyscy zaczęli się na nas patrzeć, za nim zajęliśmy stolik, a ja chciałam wziąć nogi za pas i zwiać gdzie pieprz rośnie. A kolega musiał to zauważyć, bo zapytał się, czy wszystko ze mną w porządku, czy coś się stało.. A mi zrobiło się jeszcze bardziej głupio, bo co miałam powiedzieć? "Nic się nie stało, tylko przestraszyłam się ludzi"?
Jest wiele takich sytuacji, z którymi nie potrafię sobie poradzić. Wyjście na pocztę czy do banku jest dla mnie nie lada wyzwaniem! I często zwlekam z tym do ostatniej chwili.. Albo jadę i okazuje się, że pod pocztą nie ma miejsca, żeby zaparkować samochód, więc zamiast stanąć gdzie indziej i podejść kawałek, albo przejechać jeszcze raz, bo może coś się zwolni, to ja przeszczęśliwa wracam do domu z niezałatwioną sprawą, ale za to z wytłumaczeniem, że przecież nie było miejsca na parkingu, to jak miałam iść na pocztę?

A co do tego, to czy zawsze taka byłam? To chyba tak. Odkąd pamiętam. Ale w podstawówce byłam nieśmiała, ale nie zalękniona. Dopiero w gimnazjum/liceum zaczęłam się wszystkiego bać, a jak poszłam na studia to lęk uniemożliwia mi normalnie funkcjonowanie

Ale są też rzeczy, które mimo lęku robię. Np. podróże, kocham wyjeżdżać, być w nowych miejscach, w ciepłych krajach itp. Mimo, że panicznie boję się latać samolotem to jakoś pokonuję ten strach i lecę. Co prawda, pomagam sobie tabletkami uspokajającymi ziołowymi, ale jednak nie rezygnuję z jakiejś wycieczki, tylko dlatego, że boję się lotu. A z innych rzeczy potrafię zrezygnować, żeby tylko nie odczuwać tego paraliżującego strachu
Ja byłam i nieśmiała i jednocześnie wielu rzeczy się bałam. Bałam się powiedzieć nawet głośno: "Dzień dobry" kiedy gdzieś wchodziłam. Mówiłam bardzo cichutko i nikt nie slyszał, pamiętam że mama strasznie na mnie o to krzyczała...
Gdy chodziłam do przedszkola wysłano mnie do psychologa, właśnie z powodu nadmiernej nieśmiałości...byłam kilkukrotnie na grupowych zajęciach, ale istotnie byłam tam akurat najmniej zalęknionym dzieckiem, więc uznano, że wszystko ze mną ok. Ale chyba jednak nie było...sama nie wiem jak to ze mną jest. Później niby już było lepiej, a nawet myślałam, że jestem już "normalna". A od pewnego czasu myślę, że nie jest ze mną wcale dobrze, to się ujawnia bardzo przy takich zjazdach w dół jak dzisiaj... Z drugiej strony, to mam też chwile głębokiej wiary we własne siły, ale...to są właśnie tylko chwile.
Tak naprawdę to żal mi pieniędzy na psychologa. W zasadzie wiem co mi jest, nie potrzebuję diagnozy. Pogadać...chyba wystarczy jak napiszę coś tutaj. Najlepiej by było jakby ktoś mnie po prostu wyleczył...a zdaję sobie sprawę z tego, że psycholog tego nie zrobi Sama muszę to zrobić...
Już lepszy byłby psychiatra, bo może jakieś leki by pomogły.

I bardzo Cię przepraszam Coffee, że wchodzę z buciorami w Twój temat, ale akurat dzisiaj mam wyjątkowy jakiś kryzys i musiałam się chyba wyżalić

---------- Dopisano o 14:04 ---------- Poprzedni post napisano o 13:56 ----------

Cytat:
Napisane przez CandyShopGirl Pokaż wiadomość
Ah, cenna rada na sprzątanie! Nigdy nie mogłam się do tego zabrać, ale od kiedy sprzątam przy użyciu dwóch rzeczy - gumowych rękawic i setek nawilżanych jednorazowych chusteczek do czyszczenia - jakoś wszystko idzie mi zaskakująco łatwo, a nawet przyjemnie! Rękawice stanowią świetną ochronę przed syfem, dając psychiczny komfort, że żadna część mojego ciała się z nim nie zetknie; a nawilżane chusteczki (polecam te najtańsze - ja wybieram się co jakiś czas do Rossman'a czy Carrefour'a i kupuję z pięć opakowań, najtańsze są po ok. 6zł opakowanie, a w opakowaniu jest tych chusteczek z 80) sprawiają, że nie trzeba babrać się w brudzie, myjąc brudną podłogę brudną szmatą maczaną w brudnej wodzie (chusteczkami na kolanach przejeżdżam kuchnię i łazienkę - nie jest tak pracochłonne, jak mogłoby się wydawać), poza tym widać na nich jak wiele brudu udaje nam się za każdym razem unicestwić (to jest budujące!), poza tym nie martwię się co zrobić z brudną ścierą (wrzucona do kosza na brudne ciuchy zgnije, zanim trafi do pralki, ręcznym myciem się brzydzę, poza tym trzeba byłoby ją jeszcze gdzieś rozwiesić do wyschnięcia, co spsuje mój tak krwawo wypracowany ład, i tak dalej...), chusteczki są nawilżane środkami czyszczącymi więc nie trzeba najpierw wszystkiego przejeżdżać Domestosem czy innym Purem... Po sprzątaniu tylko zdjąć rękawice, wyrzucić kosz pełen zużytych chusteczek (jak po wojewódzkim turnieju dla młodych onanistów ) i voila - śliczny, jak z obrazka, dom Dla mnie - rewelacja! Polecam wszystkim z awersją do sprzątania!

...i uciekam realizować cele!
Też zdecydowanie lepiej mi idzie sprzątanie za pomocą takich chusteczek - nawet kurze częściej sprzątam, a wcześniej to coś okropnego...ta szmatka, która w którymś momencie zaczynała mnie kłuć w ręce (mam dużo kaktusów w pokoju) - koszmar.
Ja kupowałam wcześniej Presto, a teraz kupiłam w Lidlu - lepsze są (6zł za 80 sztuk)

A, no i witaj na wątku
__________________


Edytowane przez bura kocurka
Czas edycji: 2012-01-15 o 13:08
bura kocurka jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 13:37   #4945
Lacturia
Wtajemniczenie
 
Avatar Lacturia
 
Zarejestrowany: 2008-05
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 2 961
GG do Lacturia Send a message via Skype™ to Lacturia
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Dziewczyny myslicie ze wizyta u psychologa tudież psychiatry jest dobry pomysłem?
__________________
http://lacturia.blogspot.com Mój blog

Wymiana kosmetyczna&biżuteria&tor ebki -> https://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=778720

Wish -> https://wizaz.pl/forum/showthread.php?p=47297911
Lacturia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 13:45   #4946
Coffee With Milk
Zadomowienie
 
Avatar Coffee With Milk
 
Zarejestrowany: 2011-01
Wiadomości: 1 276
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Bura Kocurko, nie przepraszaj, mimo, że nie życzę nikomu takich stanów, jakie mam, to przepraszam, ale lepiej się poczułam, wiedząc, że nie jestem z tym sama
A może faktycznie to wymaga leczenia i same sobie z tym nie damy rady? Ponad pół roku temu poszłam do psychiatry, na NFZ. Rozmowa trwała z 20 minut, po czym Pani wypisała mi tabletki (odpowiednik Prozacu) i nic po za tym. Czułam jakiś niedosyt. Wykupiłam tabletki, poszłam do domu, przeczytałam ulotkę i jak zobaczyłam tyle, różnych skutków ubocznych to się po prostu przeraziłam. Ale połknęłam pierwszą tabletkę i wtedy wkroczyła moja mama, która mi zabrała całe opakowanie i zabroniła brać Nie wiem, czy dobrze zrobiła, czy nie, ale w każdym bądź razie na prawdę boję się tych wszystkich antydepresantów. Jak czytam, że jednym ze skutków ubocznych mogą być myśli samobójcze, to jestem jeszcze bardziej przerażona, a do tego boję się, że potem nie będę potrafiła funkcjonować bez tych tabletek i, że będę musiała je brać całe życie.
Po tej wizycie u psychiatry, poszłam do psychologa, już prywatnie, ale wtedy właśnie moje życie się zmieniło, bo rozstałam się z chłopakiem i za bardzo nie miałam wtedy powodu, dla którego miałabym chodzić na wizyty, a może miałam wtedy po prostu lepszy czas?
A teraz czuję, że muszę znów coś zrobić... Ale nie chcę znów słuchać od mamy, że wymyślam, że mam nie robić z siebie wariatki, że mam się wziąć w garść, bo życie przede mną itd. Szkoda, że ona nie rozumie tego wszystkiego. Ona tłumaczy, że też czasem odwleka wyjście gdzieś, bo jej się nie chce i mówi, że to przez lenistwo i, że ja też jestem leniwa. Tak, ja wiem, że jestem, ale to nie zmienia faktu, że odwlekanie wszystkiego nie bierze się tylko z mojego lenistwa, ale bardziej ze strachu, z paraliżującego lęku...

---------- Dopisano o 14:40 ---------- Poprzedni post napisano o 14:37 ----------

Cytat:
Napisane przez Lacturia Pokaż wiadomość
Dziewczyny myslicie ze wizyta u psychologa tudież psychiatry jest dobry pomysłem?
Myślę, że tak, ale trzeba trafić na dobrego psychologa/psychiatrę. Ja nie jestem za braniem leków antydepresyjnych, czy jakichkolwiek ulepszaczy życia/samopoczucia i myślę, że zawsze warto najpierw zacząć od rozmowy, terapii, od kilku wizyt, bo może się okazać, że leki nie są wcale potrzebne. Ale jeżeli już nie ma innego wyjścia, to trzeba je zacząć brać...
Ale wizyta u psychologa czy psychiatry jest jak najbardziej dobrym pomysłem i ja chyba też znów do nich powrócę...

---------- Dopisano o 14:45 ---------- Poprzedni post napisano o 14:40 ----------

Cytat:
Napisane przez Nebula Pokaż wiadomość
Nie chce stawiac tu zadnej diagnozy, ale...moze faktycznie powinnas udac sie do psychologa. takie sytuacje zdarzaly mi sie w centrach handlowych, gdy sie umowilam z TZtem, a on sie spoznil np 15 min. Stalam i plakalam mu do telefonu, zeby przyjechal jak najszybciej przeciez tu tyle ludzi, paralizuja mnie, nie mam gdzie pojsc itd itp. Jezeli to to samo, to bez profesjonalnej pracy naad soba, albo lekami faktycznie moze sie obejsc. Ale nie przejmuj sie, to nie jest nic co umniejszy Twoja wartosc. To cos co pomoze Ci funkcjonowac i poczuc sie lepiej, pewniej i bardziej komfortowo.
Z poczta miala tam samo. Z zyciem mialam tak samo. kladac sie do lozka szukalam powodu, dla ktorego nie musze rano wstac i isc na zajecia. Nie daj sie takim rzeczom! do psychologa mozna sprobowac pojsc z NFZtu - nie zawsze jest. ale sprobuj chociaz sie zapisac, to bedzie juz jeden krok naprzod. Daj znac jak to zrobisz (taki czynnik motywujacy).
Nebulko, jak sobie z tym poradziłaś? Chodziłaś do psychologa/psychiatry? Brałaś leki? Bierzesz nadal? Możesz powiedzieć coś więcej? Chciałabym wiedzieć, że coś może mi na prawdę pomóc, bo boję się, że kiedyś dojdzie do sytuacji, kiedy w ogóle nie wyjdę z domu Z resztą już się tak czasem zdarza, że mimo, że mam parę spraw do załatwienia, to cały dzień nie wyjdę, bo po prostu ogarnia mnie nieuzasadniony lęk przed wyjściem z domu.
Coffee With Milk jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 13:46   #4947
CandyShopGirl
Raczkowanie
 
Avatar CandyShopGirl
 
Zarejestrowany: 2008-02
Wiadomości: 317
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez bura kocurka Pokaż wiadomość
A, no i witaj na wątku
Dziękuję ślicznie

I żałuję, ale nic z nieśmiałością Wam nie pomogę... Ale coś, co świetnie działa w moim przypadku, to mieć kompletnie wywalone, co inni ludzie sobie o nas pomyślą. Tak, żeby wisiało kalafiorem totalnie.
Ile to razy mijaliśmy ludzi z jakimś wizualnym defektem, albo zachowujących się jakoś megadziwnie, albo przedziwnie mówiących, albo potykających się, albo w ogóle będącymi chodząca klęską żywiołową - no i... co? Byli, przeszli, poszli sobie dalej żyć gdzieś indziej. Dziś nie potrafię przywołać z pamięci żadnego człowieka, który wywołał we mnie spazmy śmiechu, ogromną niechęć czy cokolwiek innego, co mogłabym podciągnąć pod moją reakcję na jego 'upokorzenie'. A jestem pewna, że codziennie mijam takich ludzi dziesiątki.
Sama wychodzę na poranny spacer z psem z przyklejonymi do czoła włosami, bez żadnego makijażu, z kubkiem kawy w jednej ręce i woreczkiem z psią kupą w drugiej, do tego mam na sobie kompletnie losowy zestaw ciuchów i odstające na wszystkie strony sznurówki i... co I nic! Podejrzewam, że połowa mijających mnie ludzi nawet mnie nie zauważa, zajęta swoimi sprawami, a druga połowa - nawet jeśli sobie coś pomyśli - to kompletnie nie wywrze to wpływu na moim życiu, czyjeś myśli nie zmienią w nim nic, a już zwłaszcza myśli kogoś, kogo nigdy w życiu już nie spotkam - człowieka w autobusie, pani przyjmującej zamówienia na pizzę, babci w kolejce na poczcie, recepcjonistki w hotelu, sklepikarki, głupiej koleżanki ze studiów i tak dalej... Od kiedy uświadomiłam sobie, że paradoksalnie to, że wcale nie jestem pępkiem świata, jest moim największym darem od losu - wyzbyłam się obiekcji przed kontaktem z ludźmi całkowicie. Ktoś sobie coś złego o mnie pomyśli, będzie się ze mnie śmiał - no to co, niech ginie
__________________
Many of us spend half our time wishing for things we could have
if we didn’t spend half our time wishing.

CandyShopGirl jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 13:52   #4948
Nebula
Zakorzenienie
 
Avatar Nebula
 
Zarejestrowany: 2007-01
Wiadomości: 5 326
GG do Nebula
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez Coffee With Milk Pokaż wiadomość

Nebulko, jak sobie z tym poradziłaś? Chodziłaś do psychologa/psychiatry? Brałaś leki? Bierzesz nadal? Możesz powiedzieć coś więcej? Chciałabym wiedzieć, że coś może mi na prawdę pomóc, bo boję się, że kiedyś dojdzie do sytuacji, kiedy w ogóle nie wyjdę z domu Z resztą już się tak czasem zdarza, że mimo, że mam parę spraw do załatwienia, to cały dzień nie wyjdę, bo po prostu ogarnia mnie nieuzasadniony lęk przed wyjściem z domu.
Poszlam do psychologa, dostalam leki (asentre) bralam 2 lata. potem odstawilam, po 2ch latach niestety potrzebowalam nadal pomocy psychologa. Ale nigdy bym sie nie zdecydowala na ponowne branie, a wzlaszcza tak dlugo lekow. fakt, ze one pomogly, uregulowaly mnie, ale same leki imho to bardzo kiepskie rozwiazanie. najlepiej isc do psychologa na rozmowy, by podal Ci przepis na to jak sobei z tym poradzic. Same leki po takim czasie Cie otepia i nic Ci sie nie bedzie chcialo, na niczym nie bedzie Ci zalezalo (to ryzyko, nie musi tak byc).

Grunt to wiedziec, ze to co sie dzieje, nie jest anormalne - to zycie. I nic zlego sie nie bedzie dzialo, jezeli skorzystasz z takiej pomocy.
__________________
Lubisz metal? Poznaj Strain!
Nebula jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 13:53   #4949
Lacturia
Wtajemniczenie
 
Avatar Lacturia
 
Zarejestrowany: 2008-05
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 2 961
GG do Lacturia Send a message via Skype™ to Lacturia
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Jezu, napisałam posta i sie skasowało...

U mnie to tez wynika z tego, ze moje poczucie wartosci jest niekompatybilne z moim charakterem i generalnie osobowoscia, mozliwosciami. Rodzice we mnie to wszczepili, ze nigdy nie czulam sie tak dobra jak bylam... Masakra. Zawsze jak robilam cos takiego 'wiekszego' to sie patrzyli na mnie zdziwieni, czemu? Przeciez sa do tego lepsi...
Teraz tez mam problem z tym, ze powinnam robic cos, ale potem zalacza mi sie 'Czy ja moge robic takie rzeczy? Kompletnie sie do tego nie nadaje? W zyciu tego nei osiagne, sa przeciez lepsi'. I to mnie sztrasznie chamuje, nawet nie probuje, tylko poddaje sie bez walki.
Kiedys myslalam ze to jest lenistwo, moze troche tez, ale nie koniecznie... Po prostu takie zdemotywowanie, nie potrafie sobie z tym poradzic.

No i mam problemy z odzywianiem. Kiedys obsesyjnie sie odchudzałam, a teraz przeszło mi to w kompulsywne obżeranie sie... Jem ze stresu, nudów, smutku...

No i za czesto mam doly. Takie ze nie chce mi sie wychodzic z domu. Straszne


A i jeszcze, mam strasznie, ale to strasznie duzy problem z tym, ze nigdy nie jestem idealna. Nie wiem. To jest popieprzone. Wymagam od siebie 1000000x wiecej niz od innych ludzi. Potrafie docenic cos u kogos, nigdy u siebie. Wiecznie wydaje mi sie ze wygladam tak, ze innym jest slabo na moj widok. Gora tluszczu z czerowona od naczynek twarza....
__________________
http://lacturia.blogspot.com Mój blog

Wymiana kosmetyczna&biżuteria&tor ebki -> https://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=778720

Wish -> https://wizaz.pl/forum/showthread.php?p=47297911

Edytowane przez Lacturia
Czas edycji: 2012-01-15 o 13:55
Lacturia jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2012-01-15, 13:57   #4950
Nebula
Zakorzenienie
 
Avatar Nebula
 
Zarejestrowany: 2007-01
Wiadomości: 5 326
GG do Nebula
Dot.: Prokrastynacja - czyli zgubne odkładanie na później...

Cytat:
Napisane przez bura kocurka Pokaż wiadomość

Nebula, zapisałaś się tutaj na jakieś zajęcia z tańca? Jak nie, to zapisz się na weekend. Może wtedy będzie Ci mniej smutno w te 2 dni w tygodniu
no wlasnie nawet na dwa rozne! Ale sa w Pn i Czw dlatego jak na zlosc, wszystko mam w tygodniu. a weekend to jakies takie...pf.
zaraz chyba wezme sie za prysznic i pojde do sklepu po podstawowe produkty....
__________________
Lubisz metal? Poznaj Strain!

Edytowane przez Nebula
Czas edycji: 2012-01-15 o 14:02
Nebula jest offline Zgłoś do moderatora  
Zamknij wątek

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2014-01-01 00:00:00


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 17:34.






© 2000 - 2025 Wizaz.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Jakiekolwiek aktywności, w szczególności: pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie, lub inne wykorzystywanie treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, w szczególności w celu ich eksploracji, zmierzającej do tworzenia, rozwoju, modyfikacji i szkolenia systemów uczenia maszynowego, algorytmów lub sztucznej inteligencji Obowiązek uzyskania wyraźnej i jednoznacznej zgody wymagany jest bez względu sposób pobierania, zwielokrotniania, przechowywania lub innego wykorzystywania treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, jak również bez względu na charakter tych treści, danych i informacji.

Powyższe nie dotyczy wyłącznie przypadków wykorzystywania treści, danych i informacji w celu umożliwienia i ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz umożliwienia pozycjonowania stron internetowych zawierających serwisy internetowe w ramach indeksowania wyników wyszukiwania wyszukiwarek internetowych

Więcej informacji znajdziesz tutaj.