2016-02-17, 22:36 | #31 | |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2014-01
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Wiadomości: 1 567
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Cytat:
Dlatego pytanie w temacie jest otwarte, bo słyszałam już tutaj na Wizażu historie, gdzie przez religie w szkole ludzie się bali. Nie powiesz mi, że to nie miało wpływu na jej postrzeganie, zwłaszcza u młodej osoby. Co do nauczycieli: nie zgodzę się. Nie u każdego działa to tak jak u Ciebie. U mnie wręcz było odwrotnie. Historyk przez swoje opowieści na lekcji zainteresował mnie tym przedmiotem do tego stopnia, że szkołe skończyłam jako olimpijczyk z tej dziedziny. Natomiast dwóch matematyków było do kitu, nic nie umiało wytłumaczyć, więc oceny miałam kiepskie i nie rozumiałam prawie nic. Dopiero na studiach zobaczyłam, że tak naprawdę umiem i statystykę i matematykę jak ktoś umie wytłumaczyć oraz zainteresować. Także wiesz...
__________________
Niemożliwe jest tylko to, co sami takim uczynimy... |
|
2016-02-18, 07:52 | #32 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2008-05
Wiadomości: 3 240
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Treść usunięta
Edytowane przez ef54e0a2a1d8c328bd9581b7d386552d742cc4ca Czas edycji: 2016-02-18 o 07:55 |
2016-02-18, 08:28 | #33 |
plum plum
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 4 384
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Miałam kiedyś znajomego, niedoszłego księdza, który uważał, że ot tak sobie nie można przestać wierzyć w boga, on przyczyny tego doszukiwał się zawsze w doświadczeniach danej osoby z księżmi albo katechetami
__________________
May the Force be with You!
|
2016-02-18, 09:10 | #34 |
Are you talking to me?!
Zarejestrowany: 2009-04
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 5 875
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Podstawówka i gimnazjum okej (aczkolwiek było odpytywanie kto był na mszy, jakie było czytanie z pisma itd.). W LO trafiłam na nawiedzonego księdza, który stwierdził, że dziewczyny uprawiające seks przed ślubem, to podłe grzesznice zasługujące na pogardę. Zapytałam więc, co z facetami uprawiającymi seks przed ślubem i w zasadzie to dlaczego on ocenia ludzi, skoro Jezus mówił, by nie oceniać ludzi? No i wyszłam z zajęć
__________________
|
2016-02-18, 09:40 | #35 | |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-10
Lokalizacja: Mazowieckie
Wiadomości: 458
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Cytat:
__________________
some dance to remember some dance to forget |
|
2016-02-18, 09:44 | #36 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-01
Lokalizacja: Mazowieckie
Wiadomości: 6 838
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
W moim przypadku, to nie jest ateizm, ale po prostu omijanie kościoła - jako budynku, bo do Kościoła nadal należę, jestem ochrzczona i mam wszystkie sakramenty. Nazywanie kogoś wierzącym - niepraktykującym, uważam za bezsens - głupie usprawiedliwianie.
Nie chodzę do kościoła z czystego lenistwa. Co do jakiś zapamiętanych przykrych historii, które mogłabym napisać, a potem kilka osób by się zebrało i dopingowało podejście anty-religia - nie pamiętam nic. Może dlatego, że naprawdę trafiali się w porządku nauczyciele. Lubiłam chodzić na religię w podstawówce, w LO - uczęszczałam do Katolickiego Liceum na studiach jednak jakoś przestało mi być po drodze i teraz też jest podobnie. Niestety. Wiara dawała mi sporo. Nawet od czasu do czasu się modlę, bo tego potrzebuję. Ale jakiś głupi upór nie daje mi chęci chodzenia... Sądzę, że nie będę ateistką, bo naprawdę wiele rzeczy akceptuję z wiary. I jak napisała Falabella " Nie podoba mi się wiele zachowań i zagrań kościoła, ale nie jestem tez krytykantem - ludzie są dobrzy i źli, wszędzie, choćby się chciało, aby sami aniołowie wypełniali świat i raczej nie oceniam kościoła jako instytucji (źle by wypadli ), tylko przez pryzmat wierzących osób, tych dobrych." ---------- Dopisano o 10:44 ---------- Poprzedni post napisano o 10:41 ---------- Cytat:
Dokładnie - zgadzam się. Lekarz - też powinien mieć powołanie. Tłumaczenie, że ksiądz musi mieć powołanie, żeby nie odwalał swojego podejścia do przekazywania ludziom wiary w Boga, to bezsens. Są różni ludzie, są różne podejścia. Wolę mieć lepszego lekarza, który się mną zainteresuje - a nie oleje, niż księdza z mega powołaniem. Sorry, ale taka prawda. Wiarę, każdy ma swoją...w środku, to ona pomaga. A choroby sama nie wyleczysz. Chyba, że katar
__________________
10.08.2008 28.04.2012 Córcia 21.04.2018 <3 |
|
2016-02-18, 10:10 | #37 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2013-04
Wiadomości: 6 592
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
W 2 klasie gimnazjum ksiądz rozwodził się nad tym jakim to brakiem szacunku jest seks przedmałżeński, że to zwierzęce zaspokojenie własnych potrzeb. Po około 3-4 latach wyszło na jaw, że miał romans z zamężną babką, tym samym doprowadził do rozpadu małżeństwa, a jego oddelegowano najpierw do innej parafii, a potem na misję do Boliwii. Straciłam do niego wtedy cały szacunek, a szkoda, bo go lubiłam (mimo, że już chyba wtedy zaczynał się mój ateizm, ale po prostu równy był z niego gość).
W liceum ksiądz opowiadał, że przez mikropory w prezerwatywie przechodzą plemniki Ciekawe czy sam w to wierzy. Na religię w liceum chodziłam tylko dlatego, że była między innymi lekcjami, w tym czasie ci niezainteresowani mogli sobie odrobić lekcje, pouczyć się. Edytowane przez b82ed09e83d6cc96f3cec4b39c6008ed9e8c5acd_5dd330825eb9e Czas edycji: 2016-02-18 o 10:12 |
2016-02-18, 10:18 | #38 | |
plum plum
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 4 384
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Cytat:
Mi tam generalnie zwisa, czy ksiądz ma powołanie czy nie, bo w ogóle nie korzystam z ich usług. Ale jeśli jakaś organizacja co innego deklaruje, a co innego robi, to można śmiało mówić o hipokryzji. Pisałam już wyżej, że KK, zwłaszcza w Polsce, nie ma absolutnie żadnego pomysłu na dialog z ludźmi, dotarcie do nich. Puste kościoły to nie wina wiernych, a księży.
__________________
May the Force be with You!
|
|
2016-02-18, 10:28 | #39 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-01
Lokalizacja: Mazowieckie
Wiadomości: 6 838
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Cytat:
To tyczyło się posta osoby, która uważa, że ksiądz musi mieć powołanie - tak, jakby inni nie potrzebowali. To dopiero ciekawostka. Ale rozumiem temat, który zacznie prowadzić do wykrzykiwania, co kto i jak - bo każdy Polak lepiej wie, co i jak powinno być. Szczególnie jeśli chodzi o religię.
__________________
10.08.2008 28.04.2012 Córcia 21.04.2018 <3 |
|
2016-02-18, 10:44 | #40 | |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-10
Lokalizacja: Mazowieckie
Wiadomości: 458
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Cytat:
Jeżeli uważasz ,że to ,że ksiądz musi mieć powołanie to bezsens, to bezsensem jest rozmowa z tobą.
__________________
some dance to remember some dance to forget Edytowane przez Kat2890 Czas edycji: 2016-02-18 o 10:47 |
|
2016-02-18, 11:14 | #41 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-01
Lokalizacja: Mazowieckie
Wiadomości: 6 838
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Cytat:
Ale my ze sobą nie rozmawiałyśmy. Udzielam się w dyskusji. Każdy może. Czemu od razu taki bulwers? Ja się odniosłam do Twojego posta, a nie traktowałam go jako głupi przykład. I tak o to widać, że jednak rozmowa w przypadku dwóch innych poglądów może nie być na odpowiednim poziomie. Bo Ktoś się musi zdenerwować. Temat dotyczy konkretnie: "Doświadczenia z religią w szkole" - czyli czy coś dały, czy nie. Temat nie brzmi - doświadczenia z prowadzącym lekcje religii w szkole.
__________________
10.08.2008 28.04.2012 Córcia 21.04.2018 <3 |
|
2016-02-18, 11:25 | #42 | |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-10
Lokalizacja: Mazowieckie
Wiadomości: 458
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Cytat:
Temat dotyczy doświadczeń z religią w szkole, głównymi bohaterami teamtu są prowadzący zajęcia i to o nich jest mowa.
__________________
some dance to remember some dance to forget |
|
2016-02-18, 11:42 | #43 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2009-02
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 646
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Ja miałam fajną katechetkę, a potem fajnego księdza w podstawówce. Jestem z czasów przed "gimnazyjnych"wiec gimnazjum nie miałam. W LO ksiądz był jeszcze fajniejszy. Nawet nam pomagał odrabiać niektóre trudniejsz prace domowe jak mieliśmy kłopot na religii, np. z francuskiego.
Z kolei w 8 klasie podstawówki zjawiła się nowa wf-istka mega pofiksowana na punkcie religii. Np. Kazała nam klękać na boisku i mowić "ojcze nasz" jak przjeżdzała karetka. Serio. Oczywiście 8 klasistki średnio się nią przejmowały ale dla młodszych dzieci była straszna. Szybko jąwywalili ze szkoły zresztą. Nie sądzę żeby miała wpływ na mnie w jakikolwiek sposób poza tym, że była chodzącym skeczem ( koleżanka została np zaprowadzona do dyrekcji za pokazanie Rabka czerwonych majtek przy kręceniu biodrami, nazwana "nasieniem szatana, które trzeba odizolować od klasy" ) Miałam eż w LO etykę. Lubiłam tem przedmiot. Z tym, że pani prowadząca zajęcia miewała chwile kiedy odrywała sięwe tematu i opowiadała uczniom że widziała UFO. Że jej dzieci maja jakieś chipy wszczepione przez kosmitów - ale to byli dobrzy kosmici )) naprawdę, nie zmyślam. Ni, szkoła wcale nie miała wpływu na mój ateizm. Jeśli już to raczej język polski - podejściedo Biblii jak do książki, przeczytani jej tak poprószy, przemyślenie. Poznanie słowa "dogmat". A najbardziej wpływ miała biologia. Bardzo lubiłam biologię, dużo się jej uczyłam. Kamieniem milowym było dla mnie zakazywanie przez misjonarzy używania prezerwatyw w krajach 3 świata gdzie panuje epidemia AIDS, innych chorób a ludzie nie są w stanie wykarmić dzieci. Dla mnie to było nie pojęte i od tego się zaczęły moje watpliwości. |
2016-02-18, 15:00 | #44 |
Przepompownia Ścieków
Zarejestrowany: 2012-07
Lokalizacja: z (pod)Ziemi
Wiadomości: 1 159
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Ateistką nie jestem, bo w Boga - Absolut, coś więcej ponad nami wierzę.
Z perspektywy czasu widzę, że miałam beznadziejnych katechetów w większości. Z podstawówki pamiętam okrągłego księżulka, który miał humory jak baba w ciąży (bez obrazy ). Jednego dnia wygłupiał się i kazał do siebie mówić "misio kuleczka" czy coś w ten deseń , aby na kolejnej katechezie wpisywać uwagi za to, że ktoś się odwrócił do kolegi, bo chciał pożyczyć gumkę do mazania. Jak dla mnie kolo miał zaburzenia psychiczne, albo władza nad dziećmi mu uderzyła do tej pulchnej głowy. Nauka spowiedzi u niego to była po prostu kpina: klękałeś obok jego biurka jak do konfesjonału, a on kazał ułożyć zgięte nogi idealnie prostopadle do pleców, czaicie? Chory człowiek. Traumę miałam przed każdą spowiedzią w moim życiu. I ogromne wyrzuty sumienia, że nie potrafię wyznać grzechów pośrednikowi bożemu, LOL. A baaaaardzo to przeżywałam zawsze, do ostatniej spowiedzi w życiu. Od dziecka czułam obecność boga i potrzebę kontaktu z nim, dlatego bolało mnie serce zawsze, gdy przez moją niechęć do spowiedzi byłam w jakiś sposób przez niego odtrącana (oczywiście było to mówione między wierszami przez katechetów). Oczywiście rysowanie, wklejanie i kolorowanie jezusków, maryjek itd. miało miejsce od przedszkola do późnej podstawówki i dalej Katechetki z podstawówki: jedna o anielskiej cierpliwości, która mówiła spokojnie wszystko co chciała powiedzieć, mimo wrzeszczących gówniarzy w klasie. Druga powalona, bardzo niesympatyczna, wiecznie krytykująca. Daj pan spokój. W gimnazjum mieliśmy b. mądrego księdza za katechetę, ale niestety po 2 latach musiał nagle wyjechać do innej parafii. Po nim, w późnym gimn. i przez większość LO mieliśmy relę z innym księdzem - wrzodowcem, palącym 3 paczki fajek dziennie. Choleryk jak cholera, wyrzucał dzieciaki z klasy itp. Ale był błyskotliwy i ironiczny, więc dało się go słuchać na tych lekcjach. Tresował nas przed bierzmowaniem jak psy Pedant do kwadratu, z obsesją na punkcie perfekcji. Prawie sam siebie beatyfikował, kiedy dostał publicznie pochwałę od biskupa, który nas bierzmował Na jego miejsce pojawił się ksiądz, który choć niegłupi, nie posiadał charyzmy za specjalnej, ani nie umiał wejść w ciekawy dialog. Za to puszczał nam namiętnie "najlepsze kawałki" z "Pasji" Gibsona, co w pewnym momencie mnie wyprowadziło z równowagi. Przecież ten film to nie "Piła" na litość boską. Sorry, oglądasz sceny, na których niewinny człowiek jest bezlitośnie biczowany, niemal do śmierci, a uczniowie na to patrzący w**erdalają wafelki i popijają kawę ze sklepiku. Po filmie żadnego dialogu o śmierci, o Jezusie i jego naukach, o niczym. Ale grunt, że katecheza odbębniona. Dzisiaj mam w nosie KK, nie czepiam się, ale niech on nie czepia się mnie też. Myślę nad apostazją. Nie jestem religijna, ale jestem wierząca. Wyżaliłam się, dziękuję |
2016-02-18, 16:04 | #45 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2016-02
Wiadomości: 8
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Podstawówka i krótko w gimnazjum: Religia z katechetką. Katechetki były takie sobie, ale nie przypominam sobie żadnych incydentów typu przemoc fizyczna czy straszenie piekłem Babeczki po prostu nie miały charyzmy. No cóż, jeden nauczyciel ma to "coś" inny nie... Lekcje według schematu: wykład + notatka w zeszycie. Nuuuuda. Oceny na podstawie kartkówek i sprawdzianów.
Gimnazjum (w tym przygotowanie do bierzmowania): lekcje z księdzem, a nawet z kilkoma (?) To było tak dawno, już nawet nie pamiętam dokładnie ilu tych księży było w ciągu 3 lat edukacji... Pamiętam dwóch. Księża byli raczej w porządku, nie mam żadnych złych wspomnień. Na pewno nie działo się nic patologicznego Ale też nic z tych lekcji nie wyniosłam. Znowu schemat: wykład + notatka do zeszytu, a potem kartkówka. Nuuuuda. Liceum: religia z bardzo fajnym księdzem. Bardzo otwarty, kulturalny człowiek, widać było, że ludzi ludzi i młodzież. Niestety, klasa była jaka była... Trudno było przeprowadzić lekcję, ale ksiądz się starał. Zawsze zaczynał zajęcia od tego czy może jest coś o czym chcemy porozmawiać, zapytać, itd. Były dyskusje. Ksiądz przedstawiał stanowisko Kościoła, ale też uważnie słuchał jeżeli ktoś miał inne zdanie. A mówiliśmy szczerze o naszych poglądach: o seksie przed ślubem, o bogactwie biskupów i księży, itd. Jeżeli padały chamskie komentarze to niestety, ze strony klasy I zachowanie klasy pozostawiało wiele do życzenia... Jakby nie można było wyjść na korytarz albo chociaż w spokoju czytać/słuchać muzyki na mp3 albo robić coś innego w ciszy... Eh... Odeszłam od kościoła katolickiego, ale jeżeli kiedyś będę chciała szczerze porozmawiać na temat wiary albo np. się wyspowiadać to poszukam kontaktu do tego księdza z liceum. |
2016-02-18, 18:27 | #46 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 267
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Jestem ateistką, wierzyłam w dzieciństwie, ale kiedy dostałam swój pokój (miałam 4-5 lat) przestałam klepać paciorki przed snem i ta wiara zaczęła mi stopniowo przechodzić sama, nie wiem, kiedy dokładnie, ale nie zastanawiałam się czy wierzę czy nie jakoś do 4-5 klasy podstawówki. Ta dziecięca wiara nie była po prostu pielęgnowana, bardzo rzadko chodziliśmy z rodzicami na msze, najczęściej staliśmy na zewnątrz lub przy wejściu i nawet nie mogłam usiąść, zawsze marudziłam i mi się nudziło, do dzisiaj w kościołach gapię się na sufit/podziwiam architekturę bo tylko to mnie może zająć (i przez patrzenie w górę niektórzy myśleli, że jestem jakoś bardzo uduchowiona ). Myślę, że religia w szkole nie wpłynęła zbytnio na moje przejście na ateizm, co wpłynęło opiszę na końcu.
No więc zerówka (roczniki pięcio i sześciolatków, bo poszłam rok wcześniej i chodziłam dwa lata) - w jednym roku była katechetka, której nie pamiętam. W drugim nasz parafialny proboszcz. To były dwa lata kolorowania obrazków ze świętymi i śpiewania piosenek "z pokazywaniem" o Jezusie, który wyciąga człowieka z opresji lub depcze Szatana, albo "Na jeziorze wielka burza" w wersji normalnej i po śląsku. No i po czasie myślę, że pokazywanie jak się depcze Szatana było niebyt edukacyjne (przemoc i straszenie piekiełkiem), ale dzieciakom to chyba nie przeszkadzało. Klasy 1-3 podstawówki (w tej samej szkole, co zerówka): przewinęła się zakonnica, której też nie pamiętam, ten sam proboszcz przygotowujący nas do komunii i wikary. W sumie wyglądało to podobnie jak w zerówce, z tego okresu pamiętam tylko głównie komunię, kiedy miałam doła (nie wiem, czemu) i przechwalanie się kto dostał lepsze prezenty. 4-5 klasa: wikary, chyba ten sam co w 3 klasie, spoko gościu. Pamiętam głównie jak się nazywał i kłótnię koleżanki z nim, bo obraziła się, że nie może zostać ministrantką. Dzieciaki miały zeszyty z JPII. Ja miałam z Jezuskiem i się ze mnie śmiali (wtf?). 6 klasa - następny wikary, dość egocentryczny gościu, lubił jak nauczycielki i rodzie zwracali się do niego z respektem, głaskał się po brodzie i patrzył się z wyższością. Lubił żarciki w stylu "Marcin pójdzie do zakonu, zakonu św. Marcina - cztery nogi, jedna pierzyna". Bardzo mnie zraził do siebie tekstem, że niewierzący nie są w stanie nikogo kochać, bo tylko Bóg daje nam miłość i umiejętność kochania innych. A i pod koniec podstawówki było strasznie dużo wałkowania wszystkiego, co krwawe i bolesne w naukach o Jezusie, tajemnice różańca, opisy męki, piosenki o rysowaniu krzyża z kropelką krwi. Na dłuższą metę było to męczące. Gimnazjum. Pierwsza klasa - zakonnica, która miała fioła na punkcie przemycania polityki na lekcji. W kwietniu była katastrofa w Smoleńsku i babka nakrzyczała na nas, że mało kto z mieszkańców miał wywieszoną flagę i nie jesteśmy prawdziwymi patriotami. A nie wiedziała, kto nim jest a kto nie, bo nie wiedziała, gdzie kto mieszka i że ponad połowa klasy była z innej miejscowości. Mieliśmy na lekcjach znowu kolorowanki jak w początkowych latach podstawówki i czytanie Biblii. Musieliśmy mieć własną. Zapytałam co jeśli nie mam w domu i otrzymałam srogi ochrzan, jak porządna, katolicka rodzina może jej nie mieć. Przejęłam się tym wtedy, narobiła mi wstydu przed całą klasą i trzeba było kupić. W drugiej klasie przyszła nowa siostra, mówiliśmy na nią Nutella (od przekręconego zakonnego imienia), naprawdę dało się ją lubić i porozmawiać z nią o wszystkim. Miała u mnie plusa od kiedy zauważyłam, że gibie się przy punkowej piosence - jakoś zburzyło to mój pogląd o oderwanych od świata, zdewociałych "pingwinach". No i okazało się, że za młodu była dość zbuntowaną nastolatką i łatwo było złapać z nią wspólne tematy do rozmowy. Naprawdę pozytywna kobieta. Trzecia gimnazjum i przygotowanie do bierzmowania. Religii uczył nas nudny ksiądz, w zasadzi siedzieliśmy w klasie i robiliśmy co chcemy, on coś robił na komputerze i tak przez cały rok. W pierwszej liceum był przynudzający ksiądz. Rozwiązywaliśmy krzyżówki na lekcji zamiast go słuchać. W drugiej i trzeciej klasie był katecheta. Ponoć fajny, ale nie miałam ochoty dłużej chodzić na religię i się wypisałam. Pod koniec podstawówki/na początku gimnazjum zauważyłam, że nie umiem wierzyć (ale od okresu przedkomunijnego miałam wrażenie, że te całe nauki Kościoła nie trzymają się kupy), po prostu nie czuję tego, żadnych duchowych uniesień i to mnie przeraziło z powodu zakładu Pascala. W sensie jeśli nie będę umiała uwierzyć to jeśli się jednak okaże, że Bóg jest to wyląduję w piekle. No i tak łamałam się ze sobą, raz z stronę ateizmu, raz w stronę podejmowania prób uwierzenia, zawsze bezskutecznie. Za czasów siostry Nutelli kilka razy pojechałam na żeńskie rekolekcje z koleżankami ze szkoły i z siostrami z tego zgromadzenia i wtedy nie poczułam nic, ale zauważyłam, co się dzieje z koleżanką - normalna wcześniej dziewczyna zaczęła przechodzić religijne uniesienia, zmieniła się w fundamentalistkę, której nie szło znieść. Od tamtego momentu wszystko zaczęło mnie coraz bardziej zniechęcać do Kościoła, widziałam w nim coraz więcej manipulowania ludzką psychiką a coraz mniej duchowości. Co do bierzmowania - ludzie z sąsiedniej parafii mieli pięć spotkań i to wszystko. My musieliśmy zaliczyć określoną liczbę mszy niedzielnych, październikowych, rorat w miesiącu, trzeba było to wpisywać do zeszyciku. Musieliśmy też latać co dwa tygodnie na parafię na spotkania młodzieży, na obowiązkowy wyjazd na wieczór uwielbienia - mszę z "cudami" typu wrzaski "opętanych", bełkot "w językach". Zbiorowa euforia, która mnie całkiem odrzucała i przerażała. U nas w parafii zapraszali ludzi ze zgromadzenia Wspólnoty Jezusa Zmartwychwstałego - msze z machaniem flagami, modlitwami w kilka osób nad jednym 'grzesznikiem" z rękami uniesionymi nad jego głową i generalnie cyrki z typowo sekciarskimi manipulacjami nad ludźmi. To mnie zraziło do takich religijnych zgromadzeń (w moim odczuciu większość trąci sektą, szczególnie, że należą do nich całe rodziny i jeden drugiego tam zna i kontroluje) i do proboszcza, któremu zaczęło lekko odbijać. Znajomi często oszukiwali i podrabiali podpisy w indeksie albo wysyłali kogoś po podpis, ja chciałam na uczciwie to zaliczyć i skończyło się to moją złością i frustracją. Wtedy już deklarowałam się jako ateistka, ale kasa od babci za bierzmowanie i impreza piechotą nie chodzą. Dodatkowym bodźcem do zaakceptowania swojej "bezbożności" było moje osobiste poszukiwanie systemu wartości dobrego dla mnie od czasu gimnazjum, które skończyło się na czytaniu portalu Racjonalista.pl, czytaniu Dawkinsa i fragmentów Biblii. Próbowałam przebrnąć przez całą i nie dałam rady, może jeszcze kiedyś spróbuję, ale ilość przemocy i język mnie odrzucają. Edytowane przez katmaz Czas edycji: 2016-02-18 o 18:34 |
2016-02-18, 20:52 | #47 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2011-12
Wiadomości: 14
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Jeśli chodzi o religię w podstawówce i gimnazjum mam bardzo złe wspomnienia, dopiero w liceum trafił się w porządku ksiądz.
W podstawówce ksiądz w podeszłym wieku (metody wychowawcze sprzed 40 lat) bił dzieciaki. Poważnie . Miał do tego nawet specjalną laskę, którą nazwał "Mojżesz". Można było dostać za wszystko: za brak zadania domowego, za przeszkadzanie na lekcji, albo za nieobecność na mszy. Dziewczynki bił delikatnie w dłoń, natomiast chłopców potrafił naprawdę mocno uderzyć w tyłek, niejeden później płakał z bólu w kącie. To było nienormalne. No bo jak nauczyciel może bić uczniów? Nie rozumiem dlaczego rodzice nic z tym nie zrobili. Nie pozwoliłabym, żeby moje dziecko ktoś tak traktował. W gimnazjum bałam się lekcji religii. Przez księdza chciałam zmienić szkołę. Przed każdą lekcją religii bolał mnie brzuch z nerwów. Ten ksiądz może i nie bił uczniów, ale potrafił nas nieźle zastraszyć. To był niesamowicie mściwy i niesprawiedliwy człowiek. Nauczyciel powinien być obiektywny i równo traktować swoich uczniów, ten tak nie potrafił. Pamiętam jak kiedyś na niedzielnej mszy stałam z koleżankami z klasy z tyłu kościoła, a następnego dnia za ten "czyn" jako jedyna dostałam 1, a pozostałe dziewczyny jedynie upomniał, żeby następnym razem poszły do przodu. Oczywiście to była jedna z najdelikatniejszych sytuacji, mimo wszystko, zapadła mi w pamięć - zawsze byłam wzorową uczennicą, najlepszą w klasie, lubianą przez nauczycieli, nie byłam przyzwyczajona do takich ocen i takiego traktowania. Prócz tego zdarzyło się, że wyrzucał uczniom plecaki przez okno z 2 piętra! Nigdy nie zapomnę przygotowania do bierzmowania z tym człowiekiem. Przygotowując się do bierzmowania musieliśmy chodzić do kościoła w każdy piątek, obowiązkiem było stanie przy samym ołtarzu. Niestety kilka osób się zbuntowało i zostało na mszy z tyłu. Następna lekcja religii to był jakiś koszmar. Ksiądz wpadł do sali wściekły! Rzucił dziennikiem, uderzył nim z całej siły w biurko. Nigdy nie widziałam jeszcze takiej furii. Zwyzywał te osoby od pogan, ateistów, od najgorszych. Myślałam, że zaraz ich pobije! Na koniec nie dopuścił ich do bierzmowania! Cyrk na kółkach! Z tego człowieka to był dopiero psychol i nerwus. Pamiętam jak płakałam i prosiłam mamę, żeby mnie wypisała z lekcji religii, ale nic to nie dało, no może z wyjątkiem tego, że rodzice uznali, że jestem niewierząca, na co (oczywiście) nie mogli pozwolić. W okresie gimnazjum rzeczywiście bardzo odsunęłam się od kościoła. Nie mogłam patrzeć na taką osobę przy ołtarzu, więc nie chciałam chodzić do kościoła, niestety musiałam. Rodzice mnie do tego zmuszali. Zresztą bałam się księdza i póki chodziłam na religię, musiałam być obecna na każdej mszy. Dopiero w liceum trafił mi się bardzo fajny ksiądz, zabawny, miły (co było dla mnie nowością ). Widać było, że lubi młodzież. Lubiłam go, na tyle, że nie wypisałam się z tego przedmiotu, a chciałam to zrobić. Rozumiał, że nie każdy ma takie same poglądy i nie każdy musi wierzyć w to samo co on, nie próbował nikomu narzucać swojej wiary. Dzisiaj nie jestem ateistką, chociaż był taki okres (gimnazjum i LO), że otwarcie mówiłam, że nie wierzę, później to się zmieniło. Wtedy duży wpływ na moje postrzeganie kościoła miał ksiądz z gimnazjum, jak żaden inny potrafił odsunąć od wiary. Dużo czasu mi zajęło zanim zrozumiałam, że nie mogę przez pryzmat doświadczeń z jednym człowiekiem źle oceniać całego KK i, że głupotą byłoby gdybym zrezygnowała z wiary na złość znienawidzonemu, kiepskiemu nauczycielowi. Jednak powinnam zaznaczyć, że żaden ze mnie przykład dobrego katolika |
2016-02-18, 21:05 | #48 |
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2014-05
Wiadomości: 2 713
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Kiedyś jak byłam małym szkrabem, to chciałam wierzyć w Boga.
Sama się modliłam i wogóle. Jakoś tak w podstawówce zaczęła mi przeszkadzać exZakonnica, która wyszła za mąż i ma dzieci, mówiąca nam że aborcja jest be, że to piekło murowane. Mówiła,że gwałt to wina wyłącznie kobiety i powinny być one karane za to. Wogóle wydwało mi się,że nienawidzi kobiet. Zaczęłam się nią wykłocać i od tamtej pory byłam cięta na religię, ale jeszcze w sobie głęboko wierzyłam że Bóg istnieje, że kocha, ze pierdu pierdu. Było kilka awantur z nią i ze mną w roli głównej, nawet rodzice i dyrektor interweniowali. Na koniec podstawówki 2 z religii. W gimnazjum... w gimnazjum mieliśmy taką Panią Ingę. Spoko kobieta, gdyby nie robiła kartkówek z mszy i nie wyzywała mnie od antychrystów, bo otwarcie mówiłam że nie chodze do kościoła i nie wierze w to co kościół mówi. Także na koniec gimnazjum 2 religii. Liceum- heh, tu się zaczęła corrida Miałam 3 "nauczycieli". Jedna kobita, w ogóle się nie myła, na jej przetłuszczonych włosach można by frytki smażyć, śmierdziała niemiłosiernie. W dodatku miałą bardzo piskliwy głos, którym operowała w taki sposób,że gdy krzyczała na nas, to z piskliwego damskiego głosiku robił się baryton, rodem z filmu o egzorcyzmach. Mówiliśmy na nią opętana- bo i tak się zachowywała. O dziwo z religii3 w pierwszej klasie. Druga klasa LO- Ksiądz. Spoko facet, gdyby nie to,że leciał na większość dziewczyn w naszej klasie, zaglądał w dekolty nie kryjąc się przy tym, mówił sprośne żarty i na jego lekcjach zazwyczaj albo z nim rozmawiałam na spokojnie, albo spałam. Z religii na koniec klasy 5 Trzecia klasa LO- Matko, gorsza od zakonnicy. Fanatyczka. Przyprowadziła jakiegoś księdza, żeby całą naszą klasę egzorcyzmował xD Na kazdej lekcji robiliśmy sobie z niej jaja, było zabawnie, a ona mało zawału serca nie dostawała. Na koniec liceum 2 z religii xD Nadal jestem niewierząca. Kościół mam za nic, to co głosi również. Ale mi nie przeszkadza jeśli ktoś wierzy, to jego sprawa, byle by nie próbować mnie nawrócić. |
2016-02-20, 08:58 | #49 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: Kraków
Wiadomości: 911
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Moje doświadczenia były krótkie, dość szybko się wymiksowałam.
Wczesna podstawówka - siostra Maksymiliana. Człowiek zaburzony, agresywny i do tego manipulant. Nas "tylko" tłukła linijką po łapach i szarpała za uszy. Rodzicom na zebraniach urządzała cyrk totalny. Nie uznawała żadnej dyskusji, jak jej cos nie pasowało to stawała tyłem do zebranych i zaczynała chlipać rozdzierająco... I potrafiła tak dlugo. Do dziś nie mogę pojąć dlaczego dorośli ludzie na coś takiego pozwalali. I w imie czego godzili się na pomiatanie dziećmi. Później zajeli sie nami młodzi zakonnicy. Wtedy własnie stwierdziłam, że nie będę chodzić na religię. Po pierwsze nie chce, te wszystkie historie jakoś mnie nie przekonują. A po drugie, nie będzie mnie byle pryszczaty gnojek w habicie przedrzeźniał (wtedy jeszcze walczyłam z wadą wymowy), ani komentował mojego biustu. Koniec przygody. Do bierzmowania nie dotrwałam i był lament straszny w rodzinie. Mój syn w podstawówce na religię chodził i wiekszej krzywdy mu to nie zrobiło. W gimnazjum miał już wolną rękę w temacie i dalej chodził. Bo katechetka byla fajna, opowiadała o religiach i można było pogadać. A że dziecko lubi gadać, to chodziło. W pierwszej klasie technikum też chodził, bo lubił wkurzać katechetę. To znaczy normalnie zadawał pytania, dzielił się wątpliwościami... Średnio raz w miesiącu byłam wzywana do szkoły. Czy dziecko nie może siedzieć cicho na tej religii? I czy wogóle musi przychodzić? Jak już przychodzi, to niech chociaż nie zadaje pytań. W końcu młody stwierdził, że na normalną rozmowę i tak szans nie ma, więc on woli godzinę dłużej pospać. I też zakończył przygodę z religią w szkole. Nie wierzę. Mlody się wciąż zastanawia. I wciąż zadaje pytania |
2016-02-20, 10:41 | #50 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2013-06
Lokalizacja: kuj-pom
Wiadomości: 83
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
W liceum jak ksiądz zaczął temat kalendarzyka to zrobiło mi się niedobrze. A no i dowiedziałam się od niego, że pocałunek to grzech(?).
Wysłane z Tapatalka |
2016-02-20, 13:01 | #51 | |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2014-06
Wiadomości: 1 939
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Cytat:
|
|
2016-02-21, 01:16 | #52 |
zuy mod
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Ponieważ okres podstawówki mam wyparty to nie pamiętam czy był ksiądz, czy katecheta...
Za to w gimnazjum było wesoło. Najpierw lekko nawiedzona, ale bardzo wierząca katechetka (która prowadziła także wychowanie do życia w rodzinie, of kors). Gadala bzdury z gatunku "od całowania się można zajść w ciążę", czy też o szanowaniu się, czyli nieuprawianiu seksu przed ślubem. Mówiła tez ze musimy się modlić za kolegę który na religię nie chodzi Potem zachorowała i przyszła inna. A ja akurat miałam kryzys wiary (zaczął się w wakacje), wiec wchodzilam w dyskusję. A ona uznała, że pozwalanie na zbiorowy lincz przez klasę to świetny pomysł (przykład: dyskusja o eutanazji, powiedziałam ze jestem za to zostałam przez klasę wyzwana od morderców, którzy chcą zabić swoich rodziców). Po jednej takiej dyskusji wróciłam do domu i oznajmilam ojcu, że więcej na religię nie pojde. I koniec, kropka. No i nie poszłam, w LO tez nie chodziłam, przegrałam większość tego czasu w tanki w szkolnej czytelni , niewierząca jestem nadal. PS ciekawostka. Jak zanioslam wychowawczyni kartkę od ojca ze wypisuje mnie z religii to najpierw oslupiala, a potem dorwala mnie na korytarzu i zrobiła pogadanke ze schodze na złą drogę i oddaję życie szatanowi
__________________
L'amore scalda il cuore. Do. Or do not. There is no try. 23.05.2011
22.05.2017 02.12.2017 |
2016-02-21, 11:30 | #53 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2014-03
Wiadomości: 13 308
|
Dot.: Doświadczenia z religią w szkole (a ewentualny późniejszy ateizm)
Religia w szkołach to najgłupszy pomysł, na jaki ktoś wpadł.
Od małego katechetki i siostry zakonne w przedszkolu nie potrafiły mi wytłumaczyć, dlaczego klepanie wymyślonych tekstów to rozmowa z bogiem. Przecież mówię wierszyk, a nie rozmawiam Oczywiście zostałam zbyta i ochrzaniona, że grzeszę. Komunię przyjęłam, bo tak trzeba. Do końca podstawówki systematycznie coraz rzadziej chodziłam do kościoła, znałam na pamięć liczbę ławek, sztachetek, szybek. Potrafiłabym odprawić całą mszę za księdza... Każda spowiedź była dla mnie koszmarem, bardzo się denerwowałam, na którejś z pierwszych ksiądz na mnie huknął i zaczął wymieniać więcej grzechów, które mogłabym popełnić, bo moja lista okazała się zbyt krótka. Krótko po komunii ksiądz ryknął na cały kościół podczas spowiedzi koleżanki, na cały głos wydarł się, iż bramy niebios są dla niej zamknięte. Proboszcz w pierwszej klasie gimnazjum nie przepuścił mnie dalej do kolejnego rocznika na bierzmowanie w kościele. Nie byłam na dwóch spotkaniach, bo leżałam chora w łóżku. Zażądał ode mnie zwolnienia lekarskiego, którego oczywiście wstecz nikt mi nie wypisze. Rzuciłam książeczkę pod nogi i wyszłam. To był ostatni raz, kiedy moja noga stanęła w kościele na zwykłej mszy. Na religię chodziłam dalej, bo ksiądz był młody i nie robił problemów, a mama nie chciała jeszcze wypisać z zajęć (mimo, że nie jest osobą aktywnie uczestniczącą, raczej okazjonalnie, śluby, pogrzeby, kolędy). W liceum pamiętam doskonale pierwsze zajęcia, bo były to jedyne. Facet przyniósł gazetę kościelną i bardzo żywo opowiadał nam o tym, jak to dwie rodziny z Japonii żarliwie się modliły i odprawiały różaniec, w wyniku czego po zrzucie bomby atomowej, ich domy z ogródkami przetrwały bez najmniejszego uszczerbku Po moim kulturalnym zaoponowaniu i prośbie o przedstawienie rzeczowych argumentów zostałam przez niego wyśmiana i zgłoszona do wychowawcy. Takich debilizmów nie przełknęła też moja mama i dla świętego spokoju dostałam karteczkę. Ciągnie mnie do zgromadzeń i poczucia wspólnoty, ale bardzo nie lubię, jak ktoś mi wciska ciemnogród. Ostatnio byłam na mszy odpustowej (coby babci zrobić przyjemność) i zęby mi zgrzytały na kazaniu. Olaboga dżender, kobietom sie pracy zachciewa, są bite tylko w konkubinatach, grzesznice babilońskie, toż to trzeba ślub i małżonek będzie jak do rany przyłóż. Plus stos polityki Religia powinna odbywać się w salkach katechetycznych, wtedy chodziliby na zajęcia ludzie wierzący. A tak musiałam siedzieć w szkole na okienkach, bo nikt tych zajęć nie przesunął na rano lub ostatnią pozycję danego dnia. I prowadzona przez osoby do tego przeszkolone, bo straszenie piekłem małych dzieci do niczego dobrego nie prowadzi |
Nowe wątki na forum Intymnie |
|
Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 13:42.