Program 500+ plus offtop ;)

[201605301111]

Napisane przez Elion

Ze szczerego serca part 2:
Onnaa pominę już że jechanie za granicę (do pracy) bez języka minimum B1 (ja to nawet uważam że B2) to proszenie się o kłopoty. Będziesz wyizolowana, tylko z facetem czy tam polskim gettcie, Czocher tu pisała o wątku dziewczyny z Niemiec - świetny przykład jak to ryje banie.
Wiesz coś w ogóle o Szkocji? O kulturze? O historii?
https://www.youtube.com/watch?v=TV9rZAchZg4 - rozumiesz? Bo tak będzie brzmiał świat dookoła ciebie.

Dwa, co do tego świetnego planowania:
23 czerwca jest głosowanie. Nie zależnie od tego czy UK zostanie czy wyjdzie z UE sytuacja nie jest dobra.
Już dziś w councilu mogą powiedzieć, że mają obowiązek pomagać obywatelom UK i nie są w stanie nic zaoferować, po referendum wprowadzą program hamujący, i nowo przybyli migranci z UE nie będą mieli w zasadzie żadnych praw poza płaceniem podatków, łącznie z utrudnionym dostępem do NHSu (opieka zdrowotna). Nie stać was na prywatne ubezpieczenie.
W razie wyjścia z UE - Szkocja drży, recesja w całym UK, ale w Szkocji znowu dwa obozy dyskutują, Szkoci prawdopodobnie chcą rozwiązania unii z Anglią.


Koszty życia...do czasu kiedy nie potrzebujesz hydraulika to możesz się żywić tą pizzą głęboko mrożoną. Ale czy to jest to spokojne życie którego chcesz?

Nie przetlumaczysz.
Onaa wroci z pracy i ci napisze ze znajomi mowia inaczej i ze pare kat temu w holandii bylo inaczej

[liselotta]

Nie, przyjdzie i zapyta: "to czemu tylu Polaków tam wyjechało jeśli to prawda to co piszesz"

[201606270916]

Napisane przez Czocherovsky

Nie przetlumaczysz.
Onaa wroci z pracy i ci napisze ze znajomi mowia inaczej i ze pare kat temu w holandii bylo inaczej

Po prostu też chciałabyś zamieszkać w nowowybudowanej agroturystyce Czocher zamiast w Polsce na działkach.

Ciąg dalszy o 500+ w Wadowicach:
http://www.tvn24.pl/krakow,50/burmis...ie,646584.html

A fakt.pl opublikował taki obrazek:

[20160901857]

Też bym chciała żeby mi ktoś zasponsorował remont czy muszę jechac do Holandii i zarobić tam €?

[201803090921]

Napisane przez Krolowa Julianna

A fakt.pl opublikował taki obrazek:

Tyle piniondzów na edukację... Czy to oznacza, że zmniejszy się wreszcie ilość wtórnych analfabetów, piszących po polskiemu (a nie po polsku)?

nouvelle, ja bym wolała porządne wakacje

[201607111003]

Nie wiem czemu osobiste potrzeby, rozrywka i używki rozbite na osobne dane. xD

[201606270916]

Napisane przez Sziket

Tyle piniondzów na edukację... Czy to oznacza, że zmniejszy się wreszcie ilość wtórnych analfabetów, piszących po polskiemu (a nie po polsku)?

Zależy jak duża część rozumie przez edukację korepetycje, kursy itd. a jak duża zakup zeszytów i kredek na nowy rok szkolny.

No i jak wysoka jest rata za nowy samochód, może na edukację zostanie raptem 50+

---------- Dopisano o 15:53 ---------- Poprzedni post napisano o 15:52 ----------

Napisane przez Elion

Nie wiem czemu osobiste potrzeby, rozrywka i używki rozbite na osobne dane. xD

Żeby mniej przytłaczały

[201607111003]

Przecież tak, czarterekim do Egiptu, oględnąć tego Razmesa Faraona czy innego Tutenchamena -wakacje są, edukacja jest, a co się z tego przy al inkleziw użyje to nasze, hehehe.

[GrumpyCat]

Napisane przez Onnaa88

I będę okładać spłacę kredyt z TŻ,weźmiemy ślub a za jakiś czas i wrócimy do Polski

Dopiero co pisałaś, że się rozstaniecie bo on chce dzieci a ty nie.

---------- Dopisano o 16:12 ---------- Poprzedni post napisano o 16:06 ----------

Napisane przez Sziket

Tyle piniondzów na edukację... Czy to oznacza, że zmniejszy się wreszcie ilość wtórnych analfabetów, piszących po polskiemu (a nie po polsku)?

nouvelle, ja bym wolała porządne wakacje

Hahaha nie wierzę w ten wykres ;P Na moje oko wszystko odwrotnie i od końca ;d

[Pantegram]

Napisane przez asia_aisa

Tak, w dużym mieście to recepta na sukces. No i życiowo na spełnienie zawodowe, jeśli ktoś lubi to co robi. Natomiast nie wiem, czy specjaliści, dajmy na to, po studiach w różnych profesjach będą aż tak rozchwytywani, i co gorsza, dobrze opłacani, w mniejszych miastach albo nawet i wojewódzkich, które borykają się z problemem dużego bezrobocia, braku przemysłu i korporacji (wspomniany Szczecin i, niestety, Kielce chociażby). Zmieniam pracę, nic pilnego, ale staram się codziennie robić coś w tym kierunku. Znalazłam w swoim mieście rodzinnym ofertę dla głównej księgowej, oczywiście obowiązki ogromne, wymagane wieloletnie doświadczenie. Firma posiada prężny oddział w moim mieście, na pewno ma filię na Pomorzu i 2-3 innych miejscach. Wisienka na torcie: proponowane wynagrodzenie 2-4 tys. brutto. Podejrzewam, że do tego jakiś pakiet socjalny. Zrobiło mi się tylko przykro, bo wiem, jak bardzo wymagający jest to zawód. Moje rodzinne miasto, o ironio, plasowane jest w 10 miast pod względem zarobków. Do tego ja uważam, że w moim mieście rodzinnym nie jest tak ciężko o przyzwoitą pracę. To ja nie wiem, na jakie oferty finansowe może liczyć mieszkaniec Polski Z? Retoryczne Wiem, że wizaż wie lepiej, ale pojemność Warszawy nie jest nieskończona i wszyscy nie mogą się do niej przeprowadzić. Nie powinno to być pretekstem do siedzenia na tyłku i narzekania na wszystko wokół, ale z drugiej strony powinno to też trochę dać do myślenia tym ludziom sukcesu, którzy znają tylko jedną uniwersalną receptę na aktywność zawodową.
Ps. może jestem księżniczką, ale raczej nie poszłabym do kosmetyczki, która po weekendowych zjazdach ma niewielką wiedzę teoretyczną i praktyczną (o ile oczywiście bym wiedziała, ale ja jestem niechętna do eksperymentowania z twarzą czy ciałem tym bardziej). Ja wiem, że jak ktoś chce to jasne, że może być super fachowcem nawet i bez tego technikum, ale jednak praktyka czyni mistrza (na youtube filmy nagrywa dziewczyna, która studiuje kosmetologię i dosyć trafnie podsumowuje zakres swojej wiedzy praktycznej jako nikłą, a zakładam, że tych zajęć miała więcej, niż podczas zjazdów weekendowych). Żeby nie było - nie neguję uczęszczania do szkół policealnych, ale z drugiej strony jest mi szkoda tych dziewczyn, które myślą, że po takim kursie będą w stanie pracować samodzielnie. No chyba nie... W ramach przykładu - na osiedlu, gdzie mieszkają rodzice, firmę otworzyła 2 lata ode mnie młodsza dziewczyna. Jeździła na studia zaocznie do Warszawy. Mama jest zachwycona, bo tak delikatnie i estetycznie zrobionej henny dawno nie miała, a ruszać do miasta nie musiała Plus do tego jakieś maski były w ruchu, ale nie chciała mi zbyt wiele zdradzać. To tak w ramach wyjątków potwierdzających regułę

I właśnie dlatego nie zalecam robienia studiów / kursów / szkół jako złote remedium na wszystkie problemy z pracą

Jak ktoś ma dobry, ścisły, analityczny łeb, to warto się kształcić w jakimkolwiek matematyczno / inżynierski kierunku i szukać pracy w IT / finansach - ogromne branże, w tym wiele dobrze płatnych stanowisk, więc nie powinno być z pracą problemów.

Jeśli ktoś z kolei jest ubogi z matematyki, to powinien IMO iść w handel kompetencje miękkie - do pracy z klientami też potrzeba dużo ludzi, a na prowizjach od sprzedaży można nieźle zarobić - wielu ludzi nie chce też pracować jako sprzedawca z definicji, więc jest mniejsza konkurencja.

Handlowanie czymkolwiek to też dobra opcja, tylko zazwyczaj wymaga ruszenia i wykonania pracy, którym innym nie chce się wykonać, i/lub pogłówkowania, jak opchnąć towar tak, by fiskus nie przyczepił się, że Twój okazjonalny handel to regularna działalność wymagająca DG i 1000 zł/msc ZUSu... Pomijając problem z koszmarnie wysokim opodatkowaniem DG, przykładem na własny sezonowy mini-biznes, to np. można jeździć w sezonie do lasu na grzyby/jagody i nieźle na tym dorobić, sprzedając je mieszczuchom po kilkadziesiąt zł/kg.

Inna opcja to IMO języki - pracodawcy stosunkowo często mają takie parcie na zatrudnienie kogoś z komunikatywnym językiem, że są skłonni zatrudnić żółtodzioba bez żadnego doświadczenia i go doszkalać, byleby tylko znał język, bo nauka języka to minimum rok, jeśli ktoś jest bardzo zdolny. Dodatkowy atut znajomości języka - można wyjechać za granicę i tam szukać szczęścia.

Ogólnie IMO dobrą receptą na zarabianie jest - zapier***anie, ale przy takich pracach, których nikt inny albo nie chce, albo nie umie wykonywać, chociaż przydałoby się - wtedy można zarobić najwięcej, zgodnie z prawem popytu i podaży. Im łatwiejszą i mniej potrzebną pracę wykonujemy, tym niższe zarobki (uogólniając), więc warto poszukać sobie czegoś, co będzie potrzebne/przydatne i trudne, ale akurat my radzimy sobie z tym dobrze.

Co więcej - ta "trudność" wykonania pracy też bywa baaardzo relatywna... powiem tylko tyle, że na ogół inżynier, który musi za☠☠☠iście dobrze ogarniać i całość projektu na skalę np. miasta, i szczegóły typu właściwości materiałów, z którego to coś jest zrobione, wcale nie zawsze dostaje wielką kasę za swoją wiedzę... bo ci, co tą kasę mają, nawet sobie nie zdają sprawy z tego, ile to wiedzy Tak mi się przynajmniej wydaje, że tak to działa - nikt nie płaci za samą wiedzę, a dopiero kiedy się okazuje, że coś jest mega potrzebne, a nikt nie umie tego wykonać, to wtedy biznes jest skłonny sypnąć hajs na jakieś innowacyjne rozwiązanie. Dlatego IMO nauka to trochę ślepa uliczka, bo można mieć bardzo wysokie kompetencje, a zarabiać mniejsze pieniądze niż ktoś bliżej biznesu, zajęty bardziej zarządzaniem i organizacją, więc siłą rzeczy mniej wdrożony w implementacyjne szczegóły, które potrafią być diablo trudne do pojęcia i rozwiązania

[aer]

po slunsku (dzisiaj w mikolowie) jezdzi bus 500+, ktory ma na celu promocje i zachecenie do skorzystania z programu.

chyba maja jednak za duzo piniedzy

[blue3]

Napisane przez stesia

nastawiłam się na dłuższe czytanie a tu tylko parę postów przybyło

ojciec znajomego mieszka w UK chyba już z 10 lat, po angielsku praktycznie nic, jak idzie do lekarza czy gdziekolwiek co załatwić musi brać ze sobą znajomą żeby robiła za tłumacza.
no właśnie jak wyszły stare posty że onna musiała do dentysty w PL bo tam nie było ją stać to się tłumaczyła że się nie dogadała, to nie mogła zabrać ze sobą kogoś kto zna język?

Spaliłabym się ze wstydu gdybym musiała iść do lekarza i przez obcą osobę tłumaczyć mu jakie mam dolegliwości. Sama też nie zgodziłabym się uczestniczyć w takiej farsie jako tłumacz

[aer]

Napisane przez blue3

Spaliłabym się ze wstydu gdybym musiała iść do lekarza i przez obcą osobę tłumaczyć mu jakie mam dolegliwości. Sama też nie zgodziłabym się uczestniczyć w takiej farsie jako tłumacz

zwlaszcza jak ktos siedzi w danym kraju kilka lat. kuriozum.

[201605301111]

Napisane przez blue3

Spaliłabym się ze wstydu gdybym musiała iść do lekarza i przez obcą osobę tłumaczyć mu jakie mam dolegliwości. Sama też nie zgodziłabym się uczestniczyć w takiej farsie jako tłumacz

ja raz tak poszlam... trafilam zagranico na sor i o ile pan na sor po angielsku ok to o tyle ginekolog, do ktorego mnie wyslal ani inglisz ani ruski a ja w innych wowczas srednio

Nie polecam nikomu xd
Zabawa byla przednia, zwlaszcza ze na sor był ze mna znajomy i dzwonilismy po jego siostrę bo odmiwil dalszej wspolpracy

[martynka89]

Napisane przez blue3

Spaliłabym się ze wstydu gdybym musiała iść do lekarza i przez obcą osobę tłumaczyć mu jakie mam dolegliwości. Sama też nie zgodziłabym się uczestniczyć w takiej farsie jako tłumacz

Ja nie mam angielskiego rewelacyjnego bo w PL mialam niemiecki w szkole, ale nie mam problemu z zalatwianiem spraw z moim angielskim, no chyba, ze dochodzi do sytuacji gdy musze rozmawiac z arabem na infolinii.
W roznych cyrkach udzial bralam nie raz, bo tak akurat wyszlo. Pomagalam starszej pani z Polski w dogadaniu sie w przychodni bo akurat siedzialam w poczekalni i recepcjonistka poprosila mnie o pomoc- z tym akurat problemu nie mam, bo rozumiem, ze osobie w podeszlym wieku ciezej sie nauczyc jezyka niz mlodym. Ale szlag mnie trafial jak kilka razy musialam robic za tlumacza mlodej osobie, ktora mieszka tu od kilku lat a nie potrafi zalatwic kompletnie nic. Zdarzalo sie tez wypelnianie papierow znajomym "bo maja problem z rozumieniem tekstu pisanego w j. angielskim."
Pozniej takie jednostki ida do urzedu po zasilki, gdzie tez oczywiscie ida z tlumaczem lub prosza urzednika, zeby zadzwonil na infolinie i pozniej taka opinie maja Polacy, ze po zasileczek to chetnie, ale na kurs angielskiego im nie po drodze.

[blue3]

Napisane przez Czocherovsky

ja raz tak poszlam... trafilam zagranico na sor i o ile pan na sor po angielsku ok to o tyle ginekolog, do ktorego mnie wyslal ani inglisz ani ruski a ja w innych wowczas srednio

Nie polecam nikomu xd
Zabawa byla przednia, zwlaszcza ze na sor był ze mna znajomy i dzwonilismy po jego siostrę bo odmiwil dalszej wspolpracy

Współczuję znalezienia się w takiej sytuacji, ale nie jesteśmy w stanie nauczyć się języków wszystkich krajów do których planujemy podróż, a wypadek może zdarzyć się wszędzie. W sytuacji awaryjnej personel powinien w miarę możliwości wśród personelu zorganizować kogoś, kto mówi po angielsku (lub w innym zrozumiałym dla obu osób języku), żeby nie dochodziło do sytuacji, że trzeba przy osobie trzeciej mówić o swoim problemie. No ale jak ktoś mieszka 10 lat w obcym kraju i do lekarza idzie z tłumaczem to Janusz^3, mógł od razu wsiadać w busa i jechać do Polski, bo pewnie lekarz w UK nie potrafi leczyć i tylko przepisałby mu paracetamol

---------- Dopisano o 19:43 ---------- Poprzedni post napisano o 19:33 ----------

Napisane przez martynka89

Ja nie mam angielskiego rewelacyjnego bo w PL mialam niemiecki w szkole, ale nie mam problemu z zalatwianiem spraw z moim angielskim, no chyba, ze dochodzi do sytuacji gdy musze rozmawiac z arabem na infolinii.
W roznych cyrkach udzial bralam nie raz, bo tak akurat wyszlo. Pomagalam starszej pani z Polski w dogadaniu sie w przychodni bo akurat siedzialam w poczekalni i recepcjonistka poprosila mnie o pomoc- z tym akurat problemu nie mam, bo rozumiem, ze osobie w podeszlym wieku ciezej sie nauczyc jezyka niz mlodym. Ale szlag mnie trafial jak kilka razy musialam robic za tlumacza mlodej osobie, ktora mieszka tu od kilku lat a nie potrafi zalatwic kompletnie nic. Zdarzalo sie tez wypelnianie papierow znajomym "bo maja problem z rozumieniem tekstu pisanego w j. angielskim."
Pozniej takie jednostki ida do urzedu po zasilki, gdzie tez oczywiscie ida z tlumaczem lub prosza urzednika, zeby zadzwonil na infolinie i pozniej taka opinie maja Polacy, ze po zasileczek to chetnie, ale na kurs angielskiego im nie po drodze.

Starszej osobie pomogłabym obojętnie gdzie, w UK, w Niemczech czy w Polsce, bo może mieć problem z językiem albo zwyczajnie nie wiedzieć jak coś wypełnić, ale nie jestem jeleniem żeby robić za tłumacza młodej osoby jeżeli widzę, że nie jest turystą, bo potem jest tak jak mówisz- siedzą latami w domu i tylko myślą jak wyciągnąć wyciągnąć więcej i więcej z Hartzu i Kindergeldu

[Mijanou]

Napisane przez martynka89

Ja nie mam angielskiego rewelacyjnego bo w PL mialam niemiecki w szkole, ale nie mam problemu z zalatwianiem spraw z moim angielskim, no chyba, ze dochodzi do sytuacji gdy musze rozmawiac z arabem na infolinii.
W roznych cyrkach udzial bralam nie raz, bo tak akurat wyszlo. Pomagalam starszej pani z Polski w dogadaniu sie w przychodni bo akurat siedzialam w poczekalni i recepcjonistka poprosila mnie o pomoc- z tym akurat problemu nie mam, bo rozumiem, ze osobie w podeszlym wieku ciezej sie nauczyc jezyka niz mlodym. Ale szlag mnie trafial jak kilka razy musialam robic za tlumacza mlodej osobie, ktora mieszka tu od kilku lat a nie potrafi zalatwic kompletnie nic. Zdarzalo sie tez wypelnianie papierow znajomym "bo maja problem z rozumieniem tekstu pisanego w j. angielskim."
Pozniej takie jednostki ida do urzedu po zasilki, gdzie tez oczywiscie ida z tlumaczem lub prosza urzednika, zeby zadzwonil na infolinie i pozniej taka opinie maja Polacy, ze po zasileczek to chetnie, ale na kurs angielskiego im nie po drodze.

To się zmieni. Chyba Cameron dwa lata temu wysunął projekt zakładający, że ktokolwiek chciałby legalnie pracować w UK musi mieć jakieś potwierdzenie znajomości języka. Nie wiem, czy to przeszło ale w sumie powinno.

[201712071518]

Napisane przez blue3

[COLOR="Silver"]
Współczuję znalezienia się w takiej sytuacji, ale nie jesteśmy w stanie nauczyć się języków wszystkich krajów do których planujemy podróż, a wypadek może zdarzyć się wszędzie. W sytuacji awaryjnej personel powinien w miarę możliwości wśród personelu zorganizować kogoś, kto mówi po angielsku (lub w innym zrozumiałym dla obu osób języku), żeby nie dochodziło do sytuacji, że trzeba przy osobie trzeciej mówić o swoim problemie. No ale jak ktoś mieszka 10 lat w obcym kraju i do lekarza idzie z tłumaczem to Janusz^3, mógł od razu wsiadać w busa i jechać do Polski

Ja mialam kosmicznie surrealistyczna sytuacje w Norwegii.
Cala nasza grupa (nurkowie) byla przesluchiwana na okolicznosc smiertelnego PODWOJNEGO wypadku.
To bylo takie odludzie, ze bylismy tylko my (8 osob plus te 2 niezyjace). Przyjechala policja wzieli nas do miasta na przesluchanie. Zapytali (biegly angielski) czy potrzebujemy tlumacza z ambasady i ze to moze potrwac 2 dni sciagniecie go. My, ze nie trzeba, ze mozemy zeznawac po angielsku. Przesluchiwali nas osobno oczywiscie, odpowiadalam na pytania a policjant zapisywal zeznania. Na koniec standardowo jak kaze procedura dal mi je do podpisu. I tu ZONK - tekst byl po norwesku.
Zawahalam sie, ale podpisalam. Dopiero potem uswiadomilam sobie, ze rownie dobrze moglam podpisac przyznanie sie do winy.

A z przypadkow medycznych: lekarz w przychodni w Tajlandii. Ostatecznie sie nie dogadalam i wyleczylam zakazenie wlasnym antybiotykiem.

[201607111003]

Napisane przez Mijanou

To się zmieni. Chyba Cameron dwa lata temu wysunął projekt zakładający, że ktokolwiek chciałby legalnie pracować w UK musi mieć jakieś potwierdzenie znajomości języka. Nie wiem, czy to przeszło ale w sumie powinno.

Nie, nie przeszło i chodziło o coś innego trochę.

[martynka89]

Napisane przez Mijanou

To się zmieni. Chyba Cameron dwa lata temu wysunął projekt zakładający, że ktokolwiek chciałby legalnie pracować w UK musi mieć jakieś potwierdzenie znajomości języka. Nie wiem, czy to przeszło ale w sumie powinno.

Nie przeszlo. Ja uwazam, ze jak ktos nie zna jezyka i chce pracowac, to ok, nawet niech mu tego tlumacza dadza jak do lekarza idzie, bo w koncu podatki placi (znam osoby, ktore tyle pracuja, ze naprawde ciezko by bylo od nich wymagac chodzenia na kursy). Ale gruba przesada jest dawanie zasilkow osobom, ktore nigdy nie pracowaly, przychodza do urzedu i o tlumacza prosza bo chca kase na zycie, za nic, poprostu uwazaja, ze im sie nalezy.
Ja mialam taka sytuacje, ze bylam zmuszona isc po zasilek dla bezrobotnych, oczywiscie sama sie dogadalam, zaraz sto pytan czy jakies kursy skonczylam ile lat pracowalam itd. Wywalilam wszystkie papiery na biurko i zasilek dostalam, ale od tamtej pory zaczelam sie zastanawiac po co mnie tak maglowali skoro zasilki daja wszystkim jak leci.
Glupota poprostu. Narzekaja, ze imigranci biora kase zamiast pracowac a sami stworzyli taki chory system. Jak przyjechalam do UK to prawo bylo inne, ludzie mogli sie starac o zasilki najszybciej po roku pracy a teraz po co pracowac skoro rozdaja piniondz?

Druga kwestia, ze tu tak samo jak w PL niektore mamuski mieszkaja z facetem a udaja samotne... bo panstwo mieszkanie oplaci i da zasilki a pensja gacha jest na czysto.

[201607111003]

Napisane przez martynka89

Nie przeszlo. Ja uwazam, ze jak ktos nie zna jezyka i chce pracowac, to ok, nawet niech mu tego tlumacza dadza jak do lekarza idzie, bo w koncu podatki placi (znam osoby, ktore tyle pracuja, ze naprawde ciezko by bylo od nich wymagac chodzenia na kursy). Ale gruba przesada jest dawanie zasilkow osobom, ktore nigdy nie pracowaly, przychodza do urzedu i o tlumacza prosza bo chca kase na zycie, za nic, poprostu uwazaja, ze im sie nalezy.
Ja mialam taka sytuacje, ze bylam zmuszona isc po zasilek dla bezrobotnych, oczywiscie sama sie dogadalam, zaraz sto pytan czy jakies kursy skonczylam ile lat pracowalam itd. Wywalilam wszystkie papiery na biurko i zasilek dostalam, ale od tamtej pory zaczelam sie zastanawiac po co mnie tak maglowali skoro zasilki daja wszystkim jak leci.
Glupota poprostu. Narzekaja, ze imigranci biora kase zamiast pracowac a sami stworzyli taki chory system. Jak przyjechalam do UK to prawo bylo inne, ludzie mogli sie starac o zasilki najszybciej po roku pracy a teraz po co pracowac skoro rozdaja piniondz?

Druga kwestia, ze tu tak samo jak w PL niektore mamuski mieszkaja z facetem a udaja samotne... bo panstwo mieszkanie oplaci i da zasilki a pensja gacha jest na czysto.

Ale czemu powtarzasz ksenofobiczną propagandę wymierzoną w siebie?

[martynka89]

Napisane przez Elion

Ale czemu powtarzasz ksenofobiczną propagandę wymierzoną w siebie?

Nie powtarzam zadnej propagandy. Poprostu czesc naduzywa systemu a reszta dostaje po tylku.

[201607111003]

Napisane przez martynka89

Wywalilam wszystkie papiery na biurko i zasilek dostalam, ale od tamtej pory zaczelam sie zastanawiac po co mnie tak maglowali skoro zasilki daja wszystkim jak leci.
Glupota poprostu. Narzekaja, ze imigranci biora kase zamiast pracowac a sami stworzyli taki chory system. Jak przyjechalam do UK to prawo bylo inne, ludzie mogli sie starac o zasilki najszybciej po roku pracy a teraz po co pracowac skoro rozdaja piniondz?

Druga kwestia, ze tu tak samo jak w PL niektore mamuski mieszkaja z facetem a udaja samotne... bo panstwo mieszkanie oplaci i da zasilki a pensja gacha jest na czysto.

To jest powtarzanie tego co UKIP i Torysi, co zresztą doprowadziło Camerona do dzisiejszej sytuacji kiedy musi gasić pożar konewką ze świadomością że już jest skończony.
Imigranci (co zostało bardo dogłębnie zbadane) z krajów UE wpłacają więcej niż wypłacają, bezrobotnych jest ok. 2%* (to mało, i zazwyczaj jest to sytuacja czasowa). Są też "ukryte pieniądze" czyli zysk dla gospodarki który nie jest widoczny jako zysk pieniężny. UK potrzebuje imigrantów bardziej niż jakikolwiek inny kraj Unii. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda kiedy sprawdzimy co robią Brytyjscy imigranci w krajach UE, ale to już inna opowieść.
Ergo przekonanie że imigranci z Europy są jakimś ogromnym kosztem, pijawką na systemie socjalnym jest oparte o nieprawdziwe przesłanki, a tymi przesłankami są rozgrywki polityczne, które przerosły głównego rozgrywającego.
I cytowana wiadomość ma zupełnie inny wydźwięk niż "cześć nadużywa" co też jest do dyskusji.
I dziś w GB też nie odstaniesz tka po prostu "socjalu".
Chyba że chodzi o ten nieszczęsny child benefit i tax - w kraju gdzie nie istnieje urlop macierzyński, a nikomu tak naprawdę nie zależy na zmianie tej sytuacji, ale to tez inna dyskusja child benefit to konieczność...jak chce się mieć pracowników aktywnych na rynku.
*W tej chwili nie daje głowy że dokładnie dwa, bo miga mi też inna wartość.

[martynka89]

Napisane przez Elion

To jest powtarzanie tego co UKIP i Torysi, co zresztą doprowadziło Camerona do dzisiejszej sytuacji kiedy musi gasić pożar konewką ze świadomością że już jest skończony.
Imigranci (co zostało bardo dogłębnie zbadane) z krajów UE wpłacają więcej niż wypłacają, bezrobotnych jest ok. 2%* (to mało, i zazwyczaj jest to sytuacja czasowa). Są też "ukryte pieniądze" czyli zysk dla gospodarki który nie jest widoczny jako zysk pieniężny. UK potrzebuje imigrantów bardziej niż jakikolwiek inny kraj Unii. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda kiedy sprawdzimy co robią Brytyjscy imigranci w krajach UE, ale to już inna opowieść.
Ergo przekonanie że imigranci z Europy są jakimś ogromnym kosztem, pijawką na systemie socjalnym jest oparte o nieprawdziwe przesłanki, a tymi przesłankami są rozgrywki polityczne, które przerosły głównego rozgrywającego.

*W tej chwili nie daje głowy że dokładnie dwa, bo miga mi też inna wartość.

Ale ja to wszystko wiem I wiem z jakimi haslami w wyborach startowal UKIP. Co nie zmienia faktu, ze sa tu ludzie, ktorzy uwazaja ze pracowac I uczyc jezyka sie nie musza bo kase I tak dostana.
Ja tego nie popieram nawet jesli chodzi o Polakow mieszkajacych w PL. Kazda osoba zdolna do pracy powinna jej szukac a nie zyc na koszt podatnika bo tak wygodniej. Pomoc dla pracujacych z niskimi dochodami, nizsze podatki-jestem za, ale nie popieram rozdawania kasy zdrowym, wiecznie bezrobotnym osobom.

[201606270916]

<3

[aer]

Napisane przez Krolowa Julianna

<3

tu bi or not tu bi

[Mijanou]

Napisane przez Elion

Nie, nie przeszło i chodziło o coś innego trochę.

Być może. Nie pamiętam dokładnie, więc nie upieram się i nie dyskutuję.

Może ja jestem dziwna, ale uważam, że imigranci "zarobkowi" powinni znać język choć w stopniu komunikatywnym. Lub starać się go nauczyć podczas pobytu. Także przynajmniej w stopniu komunikatywnym. To jednak dziwne, że ktoś mieszka w jakimś kraju rok, dwa, kilka lat i wciąż potrzebuje pomocy przy załatwianiu spraw w urzędach/u lekarza/ w banku/ w sklepie. Sprawiedliwie jednak przyznaję, że takie ewenementy zdarzają się nie tylko wśród Polaków. Tylko nie rozumiem, na co ci ludzie liczą, jeśli zamierzają spędzić w Anglii (w każdym innym goszczącym kraju) dłuższy czas. Nie da się znaleźć dobrej pracy bez znajomości języka. No i w sumie nawet nie o to chodzi. Po prostu chyba warto rozumieć, co ludzie mówią.

O, tu macie trochę z przymrużeniem oka:

[dacn]

Napisane przez Mijanou

Być może. Nie pamiętam dokładnie, więc nie upieram się i nie dyskutuję.

Może ja jestem dziwna, ale uważam, że imigranci "zarobkowi" powinni znać język choć w stopniu komunikatywnym. Lub starać się go nauczyć podczas pobytu. Także przynajmniej w stopniu komunikatywnym. To jednak dziwne, że ktoś mieszka w jakimś kraju rok, dwa, kilka lat i wciąż potrzebuje pomocy przy załatwianiu spraw w urzędach/u lekarza/ w banku/ w sklepie. Sprawiedliwie jednak przyznaję, że takie ewenementy zdarzają się nie tylko wśród Polaków. Tylko nie rozumiem, na co ci ludzie liczą, jeśli zamierzają spędzić w Anglii (w każdym innym goszczącym kraju) dłuższy czas. Nie da się znaleźć dobrej pracy bez znajomości języka. No i w sumie nawet nie o to chodzi. Po prostu chyba warto rozumieć, co ludzie mówią.

O, tu macie trochę z przymrużeniem oka:

Zgadzam się. Nawet jak wyjadą bez znajomości języka to po pięciu latach wypadałoby dojść do poziomu B1.
Z drugiej strony jest bardzo duża tolerancja dla super wykształconych specjalistów w krajach nieanglojęzuycznych, którzy na co dzień posługują się perfekcyjnym angielskim.
Z kolejnej obserwacji studenci, studiujący w Polsce w języku angielskim już na drugim roku są w większości na poziomie prostego dogadania się w sklepie czy na ulicy a tak na prawdę nikt od nich tego nie wymaga.

[stesia]

ja to może jakaś dziwna jestem ale nie wyobrażam sobie jechać na dłużej gdzieś za granicę nie znając języka który tam obowiązuje. bo nawet jak ktoś na perfekcyjnie angielski ale jedzie gdzieś gdzie mamy inny język, to i tak może mu się trafić sytuacja gdzie z tą drugą osobą po ang się nie dogada. dla mnie oczekiwanie w takich sytuacjach że ta druga osoba zna angielski bo przecież to międzynarodowy język jest nie na miejscu.
przecież to nawet źle jest pracy szukać, ok pierwszą ktoś załatwi po znajomości, ale jak przyjdzie szukać innej to co dalej przez znajomości czy iść z tłumaczem na rozmowę o pracę?

[kcepinidzy]

Wojna trwa, jedne piszą, że za granicą to samo co w Polsce, druga piszę, że jakoś ludzie wyjeżdżają i nie chcą wracać, gdzie jest prawda? I tak kłócą się dziewczyny a konsensusu brak, każda ciągnie w swoją stronę.
Napisze wam i was oświecę.
Życie za granicą minimalna krajowa, powiedzmy Anglia.

Pensja netto gdzieś 900 f
Wynajęcie pokoju (poza Londynem) gdzieś 400, (można taniej, ale już gorsze warunki albo odległość od centrum znaczna, można drożej i wtedy luksus)
wyżywienie standard średni 100 f /tydzień 400 miesiąc na osobę komunikacja, niech będzie 100 f
Razem 900 f czyli pokój, żywność i bilet do pracy na styk.

Polska, minimalna netto 1400

Pokój standard średni 800 zł, żywność jakość średnia ( bez kawioru restauracji, ale bez samej żywności z biedronki) 500 zł na miesiąc.
komunikacja 100 razem 1400 zł czyli na styk pokój żywność i bilet.

I dlaczego teraz tyle Polaków wyjechało i nie wraca, i większość twierdzi, że ze względów finansowych? Gdzie jest prawda, gdzie haczyk i gdzie racja?

Otóż moje drogie, szczegół tkwi w NADGODZINACH.

Gdy jest już opłacony pokój, żywność kupiona, komunikacja miejska opłacona, to teraz się myśli o przyjemnościach. i teraz tak

Pracując jeden dzień dłużej np dodatkową sobotę, lub zamiast 8h dziennie przez 5 dni to po 10 h również 5 dni, zarabia się za jedną dniówkę więcej w Anglii około 250/300 zł razy 4 tygodnie to 1000/1200 zł więcej miesięcznie.

W Polsce, za podobne nadgodziny, jedna dniówka więcej w tygodniu np sobota, to około 70 zł, razy 4 tygodnie, to 280 zł miesięcznie.

Podsumowując
Pracując w Polsce cały etat plus jeden dzień dłużej, czyli również sobota przy wolnej tylko niedzieli, zarabia się na pokój, wyżywienie, bilet i 280 zł extra, np na buty za miesiąc harówy.

W Anglii, pracując tyle samo, 6 dni w tygodniu, zarabia się na pokój, wyżywienie, bilet, i zostaje 1000/1200 extra.
Jest różnica?
Najdroższe sprawy są już opłacone z minimalnej pensji czy żywność lokum.
Teraz zostają przyjemności, co można z Polskich nadgodzin sobie kupić? tyrac cały miesiąc na 1 spodnie? Czy kilka miesięcy na najtańszy telewizor? W Polsce pracując nawet z nadgodzinami dalej się WEGETUJE i NA NIC NIE STAĆ.

Za granicą, pracując z nadgodzinami, gdy z jednego dnia pracy w tygodniu wpada 1200 extra, można za jeden miesiąc kupić telewizor 32 cale, w drugim standardowego laptopa, w trzecim, średniej klasy komórkę, w czwartym i piątym kupić odzież na rok dwa użytkowania, a potem to chyba już tylko wyjeżdżać co miesiąc przez PÓŁ ROKU do ciepłych krajów na wakacje.
Czuje człowiek że żyje? Czuje! Owszem nie jest to życie w luksusie, oprócz super auta i własnego m, stac go na wszystko, a w Polsce pracując na etacie i z nadgodzinami, nie stać go dalej NA NIC.

Podałem przykład pracy za minimalną krajową w obu krajach, i mam znajomych którzy właśnie to samo twierdzą, mówiąc słuchaj, pracując na tylko na etacie za granicą (różne kraje) to by już dawno wrócili, bo tylko na samo utrzymanie, i to samo co w Polsce, ale biorąc jakieś nadgodziny, to stać ich na wszystko, oprócz auta luksusowego i mieszkania, bo jeśli ktoś co miesiac nie leci na wakacje to i stac na auto za 10 000-20 000 zł, w Polsce pracując z nadgodzinami byli dalej dziadami, bo cały etat plus nadgodziny i za to kupić sobie spodnie tylko to coś nie halo.

O i zagadka rozwiązana. Owszem nie każdy pracuje w Pl za minimalną ale także za granicą nie każdy pracuje za minimalną.
A młodym bez dobrego wykształcenia (dobre kierunek i uczelnia) to większość pracuje za te 1500 zwłaszcza poza miastami wojewódzkimi gdzie minimalna jest prawie standardem.