Reklama

Odkąd kilka lat temu zamówiłam swój pierwszy koreański krem BB, stałam się wierną fanką kosmetyków z Dalekiego Wschodu. Z zaangażowaniem testuję wszystko, co tylko uda mi się zakupić. Gdy parę miesięcy temu w sieci zrobiło się głośno o maseczkach bąbelkowych, natychmiast kliknęłam odpowiedni produkt w sklepie internetowym. Dwa tygodnie później w moje ręce trafiła popularna Milky Piggy Carbonated Bubble Clay Mask marki Elizavecca, z zabawną świnką na opakowaniu. Jej koszt to w przeliczeniu ok. 45 zł.

Reklama

Maseczka znajduje się w plastikowym słoiczku, z dodatkowym zabezpieczeniem w postaci membranki między wieczkiem a zawartością opakowania. Sam produkt ma ciemnoszary kolor i gęstą, zbitą konsystencję - należy nakładać go za pomocą załączonej szpatułki.Jak widać na zdjęciu, moja maseczka powoli się kończy - to ubytek po ok. trzech miesiącach stosowania, średnio raz w tygodniu. Sama aplikacja jest trudniejsza, niż mogłoby się wydawać ze względu na wspomnianą formułę produktu - ja aplikuję porcję maseczki szpatułką bezpośrednio na twarz i rozprowadzam ją palcami. Pośpiech jest wskazany - przy kontakcie ze skórą maseczka niemal natychmiast zaczyna musować, uwalniając pęcherzyki tlenu.

Po nałożeniu maseczki, zgodnie z instrukcją należy odczekać pięć minut. W tym czasie kosmetyk z gęstej substancji zamienia się w leciutką pianę. Uczucie musowania na skórze jest całkiem zabawne - delikatnie łaskocze, przy akompaniamencie "syku" wydawanego przez bąbelki :) Po upływie zalecanego czasu należy "zgnieść" pianę i zmyć pozostałości pod strumieniem letniej wody. Cały proces od momentu aplikacji, poprzez musowanie po "ręczną likwidację" piany, spróbowałam oddać na zdjęciach. Na samym dole artykułu znajdziecie też filmik, na którym staram się pokazać konsystencję maseczki bezpośrednio przed zmyciem.

A jak z działaniem? Zgodnie z opisem producenta, znajdujące się w składzie kosmetyku biała glinka i proszek węglowy pomagają pozbyć się martwych komórek i oczyścić pory. W dłuższej perspektywie stosowania możemy liczyć na regulację wydzielania sebum, a w konsekwencji rozjaśnienie i wygładzenie cery.Ponieważ używam tej maseczki od kilku miesięcy, mogę z czystym sumieniem ocenić, jak to wygląda w rzeczywistości. Przede wszystkim moim zdaniem nie jest to produkt, który zapewnia natychmiastowy efekt "wow" po jednym użyciu. Jak widać na zrobionych przeze mnie zdjęciach poniżej "przed i po", poza pewnym rozjaśnieniem skóry od strony wizualnej różnica nie jest zbyt duża. Jednak stosując produkt przez dłuższy czas, odczuwalna jest różnica w jakości cery, szczególnie pod kątem wydzielania sebum (jako posiadaczka cery mieszanej dobrze wiem, czym jest błyszczenie w strefie T). Skóra jest też gładsza i jaśniejsza.

Jakie są wady maseczki? Z pewnością fakt, że w tym momencie można ją kupić tylko w zagranicznych sklepach internetowych i na portalach aukcyjnych typu ebay.com. Drugi minus to proces zmywania - kosmetyk silnie przywiera do skóry i całkowite pozbycie się go z twarzy wymaga pewnej dozy cierpliwości. No cóż, po najlepszej zabawie trzeba posprzątać :)Nawet jeśli nie jest to kosmetyk zapewniający natychmiastowy efekt, jestem zdania, że ze względu na długofalowe efekty maseczka Elizavecca jest produktem zasługującym na uwagę. Bardzo polubiłam jej stosowanie i mam zamiar zakupić następne opakowanie. Nie będę ukrywać - aspekt rozrywkowy w postaci musowania również ma tutaj pewne znaczenie :)

Reklama

Czy miałyście okazję testować maseczkę bąbelkową? Co sądzicie o tego typu produktach?

Zobacz też: Te kosmetyki zaskoczyły nas w 2016 roku! Używacie ich?

Reklama
Reklama
Reklama

Nasze akcje

Polecane