Oscar de la Renta

Oscar de la Renta
Oscar de la Renta LTD
Najlepiej ocenione produkty marki Oscar de la Renta
Zobacz wszystkieA mnie się podoba.....
Nigdy nie wąchałam "Pani Walewskiej" (chyba nie?), więc nie mam odniesienia, mnie się podobają w starym dobrym stylu, wiadomo - klasyka. Oczywiście moje kochane koleżanki twierdzą, że pachnę "stara babą", ale mam to w nosie. Są bardzo blisko-skórne, bez żadnego ogona, nut nie wyczuwam, nigdy się nad tym nie zastanawiam, albo coś lubię, albo do kosza. Słowem - mam, używam i będę używać, chociażby z tego powodu, że nie znoszę pachnieć jak cała ulica, brrr! Używam tego produktu od: dawno Ilość zużytych opakowań: 100 ml w połowie
Przejdź do recenzjiPierwszy świeżak, który mnie zachwycił
Mam próbkę tego zapachu i od pierwszego psiknięcia zakochałam się w nim. Znalazłam swój typ na upalne letnie dni. Intrusion pachnie dla mnie zupełnie inaczej niż wskazują na to podane nuty. Psik psik i… skąd ja to znam? 20 sekund przetwarzania informacji w głowie i wiem! Męskie Acqua di Gio! Nie inaczej. A wspomniane perfumy Armaniego znam nie z jednego czy dwóch testów, mój kolega, którego widuję praktycznie codziennie używa Acqua di Gio. Bardzo lubię ten zapach, wdycham go bardzo często, więc nie mam wątpliwości co do mojego skojarzenia. Zaintrygowało mnie to bardzo i zaczęłam szukać. Znalazłam jedną recenzję, w której Intrusion porównano do Acqua di Gio (ale bez dopisku, że w wersji męskiej, czyli chyba w domyśle damskiego) i jedną, na anglojęzycznej Fragrantice, że mężczyzna używający Acqua di Gio skomentował koleżankę wypachnioną Intrusion: „Pachniesz moją wodą!”. Jestem w domu. Ktoś czuję tak samo jak ja. Mój nos (chyba) nie zwariował. Porównałam nuty zapachowe. Mandarynka, neroli i bergamotka w nucie głowy, jaśmin w nucie serca, ambra, paczula i piżmo w bazie – te nuty się powtarzają. I tylko te. Ja jednak dam sobie nos uciąć, że wąchając Intrusion, czuję Acqua di Gio. Męskie. Intrusion to zapach zdecydowanie świeży. I jak świeżaki omijam szerokim łukiem, tego świeżaka niemal kocham. Kwaśno-gorzkawe cytrusy (grejpfruty, cytryny, limonki), nuty morskie i ogórczano-melonowe najpierwszym planie, a w tle bukiet białych kwiatów z liliami na czele – kwiatów zerwanych zaraz po gwałtownej ulewie. Agresywne krople deszczu poraniły liście i płatki, czuć bardziej tę ich „roślinność” niż „kwiatowość”. To wyczuwam w Intrusion. I tak sobie myślę – skąd ta nazwa? Intrusion – wtargnięcie, najście, niepokojenie. I ładnie mi się to dopasowało do tej ulewy, która wtargnęła do ogrodu, potargała lilie, poszarpała piwonie, wymęczyła jaśmin i gardenie, aż poddały się i stały się bezbronnymi roślinkami, odeszły na drugi plan narkotyczne, upajające wonie. Intrusion to pieśń zmęczonych walką z żywiołem kwiatów. Ja zdecydowanie chcę słuchać tej pieśni jak najczęściej. Używam tego produktu od: tygodnia Ilość zużytych opakowań: próbka
Przejdź do recenzji