Mały cudotwórca.
Kwasy i złuszczanie to dla mojej skóry chleb powszedni - kwaszę się od lat, moja cera przeszła wiele. I o ile od jakiegoś czasu było z moją facjatą znośnie, o tyle do ideału wciąż jednak sporo brakowało. Na nosie ciągle pojawiały się czarne kropki, na czole kaszka i grudki, podobnie na policzkach. I chociaż osoby postronne tego nie zauważały, ja wciąż byłam niezadowolona. Ale nadszedł TEN DZIEŃ, i kupiłam peeling Dermiss - nowość na drogeryjnych półkach, kwasy, kwasy, kwasy i złuszczanie, więcej nie trzeba było, by mnie przekonać.
I już po pierwszym użyciu było bardzo w porządku. Po kolejnych był zachwyt. Po dwóch tubkach mogę stwierdzić, że tak, to jest mały cudotwórca. Dlaczego? Bo zlikwidował wszystko, z czym do tej pory nie radziły sobie inne tego typu specyfiki (zielone serum Bielendy, krem z kwasem glikolowym, serum Avy czy żel Vipery). Zaskórniki z nosa są już wspomnieniem (naprawdę! Nie ma ani jednego, pory są czyste!), zniknęła też kaszka z czoła i policzków, broda jest gładka i taka, hm, jednolita, jak nigdy wcześniej. Wszystko, z czym borykałam się tak długo w końcu zostało zwalczone. Jestem tak zadowolona ze stanu mojej cery, że spokojnie wychodzę "do ludzi" jedynie z tuszem na rzęsach ;)
Żel ten jest bardzo komfortowy w użyciu. Producent zaleca nałożenie go cienką warstwą a potem starcie z twarzy wacikiem lub chusteczką, u mnie jednak ten sposób nie działa i zmywam peeling miękką, celulozową gąbeczką. Podczas tych 10 minut z kosmetykiem na twarzy (zdarzało mi się trzymać go i godzinę, nie wypaliło mi ryja) nic nie piecze, żel nie zastyga w taki nieprzyjemny, ściągający skórę sposób. Zmywa się (gąbką) też dobrze, raz dwa i mam czystą twarz.
Na opakowaniu znajdziemy informację, by taki złuszczający zabieg robić raz lub dwa w tygodniu. Cóż, były tygodnie, że robiłam go codziennie ;) Złuszczanie, potem nawilżanie (najczęściej przy pomocy masek w sheetach) i na drugi dzień twarz jak z okładki. Me likey bardzo, bardzo.
Przy takim intensywnym używaniu tubka żelu wystarcza mi na około miesiąc, co, moim zdaniem, jest całkiem dobrym wynikiem. Biorąc pod uwagę jeszcze to, że peeling kosztuje 20 złotych, to już w ogóle rewelacja.
Trochę martwi mnie tylko dostępność - pierwszy egzemplarz kupiłam w Naturze, teraz z DN to cudo zniknęło i chyba nie ma zamiaru znowu się tam pojawić. Drugą tubę kupiłam w Kosmyku i mam nadzieję, że tu zagości na stałe, bo nie wyobrażam sobie swojej pielęgnacji bez tego małego cudaka.
Podsumowując - polecam z całego serca, bo ten niepozorny kosmetyk naprawdę działa. To nie są czcze obietnice producenta, to efekty, które widać gołym okiem.