Cudeńko.
Kiedy opuściłam salon kosmetyczny po zabiegu eksfoliacji kwasami łączonymi z mikrodermabrazją, nie wiedziałam sama czy rzucić się z mostu czy pod samochód. Mimo zabiegów łagodzących w salonie, twarz piekła i paliła żywym ogniem. A że na własnej skórze przekonałam się już nie raz i nie dwa, że algi są zbawieniem, wybrałam się do hurtowni kosmetycznej i ostatecznie zdecydowałam się na wersję chłodzącą.
Ja zużywam tych alg mniej, niż podaje producent na opakowaniu, bo na samą twarz z pominięciem oczu i czerwieni wargowej wystarcza mi 10g. Wody dodaję na oko. Trzeba pamiętać, żeby dodawać wody mineralnej, a nie z kranu i żeby była zimna, max. w temperaturze pokojowej, bo w innym wypadku algi tężeją w tempie expresowym i nie zdążymy nałożyć ich na twarz, zanim zastygną na amen.
Kiedy już mamy algi na twarzy, trzeba pamiętać, że kiedy zaczną zmieniać konsystencję na gumową, krawędzie należy posmarować tłustym kremem bądź wazeliną, bo w innym wypadku maska przy ściąganiu będzie zostawiać przy krawędziach nieestetyczne "troki", które potem trzeba zdzierać siłą, podrażniając skórę i pozostawiając czerwone ślady. Chyba, że ktoś jest perfekcjonistą i jest w stanie nałożyć idealnie równą warstwę maski, która nie zwęża się ku krawędziom. ;)
Maska zastyga ok. 15 minut i mniej więcej w momencie, kiedy zaczyna tężeć, gasi ogień na twarzy milionem igiełek lodu. Uczucie naprawdę jest takie, jakby przyłożyć do twarzy prawdziwy lód. To zlodowacenie skóry utrzymuje się nawet po zdjęciu maski, przynajmniej przez pół godziny. Idzie zmarznąć nie na żarty. :D Osoby, które nie mają problemu z rozżarzonym rumieniem nie będą zadowolone, natomiast Ci, którzy mają problemy z dużym podrażnieniem bądź objawami trądziku różowatego będą wychwalać tę maskę pod niebiosa. Po jej zdjęciu kolor skóry jest w miarę ujednolicony, znika czerwony rumień i skóra pozostaje jedynie zaróżowiona. Pory są domknięte, twarz gładka i stosunkowo dobrze nawilżona.
Nie daję tej masce 5 gwiazdek dlatego, że po innych maskach algowych Bielendy twarz jest nieco bardziej odżywiona i nawilżona. To nie znaczy, że ta maska jest zła, bo swoje docelowe działanie spełnia znakomicie. Uwielbiam ją za ten chłód, ale nie zawsze i nie wszędzie. Na wkurzoną, doprowadzoną do białej gorączki przewrażliwioną skórę jest idealna. Kiedy jednak skóra zachowuje stan równowagi, nie ma sensu katować się tym lodem.
Maska ma śmieszny, błękitny, smerfetkowy kolor i jedyne co bym w niej zmieniła, to zapach- nie chodzi o to że śmierdzi, bo raczej nie ma zapachu, ale np. wersja z koloidalnym złotem tak cudownie pachnie jaśminem... :)
Polecam, ale przed zakupem dobrze jest przeczytać etykietę na opakowaniu i zastanowić się, czy ta maska aby na pewno jest dla nas odpowiednia. Jeśli tak- brać!
Używam tego produktu od: ok miesiąca
Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1