Mam cerę tłustą, od lat złuszczaną kwasami i retinolem, aby utrzymać ją w nienagannej kondycji. Paradoks cery tłustej polega na tym, że potrzebuje ona nawilżania (zwłaszcza po kwasach), ale niewiele jest kremów, które nie zatkają porów.
Wcześniej używałam olejku jojoba, ponieważ jako jeden z nielicznych nie pogarsza stanu skóry tłustej, ale sprawdzał się tylko zimą, a forma olejku jest na dłuższą metę niewygodna.
Chciałam używać kremu, który nawilżałby nie zatykając porów, o prostym składzie, bez zapachu i zbędnych atrakcji. Bardzo trudno jest na polskim rynku znaleźć krem w cenie poniżej 100zł, który nie zawiera typowych, tanich substancji nawilżających: parafiny, glikolu propylenowego albo trójglicerydów (capric/caprylic triglicerydes). Ten krem nie ma w składzie tych substancji i właśnie dlatego zwróciłam na niego uwagę.
Lerosett spełnia moje wymagania co do kremu idealnego.
Bardzo trudno go dostać, ale warto poszukać – ja kupuję przez Internet.
Krem jest prosty, taki jaki lubię – nie ma zapachu, opakowanie ascetyczne bez ciekawej szaty graficznej, zero reklamy, trzeba dobrze poszukać, żeby się o nim dowiedzieć. Dzięki temu wiem, że płacę za działanie, a nie za reklamę.
Kosztuje około 60zł, ale ma pojemność 100ml, a więc o wiele więcej niż standardowe kremy. Używałam go regularnie, prawie co wieczór (co kilka wieczorów przerwa na kwasy, retinol, serum albo antybiotyk, w zależności od pory roku), wystarczył mi na prawie rok, dokładniej około 10 miesięcy.
Używałam przez wszystkie pory roku i za każdym razem sprawdzał się rewelacyjnie, ponieważ krem dobrze nawilża, ale jednocześnie szybko się wchłania, dzięki czemu poradził sobie zimą przy suchym powietrzu od ogrzewania i nie przeszkadzał mi latem, kiedy nie cierpię używać mazideł, które wchłaniają się godzinami.
Działanie – rewelacja. Nigdy wcześniej nie używałam tak dobrego kremu.
Nawilżanie bajeczne, skóra jest miękka, gładka, napompowana wodą, napięcie spowodowane przesuszeniem znika, suche skórki po kwasach znikają, skóra jest ukojona, ma jednolity koloryt, wygląda na wypoczętą, a w dotyku jest niczym skóra dziecka.
NIE ZATYKA PORÓW, co w połączeniu z dobrym nawilżeniem sprawia, że jest to mój absolutny hit.
Nie zaobserwowałam ani powstawania zaskórników, ani reakcji alergicznych, ani wysypu „niespodzianek”, wręcz przeciwnie – mam wrażenie, że skóra dzięki temu kremowi nigdy nie była tak „spokojna”, oczywiście znaczenie ma też fakt, że okresowo wspomagam ją jakimś lekiem albo złuszczaniem i zdrowo się odżywiam.
Nie powiem, że oczyszcza, bo to trudne do zaobserwowania przy regularnym złuszczaniu skóry, a po drugie pomysł, że krem nawilżając oczyszcza skórę wydaje mi się dziwny.
Moim zdaniem nie matuje, ale szybko się wchłania, a makijaż się na nim nie roluje i twarz się raczej nie świeci (chociaż to ostatnie zależy od wielu czynników).
Uwielbiam ten krem i polecam wszystkim, zwłaszcza cerom trudnym, kapryśnym i wrażliwym. Rewelacyjnie nawilża i uspokaja cerę, nie robiąc przy tym krzywdy.
Skład dla zainteresowanych:
Aqua, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, PEG-100 Stearate, Glycerin, Ethylhexyl Ethylhexanoate, Stearerth-20, Ceteth-20, Distarch Phosphate, Farnesol, Farnesyl Acetate, Panthenyl Triacetate, Carbomer, Phenoxyethanol, Methylparaben, Sodium Hydroxide, Parfum, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Isobutylparaben.
Używam tego produktu od: prawie roku
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego