Na wstępie zaznaczam, że jestem absolutnie anty-szminkowa. Raz, że nie znoszę uczucia lepkości na wargach (...zaplątanych włosach, wierzchu dłoni czy co się nawinie w ciągu dnia); dwa, że moje usta nie lubią się z pomadkami, zjadają je błyskawicznie; trzy, że jestem paskudnym leniem i nie cierpię latać do lustra co godzinę w celu poprawy makijażu.
Odkryłam to cudko na wizażu, znalazlam na allegro w dobrej cenie, to co mi tam, wypróbuję.
Mam kolor Rose Pixel. Na każdym zdjęciu reklamowym to był ewidentny brudny róż... otrzymane opakowanie było dokładnie w takim kolorze. Jednak sam kosmetyk to czerwień - rzeczywiście, jak koleżanki niżej wspominają - malinowa. Niespecjalnie mój odcień, niestety, ale sama jestem sobie winna, takie rzeczy kupuje się po przetestowaniu, choćby na dłoni.
Lecimy dalej.
Największy minus za trwałość: jest słaba. Może to faktycznie jakaś smętna właściwość mojego nabłonka na wargach, ale niemal nie jedząc i nie pijąc doprowadziłam pigment do zaniku w przeciągu 2 godzin. Mało, liczyłam na więcej. W dodatku schodził nierównomiernie, na górnej wardze trzymał się lepiej, a już najlepiej na konturach, co jakoś dziwnie nie sprawiło mi radochy, bo możecie sobie wyobrazić efekt... relatywnie jasne usta i malinowy kontur. Ha ha.
Wydajny niezwykle. Jedna warstwa jest dostatecznie intensywna, żeby darować sobie kolejne, chyba, że lubi się mocny makijaż. Właściwie szkoda, że nie jest to efekt subtelniejszego podbicia koloru ust, ale wielkiej tragedii nie ma.
Wygodny aplikator (gąbeczka) pozwala precyzyjnie pokryć usta bez strachu, że będzie nierówno czy to w kształcie, czy w intensywności - maluje się szybko...radzę jednak odczekać kilkanaście sekund przed zaryzykowaniem kolejnej warstwy, bo właściwy kolor pojawia się dopiero po chwili, robi się mocniejszy.
Na tak oporządzone wargi nakładam zwykły pielęgnacyjny błyszczyk z Nivei i efekt jest bardzo fajny, nie ma mowy o wysuszeniu i - na szczęście - klejeniu się. Szkoda wielka, że nie wpływa to na trwałość makijażu, który po dwóch godzinach nadawał się u mnie do poprawki, a ja... patrz: akapit 1. Nie znoszę poprawiać!
Szkoda też, że kosmetyk nie pachnie wcale, lubię pachnące akcenty.
Nawiasem mówiąc, nazwanie tego produktu błyszczykiem to jest jakaś wielka pomyłka i wprowadzanie w błąd. Nie da się zmienić kategorii? Błyszczyk, jak sama wskazuje, błyszczy, lśni, migoce, opalizuje... whatever. A tu mamy mat. Ja nic do matu nie mam, a wręcz przeciwnie, preferuję, jednak ktoś inny może się poczuć lekko oszukany.
Podsumowując: to jest fajny gadżet; niezły produkt, niezły pomysł. Dla kobietki przyzwyczajonej do sprawdzania się w lustrze na pewno bardzo ok, ale reszta niech się nie łudzi - nie ma szans na całodniowe kuszenie ust koralem, to by zresztą musiał być jakiś pancerny pigment, jak swego czasu z MF taki trickowy, który przypominał farbę olejną, zasychal na ustach na mur i schodził bardzo powoli... niestety :D
Ocena niewysoka za te wszystkie \\\'szkoda, że...\\\', ale podkreślę tak na koniec, że to produkt nieszkodliwy, a na allegro całkiem niedrogi.
Używam tego produktu od: 2 tygodni
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego