Pod względem higieny pędzel to dość kłopotliwy produkt - łatwo się brudzi, zarówno produktami sypkimi, jak i mokrymi, jest dość trudny do mycia oraz istnieje spora szansa, że wśród jego włosia zalęgną się różne drobnoustroje. To nie tylko sprawia, że drogi czasem pędzel szybciej staje się niezdatny do użycia, ale i jest dość niehigieniczne - włosiem dotykamy przecież twarzy, potencjalnie przenosząc na skórę wszystkie zanieczyszczenia. Dlatego takie ważne jest, by pędzle trzymać w suchym miejscu, ale także często myć (to drugie jest też ważne również z tego powodu, że na pędzlach zostają resztki na przykład cieni, przez co przy kolejnej aplikacji kolor nie jest jednorodny, a także brudzimy paletę). Sposobów na czyszczenie pędzli jest sporo; jedną z opcji jest kupowanie produktów specjalnie do tego stworzonych.
Swoją dość dużą kolekcję pędzli (głównie z włosiem syntetycznym) myję zazwyczaj produktami do ciała i włosów - w tym również słynnym olejkiem - marki Isana: są tanie, szeroko dostępne, a ilość SLS oraz SLES zawarta w tych produktach nie wpłynęłaby dobrze na moje włosy i przesuszyłaby skórę na ciele, ale za to doskonale sprawdzają się do dokładnego oczyszczania pędzli z warstwy kosmetyków kolorowych. Przy zakupie jednego z pędzli z kolekcji Hebe, przeglądając ofertę, zainteresowałam się jednak tym produktem i sięgnęłam po niego właściwie z ciekawości, z chęci przetestowania czegoś "profesjonalnego" , a także z nadzieją, że płyn skróci chociaż trochę dość żmudny proces mycia. Nie miałam wtedy właściwie żadnego zdania o marce własnej drogerii Hebe. Zresztą, co może tutaj pójść nie tak?
Płyn zamknięty jest w wąskiej, metalowej butelce w pomarańczowym kolorze, który, w mojej opinii, tutaj zupełnie nie pasuje, z czarną zakrętką, pod którą kryje się atomizer. Całą szatę graficzną stanowi logo marki wypisane czarną czcionką oraz nazwę produktu wypisaną białą czcionką. Na odwrocie opakowania umieszczono skład oraz wskazówki, jak stosować produkt. Całość nie prezentuje się najlepiej - chociaż nie wymagam od płynu do pędzli designu i ozdabiania mojej półki z kosmetykami, to kolor opakowania jest dla mnie naprawdę mało trafiony - pomarańcz z brązowymi podtonami, w połączeniu z czarnym detalem, nie prezentuje się tutaj jakoś korzystnie i raczej nie zachęca do częstego sięgania po tę butelkę.
Atomizer działa bez zarzutu, wypluwając z opakowania bezbarwny płyn o bardzo wyraźnym, bardzo nieprzyjemnym alkoholowym zapachu. Wskazuje to na skład - produkt, poza więcej niż 5% kationowych i amfotorycznych związków powierzchniowo czynnych, zawiera dużo alkoholu denaturowanego i, z jakiegoś powodu, perfum (płyn pachnie rzeczywiście kwiatowo, ale i tak jest to zapach zdominowany przez alkohol).
Producent na odwrocie opakowania wskazuje, że należy usunąć nadmiar produktu z pędzla i spryskać kilkakrotnie produktem. Na początek zrobiłam tak z niewielkim, płaskim pędzlem, którego używam do rozprowadzania korektora na powiece: usunęłam nadmiar produktu i spryskałam, a potem delikatnie wytarłam w chusteczkę - na niej zostało niewiele, a pomiędzy włosiem pędzla wciąż był korektor. Spryskałam jeszcze raz i kolejny. Dopiero kilkukrotne powtórzenie tej czynności dało jakiś efekt, jednak nadal miałam wrażenie, że pędzel jest niedomyty. Na domiar złego, analogiczna sytuacja pojawiła się w przypadku pędzla przeznaczonego do ust i innych, pobrudzonych od kosmetyków płynnych. Nieco lepiej było z tymi, których używałam do aplikacji produktów sypkich: po kilku pryśnięciach i wytarciu w chusteczkę zmyła się zewnętrzna warstwa bronzera, różu czy pudru, co było widoczne, jednak i tutaj miałam wrażenie, że oczyszczanie nie jest dokładne i całkowite, nie sięga w głąb. W dodatku cała procedura okazała się jeszcze bardziej żmudna niż mycie pędzli w mój standardowy sposób; już pod koniec spryskiwałam chusteczkę płynem i wycierałam w nią pędzel, co okazało się dość dobrym wyjściem z tej sytuacji - plama zmywanego koloru była większa, ale nadal było to mało, a wszystko trwało dłużej niż zwykle. To był jeden z niewielu razów, kiedy użyłam tego produktu ściśle z jego przeznaczeniem (kilka razy chciałam przemyć szybko pędzel, do którego nie miałam stuprocentowej pewności, że jest czysty).
Wyżej opisana operacja odsłoniła również kolejną wadę produktu, jaką jest fakt, że nie jest wydajny. Podczas całego mycia, które zmieniło się w ciągłe pryskanie, zużyłam około jednej czwartej z 150 ml płynu. W mojej ocenie jest to sporo, szczególnie że nie jest to najtańszy produkt oferowany przez drogerię. Gdybym z jakiegoś powodu używała go do każdego mycia pędzli, z pewnością nie wystarczyłby mi na dużo użyć.
To jeden z tych produktów w moich zbiorach kosmetycznych, z którymi nie wiem, co zrobić. Nie lubię wyrzucać niezużytych opakowań (szczególnie takich), nawet tych, które są według mnie naprawdę złe. Myślę, że - z uwagi na tak wysoką zawartość alkoholu - zużyję ten płyn do dezynfekcji i odświeżenia moich pędzli od czasu do czasu (chociaż nie maluję nimi nikogo, poza sobą), głownie w przerwach pomiędzy użyciami, ale po skończeniu opakowania z pewnością do niego nie wrócę. Nie ma do czego.
Zalety:
- dostępność
- produkt można używać do szybkiego odświeżenia pędzli
- dobrze działający atomizer
- spora ilość produktu (150 ml)
Wady:
- nieładny kolor opakowania
- zapach będący pomieszaniem kwiatowej woni z silną wonią alkoholu denaturowanego
- mała wydajność
- mała skuteczność, wrażenie niedomycia pędzla - nie rozpuszcza dobrze kosmetyków mokrych, z pędzli brudnych od kosmetyków sypkich jest w stanie zmyć jedynie wierzchnią warstwę po wielu próbach
- cena nieadekwatna do jakości
- Trwałość / wykonanie
- Zgodność z opisem producenta
- Stosunek jakości do ceny
- Design produktu