Douglas Collection Hair, Protein Repair, Intensive Mask Maseczka do włosów

Maskę tę kupiłam w formie "saszetkowej" na promocji w Douglasie za około 6 złotych. Przeleżała u mnie trochę, nim w końcu przystąpiłam do jej testowania. Maska ma dość lekką, kremową konsystencję, która dobrze się rozprowadza po pasmach. Zapach jest przyjemny, migdałowy, choć bardzo delikatny i niezbyt utrzymuje się na włosach. Mnie jedna saszetka starczyła na jedno zastosowanie (włosy do pasa, dość gęste), dla kogoś o włosach krótszych myślę, że spokojnie starczyłaby na 2 użycia. Co do efektów: włosy po zastosowaniu maski były trochę bardziej nawilżone, a rozczesywanie przebiegało prościej, jednak nie zauważyłam jakiegoś szczególnego odżywienia, regeneracji czy nabłyszczenia. Biorąc pod uwagę cenę, jestem na nie - dużo taniej można nabyć o niebo lepsze maski.

Maseczkę otrzymałam w zeszłorocznym kalendarzu adwentowym,2018, ale gdzieś ta mała saszetka mi się zawieruszyła i dopiero teraz przy przeglądzie kosmetyków odkryłam że jestem posiadaczką owej maseczki do włosów, więc przyszedł czas na sprawdzenie obietnic producenta dotyczących jej działania. Wersja w saszetce przeznaczona jest do jednorazowego użycia, co przy cenie prawie 10 zł za 20ml jest mało opłacalne, choć przy efekcie WOW z pewnością nie była by to suma wygórowana, ale takowego efektu nie odnotowałam. Saszetka ma żółty pastelowy kolor , minimalistyczna grafikę z logo producenta i nazwą produktu. Na tylnej części przedstawiony został obrazkowy schemat stosowania kosmetyku oraz dokładny jego opis. Zawartość opakowania wystarczyła mi zaledwie na jedno zastosowanie, moje włosy są cienkie i delikatne ale dość długie- prawie do pasa. Maska ma gęstą, kremową i lekko tłustawą konsystencje w białym kolorze. Bardzo dobrze rozprowadza się na włosach i pozostaje na swoim miejscu przez cały czas jej trzymania. Zapach dość intensywny, słodki z mocną migdałowa nutą i delikatnym aromatem masła Shea. Ja lubię takie zapachy, ale dla osób wrażliwych może być z lekka męczący. Jednak na włosach jest bardzo delikatny i wyczuwalny tylko kilka godzin po aplikacji. Skład bardzo przeciętny, owszem jest deklarowany olej z migdałów i masło shea, dodatkowo panthenol i witamina E, ale to wszystko na końcu listy, a na początku kilka razy pojawia się alkohol. Maseczkę nakładałam na całą długość włosów, z szczególnym uwzględnieniem końcówek i trzymałam około 5 minut, po tym czasie spłukiwałam z czym również nie ma żadnych problemów. Całokształt stosowania i działania jest dobry, ale przy takiej cenie spodziewałam się dużo lepszych rezultatów. Włosy po zastosowaniu są zmiękczone, delikatne i przyjemne w dotyku, nie ma również żadnych problemów z ich rozczesaniem. Po wysuszeniu mają ładna objętość, są wygładzone, nie puszą się, są odpowiednio dociążone, ale brakuje im blasku. Po jednym zastosowaniu nie zauważyłam jakiejś szczególnej regeneracji czy odbudowy struktury włosa , nie mniej jednak włosy wyglądały ładnie, zdrowo i długo zachowywały świeżość. Czy zakupie ponownie... nie wiem. Może skusze się na większe opakowanie w tubie najlepiej w promocji i wówczas będę mogła sprawdzić działanie po kilku zastosowaniach. Podsumowując to maseczka która wizualnie pozostawia włosy w odpowiednim stanie, ale bez dogłębnej regeneracji, mimo to nie mam większych zastrzeżeń do jej działania.

Moja historia z tą maską zaczęła się od kalendarza adwentowego z Douglasa. W jednym z okienek miałam okazję odkryć saszetkę z właśnie tą maską. Jako, że masek na włosy używam dość rzadko, bo wtedy kiedy robię generalne SPA, to kiedy już postanowiłam ją użyć, zrobiła na mnie i na włosach of kors, świetne wrażenie, do tego stopnia, że postanowiłam kupić ją w wersji pełnowymiarowej w perfumerii stacjonarnie i jest to już moje 2 opakowanie. Maska w saszetce mieściła z tego co pamiętam 20ml, ta pojemność była dla moich włosów, które mimo, że nie są długie bo przed ramiona, ale dość grube była średnio wystarczająca. Starałam się ją rozprowadzić równomiernie tak, żeby każde pasmo otrzymało odpowiednią ilość, ale starczyło na styk. Maskę tak jak zaleca producent użyłam na wilgotne, osuszone ręcznikiem włosy, po czym zawinęłam je w czepek. Bardzo przypadła mi do gustu kremowa, gęsta formuła maski, która przypomina krem. Dzięki takiej konsystencji można ją swobodnie rozprowadzać na włosach bez obawy, że coś się zachlapie lub będzie cieknąć z włosów. Nie sposób nie wspomnieć o pięknym, głębokim dość intensywnym zapachu słodkich migdałów w duecie z masłem shea. Ten zapach jest tak piękny, że dzięki temu używam tej maski częściej. Maskę na włosach trzymam dłużej niż zaleca producent, około 20 minut. Z moich grubych włosów maska wypłukuje się dość długo jednak już podczas jej spłukiwania czuć jak włosy są gładkie bez kołtunów i poplątanych pasm. Maska odczuwalnie regeneruje włosy a pojemność 150 ml starczyła mi na ok. 2 miesiące. Jestem przekonana, że kupię ponownie, 3 już opakowanie tej maski bo pozostawia włosy w doskonałym stanie. Są niewiarygodnie gładkie, miękkie, lepiej się układają. I ten zapach, który czuć przez cały dzień po zrobieniu maski, cudny!

Moja historia włosowa jest krótka. Po wielu latach farbowania włosów zaprzestałam tego procederu na wiele lat, aż do momentu pojawienia się siwizny. Staram się o nie dbać, ale na zasadzie umiaru a nie nad. Nie suszę ich suszarką, nie prostuję, nie tapiruję, nie maltretuję lakierem, ani szczotką. W zasadzie nie robię nic (typowe rozwiązanie przez zaniechanie) jedyne co, to mycie co drugi dzień, odżywka co trzecie mycie, a reszta typu oleje, maski, pierdółki na końcówki, to już naprawdę sporadycznie. Moje włosy są cienkie, delikatne ze skłonnością do przyklapu. No i właśnie on odbiera im połowę objętości, bo jak mówi fryzjerka, jest ich dużo, ale są cienkie. No cóż... Pokaźną saszetkę produktu (20ml) znalazłam w jednym z okienek kalendarza adwentowego Douglas. Wystarczyła mi na 3 krotne użycie (włosy za łopatki ale cienkie). Początkowo obawiałam się wzmożonego przetłuszczania włosów i oklapu (pomimo tego, że zgodnie z zaleceniami i ogólną normą, nakładałam produkt od połowy ucha w dół), ale ku mojemu zdziwieniu (serio!), wszystko było ok. Widocznie moim włosom tego właśnie trzeba było.Proteinowego kopa. Maseczka jest dość gęsta, z łatwością rozprowadza się na włosach, nie spływa z nich. Jest też szybka w działaniu, wystarczą 3 min. Łatwo się spłukuje, jednak pozostawia na włosach śliską warstwę. Pachnie bardzo przyjemnie. Zwłaszcza zimową porą, albo deszczowym wiosennym dniem (takim jak dziś) warto sięgać po tego typu zapachy. Jest ciepły, słodkawo- orzechowy, ale nie duszący. Aromat masła shea i migdałów podany w bardzo przystępny sposób. Włosy po użyciu wyglądają lepiej. Są miękkie, przyjemne w dotyku. Wygładzone i dociążone, ale nie obciążone. Naprawdę, nie spodziewałam się, ale jestem zadowolona.

Dopiero rozpoczynam obracać się w całym temacie równowagi PEH, więc jest to moje pierwsze świadome użycie maseczki proteinowej. Na tyle co się na tym znam, to osiągnełam efekt odwrotny do zamierzonego - włosy się spuszyły jak nigdy dotąd, Moje kręcone włosy wyglądały jak z komiksu. Ale pachniały OBŁĘDNIE, Oprócz tego nie zauważyłam ani nic dobrego ani złego.

Swoje włosy nagminnie rozjaśniam do popielatego blondu , katuje prostownicą i suszarką więc w ramach zadośćuczynienia wcieram , wklepuje i wmasowuje w nie wszelkie preparaty regenerujące. A maska do włosów to oczywiście podstawa. Tą kupiłam z ciekawości , gdyż nigdy wcześniej masek do włosów marki Douglas nie stosowałam. Możemy kupić ją w tubie. Takiej zwykłej z miękkiego plastiku z zatyczką na klik . Tubę bez problemu możemy rozciąć by zużyć wszystko do końca , a sama zatyczka nie pęka. Za swoją tubę zapłaciłam 49 złotych o ile dobrze pamiętam :). W kalendarzu adwentowym znalazłam natomiast widoczną na zdjęciu jednorazową saszetkę . Nie wiedziałam wcześniej , iż w takiej formie również można je nabyć. Ale saszetki nie polecam - kosztuje 9 złotych a starcza na jedno użycie ( przy moich cieniowanych włosach o długości za łopatki w najdłuższym miejscu :D ) a 9 złotych za saszetkę to czysty skandal - bo jak się dołoży kilka złotych to już się w promocji w drogerii dorwie cały słoiczek maski. Ot co ! Maska ma dość lekką kremową konsystencję i bardzo przyjemny zapach. Taki lekko słodkawy aromat migdałów i masła shea jest naprawdę ładny. No ale na moich włosach niestety żadne zapachy produktów pielęgnacyjnych się niestety nie trzymają i tutaj jest tak samo - góra 15 minut i nic już nie czuję. Maskę bardzo łatwo rozprowadza się po włosach. Nie spływa z nich - więc pielęgnuje nam włosy a nie wannę :D Producent zaleca trzymać ją 3 minuty ja jednak maski zawsze trzymam około kwadransa pod czepkiem z folii aluminiowej :D. Wypłukuje się bardzo łatwo , nie oblepia włosów i pozostawia na nich delikatną śliską warstewkę. Najważniejsze , że nie obciąża włosów , nie wpływa na ich szybsze przetłuszczanie i nie zlepia ich w nieestetyczne strąki. Jeśli chodzi o wygładzenie to tak : podczas suszenia włosów faktycznie widać iż mniej one się puszą i elektryzują , jednak nie ma to żadnego wpływu na późniejszą szybkość ich prostowania. Więc tutaj obietnica spełniona jest połowicznie. Przy dłuższym użyciu faktycznie efekty widzę : włosy są miękkie , dociążone , ich końcówki są mniej kruche są też lekko śliskie w dotyku . Bardzo ważne jest również to , że po umyciu włosy bardzo szybko się rozczesują bez zbędnego plątania. Nie jest to więc maskowy bubel - przynajmniej na moich puklach :) Wiadomo , że maska to tylko jeden z etapów pielęgnacji włosów. Ja ją łącze z nawilżającym szamponem z Herbal oraz biotynową odżywką z Treeemme i z takiego połączenia jestem naprawdę bardzo zadowolona. Włosy wyglądają na zdrowe i zadbane i ta maska oczywiście bardzo się do tego przyczynia :) Stanu moich włosów nie pogorszyła , nie spowodowała podrażnień czy łupieżu. Polubiłam więc ją. Nie jest to może mój hit , ale po prostu ją polubiłam. Fajna maseczka która na moich włosach akurat się sprawdza i na ich regeneracje wpływ ma - chociaż wiadomo , że nie ma produktu który jednakowo dobrze sprawdzi się u wszystkich :)

Jestem bardzo mocno rozczarowana tą maseczką, bo miałam inne maseczki do włosów Douglasa i bardzo je lubiłam, jednak ta nie zrobiła kompletnie NIC. Ciężko się rozpisywać, maseczka pachnie bardzo ładnie i na tym się kończy. Nie wygładziła, nie ułatwia rozczesywania, nie nabłyszcza.