Tere fere..
kuku ;).
Po pierwsze, OSTRŻENIE, recenzja zawiera materiały drastyczne, nieprzeznaczone dla wrażliwych! Są to zdjęcia z kawałkiem pewnej mało politycznej części ciała i cellulitu, który się jej uczepił. Na jednym ze zdjęć widać też, chrońcie oczy, potężną wysypkę, nie mającą z testowanym kosmetykiem nic wspólnego... tak że zachęcam, by nie zwracać na nią uwagi ;).
To do dzieła.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy, w wyniku działania antykoncepcji hormonalnej, odstawienia sportu i przytycia kilku kilogramów nabawiłam się cellulitu. Zdarza się. Jak już nie dało się być mądrym przed szkodą, trzeba było spojrzeć przykrej prawdzie w oczy i zabrać się za usuwanie zniszczeń.
Stwierdziłam, że będę metodyczna. Pierwszego dnia kuracji, w świetle dziennym zrobiłam dokumentację fotograficzną( :D ). Zdjęcie zostało zrobione przy pełnym napięciu mięśni na nodze, na której opierałam ciężar ciała. Pełna ekspozycja grudek. Wcześniej przejrzałam KWC i zdecydowałam się na Tołpę. Byłam sumienna- ten koncentrat jest przenaczony do użytkowania jako część zestawu, więc kupiłam go wraz z chwalonym serum modelującym pośladki i kreatorem gładkiej skóry. Stosowalam co wieczór, po ostrym masażu ciała, pod kreator. Rano wmasowywałam serum. Cały proces trwał ponad 1,5 miesiąca.
EFEKTÓW, PRÓCZ DRENAŻU PORTFELA, NIE ODNOTOWANO.
Pierwsza sprawa, Tołpa, choć pakuje do swoich droższych linii masę ciekawych składników: witaminek, ekstraktów roślinnych, olei, nie zapomina zrównoważyć ich paskudnymi dodatkami. Mamy tu rożne toksyczne konserwanty ( pal licho te pięć parabenów, ale takie Tetrasodium EDTA i Phenoxyethanol to już nie żarty) silikon na samym początku składu (gdyby to był tylko dodatek, nie czepiałabym się ;) ), masę innych substancji, których nie można używać na zranioną lub podrażnioną skórę... Aż żal, że laboratorium Tołpy nie pracuje z taką swadą, jak ich dział marketingu.
Nic to! Stwierdziłam, że wytaczam ciężkie działa i nie będę się nad sobą przesadnie rozczulać. Postawiłam wszystko na, jak mi się wydawało, skuteczność.
Druga sprawa. Kwestia usunięcia cellulitu, to wbrew temu, co się regularnie czyta, nie kwestia wiary w to, co mogą a czego nie mogą robić kosmetyki. Placebo, rzecz jasna, nie zaszkodzi. Są jednak substancje, które mają naukowo udowodnione działanie zarówno na naskórek, jak i skórę i tkanki podskórne. Podobnie jest z ćwiczeniami: są pewne rodzaje treningu, które mają wpływ na pobudzanie krążenia krwi i limfy w warstwach podskórnych. Nie wszystkie. Hasełko o tym, że cellulitu nie da się pokonać kosmetykami bez ćwiczeń jest bardzo mało przemyślane. Są ćwiczenia, które nie mają najmniejszego wpływu na cellulit. Są takie, które mają ogromny. Podobnie jest z kosmetykami. A ten jest zupełnie nieskuteczny.
Buteleczka, konsystencja i sposób aplikacji nie wzbudzają moich zastrzeżeń. Nie miałam nigdy problemu ze ślizganiem się opakowania, rozpryskami i trudnością z równomierną aplikacją. Spray jest dość precyzyjny, dozuje odpowiednie porcje preparatu, nie zacina się ani nie zatyka w trakcie użytkowania. Tak, żeby popsikać tyły ud muszę użyć dłoni jako pośrednika. To nie jest coś wartego uwagi.
Płyn jest nietłusty. wchłania się dość szybko, nie zostawia nieprzyjemnej powłoczki, nie klei się. Jego zapach nie jest specjalnie przyjemny. Rzeczywiście, ma coś wspólnego z borowiną.
Jeśli chodzi o działanie przeciw cellulitowi: zerowe. Napięcie i wygładzenie skóry... chciałabym wierzyć, że jest, choć maciupeńkie. Lekko nawilża i minimalnie wygładza.
Preparat ma pewne plusy. Po pierwsze, nie zaognił podrażnienia, które udało się podleczyć w trakcie kuracji. Po drugie, jest wydajny: starczył mi na półtora miesiąca stosowania na całe nogi, pupę i brzuch. Po trzecie, nie sprawiał problemów w aplikacji. Za każdą z tych cech pół gwiazdki.
Jeśli ktoś ma głeboką potrzebę wspierania polskiego przemysłu, niech kupuje na zdrowie.. ale na realne zmiany niech nie liczy. Ja wracam do kofeiny, masek błotno- algowych i Elancylu, które pomogły mi w analogicznej sytuacji kilka lat temu.