Pierwsze spotkanie, dawno dawno temu, z klasyczną Flowerbombą wspominam jak zderzenie ze ścianą: całkiem nieoczekiwany, mocny cios od strony cukrowej, słodkiej, nieprzeniknionej, jednoakordowej, na który w ogóle się nie przygotowałam. Mój błąd, wszak powinno się wiedzieć do czego wyciąga się rączki. Nastąpiło przyporządkowanie: Flowerbomb= niejadalny cukier i byłby koniec, ale, jak to w pokomplikowanym świecie bywa, nastąpiła niespodziewana znajomość z próbką Flowerbomb Extreme (miłość zakończona flakonem) a następnie, równie ekscytująca, znajomość z wersją różaną, która również zaflakoniła się u mnie na półce.
Wersja różana ma korzenie w klasycznej Flowerbombie, jest słodka, ale nie tak zabójczo, jak klasyk.
Że róża? Klasycznej róży nie wyczuwam, w żadnym wypadku nie jest to "poważny", różany zapach; jeśli róża, to o tyle, o ile pachną konfitury pączkowe, różane.
Więc co jest i co mnie urzekło na cztery gwiazdki? Herbaciany earl gray!!! 100% earl gray, herbaciany, aromatyczny, czarny, słodko-gorzki! W żadnym zapachu nie wyczułam tak wiernie oddanego, herbacianego aromatu bergamotki.
Zapach jest intensywny, mocny, jak z listków przed zaparzeniem. Piękny i intensywny. I słodki, jak Flowerbomby potrafią być.
Trwałość bardzo dobra, flakonik nie jest zły, czarny z różowym ładnie wygląda, choć ładniej w wydaniu Agenta P. ;)
Szkoda, że wersja limitowana, ponieważ już jest trudno dostępna.
Używam tego produktu od: jakiegoś czasu
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego flachonika