Bardzo długo ( tzn. chyba 3 m-ce :D ) rozważałam zakup Pszczółek.
Powstrzymywal mnie fakt posiadania dwoch opakowań meteorytów oraz dobór kolorów w Perles D\\\'Or, a zachęcała cała masa pokus, począwszy od kolejnej puszeczki, skonczywszy na obietnicach, iż limitowanki są bardziej nabłyszczające i "wyjątkowe".
No i w końcu uległam razem z kilkoma wizażankami końcem stycznia ;)
Perles D\\\'Or opakowane są w solidną puszkę, która trwałością i solidnością bije na glowę kartonowe opakowania sprzed "liftingu".
Jedynym minusem puszeczki ( podobnie jak w przypadku nowej klasycznej wersji ) jest płaskie wieczko ( a niektóre z nas bardzo cenily sobie możliwość przesypywania części kulek własnie do wieczka i zbierania "pyłu" ).
Zadnych innych minusów nie odnotowuję :D
Design na początku nie przypadł mi do gustu, co prawda pszczoła Guerlain ma bardzo arystokratyczny rodowód, jednak mnie nie kusiła ( pewnie niechęć do owadów się kłania :/ ).
No, ale z czasem przekonałam sama siebie, ze pszczółka jest niednak słodka i piękna, a kolejne meteoryty są mi niezbędne ...
Po otwarciu opakowania, naszym oczom ukazuje się puszek zabezpieczający kulki, tym razem w kolorze czarnym, bardziej elegancko, wieczorowo, więc pomysł jak najbardziej na miejscu ( niby szczegół, a cieszy :D ).
Nt. zapachu nie będę się rozwodzic, ponieważ wyszłaby epopeja narodowa. BOSKI !
W pudełeczku znajdziemy mocno połyskujący fiolet, róż, miedź, iskrzącą biel oraz białe złoto.
Kolory kuleczek, tak jak wspomnialam wcześniej, początkowo nie zachwyciły mnie.
Choć , z drugiej strony, to co dla mnie jest wadą , dla innych może byc zaletą ...
Już w opakowaniu Perles D\\\'Or wydawały mi się dosłownie mroczne, ciężkie, hmmm ... może "godne królowej ( a raczej cesarzowej ) " ?
W kazdym bądź razie, już sam widok kulek przywodzi na myśl zmysłowe aksamity i cięzkie klejnoty.
Pierwszy test koloru, przynajmniej na ręce, wyszedł świetnie.
Folet zdecydowanie poprawial koloryt skóry, biel rozświetlała, podobnie jak białe złoto, miedź i róż ocieplały.
Już myslałam, ze wygralam los na meteorytowej loterii, gdy nadeszła pora aplikacji na twarz.
W euforii nałożyłam Pszczółki pewna sukcesu i ... bardzo się rozczarowałam :(
Moja naturalnie jasna skóra ( ale nie ekstremalnie jasna, żadnym totalnym bledziuszkiem nie jestem ! ) zrobiła się brązowo - różowa :(
Efekt kolorystyczny może nie był zły, ale Perles D\\\'Or w widoczny sposób przyciemniły moją skórę.
I to było wielkie, wielkie rozczarowanie.
Tym większe, ze nie był to subtelny, złoty brąz, a brąz intensywny, brąz opalenizny z lekką różową podbitką.
Oczywiscie, żeby nie było, ze tylko narzekam ;), Pszczółki, tak jak inne meteoryty pięknie fotoszopują, wygładzają cerę, wyrównują koloryt.
W sumie to wcale nie są mocno błyszczące i myślę, ze nadają sie na dzień.
Szkopuł polega na tym, iż moim zdaniem nie są dla wszystkich :(
Nie mogę tego darować Guerlain, poniewaz wychodzę z prostego założenia, iż skoro w regularnej edycji mamy trzy wersje kolorystyczne do wyboru, OK, kazda znajdzie cos dla siebie.
Ale limitowanka jest jedna, jedyna i powinna dodawać piękna i tego magicznego blasku absolutnie każdej miłosniczce meteorytów, więc ja się zawiodłam :(
Oczywiście Perles D\\\'Or zostały ze mną, jednak "moje" stały się dopiero po separacji fioletowych i rózowych kulek oraz dosypce z 02 i 03.
Ozłacają, ocieplają, ale nie przyciemniają. I o to chodzi :-)
P.S. Daję im 4 gwiazdki, bo jak kazde meteoryty są świetnym kosmetykiem, jednak tak jak podałam, nie kupiłabym ich znowu.
Mam nauczkę. Kolejny raz przekonałam się, ze trzeba zaufać intuicji, a ta od poczatku szeptała, ze z Pszczółkami nie jest mi po drodze.
Łudziłam się, ze będą jak plaster miodu, ale efekt dały jak po użądleniu ... za to jednak gwiazdka mniej ;)