Diabeł mnie podkusił...
Jak często wspominam w moich recenzjach dotyczących mazideł do ust, nie lubię błyszczyków. Skąd zatem ten? No, bez bicia się przyznaję, że tym razem nie w prezencie :D Zobaczyłam makijaż w gazecie. Było napisane, że aby osiągnąć efekt na ustach jaki ma modelka, oprócz czerwonej szminki, potrzebny jest czerwony błyszczyk. No, to dawaj, po drogeriach szukam! Znalazłam go w Naturze, niedrogi,czerwony... Do kasy z nim! Przychodzę do domu, biorę się za makijaż z gazety. Pora na błyszczyk.
Aplikator w kształcie takiej, jakby ergonomicznej klepsydry. Całkiem wygodny. Produkt nakłada się równomiernie.
Konsystencja dość gęsta i klejąca (za to nie lubię błyszczyków), no, ale wiadomo skoro kolor ma być kryjący.
Kolor jest... prawie kryjący, nałożony nie za grubą warstwą (nie lubię błyszczykowej, gęstej mazi na ustach), wchodzi nieco w róż, ale bez tragedii.
To co mnie, niestety, denerwowało i sprawiło, że z bólem zużywałam ten produkt, to to, że nałożony na szminkę ścierał mi ją ze środka, robiąc mi efekt konturówki dookoła ust, która na domiar wszystkiego, jak konturówce już nie przystoi, chciał migrować dalej - poza granice ust... No, niedobrze :( Próbowałam cieniej, jeszcze cieniej, najcieniej. Raz lepiej, a raz gorzej. Nakładany sam - bez szminki pod spodem - sprawował się nieco lepiej i w ten sposób błyszczyk zużyłam, bo nie lubię wyrzucać kosmetyków...
Co do trwałości, to jest dość standardowa jak na błyszczyk - 20 - 30 minut do godziny.
Zdaje się, że oprócz błyszczyków, które czasem dostaję w spadku lub prezencie, ten był ostatnim, który kupiłam sobie sama. W czasach nastoletnich kupowałam ich trochę, więc porównanie z innymi tego typu kosmetykami mam;) To jest dość przeciętny błyszczyk, używałam gorszych, lepszych, choć zarówno te gorsze, jak i lepsze zdarzały mi się rzadko, więc stwierdzam, że ten plasuje się między każdym innym produktem tego typu :]
Używam tego produktu od: dawno, ale zużycie zajęło mi ponad pół roku
Ilość zużytych opakowań: 1 - prawie całe