Było to tak: potrzebowałam czegoś bardziej kryjącego i mniej wysuszającego, aniżeli minerały, i mniej zapychającego, niż koreańskie bb (moja skóra definitywnie ich nie lubi).
Jestem w trakcie kuracji dermatologicznej, spowodowanej m.in. koreańczykami ( ponieważ czuję na karku chłodny oddech ich entuzjastów- nie protestujcie, dobrze je zmywałam, olejem, peelingiem i jeszcze mydłem aleppo, moja skóra po prostu ich nie lubi).
Jakie są kuracje dermatologiczne, każdy wie. Skóra bywa albo przetłuszczona, albo przesuszona, moja prezentuje obie patologie jednocześnie, w dodatku jest potwornie uwrażliwiona. Żadne minerały nie zakrywały czerwonych podrażnień, poza tym na podsuszonym naskórku pudrowa forma prezentowała się naprawdę źle. A do podkładów drogeryjnych nie chciałam wracać...
Na takich oto rozstajach znalazł mnie słoiczek Lusha:) Kupiłam kolor Light Yellow, jasny, z żółtymi podtonami, idealny na lato dla jasnych karnacji.
Pomimo tego, że teoretycznie ma być kremem tonującym, kryje doskonale, bez efektu maski, krycie można oczywiście stopniować- jedna cienka warstwa lekko ujednolica, dwie ujednolicają bardziej, trzecia to już konkret i w dalszym ciągu bez efektu szpachli.
Bogata, gęsta konsystencja może nie sprawdzić się latem, ale ja testowałam go w warunkach, powiedzmy,trudnych- w górach Szkocji. Wiatr, zakładanie kaptura, zdejmowanie kaptura, zakładanie okularów, zdejmowanie okularów, otulanie się szalikiem, zdejmowanie szalika, deszcz padający na twarz... Wszystkie te czynności Lushowi nie zaszkodziły- trwał niezłomnie na mojej skórze od rana do wieczora. Przyznam, że kiedy po 12 godzinach spojrzałam w lustro, a on ciągle był na mojej twarzy, poczułam się nieswojo i powzięłam wątpliwości, czy w ogóle da się go zmyć:) Przyrósł, czy co?
Usunięcie wymagało popracowania wacikami i Physiogelem, ale zakończyło się sukcesem. Opakowanie jest mało higieniczne, to prawda, ale wylewanie wiadra pomyj na głowę producenta z tego powodu jest w mojej ocenie całkowicie niesłuszne. Nawet pobieżne oględziny podkładu, który jest gęstym KREMEM doprowadzą do wniosku, że nie może on być umieszczony w opakowaniu z pompką. Konsystencja jest po prostu za gęsta, aby wydobywać go przy pomocy pompki. Proste, prawda?
Wspomniana konsystencja w mojej ocenie stanowi zaletę, a nie wadę, choć podkład stosowany solo może sprawiać pewne problemy przy nakładaniu. Aby wyglądał naturalnie, trzeba się pomęczyć z dokładnym rozcieraniem, faktycznie nieźle działa rozprowadzanie mokrym pędzlem, najlepiej jednak i najbardziej naturalnie wygląda rozprowadzony palcami. Owa szczególna gęstość jest jednak tą właściwością, która chroniła moją skórę przed ekstremalnymi warunkami klimatycznymi; ona umożliwia również zrobienie sobie z Colour Supplement prawdziwego kremu tonującego poprzez wymieszanie go z innym kremem. Ja używałam go solo, ale również mieszałam z kremem, konkretnie z Biodermą Photoderm SPF30; wykonałam nawet coś w rodzaju kremu bb domowej roboty, bo oprócz Biodermy, zapewniającej wysoką protekcję, dodałam do podkładu Skin Tint Feeling Younger, czyli rozświetlacz w kremie, również Lusha. Efekt końcowy był bardzo naturalny- piękna, rozświetlona karnacja, ujednolicona, z ukrytymi zaczerwienieniami.
Ostatnią zaletą zawartości magicznego słoiczka jest skład. W rolach głównych występują:
-woda różana
-olej sojowy
-dwutlenek tytanu
-kwas stearynowy
-talk
-gliceryna
-trietyloamina
-alkohol cetearylowy
-barwniki
-methylparaben i buthylparaben.
Skład jest bardzo krótki, co zauważy nawet osoba niedowidząca. I dobry- to głównie oleje. Poza nimi dwutlenek tytanu jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym, raczej nieszkodliwym, gliceryna to nawilżacz, kwas stearynowy- emulgator. Trietyloamina jest dyskusyjnym składnikiem, to prawda, ale jest daleko w składzie, a parabeny, znajdujące się na samym końcu składu, to ilości zapewne śladowe. Zresztą trudno, aby nie było konserwantów w słoiku, do którego pakuje się łapy.
Podany przeze mnie skład dotyczy odcienia Light Yellow- składy podkładów Lusha różnią się w zależności od odcienia (mam jeszcze kolor Jackie Oates, jaśniejszy, na zimę, ma więcej wyciągów roślinnych i dodatkowo masło shea).
Czyli- niezły skład, świetne właściwości, wielofunkcyjność, wielogodzinna trwałość, doskonały efekt. Będzie już stale na mojej toaletce.