Będąc kiedyś w drogerii wyposażonej w szafę MIYO, przypomniało mi się, że kiedyś ktoś mi mówił o świetnych lakierach tejże firmy w kanciastych opakowaniach. Jako, że akurat wielkimi krokami zbliżała się wiosna i planowałam trochę poszaleć z kolorami, skusiłam się na dwa piękne odcienie Nailed it.
Były to 11 sunny - cudowny, niesamowicie żywy, żółty kolor bez dodatku drobinek (a takie niestety ciężko znaleźć), 14 lemon - z cytryną nie miał nic wspólnego, miał piękny odcień wczesnej, zgaszonej trawy.
Byłam tak zafascynowana kolorami, że nastawiłam się mega pozytywnie do produktu. Jakie było moje rozczarowanie, kiedy w domu odkryłam, że lakiery posiadają bardzo wąski, rozcapierzony, mało elastyczny pędzelek, którym maluje się po prostu tragicznie. Lakiery smużą niemiłosiernie, a ich krycie jest chyba najgorsze na świecie, dla przykładu: sunny pokrył w 100% płytkę paznokcia DOPIERO po 4 warstwach, a lemon po 3. W porównaniu do wszystkich lakierów jakie posiadam (Wibo, Lovely, Golden Rose, Joko, Rimmel, Maybelline) te są po prostu najgorsze z najgorszych. Do wszystkich tych minusów trzeba zaliczyć schnięcie latami (bez przyspieszacza ani rusz). Mam nadzieję, że trafiłam na felerną partię, bo aż mnie skręca, jak pomyślę, że firma, którą bardzo lubię wypuściła taki badziew w pięknych kolorach.
PLUSY:
- koszt około 6zł za 8 ml,
- ładna gama kolorystyczna.
MINUSY:
- tragiczny mało elastyczny i wąski pędzelek,
- lakiery gęstnieją w buteleczkach w zastraszającym tempie,
- pełne krycie po 3 lub 4 warstwach,
- niewygodne opakowanie, z którego ciężko wyskrobać lakier, kiedy zużycie sięga połowy,
- smużenie, smużenie i jeszcze raz smużenie,
- bardzo długi proces wysychania lakieru.
Ogólnie, radzę omijać te lakiery z daleka, bo nawet najpiękniejszy kolor jest w stanie zepsuć i manicure i humor.
Używam tego produktu od: pół roku
Ilość zużytych opakowań: w połowie dwóch buteleczek