Yves Saint Laurent Palette Mauresque Mosaic Eye Palette (Paleta cieni do powiek) 

To niestety kolejna z paletek YSL, na które się skusiłam, która mnie srodze rozczarowała. Mam nadzieję, że na długo zapamiętam to rozczarowanie i uda mi się uniknąć kolejnej pokusy speców od designu tej marki. A kusić umieją, oj umieją... Zacznę od opakowania: + śliczne zamszowe etui w kolorze cieplutkiego czekoladowego brązu + w nim nie mniej śliczne, ale solidne, brązowe pudełko lśniące złotymi drobinkami + patka do cieni jak wszystkie w gotowych zestawach marna, ale sprytnie ukryta w malutkiej wewnętrznej kieszonce, urocze Zawartość + po otwarciu oczarowuje przecudnymi kolorami: iskrząca biel, lśniący lazur, czekoladowy brąz złocistej opalenizny, niteczki mieniące się od miedzi do starego złota... cóż za radość dla oka! No właśnie - dla oka, a nie na oku. - Turkus napigmentowany tak słabiutko, że daje raczej efekt podbitego oka z tygodniowym siniakiem, niż makijażu. - Biel na powiece okazuje się nie być już bielą, tylko co najwyżej srebrem. - Brąz - jak i pozostałe, bladziutki. - No i cóż za szatański pomysł - te złote niteczki są tylko powierzchowne, to cienka jak włosek warstwa a pod nią ta sama biel co w całej paletce - złota starcza więc na zaledwie kilka umalowań oczu! Śliczne cudeńko, ale gorąco odradzam zakup, bo do niczego się nie nadaje. Używam tego produktu od: roku Ilość całych opakowań: jedno