Regularnie stosuję kremy z kwasami i retinoidami, które doskonale utrzymują całorocznie moją, bądź co bądź, mało kapryśną lecz mieszaną cerę w znakomitej kondycji. Przerobiłam już kilka różnych produktów, zarówno koncernów rodzimych jak i zagranicznych. Jednak żaden z przeze mnie testowanych kremów nie zachwycił mnie na tyle, aby przy nim pozostać. I tak kolejnym na mojej liście był Effaclar K, który miło mnie zaskoczył i nie wykluczam ponownego kupna.
Swój egzemplarz kupiłam w Superpharmie po całkiem okazałej promocji. Krem umieszczony jest w metalowej tubce zakończonej małym dzubkiem, który dozuje idealną ilość kremu. Tubka jest o tyle dobra, że z czasem użytkowania można ją po prostu zwijać (jak opakowanie pasty do zębów), co pozwala na maksymalne wydobycie resztek produktu. Krem o transparentnej białej barwie, podobnie jak jego brat Duo, ma lekką, bardziej żelową niż kremową konsystencję, która gładko ślizga się po skórze i szybciutko wchłania. Zapach bardzo charakterystyczny dla całej serii Effaclar, niby konwaliowy. Nie należy on do moich ulubionych, choć można się przyzwyczaić.
Effaclar K jest częścią mojej wieczornej pielęgnacji – używam go co noc, tylko z krótkimi przerwami na ‘sesje’ nawilżające. Wystarczy odrobina, aby pokryć twarz. U mnie krem nie spowodował żadnego pieczenia, podszczypywania (a nakładam go też w okolicach oczu), nie miałam też po nim wysypu niedoskonałości. Nie uwrażliwił mojej skóry w żadnej sposób. Po zaledwie kilku użyciach zauważyłam, że moja cera jest zdecydowanie gładsza, zwłaszcza czoło, które od czasu do czasu nawiedzane jest przez kaszkę. Kosmetyk nie przesusza skóry, choć też jej nie nawilża. Mam wrażenie, że reguluje także sebum: mimo, że stosuję go na noc, to w ciągu dnia moja cera nie świeci się i nie wymaga dodatkowego przyprószenia pudrem, co jest rzadkością.
Producent obiecuje oczyszczenie porów. No cóż, aż tak z obietnicami bym nie szalała, choć faktycznie pory łatwiej jest mi utrzymać w czystości (zwłaszcza w tych lepszych dniach mojej cery), dzięki czemu są mniej widoczne. Jednakże stojąc przed lustrem bez makijażu widzę, że dogłębnie ‘doczyszczone’ nie są, zwłaszcza te w okolicy nosa. Było by za pięknie.
Raz czy dwa w czasie zimy nałożyłam go w ciągu dnia, z czystej ciekawości czy nadaje się pod makijaż. I tutaj się nie popisał. W połączeniu z kolorowymi kosmetykami, krem zaczął się rolować, a podkład najzwyczajniej się zwarzył, co dało efekt ciasta i mało przyjemny wygląd. Nie jest to dla mnie wielka tragedia, bo krem jest dla mnie kosmetykiem na noc, a nałożenie go na dzień było tylko eksperymentem.
W moim przypadku krem jest bardziej niż wydajny – używam go od sierpnia i dopiero teraz kończę tubkę. Nie jest to specyfik, który w magiczny sposób uwolni od problemów z cerą, ale za to fantastycznie może podtrzymać efektu różnych dermatologicznych kuracji. Nie może być mocniejszy w działu, bo przecież nie jest na receptę. Dla mnie jest środkiem do utrzymania skóry w dobrym stanie, podobają mi się efekty po zastosowaniu kremu. Zajmuje wysokie miejcie w moim rankingu, teraz mam chrapkę na Triacneal, zobaczę czy przebije Effeclar K.
Używam tego produktu od: pół roku
Ilość zużytych opakowań: tubka